PO ZACHODNIEJ STRONIE JEZIORA
Słońce płakało chwilę za
chmurami,
mąciło łzami szklaną wodę
jeziora,
wreszcie deszczowo kapać przestało,
a ono – słońce — oczka
przeciera.
Zmęczone już i mocno czerwone,
do snu utrudzone z wolna zamyka, układa.
Od jutra ciepło, nie
będzie deszczu
szepcze — pogodną
aurę zapowiada.
W przyjaznym, ciepłym
spojrzeniu
zamyka się dzień z
westchnieniem,
z nadzieją – na następny,
lepszy
i noc spokojną, niosącą
wytchnienie.
Gdzieś tam czyjeś ręce,
usta i oddechy…
Ktoś inny w nocach
strasznej samotności;
a wszystko to ogarnięte zmierzchem
ciepłym,
schyłkiem dnia okryte –
sukienką miłości.
W innych ścianach złość
wyżej podłogi,
gryzie po kolanach i
kaleczy dusze…
Ogień będzie wypalał te
spazmy ubogie,
lecz nie da wytchnienia,
nie nakarmi ciszą.
Noc już usiadła na zachodnim brzegu
jezior.
Poczerniały okna i
czerwone dachy.
Ptak się rozkrzyczał łzawo, pewnie nie zaśpiewa.
Po okolicy rozpełzły się nielitościwe strachy…
© el.żukrowska
3.11.2013.
© Fot. Dariusz
Kwapisz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz