STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz. 29. Lipiec 1975 r.
Malbork. Za kierownicą. Dąsy Tereski
Do końca pobytu w
Szwecji prawie nie wychodzili z łóżka, ot, tyle co potrzeby
fizjologiczne, jedzenie i picie, wspólna kąpiel w strugach
prysznica. Stefcia po kilka razy dziennie poprawiała zburzoną
pościel, protestowała, gdy Liam chciał zawołać pokojówkę, by
przebrała im łóżko. Wtajemniczanie innych osób w ich intymny
świat bardzo ją krępowało. Nawet zapytała Liama, czy często
gościł w swoim łóżku inne kobiety. Zaprzeczył – ani razu nie
było tu innej dziewczyny. Jako smarkacz niechcący usłyszał
rozmowę pokojówek z obsługi - śmiały się z innego hotelarza,
który często zapraszał do siebie kobiety. Już wtedy postanowił,
że on nigdy nie da powodu do żartów z siebie. TAKICH żartów. To
jest jednoznaczne z utraceniem autorytetu, a on nie mógł sobie na
to pozwolić. Wśród różnych pogaduszek przekazała Liamowi,
prośbę babci dotyczącą domowej chemii. Liam załatwił to przez
swego pracownika i walizka stryja Beli stała później ciężka i aż
pękata. Stefcia martwiła się trochę o kontrolę celną, ale Liam
zapewnił ją, że nie będzie żadnych utrudnień.
- Nie
wiem, jak to się dzieje, ale nigdy nie miałem problemów na cle.
Teraz też nie będę miał. Sama się przekonasz.
Gdy
płynęli – morze było spokojne, niestety, na brzegu powitał ich
intensywny deszcz i dość mocny wiatr.
Żaden celnik nie
otwierał ich bagaży, jeden tylko popatrzył na walizki i odszedł
wołany przez innego. Liam zatroszczył się jeszcze o deklarację
celną Stefani, dołożył wszystkie dolary, które dała mu w ramach
rozliczenia, a nawet drugie tyle od siebie. Jej bunt wyciszył
szybkim pocałunkiem w usta, szepnął, że porozmawiają o tym
później. I rzeczywiście później powiedział, że to są
pieniądze dla niej na ewentualną podróż do Włoch – ciągle
wierzył, że jednak do niego przyleci.
- A jednak to źle,
że pieniądze stają między nami – stwierdziła zasmucona
dziewczyna.
- To tylko pieniądze i nie ma o czym rozmawiać.
Nie wracajmy do tego tematu.
Jechali w strugach deszczu.
Drogi były fatalne. Na szczęście Liam nie był maniakiem
szybkości, więc czuła się z nim bezpiecznie. W Toruniu zatrzymali
się na posiłek. Deszcz już nie padał, ale niebo było nadal
zachmurzone. Stefcia nigdy nie była w Toruniu i sama była ciekawa
tego miasta. Przeszli się po starym mieście, tak dla rozprostowania
nóg, znaleźli jakąś uliczną jadłodajnie z plackami
ziemniaczanymi, przy innej budce wypili kawę. Stefcia nie powinna
jeść nic smażonego! Jakoś łatwo się rozgrzeszyła...
Nieostrożnie wspomniała o Malborku, bo tam akurat kiedyś była z
wycieczką szkolną i Liam poprosił, by pojechać i zwiedzić zamek.
- To bardzo z drogi! - zaprotestowała Stefcia.
-
Mimo tego pojedźmy, bo i tak stąd bliżej, niż z twego domu. A w
drodze powrotnej, na dodatek bez ciebie, to już nie będzie to samo.
Stefcia kupiła samochodową mapę Polski i uświadomiła mu
„naocznie” odległości. Mimo tego pojechali.
- Czy
wiesz, że to jest największa budowla z cegieł na świecie? -
zapytała Stefcia. - Oczywiście trzynastowieczna. Całość zajmuje
ponad dwadzieścia hektarów. Nie zdążymy zobaczyć wszystkiego,
ledwie rzucimy okiem. No, może sam Zamek Wysoki. Albo tylko Średni.
A tam jest bardzo dużo ciekawych rzeczy. Na przykład specjalne
miejsce do podsłuchów obradujących komturów, choć oczywiście
bez mikrofonów. Bajeczne krużganki, Zamek Średni, a w nim Wielki
Refektarz. Jest jeszcze Pałac Wielkich Mistrzów... Ogółem bardzo
dużo do obejrzenia, średnio licząc mogłoby zająć cały dzień,
a nawet dwa. Niestety, nawet tak potężnego obiektu nie oszczędziły
wojny. Twoi rodacy zdobyli go w siedemnastym wieku i mocno...
nadwerężyli. Innymi słowy – zdewastowali. Wiem, że jest tam
wiele bardzo ciekawych rozwiązań architektonicznych, ale zupełnie
się na tym nie znam, więc dalej nie będę mówić. No i jest
wystawa bursztynów – istny cud!
- Byłaś i widziałaś?
- Tak. To w czasach szkolnych, ale chyba za wiele nie pamiętam.
Może dlatego, że historia nigdy mnie specjalnie nie interesowała.
Natomiast bursztyny – owszem, tak. Zrobiono z nich prawdziwe cuda!
- I zamiast ostudzić mój zapał – jeszcze go zwiększyłaś
– zaśmiał się chłopak.
Zamek zrobił na Liamie ogromne
wrażenie, w końcu na kim nie robił? On widział już wiele
starożytnych murów, jednak tych w Malborku nie dało się z niczym
porównać. Oglądał, zaglądał, podziwiał.
- Masz rację,
taka chwila to zdecydowanie za mało na ten obiekt – powiedział
później.
A Stefcia wyjechała z Malborka bogatsza o
srebrny komplet biżuterii – wisior z bursztynem, bransoletka
(ciężka i trochę niewygodna) oraz pierścionek z dużym
bursztynowym oczkiem. Podobny zestaw Liam kupił dla matki, tylko
pierścionek miał jeszcze większe oczko. Stefcia nie chciała aż
tak dużego z dwóch powodów – za bardzo rzucał się w oczy i
sprawiał wrażenie niewygodnego do noszenia na co dzień.
Do
Wierzbiny dotarli po północy. Nikt nie spał – wszyscy na nich
czekali, bardzo zaniepokojeni, bo może wypadek? Piotrek z ojcem i
Liam pownosili bagaże, a babcia już się zakrzątnęła koło
kolacji dla tej dwójki głodnej i zmęczonej. Pofukała trochę za
takie opóźnienie, że też im się zachciało Malborka! Rodzina
jest ważniejsza. Liam podarował jej bukiet pięknych róż (kupiony
w Polsce) i dużą bombonierkę (przywiezioną ze Szwecji), czym ją
nieco ugłaskał. Piotruś wpatrywał się w nowy zegarek, a Edward
po męsku hołubił dużą butelkę koniaku. I już do kolacji
panowie wypili po szklaneczce.
- Pokój dla pana Liama
przygotowałam, ten szary, tak jak prosiłaś – powiedziała babcia
przysiadając się do jedzących ze szklanką herbaty.
-
Doskonale. Zanim pójdziemy spać, musimy z grubsza rozpakować
bagaże, szczególnie spożywkę. O, mamy bułeczki cynamonowe, w sam
raz do babcinej herbaty. I jeszcze jedno – Stefania zebrała się
na odwagę, choć nagle zaczęły drżeć jej dłonie. - Liam jednak
będzie spał w moim pokoju. Przemyśleliśmy tę decyzję, więc
niech to was nie dziwi i nie oburza. Nie będę się czaić i chować
we własnym domu. Jesteśmy parą i bardzo się kochamy.
Ojciec się zakrztusił, babcia omal nie zemdlała, Piotruś
roześmiał się na cały głos. Jedynie Liam siedział nieruchomo,
bo nie wiedział, co takiego poraziło babcię i ojca. Widział, że
coś się stało i pytał Stefcię wzrokiem.
- Później –
szepnęła do niego po angielsku.
- Jesteś bardzo odważna,
moja damo – powiedział jej, kiedy mu wyjaśniła. - Jestem z
ciebie ogromnie dumny. Ale może taka deklaracja była jednak
przedwczesna? Twoi bliscy przecież mnie zupełnie nie znają...
Następny dzień był słoneczny, bardzo gorący. Liam w
towarzystwie Piotrusia oglądał dom i uprawy, poznał się z ciocią
Teresą. Wszystko było takie odmienne od tego, co znał, więc go i
dziwiło, i zachwycało. Stefcia z babcią „walczyły” ze
szwedzkimi zakupami, było tego tak dużo, że wymagało mądrego
rozlokowania w domu i piwnicy. Po obiedzie młodzi pojechali na
cmentarz – oczywiście razem z Piotrusiem, który nie chciał ich
odstąpić nawet na krok. Okazało się, że całkiem sporo rozumie
po angielsku, o ile tylko mówi się powoli.
- O, teraz będę
się dużo pilniej uczył angielskiego! - oświadczył w
samochodzie.
A Liam zapytał, kiedy ruszają do Krakowa.
- Jutro mamy tak zwany proszony obiad. Poznasz stryja Belę i jego
żonę Basię. A następnego dnia możemy jechać.
- Steffi,
czy ty masz prawo jazdy? - zainteresował się niespodzianie.
- Tak, mam. Jednak tato nigdy nie dał mi prowadzić swego auta, bo
było wiekowe i narowiste jak koń. Wreszcie całkiem się zepsuło i
poszło na złom.
- A chciałabyś mieć swój samochód?
- Co za pytanie – kto by nie chciał? Na razie nie mam na niego
pieniędzy. Może jak skończę studia i zacznę pracować... Wtedy
będę mogła wziąć kredyt. Na razie muszą mi wystarczyć pociągi,
autobusy, ewentualnie krakowskie tramwaje lub w ostateczności
taksówki.
- Dostaniesz ode mnie samochód. Nie będziesz
musiała tak długo czekać.
Liam zjechał na pobocze i
kazał Stefanii siadać za kierownicą.
- Nie! - wystraszyła
się dziewczyna.
- Już. Teraz. Nie ma na co czekać.
- Nie mam przy sobie prawa jazdy!
- Nie szkodzi. Najwyżej
zapłacimy mandat. No już, przesiadaj się. Skręć tu w jakąś
boczną uliczkę, pojeździmy troszkę, najpierw powoli, a potem
nóżka na gaz!
Piotrek z tyłu aż piszczał z zadowolenia.
Kiedy po godzinie zajechali pod dom ze Stefcią za kierownicą,
Liam powiedział do niej:
- Dziewczyno, ty masz auto we krwi.
Widzisz wszystkie znaki. Przestałaś się denerwować. Prowadzisz
jak zawodowiec!
Oczywiście przesadzał, ale i tak Stefci
poszło bardzo dobrze, zważywszy jak długą przerwę miała od
zrobienia prawa jazdy. Pęczniała z dumy. Jednakże była aż
spocona.
- A do Krakowa ja jadę jako pasażer – dodał
Liam.
Ledwie weszli do domu, a babcia zakomunikowała, że
była Hania, bo odwołuje ślub.
- Co się stało? -
zdumiała się Stefcia.
- Zdradza ją. Jeszcze nie ma ślubu,
a już zdradza! Podobno nakryła go z inną kobietą. Co za podłość!
A mówiłam, że mi się nie podobał. Tak od pierwszego spojrzenia.
Ladaco i już.
- Muszę się z nią zobaczyć. Na pewno jest
załamana.
- Jest w strasznym stanie. Mówiła, że jej
bardzo wstyd przed ludźmi, że musi się stamtąd wyprowadzić i
szuka nowej pracy. Kazano jej jutro przyjechać do kuratorium na
rozmowy. Oby się jej poszczęściło. To bardzo dobra dziewczyna.
Stefcia z grubsza powiedziała Liamowi o co chodzi. Jemu też
było przykro.
- I jeszcze jedno – dodała babcie - jutro
na obiedzie będą także dziadkowie Piotrusia, ci z Karolinki. Za to
nie będzie Tereski, bo coś jej się w głowie pomieszało. I bardzo
dobrze. Dziś przez nią boli mnie głowa i wszystkie zęby!
- Babciu kochana! Co się stało?
- Poszło o kurczaki. Eh,
szkoda mówić – machnęła ręką babcia.
- No mów!
- Chciała zwolnić Smulczyńskiego, bo on już stary i z tą chorą
nogą nie daje sobie rady. A to właśnie Smulczyński zajmuje się
kurczakami. I kurami. Mam już osiem kur, same karmazynki.
Smulczyński ma mi na rynku dokupić jeszcze kilka i już się z kimś
ugadał w sprawie koguta, też karmazyna. Powiedziałam Tereni, że
ona nie ma tu nic do gadania. Jest takim samym pracownikiem, jak
Smulczyński. Jeśli będzie trzeba kogoś zwolnić, to zrobi to
Edzio, bo to jego firma. Ale ją to ruszyło! I jakoś wypsnęło mi
się, że ziemia i dom należą do ciebie, ona o tym nie wiedziała.
Dopiero trysnęła jadem. Nie znałam jej od tej strony. No i dobrze,
że nie będzie na obiedzie. Przecież ona to żadna moja kuzynka. To
siostra twojej mamy. Tyko że ostatnio bardzo się zmieniła. Warczy
na wszystkich, nawet na naszego Piotrusia. Każe mu podjazd zamieść,
skrzynki nosić, zielsko na kompostownik wywozić, nawet coś
wypielić i inne podobne rzeczy. Musiałam ją przystopować, to się
będzie teraz na mnie odgrywać.
- A to się narobiło...
- Narobiło się, narobiło. Bo Edzio za mało się angażuje,
już mu to mówiłam. A z drugiej strony nigdy nie podkreśla, że to
on tu rządzi. Teresa jest tu tylko dlatego, że jeszcze jest Edziowi
potrzebna, bo inaczej już bym ją pognała na cztery wiatry. Zrobiła
się nieznośna. Twoja mama nigdy taka nie była. Jeszcze trochę, a
zacznę podejrzewać Teresę o chorobę psychiczną. Mówiłam ci
przez telefon, że źle się u nas dzieje. Aż wstyd przed Liamem i
przed Rafalskimi. Będę musiała sama porozmawiać z Teresą na
osobności. I na pewno nie będę jej głaskać. Z dawna mam na nią
„haka” i jak będzie trzeba, to wytoczę najcięższe działo.
c.d.n.
fot. Alicja Stankiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz