wtorek, 27 listopada 2018

NIC MI NIE JEST





Nic mi nie jest.

Moje smutki gonią niczym zwinne charty.
Droga dla nich nigdy nie jest zbyt odległa.
Świat się śmieje i wyczynia jakieś dziwne żarty,
nawet kiedy dusza jego w prochu legła.

A ja tylko moje smutki duszę w kotle,
niech już oka nie podnoszą na świat siwy.
To te mgły, albo i deszcz na tle zwątpień
odbierają mi wesołość oraz niszczą siły.

Nie potrzeba żadnych fanfar ani dzwonów,
mnie wystarczy garstka czerwoniutkich malin
i ten zapach, co po sadzie snuje się bez szronu,
chociaż chłód oznacza dla mnie tylko szalik.

Wypoczywaj - szepcze wiatr i mówią drzewa,
na gałęzi znana sroka kręci łebkiem.
No a we mnie nowa radość wnet dojrzewa,
śmieje się i nawet chowa gdzieś za drzewkiem.

Nic mi nie jest - przypominam sobie czasem.
Niech wiewiórka na mnie dziwnie tak nie zerka!
Smutki już są za dziesiątym chyba lasem.
A z radością dziś się mogę bawić w berka.

Zmiany w sadzie już mnie dziś nie przerażają.
Kwiaty, jesień i zimowe zawieruchy.
Co rok będę miała nową garstkę malin.
A tymczasem już się tulę do poduchy.

© Elżbieta Żukrowska 25.11.2018.
fot. z internetu

ŚPIEW ANIOŁÓW /czwarty rozdział powieści/


fot. Pixabay

4.

Ciągle jest piątek.

Popołudnie. Cały czas "walczę" z praniem - wieszam, przewieszam, aby jak najszybciej wyschło. I szoruję moją kuchnię do połysku. Jestem bardzo zmęczona. Muszę poleżeć. Kończę z kuchnią - jest prawie osiemnasta. Rozsiadam się w moim foteliku na balkonie. Z wiszących mi nad głową koszulek płynie piękny zapach płynu zmiękczającego. A przez głowę prześlizgują mi się jakieś niedokończone myśli o Olku... Ciiiiii..... nakazuje sama sobie. Usypiam nie wiadomo kiedy. Ale śpię krótko, może ze dwadzieścia minut. To wystarczający zastrzyk energii. Robię słabą kawę, pogryzam rabarbarową babeczkę, a następnie znów zajmuję się praniem. Wszystko już jest suche. Bawełny się nie prasuje - mam to zakodowane w głowie. Za to wygładzam i składam bardzo starannie. Jest pokaźna sterta rzeczy Mateusza. Robię na kartce rozliczenie. Jedna z podkoszulek, mimo, że w rozmiarze L, jest wyraźnie węższa od reszty. Może jednak nie będzie tragicznie zbyt mała. Kładę ją oddzielnie. Tak na wszelki wypadek.

poniedziałek, 26 listopada 2018

POŻEGNANIE. OSTATNIE.




Pożegnanie. Ostatnie.

Nic mi nie jest, nic. Tylko w ciszę wsiąkam.
Jest dzień, w którym nie chcę wypowiedzieć słowa.
On nie pachnie mi teraz jak letnia poziomka.
I nie kusi nadzieją - a raczej ją chowa.

Odeszła Hania. Nic się nie zmieniło.
Za oknem zwyczajnie poćwierkują wróble.
Ktoś kogoś dalej kocha - bo ważna jest miłość.
Tylko Hani nie ma. Na wszystko za późno.

Odeszła sama, ale nie ma Jej dwa lata.
Zaś czas dzisiejszy poranek doradził.
Słońce zaświeciło w oczy - pożegnanie świata,
życia, obrazów, rodziny - promień poprowadził.

© Elżbieta Żukrowska 26.11.2018.
fot. własne

BYĆ CZY NIE BYĆ? LOS KOBIETY




Być, czy nie być? Los kobiety.
/refleksje
po przeczytaniu pewnej książki/

Być kobietą... dla każdej
dziś oznacza co innego.
Tu wystarczy zadbać o dom,
tam ponadto być kolegą,

przyjaciółką i kochanką,
matką dla sześciorga dzieci,
a ten drań (ten bydlak - prawie!)
i tak już z pięściami leci...

Jemu miłość była krótka
i na łóżku się skupiła.
O, poślubił - ale wódkę,
nie kobieta jego biła.

Byle pranie, coś na talerz
i by ogarnęła dzieci.
On miał na niej używanie,
boks wyćwiczył jak balecik...

Nie do wiary, ale to się
ciągle dzieje w kobiet życiu.
O, miłości mój eposie!
On ją pięścią, ona - "misiu"!

Skamle. I odejść nie może.
Ciągle - głupia! - jemu ufa,
że się zmieni, że pomoże.
jest jak treningowa pufa!

Lepiej by się na śmierć zapił,
może już by nie bił dzieci.
Ona sama to wytrzyma,
ale dzieciom już krew leci...

Nie bij! - prosi za dzieciaki,
a on się przymierza z buta.
Cóż dla niego nieboraki?
Jak wytrzymać z nim do jutra?

© Elżbieta Żukrowska 25.11.2018.
fot. z internetu

sobota, 24 listopada 2018

PORA NA KOBIETY!




Pora na kobiety!

Świat w ręce kobiet proszę oddać, dosyć już wojen, zabijania.
Kobiety są zrodzone po to, by pokój, miłość nieść od rana.
Popatrz jak piękna jest kobieta i pomyśl, ile ona może!
Przed żadnym trudem się nie ugnie i darmo rąk swych nie rozłoży.
Gdy przerażenie gubi słowa i czołgają się po zimnym piasku...
Do kogo dzisiaj jest ta mowa? I co zobaczysz na obrazku?
Ale ty mówisz o katarze, o tym, że nuda też kark gniecie.
Te słowa nie pasują wcale - pomyśl o sobie, o KOBIECIE!
Cóż facet? Tylko masa mięśni, nawet nie zawsze wyrobionych.
Kobieta - to jest zalet pierścień, wcale nie musi mieć korony!
Kobieta wiersz napisze prędko pomiędzy zrazem a żelazkiem.
Kobieta to jest cud na ziemi! I się nie martwi głupim piaskiem!
Kobieta dzisiaj wszystko może, udźwignie ciężar, zwalczy problem.
Facet załamie się zwyczajnie, szepnie że jest mu niewygodnie!
Bądź dumną damą, bądź kobietą, tak niezwyczajną w każdym calu.
Gdybyśmy my rządziły światem - wojen by wcale nie bywało..

© Elżbieta Żukrowska 22.11.2018.
fot. z internetu

ŚPIEW ANIOŁÓW /trzeci rozdział powieści/



3.

Jest piątek.

Jeszcze nie otwieram oczu. Lubię te poranne oszołomienie, kiedy nie wiem, czy jestem w domu rodzinnym, w wynajmowanej kawalerce, czy już we własnym mieszkaniu w bloku. Jeszcze nie mogę ustalić stron świata. Świergot ptaków zdaje się wypełniać cały pokój, więc nie wiem, z której strony jest okno. Co tam okno - ważne, że cała jestem zanurzona w błogości, nie mam zmartwień, nie ścigają mnie żadne bóle, nic NIE MUSZĘ. Aż chce się żyć! I otworzyć oczy. A tu na wprost nich zawieszona na ramiączku na drzwiach moja spalona suknia z żorżety... I w tym momencie przestało być miło. Zaraz, czym ja się przejmuję? Nie muszę ponosić dalszych kosztów! Wystarczy włożyć suknię do śmieci i po kłopocie. Ale skąd! Jakaś idiotyczna, wewnętrzna uczciwość przed samą sobą, każe mi brnąć dalej w ten temat.

piątek, 23 listopada 2018

CHODŹ !




Chodź!

Wołałeś - chodź, chodź, chodź!
A czas stał nieubłagany,
rękawy puste, zbędne myśli,
świetliste drogi poplątane...

Chodź!

Rosa prószyła jesień srebrnie
a drzewa wciąż stały w płomieniach,
wiatr osłabł, słaniał się przy rzece
i oddech się w miłość zamieniał.

Chodź!

Kogo wołałeś z tej oddali,
a miłość słabła w twych ramionach.
Ja nie dobiegnę już do ciebie,
ta przestrzeń przecież mnie pokona...!

Chodź!

Przynieś trochę ratunku,
gwiazd blaskiem posyp drożyny,
i biegnij, biegnij ku szczęściu,
biegnij do własnej dziewczyny...!

Innej...

Lecz czy dobiegłeś? Czy cię chciała?
Czy otworzyła ci ramiona?
Jeżeli jesteś z nią szczęśliwy - to dobrze.
Ta moja miłość kiedyś skona...

© Elżbieta Żukrowska 22.11.2018
fot. Alicja Stankiewicz

czwartek, 22 listopada 2018

BYWA I TAK




Bywa i tak

Kiedy zabraknie przyjaciela,
zawartość duszy włożę w wiersze.
Niechaj nadzieja się powiela...
Ale nie przyjdę jako pierwsza.

Ten wiersz ci poślę - byle jaki,
nie zasługujesz na łez lanie.
Zaniosą ci go czarne ptaki,
skazując na smutne czytanie.

Nie zasługujesz - jęknę cicho,
myśl się wypełni szarościami.
Tobie też pewnie bardzo smutno
i też nadzieja chce cię mamić.

Lecz nasze drogi dziś nie razem.
Trzeba przeboleć i zapomnieć.
Straciłeś już nade mną władzę...
Smutki po lodzie będą ciągnąć.

© Elżbieta Żukrowska 20.11.2018.
fot. z internetu

środa, 21 listopada 2018

PORA NA ŚWIECE



Pora na świece

Znów miałam mgłę w oczach, a w duszy płomienie;
wiatr się naigrawał, chichotał po skałach.
Nic nie mogłam zrobić, gdy zamiast rąk - cienie,
nic nie mogłam mówić, skamieniała cała.

Świt wylał mgły białe, płynęły tumanem,
lodowate macki ogarnęły serce.
Nic nie chciałam oddać, niepewna nad ranem,
one same brały, ciągle chciały więcej.

Lecz duszy dosięgnąć jakoś nie umiały,
była rozżarzona boleśnie, prawdziwie.
Nie współgrała z ciałem, iskry wciąż w niej trwały.
Wyprysnęła w górę, w niebo, po cięciwie.

Na starość się zmieniam, niezgrabna troszeczkę,
śmierć bawi się moim powolnym oddechem.
Chcę coś w głos powiedzieć, zanim zdmuchnie świeczkę...
Ale słowa we mnie pozostają echem.

Wargi milkną teraz - modlitwy nie będzie.
Poszarzała skóra, palce filetowe...
Godziny są obce, wczesno-poobiednie.
Już nikt nie zaprosi na nową rozmowę...

© Elżbieta Żukrowska 19.11.2018. 
fot. z internetu

wtorek, 20 listopada 2018

ŚPIEW ANIOŁÓW (drugi rozdział powieści)


fot. własna

2.

Czwartek o poranku.

Lubię gdy budzi mnie śpiew ptaków. Czasem jest wyjątkowo głośny, natarczywy. Cieszę się, gdy mogę słuchać go siedząc na balkonie i popijając kawę. Właśnie dziś tak jest. Wierzbina jest sennym, spokojnym miasteczkiem. Wczoraj wieczorem wreszcie wyciągnęłam ze schowka plażowy fotelik, coś pomiędzy leżakiem a fotelem, i już wieczorem, w nocy właściwie, słuchałam nocnych ptaków. Tak mnie jakoś naszło... Czyż nie wolno mi się rozmarzyć? Ale w zasadzie nie tyle marzyłam, co wspominałam. Mam dużo dobrych wspomnień.

poniedziałek, 19 listopada 2018

JESTEM ?



Jestem?

Szumem wiatru, szmerem wody,
utwardzeniem skały,
darem nieba w bryzgach morza,
choć nie dość wspaniałym...
Cichym ptakiem, który skrzydłem miłości dotyka,
niespodzianym zbóż zapachem, nie dość pospolitym...
Jestem źródłem niepokoju, co uchyla rąbek nocy,
gdy w miłosnym niespełnieniu setną łezkę toczy...
Jestem ciszą o zachodzie, śmiechem o poranku.
Jestem... wszystkim.
Choć nie byłam nigdy twą kochanką...

© Elżbieta Żukrowska 18.11.2018. 
fot. własna

niedziela, 18 listopada 2018

RÓŻA



Róża

Zapomniałeś mnie kochać...
Moja miłość nie kusi.
Anioły to tylko białe płatki śniegu,
nie przywiodą cię do mnie.
A ja - głupia! - nadal się wzruszam.
Tylko po co? Po co? Tak daremnie...

Zapomniałeś już o mnie.
Nie widujesz mej twarzy.
W białych bzach więc odeszłam.
Nie udostępniam mych marzeń.
Czekam na gruby deszcz.

Kiedy szalem okręcam szyję,
kiedy biorę parasol do ręki,
kiedy oddycham ciągle (czytaj: żyję),
zasypuję uśmiechem udręki.
I w ten deszcz, zimny deszcz,
idę spacerkiem do nieba.
Ono teraz jest w każdej kałuży,
tak blisko, chociaż całkiem nie trzeba.
I wystarczy się potknąć,
nosem wpaść w bajorko
i utopić się już na zawsze.
A nie jestem aktorką...

Ale ty, niespodziewanie,
przysyłasz mi esemesy z podróży,
bo wiesz, że od nowa wybaczę...
Wszystko ci wybaczę.
W imię tej jednej róży,
podarowanej przed laty...

© Elżbieta Żukrowska 18.11.2018.
fot. Władysław Zakrzewski

piątek, 16 listopada 2018

*** (wino się kończy...)




***

wino się kończy, życie gorzkie,
dusza by chciała gdzieś do raju,
kto jej uwierzy, że ma rację,
że tam jest gloria albo chwała...

wina za mało, czas pomyśleć,
zawsze mieć flaszkę w pogotowiu,
bo idzie zalew smutnych wspomnień,
one się zawsze mnie trzymają

to wszystko bywa rocznicowo,
gdy już chryzantem duszny zapach,
gdy znicze palą się na nowo
i łza się czai - czas zapłakać...

przecieram oczy, myśl jest płocha,
znów poszukuje na drzwiach cienia,
a serce niepotrzebnie szlocha
i darmo dusza jest w płomieniach...

© Elżbieta Żukrowska 15.11.2018.
fot.  własna

ŚPIEW ANIOŁÓW (pierwszy rozdział powieści)



fot. Zdzisław Marciniak

Śpiew aniołów

1.

Wierzbina. Środa – ranek.

Jestem Mirosława Stawicka. Takie nazwisko zostawił mi mąż, który od kilku lat już nie żyje. Natomiast z domu jestem Suszyńska. Urodziłam się na Podlasiu, a teraz mieszkam w Zachodniopomorskim. Tak los rzuca ludźmi... Mam dwoje dzieci, Jasia i Małgosię, dziś to dorośli ludzie, oboje są lekarzami i mieszkają w Stanach Zjednoczonych. Mój Boże... nigdy nie widziałam wnuków na żywo, jedynie przez Skype lub na zdjęciach. Marzę, by to się zmieniło. To tyle tytułem wstępu, abyście wiedzieli, kim jestem. Byłam. Tak, byłam główną księgową, a dziś jestem emerytką. I staram się uśmiechać do ludzi. Ewentualnie nawet być ludziom pomocna. Ale to udaje się tylko czasami. Dziś to mnie ktoś pomaga...

środa, 7 listopada 2018

JESIENNE WIATRU POWIEWY




jesienne wiatru powiewy

straciłam poczucie czasu...
i książki i czar muzyki
wspomnienia blade jak przedświt
i te niepewne wyniki
snu
który gdzieś się już prześnił
próżno jest wznawiać przed nocą
a wiatr w szczelinach gra smutki
czoła zbytecznie się pocą
zapada cisza jesienna
tylko ten wiatr uporczywy
żalem świat posypuje
i morskie kołtuni grzywy

© Elżbieta Żukrowska 6.11.2018.
fot. z internetu

wtorek, 6 listopada 2018

MIERZĄC WYSOKO




Mierząc wysoko

Zaczynając od początku
- najpierw seks, potem dzieciątko.
I pieniędzy cała masa,
by wykształcić w czas bobasa.
Już nie bobas - pan inżynier,
ma od rana tęgą minę.
Piął się w górę i zwyciężył,
teraz furę ma pieniędzy.
Czy przyjaciół ? - rzecz wątpliwa,
bo tam zazdrość pamiętliwa.
Zazdrość, zawiść, wyścig szczurów
- a niewielu może górą.
Ten zwyciężył, jest na szczycie,
lecz go serce boli skrycie.
Głowa pęka, obręcz ściska,
doktor leki w żyły wciska.
I postawił go na nogi,
lecz na ile? Boże drogi!
Bo po roku już jest zawał.
Koniec szczytu - losu kawał.
Na fotelu i w ciepełku
siedzi teraz już bez zgiełku.
Telewizor, czasem książka,
bez wyścigu do pieniążka.
Gdy się trochę wzmocni lekiem,
może ruszy za pasieką...
Podpierając się laseczką
będzie w niebo patrzył z łezką.

