środa, 12 października 2011

Chaos - czyli miłość na Facebooku - odcinek piaty.

43. „A teraz dotykam twojej twarzy „ – powtarzała w myślach. Była cała rozedrgana. Czuła jego palce, czuła delikatny, pieszczotliwy gest… Serce waliło jak głupie i nie wiadomo skąd znów tyle łez… Jakże bardzo potrzebowała nie tylko takich słów… Lata całe nikt jej nie pieścił, nie dotykał, nie dawał ciepła, takiego prawdziwego… Leszku – wołała w myślach – daj mi to! Przyjedź i daj mi to! Przecież widziała na tylu filmach, że mężczyzna może dać kobiecie więcej, niż ona zna. Musi być coś więcej! Czytała o tym!
(8122)

On nawet nie wie, że tym zdaniem podarował jej coś wzruszająco pięknego, czego ona nawet nie potrafi nazwać. Jest ktoś, kto jej pragnie! Ta rejterada pewnie zamąciła mu w głowie. Kiedyś mu wyjaśni. Jeśli będzie jakieś „kiedyś”…
Ciągle czuła, jak krew szumi jej gwałtownie w uszach, czuła, jak gwałtownie pulsuje, a w skroniach miała taki dziwny ucisk… I całą sobą czuła niezwyczajna błogość, jakby jej ciało stało się jakieś inne, odmienione… „Dotykam twojej twarzy…Tak powoli, od skroni aż do ust”… Leszku, usta trzeba całować! Nie, nie powinien wypowiadać takich słów na odległość! Była podniecona, otwarta na niego, spragniona… Znów przez kilka dni nie będzie mogła się pozbierać!

44. No i co go podkusiło? Co? Po co? Zdążył zobaczyć, jak jej oczy napełniają się łzami. Wzruszenia czy rozpaczy? Tego chciał? Żeby płakała? Na tym mu zależało? Jezu! Nie mógł się oprzeć! Od samego początku rozmowy chciał ją przytulić do siebie, dotykać, całować. Jej twarz w jego dłoniach! Usta pod jego ustami… Chciał…błagał ! Poczuć to splecenie palców, odnaleźć wspólny rytm, zlizywać pot z jej ciała, po kropelce sączyć się w jej żyły, zapamiętać zapach i rozkoszować się widokiem jej twarzy w chwili największego uniesienia… Pragnął jej do bólu! A wyobraźnia podsuwała coraz to nowe obrazy, jak w amoku był… Jestem szalony – mówił sam do siebie. Żadnej kobiety tak bardzo nie pożądał! Od początku miał przez nią ogień w żyłach!
I znowu wszystko skopał! A tak dobrze już było! Jedzie jutro do Choszczna! Musi!

45. Halina pozbierała się jakoś. Jeszcze raz pooglądała zdjęcia Leszka. No tak – jednak te tabletki trochę pomagają. Nie wybuchła po raz drugi płaczem. Ale wolałaby, żeby na tych schodach siedział sam. Najlepiej w rozchełstanej koszuli bez rękawów…A tu miał na sobie biały t-shirt i jeansy. Włosy gładko zaczesane, półuśmiech.
Zrobiła błąd! Powinna mu pstryknąć zdjęcie kamerką, gdy tylko się dziś pojawił na ekranie. Cudnie tak wyglądał! Był JEJ! Nikt go takiego w tej chwili nie oglądał! Następnym razem to zrobi… Nie zrobi. Taka sytuacja się nie powtórzy! Nie będzie następnego razu. Jakoś wcale nie brała pod uwagę tego, że Leszek też może się kiedyś obrazić. A przecież może. Chyba jednak nie za tę konkretna ucieczkę…
Obmyła się, doprowadziła do porządku twarz. Włączyła komputer. Był na Facebooku. Zapytała, czy może jeszcze na Skypa.
- Tak. Natychmiast. – odpowiedział błyskawicznie.
Po chwili znów się zobaczyli.
- Wybacz mi, Halusiu. Błagam! – powiedział pierwszy.
- Nic się nie stało. Miałam tylko zawrót głowy. To ja przepraszam.
- Nawet nie wiesz, jaka ulga, że się nie pogniewałaś.
- Leszku, jest dobrze.
- To kamień z serca.! Byłem przerażony!
- A nie będziesz tak więcej do mnie mówić?
- Będę. Przez jakiś czas się powstrzymam, a za niedługo znów coś wypalę. Ty tego pewnie nie pojmujesz, bo nie jesteś mężczyzną… Muszę to pisać i mówić. Nie mogę zmilczeć, jak mi się wszystko do ciebie wyrywa: oczy, usta, serce, ręce, cały ja! Jakąś nadludzką moc trzeba mieć, by się przymusić do milczenia na zawsze.
- Leszku, bo się rozłączę. I tym razem na dobre.
- Tego właśnie się najbardziej boje… Płakałaś… O matko! Ty płakałaś!
- Skoro już o tym mowa, to kobiety tak mają, że płaczą, czy trzeba czy też nie…
- Jestem ostatnią osobą na ziemi, która by chciała zrobić tobie przykrość i wywołać twoje łzy. Stokrotnie przepraszam.
- Wierzę ci. I nie przepraszaj. Łatwo się wzruszam ostatnio. – Starała się mówić z łagodnym, siostrzanym uśmiechem.
- I jeszcze chciałem ci coś ekstra powiedzieć. Tylko nie uciekaj. Wytrzymasz?
- Dawaj – próbowała żartować.
- Jutro przyjadę. Mam coś do załatwienia służbowo, a przy okazji się spotkamy.
- Nie wierzę. Przyjedziesz celowo.
- Udowodnię ci.
- Posłuchaj. Ciągle nie mam rozwodu. A w związku z tym nie pokażę się publicznie z mężczyzną, którego ktoś choćby tylko hipotetycznie mógłby wziąć za mego kochanka. Nie zrobię tego przed rozwodem, a być może także długo po rozwodzie. To jest maleńkie miasto i ludzie sobie bez trudu zaglądają pod kołdry, nie tylko do garnka. I już choćby z uwagi na synów nie pozwolę sobie na ekstrawagancję.
- To nigdy nie załatwiasz spraw biznesowych w restauracjach?
- Wyobraź sobie, że nie. Nie mam takiej potrzeby. Od tego jest biuro. Albo w wyjątkowych wypadkach biuro klienta. Czasem jego dom, jeśli tam ma siedzibę owo biuro klienta. Ale to są absolutnie wyjątkowe wypadki. Mam takiego klienta kalekę, do którego zawsze jeżdżę osobiście. I takiego innego mam, żonaty, kupa dzieci, chatka-klitka, a mimo to do niego zawsze osobiście – taką mam umowę. Ale to wyjątki. Czasem któryś leży bardzo chory, a jest pilna sprawa… No wiesz.
- To teraz mogę powiedzieć? Muszę cię porwać do Szczecina… Ale ja nie o tym… Pewną sytuację rozważałem już tysiące razy. I nie ustąpię. Nie może tak być, że… Halusiu, wybacz, ale ja to muszę powiedzieć. Nie uciekaj! Ja to naprawdę muszę powiedzieć! Mogę?
- Mów. – Zgodziła się niechętnie. Widział gniewne ściągnięcie brwi.
- Jak bym sobie ciebie nie wyobrażał, jakbym o tobie nie myślał, zawsze to się kończy obrazem twojej głowy na moim ramieniu. Albo na piersi. Gdy jesteś, gdy tak cię czuję, mogę zanurzyć cię w największej czułości, spokoju, ukojeniu. Mogę cię osłonić przed każdym huraganem. Mogę ci dać bezpieczeństwo. Będziesz o tym pamiętać?
- Pięknie to powiedziałeś, Leszku – odpowiedziała w specjalny sposób pochylając głowę. – To piękna deklaracja. Jednak ma jedną wadę: to są tylko słowa. Wiem, co chcesz powiedzieć, że nie daję ci możliwości, aby się wykazać. Ciągle za mało cię znam. Ta nasza znajomość dzieje się zbyt szybko. Nie ponaglaj mnie. Wiem, że nie jestem młodą dziewczyną. Ale też nie uwodź mnie dla samej przyjemności uwodzenia. Ja nie umiem flirtować. Każde moje słowo jest szczere. A jakie są twoje? Mogę je przyjąć jako prawdę objawioną? Sam wiesz, że nie. Za dużo w życiu już przeszłam. Ktoś mówi, że kocha, składa przysięgę małżeńską, a po paru latach stwierdza, że owszem, wtedy mówił prawdę, i nawet wierzył w to, co mówił. Ale już nie kocha, już mu się odmieniło. Teraz już kocha kogoś innego. I gdyby nie twarde zasady kościoła, pewnie znów przysięgałby w majestacie ołtarza, że „dopóki śmierć nas nie rozłączy”. Zobacz na nas. Ty po rozwodzie, ja w przeddzień rozwodu. Gdzie nasze przysięgi? Dla kogo one były ważne? Gdy kiedyś wygadałam się, że tylko z mężem, to moje znajome mnie obśmiały! Och, zaplątałam się. Już dość. Dość na dzisiaj.
- Zaczekaj! Nie chciałem poważnej rozmowy.
- Domyślam się.
- Nie chciałem cię ranić. I nie chciałem abyś płakała. Nie przeze mnie!
- Wiem.
- I szlak mnie trafia, że nie chcąc – jednak ranię, zmuszam do rozmowy, która jest dla ciebie nieprzyjemna…
- I widzisz teraz, gdzie jest to, co mówiłeś? A miało być „zanurzenie w największej czułości, spokoju, ukojeniu”.
- Halusia! To nie tak!
- A jak? Jak?
- Wybacz! My się nie możemy porozumieć. Te same słowa dla ciebie co innego znaczą niż dla mnie!
- Bo to są tylko słowa!
- Przecież nic innego nie mogę, skoro nie chcesz się nawet ze mną spotkać! Mimo wszystko musimy rozmawiać, aby osiągnąć jakieś porozumienie!
- Teraz to pojechałeś tekstem prosto z mediów!
- Nie łap mnie za słówka! Przecież to ty odwróciłaś kota ogonem. Z dobra zrobiłaś zło i odwrotnie. Przeraziłaś mnie. Może dla mnie takie rozumowanie jest za trudne. Białe jest białe! Po co takie udziwnienia? Ja jestem prosty chłopak ze wsi. Na studiach wykładów z takiej filozofii nie było.
- Z „takiej” to znaczy, z jakiej? Z babskiej? Szowinista!


46. Halina czuła, że przegięła. Teraz ona nagadała przykrości Leszkowi, z igły zrobiła widły, czepiła się czegoś, czego nie powinna. I po co? Tylko go do siebie zraża. Miała z kim pogadać wieczorami – nie było jej dzięki temu tak „samotnie”. A teraz, jeśli on się obraził na dobre…?
Przez dwa dni nie odpowiadała na prywatne wiadomości Leszka. Ponawiał pytanie „Co słychać?” i „Jak się czujesz?”. Nie chciała na razie ani z nim pisać, ani rozmawiać. Znów się „rozmamłała”.
Po domu kręcili się obcy ludzie, właśnie ocieplano poddasze. Wcale się tym nie zajmowała, ale obiadem częstowała wszystkich, choć w gruncie rzeczy robotnicy (dwóch) po obiedzie pracowali może jeszcze z godzinkę i szli do domu. Była rozdrażniona i wszystko ją irytowało.
Miron już nie wspominał o sprowadzeniu partnerki pod dach. Zdajsie miał następną dziewczynę i to zamiejscową. Prowadził z nią długie rozmowy telefoniczne, a pewnie i przez Skypa. Mówił, że ma z nią spotkanie we Wrocławiu.
Natomiast Kacper szepnął na uszko mamie, że chyba się zakochał, ale na razie palec na ustach, aby nie zapeszyć. Przytuliła go serdecznie i gratulowała.
Wreszcie przełamała się i zalogowała na Facebooku jako Halszka i ze zdumieniem czytała, jak Leszek flirtuje z kobietami! I działo się to teraz, na jej oczach! Oczywiście natychmiast się rozpłakała, ale śledziła pilnie.
Hanka Szumej (czy to TA Hanka???) oznaczyła Leszka na zdjęciu przedstawiającym rafę koralową. Leszek grzecznie i prawie nijako napisał, ze dziękuje i jest mu miło. Za tym komentarzem posypały się natychmiast „babskie” komentarze, agresywno - prowokujące. A Leszek odpowiadał z humorem, dowcipnie, lekko. Z nią, Haliną, nigdy tak nie rozmawiał! Z pewną złośliwością dopisała swój komentarz: 
- Widzę w wyobraźni, jak tam pływasz. Ale z Ciebie CIACHO!
No i poooooszło!
Leszek – A masz mocne ząbki?
Majka – Ja też lubię słodkości!
Leszek – Obawiam się, że już nie jestem najświeższym ciasteczkiem. Ale jakby ktoś chciał mnie trochę poskubać, może i bym się tak mocno nie bronił.
Inka - Łyżeczka czy widelczyk?
Krychna – To na tę rafę czy na ciacho?
I takie „głupotki” przez ponad sto komentarzy! Wtedy Leszek jakby podsumował:
- Żegnam Panie. Po buziaku dla każdej!
Teraz już mu odpowiedziało ledwie kilka pań. Koniec.
Halina jeszcze raz prześledziła całą tę zabawę. W zasadzie tylko owa Hanka i ona sama jako Halszka, stały na uboczu. Ale tuż przed ostatnim komentarzem Leszka Hanka napisała:
- Gratuluję „brania”, kolego!
Odpowiedział jej : „Była dobra przynęta”.
Tamci się bawili. Nikt nawet jednego słowa nie wziął na serio. A ona co? Siedzi i rozpacza. Tymczasem Leszek bawi się, ma w nosie wszystko. Może siedzi na Facebooku i czeka na jej dobre słowo? A te żarty – to tylko żarty. Może.
Poszukała wczorajszych postów. Oczywiście, że był! I żartował w podobnym stylu! Więc jednak… Co „jednak”? Siedzi przed komputerem i czeka na jej drobny gest. Nie, wcale nie była tego taka pewna…
Wylogowała się jako Halszka i zalogowała jako Halina.
W prywatnych wiadomościach czytała:
- Odezwij się! Bez Ciebie jest mi smutno.
- Napisz cokolwiek! Nawet, że jestem głupi osioł!
- Halusiu, wariuję bez Ciebie!!!!!
Takie wiadomości zostawiał dla niej, a potem żartował z dziewczynami, jakby nigdy nic, jakby miał do tego prawo! A nie miał? No, chyba po takich deklaracjach, jakie jej złożył – już nie miał… On do tych dziewczyn zwyczajnie … szczerzył zęby!
- Właśnie się przekonałam, że z Ciebie CIACHO nie na moje zęby. Nie pisz do mnie. Żałuję, że się tak zagalopowałam.
Klik – poszło.
Miała ochotę natychmiast wycofać to, co napisała, ale zobaczyła, że Leszek już do niej pisze. Czytała po chwili:
- Tego nie napisałaś. Nie mogłaś napisać do mnie takich słów! Zaraz będę w Choszcznie. Znam Twój adres. To tylko godzina drogi.
- Nie waż się! I tak nie ma mnie w domu!
Ale już się wyłączył. Zdążył przeczytać? Nie napisał tego jako prowokacji? Co chce osiągnąć tym przyjazdem? Będzie teraz stała w oknie i czekała…Przecież nie mogą się spotkać… I z Robertem też nie…Co ma robić? Wyjechać przed Choszczno i czekać? A jeśli zmyli drogę i przyjedzie z jakiegoś powodu od strony Recza? Albo zwyczajnie jej nie zauważy? Przecież już się zmierzch… Dość! Nigdzie nie pojedzie. I niech się dzieje, co chce! Ona już na to nie ma wpływu. Dość. Włączyła głośno muzykę Liszta – zagłuszy swoje własne myśli. Dość!


47
Leszek rzeczywiście jak szalony wsiadł do samochodu. Jechać, sprawdzić! Zmusić do rozmowy. Konkretnej. Żeby wreszcie nie było wątpliwości. Już kilka razy był pewny, że są parą, albo prawie są parą. A tu znowu wszystko rozwalone, połamane w drobiazgi!
Opamiętanie przyszło na pierwszym skrzyżowaniu ze światłami. Nie pojedzie. Dość robienia idioty z siebie! Zjechał na bok i impulsywnie wybrał numer Tatiany. Odebrała prawie natychmiast. Wyczuł jej radość. Była dzisiejszego wieczora wolna.
Generalnie Tatiana nie przyjmowała klientów w domu. Leszek był wyjątkiem. Uratował ją kiedyś, wybawił z nieprzyjemnej sytuacji, odwiózł do domu.
- Wejdź – zaprosiła go wtedy.
Wszedł i rozmawiali z godzinę. Wypytywał ją tak bardzo, że aż się zaniepokoiła, że może on z jakichś „organów”.
- Nie, nie! Zupełnie nie ta branża! – Zapewnił, niby wychodził, ale jeszcze zwlekał.
- Odwiedzisz mnie kiedyś?- ułatwiła mu zadając pytanie.
- Może…Ale nie jestem rewelacyjnym nabytkiem – celowo obniżał wtedy swoją wartość. Już wiedział, że kobiety reagują na takie coś, jak byk na czerwoną płachtę (mimo, że jest daltonistą!).
- To się jeszcze okaże – uśmiechnęła się. - Każdy, kto staje w mojej obronie i jest mi przyjacielem – przez ten fakt staje się dla mnie bardzo cenny. – dodała ze śmiertelną powagą po krótkiej chwili.
- Dasz mi swój numer telefonu? Dziś już muszę iść.
Dała mu swój numer „służbowy”, później przekonał się, że ma także inny.
Nie był normalnym klientem. W każdym razie nie płacił „żywymi pieniędzmi”. Znajdował dla Tatiany piękne drobiazgi, które mogła założyć na siebie od bielizny po złote precjoza. Czasem nie miał nic. Tak jak teraz, gdy wcześniej nie planował wizyty. Było mu z Tatianą dobrze tak bardzo, jak z żadną inną kobietą. I tego się lękał. Tym bardziej nie chciał być częstym gościem.
I rozmawiało się im też tak wspaniale… 
Potem „wsiąkł” w Halusię i jego świat skurczył się do tej jednej kobiety, która go teraz wystawiła za drzwi… Jak jakiś zbędny przedmiot.
Był jak całkiem zwiędła gałązka bzu – taka dwa dni bez wody – śmieć. Nikomu nie potrzebny śmieć! Czuł się wyjątkowo podle. Może Tatiana ze swym niebanalnym wyczuciem jego nastrojów wyczaruje dla niego jakąś odmianę… Otworzy mu oczy na rzeczy przed męskim oglądem zakryte… Może mu wskaże jakieś wyjście… Może zwyczajnie podniesie z podłogi jego podeptane ego…
Zatrzymał się w pobliżu delikatesów. Kupił delikatny wermut – bo w zasadzie tylko takie wino piła Tatiana, trochę słodyczy, dużo owoców – mandarynek i winogron. Po namyśle jeszcze paczkowane wędliny i chleb – produkty, jakich zazwyczaj nie miała Tatiana, a on po tym swoistym wysiłku bywał głodny.
Tatiana już na niego czekała.
- Ogromnie dawno byłeś ostatni raz. Kobieta?
- I tak i nie. Przedziwny splot wydarzeń. Kiedyś ci opowiem. - Cmoknął Tatianę w nadstawiony policzek. - Zakładając, że jeszcze będziesz chciała mnie słuchać. A teraz daj znużonemu wędrowcowi odrobinę swego ciepła. Tu masz wino i jakieś tam… No, co się nawinęło do torby. Daj kieliszki i otwieracz. 
Sadowił się na kanapie z butelka w ręce. Rzeczywiście czuł znużenie.
- Opowiadaj teraz – prosiła, podając otwieracz i duże kieliszki. Uśmiechnął się – ciągle nie miała tych odpowiednich do wermutu.
- Bądź mi dziś wróżką, szamanką czy guru… Ale najpierw „wino, kobiety i śpiew” – zacytował.
-Taki jesteś spragniony kobiety i wina?
- Wiesz, Taniu – powiedział podając jej napełniony kieliszek – nigdy wcześniej nawet bym, nie pomyślał, że będę pragnąć tego, by mnie ktoś dotknął, pogłaskał, przytulił… Szczególnie przytulił. Bycie z kobietą, seks – to jedno. A to ciepło, pogłaskanie, zwyczajna czułość – to drugie. I mnie właśnie brakuje czułości. Jestem totalnie niedopieszczony.
- Takim cię nie znam.
- Ja myślę! Też siebie takiego nie znam.
- Odrzuciła cię? Sponiewierała? Pokazała… język?
- Nie, nie! Rozmawiamy za pośrednictwem komputera. To nie to samo, co oko w oko.
- Kochasz ją wariacie!
- Skąd wiesz?
- Kilka słów, a całe morze uczucia. O nikim tak nie mówiłeś.
- Myślałem, że kocham… Właśnie zwątpiłem. Może ja wcale nie umiem kochać? Pewnie nie umiem. Pętam się po życiu bez przydziału, bez swojego miejsca, bez kobiety-kotwicy. Musze mieć taką kotwicę. Myślę, że moja ex nie bez powodu odeszła… Przegrywam moje życie każdego dnia, tracę je po kawałku i bezpowrotnie… Można wyć do księżyca!
- Jak się postarasz, to w każdym znajdziesz jakąś wadę. Nie ma ideałów. Ważniejsza jest umiejętność szukania kompromisów. Sama chęć ich znalezienia. Ona szukała? Ta obecna?
- Nie wiem.
- Chodź, utulę cię, jak tego pragniesz, a później mi wszystko opowiesz…
Pozwolił się utulić. Ramiona Tatiany były takie przyjazne, ciepłe, radosne. Oddawała mu siebie bez żadnych ograniczeń, prosta i ufna. Żadnych podtekstów, żadnego wywracania słów na nice. Dawała siebie, swoją czułość i delikatność jak ukochana, syciła żądze jak najlepsza kochanka, otaczała troskliwością jak matka. Poddawał się, tajał w jej cieple, pozwalał o wszystkim decydować. Był jakby na wpół uśpiony, ukołysany, dopieszczony. Takiego ciepła szukał i pragnął. Był w DOMU…
- Opowiedz mi o niej – poprosiła Tatiana obierając mandarynkę.
Oboje jeszcze leżeli w pościeli, zmęczeni i spoceni. Pomyślał, że tylko przy Tani nie krępuje go własna nagość. Nastawił usta po cząstkę mandarynki. Karmiła go z uśmiechem.
- Nie jestem pewny, czy chcę opowiadać. Mogę pod prysznic?
- Jasne. A potem ja.
Ale nie wyszedł od razu, jeszcze raz rękoma otoczył piersi Tani, przytulił do nich twarz, całował niespiesznie, aż znów wygięta w łuk wychodziła ku niemu jak fale przypływu.
- Uciekaj do łazienki – broniła się bez przekonania.
„Uciekł”. A po wyjściu z łazienki nadal nie miał chęci opowiadać o Halince. Nie mógłby później swojej wyśnionej w oczy spojrzeć.
- Powiedz mi moja dobra szamanko, czy ja mam jeszcze szansę, na ułożenie sobie życia? – spytał gdy i Tatiana wróciła z łazienki.
- Chyba dokonujesz niewłaściwych wyborów. – Pokiwała nad Leszkiem głową, aż część mokrych włosów uwolniła się z pod ręcznika a i sam ręcznik zsunął się po chwili.
- To akurat wiem… Sięgam tam, gdzie mnie nie chcą, a odpycham to, co samo idzie ku mnie… Ale nie mogę! Nie mogę! Nie mogę! – zakończył z rozpaczą.
Tatiana stanęła z tyłu i przytuliła się do jego pleców.
- Za słabo cię utuliłam… Chodź jeszcze… Z tobą zawsze jest tak pięknie, chodź… - namawiała.
- Nie, chyba już pojadę… Jakoś ciągle mi gorzko…
- Czemu teraz, a nie rano? Wcale nie pogadaliśmy…
- Nie mam garnituru. -„Zgarnął” Tatianę sobie na kolana i teraz on karmił ją winogronami. Wkładał do ust raz zieloną raz niemal granatową kuleczkę. - Czy gdy kobieta mówi „nie” to jest to na pewno „nie”? - zapytał
- O matko! Ale żeś wystrzelił z pytaniem! A skąd mnie to wiedzieć? To chyba zależy od kobiety… A jak znam życie – kobiety bywają różne.
- Bo widzisz ta niby moja kobieta napisała mi, bym się już do niej nie odzywał.. I nie wiem, czy mam się do tego dostosować. Chyba pierwszy raz w życiu nie mam pojęcia, co zrobić. Stary chłop ze mnie, a jak dziecko we mgle… Co nie zrobię, to źle i źle, i źle.
- Może to nie dla ciebie jednak ta kobieta?
- Co ty mówisz – powiedział gwałtownie, cały poruszony. – Dla mnie! Tylko dla mnie! Ale robię gdzieś błąd, a nie wiem, jaki i gdzie.
- Czy ty słyszysz sam siebie? Jak po takim oburzeniu możesz z niej zrezygnować? Masz pewność, że jest dla ciebie i chcesz odpuścić? Prawdziwy facet tak nie robi. Walcz o nią! Walcz do końca! Zwyciężysz!
- Jesteś pewna?
- Na 100 %!
W gruncie rzeczy słyszał to, co chciał usłyszeć, resztę odrzucał. Kochał się jeszcze raz z Tanią, już zdecydowanie radośniej, jakby był uwolniony z pod jakiegoś ciężaru. 
Wracał do domu uspokojony. I choć był środek nocy – sprawdził, co tam na Facebooku. Napisała! Jezu! Napisała!
- Mam nadzieję – czytał – że jednak nie przyjedziesz. Dobrze – możesz coś czasem napisać. Bez zobowiązań.
Pomyślał, że się jednak troszkę wystraszyła.
- Miłego dnia życzę. I niech się skończą Twoje troski. – Tak napisał, a potem wyłączył komputer. Każdego dnia rano będzie jej zostawiał jakieś drobne zdanie. Coś miłego. „Bez zobowiązań”.
Od razu wiedział, że to bez sensu, bo Halusia nie ulega spontanicznie drobnym pokusom. Parę znajomych kobiet mogło napisać nawet na Facebooku swobodnie i spontanicznie „Kocham cały świat”, albo coś w tym stylu. Jednak nie Halusia, nie ona. Zamknie się w skorupce jak ślimaczek i co najwyżej będzie płakać w czterech ścianach. Po co mu taki balast? Po co mu kobieta-ślimaczek?
W nocy mu się przyśniła. Miał ją przy sobie w pościeli, a tak zamkniętą, zaciśniętą jak piąstka małego dziecka. Ani otworzyć, by nie zrobić krzywdy małym paluszkom… Śnił, że nie poddawała się jego pieszczotom. Miał niezdarne, jakby kamienne palce. I usta twarde, bez czułości i ciepła. Nie mógł nic dać, a pragnął dać wszystko… Odrzucała go, bała się . Jakieś zimne mgły zabierały ja, odciągały, zakrywały. Obudził się przerażony i zziębnięty. Musiał przez sen zrzucić kołdrę. Przykrył się i długą chwile nie mógł się rozgrzać, aż wreszcie "odtajał" na tyle, że znów pochłonął go sen...
=============================================

I jeszcze ułatkienie przejścia do następnego opdcinka -  KLIK

12 komentarzy:

  1. Większość facetów jest super blisko spokrewniona z gatunkiem szympansów bonobo, niestety.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anabell

    Czy to znaczy, że dobrze mi rysuje się charakterek mego bohatera?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli uogólniać charakter mężczyzn, to tak.Nigdy nie wiedzą czym ranią kobiety i ta cecha dotyczy wszystkich.Około 80% to typ szympansa bonobo- wszelkie trudności najlepiej rozwiązać seksem, najczęściej z byle którą samicą. Do tego wystarcza im pociąg fizyczny, miłość nie ma tu nic do rzeczy, liczy się fizjologia. Znam masę historii autentycznych, gdy facet zdradza żonę robiąc przy okazji dziecko tej swojej odskoczni od zmartwień, a potem przekonuje żonę,że "tamto" to był nic a nic nie znaczący epizod, "bzyknął" tamtą w ramach rozładowania frustracji. I pojąć sierota nie może, że żona jakoś nie ma ochoty tego tolerować i, paskudna, chce rozwodu.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Anabell
    Prawdę powiedziawszy ogłuszyłaś mnie tym komentarzem do tego stopnia, że celowo od razu nie odpowiedziałam i czekałam, że może coś ekstra przyjdzie mi do głowy. Ale nie przyszło.Aż tak bardzo jak Ty nie potępiam tej drugiej strony, w każdym razie widzę trochę więcej pozytywów:)I na tak wysoki odsetek też się nie zgadzam! Powiedzmy na 30% Pozostałe 50% (z tych 80.) to chłopaczki, którzy w wieku emerytalnym, nadał są chłopaczkami. Ale - tak jak to Ty mówisz - bez złych intencji.
    W zasadzie nie robiłam badań, to tylko moja szacunki...:)
    Ale i tak piszę dalszy ciąg, choć to i owo idzie mi topornie, bo zaczynam już uśmiercać moich bohaterów... A to zawsze jakiś osad zostawia bezpośrednio na mnie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Miła moja, oni się świetnie maskują, stąd taki niski procent Ci wyszedł.A musisz ich uśmiercać? tych swoich bohaterów? Może gdzieś wyślij służbowo, na długo, długo.Wiesz, ja nie potępiam facetów, bo i tak ich nic nie zmieni. To jak ze skorpionem - musi wbić kolec jadowy, to jego natura. Ja tylko nie mogę się zawsze nadziwić,że oni tak mało myślą.Nie wykluczam również,że może ja po prostu mam jakieś skrzywienie i dlatego zawsze mam świadomość,że każda akcja wywoła reakcję. Ale to wszystko nie ma wiele wspólnego z bohaterami Twej opowieści, to tylko takie moje dywagacje nt. facetów. Wiesz, należę do bab, które nie przepadają za facetami z mentalnością małych chłopców, zwłaszcza gdy są w wieku emerytalnym.
    Pisz dalej, pisz, czekam na c.d.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Anabell
    Stukam w klawiaturę aż dudni! Mam małą chwilkę na kompa. A już widać koniec tego opowiadania, to tym bardziej chcę pospieszyć. już bym chciała i ja uwolnić się od myślenia o tym moich ludkach, a zabrać za innych, bo coś mi się już innego w głowie jarzy.
    Księżycowego blasku wiązkę Ci posyłam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Troszkę dziwnie mi się będzie komentowało po anabel.Absolutnie nie zgadzam się z taką opinią na temat ludzi.Nie facetów ,nie kobiet, po prostu ludzi.Może jestem dziwadłem w swoich poglądach,ale wiem ze w każdym człowieku jest dobro.A że nie każdy potrafi je okazać to już inna sprawa.Ale nie czuje się upoważniona do tak dalekiej oceny.Twoich bohaterów przede wszystkim staram się zrozumieć.Raz mi się to udaje bardziej innym razem mniej jak to w życiu bywa:))))Tu akurat nie twierdzę że mi się jego zachowanie podoba, ale czy tak do końca go nie rozumiem to bym nie powiedziała.Zastanawiam się bardziej nad tym czy oni do siebie po prostu pasują.Pożyjemy,zobaczymy a raczej przeczytamy:))))Bardzo Cię proszę pisząc bardziej sugeruj się własnymi intuicjami niż naszymi komentarzami.
    Moc serdeczności i uścisków posyłam

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie słuchałam co tak dudni.A to Ty w klawiaturę.No to idę już spokojnie spać:)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  9. Juteczko
    I ciągnąć dalej wątek - iż nie ma ideałów - moi zakręceni bohaterowie zmierzają do schowania się gdzieś głęboko za kulisami, co by już ich nikt nie podglądał. Pozwolę im być razem... W końcu nie jestem aż taka wredna:)
    Zdajsie, że już tylko dwa odcinki i koniec...
    Ale tego Leszka to jakby mniej teraz lubię - po słowach Anabell...
    Wszystkiego dobrego, Jutuś

    OdpowiedzUsuń
  10. Eluniu pisz, pisz sobie spokojnie i kończ ich przygody,bo ja się do Ciebie z soczkiem malinowym i naleweczką z czarnego bzu wybieram. Potrzeba więc troszkę wolnego czasu aby się podelektować:-)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Acha...tylko kończ opowiadanko ale nie wykańczaj bohaterów...

    OdpowiedzUsuń
  12. Grażka
    - dosłownie nad ostatnimi stronami się biedzę...
    A na komputer wrzucam przedostatni rozdział. Doszlifowuje niektóre sceny. Strasznie rozgadana jest ta nowelka. Ale - jak to rozmowy na FB. Musisz wytrzymać jeszcze kilka dni. Aby nie za długo, bo soczek może swoją moc stracić...
    Jakieś skrzywienie alkoholowe mi się zrobiło. Ciekawe - dlaczego???
    Buziaki, Grażynko!

    OdpowiedzUsuń