czwartek, 7 sierpnia 2014

622//14. NA UCHODŹSTWIE


NA UCHODŹSTWIE


Był jak konar burzą utrącony z drzewa.
Pojechał w świat zatrzaskując mocno drzwi za sobą.
I okrzepł tam.  Zwyciężył. Inny wiatr mu śpiewał.
Wtem się obudził -  nie było zorzy… tak doba za dobą.

W drapieżnej chwili jeszcze pięść pokazał,
ale już zęby spadały w piasek pojedynczo,
jakiś kurz w oczy - jasność spojrzenia rozmazał
i nie nazwał jak trzeba tamtego złoczyńcą.

Miał coś do wyboru – marynarski worek,
zaciągnąć się w porcie, rzucić życie w diabły…
Ale ktoś by odczytał to jako pokorę,
a on chciał pokazać, że nie jest osłabły.

Jeszcze próbował „swoje” wydrzeć z objęć losu,
a wrogom pokazywać, że jest dosyć twardy.
Jednak…  to gorzkie życie, za dużo patosu
i zgorzał od tego ognia, i proch po nim marny…


© Elżbieta Żukrowska 01.01.2014.
Fot. z internetu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz