SAMOTNA Z WIERSZAMI
Ona zawsze martwiła się o barwne fiołki,
a jemu tylko chleb-igrzyska były w głowie!
Nie potrzebował specjalnej muzyki,
ona zaś obdarować mogła czystym słowem.
Miała wiersze na poranek ze śniadaniem
(te lubiła w lecie w słońcu na tarasie),
a leciutkie, zwiewne, roześmiane -
mogła dać w podwieczorkowym czasie.
Były jeszcze słowa wonne od jaśminu,
tak zmysłowe o miłości — jak w babci albumie,
szeptane słodko w koszulce z muślinu -
lecz on mówił, że tych wierszy wcale nie rozumie...
Czasami w zwykłym dzbanku ustawiała róże,
karmiła się ich zapachem jak jej partner chlebem.
Późnij wiersze pisała, on znów nie rozumiał,
a jej się zdawało, że pisząc - rozmawia z niebem.
© el.żukrowska 5.marca 2012.
fot. z internetu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz