NA UCHODŹSTWIE
Był
jak konar burzą utrącony z drzewa.
Pojechał
w świat zatrzaskując mocno drzwi za sobą.
I
okrzepł tam. Zwyciężył. Inny wiatr mu
śpiewał.
Wtem
się obudził - nie było zorzy… tak doba
za dobą.
W
drapieżnej chwili jeszcze pięść pokazał,
ale
już zęby spadały w piasek pojedynczo,
jakiś
kurz w oczy - jasność spojrzenia rozmazał
i
nie nazwał jak trzeba tamtego złoczyńcą.
Miał
coś do wyboru – marynarski worek,
zaciągnąć
się w porcie, rzucić życie w diabły…
Ale
ktoś by odczytał to jako pokorę,
a
on chciał pokazać, że nie jest osłabły.
Jeszcze
próbował „swoje” wydrzeć z objęć losu,
a
wrogom pokazywać, że jest dosyć twardy.
Jednak… to gorzkie życie, za dużo patosu
i
zgorzał od tego ognia, i proch po nim marny…
© Elżbieta Żukrowska 01.01.2014.
Fot. z internetu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz