Wreszcie pozwolono Urszuli Tęczyńskiej wrócić do domu. Pilnie przykazano, by choć przez pierwsze dwa miesiące nic nie dźwigała, ani dziecka na ręce, ani garnka na kuchni, co najwyżej szklankę z herbatą. Inaczej znów tu trafi i nie wiadomo, czym się to może zakończyć. Ma o siebie zadbać. Tak rzetelnie. Urszula kiwała głową, ale jednocześnie myślała, że to nierealne! Nie da się żyć według zaleceń tego lekarza! Musiałaby gdzieś na wczasy jakieś wyjechać, do sanatorium jakiegoś, ale nie tu, na wsi, w domu... O odżywianiu też było, ale to od razu puściła mimo uszu, nie będzie sobie bzdurami nabijać głowy, bo oszaleje potem od myślenia!
Tymczasem Manugiewicz umyślił plan tak zwariowany, że nikomu z Tęczyńskich nie mógł go wyjawić. Od Leoni zażądał tylko ciepłego płaszcza dla Urszuli i ubrań z bielizną - wszystkiego po dwie sztuki, aby panienka miała wybór - jak to uzasadnił. A Leonia - jak to Leonia - na temat głupot nie dyskutowała. Prosił - przygotowała, dała w walizeczce, ani ją dzieci nie widziały, ani Tęczyńskiej na oczy nie polazła.
Zresztą miała dodatkowe zajęcie, bo przecież pokój pana Aleksandra został taki rozgrzebany po ubekach.Tęczyński z grubsza poukładał na kupki papiery i książki, coś tam posegregował, czegoś szukał, a resztę kazał dokończyć Leoni. Jej robota zawsze paliła się w rękach. Generalnie wolała w polu i z końmi. Lubiła jechać wozem takim wytężonym kłusem, sama na stojąco na szeroko ustawionych nogach! Uwielbiała ostrą jazdę. I konie żeby były wypoczęte, i żeby tak szły radośnie...hej! Na razie nie miała swojej nawet najnędzniejszej chabety. Mogła sobie parę szczurów założyć, gdyby miała dość cierpliwości, aby je oswoić... Znajomi mężczyźni żartowali z niej, że powinna sobie sprawić motocykl, na przykład jakiś poniemiecki... To by dopiero była jazda... Oni się śmieją, a kto wie, kto wie...?
Teraz też była jazda, ale ze ścierką. Wiadomo - po Leoni nikt poprawiać nie musi! Tym razem miała "znaleziska" - odkryła dawno poszukiwaną spinkę od mankietów i brązowy notes, co to głęboko pod szafkę wpadł. Położyła wszystko na środku wysłużonego biurka. Pokój pana był jednocześnie jego sypialnią, gabinetem, biblioteką i palarnią. Należało mu się szczególne zadbanie, bo od czasu do czasu pan przyjmował tu nawet gości, a już zwyczajne było, że z panem Stanisławem przychodzili tu na wieczorne pogwarki.