Cz.14.
(70.) Sierpień 1976 r. Wiktor z Göteborgu
Steffi
wraz z Wiktorem Grantem stała przy barze.
- Dzięki twoim
kuzyneczkom mój pub pęka w szwach. Zobacz, jak nasze chłopaki się
do nich cisną! - zauważył ze śmiechem Wiktor.
Steffi z
całą rodzina przyszła do pubu i widziała, że dziewczęta mają
szalone powodzenie. Ledwie weszły do lokalu, a już je otoczył
wianuszek mężczyzn.
- To aż dziwne – powiedziała. -
Przecież Szwedki to też świetne kobiety, chociaż tu mało ich
przychodzi.
- Tak, wolą kawiarnie i restauracje. Ale tu
poszła jakaś fama o Polkach, głównie za twoją sprawą, bo
wszyscy zazdroszczą Liamowi udanego małżeństwa. Mówi się, że
jak Polka pokocha, to już na całe życie. A ci chłopcy w
przeważającej większości są kawalerami do wzięcia i każdy ma
jakąś nadzieję. Ja zresztą też. Już się nie mogę doczekać
przyjazdu Grazy. I cieszę się, że to już jutro. Bardzo się za
nią stęskniłem. Bardzo.
- Poproś ją o rękę i przestań
żyć w takim niezdecydowaniu, roztargnieniu, szarpaniu się z samym
sobą.
- Myślisz, że zechce być moją żoną? Jestem
rozwiedziony. Nie każda dziewczyna chce rozwodnika. Wiem coś o tym.
Pomijając już fakt, że jestem brzydki.
- Niepotrzebnie się
tym gnębisz. Zapytaj, a będziesz miał jasny obraz. Jeszcze ci nie
mówiłam, ale Dorotka zostaje w Szwecji. Opiekuj się nią w miarę
swoich możliwości. Iga też zostanie. Obie będą mieszkać w
naszym apartamencie. Trzymaj rękę na pulsie i nie daj ich
skrzywdzić. Nas przecież nie będzie. A jak jeszcze raz powiesz w
mojej obecności, że jesteś brzydki, to... No, nie wiem co. Ale na
pewno coś wymyślę.
- Zrobię, co będę mógł, daję
słowo!
W pubie byli także Marysia z Tomaszem. Marysia,
domatorka, nie bardzo była rada temu wyjściu, ale czego się nie
robi dla dzieci, a obie dziewczynki bardzo nalegały. Raźniej się
czuły przy Adzie, ale jej dzisiaj nie było. Dorotka była
szczęśliwa, że nie wraca na razie do Polski. Powiedziała do
Steffi, że czuje, jakby świat się przed nią otwierał. Już
zrobiła listę rzeczy, które rodzice mieli jej przysłać z domu,
ale co raz dopisywała coś do tej listy. Kasia cieszyła się
szczęściem siostry, a wcale jej nie zazdrościła. Miała własne
plany i marzenia.
- Wracam do stolika – powiedziała
Steffi.
- Zaczekaj – Wiktor położył jej rękę na
ramieniu. - Co ja jutro powinienem zrobić?
Steffi popatrzyła
na przyjaciela z lekkim rozbawieniem.
- Przecież jesteś
stary chłop. Byłeś już żonaty. A mnie pytasz tak, jakbyś był
nastolatkiem.
- Kiedy myślę o Grazy to aż mi serce
wibruje. Nigdy nie doświadczałem takich emocji!
-
Zakochałeś się. Być może po raz pierwszy w życiu prawdziwie się
zakochałeś. Jutro na powitanie weź ją w ramiona, uściśnij mocno
i czule pocałuj w usta. A później nałóż jej na palec
pierścionek. Nawet nie będziesz musiał o nic pytać. Załatwisz
sprawę bez słów, a odpowiedź i tak otrzymasz. Tylko pierścionek
jutro kup. A może masz jakiś po matce? Oczyść go tylko.
- I ty to wszystko mówisz serio? Nie żartujesz sobie ze mnie?
- Wiktor, ile ty masz lat? Bo mówisz jak pięciolatek.
-
Bo w tej sprawie trzęsę się jak galareta. Za bardzo mi zależy.
Pierścionków mam kilka. To wypada dać taki wcześniej noszony
przez matkę?
- Wypada.
- Steffi... Ale nie mów
nikomu o mojej przypadłości. Chciałbym, aby wszyscy myśleli, że
to moje dziecko.
- Jasne. Możesz na mnie liczyć.
- W głowie mi się kręci, gdy myślę o Grazy. Naucz mnie wymawiać
jej imię po polsku. Tak, jak ty sama mówisz.
- Dobrze. Ale
chodźmy już do stolika, bo moja Marysia mnie przywołuje.
- A jak po polsku jest „kocham cię”?
- Tego też cię
nauczę.
- Ja już załatwiłem wizytę u ginekologa, u
kobiety. I skierowanie na badania w laboratorium. Powinniśmy zdążyć
ze wszystkim. Myślę o tym, aby pojechać z nią do Polski. Ona za
dużo jest sama ze swoimi problemami.
- Nareszcie mówisz jak
mężczyzna! A teraz chodź, poćwiczymy.
I ćwiczyli przez
cały wieczór.
Rozmowa przy stoliku była bardzo ożywiona.
Młodzi sypali żartami i co chwila wybuchano śmiechem. Pomyłki
językowe bardzo temu sprzyjały. Steffi w tym towarzystwie była
jedynym tłumaczem, ale znajdowała też czas na obserwację młodych.
Kasia siedziała między Patrykiem a rudym Olofem, który się do
niej wdzięczył i przymilał. Byli za daleko, by Steffi słyszała,
co chłopak mówi. Jednak zobaczyła, jak Kasia pogłaskała go po
twarz, a następnie wzięła troszkę rudych włosów w dwa paluszki
i zdecydowanie pokręciła głową. Było to całkiem jednoznaczne.
Olof widząc, że się nie może dogadać z dziewczyną, poprosił
Steffi, aby przetłumaczyła, że dla Kasi on przefarbuje włosy na
dowolny kolor: czerwony, zielony, niebieski i jaki tam ona będzie
chciała.
- I będzie z niego farbowany lis! Niech lepiej o
mnie zapomni!
Dorotką w tym czasie zajmował się chłopak,
którego Steffi nie znała. Widziała go kilka razy w pubie, ale nie
miała pojęcia, kto to jest. Zapytała Liama.
- Lennart, to
też nasz stary przyjaciel, ale ostatnio jakby się od nas odbił. Ma
własną wytwórnię tubek, takich do past do zębów. Bardzo dobrze
prosperuje, ale też jest uwiązany przy swojej fabryczce, jak pies
przy budzie. Zdaje się, że częściej bywa w restauracjach niż w
pubach. To biznesowe spotkania. On sam jest kawalerem do wzięcia.
Bardzo dobra partia. Boję się jednak, że zaczął się ostatnio
wywyższać. Ale Dorotka jakoś nie bardzo nim zainteresowana.
A jednak młodzi rozmawiali – trochę przy pomocy „Rozmówek”,
więcej na migi. Jakoś się porozumiewali.
Tomasz poprosił
Liama, aby pomógł mu obsłużyć szafę grającą i zabrał żonę
na parkiet. Z jego strony było to poświęcenie, albowiem kalectwo
zdecydowanie przeszkadzało mu w tańcach. Od czasu do czasu bywał z
żoną na podmiejskich balach, ostatnio na sylwestrze. Tańczył z
Marysią zawsze pierwszy i ostatni taniec, wyjątkowo jakiś
pośrodku. A Marysia tańczyć lubiła. Mimo niewielkiej nadwagi była
zgrabną i powabną kobietą. Zawsze miała powodzenie wśród
mężczyzn, chcieli z nią tańczyć nie tylko lekarze czy
nauczyciele, ale w pierwszej kolejności ojcowie dzieci, które
uczyła. Takie podmiejskie zwyczaje...
Do stolika dołączył
Viggo. Był wyraźnie podekscytowany.
- Mam dla was
niespodziankę – szepnął Steffi do ucha. - Zdobyłem dwanaście
biletów na koncert ABBY. Sześć na jutro i sześć na pojutrze.
Dobrze by było, gdybyś ty z rodziną poszła jutro. Ale komu mam
dać pozostałe? Nie chcę decydować pospiesznie. Chciałbym, aby na
koncercie była także Grazy, Ada i Iga. W Polsce nie będą miały
takiej możliwości.
- Dołącz Wiktora i siebie. A
Thorsten?
-
On znów jest na wyjeździe. Myślałem o Olofie, ale Kasia go nie
znosi!
- Kasi z wami nie będzie, bo pójdzie z nami. Ale
jest jeszcze Elwira.
- Ano tak. Masz rację. Zatem Elwira.
Ona rzadko przychodzi do pubu. Prawie o niej zapomniałem.
-
Ona w ogóle jest taka cicha domatorka.
- Zatem Elwira.
Dobrze. Na razie muszę się wsunąć między Olofa a Kasię.
Myślisz, że mi się uda? Ona wyraźnie Olofa nie znosi!
Wsunął się między tych dwoje całkiem gładko, chociaż Olof
wyglądał na urażonego. Za to ożywił się Patryk i po chwili wraz
z Kasią i Viggo zanosili się śmiechem. Wiktor, który prowadził
ożywioną dyskusję z Liamem na temat Harleya, podniósł się od
stolika i skierował do baru. Nie trwało długo, a przy stoliku
pojawił się kelner z zastawioną tacą – piwo, kawa, herbata,
jakieś drinki z plasterkami cytryny i dwie miseczki z orzeszkami.
- Szef dziś funduje – oznajmił, dyskretnie oglądając się
za Wiktorem, który już wracał do towarzystwa.
Każdy brał
z tacy to, na co miał ochotę. Marysia i Tomasz – właśnie nieco
zmęczeni usiedli obok Steffi, sięgnęli po herbatę. Liam Wybrał
kawę, a Steffi drinka, podobnie obie dziewczyny. Sam Wiktor pił
piwo, a Patryk i Viggo byli niezdecydowani i czekali, co na tacy
zostanie. Niespodziewanie dosiadł się do nich Orvor Lindell z żoną
Heleną – ich przyjście do pubu było swego rodzaju sensacją.
Orvor prawie cały czas przebywał we Włoszech, ostatnie dwa
miesiące nawet z żoną i maleńkim synkiem. Steffi nie znała
Heleny, tylko o niej słyszała. Dziewczyna nie powalała swoją
urodą, po niedawnej ciąży miała jeszcze kilka kilogramów
nadwagi. Ubrana była w lekkie spodnie i kolorową tunikę, a
brązowe, zrudziałe od słońca włosy miała nisko spięte w koński
ogon. Jej makijaż był niemal niewidoczny. Za to paznokcie
błyszczały mocną czerwienią. Dużo osób znało tę parę i co
chwila podchodził ktoś przywitać się i zamienić kilka zdań.
Przy stoliku zrobiło się małe zamieszanie. Steffi starała się
rozmawiać i z Heleną, i z Marią. Helena zaraz na wstępie
powiedziała, że ciągle karmi dziecko piersią i między innymi
dlatego nie może pozbyć się nadmiaru kilogramów.
- Moje
przyjaciółki bardzo mnie za to potępiają, bo kto dziś tak długo
karmi piersią. Ale ja takie gadanie mam w nosie. Dziecko jest
najważniejsze. - Mówiła uśmiechając się i pokazując przy tym
ładne, równe i białe, zęby. Rozgadała się na temat dziecka,
najwyraźniej był to dla niej temat numer jeden. - A kiedy wy
postaracie się o dziecko? - zapytała na koniec przydługich
wynurzeń.
Takie otwarcie się do obcej osoby było dla
Szwedki raczej niezwyczajne! „Widocznie traktuje mnie jak rodzinę.”
- pomyślała Steffi.
- Mamy jeszcze czas, nie musimy się
śpieszyć.
- O, zapewne. Jednak Liam już parę lat temu
przekroczył trzydziestkę i czas, by został ojcem, a nie dziadkiem
– Helena sama zaśmiała się ze swego żartu. - Przy tym nigdy nie
wiadomo, czy tak od razu uda się z ciążą. Myśmy starali się o
dziecko prawie cztery lata. Oboje musieliśmy się leczyć.
Najważniejsze, że się udało.
„To znaczy, że wiele osób
może mieć problem z prokreacją... A ja nadal jestem dziewicą.
Nawet stryj nie może nam pomóc”.
- To wielkie szczęście
mieć dziecko, jednak my jeszcze trochę poczekamy. Liam wciąż
tryska młodością.
- Nie zaprzeczam. A ty też jesteś
jeszcze bardzo młoda.
- Ze względu na Liama przerwałam
studia. Teraz chcę je dokończyć. A później możemy myśleć o
dziecku – powiedziała Steffi, wiedząc, że to jest dobre
wytłumaczenie.
- Chciałabym już do domu – z drugiej
strony powiedziała Marysia. - Czuję się mocno zmęczona.
-
Dobrze, ciociu. Zaraz przekażę to Liamowi. Jednak dziewczynki mogą
zostać. Dobrze się bawią. Myślę, że pod opieką Wiktora i Viggo
są tu całkiem bezpieczne.
Popatrzyła na swoje stryjeczne
siostry. Kasia była zajęta Viggo, mimo że Patryk coś perorował,
mocno przy tym gestykulując. Dorotka nadal rozmawiała z Lennartem,
choć sprawiała wrażenie lekko znudzonej. Wiktor pochylił się do
Tomasza i coś mu zawzięcie tłumaczył, a Liam był skupiony na
słowach Orvora. Wtem Steffi zobaczyła, jak Kasia ujmuje twarz Viggo
w obie dłonie, gładzi go pieszczotliwie, a na koniec całuje w nos.
Później odchyliła daleko rękaw nie zapiętej jak zwykle koszuli i
uważnie przyglądała się bliznom. Viggo zrobił ruch, jakby chciał
cofnąć rękę, ale Kasia nie pozwoliła i zaczęła ją gładzić.
Trwało to dobrą chwilę. Następnie to samo zrobiła z druga ręką
chłopaka. A później długo trzymała obie jego dłonie w swoich
rękach.
- Ciociu, czy ty widzisz to samo, co ja? Czy Kasia
ma taką moc jak stryjek?
- Nie sądzę. Nigdy czegoś
takiego nie zauważyliśmy. Dla niej ten chłopak jest jak poraniony
psiak, nad którym trzeba się użalić, ulitować, pogłaskać,
przytulić, może zaordynować jakieś leki. Ona zawsze tak reaguje
na cudze nieszczęście. Według niej miłość i takie przytulenie
leczą absolutnie wszystko. Jest bardzo wrażliwa, a śmiechem chce
przykryć tę swoją... Nawet nie wiem, jak to nazwać. Takie rany
budzą w niej emocje i bardzo by chciała je usunąć. To wiem na
pewno. Dlatego Viggo – dobrze mówię: Viggo? - ma u niej większe
szanse niż ten rudzielec. Stefciu! Jak mi tu u was dobrze! Bardzo
się cieszę, że przyjechaliśmy. Miałam tysiąc oporów, na
szczęście Tomasz mnie przekonał. Teraz, gdy dziewczynki studiują,
mamy bardzo dużo wydatków, a jak chce się zaoszczędzić, to
najlepiej oszczędzać na sobie. Chciałabym, aby ich młodość był
piękna i radosna. Tomasz robi, co może, ale są pewne granice. I
chociaż oboje pracujemy, to wiązanie końca z końcem przychodzi
nam z trudnością. Gdyby nie to, że kupiłaś nam bilety, pewnie
byśmy się nie zdecydowali. Mama też na mnie krzyczała, że
nigdzie w życiu nie byłam, że trafia się wyjątkowa okazja, że
nie powinniśmy wam odmawiać. Poza tym chciałam, aby i dziewczynki
zobaczyły trochę innego świata. A teraz nawet Dorotka zostaje w
Szwecji... Wiesz, jak bardzo się o nią boję? Bo i ciebie też tu
nie będzie.
- Ciociu, twoje obawy są bezpodstawne. Dorotka
już nie jest małym dzieckiem, ma przy tym dobrze poukładane w
głowie. I będzie pod specjalną opieką Davida, a to nasz zaufany
człowiek. Bardzo zaufany. No i będzie Iga, więc to złagodzi
rozłąkę. Raźniej im będzie we dwie. W hotelu pracują i inne
Polki, ale nie radzę się z nimi spoufalać. Już jej to mówiłam.
A i ja będę tu wpadać od czasu do czasu, bo bywa, że hotel wymaga
naszej obecności, telefon to za mało. Rodzice Liama już nie mają
takich uprawnień jak dawniej, więc pewnie będziemy musieli tu
bywać częściej, niż byśmy chcieli. Jednak zimą różnie bywa z
samolotami. Byle śnieżyca może nas uziemić gdzieś na lotnisku.
Już przez to przechodziłam. Osiem godzin w obcym miejscu i
czekanie, czekanie, czekanie, bo może za chwilę będzie można
lecieć dalej... Okropność! A już najgorzej, gdy musiałam do
Włoch lecieć z przesiadką w Londynie. Tamte mgły to absolutny
koszmar! Zdecydowanie bardziej wolałam przez Paryż.
- Ja
to wszystko wiem, ale tak daleko od domu... Czy ona nadal zechce mi o
wszystkim opowiadać? Boję się tego rozdzielenia. Ni stąd, ni
zowąd przestaje być małą córeczką. Niechby chociaż listy
pisała!
Rozmowa się urwała, bo nieznajomy pan w wieku
Marysi poprosił ją do tańca. Spojrzała bezradnie to na męża, to
na Steffi i zachęcona ich wzrokiem poszła na parkiet.
- Ale
mieliśmy już wracać do hotelu – szepnęła na odchodnym do
Steffi.
Kiedy już w końcu doszło do wyjścia tak Orvor
jak i Wiktor zaproponowali im podwózkę swoim autem, ale Marysia
zdecydowanie odmówiła.
- To prawda, że jestem trochę
zmęczona. Tomasz zresztą też. Ale trzeba nam świeżego powietrza
przez snem, prawda, kochanie?
- O tak. Pomimo wentylacji jest
tu całkiem sporo dymu. Musicie przyjechać do nas. U nas powietrze
jest jak balsam. Otworzysz okno i już masz leśne lub łąkowe
zapachy – zgodził się Tomasz.
- Wszystko zależy od tego,
które okno i z której strony wiatr wieje – dodała Marysia.
Steffi jeszcze położyła rękę na ramieniu Wiktora.
-
Powiedz to po polsku – nakazała.
Od razu wiedział, o co
chodzi.
- Grażyna, kocham cię – powiedział wcale
poprawnie i z uśmiechem.
- Zdolny uczeń – pochwaliła go
Steffi. Musiał to zdanie wiele razy powtarzać w myślach, była
tego pewna.
Szli bardzo wolno. Steffi zauważyła, że stryj
zaczął mocno powłóczyć nogami, nawet kuleć. Liam też to
zauważył.
- Tam są ławeczki, może usiądziemy na
chwilę.
- Wiecie co, kochani? Ja jutro nie idę na żadne
zwiedzanie – oświadczył Tomasz ciężko siadając. - Za dużo
tego dobrego dla mnie. Jutro leżę do góry brzuchem i odpoczywam.
Starość i kalectwo mają swoje prawa.
- Zwiedzanie możemy
sobie odpuścić, ale mam dla was niespodziankę na wieczór... A w
zasadzie nie ja, ale Viggo – zakomunikowała Steffi, a widząc
wpatrzone w siebie oczy – mówiła dalej. - Udało mu się zdobyć
bilety na koncert ABBy. Idziemy jutro w szóstkę.
- O! To
dopiero wiadomość – ucieszył się Liam.
- To ten
najsłynniejszy szwedzki zespół. Pójdę z ogromną przyjemnością
– ucieszyła się Marysia, gdy Steffi przekazała wiadomość po
polsku. - A dziewczynki też? Ale się ucieszą! Ten zespół był w
Polsce, jednak bilety tylko dla wybrańców losu. Bardzo się cieszę.
I jak, lepiej ci już? - zapytała na koniec męża.
- To
tylko fantom, ale dokuczliwy. Zaraz powinno być dobrze. Dajcie mi
jeszcze chwilę. Ja także się cieszę na ten koncert. Ale bardziej
z tego, że jutro nie będzie żadnego zwiedzania.
- Jak on
to załatwił? - dociekał Liam mając na myśli bilety i Viggo.
- Nie mam pojęcia, nie powiedział. My idziemy jutro, a pojutrze
nasze cztery dziewczyny, Wiktor i sam Viggo.
- Te Polki?
- Iga, Ada, Elwira i Grażyna – przytaknęła Steffi.
Gdy wrócili do hotelu Liam natychmiast zamówił kolację do pokoju.
Zanim ją przywieziono – stryj, już znów skupiony, trzymał
dłonie na jego sercu. Wyczuwał pozytywne efekty. O głowę miał
zamiar zadbać po kolacji.
Sam musi odpocząć, bo to był
długi i męczący dzień. Że też dał się namówić na wyjście
do pubu... W zasadzie zrobił to dla Marysi. Tam, u siebie, prawie
nigdzie nie bywali. Tyle, co jakieś wesele, chrzciny, czasem
imieniny albo inna domowa uroczystość. A i to czasem rezygnowali.
Głównie ze względu na stan swoich finansów, niestety. Całą
budżetówka nie miała ostatnio żadnych podwyżek. Było kiepsko...
W ostatnie lato dużo ludzi chodziło na jagody, by potem sprzedawać
je do skupu. Podobno niektórzy bardzo dobrze na tym zarabiali.
Włoszczyńscy kupili nawet używanego „malucha”... Ale pani
nauczycielce nie wypadało tak na zarobek. Marysia chodziła wraz z
matką i dziewczynkami, lecz jagody zbierały tylko na swoje
potrzeby. Trzy- cztery wiadra w sezonie i wystarczy. Codziennie jedno
wiadro. Nie żyje się samymi jagodami. On, Tomasz, jesienią chodził
na grzyby. W zasadzie nie tylko jesienią, bo gdy zaczynały się
sezon na kurki, to już pędził do lasu. Miał takie swoje miejsca,
napełniał kobiałeczkę i wracał do domu. Czasem nawet trafił się
prawdziwek. A za kilka dni znów tam szedł – o ile tylko czas mu
na to pozwalał. Teściowa gotowała przepyszną zupę kurkową i
robiła kurkowy sos. Palce lizać! Prawdziwki suszyła na zimę.
Teraz, tu, w Szwecji, pamiętali o rodzinie w Polsce i każdego dnia
– mimo kosztów – wysyłali widokówkę. Kasia wypstrykała kilka
filmów – będzie co w domu oglądać i czym się chwalić, z
detalami opowiadać rodzicom, już w myślach słyszał ich pytania.
Siądą przy stole, Dorotka... Nie, Dorotka zostawała w Szwecji!
Kasia zrobi herbatę, teściowa nakroi drożdżowego ciasta ze
śliwkami, bo pewnie już dojrzały... I będą opowiadać. Kasia
będzie biegać od babci do dziadka i ćwierkać jak wróbelek. Już
to widział. W zasadzie zatęsknił za Polską. Za Polską bez
Dorotki? To się nadal nie mieściło w głowie...
c.d.n.
Elżbieta Żukrowska
fot. z internetu