niedziela, 27 listopada 2022

STEFCIA Z WIERZBINY - cz.14.


 

Cz.14. (70.) Sierpień 1976 r. Wiktor z Göteborgu

Steffi wraz z Wiktorem Grantem stała przy barze.
- Dzięki twoim kuzyneczkom mój pub pęka w szwach. Zobacz, jak nasze chłopaki się do nich cisną! - zauważył ze śmiechem Wiktor.
Steffi z całą rodzina przyszła do pubu i widziała, że dziewczęta mają szalone powodzenie. Ledwie weszły do lokalu, a już je otoczył wianuszek mężczyzn.
- To aż dziwne – powiedziała. - Przecież Szwedki to też świetne kobiety, chociaż tu mało ich przychodzi.
- Tak, wolą kawiarnie i restauracje. Ale tu poszła jakaś fama o Polkach, głównie za twoją sprawą, bo wszyscy zazdroszczą Liamowi udanego małżeństwa. Mówi się, że jak Polka pokocha, to już na całe życie. A ci chłopcy w przeważającej większości są kawalerami do wzięcia i każdy ma jakąś nadzieję. Ja zresztą też. Już się nie mogę doczekać przyjazdu Grazy. I cieszę się, że to już jutro. Bardzo się za nią stęskniłem. Bardzo.
- Poproś ją o rękę i przestań żyć w takim niezdecydowaniu, roztargnieniu, szarpaniu się z samym sobą.
- Myślisz, że zechce być moją żoną? Jestem rozwiedziony. Nie każda dziewczyna chce rozwodnika. Wiem coś o tym. Pomijając już fakt, że jestem brzydki.
- Niepotrzebnie się tym gnębisz. Zapytaj, a będziesz miał jasny obraz. Jeszcze ci nie mówiłam, ale Dorotka zostaje w Szwecji. Opiekuj się nią w miarę swoich możliwości. Iga też zostanie. Obie będą mieszkać w naszym apartamencie. Trzymaj rękę na pulsie i nie daj ich skrzywdzić. Nas przecież nie będzie. A jak jeszcze raz powiesz w mojej obecności, że jesteś brzydki, to... No, nie wiem co. Ale na pewno coś wymyślę.
- Zrobię, co będę mógł, daję słowo!
W pubie byli także Marysia z Tomaszem. Marysia, domatorka, nie bardzo była rada temu wyjściu, ale czego się nie robi dla dzieci, a obie dziewczynki bardzo nalegały. Raźniej się czuły przy Adzie, ale jej dzisiaj nie było. Dorotka była szczęśliwa, że nie wraca na razie do Polski. Powiedziała do Steffi, że czuje, jakby świat się przed nią otwierał. Już zrobiła listę rzeczy, które rodzice mieli jej przysłać z domu, ale co raz dopisywała coś do tej listy. Kasia cieszyła się szczęściem siostry, a wcale jej nie zazdrościła. Miała własne plany i marzenia.
- Wracam do stolika – powiedziała Steffi.
- Zaczekaj – Wiktor położył jej rękę na ramieniu. - Co ja jutro powinienem zrobić?
Steffi popatrzyła na przyjaciela z lekkim rozbawieniem.
- Przecież jesteś stary chłop. Byłeś już żonaty. A mnie pytasz tak, jakbyś był nastolatkiem.
- Kiedy myślę o Grazy to aż mi serce wibruje. Nigdy nie doświadczałem takich emocji!
- Zakochałeś się. Być może po raz pierwszy w życiu prawdziwie się zakochałeś. Jutro na powitanie weź ją w ramiona, uściśnij mocno i czule pocałuj w usta. A później nałóż jej na palec pierścionek. Nawet nie będziesz musiał o nic pytać. Załatwisz sprawę bez słów, a odpowiedź i tak otrzymasz. Tylko pierścionek jutro kup. A może masz jakiś po matce? Oczyść go tylko.
- I ty to wszystko mówisz serio? Nie żartujesz sobie ze mnie?
- Wiktor, ile ty masz lat? Bo mówisz jak pięciolatek.
- Bo w tej sprawie trzęsę się jak galareta. Za bardzo mi zależy. Pierścionków mam kilka. To wypada dać taki wcześniej noszony przez matkę?
- Wypada.
- Steffi... Ale nie mów nikomu o mojej przypadłości. Chciałbym, aby wszyscy myśleli, że to moje dziecko.
- Jasne. Możesz na mnie liczyć.
- W głowie mi się kręci, gdy myślę o Grazy. Naucz mnie wymawiać jej imię po polsku. Tak, jak ty sama mówisz.
- Dobrze. Ale chodźmy już do stolika, bo moja Marysia mnie przywołuje.
- A jak po polsku jest „kocham cię”?
- Tego też cię nauczę.
- Ja już załatwiłem wizytę u ginekologa, u kobiety. I skierowanie na badania w laboratorium. Powinniśmy zdążyć ze wszystkim. Myślę o tym, aby pojechać z nią do Polski. Ona za dużo jest sama ze swoimi problemami.
- Nareszcie mówisz jak mężczyzna! A teraz chodź, poćwiczymy.
I ćwiczyli przez cały wieczór.
Rozmowa przy stoliku była bardzo ożywiona. Młodzi sypali żartami i co chwila wybuchano śmiechem. Pomyłki językowe bardzo temu sprzyjały. Steffi w tym towarzystwie była jedynym tłumaczem, ale znajdowała też czas na obserwację młodych. Kasia siedziała między Patrykiem a rudym Olofem, który się do niej wdzięczył i przymilał. Byli za daleko, by Steffi słyszała, co chłopak mówi. Jednak zobaczyła, jak Kasia pogłaskała go po twarz, a następnie wzięła troszkę rudych włosów w dwa paluszki i zdecydowanie pokręciła głową. Było to całkiem jednoznaczne. Olof widząc, że się nie może dogadać z dziewczyną, poprosił Steffi, aby przetłumaczyła, że dla Kasi on przefarbuje włosy na dowolny kolor: czerwony, zielony, niebieski i jaki tam ona będzie chciała.
- I będzie z niego farbowany lis! Niech lepiej o mnie zapomni!
Dorotką w tym czasie zajmował się chłopak, którego Steffi nie znała. Widziała go kilka razy w pubie, ale nie miała pojęcia, kto to jest. Zapytała Liama.
- Lennart, to też nasz stary przyjaciel, ale ostatnio jakby się od nas odbił. Ma własną wytwórnię tubek, takich do past do zębów. Bardzo dobrze prosperuje, ale też jest uwiązany przy swojej fabryczce, jak pies przy budzie. Zdaje się, że częściej bywa w restauracjach niż w pubach. To biznesowe spotkania. On sam jest kawalerem do wzięcia. Bardzo dobra partia. Boję się jednak, że zaczął się ostatnio wywyższać. Ale Dorotka jakoś nie bardzo nim zainteresowana.
A jednak młodzi rozmawiali – trochę przy pomocy „Rozmówek”, więcej na migi. Jakoś się porozumiewali.
Tomasz poprosił Liama, aby pomógł mu obsłużyć szafę grającą i zabrał żonę na parkiet. Z jego strony było to poświęcenie, albowiem kalectwo zdecydowanie przeszkadzało mu w tańcach. Od czasu do czasu bywał z żoną na podmiejskich balach, ostatnio na sylwestrze. Tańczył z Marysią zawsze pierwszy i ostatni taniec, wyjątkowo jakiś pośrodku. A Marysia tańczyć lubiła. Mimo niewielkiej nadwagi była zgrabną i powabną kobietą. Zawsze miała powodzenie wśród mężczyzn, chcieli z nią tańczyć nie tylko lekarze czy nauczyciele, ale w pierwszej kolejności ojcowie dzieci, które uczyła. Takie podmiejskie zwyczaje...
Do stolika dołączył Viggo. Był wyraźnie podekscytowany.
- Mam dla was niespodziankę – szepnął Steffi do ucha. - Zdobyłem dwanaście biletów na koncert ABBY. Sześć na jutro i sześć na pojutrze. Dobrze by było, gdybyś ty z rodziną poszła jutro. Ale komu mam dać pozostałe? Nie chcę decydować pospiesznie. Chciałbym, aby na koncercie była także Grazy, Ada i Iga. W Polsce nie będą miały takiej możliwości.
- Dołącz Wiktora i siebie. A Thorsten?

- On znów jest na wyjeździe. Myślałem o Olofie, ale Kasia go nie znosi!
- Kasi z wami nie będzie, bo pójdzie z nami. Ale jest jeszcze Elwira.
- Ano tak. Masz rację. Zatem Elwira. Ona rzadko przychodzi do pubu. Prawie o niej zapomniałem.
- Ona w ogóle jest taka cicha domatorka.
- Zatem Elwira. Dobrze. Na razie muszę się wsunąć między Olofa a Kasię. Myślisz, że mi się uda? Ona wyraźnie Olofa nie znosi!
Wsunął się między tych dwoje całkiem gładko, chociaż Olof wyglądał na urażonego. Za to ożywił się Patryk i po chwili wraz z Kasią i Viggo zanosili się śmiechem. Wiktor, który prowadził ożywioną dyskusję z Liamem na temat Harleya, podniósł się od stolika i skierował do baru. Nie trwało długo, a przy stoliku pojawił się kelner z zastawioną tacą – piwo, kawa, herbata, jakieś drinki z plasterkami cytryny i dwie miseczki z orzeszkami.
- Szef dziś funduje – oznajmił, dyskretnie oglądając się za Wiktorem, który już wracał do towarzystwa.
Każdy brał z tacy to, na co miał ochotę. Marysia i Tomasz – właśnie nieco zmęczeni usiedli obok Steffi, sięgnęli po herbatę. Liam Wybrał kawę, a Steffi drinka, podobnie obie dziewczyny. Sam Wiktor pił piwo, a Patryk i Viggo byli niezdecydowani i czekali, co na tacy zostanie. Niespodziewanie dosiadł się do nich Orvor Lindell z żoną Heleną – ich przyjście do pubu było swego rodzaju sensacją. Orvor prawie cały czas przebywał we Włoszech, ostatnie dwa miesiące nawet z żoną i maleńkim synkiem. Steffi nie znała Heleny, tylko o niej słyszała. Dziewczyna nie powalała swoją urodą, po niedawnej ciąży miała jeszcze kilka kilogramów nadwagi. Ubrana była w lekkie spodnie i kolorową tunikę, a brązowe, zrudziałe od słońca włosy miała nisko spięte w koński ogon. Jej makijaż był niemal niewidoczny. Za to paznokcie błyszczały mocną czerwienią. Dużo osób znało tę parę i co chwila podchodził ktoś przywitać się i zamienić kilka zdań. Przy stoliku zrobiło się małe zamieszanie. Steffi starała się rozmawiać i z Heleną, i z Marią. Helena zaraz na wstępie powiedziała, że ciągle karmi dziecko piersią i między innymi dlatego nie może pozbyć się nadmiaru kilogramów.
- Moje przyjaciółki bardzo mnie za to potępiają, bo kto dziś tak długo karmi piersią. Ale ja takie gadanie mam w nosie. Dziecko jest najważniejsze. - Mówiła uśmiechając się i pokazując przy tym ładne, równe i białe, zęby. Rozgadała się na temat dziecka, najwyraźniej był to dla niej temat numer jeden. - A kiedy wy postaracie się o dziecko? - zapytała na koniec przydługich wynurzeń.
Takie otwarcie się do obcej osoby było dla Szwedki raczej niezwyczajne! „Widocznie traktuje mnie jak rodzinę.” - pomyślała Steffi.
- Mamy jeszcze czas, nie musimy się śpieszyć.
- O, zapewne. Jednak Liam już parę lat temu przekroczył trzydziestkę i czas, by został ojcem, a nie dziadkiem – Helena sama zaśmiała się ze swego żartu. - Przy tym nigdy nie wiadomo, czy tak od razu uda się z ciążą. Myśmy starali się o dziecko prawie cztery lata. Oboje musieliśmy się leczyć. Najważniejsze, że się udało.
„To znaczy, że wiele osób może mieć problem z prokreacją... A ja nadal jestem dziewicą. Nawet stryj nie może nam pomóc”.
- To wielkie szczęście mieć dziecko, jednak my jeszcze trochę poczekamy. Liam wciąż tryska młodością.
- Nie zaprzeczam. A ty też jesteś jeszcze bardzo młoda.
- Ze względu na Liama przerwałam studia. Teraz chcę je dokończyć. A później możemy myśleć o dziecku – powiedziała Steffi, wiedząc, że to jest dobre wytłumaczenie.
- Chciałabym już do domu – z drugiej strony powiedziała Marysia. - Czuję się mocno zmęczona.
- Dobrze, ciociu. Zaraz przekażę to Liamowi. Jednak dziewczynki mogą zostać. Dobrze się bawią. Myślę, że pod opieką Wiktora i Viggo są tu całkiem bezpieczne.
Popatrzyła na swoje stryjeczne siostry. Kasia była zajęta Viggo, mimo że Patryk coś perorował, mocno przy tym gestykulując. Dorotka nadal rozmawiała z Lennartem, choć sprawiała wrażenie lekko znudzonej. Wiktor pochylił się do Tomasza i coś mu zawzięcie tłumaczył, a Liam był skupiony na słowach Orvora. Wtem Steffi zobaczyła, jak Kasia ujmuje twarz Viggo w obie dłonie, gładzi go pieszczotliwie, a na koniec całuje w nos. Później odchyliła daleko rękaw nie zapiętej jak zwykle koszuli i uważnie przyglądała się bliznom. Viggo zrobił ruch, jakby chciał cofnąć rękę, ale Kasia nie pozwoliła i zaczęła ją gładzić. Trwało to dobrą chwilę. Następnie to samo zrobiła z druga ręką chłopaka. A później długo trzymała obie jego dłonie w swoich rękach.
- Ciociu, czy ty widzisz to samo, co ja? Czy Kasia ma taką moc jak stryjek?
- Nie sądzę. Nigdy czegoś takiego nie zauważyliśmy. Dla niej ten chłopak jest jak poraniony psiak, nad którym trzeba się użalić, ulitować, pogłaskać, przytulić, może zaordynować jakieś leki. Ona zawsze tak reaguje na cudze nieszczęście. Według niej miłość i takie przytulenie leczą absolutnie wszystko. Jest bardzo wrażliwa, a śmiechem chce przykryć tę swoją... Nawet nie wiem, jak to nazwać. Takie rany budzą w niej emocje i bardzo by chciała je usunąć. To wiem na pewno. Dlatego Viggo – dobrze mówię: Viggo? - ma u niej większe szanse niż ten rudzielec. Stefciu! Jak mi tu u was dobrze! Bardzo się cieszę, że przyjechaliśmy. Miałam tysiąc oporów, na szczęście Tomasz mnie przekonał. Teraz, gdy dziewczynki studiują, mamy bardzo dużo wydatków, a jak chce się zaoszczędzić, to najlepiej oszczędzać na sobie. Chciałabym, aby ich młodość był piękna i radosna. Tomasz robi, co może, ale są pewne granice. I chociaż oboje pracujemy, to wiązanie końca z końcem przychodzi nam z trudnością. Gdyby nie to, że kupiłaś nam bilety, pewnie byśmy się nie zdecydowali. Mama też na mnie krzyczała, że nigdzie w życiu nie byłam, że trafia się wyjątkowa okazja, że nie powinniśmy wam odmawiać. Poza tym chciałam, aby i dziewczynki zobaczyły trochę innego świata. A teraz nawet Dorotka zostaje w Szwecji... Wiesz, jak bardzo się o nią boję? Bo i ciebie też tu nie będzie.
- Ciociu, twoje obawy są bezpodstawne. Dorotka już nie jest małym dzieckiem, ma przy tym dobrze poukładane w głowie. I będzie pod specjalną opieką Davida, a to nasz zaufany człowiek. Bardzo zaufany. No i będzie Iga, więc to złagodzi rozłąkę. Raźniej im będzie we dwie. W hotelu pracują i inne Polki, ale nie radzę się z nimi spoufalać. Już jej to mówiłam. A i ja będę tu wpadać od czasu do czasu, bo bywa, że hotel wymaga naszej obecności, telefon to za mało. Rodzice Liama już nie mają takich uprawnień jak dawniej, więc pewnie będziemy musieli tu bywać częściej, niż byśmy chcieli. Jednak zimą różnie bywa z samolotami. Byle śnieżyca może nas uziemić gdzieś na lotnisku. Już przez to przechodziłam. Osiem godzin w obcym miejscu i czekanie, czekanie, czekanie, bo może za chwilę będzie można lecieć dalej... Okropność! A już najgorzej, gdy musiałam do Włoch lecieć z przesiadką w Londynie. Tamte mgły to absolutny koszmar! Zdecydowanie bardziej wolałam przez Paryż.
- Ja to wszystko wiem, ale tak daleko od domu... Czy ona nadal zechce mi o wszystkim opowiadać? Boję się tego rozdzielenia. Ni stąd, ni zowąd przestaje być małą córeczką. Niechby chociaż listy pisała!
Rozmowa się urwała, bo nieznajomy pan w wieku Marysi poprosił ją do tańca. Spojrzała bezradnie to na męża, to na Steffi i zachęcona ich wzrokiem poszła na parkiet.
- Ale mieliśmy już wracać do hotelu – szepnęła na odchodnym do Steffi.
Kiedy już w końcu doszło do wyjścia tak Orvor jak i Wiktor zaproponowali im podwózkę swoim autem, ale Marysia zdecydowanie odmówiła.
- To prawda, że jestem trochę zmęczona. Tomasz zresztą też. Ale trzeba nam świeżego powietrza przez snem, prawda, kochanie?
- O tak. Pomimo wentylacji jest tu całkiem sporo dymu. Musicie przyjechać do nas. U nas powietrze jest jak balsam. Otworzysz okno i już masz leśne lub łąkowe zapachy – zgodził się Tomasz.
- Wszystko zależy od tego, które okno i z której strony wiatr wieje – dodała Marysia.
Steffi jeszcze położyła rękę na ramieniu Wiktora.
- Powiedz to po polsku – nakazała.
Od razu wiedział, o co chodzi.
- Grażyna, kocham cię – powiedział wcale poprawnie i z uśmiechem.
- Zdolny uczeń – pochwaliła go Steffi. Musiał to zdanie wiele razy powtarzać w myślach, była tego pewna.
Szli bardzo wolno. Steffi zauważyła, że stryj zaczął mocno powłóczyć nogami, nawet kuleć. Liam też to zauważył.
- Tam są ławeczki, może usiądziemy na chwilę.
- Wiecie co, kochani? Ja jutro nie idę na żadne zwiedzanie – oświadczył Tomasz ciężko siadając. - Za dużo tego dobrego dla mnie. Jutro leżę do góry brzuchem i odpoczywam. Starość i kalectwo mają swoje prawa.
- Zwiedzanie możemy sobie odpuścić, ale mam dla was niespodziankę na wieczór... A w zasadzie nie ja, ale Viggo – zakomunikowała Steffi, a widząc wpatrzone w siebie oczy – mówiła dalej. - Udało mu się zdobyć bilety na koncert ABBy. Idziemy jutro w szóstkę.
- O! To dopiero wiadomość – ucieszył się Liam.
- To ten najsłynniejszy szwedzki zespół. Pójdę z ogromną przyjemnością – ucieszyła się Marysia, gdy Steffi przekazała wiadomość po polsku. - A dziewczynki też? Ale się ucieszą! Ten zespół był w Polsce, jednak bilety tylko dla wybrańców losu. Bardzo się cieszę. I jak, lepiej ci już? - zapytała na koniec męża.
- To tylko fantom, ale dokuczliwy. Zaraz powinno być dobrze. Dajcie mi jeszcze chwilę. Ja także się cieszę na ten koncert. Ale bardziej z tego, że jutro nie będzie żadnego zwiedzania.
- Jak on to załatwił? - dociekał Liam mając na myśli bilety i Viggo.
- Nie mam pojęcia, nie powiedział. My idziemy jutro, a pojutrze nasze cztery dziewczyny, Wiktor i sam Viggo.
- Te Polki?
- Iga, Ada, Elwira i Grażyna – przytaknęła Steffi.
Gdy wrócili do hotelu Liam natychmiast zamówił kolację do pokoju. Zanim ją przywieziono – stryj, już znów skupiony, trzymał dłonie na jego sercu. Wyczuwał pozytywne efekty. O głowę miał zamiar zadbać po kolacji.
Sam musi odpocząć, bo to był długi i męczący dzień. Że też dał się namówić na wyjście do pubu... W zasadzie zrobił to dla Marysi. Tam, u siebie, prawie nigdzie nie bywali. Tyle, co jakieś wesele, chrzciny, czasem imieniny albo inna domowa uroczystość. A i to czasem rezygnowali. Głównie ze względu na stan swoich finansów, niestety. Całą budżetówka nie miała ostatnio żadnych podwyżek. Było kiepsko... W ostatnie lato dużo ludzi chodziło na jagody, by potem sprzedawać je do skupu. Podobno niektórzy bardzo dobrze na tym zarabiali. Włoszczyńscy kupili nawet używanego „malucha”... Ale pani nauczycielce nie wypadało tak na zarobek. Marysia chodziła wraz z matką i dziewczynkami, lecz jagody zbierały tylko na swoje potrzeby. Trzy- cztery wiadra w sezonie i wystarczy. Codziennie jedno wiadro. Nie żyje się samymi jagodami. On, Tomasz, jesienią chodził na grzyby. W zasadzie nie tylko jesienią, bo gdy zaczynały się sezon na kurki, to już pędził do lasu. Miał takie swoje miejsca, napełniał kobiałeczkę i wracał do domu. Czasem nawet trafił się prawdziwek. A za kilka dni znów tam szedł – o ile tylko czas mu na to pozwalał. Teściowa gotowała przepyszną zupę kurkową i robiła kurkowy sos. Palce lizać! Prawdziwki suszyła na zimę. Teraz, tu, w Szwecji, pamiętali o rodzinie w Polsce i każdego dnia – mimo kosztów – wysyłali widokówkę. Kasia wypstrykała kilka filmów – będzie co w domu oglądać i czym się chwalić, z detalami opowiadać rodzicom, już w myślach słyszał ich pytania. Siądą przy stole, Dorotka... Nie, Dorotka zostawała w Szwecji! Kasia zrobi herbatę, teściowa nakroi drożdżowego ciasta ze śliwkami, bo pewnie już dojrzały... I będą opowiadać. Kasia będzie biegać od babci do dziadka i ćwierkać jak wróbelek. Już to widział. W zasadzie zatęsknił za Polską. Za Polską bez Dorotki? To się nadal nie mieściło w głowie...

c.d.n.
Elżbieta Żukrowska
fot. z internetu

niedziela, 20 listopada 2022

STEFCIA Z WIERZBINY - cz.13.


 

Cz.13. (69.) Koniec sierpnia 1976 r. Rodzina, wycieczki, leczenie i niemiły gość hotelowy.

Wycieczka po archipelagu w licznym towarzystwie, wystawna kolacja (zorganizowana przez Olofa) i samo poznanie rodziny Liama przyniosły dużo wrażeń i zostawiły po sobie bardzo miłe wspomnienia. Steffi była zadowolona z tego, że wszystko się tak dobrze ułożyło, że nawet pogoda dopisała im jak na zamówienie. Do Göteborgu wrócono już w strugach deszczu i przy porywistym wietrze – lato się kończyło.
Tomasz nawet na jachcie zajmował się Liamem i Stefcią, choć Marysia prosiła, aby sobie odpuścił.
- Nie mogę – wyjaśniał. - Mam za mało czasu. To moje dotykanie jest i tak za bardzo spóźnione. Ale Stefcia mówi, że czuje mrowienie, a więc coś się dzieje. Lecz na rezultaty będzie trzeba poczekać. Zdrowe tkanki muszą wyprzeć te zniszczone. One z biegiem czasu się złuszczą i blizny powinny być mniej widoczne. Na szczęście dziewczyna nie należy do niecierpliwych i nie oczekuje natychmiastowego cudu.
- A Liam? - zapytała Marysia. Już leżała w pościeli po wieczornym prysznicu.
- Z nim jest dużo gorzej. Choć chyba odkryłem sposób na jego głowę.
- Jaki?
- Jedna ręka na czole, a druga na potylicy. Wtedy chyba zaczyna coś się dziać. Podkreślam – chyba. Ale jeszcze nie jestem pewny. Dziś po tym moim zabiegu był bardzo śpiący, niemal leciał przez ręce. Widziałaś, jak szybko zwinął się do sypialni? Tak bardzo chciałbym mu pomóc!
- Za to ty jesteś wyczerpany, choć się do tego nie przyznajesz.
- Tylko trochę zmęczony. Było bardzo dużo wrażeń... Cieszę się, że przyjechaliśmy. A ty miałaś tyle obaw! Zgotowali nam serdeczne przyjęcie i dużo atrakcji. Bardzo chciałem poznać rodzinę Liama. Matka jest okropna! Barbro chyba idzie w jej ślady. Ale ojciec, brat i ta druga siostra są całkiem mili. I tacy komunikatywni. Rodzinni.
- Podobno ci rodzice z uwagi na nasz przyjazd skrócili swój pobyt na wywczasach.
- Tylko dzięki Olofowi. Przywiózł ich samolotem z Hiszpanii. No i dobrze.
- A tego to nie wiedziałam. Wszystko przez to, że nie znam angielskiego. Przecież nie tłumaczy się dla mnie każdego zdania. Wiesz? Po powrocie poszukam jakiegoś kursu z językiem angielskim. Podobno są także taśmy i płyty do samodzielnej nauki. A gdyby nie Stefcia, to bym siedziała jak na niemieckim kazaniu. A widziałeś, jak nasze dziewczynki zawróciły w głowie tym szwedzkim chłopakom?
- Jasne, że widziałem. Szczególnie Kasia. Ten wysoki Olof nie mógł od niej oczu oderwać. - Tomasz położył się obok żony, pocałował ją i zgasił światło. - O, jak dobrze – powiedział przeciągając się pod kołdrą. Czule oddała mu pocałunek.
- Ale jej się on nie podoba.
- No coś ty? Wysoki, barczysty, o miłej powierzchowności. A przy tym podobno wielki amator motocykli, a ona motocykle uwielbia. Już mnie męczy, abym jej kupił motocykl.
- Chyba nie zrobisz tego? - przestraszyła się Maria, podrywając się z poduszki i wspierając na łokciu.
- Dziś jeszcze nie, ale muszę to brać pod uwagę. - Uniósł twarz do żony i jeszcze raz ją pocałował. - Śpij, kochanie. Jesteś bardziej zmęczona ode mnie... A dlaczego ten chłopak nie podoba się naszej Kasi? Nie to, abym ją namawiał...
- Bo jest rudy.
- A jakie znaczenie ma kolor włosów? Rudy, czy czarny, to przecież bez znaczenia.
- No widzisz. Dla niej jednak ma. To ona nie chce samochodu, tylko motocykl?
- Najchętniej junaka. Nawet bardzo starego. Mówi, że ten nasz Waluś potrafi ożywić najgorszy wrak. Tylko czasem trzeba czekać na części zapasowe, albo i po świecie ich szukać. W pewnym sensie Kasia ma rację – u nas nie wszędzie dojedzie się samochodem. A motocyklem, jak i rowerem, wszędzie się prześlizgniesz. - Tomasz objął żonę i przytulił się do niej. Czuł, jak się odpręża, jak oboje się odprężają. - Kocham cię, moja śliczna żoneczko. Ale teraz już śpijmy. Jutro będą nowe atrakcje.
- A Stefcia znów zabrała je do sklepów i całkiem tym kupiła sobie nasze dziewczyny – dodała Maria już niemal usypiając.
Kasia chciała być weterynarzem, a to zawód wymagający mobilności i szybkiego działania. Kupi jej ten motocykl. Już nawet wiedział, kto chce się pozbyć swojego staruszka. Musi tam pojechać razem z Walusiem, niech on obejrzy, przejrzy, pomedytuje. Kiedyś mówił, że na giełdzie trafiają się całkiem niezłe maszyny. Tomasz nie znał się na motocyklach. Ani na samochodach. Nie chciał samodzielnie podejmować decyzji. Na szczęście nie musiał się spieszyć.
Stefcia chciała porozmawiać z mężem, ale Liam był tak śpiący, jakby zażył kilka nasennych tabletek. On pierwszy poszedł do sypialni, szepnął nawet, że nie ma siły wchodzić pod prysznic, bo mu się oczy same zamykają. Uściskali się, pocałowali i już go nie było. Za to dziewczęta – Kasia, Dorotka i Ada – były tak rozemocjonowane, że do spania było im daleko. Ada także dostała prezenty od Stefci (w tym dużo bielizny!), czym była przyjemnie zaskoczona. Stefcia potraktowała ją jak członka rodziny, nie zapominając przy tym o drobiazgach dla Daniela i dla matki Ady. Dla siebie kupiła tylko jesienny kapelusz, ciemno zielony, z dużym rondem. Wspaniale w nim wyglądała.
- Szpilki! Koniecznie musisz nosić szpilki – zawyrokowała Kasia. - Taki kapelusz nie może być bez szpilek.
- Pewnie masz rację – zgodziła się Steffi, ale nie wyjaśniła, dlaczego nie nosi wysokich obcasów. Co by to dało?
Godzina nie należała do zbyt późnych, więc zatelefonowała do Wiktora. Był na miejscu i to nawet w swoim mieszkaniu. Po zwyczajowej wymianie zdań poinformowała go o bliskim już przyjeździe Grażyny i Igi. Wyraźnie się ucieszył.
- Nareszcie – aż jęknął do słuchawki. - Szykuję dla niej niespodziankę.
- Lepiej zrób coś, by chciała zostać w Szwecji, bo ty bez Grażyny całkiem zmarniejesz. Masz okazję, to trzymaj ją w swoich rękach najmocniej jak potrafisz! Gdy wyjedzie do Polski, być może już nie wrócić i nigdy się nie spotkacie. Działaj, chłopie. Koniec siedzenia z założonymi rękoma. Będziesz mógł po nie wyjechać na dworzec? Nie mówiłam ci o tym na jachcie, bo jeszcze nie byłam pewna jak się to ułoży. Nadal nie mam pewności, ale już bliżej niż dalej... Jak wiesz ja jestem dość zajęta gośćmi, a Grażyna na pewno ucieszy się, gdy cię zobaczy. Pociągi przychodzą po południu, jakoś koło osiemnastej. Ale dokładne namiary podam ci jutro lub pojutrze. Dobrze?
- Ale bym cię wyściskał za te wiadomości!
- I zarobił po zębach od Liama.
- Oj, oj. Tylko żartowałem.
- Wszystkie te przytulaski zostaw dla Grażyny. Ona nic nie mówi, ale – jak znam kobiety – jest o ciebie zazdrosna.
- A tego nie wiedziałem... Naprawdę jest o mnie zazdrosna?
- Iga mówiła mi, że chodzi tam bardzo smętna, zgaszona, a na innych facetów ani spojrzy. Nie żartuje i nie flirtuje. Jednak najgorsze jest to, że bardzo mało je. Ana podsuwa jej smakołyki, a Grażyna zamiast jeść, to tylko pomiesza w talerzu. A to mnie bardzo niepokoi. Oby nie miała anemii.
- Steffi – zrobię, co będę mógł. Obiecuję. Nie wypuszczę jej do Polski bez lekarskich badań. Teraz to i dla mnie jest priorytet.
- Super. Cieszę się. Ona nie ma ubezpieczenia, więc za wszystko trzeba będzie zapłacić prosto z kieszeni. Mam nadzieję, że te koszty ciebie nie przerażają, bo Grażyna na pewno będzie się wzdragać przed badaniami właśnie z uwagi na koszty. A i czasu jest mało na załatwienie prywatnej wizyty, wiesz, te terminy.
- Załatwię to. Bądź spokojna.
- I odwiedź tego faceta od twego domu. Liam mówił, że chciałby sfinalizować sprawę nie dalej niż na początku września. Będziesz miał dość pieniędzy nawet na zapłacenie wygórowanej ceny, o to się nie martw. Nie będziesz w tym sam.
- Steffi, kochanie, są rzeczy, na które facet, żaden facet!, nie może się zgodzić.
- I na tym dyskusję kończymy. Pamiętaj, że nie jesteś sam.
Na drugi dzień z samego rana zadzwoniła Kristina. Wiedziała, że ze Steffi jest ranny ptaszek, więc wcale się nie krępowała. Prawie od razu przeszłą do sedna sprawy.
- Musisz do mnie przyjechać ze swoją kuzynką. Z Dorotą.
- Coś się stało? - przestraszyła się Stefcia.
- Nic się nie stało. Dostałam wiadomość i pojutrze wyjeżdżam do Belgii na dość długi malarski plener. Wrócę dopiero na początku września. Jakoś drugiego, a może trzeciego. Ale tu chodzi o Dorotę. Dziewczyna ma wielki talent. Na jachcie szkicowała, a ja widziałam te szkice. Ona powinna kształcić się w tym kierunku. Daj mi ją na pół roku. Niech się podszkoli pod moją ręką. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Poza tym mam przyjaciele w akademii plastycznej, profesora Mattssona, wybitnego malarza. Może mi się uda namówić profesora na konsultacje. Na razie niczego nie obiecuję. Ale przyjedźcie do mnie, bo ja już nie mam czasu. Muszę się przygotować, spakować i tak dalej. Koło szesnastej będę w pracowni. Dziewczyna niech zabierze ze sobą wszystkie swoje szkice, nawet te na maleńkich świstkach papieru. Muszę to raz jeszcze na spokojnie zobaczyć. Widziałam, jak szkicowała ucho faceta. Co za precyzja! Idealnie uchwycone szczegóły. Kilkoma kreskami wydobyła głębię szkicu, jakby na jej kartkę padało słońce. Przyjedziecie?
- Pół roku, powiedziałaś?
- Minimum pół roku.
- A mogę zabrać ze sobą jej rodziców?
Kristina milczała przez chwilę, wreszcie przytaknęła.
- Może to nawet dobrze, w końcu oni mają na razie głos decydujący. Gdyby się zgodzili od razu omówimy szczegóły.
- Jakby co, to Dorota mieszkać będzie u mnie i to ja wszystko sfinansuję. Tego tematu z rodzicami Doroty nie poruszaj.
- Dobrze. To rozumiem, że jesteśmy umówione?
Steffi musiała pilnie porozmawiać z Liamem, ale on teraz był w rękach stryja Tomasza. I to dosłownie. Ada już wczoraj wróciła do siebie, bo jej krótkie wakacje z Rybbingami właśnie się skończyły i od tego dnia już miała pracować. Ciocia Marysia pojawiła się wraz z mężem, natomiast dziewcząt na razie nie było, najwyraźniej zaspały.
- Może ja je obudzę? - zaofiarowała się. - Przecież mamy wszyscy iść na dół na śniadanie.
- Zaraz poproszę o śniadanie do apartamentu, a sama zrobię kawę. Siadaj, ciociu, oszczędzaj nogi, bo dziś czekają nas zabytki, muzea i w ogóle łazęga po Göteborgu. Dziewczęta będą zawiedzione, gdyż nie będzie chłopców. Muszą pracować. Masz chociaż wygodne buty? A o szesnastej mamy spotkać się z Kristiną w jej pracowni.
- To ta ascetyczna malarka?
- Ascetyczna? No, może trochę. Tak, to o nią chodzi.
- A po co my tam?
- Obejrzymy malarstwo Kristiny, to będzie jak wernisaż. A o reszcie dowiesz się, gdy dołączy do nas stryjcio i Dorotka. Kasia – wyjątkowo – nie jest zaproszona.
- To dopiero tajemniczo zabrzmiało!
- Nie ma tu żadnej tajemnicy. Po prostu Kristina stwierdziła, że Dorota ma wrodzony talent. Szkoda zaprzepaścić szansę, jaką daje jej możliwość rozwoju w innym świecie. Zawsze może wrócić do Polski by dokończyć swoją Akademię.
Steffi już stawiała na stół kawę, gdy w salonie zjawiły się Kasia z Dorotką, a po chwili także room-serwis ze śniadaniem. Pojawił się także Tomasz, zaraz za nim Liam. Steffi wróciła jeszcze do kuchni po półmisek polskich wędlin, tak lubianych przez Liama. A tu nowy gość-niespodzianka – przyjechała Alice i to bez zapowiedzi. Ochoczo oświadczyła, że bardzo chętnie dołączy do zwiedzania miasta, dawno tego nie robiła.
- Bardzo mi to na rękę – powiedziała Steffi. - Ty najlepiej znasz Göteborg. Zapewne wiesz, co warto zobaczyć.
- A ja? - oburzył się Liam. - Przecież to także moje miasto!
- Ale Alice ma na wszystko kobiece spojrzenie, a tu jest przewaga pań.
- Stryjku, to my jedziemy do portu – zadecydował Liam.
- O nie, mój młody człowieku. Ja wszędzie z moją żoną. Później będziemy porównywać wrażenia. A do portu możemy jutro. Dzisiejsza pogoda jest niezbyt dobra, bo chmury i wiatr. I tak dobrze, że nie pada. Jednak jeśli w planie mamy też jakieś muzeum – to proszę co najwyżej jedno. Chciałbym mieć czas na spokojne oglądanie.
Marysia posłała mężowi piękny, pogodny uśmiech.
- A ja dla niektórych osób mam niespodziankę – przypomniała sobie Steffi. - Stryjostwo, Dorotka i ja jesteśmy zaproszeni na szesnastą do Kristiny.
- Wiadomo w jakim celu? - zapytał Tomasz.
- A dlaczego beze mnie? - dociekała naburmuszona nagle Kasia.
- Na razie wszystko jest tajemnicą. Pojedziemy, zobaczymy. A ty, Dorotko, masz pozbierać wszystkie swoje rysunki i szkice, jakie zdążyłaś już zrobić. Kristyna kazała, aby było wszystko, nawet najnędzniejsze karteluszki. Ona to musi zobaczyć. W ten sposób chyba już wszyscy domyślają się, co Kristina ma na myśli. A ty, Liam, chodź ze mną do kuchni, bo potrzebuje tam twojej pomocy – co powiedziawszy Steffi podniosłą się z miejsca. A w kuchni szeptem wyjaśniła Liamowi w czym rzecz. I zapytała, czy Dorotka mogłaby pomieszkać w ich apartamencie. Liam zgodził się bez namysłu.
- Jeśli zostanie w Szwecji, to daj jej jakąś stałą kwotę, coś w rodzaju stypendium, niech nie czuje się taka od nas zależna. Ale i tak będzie jej smutno samej w tak dużym domu jak nasz.
- Mam też propozycję dla Igi, ale o tym porozmawiamy później. W każdym razie póki co mogłyby tu mieszkać razem po naszym wyjeździe do Polski.
- Dobrze. Później wszystko obgadamy i ustalimy. A teraz daj to ciasto, aby nie było, że my tylko wychodziliśmy na takie szeptanki!
- Dobrze. To ty idź z ciastem, a ja zrobię następny dzbanek kawy.
Ledwie wróciła z kawą a do telefonu poprosił ją Lukas.
- Steffi, błagam, przyjedź. Nie mogę sobie poradzić z Chińczykiem!
- Dobrze, zaraz będę. Ale zanim co, powiedz w dwóch zdaniach o co chodzi.
- Pomylił daty, chce pokój teraz, natychmiast, a rezerwację ma dopiero za tydzień. Nie mamy nic wolnego, a on się upiera, że nie wyjdzie z hotelu, że my na pewno mamy coś wolnego. On wie, że wszystkie hotele na całym świecie mają zawsze jakieś zapasowe pokoje.
- Mój Boże... Nawet nie wiem, czy tutaj jest coś wolnego.
- Dzwoniłem do Davida – macie pełne obłożenie.
- To zabiorę kuzynki do mego apartamentu, a pokojówka przygotuje dla Chińczyka ich pokój. Powiedz facetowi, że wszystko jest na dobrej drodze, tylko musi zmienić hotel. A ja już do was jadę.
Lukas czekał na Steffi przed hotelem. Jak zwykle był elegancko ubrany – ciemny garnitur, biała koszula i krawat, wszystko odprasowane i lśniące czystością. Bardzo dbał o swoją powierzchowność. Steffi naliczyła u niego co najmniej osiem garniturów. Zazwyczaj codziennie lub co drugi dzień był w innym. A koszule to już obowiązkowo każdego dnia zakładał świeżą. „Ciekawe, jak się ubiera po domu?” - myślała czasem z zaciekawieniem. Oczywiście takich pytań się nie zadaje.
Przywitali się podaniem ręki i krótkim cmoknięciem w policzek.
- Jak to możliwe, że nie dajesz sobie rady z takim problemem? - wyraziła swoje zdziwienie Steffi.
- Zaraz sama się przekonasz.
- A ochroniarze?
- Są na miejscu. Chcesz wyrzucić faceta na ulicę? Pójdzie o nas zła fama, stracimy opinię. On gotów ściągnąć nam na głowę pismaków.
Obcokrajowiec był niewysoki, szczuplutki, czarnowłosy. Miał około pięćdziesięciu lat. Składał ręce na piersi i kłaniał się pokornie. Jednak spojrzenie miał złe. To pierwsze rzuciło się Steffi w oczy. Rozmowa trwała ponad pół godziny, a Chińczyk nie chciał zrozumieć, że w tym hotelu nie ma dla niego pokoju. I tu żadne czary-mary nie pomogą, bo fizycznie nie ma nic wolnego. A do innego hotelu on nie chciał. Lukas powiedział, że obdzwonił wszystkie zaprzyjaźnione hotele – generalny brak miejsc, a wszystko przez to, że w jednym z większych hoteli był pożar i całe skrzydło budynku jest wyłączone z eksploatacji.
- Pożar? Nic nie wiedziałam – jęknęła Steffi. - Kiedy?
- Jak byliście na wycieczce. Wszystkie gazety o tym pisały. Myślałem, że wiesz.
- Jakoś mi to umknęło. Dobra. To co robimy z panem Chińczykiem?
- Chyba jednak zawołam chłopaków z ochrony. I te jego pięć waliz... Gdzie on się wyprowadza? Albo sprowadza? To jest jakieś podejrzane. No i dlaczego nie chce jechać do twego hotelu? - Lukas nerwowo dreptał w tę i z powrotem.
Chińczyk źle mówił po angielsku, być może też i nie wszystko rozumiał. Dla Steffi było to absolutnie nie do pojęcia, by ktoś się tak upierał! Do mężczyzny nie trafiały żadne tłumaczenia. Przyjechał następny gość i boy zdjął walizy Chińczyka z wózka bagażowego, bo musiał obsłużyć tego nowego gościa. A Chińczyk podniósł straszliwy krzyk w swoim ojczystym języku, mocno gestykulując przy tym rękoma. Można to było odczytać jako „to dla tamtego macie miejsce, a dla mnie nie?”
- Jedzie pan ze mną czy nie? Bo za chwilę i tamtego pokoju dla pana nie będzie. Nie mam, czasu na dłuższe bezowocne rozmowy. Proszę opuścić ten hotel.
W tym momencie nadeszła Ada z podsłuchaną wiadomością – grupa starszych Anglików - emerytów opuszcza wcześniej hotel, bo jeszcze zorganizowano dla nich jakąś nową atrakcję. Właśnie pakują się w pośpiechu.
- To nam nic nie daje – uśmiechnęła się smutnie Steffi. - Facet chce pokój na cały tydzień, a my mu możemy Pod Różą dać tylko jedną dobę. Dlaczego pan swój problem przerzuca na nasze barki? - zwróciła się do Chińczyka. - Zła rezerwacja to pana kłopot, nie nasz. Lukas, wezwij ochronę i kończymy sprawę. Mam dość.
Przyjście ochroniarzy podziałało na niefortunnego obcokrajowca, ale Steffi już nie chciała wieźć go swoim samochodem.
- Zapakuj go do służbowego – poleciła Lukasowi po szwedzku. - Jestem i tak zła, że idę mu na rękę. Nie zasługuje na to. Mam przeczucie, że będą z nim dalsze kłopoty. Wygląda jak przebiegły szczur. Zupełnie jakby nie był Chińczykiem! - Steffi powiedziała to przyciszonym głosem na ucho Lukasowi, bo być może gość tylko udaje nieznajomość obcych języków, różnie z tym bywa.
Do swego hotelu Steffi zazwyczaj wchodziła bocznym wejściem. Teraz jednak podjechała pod główne i dała kluczyki parkingowemu, a sama jak najszybciej poszła do recepcji. Uprzedziła dyżurną dziewczynę o złych manierach Chińczyka i poleciła uważać na niego. Przy okazji dowiedziała się, że jej rodzina już pojechała „w miasto”, bo przyjechał taki rudzielec, i taki inny młody, i zabrali wszystkich do trzech samochodów. Na koniec dodała, że pan Liam był wyjątkowo chmurny...
- Przywieziono też pierwszą partię nowych narzut. Podobno są bardzo ładne... - dodała już, gdy Steffi odchodziła.
To była jedna ze spraw, którą Steffi chciała załatwić przed wyjazdem do Polski.
- O, to miłe, że się tak pośpieszyli! Są pewnie w magazynie u panny Natalii. Już do niej idę. A te stare trzeba będzie dać do pralni, a następnie do tego domu opieki, co zawsze. Nie będziemy ich magazynować. Ale wymianę zaczniemy dopiero od pierwszego września.

fot. Łukasz Żukrowski

czwartek, 17 listopada 2022

CHRYZANTEMOWY CZAS

 





Chryzantemowy czas - © Elżbieta Żukrowska

Jesienny chryzantemowy uśmiech krąży po alejkach.
Cmentarze ciągle pachną świerkiem i zniczami.
I chociaż pozimniało - na spacery wiodą
stare wspomnienia, modlitwy, myśli jak aksamit...

Coś było, coś się skończyło, tylko nadal w piersiach
pobrzmiewa echo dni minionych, utraconych nadziei...
Wiara w długo, razem i szczęśliwie zamieniła się w miedziak,
z ozdobnego brokatu teraz stał się zgrzebny drelich...

A żyć dalej trzeba, znosić dni samotne,
tymczasem serce w żałobie skowyczy.
Chryzantemy wciąż pachną na grobie i w oknie.
A ty dalej pilnujesz zapalonych zniczy.

Choszczno, 17.11.2022 r.
fot. z internetu

poniedziałek, 14 listopada 2022

CZAS MINIONY

 



Czas miniony - © Elżbieta Żukrowska

Czasem łzy same płyną,
bez naszej woli i chęci,
więc napisałam ten list,
by nie umknęło z pamięci...
Czy go przeczytasz, czy nie,
to już rzecz prawie nieważna,
gdy droga skończyła się.
Wspólna. Choć była jazda!
Nie oczekuję już słów,
pieszczot, ni pocałunków.
Jeszcze tylko ten list...
Zamknę na zamek w biurku.

Choszczno, 14.11.2022 r.
fot. Pixabay

niedziela, 13 listopada 2022

STEFCIA Z WIERZBINY


 

Cz. 12. (68) Lato w Göteborgu 1976 r.– u Sofii. Stryj Tomasz z rodziną

Wiktor co kilka dni wpadał do Liama, często rozmawiali telefonicznie. Przyjeżdżał także Viggo Molin i Thorsten Eklund, usiłowali wyciągnąć Liama do pubu, ale on nigdzie nie chciał iść bez Steffi, a ona ostatnio czuła się nieco osłabiona i jakoś nie miała chęci na obce towarzystwo. Chciała przed przyjazdem rodziny posegregować ubrania, by niektóre oddać swym młodym kuzynkom, o ile tylko okażą się na nie dobre. Inne rzeczy pakowała już na wyjazd do Polski, szczególnie te zimowe. Na zaproszenie Kristiny spędzili w jej pracowni kilka godzin i Liam kupił następne dwa obrazy. Innego dnia pojechali do znajomej Liama, tej od wikinga. Steffi była tam pierwszy raz. Sofia miała dwupoziomowy własny sklep z pamiątkami – same rękodzieła. Od strony ulicy było niewielkie pomieszczenie z najpopularniejszymi gadżetami, a po drewnianych (i niezbyt wygodnych) schodach wchodziło się na piętro do obszernego salonu z różnościami ręcznej roboty – szydełkowe serwety i firany, wełniane narzuty, ręcznie robione swetry, a także delikatne letnie ażurowe bluzeczki i sukienki, zimowe szale, czapki, rękawiczki, ogromny wybór drewnianych i metalowych rzeźb, trochę szklanych bibelotów, ręcznie robione okazjonalne kartki i wiele innych niezwykłych przedmiotów. Był między innymi olbrzymi wybór fajek, lasek, skórzanych tłoczonych torebek, ręcznie szytych ze skóry rękawiczek damskich i męskich, srebrnych ozdób i innych rzeczy, aż po zawrót głowy! Uwagę zwracały przepiękne witraże, w sam raz do zawieszenia w oknie. Zaś na środku dumnie stały dwa bujane fotele. Nie było tłumu kupujących, jednak co chwila wchodził klient i nie wychodził z pustymi rękami.
- Pooglądajcie sobie troszkę, za pół godziny zamykam i będę mogła wypić z wami kawę. Cudną masz żonę, Liam. Cieszę się, że mogę ciebie poznać.
W drodze do sklepu Liam powiedział, że Sofia dość mocno utyka na lewą nogę i ma niedowład lewej ręki – to na skutek upadku z huśtawki w dzieciństwie. Teraz opiekuje się chorą matką, więc musi mieszkać na parterze, by móc wywozić matkę na spacery inwalidzkim wózkiem. W związku z tym przebudowała wnętrze domu i z drugiego piętra sprowadziła się na parter. Na drugim piętrze ma teraz magazyn i pokój przyjęć dla dostawców towaru. Zatrudnia pracownicę na pół etatu, zazwyczaj w porze największego ruchu, albo wtedy, gdy wiezie matkę nawet na cały dzień do lekarza, na badania i tym podobne.
- Kupimy coś u niej? - zapytała Steffi.
- Koniecznie!
I Steffi oglądając te cudowności wybrała koronkową serwetę na okrągły stół w Wierzbinie, dla siebie jeden z bujanych foteli, dla Piotrusia figurkę psa i pasek do spodni, a Liama namówiła na skórkowe rękawiczki z bardzo delikatnej skóry. Podobne kupiła z myślą o ojcu. Dla babci wypatrzyła lekkuchną, chociaż wełnianą chustę. Byli ostatnimi klientami tego dnia. Liam od razu odniósł zakupy do auta, jedynie fotel na razier został, miał po niego przyjechać innym autem. Wrócił z dwoma bukietami kwiatów – dla Sofii i jej mamy. Starsza pani aż się rozpromieniła!
- Za rzadko przychodzisz – powiedziała do Liama po szwedzku. - Ostatnio kwiaty dostałam też od ciebie. Kiedy to było? Już nie pamiętam... Teraz starej kobiecie nikt nie daje kwiatów...
Ze słów starszej pani powiało goryczą.
- Chorowałem, chyba wiesz o tym.
- Tak, wiem. Modliłam się za ciebie.
- Dziękuję, Elisabeth. A to moja żona, Steffi.
- Mówisz, dziecko, po szwedzku?
- Staram się – odpowiedziała Steffi.
- Chodź, niech cię uściskam. Liam to bardzo dobry człowiek, więc bądź dla niego dobrą żoną. Zasługuje na to!
- Steffi jest idealną żoną. Lepszej bym nie znalazł. I bardzo się kochamy – zapewnił szybko Liam.
- Ten sklep jest zasługą Liama. Mówił ci o tym?
- Nigdy. Ani słowa.
- Dzięki twemu mężowi mamy dach nad głową i utrzymanie. Dużo mu zawdzięczamy. Bardzo dużo. Może ci kiedyś opowie. To było prawie w tym samym czasie – moja choroba i to, że Sofię porzucił mąż. W zasadzie nie miałyśmy z czego żyć, a Liam nam tu wszystko urządził. I jesteśmy razem. Córka może się mną opiekować i jednocześnie pracować. To bardzo wiele dla mnie znaczy. Dla nas, bo nie tylko dla mnie.
Steffi rada by usłyszeć całą historię, ale Sofia zaprosiła ich do stołu na kawę lub mrożoną herbatę – do wyboru, oraz na kupne kruche ciasteczka.
- Nie spodziewałyśmy się gości – tłumaczyła się nieco zażenowana. - Wiesz – zwróciła się do Steffi – u nas każdą wizytę zapowiada się telefonicznie. Jedynie Liam wyłamuje się z tego zwyczaju, ale, jak słyszałaś, on u nas jest na specjalnych prawach. To ulubieniec mojej mamy, tak ważny, jak rodzony syn, a może nawet jeszcze ważniejszy!
Sofia nie kryła zadowolenia z tego, że kupili u niej tak drogie rzeczy. Powiedziała, że te najdroższe zazwyczaj długo czekają na amatora. Dwie godziny na rozmowie minęły jak z bicza strzelił i Steffi zarządziła powrót.
- Ale nie słyszałaś jeszcze opowieści o wikingu! - sprzeciwił się Liam. - O tej figurce, którą dostałaś ode mnie i którą tak pieczołowicie oczyszczasz z kurzu.
- Istotnie – Steffi usiadła znów na fotelu.
- Och, nie wiele jest tu do opowiadania. Wielu moich dostawców to ludzie ułomni, kalecy. Mój rzeźbiarz też do nich należy. Stracił w wypadku obie nogi, ale nigdy się nie poddał. Nie wiem, kim jest bardziej – poetą czy rzeźbiarzem. Kiedyś dostarczył mi całą kolekcję takich ludzików, a wśród nich tego wikinga. Björn tradycyjnie nie maluje swoich rzeźb, jedynie lakieruje. Ale od niedawna czasem maluje je jego wnuczka, taka około trzynastoletnia dziewczynka. Björn uznał tę figurkę za nieudaną, bo ma za długie nogi jak na wikinga, a jej ręce układają się w jakimś dziwnym geście. Może dlatego dziewczynka odważnie eksperymentowała. No i wyszedł jej Liam. To aż niesłychane, że w tak maleńkiej figurce można zawrzeć tyle podobieństwa do prawdziwego, żyjącego człowieka. I to cała historia.
Rozmawiali jeszcze chwilę o różnych rzeczach i w końcu zdecydowali się na powrót, tym bardziej, że starsza pani wydawała się być zmęczona.
Steffi była skupiona na bliskim już przyjeździe stryja Tomasza. Mieli zamieszkać w pobliżu ich apartamentu, na tym samym piętrze. W zasadzie pomieściliby się w apartamencie, ale Steffi nie chciała ograniczać swobody męża. Ona sama teraz dużo pracowała, chcąc wygospodarować jak najwięcej czasu dla rodziny, gdy w końcu przyjadą.
I wreszcie przyjechali.
Nawet hotelowa załoga była tym poruszona, bo Liam – jak nigdy! - poprosił o najwyższą jakość w obsłudze tych wyjątkowych gości. Czystość, zawsze świeże kwiaty, spełnianie życzeń, dokładne informacje w razie potrzeby. Nieustająca grzeczność i uprzejmość. W zasadzie cała załoga była do tego przyzwyczajona, więc nawet nie wiedziano, co można by jeszcze dodać. Ale szef poprosił i to od razu podniosło rangę gości.
David, Steffi i Liam dwoma samochodami pojechali do Sztokholmu. Była ładna pogoda i – szczęśliwie - samolot przyleciał o czasie. Szybko odnalazły się podróżne bagaże, później jechali do Göteborg wśród radosnych okrzyków i mimo zmęczenia – szczęśliwi. Ciocia Marysia wcale nie znała angielskiego, dziewczęta – tylko pojedyncze słowa, choć starały się podciągnąć w angielskim odkąd zapadło postanowienie, że jadą całą rodziną. Stryj Tomasz, ponieważ czytywał anglojęzyczne pisma medyczne, dużo rozumiał, lecz mówił raczej kiepsko. Steffi cały czas musiała robić za tłumacza.
Po rozlokowaniu się w hotelowych pokojach cała rodzina zebrała się w salonie Steffi i Liama, gdzie już czekał na nich obfity poczęstunek. Po tak długiej podróży wszyscy byli głodni. Ale na stole znalazły się też polskie przysmaki przygotowane bądź kupione przez stryjostwo. Były nawet marynowane prawdziwki i gorące gołąbki oraz bigos. Dyskutowano o podróży i pierwszych wrażeniach ze Szwecji, padało mnóstwo pytań, wybuchały salwy śmiechu i radosne okrzyki. Kasia była wesoła, rozszczebiotana, trochę frywolna. Dorotka, choć młodsza o dwa lata od siostry, miała w sobie więcej powagi. Obie były bardzo ładne – jak to Polki – podsumował Liam. Nawet zainteresował się tym, czy mają już chłopaków w Polsce.
- Dobrze mi bez chłopaka – odpowiedziała Kasia.
- Mam jeszcze dużo czasu – stwierdziła Dorotka.
I obie śmiały się do Liama.
Chciały jak najszybciej pójść na miasto, może nawet do pubu Wiktora, więc Staffi przywołała Adę, która ucieszyła się z niespodziewanie wolnego od pracy czasu i w ciągu godziny zabrała dziewczęta. Steffi na odchodnym wetknęła dziewczętom po zwitku banknotów.
Marysia, wyraźnie zmęczona, podrzemywała w fotelu, mówiła, że nie śpi, ale oczy same się jej zamykały i co chwilę głowa opadała na bok. Mimo perswazji Steffi i Tomasza – nie chciała się położyć.
Natomiast stryj Tomasz siedział w bujanym fotelu, lekko się kołysał i uważnie obserwował Steffi oraz Liama.
Fotele już były dwa, ponieważ Liamowi spodobało się tak to kołysanie. Dokupił dwa miękkie szare wełniane pledy oraz barwne do nich poduchy i kołysał się podobnie jak Tomasz.
- Czy pozwolisz, abym cię zbadał? - zapytał Tomasz, kierując te słowa do Liama.
Liam obejrzał się dość nerwowo na Steffi, a ona z uśmiechem zachęcająco pokiwała głową.
- Tak, oczywiście – zgodził się Liam.
- To chodźmy do twojej sypialni. Rozbierzesz się, a ja cię trochę po dotykam.
- Bez stetoskopu?
- Mam go w moich palcach – zażartował stryj. - Tylko najpierw muszę dokładnie umyć ręce, bo będę cię dotykał bez rękawiczek. A ty, Stefciu, zmyj z twarzy makijaż, bo i ciebie muszę trochę po dotykać. I to nie tylko po twarzy. Chcę znaleźć wszystkie te miejsca, które zostały uszkodzone podczas napaści. Dobrze?
- Czy to konieczne? - zawahała się Steffi.
- Na pewno ci nie zaszkodzę. Ale nie musisz się spieszyć, bo badanie Liama i tak zajmie mi dłuższą chwilę...

Panowie wyszli, a Steffi zajęła się sprzątaniem ze stołu. Resztki niektórych potraw schowała do lodówki i telefonicznie poprosiła obsługę o uprzątnięcie stołu. Później dostarczono jej zestaw różnych słodkich smakołyków, a ona dodała przywieziony przez ciocię Marysię sernik i sękacz. Sękacze przywieziono im dwa, ale jeden pokrojono i uzupełniono nim puste miejsca w kartonie, obok tego niepokrojonego, nawet do otworu w środku włożono kawałeczki ciasta. Było przepyszne! Później Steffi zmyła makijaż.
Ciocia nadal spała, czasem nawet chrapała. Podstawiła pod jej nogi podnóżek i przykryła lekkim szalem, choć było ciepło. Był piękny, sierpniowy dzień, prawdziwe lato. Tylko noce i poranki należały już do zdecydowanie chłodniejszych.
Czas się dłużył. Z sypialni nie dochodziły żadne głosy. Wreszcie, gdy upłynęło około półtora godziny, drzwi się otworzyły i wyszedł Tomasz. Sprawiał wrażenie mocno zatroskanego.
- Mogę prosić o kawę? - zagadnął bratanicę.
- Już robię – odpowiedziała i na kilka minut zniknęła w kuchni.
Gdy wróciła do salonu z zastawioną tacą był już tu Liam i też chętnie wyciągnął rękę po filiżankę. - I co, stryjku? Nic nie mówisz o zdrowiu mego męża...
- A co tu mówić? Z kręgosłupem jest całkiem dobrze. Podobnie z ręką. Serce jest osłabione, na serce radzę uważać. Natomiast głowa... Z nią jest najgorzej. Jeszcze nie spotkałem się z takim przypadkiem. Mam wrażenie, jakby otoczona była jakimś pancernym kaskiem. Nie mam do niej dostępu. Od strony karku jest nieźle, ale tylko tam. Po prostu totalna blokada...
- Tomku, oszczędzaj się trochę. Mam wrażenie, że jesteś wyczerpany – cicho po polsku powiedziała ciocia Marysia. Obudziła się i też sięgnęła po kawę.
Tomasz popatrzył na nią z wymówką.
- Proszę – zachęciła Steffi podsuwając stryjostwu ciasto.
Stryj od razu nałożył sobie trzy różne ciastka – najwyraźniej potrzebował się wzmocnić nie tylko kawą.
- Odpocznę chwilę i pospaceruję po twoich bliznach – uprzedził bratanicę. - A wiadomo, kiedy wrócą dziewczynki?
- Tego nie wie nikt – uśmiechnął się Liam odstawiając niemal pustą filiżankę. - Mam nadzieję, że nie stawialiście im jakichś specjalnych ograniczeń.
- To rozsądne dziewczyny, nie trzeba się o nie martwić – zgodził się Tomasz, a Steffi przetłumaczyła cioci rozmowę.
- Dopiero teraz widzę, jakie to kalectwo nie znać obcych języków – pokiwała głową Maria. - O, jakie to dobre! - dodała smakując ciasto z hotelowej restauracji. - A i kawę masz pyszną, pewnie z ekspresu. Ciągle mam zamiar go kupić, ale jakoś tak schodzi...
- Co tam u babci słychać? - zainteresował się Tomasz. - Już dawno nie miałem z nią kontaktu. Dobrze jej na słoneczku?
- Mówiła, że nic a nic nie bolą ją plecy, ale już bardzo tęskni za Wierzbiną.
- A Piotruś?
- Teraz dla niego najważniejsza jest woda. Podobno już nauczył się pływać delfinem. Znasz ten styl? Wygląda na to, że jest szczęśliwy. Nawet nie zapytał o swego psa. Ale tato... Boję się, by przez tyle zajęć nie podupadł znacząco na zdrowiu. On w ogóle nie odpoczywa! Śpi po pięć godzin na dobę, albo i mniej. Na szczęście remont dobiega końca. Podobno została już tylko kosmetyka. Stara się domknąć wszystkie sprawy domowe przed powrotem babci.
- Bela mu nie pomaga?
- Ależ skąd! Dobrze, że nie przeszkadza. Czasem wpada na kieliszek koniaku i na fajeczkę.
- Dalej gra w karty?
- Przecież wiesz... Podobno niedawno przegrał jakąś znaczną kwotę... Cały nasz Bela.
- Mamy jakieś plany na jutro?
- Połazimy trochę po mieście. Pokażemy wam kilka ciekawych miejsc. A pojutrze jedziemy do Sztokholmu i będziemy się zachwycać archipelagami. Dołączy do nas Olof, brat Liama. Być może będzie z całą rodziną. A wieczorem poznacie Alice i jej męża, oraz Barbro. Bez męża. Mamy zarezerwowaną restaurację. Będzie nam towarzyszył David Blomkvist, Thorsten Eklund, a być może także Viggo Molin. Namawiałam na wyprawę Wiktora Granta, to jest właściciela pubu, ale jeszcze nie był zdecydowany, coś ważnego ma do załatwienia. W zasadzie trochę się wymigiwał. Zaprosiłam na wyprawę także naszą znajomą malarkę, Kristinę Ulvacus. Kiedyś mówiła, że chciałaby zobaczyć archipelagi, dawno tam nie była, więc pomyślałam, że to jest doskonała okazja. David wynajął dla nas jakąś spacerową łajbę, podobno ma być bardzo wygodnie. Oczywiście będzie z nami Ada, obiecałam jej to. Ona tu bardzo ciężko pracuje, łapie każdą okazję pracy, więc czasem ciągnie po dwanaście, a nawet szesnaście godzin. Jest niezastąpiona. Zawsze chętna i dyspozycyjna. Czasem nawet leci na zmywak, gdy jest taka potrzeba.
- Bo chyba wszystkie Polski są takie pracowite, prawda ciociu? - wtrącił się Liam, a Steffi szybko przetłumaczyła to Marii.
- Coś w tym jest... Ale są i leniwe, jak wszędzie, jak w każdej nacji.
Później Liam zaczął wypytywać o podróż, o Polskę, o pierwsze wrażenia ze Szwecji, lecz rozmowa była bardzo powolna przez konieczność ustawicznego tłumaczenia, aby i ciocia Marysia nie była odizolowana. Stryj Tomasz niby znał angielski, jednak mowa potoczna sprawiała mu spory kłopot. Trzeba było mówić do niego powoli i bardzo wyraźnie. Żartował, że po takiej rozmowie bardzo bolą ręce.
Wypił trzy filiżanki kawy, zjadł sporo ciasta i w końcu zadecydował, że teraz zajmie się twarzą Steffi. I nie tylko twarzą. Ona niech teraz poszuka jakiegoś małego jasieczka, a on idzie umyć ręce.
- Tomasz, kochanie – jęknęła cicho Marysia. - On jest przemęczony tym dotykaniem chorych – wyjaśniła Steffi. - Za dużo na siebie bierze. Każde takie zajęcie się chorym to wielki ubytek energii, a on już nie ma jej za dużo. Wciąż leczy dotykiem. Twojemu Liamowi też pomagał i to z daleka. Godzinami wpatrywał się w jego zdjęcie i słał te swoje uzdrawiające impulsy.
- Nie wiedziałam...
- Był taki dzień, jeden dzień, że nie mógł poświęcić twemu mężowi ani chwili i od razu u Liama
nastąpiło pogorszenie. Nikt ci o tym nie mówił?
- Jakoś nie. Opowiedz mi ciociu...
W tym momencie z łazienki wrócił Tomasz i ciocia Marysia położyła palec na ustach.
- Później – szepnęła.
Tomasz usiadł w rogu kanapy, jasiek położył na swoich kolanach, a Steffi kazał się położyć tak, by jej głowa znalazła się na tej podusi. Następnie bez słowa zaczął wodzić palcami po jej twarzy, szczególnie po bliznach. Dotyk rozgrzewał i jednocześnie koił. A nieco później poczuła mrowienie na bliznach. Najmocniejsze na policzku i na szczęce, gdzie był najbardziej widoczny „zakrętas”. Niektóre ruchy Tomasz powtarzał niesłychaną ilość razy. Bez pośpiechu. Czasem delikatnie, a czasem lekko naciskając lub nawet rozciągając skórę.
- No dobrze, robimy przerwę – powiedział po upływie więcej niż trzydziestu minut. - Odpocznij trochę, a ja jeszcze napiję się kawy. I zjem to największe ciastko z malinką. Boję się, by mi go ktoś nie sprzątnął sprzed nosa! - zażartował puszczając oko do Steffi i sięgając po ciastko. - A ten nos to ci świetnie zrobili. O ile dobrze pamiętam to był złamany. Zgrubienie jest niemal niewyczuwalne.
- Za to z żebrami chyba się nie popisali. Nie mogę nosić wysokich obcasów, bo zaraz tam mnie boli.
- Z tego co pamiętam miałaś także inne obrażenia...
- Tak... Nie bardzo chcę o tym mówić.
- Kopali cię, tak?
- Tak.
- A później którą stronę ciała najbardziej odczuwałaś?
- Lewą. I brzuch. Brzuch bardzo długo. Jeszcze po roku. Nawet czasami jeszcze teraz mnie pobolewa.
- W którym miejscu?
- Najniżej.
- Dobre to ciastko. Ale drugiego takiego samego chyba nie ma – zmartwił się przekręcając paterę z ciastkami. - To może zjem jeszcze to z czekoladową kropką. Jak odpocznę, pójdziemy do sypialni i troszkę mi się obnażysz. Jak to lekarzowi – zakończył z uśmiechem.
Następny dzień kobiety spędziły na zakupach. Steffi namawiała na różne „szalone ciuszki” i za wszystko – oczywiście – płaciła. Ze szczególnym pietyzmem zajmowała się Marysią. Dziewczęta miały wzbogacić się o część garderoby Steffi, ale o tym jeszcze nie wiedziały. Natomiast ciocia nosiła rozmiar czterdzieści dwa i rzeczy Stefci były na nią za małe. Wróciły do hotelu obładowane zakupami, dziewczęta przeszczęśliwe i rozszczebiotane, Maria zaś bardzo skrępowana tym, że kuzynka wydała na nie trzy tak dużo pieniędzy. Z jednaj strony zadowolona z zakupów, z drugiej – kręciła na nie nosem. Po posiłku w restauracji wszyscy zebrali się w salonie gospodarzy. Dziewczęta przymierzały nowe rzeczy, „walczyły” o uwagę ojca, a ten, jak i żona, w różny sposób wyrażał swoje niezadowolenie. Liam śmiał się pod nosem obserwując szczęśliwe dziewczyny. Kiedy zapanował względy spokój, Steffi przyniosła dwa naręcza swoich łaszków – i znów się zaczęło...
- A już było tak dobrze! - jęknął Tomasz. - Jak my się zabierzemy z taką ilością ubrań do Polski? Nadbagaż jest murowany!
Pod nieobecność pań znów zajmował się Liamem. Już przypuszczał, że młody ma problemy z potencją, ale nic na ten temat nie mówił i nie dopytywał się. Zajmował się głównie głową Liama, nadal nie mógł „przebić się” przez niewidzialną zaporę. Twarz Stefci „wygładził” zanim ona nałożyła makijaż. Cieszył się, że odczuwa jego działanie w postaci mrowienia, bo to znaczyło, że dotyk niósł pozytywne zmiany. Natomiast brzuch bratanicy pozostawał dla niego tajemnicą. Nie czuł w nim nic, co by wymagało interwencji. Gorzej było z lewym udem w pobliżu kolana. Tam zaczynały się jakieś zmiany i Tomasz całą siłą woli koncentrował się na nich. Po latach mogło się tam coś złego rozwinąć, ale – na szczęście – mógł temu zapobiec.
Teraz patrzył na swoje szczęśliwe dziewczyny (w tym żonę) i choć rozrzutność Stefci go krępowała – to cieszył się ich radością.

fot. Pixabay

czwartek, 10 listopada 2022

ZAZDROŚNIK

 



Zazdrośnik - © Elżbieta Żukrowska

Wiatr rozwiał jej włosy, poszarpał szaliczek.
Z drzew postrącał rosę prosto na policzek.
Rozchylił kurteczkę w biało-szary wzorek.
A później bluzeczkę. Ach, te damskie stroje!

Ile to się trzeba  haftek narozpinać
oddzielić dziurki od małych guziczków,
zacięcie zamku dyskretnie powstrzymać,
gdy cienki materiał w ząbeczki się wciśnie.

Taki wiatr to ma dobrze, prawie bez wysiłku
znajduje wszystkie miejsca panom upragnione.
Dotyka lekko ciała i omiata z pyłków
słodkie damskie krzywizny niewidzialną dłonią.

Choszczno, 10.11.2022 r.
fot z internetu

środa, 9 listopada 2022

WIERSZYK NA DOBRANOC

 



Wierszyk na dobranoc - © Elżbieta Żukrowska
Wiatr szeleści w ostatnich liściach,
a aniołowie zza chmur spoglądają.
Wieczór od księżyca pięknieje srebrzyście,
do snu wszystkich prosi ręce rozkładając.
Tu podusia miękka, tam puchowa kołdra,
gdzie indziej miękkuchny jest wełniany kocyk...
Tylko niepotrzebnie zahuczała sowa,
ale już rozplatam spięte na dzień włosy.
Ktoś pije herbatkę, ktoś inny miód z wodą,
ostatnie są ablucje przed nastaniem nocy.
Ja chcę się przytulić, spać z miłą osobą,
niech mi słodkie słowa do uszka zamruczy.... Choszczno, 9.11.2022 r.
fot. z internetu

niedziela, 6 listopada 2022

STEFCIA Z WIERZBINY - cz.11. (67)


 
STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

Cz. 11. (67) Lato 1976 w Göteborgu

Grażyna bardzo chętnie przystała na wyjazd, na co Wiktor zareagował niemal awanturą. Nie zgadzał się! Jednak jego dąsy na nic się nie zdały i dziewczyny wyjechały. Wiktor był wściekły tym bardziej, że zarządził personalne zmiany u siebie – już nie stał za barem, więc miał wieczorami więcej czasu. Chciał go poświęcić Grażynie – a jej nie było. Za barem stał teraz Filo, który przyjmował zamówienia, a gości obsługiwało dwóch kelnerów – to znaczy kelner i kelnerka. Do ich obowiązków należało także mycie szkła. Dwójka starych kelnerów odeszła – obaj na kutry rybackie. Wiktor, z braku zajęcia, kręcił się po sali i po tarasie, dosiadał się do starych znajomych, poznawał nowych gości. Miał wrażenie, że utracił kogoś bardzo ważnego. Chciał z Grażyną chociaż porozmawiać, ale... nie miał odwagi zadzwonić do Kalixu. W końcu jednak się przemógł. Czuła się dobrze. Miała zapewnioną pracę w Krakowie – na szczęście! - i zaraz po dwudziestym piątym sierpnia wracała do Polski. Dowiedział się też, że rozmawiała trzy razy z matką i wymogła na niej zmianę decyzji – czyli będzie mieszkać w swoim domu, bo ten dom był bardziej jej niż matki. W tej sytuacji Wiktor zostawał całkiem z boku – odrzucony, samotny. Ciągle nawet przed samym sobą nie chciał przyznać, że kocha tę małą, ciężarną Polkę. Myśl o niej go nie opuszczała. Zamówił jej wizytę u ginekologa i wyżebrał skierowanie na odpowiednie badania. Dziecko było dla niego bardzo ważne i nie wiadomo kiedy zaczął myśleć o nim, jak o własnym, choć nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.
Liam pojechał do sanatorium, a tymczasem w hotelu „R&R” zaczęły się dziać nieprzyjemne rzeczy. Jakby ktoś worek z nieszczęściami rozwiązał. To już nie tylko zniszczone rolety i lampki nocne czy rozstrojone telewizory. Teraz były wyrwane ze ściany prysznice, raz całkowicie zdemolowana łazienka, kilka razy wyrwane z zawiasów drzwi szafy, a raz nawet połamany stolik. Konserwator dwoił się i troił. Którejś nocy niemal bez przerwy wył pies, a wieczorem i później długo w noc płakało dziecko. Trzykrotnie były awantury między gośćmi. I jakby tego było mało w południe po wszystkich piętrach biegał może pięcioletni chłopczyk i szukał ojca. Nawoływał go rozpaczliwie. Kucharza zabrało pogotowie, bo się bardzo poparzył. Prócz tego Berit na oczach Steffi spoliczkowała jedną z pokojówek. Widziały to dwie inne pokojówki. Ciche i spokojne hotele zamieniły się w siejące zgrozę.
- Plamy na słońcu – powiedział David usiłujący jakoś pocieszyć swoją szefową. - Jakieś burze magnetyczne albo inne dziadostwo.
- Jeszcze teraz do kompletu trzeba mi jakiegoś nieszczęścia u Any... Lub, nie daj Boże, w Pineto!
- U Any nieszczęście już było. Podobno kobiecinka ma się dużo lepiej. To nie było zwykłe stłuczenie. Ta kość jej pękła wzdłuż. A tak przy okazji: wiem, że Iga chciałaby zostać u nas na dłużej. Znajdziesz coś dla niej?
- Tak jej podoba się pobyt w Kaliksie? - zdziwiła się Steffi.
- Chyba nawet bardzo. Tylko nie wiem, co na to Lukas... On jest bardzo zasadniczy.
- Namawiam Liama, by oddał Anie tamten hotel. Dla nas to tylko kula u nogi. Obiecał, że porozmawia z ojcem. Jeśli Halvar się zgodzi, to z pierwszym stycznia hotel będzie Any i Niklasa. Ale czy to ich ucieszy?
- Wiesz, że w październiku oni we trójkę jadą do Francji, bo Ana ma tam rodzinę, do której jeżdżą co roku.
- Nie wiedziałam. Jakoś nikt mi nie powiedział. A Igę chętnie bym wzięła na miejsce Berit. Tu jest potrzebny ktoś z energią Igi.
- Na stałe?
- Tak. Gdyby się zgodziła. Ona wprawdzie jest prędka, ale nie popędliwa. A poza tym ufam jej.
- A gdzie by mieszkała? Bo przecież to dotychczasowe mieszkanie jest tylko do końca sierpnia. Czy do końca września? Bo już nie pamiętam.
- Myślałam o tym. A choćby u Wiktora. Przecież Grażyna wraca do Polski. A mieszkanie jest do końca sierpnia, lecz z możliwością przedłużenia, co biorę pod uwagę ze względu na Adę.
- Nie wiadomo, czy Wiktor się zgodzi...
- A ma jakieś plany?
- Nie mam pojęcia. Trzeba by z nimi pogadać. A Berit mi trochę szkoda.
- Musiałam ją zwolnić. I dziewczynę też.
- Przyjmij Berit z powrotem.
- Na to niech nie liczy! Nie wolno bić pracowników. Niech się cieszy, że pozwoliłam, jej spokojnie odejść.
- Ta smarkata nie pierwszy raz pyskowała. Szkoda mi Berit. Naprawdę bardzo mi szkoda.
- David, przecież ja nie miałam wyjścia.
- Weź kogoś na miejsce Berit, ale tylko tymczasowo. Pozwól Berit wrócić za jakieś pół roku.
- Nie podejmę w tej chwili decyzji. Muszę to skonsultować z Liamem. Możesz zamówić dla nas kawę? Jestem taka zmęczona...
- A obiad jadłaś? Chodź, zejdziemy do restauracji i oboje zjemy coś smacznego. A później będzie kawa. Z deserem. Ty ostatnio za dużo pracujesz. I niepotrzebnie się tak przejmujesz tymi różnymi zdarzeniami. Tak się w hotelach od czasu do czasu dzieje.
- Brak mi Liama. Bez niego jestem rozdrażniona, nie w sosie. A niedługo przyjeżdża moja rodzina z Polski, to jest stryj z żoną i ich dwie córki. Prześliczne dziewczyny. Niestety, kiepsko mówią po angielsku.
- Mam nadzieję, że mnie z nimi poznasz.
- Nie tylko cię zapoznam, ale już teraz proszę, abyś zorganizował wycieczkę na archipelagi. Sama chętnie popłynę. Zresztą pewnie będę potrzebna jako tłumacz.
Usiedli przy stoliku służbowym, a kelner zjawił się błyskawicznie. Stefcia zażyczyła sobie schabowego po polsku z frytkami i różnymi surówkami.
- Dla mnie to samo – David zaakceptował wybór szefowej. - A później proszę dwie kawy i ten malinowy deser. Już go próbowałaś? Jest wspaniały! Ach, zapomniałem – Jan chce z tobą rozmawiać w cztery oczy. Nie zdradził mi tematu.
- Ale ja wiem, o co chodzi. Jan chce już odejść na emeryturę, a ja nie chcę go wypuścić. To najlepszy księgowy na świecie. Nawet Kaisa nie ma się do czego przyczepić, a wiesz, jaka ona jest pedantyczna i surowa.
Restauracja była w połowie wypełniona gośćmi. Przyjście Steffi podkręciło obroty kelnerom.
- A masz już kogoś na miejsce Jana? - dociekał David.
- Właśnie o to chodzi, że nie mam. Chciałabym, aby ta nowa osoba popracowała miesiąc lub dwa razem z Janem, aby się wciągnęła w nasz system. Początkowo myślałam o Ingrid, ale ona, choć bardzo pracowita, jest... No, nie nadaje się. Ktoś musi być nad nią.
Przez cały obiad pogadywali o sprawach hotelu. Przy deserze Steffi powiedziała, że odświeży się i pojedzie do Liama. Z Janem porozmawia jutro.
- A mogę jechać z tobą? Jeśli będę ci przeszkadzał, to powiedz to wprost – zapytał David.
- Nawet będę rada, że pojedziesz. Niby już znam Göteborg, ale za kierownicą czuję się ciągle niepewnie, szczególnie gdy udaję się w dalsze regiony.
Kompleks rehabilitacyjny był w zasadzie już poza miastem.
- Doskonale. - Stwierdził i przywołał ręką kelnera. Poprosił o zapakowanie trzech różnych deserów do pudełka. - Będzie Liamowi smakować? - zapytał Steffi.
- To dla szefa? - dopytywał się kelner. - Zapakuję jeszcze coś specjalnego...
Liam wyglądał świeżo, był wypoczęty i zrelaksowany. Czekał na żonę w parku przyszpitalnym w pobliżu parkingu, spodziewał się jej. Z daleka rozpoznał samochód Davida. Podszedł do nich rozpromieniony i z czułością uściskał Steffi, a Davidowi podał rękę.
- Wracam do domu – oznajmił po powitaniu. - To moje ostatnie trzy dni rehabilitacji. Jest bardzo dobrze, choć muszę chodzić w gorsecie. Jednak wreszcie bez wózka i bez kul. Jestem taki szczęśliwy!
Usiedli razem na ławce i Liam natychmiast pochłonął dwa kawałki ciasta. W międzyczasie rozmawiali o jego zdrowiu i rehabilitacji, a także o hotelach. Tu, na szczęście, nie było nowych, niemiłych niespodzianek. Steffi przypomniała, że lada moment przyjedzie stryj Tomasz z rodziną.
- Archipelag! Koniecznie zaplanuj Sztokholmski Archipelag! Ty też jeszcze tam nie byłaś – Liam aż zamachał rękoma. - Musimy tam być razem z twoją rodziną. Tam jest bardzo dużo atrakcji. Każda wyspa jest inna i każda ma swoje ciekawostki. Spędzimy na zwiedzaniu przynajmniej ze trzy dni. To wcale nie będzie zbyt dużo!
- Może twój brat będzie mógł do nas dołączyć. I przynajmniej jedna z sióstr.
- Porozmawiam z nimi. Przypomnij mi, jak się nazywa ta twoja polska rodzina.
- Stryj Tomasz, jego żona to Maria, czyli po naszemu Marysia, oraz dwie córki – Kasia i Dorotka. Są w moim wieku. Może troszkę młodsze. Bardzo sympatyczne dziewczyny. I bardzo ładne, jak wszystkie Polki.
Gdy David poszedł do samochodu, Liam jeszcze raz objął Steffi.
- Bardzo cię kocham, pamiętasz? I tak bardzo za tobą tęsknię! Cieszę się, że już wracam do ciebie, do domu, do naszego zwykłego życia – zapewnił ją gorąco.
- Bez ciebie dom jest taki pusty... Nieprzytulny... Nie mogę sobie znaleźć w nim miejsca – wyszeptała w odpowiedzi. - Bardzo się cieszę, że już wracasz. Bez ciebie wszystko jest wywrócone do góry nogami... Kocham cię Liam. Kocham cię całym sercem.
Przez chwilę całowali się zachłannie.
- Przyjadę po ciebie – zapewniła na koniec męża.
Życie znowu nabrało rumieńców.
Steffi poprosiła pokojówki o gruntowne wysprzątanie apartamentu. Cały personel cieszył się na powrót Liama. Spodziewano się, że Steffi będzie trochę łagodniejsza, nie tak zasadnicza, za to szerzej uśmiechnięta. Nawet wokół hotelu stary sprzątacz Martin – a pracował tu już ponad piętnaście lat – wypucował wszystkie zakamarki.
- Masz u mnie dodatkową premię – zapewniła go Steffi, a stary uśmiechnął się szeroko.
W zasadzie nie był jeszcze taki stary – dopiero przekroczył sześćdziesiątkę – ale twarz miał ogorzałą od wiatru i słońca i pooraną zmarszczkami. Lubił właścicieli i dobrze się czuł w tym hotelu. Miał przy tym oczy otwarte na wszystko, gdyby go zapytano – mógłby wiele opowiedzieć i o gościach, i o pracownikach. Ale nikt go nie pytał, więc trzymał język za zębami i robił swoje. Lubił tę pracę, miał blisko do domu, dostawał jeden gorący posiłek i zarabiał całkiem przyzwoicie. Czego więcej chcieć? Zamiatał, sprzątał, kosił trawniki, przycinał krzewy, usuwał przekwitłe kwiaty, grabił te dwie alejki na tyłach hotelu, a jesienią także spadłe liście, cały czas był w ruchu. Najtrudniej było zimą, bo przy sprzątaniu śniegu nie raz aż spłynął potem. Ledwie odgarnął śnieg, a tu nowa śnieżyca... Najważniejsze, że miał pracę. Czasem jakiś gość prosił, aby przez kilka minut pospacerował z jego psem – za to wpadało mu do kieszeni kilka koron ekstra. Było dobrze. Oby tak dalej. A pani Steffi zawsze była dla niego miła. I taka uważająca. Lubił ją. I szanował.
Tej ostatniej nocy przed powrotem Liama Steffi obudził własny krzyk. Przyśnił się jej jakiś koszmar i w pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest, ani co się z nią dzieje. Senne obrazy natychmiast zniknęły, zostało tylko wrażenie czegoś straszliwego. Serce kołatało jej w piersiach. Wierzbina? Kraków? Rzym? Nie wiedziała, gdzie się znajduje. Napad – przypomniała sobie. W tym śnie przeżywała dawny napad, choć w zmienionej scenerii. A Liama przy niej nie było. Przez chwilę nie mogła sobie przypomnieć, gdzie on jest. Nie miewała wcześniej takich snów. Odsunęła od siebie te wspomnienia z przeszłości, a tu nagle taka przykra niespodzianka. Trzęsła się cała przez dobrą chwilę, ale już wiedziała, że jest w Göteborgu, we własnej sypialni. I że nie ma powodów do obaw. W kuchni napiła się wody i powoli wrócił jej spokojny oddech. Choć ułożyła się wygodnie w pościeli – sen nie przychodził. Myśli skakały z tematu na temat – rodzina, hotele, planowany powrót do Krakowa. I bliski już przyjazd stryja Tomasza z rodziną. Starał się jakoś to wszystko ogarnąć, niektóre sprawy zaplanować. Pod nieobecność Liama przed snem zastanawiała się wielekroć, co będzie robić następnego dnia i w jakiej kolejności. Czasem bieżące wydarzenia zmieniały jej plany, ale w większości wypadków to wieczorne planowanie pozwalało jej zapanować nad całością, pamiętać o wszystkich obowiązkach.
Jan. Była zmartwiona tym, że tak koniecznie chce odejść. Taki dobry księgowy... Ale skoro musi... Miał „w zapasie” dla nich dobrego młodego człowieka, chłopaka po studiach i już z pięcioletnim stażem. O, to już nie chłopak, a dojrzały mężczyzna. Jednak Steffi nie chciała się zgodzić tak w ciemno. Najpierw musi go poznać, spojrzeć mu w oczy, porozmawiać. A Jan nalegał. Chyba był zaskoczony tym, że Steffi nie ufa jego zapewnieniom. A nie ufała. Akurat w tej sprawie nie ufała. Wróci Liam, oboje z tym nowym porozmawiają i wtedy podejmą decyzję. Już teraz zobowiązała Jana, by z nowego pracownika przyuczał przez trzy miesiące. Buntował się – bo po co tak długo? Jednak Steffi wiedziała swoje. Teraz nie mogła przypomnieć sobie, jak się ten proponowany nazywał. Hilmer – ach tak, Hilmer Larsson. Jan pokazał jej nawet kilka zdjęć Himlera, ale to przecież nie o wygląd zewnętrzny chodziło! Chciała przy tym, by rodzice Liama także zaakceptowali nowego, tym bardziej, że ona z Liamem na rok wyjeżdżali do Polski. Wiedziała, że będą często do Szwecji przyjeżdżać, lecz mimo wszystko będzie to kontakt z doskoku. Dobrze, że chociaż David nigdzie się nie wybierał. Był doskonałym, idealnym pracownikiem. Liam ufał mu bez reszty.
Przekręciła się na drugi bok, ale sen wciąż nie przychodził. Znów zamajaczyły jakieś nieprzyjemne fragmenty z minionego koszmaru. Ciałem wstrząsnął nagły ból, jakby ktoś nacinał jej skórę nożem raz przy razie... Nie miała się do kogo przytulić... Liam, Liam... Zerwała się przerażona! Skąd takie majaki? Do tej pory nigdy ich nie miała. Nie myślała o tamtym napadzie, nie wracała do tych wspomnień. Zrobiła sobie mocną herbatę i usiadła przy stole w kuchni. Już nie uśnie. Dochodziła czwarta rano, na dworze było całkiem jasno. Jak dobrze, że Liam już wraca. Teraz chętnie porozmawiałaby z ojcem, ale nie będzie go przecież budzić. Polska... Za długo już nie była w kraju. Kiedy rozmawiała z dziewczętami, to jest z Adą, Igą, Elwirą i Grażyną, jedynie Elwira wspominała dom, sprawiała wrażenie, że mocno tęskni. Ada musiała już wracać do swego narzeczonego, Grażyna była zawieszona w próżni, a Iga chętnie zostałaby na dobre w Szwecji. Podobno uczyła się szwedzkiego. No i dobrze. Niech zostanie. Mogłaby wskoczyć na miejsce Berit, ale bez znajomości języka szwedzkiego? To nie przejdzie. Przy tym jest zdecydowanie za młoda! Za jakieś dziesięć lat byłaby szefową pokojówek, teraz na to za wcześnie. Nawet pod opieką Lukasa może nie sprostać codziennym wyzwaniom. Nie, to fatalny pomysł, nie może jej zaproponować stanowiska Berit. A szkoda... Może Igę dać pod opiekę Davidowi, niech zrobi z niej doskonałego menadżera...? Ciekawe, co na to powiedziałby Liam? Musi to przemyśleć z każdej strony. Gdyby Iga chciała zostać w Szwecji na stałe, to by dla niej była doskonała szansa... Lukas w hotelu był niewidoczny, a robił naprawdę doskonałą robotę. Często musiał zastępować Davida i świetnie sobie radził. Przekroczył już czterdziestkę, był dyspozycyjny, bystry i obrotny... Ale co z Berit? Szkoda jej było tej kobiety... Iga... Jeśli chce zostać w Szwecji musi pójść na kurs języka i zdać końcowy egzamin. Bez tego ani rusz... Och, sprawy personalne dla Steffi zawsze były bardzo trudne.
Myśli Steffi musiały jakoś dotrzeć do Igi, bo zadzwoniła jeszcze przed południem i zapytała, jaka jest szansa na to, by została dłużej w Szwecji, nawet na tej dalekiej północy.
- Możesz tam zostać do końca września. Nawet jest mi to na rękę. A później pomyślimy o Göteborgu. Jednak to nie jest nic pewnego. Hotel Any w październiku będzie zamknięty, bo Ana z rodziną wyjeżdża do Francji. W hotelu będzie trzyosobowa ekipa remontowa. Zrobią konieczne naprawy, coś tam pomalują, a ja nie chcę, abyś ty w tym czasie tam była.
- Ale mieszkanie w Göteborgu wynajęte jest tylko do końca września, więc gdzie się podzieję?
- Mam nadzieję, że uda mi się temu zaradzić. Tylko jeśli myślisz na serio o pozostaniu, to jak najpilniej ucz się języka szwedzkiego. Jak już tu się zjawisz, to znajdziemy ci jakiś szybki kurs języka, ale będziesz się musiała naprawdę przyłożyć. A w zasadzie nie wiem, czy tak długo zostaniesz u Any. Pomyślałam, że może wróciłabyś pociągiem razem z Grażyną. Teraz zaświtała mi pewna myśl... Muszę to sobie jeszcze w głowie ułożyć. Może będę miała dla ciebie lepszą propozycję niż Hotel pod Różą... Jednak muszę to skonsultować z mężem.
Po tej rozmowie Steffi już musiała się zbierać do wyjazdu po Liama.
A później było tak, jakby się odnaleźli po długiej rozłące – nie mogli się sobą nacieszyć! Steffi poprosiła, by nie łączono żadnych rozmów telefonicznych. Nie dziś! Tak cudownie było znaleźć się znów w ramionach Liama, czuć jego ręce, całe jego ciało, usta spragnione pocałunków, zachłanne dłonie... Odnaleźć wspólny rytm serca.
- Kocham cię, moja najwspanialsza dziewczyno!
- Kocham cię Liam! Jesteś miłością mego życia!

fot. z internetu