niedziela, 15 lipca 2012

599. ANIOŁ Z MEGO ŻYCIA



ANIOŁ Z MEGO ŻYCIA

Jasne Anioły ktoś na ziemię wysłał.
Szukają czegoś? Coś rozdawać pora?
Przy mojej bramie nikt się nie zatrzymał
z wyjątkiem jednego, smutnego Anioła...

- Czegóż się smucisz? - zapytałam z cicha.-
Wejdź do mego domu, to cię ugoszczę.
Ale Anioł tylko głową pokiwał:
- Nie mogę - mówi - na razie poszczę.

- Cóż się stało, żeś taki przygnębiony, smutny?
Usiłowałam dociec dotykając skrzydło.
Wzdrygnął się cały, dla siebie okrutny.
- Prawdę powiedziawszy - wszystko mi obrzydło...

Gdy takie słowa od Anioła jaśniutkiego płyną
można się jedynie zafrasować, smucić.
- O co chodzi? - naciskam. Anioł z grobową miną:
- Zgubiłem aureolę i do niebios nie mogę powrócić...

- Wejdź - zapraszam szczerze i biorę pod ramię.-
Właśnie znalazłam zgubę ze złotą gwiazdeczką.
Powiesiłam na poczesnym miejscu wysoko na ścianie
twoje anielskie i święte kółeczko!

Weź je, Aniele. Bardzo blasku strzegłam,
co z aureoli ciągle równo płynął.
Bałam się, czy tu trafisz. Drogę wskazać biegłam,
byś przypadkiem mego domostwa nie minął.

Pozornie nie ma dobrego zakończenia wiersza.
Anioł aureolę nad głowę, w oczach się rozpłynął.
W podzięce ni słowa, ni piórka... I nic nie pociesza.
Ale mam dość radości w sobie, by ją dawać innym.

© e.żukrowska 15. lipca 2012.
Zdjęcie zapożyczone z internetu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz