niedziela, 30 grudnia 2018

DRŻĄC W JESIENNYM CHŁODZIE...




Drżąc w jesiennym chłodzie...

Myślisz, że mnie widziałeś?
Byłam liściem spadającym
w październikowym słońcu
i mgłą listopadową,
gdy wrony ciężko chorowały...
I wiatrem grudniowym,
niosącym nadzieję
na białe święta.

Nic się nie spełniło.

Życie rządzi się innymi prawami,
ty nie masz tu nic do gadania.
Przydepniesz butem przypadkowy liść,
kawę wypijesz do śniadania
i już możesz iść
w niebieską życia stronę,
tam, gdzie się drzewa gną,
wiatrem szarpane, zmartwione...
W pustce są...

© Elżbieta Żukrowska 29.12.2018.
fot. zinternetu

PODZIĘKOWANIE



Bardzo dziękuję za miniony rok.
Za przyjacielskie podawanie ręki,
za to, że byliście ze mną
w najtrudniejszych momentach.
"Dobrzy ludzie dają szczęście,
źli - niosą doświadczenia,
najgorsi - dają dobre lekcje,
najlepsi - wspaniałe wspomnienia".
Zatem dziękuję wszystkim
i przyjaciołom, i wrogom,
wśród nich mogłam żyć i się cieszyć,
dalej pozostać sobą.
Dziękuję za dni jasne i za szaty ciemne,
za buty przyciasne, za dni nieprzyjemne.
Dziękuję za waszą przyjaźń,
dziękuję za wrogość.
Dzięki temu radziłam
nawet sama z sobą.
Bądźcie dalej blisko, 
by wspierać radami.
Wrogowie też niech zostaną
- przynajmniej są już znani. 

© Elżbieta Żukrowska 27.12.2018
fot. z internetu

PIWO




Piwo

Zamiast świątków na półce są piwa
- by było blisko sięgnąć w czasie "suszy".
Gość zmachany, więc się nie odzywa,
nogą, ręką z wielkim trudem ledwie ruszy...

Praca - pracą, potem trochę odpoczynku,
z kolegami dziś do baru lub na łączkę.
Żona? Matka? Wszak prosiła "wracaj, synku",
ale tobie to jest znowu nie na rączkę.

Z rana oczy, chociaż patrzą - to nie widzą.
Gardło suche, dziki szum narasta w uszach.
Lecz pobudki opór zmysłów właśnie kruszą
- wytrwać dniówkę - bo aż tyle dzisiaj muszą...

© Elżbieta Żukrowska 15.12.2018.
fot. z internetu

piątek, 28 grudnia 2018

ZACIENIONE GRZECHY




Zacienione grzechy

Coś tu nie gra - cień z cieniem się snuje.
Smutne zdjęcia płowieją na ścianie.
Zgliszcza uczuć, choć trzy niezabudki
zasuszone czekają w panamie...

Tak zwątpienie wślizguje się bokiem,
już zawłaszcza kanapę i fotel,
czas-doradca nie będzie obłokiem,
podszeptuje, bym zmieniła motel.

Oczekując na zmianę widzenia,
na rozbłyski radości w uśmiechu,
na pobudkę własnego sumienia
- postanawiam zapomnieć o pechu...

Coś tu nie gra! Już miny są łyse!
Grzbietem ręki się ściera uśmiechy.
Grzech czyniony był kiedyś z rozmysłem.
Dziś nie niesie już sobą uciechy...

© Elżbieta Żukrowska 22.12.2018.
fot. z internetu

środa, 26 grudnia 2018

NAJWAŻNIEJSZA JEST MIŁOŚĆ!




Najważniejsza jest miłość!

Czasem serce (głupie, oj, głupie!)
otwiera się dla żebraczej miłości.
Pędzi na oślep, raniąc stopy,
w mgłę albo w burzę, w niepewności!
Z tysiąca dróg wybiera trudną, bo skalistą.
Rozczarowane, złamane, postrzępione,
leczy się w ukryciu, nie ważąc się pisnąć.
Nie pozwala, by radość zabłysła,
a obmywa we łzach.
I nie wyciąga nauki na przyszłość!
I choć duszki szepczą - zakończ to lub pomścij!
Nie ulega tym szeptom, bo głodne miłości...

© Elżbieta Żukrowska 26.12.2018.
fot. internet

ŚPIEW ANIOŁÓW (jedenasty rozdział powieści)





11.

Poniedziałek, popołudnie.

Z popołudniowej drzemki wyrywa mnie głośne pukanie do drzwi. Przecież mam dzwonek. Dlaczego ktoś nie dzwoni? Otwieram. Muszę mieć potargane włosy i jestem zaspana. Przede mną Mateusz. Zapraszam go do środka. Przyniósł ze sobą dwie pary spodni - krótkie i długie. Jedne i drugie są mocno poprzecierane na udach, ale można to łatwo zreperować. Jednak on mówi, że to spodnie na miarę, a tak w ogóle są do wyrzucenia. Uświadamiam sobie, że nie byłam dziś w lumpeksie i jestem z siebie dumna. Ale nie byłam też u szewca, już jest za późno. Robię sąsiadowi kawę, duży kubek, a sobie małą filiżankę. Rozmawiamy. Mówi, że z tym rowerzystą już ma święty spokój. Zaprasza mnie na truskawki do kogoś z rodziny. Mogłabym sobie narwać na przetwory, on mnie zawiezie i przywiezie. Dziękuję, ale nie. Od podnoszenia rąk w górę (wieszanie prania) i od schylania się mam zawroty głowy. Po co mi ryzykować? Nie potrzebuję wiele. Zimą kupię sobie słoiczek lub dwa dżemu. Dla małych dzieci robiłam dużo dżemów. Teraz już nie.

wtorek, 25 grudnia 2018

NIE PRZYJECHAŁEŚ




Nie przyjechałeś

Siedzę sama, już zaraz wszystkie świeczki zgasną,
niebo ciągle ciemne, bo są grube chmury.
Jeszcze czytam i myślę, a nie mogę zasnąć
i tylko cicha tęsknota szybuje do góry.

Śnij, opowiadaj sny senną litanią.
Pomaluj wizje niczym malarz obraz.
Rozczarowanie też może być manią,
na równi z występkiem, choć czasem na pokaz.

Śnij, kołysz sny nogą, jak bujasz kołyskę.
Babcia ci mówiła, że tak zło kołyszesz.
A i tak w opowieściach słała ci tradycję,
jak to u niej - dosadnie i zawsze na zicher.

Gasną świeczki, czas płynie, anioły posnęły.
Jemioła daremnie zachętę wysyła...
Dziś cię nie całuję, bo nie przyjechałeś.
Rozmodlona a pusta ostatnia godzina...

© Elżbieta Żukrowska 23.12.2018.
fot. z internetu

poniedziałek, 24 grudnia 2018

NIEZDECYDOWANIE




Niezdecydowanie

Pytania? A jeśli tak? Lub nawet nie?
Po lodowatej przestrzeni wiatr...
Sen się nie spełni, nie stanie dom.
Sen jest dla śmiałków gdzie śnieg już spadł...

Spłoszone duchy stają za drzwiami,
czarny materiał zasłania lustro.
Czas zabił radość, wywrócił kramik.
Ja się nie zbudzę, już jest za późno...

Tylko choinka światełkiem mami,
czasem igliwie zapachnie mocno,
czerwony kolor, miękki aksamit,
a od emocji robi się tłoczno.

Jeszcze kolęda, granie dzwoneczków,
później nadzieją oczarowanie...
Czy tak, czy nie - jak małe dziecko -
od nowa stawiasz smętne pytanie...

Może pojechać, a może zostać,
drażni mnie twoje niezdecydowanie.
Droga do domu winna być prosta,
dlaczego pragniesz się już wyłamać?

© Elżbieta Żukrowska 24.12.2018.
fot. z internetu

niedziela, 23 grudnia 2018

STWÓRZ MNIE NA JEDNO WSPÓLNE ŻYCIE



Stwórz mnie na jedno wspólne życie

A może jednak i mnie stworzysz,
nie tylko sny tak zagadkowe?
Może mnie  jawą swą ogarniesz
i razem w buty siedmiomilowe...?

Pójdziemy wspólnie na kraj świata,
gdzie tylko słońce i bociany...
nie chcę być lodem, a gorącem,
tętniącym zawsze, nie nad ranem...

Chcę być dla ciebie tym mężczyzną,
który cię lubi brać w ramiona,
który uczucia umie wyznać
i żaden śnieg go nie pokona!

Który cię szukał, wreszcie znalazł,
pierścionek ci na palec włożył...
na dalsze wspólne życie wskazał.
I guza przez to się dorobił...

©  Elżbieta Żukrowska 23.12.2018.
fot. z internetu

ŚPIEW ANIOŁÓW (dziesiąty rozdział powieści)




10.

Poniedziałek rano.

Chodzę (w koszuli nocnej) ze szmatką i wycieram kurz ze wszystkich parapetów. Wreszcie czajnik mnie "woła" i zaparzam sobie kawę. Mam już w planie spacer po parku. Po wczorajszej burzy musi tam cudnie pachnieć. Piję kawę i jednocześnie robię makijaż. Ubieram się "na sportowo". Zabieram ze sobą mój wielki kosz na ramię - może później wdepnę na ryneczek - jeszcze nie wiem po co. Po ziemniaki? Od drzwi cofam się po komórkę, prawda, ciągle jest zablokowana, ale nie zmieniam tego. Natomiast dorzucam do kosza dużą reklamówkę, na której będę mogła usiąść, gdyby czasem ławki były nadal mokre.

piątek, 21 grudnia 2018

CHŁOP (opowiadanie)




Chłop (opowiadanie)

No, to zaraz mamy święta. Jest dobrze. Naprawdę. Z samego rana pożarłam się z Chłopem, ciśnienie skoczyło na sto osiemdziesiąt, a ja nabrałam obrotów i praca zaczęła mi palić się z rękach. Tylko w uszach mi trochę dzwoniło... Na pierwszy rzut poszła kuchnia - wiecie - góra szafek, środki, blaty. Każda kobieta to zna. Stłukłam jedynie słoiczek z ryżem... Chłop posprzątał podłogę i jest okey. Szybko mi poszło, bo lodówkę i zamrażarkę odmroziłam już trzy tygodnie wcześniej, też po awanturze z Chłopem. Wtedy tak mnie naszło, że nawet okna w dwóch pokojach umyłam. Resztę umył Chłop, a ja poprałam wszystkie firany. On je powiesił, ja poprawiłam. Zawsze tak robimy, bo ręce mi mdleją i nie dam rady tak długo trzymać w górze.

środa, 19 grudnia 2018

ZRODZONY Z BÓLU I TĘSKNOTY




Zrodzony z bólu i tęsknoty

Jesteś moją wyspą szczęścia
nadzieją na bezkres dni łagodnych,
wiatrem, który nie umie schlebiać,
pędzi widma umarłe lub głodne.

Jesteś darem i z krwi, i ze szpiku,
frędzlą firan na oknie sąsiada,
samotnością rzuconą dla wilków,
myślą, której nie da się przykrawać.

Bo zło jest w tobie, lecz i dobra wiele.
Pomieszane wszystko jak w diabelskim kotle.
A ty wśród tego rozpaczą gorejesz.
Jestem za daleko by słone łzy otrzeć.

© Elżbieta Żukrowska 19.12.2018.
gif z internetu

ŚPIEW ANIOŁÓW (dziewiąty rozdział powieści)



9.

Niedziela.

Z samego rana dzwonię do Lusi. Nie odbiera. Może to i dobrze. Lusia jest moją najbliższą przyjaciółką. Jednak jest zbyt wcześnie, bym ględziła jej o Olku. Robię poranne ablucje, jeszcze nie ubieram się kompletnie. W szlafroku mykam z kawą na balkon. I rozmyślam. I postanawiam. Co? Po pierwsze nie odbierać telefonów od Olka. A kiedy już się spotkamy oko w oko - to go zwyczajnie wykpić. Nie będzie robił sobie ze mnie telefonicznej nałożnicy! Co to - to nie! Oby moje postanowienie było mocniejsze niż te w sprawie lumpeksu.
Jest niedziela. Cudna, leniwa niedziela. Uśmiecham się do siebie, do życia, do słońca, choć ono coś dziś jakieś niewyraźne. Za to ptaki są kompletnie oszalałe. Dawno nie słyszałam takiego koncertu. Jeszcze raz - jest CUDNIE. Brakuje mi tylko papierosa. Nie palę od ponad dwudziestu lat, a ciągle tęsknie za paleniem.

wtorek, 18 grudnia 2018

CZY PAMIĘTASZ...?




Czy pamiętasz...?

Czy jeszcze pamiętasz jakie jest czekanie?
Czy jeszcze umiesz zaglądać w okna?
Chodzić od świtu aż po śniadanie
raczej udawać - nie sprzątać.

Niby skupiona, a myśli wciąż w biegu,
rozchybotane jak ptaki na niebie.
Już miał być, a nie ma - zatem dlaczego?
Tęsknota miesza się z gniewem.

Nie zawiadomił i nie przekazał wieści.
Przecież to jawne jest lekceważenie!
Ty wszystko musisz w swoim sercu zmieścić,
czekając - może daremnie...

© Elżbieta Żukrowska 18.12.2018.
fot. z internetu

sobota, 15 grudnia 2018

*** (Istniejesz - jesteś moja...)



***

Istniejesz - jesteś moja - chociaż o tym nie wiesz!
Powstajesz we mnie zawsze ledwie drgnie powieka,
ledwie ręce wyciągnę, jak zbawcze promienie,
jak niezbędnik każdego (lichego?) człowieka.

Krzyk pojawia się pierwszy, chociaż go wyciszam,
krtań boląco ściśniona - może niepotrzebnie.
Na razie daremnie łzę kryje powieka,
bo szloch, ten wewnętrzny, zbyt często jest we mnie.

To tęsknota, co goni palce po klawiszach,
niech szukają akordu lub zaledwie dźwięku.
Ciemność nocy mnie tłamsi, nie jest zwykłą ciszą,
albowiem też więzieniem - jak w zaklętym kręgu.

Jesteś moja - uparcie powtarzają usta.
W myślach niosę pieszczoty, już trzymam w objęciach,
a na podłodze leży jakaś zmięta chusta...
Niemożliwe bym dalej tak straszliwie cierpiał!

© Elżbieta Żukrowska 14.12.2018.
fot. z internetu

piątek, 14 grudnia 2018

ŚPIEW ANIOŁÓW (ósmy rozdział powieści)


fot. Andrzej Kosiba

8.

Noc z soboty na niedzielę.

Doprawdy - nie wiem, co podkusiło mnie do włączenia laptopa. Cena pianina? Takie, które podoba mi się z wyglądu kosztuje około pół miliona - bagatelka! Ale są i tańsze. Kukam to tu to tam i dopada mnie Andrzej Poniedzielski. Koniec. Oglądam go i słucham. Chyba grubo ponad półtorej godziny. Kompletnie padnięta idę wreszcie spać. Wspominając rozmowę z Olkiem usypiam momentalnie. Budzi mnie telefon. Jest dwudziesta trzecia trzydzieści, a więc spałam może dziesięć minut. Zaspana odbieram nie patrząc, kto telefonuje i mam zamiar zachować się jak wodospad. Tymczasem słyszę:
- Maczku mój kochany, jesteś? - potwierdzam.

KOBIETA




Kobieta

Znasz ten czar - ruch bioder - istna prowokacja!
Krok za krokiem wolno stukają szpileczki.
Włosy wiatr rozwiewa, choć tu wiatru nie ma!
Pierś płynie zmysłowo - bogate trójeczki...

Wiem - krzyczysz bezgłośnie podległy urokom.
Jej kobiece wdzięki kuszą, zatrzymują.
Chłoniesz śliczną postać - wbrew wszelkim rozłąkom!
Piszesz w swej pamięci, miłość wyśpiewując.

Patrz.. talia niezwykła, delikatna, gibka,
ten uśmiech na twarzy zdaje się anioła!
Lecz to równie dobrze może być diabliczka -
przecież tym spojrzeniem już do siebie woła!

Padasz na kolana rzucony urokiem,
chcesz świat do nóg złożyć, lecz właściwie - po co?
To ona jest światem w ujęciu szerokim,
szczególnie gdy tuli  wieczorem lub nocą.

© Elżbieta Żukrowska 13.12.2018.
fot. internet

czwartek, 13 grudnia 2018

WYRWIJ MUROM ZĘBY KRAT



Wyrwij murom zęby krat*)


Wspomnienia miały być wyblakłe
trzynastka na początku stoi
a upływ lat trzyma oklapłe
dłonie w kieszeniach - bo się boi

Lecz czy na pewno - pamiętamy
znaczone euforii zręby
i nagły mróz ZOMO i ROMO
A Jacek śpiewał - wyrwij zęby

Czołgi chrzęściły znów na bruku
bezradnie zaciskano pięści
i ktoś się bał tego pomruku
choć zapewniano - dobrze będzie.

Już nie płonęły koksowniki
noszono paczki po więzieniach
a dla ich rodzin dary serca
aby nadziei nie dać skonać

Ty nie pamiętasz we mnie ciągle
zakodowany strach o dzieci
niepewność jutra i mundury
i gwiazda która nie chce świecić
~~~~~~~~~~~~~~~~~
*) - z piosenki "Mury" Jacka Kaczmarskiego

© Elżbieta Żukrowska 13.12.2018.
fot. nowiny24pl

środa, 12 grudnia 2018

ŚWIĘTA O KROK...




Święta o krok...

Telefon milczy, płacze pies,
a kot się plącze pod nogami.
Gdzie jesteś - pytam (zwierzaki też),
wszak miałeś wrócić przed świętami.

Ustawiam świeczki - okno lśni,
kołyszą się łagodne cienie,
czy tę choinkę ustroisz mi
- dziś blisko jest zwątpienie.

Wyjmuję bombki, gwiazdki trzy,
aniołek do mnie słodko mruga.
A moja ręka mocno drży
i cisza przy mnie długa...

Łańcuchy chcą się złotem wić,
dzwoneczki srebrem dzwonić.
Wszystko daremnie, no bo ty
nie wracasz wciąż do domu.

A sama świerczka nie osadzę,
nie pójdę po sąsiedzką pomoc.
Niech nie wie nikt, że nie uradzę
i że z tęsknoty niemal konam.

© Elżbieta Żukrowska 12.12.2018.
fot. z internetu

wtorek, 11 grudnia 2018

WŁOSY


włosy

wiersze dla ciebie - zgasła zorza
i w senność uciekł szelest mrówek
ojciec maleństwo spać położył
nowy szykuje się przychówek...

na niegościnnym niebie cisza
wrony machają ogonami
ale krakania ktoś zabronił
więc teraz ciszą będą mamić

a gdy rozpuścisz włosy nocą
i będziesz je przed lustrem czesać
on znowu przyjdzie i popatrzy
pod wąsem będzie się uśmiechać

mówił że kocha gdy je czeszesz
gdy tak po plecach je rozrzucasz
cóż wtedy wrony albo sroki
ty nadal jego tak zachwycasz

© Elżbieta Żukrowska 11.12.2018.
fot. Maxmodels

niedziela, 9 grudnia 2018

ŚPIEW ANIOŁÓW (siódmy rozdział powieści)





7.

Sobota - późne popołudnie.

Upijam kilka łyków drinka wgapiając się w zdjęcie Olka. Chyba się rozluźniam. Czuję już działanie alkoholu. No a zdjęcie... Nic nie mogę na temat zdjęcia. Patrzę. I jest wibrowanie komórki. Podejmuję rozmowę.
- Witaj skarbie - mówi ciepło Olek.
- Cześć. - Chyba drży mi głos. A ręce dalej się trzęsą. Jednak.
- Nie mogłem wcześniej "tyrpnąć", dopiero teraz się urwałem od stołu. Wiesz, niby okazja smutna, ale przy rodzinnym spotkaniu to zawsze jest dużo rozmów, bo rzadko się widzimy. A jeszcze jak się golnie kielicha...
Przecież wiem, nie musi mi tego mówić! Ale chyba jest skrępowany, chyba sam nie wie, co chce, a co może powiedzieć.

sobota, 8 grudnia 2018

TATO




tato

tak łatwo zapominam
choć - bywa - łzy też sieję
zapominam - o ojcu
gdy mnie wiódł poprzez pola
uczył rozróżniać drzewa
to wierzba to topola
i ziarna uczył
i jak je rozsiewać
jak pierwszą skibę kroić
pługiem - teraz najlżejszym
koniom dać odpoczynek
pod kępą olch splątaną
i uczył gdzie skowronek
gdzie kuna ma swój domek
gdzie czai się łasica
gdzie młode swe przemyca
jedliśmy razem dzikie maliny
i jeżynami czerniliśmy usta
ręce były zmęczone
nogi nie chciały chodzić
lecz dusza nam się śmiała
zadowolona i czysta

łzy same przychodzą
i zawsze nieproszone
ten dotyk szorstkiej ręki
i uśmiech najcieplejszy
było a przeminęło
wspomnień pasmo zadrżało
i już odpływa w schowki
do następnej kolędy...

© Elżbieta Żukrowska 8.12.2018.
fot. z internetu

wtorek, 4 grudnia 2018

ŚPIEW ANIOŁÓW (szósty rozdział powieści)



6.

Ciąg dalszy soboty.

Wychodzę z cmentarza i naprawdę brak mi kogoś do pogaduszek. Nie mogę iść do żadnej koleżanki, bo przecież jest sobota, większość kobiet sprząta, robi zakupy itd. Z nikim się wcześniej nie umówiłam. Jakoś tak jest mi smutno i mgliście... choć na niebie nadal króluje słońce. Sprawdzam godzinę - właśnie mija dziesiąta. Muszę po drodze kupić ługę, to taki stężony roztwór do krochmalenia. Wrócę do domu i zaraz zajmę się serwetkami. Nie wiem jak się to dzieje, ale już stoję w drzwiach lumpeksu. Zmartwiałam. To ten w którym kupiłam suknię z dziurą. Wchodzę i bezlitośnie postanawiam, że nic nie kupię. A jednocześnie wiem, że oszukuję samą siebie. Ty durna kretynko - wymyślam sama sobie i z uśmiechem mówię dzień dobry. W sklepie jest kilka osób. Dwie już wychodzą. Dwie inne są już przy kasie i też wychodzą. A ja chcę porozmawiać. W sklepie są nadal trzy klientki.

sobota, 1 grudnia 2018

ŚPIEW ANIOŁÓW (piąty rozdział powieści)




5.

Noc z piątku na sobotę.

Mateusz. Budzi mnie wielokrotne trzaskanie drzwiami samochodu. Wstaję i wyglądam przez otwarte okno. No tak - on ma zawsze dużo bagażu. Obraca kilka razy, stara się zachowywać cicho, ale to jest druga w nocy i każde, nawet delikatne szurnięcie, wydaje się być bardzo głośne. Zauważa mnie i macha do mnie ręką. Teraz wnosi chyba ostatni transport rzeczy. Słyszę ciche pukanie do moich drzwi. Otwieram w koszuli nocnej. Widzę, że mój sąsiad jest zdenerwowany.
- Mogę? - wchodzi do pokoju i rozsiada się w fotelu.
Lecę do łazienki po szlafrok.
- Jak masz jakiś alkohol, to poczęstuj mnie.

NA CMENTARZU


Na cmentarzu

Tyle kwiatów! Róże, lilie, margerytki,
gerbery, chryzantemy i czerwień goździków.
Ostatnie pożegnanie, choć zda się, że zbytki,
tyle kolorów wpleciono w soczystość iglaków.

Mogiła z jasnym krzyżem gęsto umajona,
płoną znicze i nadal szepczą się modlitwy.
Lecz wiatr lodowaty z cmentarza wygania,
wytoczył żałobnikom uporczywe bitwy.

A serca co kirem dokładnie okryte
wciąż trwają na modlitwie i na wspominaniu.
Chcą Hanię pamiętać, czerpiącą z zachwytem
wszystko, co życie ma w radosnym rozdaniu.

Nigdy nie wiadomo, kto pierwszy wyruszy,
pytać siwego Piotra, czy otworzy bramę.
Tułając się po świecie w mrowiu ludzkiej głuszy
czekamy na zmiłowanie z miłości utkane.

© Elżbieta Żukrowska 1.12.2018.
fot. własna

SZCZECIŃSKI CMENTARZ




Szczeciński cmentarz

Idą żałobnicy. Wiatr jest wśród iglaków,
szumi gałązkami starych drzew, potężnych.
Przy mogiłce stoi karmniczek dla ptaków,
a orzechy dołem - rudej, niedołężnej.

Stary główny cmentarz... Tu łatwo się zgubić.
W kaplicy są naraz aż trzy nabożeństwa.
Za zmarłych modlitwę trzeba szczerą zmówić...
To ostatnia droga - niech będzie zwycięska.

Żałobnicy płaczą, srebrne łzy się toczą.
Z tęsknoty i żalu, że ktoś ich opuścił.
Za wcześnie, przed czasem, lecz cóż na to począć?
Nastał koniec cierpienia, tak skończył się ucisk.

© Elżbieta Żukrowska 1.12.2018.
fot. własna

wtorek, 27 listopada 2018

NIC MI NIE JEST





Nic mi nie jest.

Moje smutki gonią niczym zwinne charty.
Droga dla nich nigdy nie jest zbyt odległa.
Świat się śmieje i wyczynia jakieś dziwne żarty,
nawet kiedy dusza jego w prochu legła.

A ja tylko moje smutki duszę w kotle,
niech już oka nie podnoszą na świat siwy.
To te mgły, albo i deszcz na tle zwątpień
odbierają mi wesołość oraz niszczą siły.

Nie potrzeba żadnych fanfar ani dzwonów,
mnie wystarczy garstka czerwoniutkich malin
i ten zapach, co po sadzie snuje się bez szronu,
chociaż chłód oznacza dla mnie tylko szalik.

Wypoczywaj - szepcze wiatr i mówią drzewa,
na gałęzi znana sroka kręci łebkiem.
No a we mnie nowa radość wnet dojrzewa,
śmieje się i nawet chowa gdzieś za drzewkiem.

Nic mi nie jest - przypominam sobie czasem.
Niech wiewiórka na mnie dziwnie tak nie zerka!
Smutki już są za dziesiątym chyba lasem.
A z radością dziś się mogę bawić w berka.

Zmiany w sadzie już mnie dziś nie przerażają.
Kwiaty, jesień i zimowe zawieruchy.
Co rok będę miała nową garstkę malin.
A tymczasem już się tulę do poduchy.

© Elżbieta Żukrowska 25.11.2018.
fot. z internetu

ŚPIEW ANIOŁÓW /czwarty rozdział powieści/


fot. Pixabay

4.

Ciągle jest piątek.

Popołudnie. Cały czas "walczę" z praniem - wieszam, przewieszam, aby jak najszybciej wyschło. I szoruję moją kuchnię do połysku. Jestem bardzo zmęczona. Muszę poleżeć. Kończę z kuchnią - jest prawie osiemnasta. Rozsiadam się w moim foteliku na balkonie. Z wiszących mi nad głową koszulek płynie piękny zapach płynu zmiękczającego. A przez głowę prześlizgują mi się jakieś niedokończone myśli o Olku... Ciiiiii..... nakazuje sama sobie. Usypiam nie wiadomo kiedy. Ale śpię krótko, może ze dwadzieścia minut. To wystarczający zastrzyk energii. Robię słabą kawę, pogryzam rabarbarową babeczkę, a następnie znów zajmuję się praniem. Wszystko już jest suche. Bawełny się nie prasuje - mam to zakodowane w głowie. Za to wygładzam i składam bardzo starannie. Jest pokaźna sterta rzeczy Mateusza. Robię na kartce rozliczenie. Jedna z podkoszulek, mimo, że w rozmiarze L, jest wyraźnie węższa od reszty. Może jednak nie będzie tragicznie zbyt mała. Kładę ją oddzielnie. Tak na wszelki wypadek.

poniedziałek, 26 listopada 2018

POŻEGNANIE. OSTATNIE.




Pożegnanie. Ostatnie.

Nic mi nie jest, nic. Tylko w ciszę wsiąkam.
Jest dzień, w którym nie chcę wypowiedzieć słowa.
On nie pachnie mi teraz jak letnia poziomka.
I nie kusi nadzieją - a raczej ją chowa.

Odeszła Hania. Nic się nie zmieniło.
Za oknem zwyczajnie poćwierkują wróble.
Ktoś kogoś dalej kocha - bo ważna jest miłość.
Tylko Hani nie ma. Na wszystko za późno.

Odeszła sama, ale nie ma Jej dwa lata.
Zaś czas dzisiejszy poranek doradził.
Słońce zaświeciło w oczy - pożegnanie świata,
życia, obrazów, rodziny - promień poprowadził.

© Elżbieta Żukrowska 26.11.2018.
fot. własne

BYĆ CZY NIE BYĆ? LOS KOBIETY




Być, czy nie być? Los kobiety.
/refleksje
po przeczytaniu pewnej książki/

Być kobietą... dla każdej
dziś oznacza co innego.
Tu wystarczy zadbać o dom,
tam ponadto być kolegą,

przyjaciółką i kochanką,
matką dla sześciorga dzieci,
a ten drań (ten bydlak - prawie!)
i tak już z pięściami leci...

Jemu miłość była krótka
i na łóżku się skupiła.
O, poślubił - ale wódkę,
nie kobieta jego biła.

Byle pranie, coś na talerz
i by ogarnęła dzieci.
On miał na niej używanie,
boks wyćwiczył jak balecik...

Nie do wiary, ale to się
ciągle dzieje w kobiet życiu.
O, miłości mój eposie!
On ją pięścią, ona - "misiu"!

Skamle. I odejść nie może.
Ciągle - głupia! - jemu ufa,
że się zmieni, że pomoże.
jest jak treningowa pufa!

Lepiej by się na śmierć zapił,
może już by nie bił dzieci.
Ona sama to wytrzyma,
ale dzieciom już krew leci...

Nie bij! - prosi za dzieciaki,
a on się przymierza z buta.
Cóż dla niego nieboraki?
Jak wytrzymać z nim do jutra?

© Elżbieta Żukrowska 25.11.2018.
fot. z internetu

sobota, 24 listopada 2018

PORA NA KOBIETY!




Pora na kobiety!

Świat w ręce kobiet proszę oddać, dosyć już wojen, zabijania.
Kobiety są zrodzone po to, by pokój, miłość nieść od rana.
Popatrz jak piękna jest kobieta i pomyśl, ile ona może!
Przed żadnym trudem się nie ugnie i darmo rąk swych nie rozłoży.
Gdy przerażenie gubi słowa i czołgają się po zimnym piasku...
Do kogo dzisiaj jest ta mowa? I co zobaczysz na obrazku?
Ale ty mówisz o katarze, o tym, że nuda też kark gniecie.
Te słowa nie pasują wcale - pomyśl o sobie, o KOBIECIE!
Cóż facet? Tylko masa mięśni, nawet nie zawsze wyrobionych.
Kobieta - to jest zalet pierścień, wcale nie musi mieć korony!
Kobieta wiersz napisze prędko pomiędzy zrazem a żelazkiem.
Kobieta to jest cud na ziemi! I się nie martwi głupim piaskiem!
Kobieta dzisiaj wszystko może, udźwignie ciężar, zwalczy problem.
Facet załamie się zwyczajnie, szepnie że jest mu niewygodnie!
Bądź dumną damą, bądź kobietą, tak niezwyczajną w każdym calu.
Gdybyśmy my rządziły światem - wojen by wcale nie bywało..

© Elżbieta Żukrowska 22.11.2018.
fot. z internetu

ŚPIEW ANIOŁÓW /trzeci rozdział powieści/



3.

Jest piątek.

Jeszcze nie otwieram oczu. Lubię te poranne oszołomienie, kiedy nie wiem, czy jestem w domu rodzinnym, w wynajmowanej kawalerce, czy już we własnym mieszkaniu w bloku. Jeszcze nie mogę ustalić stron świata. Świergot ptaków zdaje się wypełniać cały pokój, więc nie wiem, z której strony jest okno. Co tam okno - ważne, że cała jestem zanurzona w błogości, nie mam zmartwień, nie ścigają mnie żadne bóle, nic NIE MUSZĘ. Aż chce się żyć! I otworzyć oczy. A tu na wprost nich zawieszona na ramiączku na drzwiach moja spalona suknia z żorżety... I w tym momencie przestało być miło. Zaraz, czym ja się przejmuję? Nie muszę ponosić dalszych kosztów! Wystarczy włożyć suknię do śmieci i po kłopocie. Ale skąd! Jakaś idiotyczna, wewnętrzna uczciwość przed samą sobą, każe mi brnąć dalej w ten temat.

piątek, 23 listopada 2018

CHODŹ !




Chodź!

Wołałeś - chodź, chodź, chodź!
A czas stał nieubłagany,
rękawy puste, zbędne myśli,
świetliste drogi poplątane...

Chodź!

Rosa prószyła jesień srebrnie
a drzewa wciąż stały w płomieniach,
wiatr osłabł, słaniał się przy rzece
i oddech się w miłość zamieniał.

Chodź!

Kogo wołałeś z tej oddali,
a miłość słabła w twych ramionach.
Ja nie dobiegnę już do ciebie,
ta przestrzeń przecież mnie pokona...!

Chodź!

Przynieś trochę ratunku,
gwiazd blaskiem posyp drożyny,
i biegnij, biegnij ku szczęściu,
biegnij do własnej dziewczyny...!

Innej...

Lecz czy dobiegłeś? Czy cię chciała?
Czy otworzyła ci ramiona?
Jeżeli jesteś z nią szczęśliwy - to dobrze.
Ta moja miłość kiedyś skona...

© Elżbieta Żukrowska 22.11.2018
fot. Alicja Stankiewicz

czwartek, 22 listopada 2018

BYWA I TAK




Bywa i tak

Kiedy zabraknie przyjaciela,
zawartość duszy włożę w wiersze.
Niechaj nadzieja się powiela...
Ale nie przyjdę jako pierwsza.

Ten wiersz ci poślę - byle jaki,
nie zasługujesz na łez lanie.
Zaniosą ci go czarne ptaki,
skazując na smutne czytanie.

Nie zasługujesz - jęknę cicho,
myśl się wypełni szarościami.
Tobie też pewnie bardzo smutno
i też nadzieja chce cię mamić.

Lecz nasze drogi dziś nie razem.
Trzeba przeboleć i zapomnieć.
Straciłeś już nade mną władzę...
Smutki po lodzie będą ciągnąć.

© Elżbieta Żukrowska 20.11.2018.
fot. z internetu

środa, 21 listopada 2018

PORA NA ŚWIECE



Pora na świece

Znów miałam mgłę w oczach, a w duszy płomienie;
wiatr się naigrawał, chichotał po skałach.
Nic nie mogłam zrobić, gdy zamiast rąk - cienie,
nic nie mogłam mówić, skamieniała cała.

Świt wylał mgły białe, płynęły tumanem,
lodowate macki ogarnęły serce.
Nic nie chciałam oddać, niepewna nad ranem,
one same brały, ciągle chciały więcej.

Lecz duszy dosięgnąć jakoś nie umiały,
była rozżarzona boleśnie, prawdziwie.
Nie współgrała z ciałem, iskry wciąż w niej trwały.
Wyprysnęła w górę, w niebo, po cięciwie.

Na starość się zmieniam, niezgrabna troszeczkę,
śmierć bawi się moim powolnym oddechem.
Chcę coś w głos powiedzieć, zanim zdmuchnie świeczkę...
Ale słowa we mnie pozostają echem.

Wargi milkną teraz - modlitwy nie będzie.
Poszarzała skóra, palce filetowe...
Godziny są obce, wczesno-poobiednie.
Już nikt nie zaprosi na nową rozmowę...

© Elżbieta Żukrowska 19.11.2018. 
fot. z internetu

wtorek, 20 listopada 2018

ŚPIEW ANIOŁÓW (drugi rozdział powieści)


fot. własna

2.

Czwartek o poranku.

Lubię gdy budzi mnie śpiew ptaków. Czasem jest wyjątkowo głośny, natarczywy. Cieszę się, gdy mogę słuchać go siedząc na balkonie i popijając kawę. Właśnie dziś tak jest. Wierzbina jest sennym, spokojnym miasteczkiem. Wczoraj wieczorem wreszcie wyciągnęłam ze schowka plażowy fotelik, coś pomiędzy leżakiem a fotelem, i już wieczorem, w nocy właściwie, słuchałam nocnych ptaków. Tak mnie jakoś naszło... Czyż nie wolno mi się rozmarzyć? Ale w zasadzie nie tyle marzyłam, co wspominałam. Mam dużo dobrych wspomnień.

poniedziałek, 19 listopada 2018

JESTEM ?



Jestem?

Szumem wiatru, szmerem wody,
utwardzeniem skały,
darem nieba w bryzgach morza,
choć nie dość wspaniałym...
Cichym ptakiem, który skrzydłem miłości dotyka,
niespodzianym zbóż zapachem, nie dość pospolitym...
Jestem źródłem niepokoju, co uchyla rąbek nocy,
gdy w miłosnym niespełnieniu setną łezkę toczy...
Jestem ciszą o zachodzie, śmiechem o poranku.
Jestem... wszystkim.
Choć nie byłam nigdy twą kochanką...

© Elżbieta Żukrowska 18.11.2018. 
fot. własna

niedziela, 18 listopada 2018

RÓŻA



Róża

Zapomniałeś mnie kochać...
Moja miłość nie kusi.
Anioły to tylko białe płatki śniegu,
nie przywiodą cię do mnie.
A ja - głupia! - nadal się wzruszam.
Tylko po co? Po co? Tak daremnie...

Zapomniałeś już o mnie.
Nie widujesz mej twarzy.
W białych bzach więc odeszłam.
Nie udostępniam mych marzeń.
Czekam na gruby deszcz.

Kiedy szalem okręcam szyję,
kiedy biorę parasol do ręki,
kiedy oddycham ciągle (czytaj: żyję),
zasypuję uśmiechem udręki.
I w ten deszcz, zimny deszcz,
idę spacerkiem do nieba.
Ono teraz jest w każdej kałuży,
tak blisko, chociaż całkiem nie trzeba.
I wystarczy się potknąć,
nosem wpaść w bajorko
i utopić się już na zawsze.
A nie jestem aktorką...

Ale ty, niespodziewanie,
przysyłasz mi esemesy z podróży,
bo wiesz, że od nowa wybaczę...
Wszystko ci wybaczę.
W imię tej jednej róży,
podarowanej przed laty...

© Elżbieta Żukrowska 18.11.2018.
fot. Władysław Zakrzewski

piątek, 16 listopada 2018

*** (wino się kończy...)




***

wino się kończy, życie gorzkie,
dusza by chciała gdzieś do raju,
kto jej uwierzy, że ma rację,
że tam jest gloria albo chwała...

wina za mało, czas pomyśleć,
zawsze mieć flaszkę w pogotowiu,
bo idzie zalew smutnych wspomnień,
one się zawsze mnie trzymają

to wszystko bywa rocznicowo,
gdy już chryzantem duszny zapach,
gdy znicze palą się na nowo
i łza się czai - czas zapłakać...

przecieram oczy, myśl jest płocha,
znów poszukuje na drzwiach cienia,
a serce niepotrzebnie szlocha
i darmo dusza jest w płomieniach...

© Elżbieta Żukrowska 15.11.2018.
fot.  własna

ŚPIEW ANIOŁÓW (pierwszy rozdział powieści)



fot. Zdzisław Marciniak

Śpiew aniołów

1.

Wierzbina. Środa – ranek.

Jestem Mirosława Stawicka. Takie nazwisko zostawił mi mąż, który od kilku lat już nie żyje. Natomiast z domu jestem Suszyńska. Urodziłam się na Podlasiu, a teraz mieszkam w Zachodniopomorskim. Tak los rzuca ludźmi... Mam dwoje dzieci, Jasia i Małgosię, dziś to dorośli ludzie, oboje są lekarzami i mieszkają w Stanach Zjednoczonych. Mój Boże... nigdy nie widziałam wnuków na żywo, jedynie przez Skype lub na zdjęciach. Marzę, by to się zmieniło. To tyle tytułem wstępu, abyście wiedzieli, kim jestem. Byłam. Tak, byłam główną księgową, a dziś jestem emerytką. I staram się uśmiechać do ludzi. Ewentualnie nawet być ludziom pomocna. Ale to udaje się tylko czasami. Dziś to mnie ktoś pomaga...

środa, 7 listopada 2018

JESIENNE WIATRU POWIEWY




jesienne wiatru powiewy

straciłam poczucie czasu...
i książki i czar muzyki
wspomnienia blade jak przedświt
i te niepewne wyniki
snu
który gdzieś się już prześnił
próżno jest wznawiać przed nocą
a wiatr w szczelinach gra smutki
czoła zbytecznie się pocą
zapada cisza jesienna
tylko ten wiatr uporczywy
żalem świat posypuje
i morskie kołtuni grzywy

© Elżbieta Żukrowska 6.11.2018.
fot. z internetu

wtorek, 6 listopada 2018

MIERZĄC WYSOKO




Mierząc wysoko

Zaczynając od początku
- najpierw seks, potem dzieciątko.
I pieniędzy cała masa,
by wykształcić w czas bobasa.
Już nie bobas - pan inżynier,
ma od rana tęgą minę.
Piął się w górę i zwyciężył,
teraz furę ma pieniędzy.
Czy przyjaciół ? - rzecz wątpliwa,
bo tam zazdrość pamiętliwa.
Zazdrość, zawiść, wyścig szczurów
- a niewielu może górą.
Ten zwyciężył, jest na szczycie,
lecz go serce boli skrycie.
Głowa pęka, obręcz ściska,
doktor leki w żyły wciska.
I postawił go na nogi,
lecz na ile? Boże drogi!
Bo po roku już jest zawał.
Koniec szczytu - losu kawał.
Na fotelu i w ciepełku
siedzi teraz już bez zgiełku.
Telewizor, czasem książka,
bez wyścigu do pieniążka.
Gdy się trochę wzmocni lekiem,
może ruszy za pasieką...
Podpierając się laseczką
będzie w niebo patrzył z łezką.

© Elżbieta Żukrowska 6.11.2018.
fot. z internetu

poniedziałek, 5 listopada 2018

*** (przez uchylone drzwi...)




***

przez uchylone drzwi smuga światła...
kręci się dymek z papierosa
ręka przy dłoni - to jak warta
jak dowód na to, że wciąż bosa
tulisz się, prosisz - bądź jak zawsze...
jestem, życie przenika legion cieni
lecz czego pragniesz - już nie sprawdzę
bo wszystko w dym się szybko zmieni...

© Elżbieta Żukrowska 5.11.2018.
fot. z internetu

niedziela, 4 listopada 2018

PERFIDIA




perfidia

rozmieniasz w drobny pył
minuta po minucie
i kradniesz moje dni,
wprost z kalendarza, skrycie...
przegryzasz gorzką skórką
z cytryny, pomarańczy
i masakrujesz uśmiech
bo mnie nie będziesz niańczyć...
świat jest żółto-brązowy
w ostatnich zgubionych liściach
chcesz bym zżółkła soczyście
lub utonęła w zawiściach...
a w okna wstawisz kraty
odgrodzisz mnie od świata
motylem albo tęczą
nigdy nie będę wzlatać

© Elżbieta Żukrowska 4.11.2018.
fot. z internetu

sobota, 3 listopada 2018

PUSTOSŁOWIE



pustosłowie

sprzedawca pustych luster
ostatnie rozbił na skale
sprzedawca pustych słów
obraził ludzi z siłą
a ktoś kto ciągle pyta
zagubił sens tych pytań
poezji w nich od dawna nie było

skupiam się na metaforach
wymyślam porównania
a wiersz i tak jak widmo
co z mgły się czasem wyłania

co pytań chce zadać tysiąc
a jedne głupsze drugiego
poeta mógłby mi przysiąc
że wiersz jest znów do niczego

sprzedawca pustych luster
poeta od pustych słów zbioru
- nie wszystko tu bywa słuszne
zaś większość pragnie spokoju

© Elżbieta Żukrowska 3.11.2018.
fot. Pixabaj

*** (upadłam czas...)





***

upadłam
na ostatnim zakręcie czas podstawił mi nogę
kurz nie raczył ukryć takiego potknięcia

wypatruję
następnego wyboju rozchwiania podłoża
i zimnych myśli - do wtargnięcia

© Elżbieta Żukrowska 3.11.2018.
fot. z internetu


czwartek, 1 listopada 2018

I DLA TYCH CO NA MORZU...



I dla tych, co na morzu...

Ludzie, cmentarze, groby, znicze...
Palą się światła, pachnie jodła.
Czas zwolnił biegu, myśl pochwycił,
bo fala wspomnień dziś się wzmogła.

A myśl, choć niby różna bywa,
to dziś oplata tych, co zmarli,
niech każdy w niebie odpoczywa,
dla niego dziś się znicz zapali.

Kwiaty w zapachach swych proszących
już powtarzają rozmodlenie:
ulituj się nad ludem swoim,
Panie, daj dzisiaj ukojenie.

Tamta kobieta - choć dorosła -
połyka z cicha łzy rozpaczy,
bo to jej matka w niebo poszła,
a żal wciąż swoją głębią straszy...

W pobliżu pan przygięty wiekiem,
dziś w roztargnieniu łzę ociera,
zmarła mu żona, został jeden,
choć życie obok jest jak teatr...

Odeszły dusze gdzieś do raju,
nikt tu o piekle nie wspomina.
Pan w swej miłości - miłosierdziu
patrzy po tych cmentarnych dymach...

Inni zginęli gdzieś w przestworzu,
oni nie spoczywają w grobie...
A jeszcze inni het! na morzu...
Dla nich na plaży światło płonie.

© Elżbieta Żukrowska 1.11.2018.
fot. z internetu

środa, 31 października 2018

WIERSZYK O PSACH




Wierszyk o psach
/A może i o kocie/

Jesień rozstawia parasole,
ptaszkom na piórka deszczem prószy. 
Kotom zaś jest niegroźna wcale, 
tu jeszcze nie strach o ich uszy. 

Psy...
Ty lepiej z nimi nie zadzieraj, 
bo różne mają charaktery. 
Bywa, że taki w błocie siądzie, 
czy przez to gorszy od Chimery*? 

A tamten co ma białe plamki 
i lubi chodzić w kapeluszu, 
jemu uszykuj kocyk miękki, 
najlepiej z jedwabnego pluszu.

Wilczurom dobądź grube kości
i nie zapomnij o głaskaniu.
Kot może porwać się na ości
- pies nie zapomni o szczekaniu.

Owczarek szkocki - pies miłości!
Inteligencja oraz mądrość.
Towarzysz wierny, a do gości
okaże czasem swą nieufność.

Lecz generalnie po kokardę,
po czubek wilgotnego nosa,
pies udowadnia w każdej chwili,
że ciebie właśnie bardzo kocha!

Ma taki ogon wibrujący,
co jak antena wszystko mierzy,
im większa radość ze spotkania,
tym większa prędkość tej psiej "wieży".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
© Elżbieta Żukrowska 29.10.2018.
fot. z internetu
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Chimera - tu imię kota mojej koleżanki

wtorek, 30 października 2018

ANIOŁY NA CMENTARZU



Anioły na cmentarzu

Na cmentarzach wrzosy płaczą,
cień chryzantem znicze budzą,
kamienne aniołki patrzą
- że na darmo tu się trudzą.

Nie ma zmiany, nie potrzeba,
czas w jedlinę zaplątany,
ktoś powędrował do nieba,
a ktoś tylko... pochowany.

Wiara mówi, że jest niebo,
także czyściec oraz piekło,
lecz niektórzy odrzucają
takie myśli gdzieś daleko.

Mówią głośno - nie ma Boga!
A Bóg smutnie się uśmiecha.
Bo dał ludziom wolną wolę,
lecz to źle jest dla człowieka.

© Elżbieta Żukrowska 29.10.2018.
fot. z internetu

poniedziałek, 29 października 2018

MOJE BLADE ANIOŁY...


Moje blade anioły...

Anioł w jesienny świat wyruszył,
mgły otulały jego postać.
Ledwie skrzydłami lekko wzruszył
i obiecywał - mogę zostać.

Ja go prosiłam - nie trwoń czasu,
za rękę prowadź po złym moście.
A on mi na to - nie proś więcej,
już masz otwarte drzwi na oścież.

I poprowadził mnie w głąb raju,
gdzie słodko pachniał łubin z miętą.
I gdzie w oliwnym, srebrnym gaju
oszałamiały cień i piękno.

Śpiewałam siedząc z aniołami,
lekki wiaterek muskał skronie.
Aż zatęskniłam za polami,
gdzie wichry, burze i pogonie.

Mówiłam więc, że chcę do domu.
chociaż tam nawet bywa grzesznie.
A anioł na to - musisz zostać.
I jeszcze skrzywił się pociesznie.

Zatem już nic nie nawojuję?
Muszę po gajach w dzień się szwendać?
Anioł - że darmo mu pyskuję,
przecież dostałam się do nieba...

Blady aniele... mam to w nosie!
Już wzywam z ziemi swych  przyjaciół!
Kiedy donośnie ich poproszę
- ściągną mnie nawet z tych za-światów!

© Elżbieta Żukrowska 28.10. 2018.
malarstwo - Christine Steffanetti