wtorek, 15 listopada 2011

Jak to pewnego dnia było - (2) - JULIA I WIKING

(8989)

Pewnego dnia…

Zdarzyło się naprawdę.

Moja mama była nauczycielką. Kiedyś, dawno temu, a miałam wówczas niespełna 13 lat, mama zabrała mnie na wycieczkę sponsorowaną przez ZNP. Mieszkaliśmy na Podlasiu, a wycieczka była statkiem z Warszawy do Gdańska i z powrotem, a po drodze zwiedzanie tego, co się nam na naszym prawym brzegu trafi. Płynęliśmy głównie nocą. Cała wycieczka trwała krótko 7 - 10 dni, nie pamiętam dokładnie.

Byłam najmłodsza na stateczku i od razu zaczęłam „robić za maskotkę”, a u samego kapitana miałam szczególne fory… W związku z tym, że pozwolono mi być w różnych miejscach widziałam i słyszałam więcej, a domyślałam się aż za dużo…
Większość wycieczki stanowiły panie nauczycielki. Były chyba dwa małżeństwa nauczycielskie… Towarzystwo raczej z małych wsi. A to były czasy, kiedy nauczyciele podlegali nakazom pracy. Oznaczało to, że nie mieli najmniejszego wpływy na miejsce pracy. Przychodził nakaz i … w drogę, najczęściej do zapomnianej przez Boga i ludzi wioseczki.
I w takich wioseczkach „lądowały” młodziutkie dziewczyny, zaraz po maturze, jeszcze z głowami nabitymi Gałczyńskim i innymi piewcami miłości. A trafiały na intelektualną pustynię…
Jednakże to, co się zdarzyło na statku dotyczyło nauczycielki mającej około 30 lat. Piękna i wiotka nimfa prawie, w wianuszku włosów czarnych i skręconych jak afro, o twarzyczce z bardzo jasną karnacją. Moja Julia.
Zaś on był marynarzem - nie pomnę w jakiej randze, ale niezbyt wysokiej (bosman ?). Na imię miał Adam, co wcale nie jest istotne, nadałam mu własne imię i tego się trzymajmy - Wiking, gdyż był niemal rudy. Miał okropny zgryz. Powiedziałabym : katastrofa, a nie zgryz! Był więcej niż słusznego wzrostu, może i przekraczał metr dziewięćdziesiąt, do tego ze 30 kg nadwagi, co jednak nie rzucało się w oczy i przez jego wzrost i dzięki świetnie skrojonym mundurom. W każdym razie w mundurze był przystojniakiem. Ale ja widziałam go i bez munduru - i już jakoś aż taki przystojny to on wtedy nie był…
Julia zapłonęła wielkim ogniem zaraz na drugi dzień rejsu. Może powinnam nawet powiedzieć, że zagięła parol na przystojnego Wikinga. On, jak to typowy mężczyzna, niebezpieczeństwo pożaru dostrzegł z opóźnieniem. Uciekał, chował się przed Julią, bo dziewczę wcale mu do gustu nie przypadło. Bracia-marynarze z jednej strony pomagali mu w tej zabawie w chowanego, a drugiej strony śmiali się bez litości! Owszem, mógł się chować, gdy nie miał służby - ale przecież i służbę mieć musiał! Julia wisiała mu wtedy u ramienia albo i na szyj…
Prawdę powiedziawszy jako dzieciak jeszcze wcale nie wiedziałam, jak silne mogą być „serc uniesienia” i wstyd mi było za Julię, że się tak poniża jako kobieta, że jest na tyle ślepa, iż nie widzi odrzucenia!
Z całej wycieczki zapamiętałam wystawę jantaru w Malborku, organy w Oliwie ( o, matuchno! - zostać tam i wcale nie wychodzić!), były też dwie jakby groty zakochanych, gdzie słowa wypowiedziane szeptem w jednej muszli były słyszane wyraźnie w drugiej … Usiłowałam teraz znaleźć coś o tym w Internecie…Nie znalazłam… Pamiętam jeszcze tężnie w Ciechocinku i to, że wtedy były największymi w Europie drewnianymi konstrukcjami tego typu. O, i pierwszy raz w życiu jadłam prawdziwego toruńskiego piernika!
Koniec wycieczki.
Wiking stał przy trapie. Oj, kapitanie, kapitanie, mogłeś wtedy tego oszczędzić chłopakowi! Ale widocznie w myśl zasady „co nas nie zabije…” Wiking dzielnie stał, gdy Julia owijała się wokół niego na kształt bluszczu.

Coś się po latach zmieniło.
Wtedy tak bezwzględnie potępiałam tę kobietę.
Dziś byłabym dla niej znacznie łaskawsza.
A Ty - mój czytelniku?
Napiszesz mi o tym?

=========================================

Całkiem niedawno ktoś wybrał moje blogi na grubiańskie złośliwości. To zaowocowało moderowaniem komentarzy, aby moim wiernym i kochanym Czytelnikom oszczędzić  irytacji.

6 komentarzy:

  1. Wiesz, gdy mamy lat "naście", najczęściej nie bardzo wiemy,że świat nie jest tylko i wyłącznie w barwach czarnych i białych. Dopiero z wiekiem zauważamy,że świat to wszelkie odcienie szarości i zdecydowanie mniej w nim czystej bieli i samej, głębokiej czerni.Czy potępiałabym takie panieńskie zaloty? Pewnie nie, ale z pewnością świetnie bym się bawiła, obserwując wysiłki owej napalonej kobiety.Gdy miałam 13 lat w mojej klasie już były pary, a "uwodzenie" wyglądało dość prosto: chłopak proponował dziewczynie wspólną wyprawę do kina lub na spacer i wtedy zadawał sakramentalne pytanie, czy będą ze sobą "chodzić". Wiem , że
    czasami inicjatywa wychodziła ze strony dziewczyny. A w ciągu roku szkolnego obiekty uwielbienia zmieniały się dość często.Do tego, gdy nadchodziły wakacje, no horyzoncie zjawiali się nowi chłopcy. Z perspektywy lat patrzę na tamten okres z rozbawieniem.Po latach spotkałam swą szkolną miłość - oboje byliśmy zaskoczeni, że nadal się lubimy i mamy o czym rozmawiać, choć dzieliły nas od siebie setki kilometrów i stali partnerzy.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anabell

    Ja miałam pecha... Chłopak, z którym zaczęłam chodzić (jeszcze się nie zaczęło a już się skończyło!!!) po trzech tygodniach tego naszego chodzenia powziął wiadomości, że jego poprzednia partnerka spodziewa się dziecka. A ponieważ on miał ledwie 17 lat...A, co tam opowiadać!
    Doświadczenia zbieramy przez całe życie i przez ich pryzmat oceniamy zdarzenia nam towarzyszące. Oby w tym wszystkim było jak najmniej naszych błędów!

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę,że Twoja Julia pragnęła przygody,a nade wszystko odskoczni od codzienności.Skoro więc była okazja /ten pośpiech by ustrzec sie przed konkurencją/,tylko Wiking nie miał odwagi powiedzieć,że ma kogoś w sercu lub też świetnie
    się bawił pewnie nie pierwszy raz...
    Pozdrawiam STEFHANNA

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz ze mną jest chyba podobnie.Nawet się chyba sama trochę nieraz dziwię.Bo moje wyobrażenie (bardzo dawno) temu na temat ludzi starzejących się było zdecydowanie takie, że wraz z wiekiem dziwaczeją i stają się coraz mniej tolerancyjni???Natomiast mnie się "wydaje" że u mnie zachodzi odwrotna sytuacja.Takie Julie,które być może kiedyś by mnie z lekka gorszyły,obecnie po prostu staram się zrozumieć.Na pewno nie chciałabym się cofać do przeszłości w celu naprawiania swoich jakże wielu błędów.Życie bez nich mimo wszystko byłoby beznadziejne.
    Być może ta moja obecna filozofia jest właśnie objawem na przykład "dziecinnienia z wiekiem"???
    Nastoletnie wnuczki twierdzą że nie, ale może to tylko ich grzeczność w stosunku do babci którą kochają.I to jest dla mnie najważniejsze:))))))Kochać i być kochaną. Czego i Tobie z całego serca życzę
    Pozdrawiam cieplutko w ten jakże zamglony poranek

    OdpowiedzUsuń
  5. Stefhanna

    "W tym największy jest ambaras, aby dwoje chcialo na raz". A jak nie chce - dla jednego z nich jest to katastrofa - bez względu na przyczynę owego "nie chce".Dla jednych być może i jest to zabawa. Jednakże z perspektywy czasu i w polączeniu z moim dzisiejszym doświadczeniem - bardzo mi Juli żal.
    Milego dnia.Tkaitka

    OdpowiedzUsuń
  6. Jutuś
    Miałam (nadal mam) pewne problemy techniczne. Piszę ostatnio na dwóch komp., ten nowy (faktycznie = stareńki ) laptop nie daje mi wszystkich możliwości, jaki ma stacjonarny stary komp. Nawet z odpowiedziami kiepsko. Nie umiem tak wielu rzeczy na tym nowym!Raczkuję dopiero.

    Wszystkie Julie trzeba chronić!Znam stosunkowo młodą kobietę, dla której jestem powierniczką w jej sercowych kłopotach.A właśnie została odrzucona - jakiś miesiąc temu. To jest prawdziwa tragedia! Z niej już tylko cień został. To nie jest tak, że ona znudzona życiem jakiegoś faceta chce. Ona jest beznadziejnie zapatrzona w tego jednego i nie przechodzi jej ten stan. Wścieka się na siebie a od myślenia o tym jedynym nie może się uwolnić.
    Współczuję jej ogromnie! I to nie jest młódka.

    Miłego dnia Juteczko!

    OdpowiedzUsuń