Serce przestało skomleć uparcie i cicho
Jakby teraz do nowej miłości zbudzone
Jakby to drugie czuło gdzieś zupełnie blisko
Jakby jedno do drugiego wyciągało dłonie
I choć jedno drugiemu białych bzów nie przynosi
Choć jedne drugiego w ramionach nie trzyma
Nawet jedno drugiego o nic też nie prosi
To... właśnie ten chłopak, właśnie ta dziewczyna...
Rozpaliłeś moją wyobraźnie do białości!
Przyniosłeś mi kwiatów najwonniejszych słowa,
Otworzyłeś się na mnie tak jak drzwi na oścież,
Jakbyś już nie mówił, tylko mnie całował...
Rozesłałeś wokół mnie tyle ciepła,
Rozjarzyłeś jasne światła nad głową,
Obdarzyłeś wszystkim pięknem tak lekko,
Jakbyś tylko dla mnie je chował...
Dałeś może więcej niż miałeś — Kochany!
Dałeś nową nadzieję o zimowym poranku,
zawrót głowy tak piękny, jak na szkle malowany
Anioł Stróż zaprzyjaźnionej malarki-góralki...
Matce boleśnie drży nie tylko i serce, i oko.
Dłoń też rozedrgana inaczej niż zwykle.
Przyglądasz się przez okno znajomym widokom,
A oczy ledwie widzą, załzawione, smutne.
Szukasz gdzieś na parkingu znajomego cienia.
Odbicia świateł w tafli sklepowego okna.
Przyjechał? Będzie? Nie do odgadnienia.
Tak często musisz być teraz samotna...
Obiecał! Och, jak wyraźnie masz to w swej pamięci!
Obiecał, wręcz przysiągł, do wieczora wrócić!
Ile godzin minęło? Każda myśl już smęci.
Nie daj Boże wypadku! To wyjątkowo smuci...
Ty od okna do okna całe popołudnie prawie
Ileż to godzin straconych, jałowych...
A twój syn jedzie, czy auto naprawia?
Może nie pamięta godzin obiecanych...
Wszystkim odwiedzającym to miejsce życzę wspaniałych Świąt!
W WIGILIĘ
Świece woskowe zapalone, rozpachnione,
z żywicznym zapachem choinki zmieszane,
złoto-czerwony blask ozdób
cieniami się kładzie na ścianie,
kolorowe światełka rozmigotane.
I to już święta?
Prawie święta... kolęda, kolęda
Nutka za nutką świątecznie, bialutko...
Biały opłatek z Jezuskową nutką.
W całym mieszkaniu świątecznie, cichutko.
I tylko kolęd przyciszone granie, śpiewanie,śpiewanie...
I biały obrus z garstka sianka – koniecznie!
I ciepłych wspomnień garść o nieobecnych
Gościu spóźniony, samotny, zapomniany -
Tu jest twoje miejsce...Czekamy...
Na ścianach rozbielonych gwałtownym słońcem
znów odnajduję cień i zamieram ze wzruszenia,
gdy nagle twój mojemu podaje rękę...
Wiem, że to tylko cień...tak mało mi trzeba...
ale to też nowa nadzieja na inne spotkanie
na inne barwy dla oczu i inny zawrót głowy
to nie jest łatwe być twoim zakładnikiem
a może nawet więźniem bez kajdan...
Nie jest łatwe szukać i nie znajdować
W bezradności mojej wciąż poszukuję
niemal na ślepo, po omacku, po ścianie
pełznąc do ciebie jak ten cień,
przyczepiony do moich nóg
wszystko daremnie, roztrwoniony czas...
Granatowa noc pochlania cień
A ja ciągle nie mam ciebie
Ciągle nie znam dróg do ciebie
dążę tylko za głosem, śpiewem, zapachem
bez końca idę do ciebie.
Stęsknioną ręką prostujesz ścieżki moich marzeń.
Usuwasz wszystkie ciernie, a na najwyższej gałęzi
Zawieszasz blady księżyc z lisią czapką.
Ma oświetlać mi drogę do ciebie - tę już prostą
Przypinasz mi skrzydła do ramion
Masz nadzieję, że tak będzie szybciej…
A ja już biegnę, już lecę, już serce mnie wyprzedza
Szczęśliwa i niecierpliwa, znów ożywiona nadzieją
Na ciepłe słowo, na przyjazny dotyk
Na iskierki w twoich oczach
Na kawałek świata tylko dla nas
Tylko we dwoje, choćby zaledwie przez jeden dzień…
Jeszcze cię nie dotykam ni słowem, ni ręką,
tylko oczami swymi nieustannie wabię...
Widząc, jak zamykasz za bramami powiek
spojrzenie nie zalotne, lecz już prawie - prawie...
Nie zaczepiam, nawet bez uśmiechu patrzę
obojętnym wzrokiem w twarz twego partnera,
a potem szybko zwracam wzrok na ciebie.
I już mi nie uciekniesz, już ciebie rozbieram!
Gwałtownie rękę do włosów podnosisz,
nieznanym gestem poprawiasz fryzurę.
Jeszcze... rozbieraj... słyszę jak mnie prosisz
I następne tasiemki szybko rozwiązuję...
To co widzę - moja tajemnica droga!
Szalona wyobraźnia krzyczy mi o wszystkim!
Krągłości, różowości i pieszczota twoja...
Ale ty ... wychodzisz – ja zostaję z niczym.
Moje proste drogi, zakręty, nagłe skrzyżowania...
drzewa przydrożne, świerki w śniegu,
Wędrówki do przyjaciół, wędrówki po wspomnienia,
Filiżanka herbaty wypita ... czy w biegu?
A może delikatnie podana prosto w twoje ręce,
Z serdecznym uśmiechem, radowaniem z gościa...
I najprostszą zachętą – przybywaj tu częściej...
a może nawet... na stałe pozostań...?
Opuszkami palców dotykasz twarz drogą,
smakujesz herbatę, aromat jej chłoniesz...
A serce już otwarte, całujesz spojrzeniem...
Ustami na razie uśmiechy kierujesz...
Dla ciebie każdego dnia od nowa
rozdmuchuję żar domowego ogniska.
Gotuję rankiem mleczną zupę i podaję łyżkę.
Jestem zwykłą kobietą, zafrasowaną o ciebie,
o dzieci, o rachunki, o dom, o zakupy...
Robię to samo, co nieskończona liczba
innych kobiet na całym świecie...
A ty wieczorem
bierzesz w swoje dłonie moją twarz.
Całujesz czubek mego nosa
i mówisz patrząc mi w oczy :
— Jesteś kobietą mego życia...
Nasi niemieccy przyjaciele to Elisa i Herman B. Mieszkali w przepięknej okolicy w ogromnym zabytkowym domu krytym trzciną. Atmosfera tego domu była niepowtarzalna! Poza tym nasi gospodarze chyba tylko łazienki i w połowie kuchnię mieli nowoczesne, z pewnością także kotłownię. Reszta była sprzed przynajmniej wieku! Wszystko zadbane, wychuchane, sprawne – czekało na przyjęcie gości.
Pasją jesienną było grzybobrania.
W lesie zawsze czułam się bardzo dobrze i - szczęśliwie - nie traciłam nigdy orientacji - dzięki naukom mego taty.
Przyjechałam na Pomorze Zachodnie.
Początkowo mieszkałam blisko lasu. Przez drogę miałam cmentarz, za cmentarzem las, a za lasem „ruski poligon”, gdzie nawet nie starałam się zbliżać. W leśnym pasie za cmentarzem i później dalej już szerokim pasmem były bardzo grzybne miejsca. Jednocześnie na drugi rok mojego tam pobytu trafił się taki „grzybny” rok. Cięło się grzyby w niesamowitych ilościach.
(9243)
W uniesionych ramionach zaklęła obietnicę,
w krągłości ud i bioder — słodkie umieranie…
Ledwie spojrzała — drżałeś wielkim pożądaniem,
lecz minęła cię, uszła — darowując życie.
Jej szukałeś na brzegu, jej kroki śledziłeś,
odnajdowałeś w piasku ślad, wiatru westchnienie,
łupinę orzecha, błysk oczu anioła i aż się kuliłeś
ze strachu, że ciebie czeka zapomnienie…
Wieczorem — to najtrudniejsze mroki —
czas zatrzymany za muru załomem,
wiatr firanką kołysze. Ustają na chodniku kroki,
noc pochłania wszystko: dom i ogród za domem…
Wtem w świetle okna ona — lecz nie sama!
Osłabły nagle — tulisz głowę do twardego drzewa.
czepiasz się pnia, musisz się ze sobą zmagać...
Serce miało dziś śpiewać — i już nie zaśpiewa…
el.żukrowska czerwiec 2011
Obraz namalowała Hanna M.-Wilińska.
Długo czekałam na takie miłowanie,
Na słowa odkrywające oddanie,
Na patrzenie oczami duszy,
Na myśl, która poruszy…
Zamykaliśmy wspólnie wszystkie bramy,
By otworzyć inne, kolorowe, jak jarmarczne kramy,
Barwą miłości naszej, naszego uwielbienia,
A potem kołysałeś mnie do upojenia...
Obdarowana ponad miarę
Usypiałam szczęśliwa,
Bezpieczna i tylko twoja…
W ledwie pełgającym świetle
Po burzy
Przychodzę do ciebie poraniona
Leczysz mnie
Uwielbiającym spojrzeniem
Zatrzymujesz skargi
Łagodnym pocałunkiem
Dotykiem rąk
Sączysz we mnie siły
Na nowy dzień
Na nowe wejście do świata
e.żukrowska sierpień 2011
Obraz pędzla Hanny M.-Wilińskiej.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Nie powiem — jest mi smutno
Powiem — to dobry dzień na czytanie książki
Nie powiem — oślepłam od płaczu
Powiem — to dobry czas na słuchanie ptaków
Nie powiem — osaczyła mnie samotność
Powiem — może jeszcze raz spróbuję zaśpiewać
Nie powiem — nigdy już nie przychodź pod moje okno
Powiem — może poszukam trzcin i tataraków
Nie powiem — umieram bez ciebie
Powiem — przytul mnie!
Tak bardzo ciebie kocham!
11 listopada 2011 E.Żuk.
Obraz namalowała H.M.-Wilińska.
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Za szklaną taflą inny świat
Na piaszczystym brzegu
Inne umieranie
Wiatr wydmie nadaje nowy kształt
Od nowa buduje
Piaszczysty szaniec
Już widzę — moja fatamorgana
Moja oaza — której nigdy nie znajdę
Sen którego nigdy nie było
Udręka która za mną zostanie…
el.żukrowska listopad 2011.
Obraz namalowała Hanna M.-Wilińska.
NIE WOLNO MI KRZYCZEĆ - z tomiku LIRA Jesteś w innym wymiarze Jesteś jak za grubą zasłoną Nie poznam nigdy twego zapachu Ani czułości twoich dłoni Nie uchwycę twego oka błysku Nie dotkniesz nigdy mojej skroni Nie odnajdę cię nie przygarnę Nie poznam naprawdę Zostaniesz daleki W zaciszu swojej groty Skąd wiem że kładziesz dłoń na moich ustach? Skąd wiem że nakazujesz milczenie?
Gdy zbliżasz twarz do mojej twarzy
Zamykam oczy by nic nie uronić,
Zamykam, by bez przeszkód marzyć,
By przed obcymi uczucia osłonić….
Oddycham twoim oddechem, kochanie,
W słodkich warg spotkaniu już prawie omdlewam.
Wszystko to jak potęga, jak organów granie
I jak śpiew syreni — choć ja już nie śpiewam…
Jeszcze twoje ręce niosą słodkie drżenia.
Jeszcze mnie przytulasz… Może tylko mamisz?
Przeczuwane tęsknoty już wychodzą z cienia,
Zaraz znikniesz na zawsze… Długo nie zabawisz…
e.żukrowska listopad 2011
Obraz pędzla Hanny Moczydłowskiej-Wilińskiej.
Słońce mi się dzisiaj jasne ukłoniło,
Słonecznikiem spadło wprost pod moje stopy,
Zaśmiało się radośnie, śmiechem zakrztusiło,
I na błękit nieba uciekło z powrotem.
Firmament aż się zachwiał, gdy wróciły ptaki,
Kaczeńcem świat rozmaił w radosnym śpiewaniu,
Rozpachniał czeremchą, uczerwienił maki,
Serce rozkołysał w nowym miłowaniu.
Idąc ku tobie nie wiedziałam jeszcze,
Ile tej miłości już we mnie zastaniesz,
A ile tylko na miłość czekania,
Gotowości mojej do brania-dawania,
Tęsknoty mojej,
ciebie przeczuwania
I tego niezwykłego
W moim sercu grania…
===============
PS. Ten wiersz napisałam mając ok. 17-18 lat. Został w obszernych fragmentach w mojej głowie - dwie pierwsze zwrotki pokazuję bez zmian. Teraz tylko „uszlachetniłam” ostatnią zwrotkę.
e.żukrowska 2011
Obraz namalowała Hanna Moczydłowska-Wilińska.
A-nim się spodziewała, że u ujścia rzeki
Czekać będą na mnie zapóźnione drżenia,
Niewczesne zachwyty, wstydliwe łaknienia —
Wody już nam nie poda ten ktoś — bo daleki...
Już za późno, za późno — krzyknie biała mewa,
Za późno, za późno — szepną fale zbawcze.
Morze przyjmie wody tej rzeki — jak zawsze…
A przy ognisku ktoś szanty zaśpiewa…
Nie poznając postaci, ni głosu, ni pieśni
Zawrócisz w górę do źródeł i światła…
A nic nie jest proste. I droga nie łatwa.
Nie znajdziesz przyjaciół, którzy już odeszli…
Ale jeszcze nadzieja, co ginie ostatnia,
Mami cię, że możesz nowe zobaczyć krainy,
Że przed tobą jest wszystko: i miłość, i dziwy,
Wystarczy na nowo odkryć góry i doliny…
e.żukrowska czerwiec 2011
Obraz pędzla Hani M.-Wilińskiej - PRZYSTAŃ W TRZEBIEŻY
No, wreszcie skończyłam pobierać wszelkie nauki i byłam wolna! Radość! Wiosna! Maj! I co? I namówiłam Ślubnego na kurs na prawo jazdy….On nigdy nie był miłośnikiem motoryzacji. Wprawdzie zrobił prawo jazdy na motocykl, ale … do dziś go nie odebrał… Jednak namówiłam i zaczęliśmy wspólne nauki. A wiosna była cudna tamtego roku! Nie pamiętam bodaj jednaj jazdy w deszcz! Kierownica od pierwszej chwili leżała mi w rękach, jakby była ich naturalnym przedłużeniem…
Zanim słońce zgaśnie chcę jeszcze opowiedzieć
O muzyki graniu, o szeptach zamkniętych w myśli,
O takim szeptaniu, co w każdym słowie czułość,
W każdym spojrzeniu zrozumienie,
Jakie przyjaciel ma dla przyjaciela,
Kogoś bardzo drogiego, gdzie myśli powiązane
Z sobą mocniej być nie mogą, droga moja…
Zatrzymaj te słowa i gest, zatrzymaj grymas na twarzy.
Może jeszcze nie wszystko wiesz,
Może nie dość mocno i wysoko marzysz,
Może ... boisz się tej nagłej miłości?
Chcesz udawać przed sobą, że to ledwie przyjaźń?
Przyjaźń to dobry związek, mocny,
Ale miedzy nami już miłość zakwitła...
Nie broń jej dostępu...
Kochaj... daj się kochać...
Nie odrzucaj —
— przyjmij wyciągniętą rękę...
Niosąc miłosne czarowanie
Z jednych rąk prosto w drugie ręce
Szepczesz i prosisz mnie, kochanie,
Jeszcze i jeszcze, więcej i więcej.
Nie zatrzymuj w pamięci
Każdego myślenia,
Każdej łzy, każdego kołatania
Do zamkniętych drzwi.
Nie zatrzymuj wspomnień upartych.
Odrzucaj, co tak boleśnie rozdarte,
Wywrócone, rozbite, rozsypane
Jak popiół na zimowej ścieżce.
Nie było nic warte!
Nie było warte kochania…
Nie wysyłaj następnych listów
— to już pożegnanie…
e.żukrowska 2011
Obraz namalowany przez Hanię M.-Wilińską.
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Przywołujesz delikatnym uśmiechem-zachętą
Zastygasz na chwilę z wyciągniętą ręką
Już poczułam twój zapach … jak miętę…
Intensywniej przywołujesz spojrzeniem
Spiesz się, spiesz — szepczesz
Jednym tchnieniem-mgnieniem
A ja biegnę biegnę z wysoka marzeniami
Złotym pyłem znaczysz tę drogę do siebie
Potykam się ale już ochraniasz mnie
Unosisz zamykasz w innym świecie
Karmisz moje tęsknoty pieszczotami…
Szampan i truskawki…
e.żukrowska lipiec 2011
Obraz namalowany przez Hannę M.-Wilińską.
Wszystkie prawa zastrzeżone!
Jestem Twoją myślą
Poznałam to czego nigdy nie będziesz mógł ogarnąć
Jestem Twoimi oczami
Widzę to co dla ciebie jest na wieki zakryte
Jestem Twoim słuchem
I zamiast ciebie słyszę wszystkie granie
Jestem Twoim powonieniem
Znam mirrę i migdał znam piżmo i nard
Jestem Twoim smakiem
Lubuję się w winie granatach i pomarańczy
A jednak nie jestem
I nigdy nie będę Twoim dotykiem!
Powiedziałeś:
Położę ręce na szkle,
Ślepy i głuchy odnajdę twoje kształty.
Pozbawiony wszystkich pozostałych zmysłów
Tym jednym sprawię,
Że pojmiesz, jak głębokie
Jest moje miłowanie
I przyjdziesz w moje ramiona
Z oddaniem, jakiego nie zna świat...
e.żukrowska 11 listopada 2011
Obraz namalowany przez H.M.-Wilińską.
Wszystkie prawa zastrzeżone!
Przychodzisz późno, kiedy światła mdleją.
Księżyc trzyma się chmury, czając jak do skoku.
Będzie się kąpał? Odważy się skoczyć
Wprost z nieba w wody cichego potoku… ?
Przychodzisz późno. Księżyc już się schował.
Przy drzwiach stęskniona twoje kroki słyszę.
Zmysły nasłuchują, a serce kołysze
Kiedyś już otworzył i usta scałował…
Zatrzymaj mnie jeszcze przy sobie na trochę,
Niech znowu poczuję twoje panowanie!
Męską czułość przelaną dotykiem twych ramion,
Spleceniem ciał zmęczonych, słodkim kołysaniem.
Zatrzymaj mnie jeszcze na najwyższej grani,
Niech obejmą zamgloną tę i tamtą stronę,
Niech krzyk wybrzmi do końca w śpiewnym umieraniu
Nad każdą przepaścią, co echem odpowie…
To miał być szczególny wyjazd. Jakby moje pożegnanie. Przygotowywaliśmy się do niego może i przez pół roku…
Mieliśmy stareńkie renault clio - z bagażnikiem na dachu, bo bagażu „było dużo za dużo”, mięliśmy dwóch synów, z których jeden był akurat „młody i gniewny” czym doprowadzał rodzonego ojca (i matkę też!!) do prawdziwej furii. Natomiast najmłodszy syn miała nowiuśki aparat fotograficzny i pstrykał zdjęcia bez składu i ładu, dla samej przyjemności pstrykania. Z krakowskiego zoo były na ten przykład same tylne nogi zwierząt…
Jestem twoim aniołem o poranku.
Czekam na ciebie zanim się obudzisz,
Wygładzam zmarszczki na twoim czole,
Kładę ręce na twoich ramionach.
Czujesz, kiedy prostuję twoje plecy…
Jestem twoim wiatrem na spacerze.
Złościsz się na mnie, bo rozwiewam ci włosy
I zachwycasz się czerwonym liściem klonu,
Któremu kazałam tańczyć dla ciebie.
Czujesz, jak łagodzę żar na rozpalonych policzkach…
Jestem twoim jesiennym słońcem miedzy chmurami.
Wyzłacam wszystkie ścieżki twego życia,
Jestem w złotym pyle wirującym nad tobą
I kładę się cieniem u twoich stóp.
Czujesz, jak całuje twoje oczy…
Jestem twoją wieczorną samotną modlitwą.
Przychodzę wyciszyć wszystkie udręki.
Jestem gotowa dla twoich myśli i warg.
We mnie jest całe twoje ukojenie.
Czujesz, jak cię obejmuję, przytulam i wspieram…
Ale ty mówisz — mam dość modlitwy,
Opieki anioła, słońca i wiatru.
Potrzebuję samotności...
e.żukrowska 13 listopaka 2011
Obraz pędzla Hanny M.-Wilińskiej.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Moja mama była nauczycielką. Kiedyś, dawno temu, a miałam wówczas niespełna 13 lat, mama zabrała mnie na wycieczkę sponsorowaną przez ZNP. Mieszkaliśmy na Podlasiu, a wycieczka była statkiem z Warszawy do Gdańska i z powrotem, a po drodze zwiedzanie tego, co się nam na naszym prawym brzegu trafi. Płynęliśmy głównie nocą. Cała wycieczka trwała krótko 7 - 10 dni, nie pamiętam dokładnie.
Nie ma niczego niezwykłego w tym, Że zatrzymuję dłoń na twoim policzku. Wewnętrzne ciepło rozjaśnia ci oczy I widzę, jak rozchylają się twoje usta… Zanim wypowiesz pierwsze słowo Dotykam twoich warg najdelikatniej, Jak motyl skrzydłem stubarwnym, Niemal oddechem, ciepłym a miłym, I odchodzę, abyś mógł o mnie marzyć…
Zapamiętałeś ten zapach i smak?
Zapamiętałeś to niezwykłe drżenie?
Zapamiętałeś grę cieni wokół nas?
Zapamiętałeś dotyk i spojrzenie?
Rozpoznajesz już moje źrenice?
Zostawisz pocałunek we wnętrzu dłoni?
Gdzie wybiegniesz myślą za chwilę?
Każesz mi zostać, odejść, za ułudą gonić?
W pobliżu miejsca, gdzie zazwyczaj siedzę są ze dwa stosiki książek - zamiennie z włóczką:) Czytam trochę aż za dużo, choć nie zawsze to, co bym chciała... I oto powzięłam wiadomość, jak wejść w posiadanie tomiku wierszy Bronka ZO.K. I coż z tego, gdy nie mam internetowego konta, ani wcale nie umiem robić w Internecie zakupów??? Musiałam czekać na powrót trzeciego syna. W pierwszej chwili nie miał czasu. Przecież się w końcu doczekałam...
Ja wiem, że o pieniądzach dżentelmeni nie rozmawiają - bo je po prostu mają... Ale w tym wypadku muszę.
Ledwie zasiadł do komputera ten mój syn, a już przybiega do mnie z pytaniem:
- Mamo, czy ty wiesz, ile te książka kosztuje?
- No wiem. Dwie paczki papierosów.
Mój syn się zapowietrzył.Odszedl, ale po chwili wrócił.
- Mamo, a wiesz ile będzie cię kosztować wysyłka?
Tego akurat nie wiedzialam.
- Ile?
- Paczke papierosów.
- To chyba nie drogo. Bo wiesz, gdybyś to przeliczył na zapałki, to raczej drogo by wyszło...
Po całkiem krótkim czasie przyszła paczka. Aż mi się ręce trzęsły, gdy się do niej dobierałam! A potem przez kilka dni czytałam na okrągło! Nie mogłam sie wprost nacieszyć tomikiem wierszy Bronka. I - oczywiście - Jego książka znalazła się na stosiku blisko mnie, abym w każdej chwili mogła sięgnąć - bardzo często mam ją w swoich rękach. A co się przy tych wierszach napłaczę - tego mi nikt nie odbierze! Ale takie powinny być wiersze - poruszać do głębi, budzić największe emocje. Wtedy wiem, że czytam prawdziwą Poezję, wlaśnie taką prze wielkie P.
Ale to nie koniec opowiesci.
Od przynajmniej 25. lat nie polałam żadnych papierów czymkolwiek, ani herbatą ani moim ulubionym martini, że o innych płynach nie wspomnę. Po prostu takie rzeczy mi się nie zdarzają. Jednakże parę miesięcy temu wylała mi się herbata na włóczkę! Troszkę, objetościowo - może łyżeczka herbaty. Na szczęście wlóczka była moja i do tego ciemnobrazowa - czyli nie ma problemu. Nic bardziej mylnego! Otóż starość przejawia się bardzo różnie - także zmniejszoną sprawnością rąk, słabszym refleksem itp. Reasumując - wylałam herbatę na tomik Bronka :((((((((( Dlaczego nie na każdą inną książkę, tylko właśnie na te wiersze????? I to całe pół szklanki! Ale co to znaczy, jak książka jest wydana na porządnym papierze! Otrzepałam ją z herbaty, obsuszyłam miękką szmatka i ...dalej czytam.
Bronku ZObidzy Kozieński - czy czujesz się poczęstowany herbatą?
Na Twoim miejscu - ja bym się tak nie czuła.
Może kiedyś, w drodze nad morze, będziesz miał chwilę na odpoczynek - u mnie masz zawsze herbatkę "z malinką, cytrynką i listkiem miety" - albo coś podobnego. Zaproszenie jest z serii tych nieustających :)
Niżej to samo, tylko po polsku...
8791
===============A teraz "zjawka" - czyli fragment.
Poznali się w czasie wojny. Róża miła niespełna piętnaście lat. Od zawsze mieszkała na Prusach Wschodnich. A gdy młodego Stanisława wywieziono tam na przymusowe roboty, była pierwszą osobą, która do Stacha zagadała po polsku i dała mu kilka papierosów. Stanisław u swojego gospodarza cierpiał głód, z biegiem czasu Róża zdobywała dla niego także dodatkowe jedzenie. Byli w pobliżu siebie przez blisko rok. Potem przerzucono Stanisława pod Berlin a po paru miesiącach aż w okolice Disseldorfu. Szczęśliwie młodym udało się spotkać przed wyjazdem. Róża była w zasadzie ciągle jeszcze dzieckiem i z dziecięcym strachem zapytała, czy się jeszcze kiedyś zobaczą. Obiecał jej, że jeśli tylko przeżyje wojnę, to do niej przyjedzie.
- Chciałabym, abyś to ty był moim mężem - powiedziała mu z dziecięcą ufnością.
Zapamiętał jej adres i obiecał, że po wojnie natychmiast napisze, a przyjedzie najszybciej, jak to będzie możliwe.
Dotrzymał słowa. Wkrótce po powrocie do domu zrobił sobie u fotografa dwa zdjęcia, na jednym był sam, na drugim z rodzicami. Wysłał obydwa wraz z listem do Róży. Odpowiedziała bardzo szybko i tak jak on przysłała dwa zdjęcia, solo i z rodzicami. Pojechał do niej, choć wcale taka podróż nie była bezpieczna. I w zasadzie dopiero teraz miłość między nimi wręcz wybuchła. Jeszcze w tym samym roku wzięli ślub i Stanisław przywiózł swą młodziutka żonę na zrujnowane gospodarstwo.
Poprawione i z minimalnymi zmianami.Wszystkie części razem.
To jest około 100 stron maszynopisu.
(8607)
Część 1.
1. ONI - Gdyby tak chcieć chronologicznie, to najpierw był ślub z Aliną. Urodziła się im Martusia. A po jakimś czasie cały związek posypał się w gruzy i doszło do rozwodu. Po długiej przerwie spotkał swoją Sarę-Rebekę. Spotkań - tych przypadkowych - było kilka i kilka razy wydawało się, że już nigdy następnego nie będzie. Wreszcie miał pewność, że tylko ta i żadna inna - ale ona zniknęła na dobre, nie bacząc na to, że jemu wali się świat. O to, czy jej się ten świat też wali - nikt nie zapytał, a sama nikomu nie powiedziała. W bezradności, jaka przychodzi, gdy nic już nie można zrobić - łkała bezgłośnie przed komputerem. Nawet się nie modliła, bo przecież trwała w związku uświęconym sakramentem, a tamten był jak mrzonka, jak letni deszcz delikatny, szemrzący łagodnie, niosący ułudę chłodu, gdy po chwili znów słońce wybucha.
Cóż on? Mógł tylko patrzeć. Wszędzie by ją rozpoznał, wszędzie! Ale nic nie mógł zrobić. Jak to jest, że życie ni stąd ni zowąd tak nagle wiatr potarga, jak w mrowisku gałęzią zamiesza, zakręci jak młynek elektryczny ziarnka kawy, zostaje tylko pył. Może - jeśli chodzi o kawę - pył miło pachnący, jednak tylko pył...
Miał dla Haliny okazały wielokolorowy bukiet, a dla chłopaków po butelce Blackjacka - podpowiedź Martusi. Jeśli chodzi o kwiaty - długo nad tym myślał. Nie róże. Nie chciał, by kwiaty mówiły więcej, niż on sam chciał powiedzieć. A w każdym razie po tak długim niewidzeniu. Uradowali się ich przyjazdem. Wszyscy. Kacper nawet poszedł po Kamilę.
(8344)
48. „Miłego dnia ci życzę. I niech się skończą twoje troski". – Czytała to dziesiątki razy. Płakała tak rozdzierająco, że aż Robert do niej zapukał z pytaniem, czy może jej jakoś pomoc. Nie mogła się pozbierać.
43.„A teraz dotykam twojej twarzy „ – powtarzała w myślach. Była cała rozedrgana. Czuła jego palce, czuła delikatny, pieszczotliwy gest… Serce waliło jak głupie i nie wiadomo skąd znów tyle łez… Jakże bardzo potrzebowała nie tylko takich słów… Lata całe nikt jej nie pieścił, nie dotykał, nie dawał ciepła, takiego prawdziwego… Leszku – wołała w myślach – daj mi to! Przyjedź i daj mi to! Przecież widziała na tylu filmach, że mężczyzna może dać kobiecie więcej, niż ona zna. Musi być coś więcej! Czytała o tym!
33. Halina nie mogła się pozbierać. Za dużo, za mocno, za obficie. Wszystko w jednym czasie. Niczemu nie była winna, a czuła się winna! Co za paradoks! Tak łatwo dawała w siebie wmówić winę, tak łatwo brała odpowiedzialność na swoje barki, choćby była nie do udźwignięcia… Dla wszystkich w koło znajdowała usprawiedliwienie, tylko nie dla siebie…
22. Halina starannie dobierała czas na rozmowę z mężem. Żadnych sportów w telewizji – sprawdziła dokładnie. Upewniła się, że nie wziął ze sobą pilnych papierów. Wprawdzie mówił, że jest zmęczony, ale zmęczony był prawie zawsze.
10.Wszyscy go naciskali, by wynajął część domu, bo to nieekonomicznie i w ogóle. Może i by się wybronił przed tym, ale zdrowy rozsądek mówił, że mają rację. Więc jeszcze raz wdał się w budowlane prace i przy pomocy majstrów oddzielił część piętra oraz dodał tam schody zewnętrzne. Chętnych na wynajem miał z polecenia Olgi. Okazało się, że to nie problem.
(7750)
O wybaczenie proszę - mam nadzieję niedługo odpowiedzieć na komentarze - :)
{To taka dziwna, poszarpana, chaotyczna opowieść o dwojgu, którzy powinni spotkać się ze dwadzieścia lat wcześniej. Ale ktoś namieszał... Nie wiem jeszcze, czy uda mi się napisać do końca, może być klapa zanim osiągnę metę... Jednakże pokazuję, co już napisałam, bo dwa razy o mały włos nie straciłam całego tekstu, zbierałam po kawałku tu i tam. Inna sprawa, że tekst od początku jest "pokawałkowany", w zamyśle chaotyczny.
Nie sądzę, bym po raz drugi zechciała pisać w ten sposób... } (7557)
Dzielę się z Wami otrzymanym dziś rano listem. Może się komuś przyda.
"Witam!
Chcialbym tylko podziekowac ci za super blog czas-i-ja.blogspot.com.
Przeczytałem pierwszy post "Myślę sobie...", i spędziłem na twoim blogu jeszcze "
Zrobiłam, co mogłam. Ps. Po raz drugi zrobiłam co mogłam - i wykasowałam większość listu.
No, w mordę jeża! Że też ja zawsze muszę być ta ostatnia naiwna...
Dziś było ponad 30 wejść tylko do tego posta. Koniec! Zirytowana jestem.
Początkowo pomyślałam, że nich sobie list będzie. Ktoś skorzysta z tamtej firmy, ktoś poczyta moje opowiadania. Symbioza. W nosie mam taką symbiozę! Dziękuję za takie super listy z super pochwałami. A mój adres wzięty z Fb.Pewnie jeszcze nie raz coś podobnego przyjdzie. Niestety.
Nie robię tego, co powinnam, czego rodzina ode mnie oczekuje.
Za to siedzę sobie przed komputerem i cieszę się z tego, że już nabrałam sił na tyle, że mogę stukać w klawiaturę. Nie sądźcie jednak, że moja fantastyczna rodzinka pozwoli na stukanie bez miary!
Zaraz coś dla mnie wymyślą w ramach tego, bym czasem (przed tym komputerem) się nie nudziła.
Tymczasem ja muszę koniecznie o JAWORZE.
Kliknij niżej, żeby posłuchać.
Jakiś czas temu w pewnej rozmowie stwierdziłam, że nie wiem jak wygląda jawor.
Zamykam oczy i wyraźnie widzę wierzby, te wyskokie i te "golone". Bez trudu po zamknięciu oczu widzę dąb, kasztanowiec, osikę, sosnę wysoką w lesie i te samotną, postrzępioną a nisko rosnącą gdzieś przy drodze. Widzę kępy leszczyny .
Lecz choćbym nie wiem jak się wysilała - nie widzę akacji, pod którymi chodziłam wiele razy - teraz już ich nie ma - a ja zawsze byłam tylko skupiona na ich zapachu. Podobnie z lipą - nie zapamiętałam pokroju drzewa. Za to doskonale radzę sobie z modrzewiem i brzozą.
A z jaworem wcale, choć przecież wiem, że to gatunek klonu.
Otóż w mojej wyobraźni nie ma rysunku klony, grabu, buku...
Za to są jarzębiny.
I topole. Szum ich - topoli - liści doprowadza mnie do szewskiej pasji!
Zauważyliście, że szumią inaczej niż wszystkie inne drzewa?
Kiedyś na wprost mego pokoju (w pracy) był cały rząd młodych topoli - koszmar...
I to by było tyle o jaworze - wiem, że to gatunek klonu, jakby mnie ktoś podejrzewał, że mogłam takiej wiedzy nie posiadać.
Strumienie deszczu z nieba spływają,
pasmami wody na falę zbóż,
chylą się zboża przez nich ciśnięte,
a nie postrzeżesz polnych tu grusz.
Pod falą zboża w bruździe się kryje,
patrol żandarmów, dowódca „Młot”.
swoje „derkacze” w dłoniach ściskają,
a oczy ognie rzucają w lot.
Ich to nie męczy, że mundur mokry,
że w but dziurawy woda się pcha,
lecz w sercu ogień mocny się pali,
on cel swój drogi prześwietnie zna.
Pod wiatr zgłuszone szumy motorów.
to szosą auto pomyka w dal,
z niego wystają lufy „dziekciarów”,
z nimi złączony ohydny wróg.
Z auta zanosi się płacz niewieści,
a z nim się miesza przekleństw grad,
ubowiec – bestia krzywdzi więzionych,
krwią ściekający Polak-nasz brat.
Serca nam ranią braci cierpienia
twarze wylękłe, gdy widzą nas,
a drzwi częstokroć są nam zamknięte,
żal z trwogą żyje u ludzi mas.
Terror nie zmieni nas, ni krwi strugi
idziemy rozbić krwiożerczą dłoń,
gdy zginie jeden, nastąpi drugi,
kroczymy w bliznach do Wolności bram.
Lecz ta godzina słuszna wybije,
w niej się rozlegnie wystrzałów huk,
czerwona hydra marnie zaginie,
A sędzią prawym będzie sam Bóg.
Piosenka powstała w odtworzonej na Podlasiu 6 Brygadzie Wileńskiej AK, dowodzonej od połowy 1946 r. przez kpt. Władysława Łukasiuka „Młota”. Oddziały 6 Brygady, zwane szwadronami, operowały na rozległych terenach województwa warszawskiego, białostockiego i lubelskiego. 6 Brygada Wileńska była najsłynniejszym, a zarazem chyba najlepszym oddziałem podziemia niepodległościowego w tej części Polski. W jej szeregach służyli obok siebie miejscowi ochotnicy z Podlasia i akowcy z Kresów. Komendant „Młot” utrzymał się w polu do połowy 1949 r. (zginął 27 VI 1949 r.). Patrole 6 Brygady Wileńskiej, nad którymi dowództwo przejął kpt. Kazimierz Kamieński „Huzar”, walczyły jeszcze przez kolejne trzy lata – do jesieni 1952 r. W tekście piosenki odnajdujemy frazę mówiącą o patrolu żandarmów prowadzonym przez dowódcę „Młota”. W 6 Brygadzie Wileńskiej wydzielane były bowiem pododdziały, zajmujące się głównie utrzymywaniem w terenie porządku społecznego, w szczególności zwalczaniem agentów bezpieki i przestępców pospolitych. Rolę taką spełniał szwadron ppor. Antoniego Borowika „Lecha” i sokołowski patrol Obwodu „Jezioro” dowodzony przez sierż. Kazimierza Wyrozębskiego „Sokolika” (obaj polegli w walce – pierwszy w maju, drugi w lipcu 1948 r.). W jednej z ulotek z 1946 roku komendant „Młot” tak tłumaczył społeczeństwu sens walki, jaką prowadzi: „Nie obchodzą nas partie, lub te czy owe programy. My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski – polskiej. [...] Tak jak walczyliśmy w lasach Wileńszczyzny, czy na gruzach kochanej stolicy – Warszawy – z Niemcami, by świętej Ojczyźnie zerwać pęta niewoli, tak dziś do ostatniego legniemy, by wyrzucić precz z naszej Ojczyzny Sowietów. Święcie będziemy stać na straży wolności i suwerenności Polski i nie wyjdziemy dotąd z lasu, dopóki choć jeden Sowiet będzie deptał Polską Ziemię.” Jeśli jest w tym patos, to najwyższej próby. Słowa dotrzymali, z lasu nie wyszli, w ogromnej większości padli w walce o wolność. Z podstawowego składu sokołowskiego patrolu żandarmerii, liczącego około 20 żołnierzy, również prawie wszyscy zginęli z rąk komunistów. Tekst piosenki, z datą z lipca 1948 r., odnaleziony został przez funkcjonariuszy UB przy jednym z poległych partyzantów patrolu sokołowskiego w 1950 roku.
Teksty znalazłam TUTAJ (A ja walczę z oporną materią i nie daję rady wstawić właściwej melodii.).