poniedziałek, 21 listopada 2011

Jak to pewnego dnia było.. (3) MOJE PODRÓŻE

Pewnego dnia…
Zdarzyło się naprawdę.

To miał być szczególny wyjazd. Jakby moje pożegnanie. Przygotowywaliśmy się do niego może i przez pół roku…
Mieliśmy stareńkie renault clio - z bagażnikiem na dachu, bo bagażu „było dużo za dużo”, mięliśmy dwóch synów, z których jeden był akurat „młody i gniewny” czym doprowadzał rodzonego ojca (i matkę też!!) do prawdziwej furii. Natomiast najmłodszy syn miała nowiuśki aparat fotograficzny i pstrykał zdjęcia bez składu i ładu, dla samej przyjemności pstrykania. Z krakowskiego zoo były na ten przykład same tylne nogi zwierząt…


Trasa wiodła prawie dookoła Polski. Co prawda to koło jakieś krzywe i niezbyt foremne było… Zaczynaliśmy w Choszcznie, ze szczególnym objazdem Gorzowa, którego mój kierowca organicznie nie znosił… aż gdzieś przez Dobiegniew. A dalej był Wrocław, Katowice i Kraków. Następnie Częstochowa ( w deszczu niesamowicie ulewnym!!!). Dalej droga wiodła na Piotrków Trybunalski, Mińsk Mazowiecki, Ostrów, Zambrów, Wysokie Mazowieckie - Rzące - to przystanek szczególny, moja rodzinna wioska, moja nieustająca tęsknota (tu połykam łezki) - i jeszcze radosne wypady do Białegostoku oraz Wasilkowa, a później powrót przez Ciechanów, Toruń i Bydgoszcz, gdzie znów dopadł nas przeokropny deszcz...
Wysokie Mazowieckie i Rzące - do zapamiętania, gdyż z całą pewnością będzie o tym niezależne opowiadanie. Aż żałuję, że tylko dwie ręce mam do pisania!!!
Były też jeszcze inne wypady z Rząc i też warte zapisania.
Ale najpierw droga na południe.
Przypomnijcie sobie jak wyglądają zabawkowe samochody na kreskówkach : koła na powyginanych ośkach pochylone pod katem 35 stopni do jezdni, a podwozie szorujące o asfalt - to my tak w tej naszej Renóweczce, na dodatek z góry przygnieceni solidnym bagażem… A kierowca „ciął”, jakby siedział w Mazdzie lub w Porsche… Zawsze musiał być na początku stawki… Cud, że ominął mnie wylew!
Już wtedy było wiadome, że jest to moja ostatnia podróż po Polsce. Wejście na III piętro praktycznie już wtedy było poza granicami moich możliwości - ale sprężyłam się i dokonałam niemożliwego (sic!). Moja rodzina „fruwała” po Krakowie, a ja jak ten bocian na gnieździe - z okna sobie patrzyłam.
Znam Kraków na tyle by serdecznie jej zazdrościć tego, co teraz mnie omijało.
Najpierw kościół w Łagiewnikach o rzut beretem - a nigdy w nim nie byłam… Kopiec Kościuszki, radio RMFFM, cos tam jeszcze, i cos tam jeszcze, i coś tam jeszcze…
Za to byłam i znam Wawel, Rynek, Sukiennice, Muzea i wystawy sprzed dwudziestu lat, zacisza wielu kościołów w centrum Krakowa. Jadłam obiad u Wierzynka i lody „U Zalipianek”, cala Floriańska była po prostu MOJA ! A te włóczęgi po Plantach! A nieprawdopodobna atmosfera Kleparza! I jeszcze muzyka Cyganów - tego ociemniałego w szczególności! Mogłabym z Cyganami zostać na zawsze - ale mnie nie chcieli… I jeszcze zakupy na Kurdwanowie, Woli Duchackiej i już nie pamiętam gdzie jeszcze - ważne, że były sklepy!
Co tam zresztą Kraków - większość z Was tam była, zna i wie! - nie umniejszając Krakowowi!
Dobrnęliśmy wreszcie do domu mego brata - Wielkiego Brata! Powiedziałam, że goszczenie się szwagrów było wysokoprocentowe, a procenty płynęły szerokim strumieniem…
I tu dochodzimy do tego jednego zdania, dla którego napisałam całe to opowiadanie: alkohol tak dodatnie wpłynął na szare komórki mego kierowcy, iż odkrył, że przegląd techniczny Renóweczki od dwóch miesięcy jest nieważny…
I wierz tu mężczyźnie…

Z nudów napisała
Elżbieta Żukrowska
=====================

4 komentarze:

  1. Brawo Ciocia- więcej takich wspomnień. Pozdrawiam Kasia P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu Droga!
    Będą, Kasiu, będą. A w zasadzie już są!
    Buziaczki!

    OdpowiedzUsuń
  3. I to się nazywa mieć szczęście:))))To znaczy być posiadaczem nieważnego przeglądu i przejechać tyle Polski.Ale ze względu na własne bezpieczeństwo nie warto powtarzać.A TY się przejmowałaś nadmierną prędkością:)))))))
    Fajnie się czytało.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Super opowiadanko .... skąd ja to znam . Ojjj ...bywałó , bywało ... lecz się o dziwo , udawało Janusiowi ...też . Pozdrowionka Zazulko !!!

    OdpowiedzUsuń