© Elżbieta Żukrowska 6.11.2018.
fot. z internetu

poniedziałek, 5 listopada 2018

*** (przez uchylone drzwi...)




***

przez uchylone drzwi smuga światła...
kręci się dymek z papierosa
ręka przy dłoni - to jak warta
jak dowód na to, że wciąż bosa
tulisz się, prosisz - bądź jak zawsze...
jestem, życie przenika legion cieni
lecz czego pragniesz - już nie sprawdzę
bo wszystko w dym się szybko zmieni...

© Elżbieta Żukrowska 5.11.2018.
fot. z internetu

niedziela, 4 listopada 2018

PERFIDIA




perfidia

rozmieniasz w drobny pył
minuta po minucie
i kradniesz moje dni,
wprost z kalendarza, skrycie...
przegryzasz gorzką skórką
z cytryny, pomarańczy
i masakrujesz uśmiech
bo mnie nie będziesz niańczyć...
świat jest żółto-brązowy
w ostatnich zgubionych liściach
chcesz bym zżółkła soczyście
lub utonęła w zawiściach...
a w okna wstawisz kraty
odgrodzisz mnie od świata
motylem albo tęczą
nigdy nie będę wzlatać

© Elżbieta Żukrowska 4.11.2018.
fot. z internetu

sobota, 3 listopada 2018

PUSTOSŁOWIE



pustosłowie

sprzedawca pustych luster
ostatnie rozbił na skale
sprzedawca pustych słów
obraził ludzi z siłą
a ktoś kto ciągle pyta
zagubił sens tych pytań
poezji w nich od dawna nie było

skupiam się na metaforach
wymyślam porównania
a wiersz i tak jak widmo
co z mgły się czasem wyłania

co pytań chce zadać tysiąc
a jedne głupsze drugiego
poeta mógłby mi przysiąc
że wiersz jest znów do niczego

sprzedawca pustych luster
poeta od pustych słów zbioru
- nie wszystko tu bywa słuszne
zaś większość pragnie spokoju

© Elżbieta Żukrowska 3.11.2018.
fot. Pixabaj

*** (upadłam czas...)





***

upadłam
na ostatnim zakręcie czas podstawił mi nogę
kurz nie raczył ukryć takiego potknięcia

wypatruję
następnego wyboju rozchwiania podłoża
i zimnych myśli - do wtargnięcia

© Elżbieta Żukrowska 3.11.2018.
fot. z internetu


czwartek, 1 listopada 2018

I DLA TYCH CO NA MORZU...



I dla tych, co na morzu...

Ludzie, cmentarze, groby, znicze...
Palą się światła, pachnie jodła.
Czas zwolnił biegu, myśl pochwycił,
bo fala wspomnień dziś się wzmogła.

A myśl, choć niby różna bywa,
to dziś oplata tych, co zmarli,
niech każdy w niebie odpoczywa,
dla niego dziś się znicz zapali.

Kwiaty w zapachach swych proszących
już powtarzają rozmodlenie:
ulituj się nad ludem swoim,
Panie, daj dzisiaj ukojenie.

Tamta kobieta - choć dorosła -
połyka z cicha łzy rozpaczy,
bo to jej matka w niebo poszła,
a żal wciąż swoją głębią straszy...

W pobliżu pan przygięty wiekiem,
dziś w roztargnieniu łzę ociera,
zmarła mu żona, został jeden,
choć życie obok jest jak teatr...

Odeszły dusze gdzieś do raju,
nikt tu o piekle nie wspomina.
Pan w swej miłości - miłosierdziu
patrzy po tych cmentarnych dymach...

Inni zginęli gdzieś w przestworzu,
oni nie spoczywają w grobie...
A jeszcze inni het! na morzu...
Dla nich na plaży światło płonie.

© Elżbieta Żukrowska 1.11.2018.
fot. z internetu