poniedziałek, 7 lutego 2022

Cz.16. Lato 1975 r. Chłopaki ze Szwecji. Wyznanie i łzy.

 


STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

      Cz.16. Lato 1975 r. Chłopaki ze Szwecji. Wyznanie i łzy.

      Wszyscy czterej byli wysocy i mieli jasne, zupełnie płowe włosy oraz niebieskie lub szare oczy. Ich twarze i ręce były mocno opalone, można powiedzieć, że ogorzałe. Żaden z nich nie powiedział, czym się zajmuje, jedynie o Viggo wiedziały, że często jest na morzu. Twarz i ręce miał poranione od szkła, jakaś rozbita szyba i to we wnętrzu domu. Noemi zaś była po wypadku samochodowym. Najbardziej ucierpiały jej ręce. Stefania o sobie nie opowiadała.
      Wieczorem przed snem zastanawiała się jak to jest – w Krakowie zasłaniała twarz, robiła gruby makijaż i w specjalny sposób zaczesywała włosy, a nikt nie zwracał na nią uwagi. Tu miała twarz całkiem odsłoniętą, ani deka maskujących kosmetyków, włosy ściśnięte pod białą opaska lub związane w koński ogon, a budziła zainteresowanie. Może i Polsce powinna tak robić? Wiedziała, że spróbuje. Jednak nie rezygnując z makijażu.
      Liam przyjeżdżał codziennie, najczęściej białym volvo, chciał zabierać Stefanię na przejażdżki, ale ona w swym postanowieniu była niezłomna. Nie pomogły nawet kwiaty, które przywiózł jej kilka razy („Szwedzi nie dają kwiatów”?). Próbował dociekać, dlaczego odrzuca jego zaloty, lecz niczego się nie dowiedział. Czasem podkreślała, że ma przed sobą studia, że jest zajęta, bo jednocześnie pracuje. A tak w ogóle chciałaby wiedzieć, co on w niej widzi, ale takiego pytania oczywiście nie mogła zadać. Któregoś popołudnia chłopcy przywieźli aparat fotograficzny i robili zdjęcia. Dużo zdjęć. Stefania chowała się za Noemi, nie chciała, by jej zdjęcia były w obcych rękach. Mimo oporu Liam wyciągnął ją na chwilę na słońce, by mieć na zdjęciu wyraźnie widoczną, roześmianą, radosną twarz swojej wybranki. Akurat aparat trzymał Olof i odważył się pstryknąć kilka zbliżeń twarzy Stefani. Dziewczyna wpadła w szał! Z wielkim trudem Viggo ją ugłaskał. I tak dobrze, że profesor nie widział jej na słońcu. Było to tylko kilka chwil i to w popołudniowym słońca, ale zawsze.
      W najbliższych dniach Liam trzymał się jeszcze bliżej Stefanii, o ile to w ogóle było możliwe. Brał ją za rękę, gładził po ramieniu, usiłował objąć choć na chwilę. Miał słowa przeznaczone tylko dla niej. Nie odpychała go. Raz czy dwa miała ochotę nawet wtulić w te szerokie, sine ramiona Szweda i myślała o tym, jakby to było doświadczyć jego pocałunków, dać się zauroczyć, „odpłynąć”...
      - Dlaczego ty nie masz chłopaka? - dociekała Noemi.
      - Nikt się we mnie nie zakochał. I ja też w nikim – odpowiedziała, ale w myślach zobaczyła twarz Marka. Dawno go nie wspominała. I dobrze. Przecież on miał swoją Lindę. A i ona go ledwie lubiła. Miłości w tym nie było – podkreśliła z całą mocą w myślach.
      - To dlaczego odtrącasz Viggo, a teraz Liama?
      - Nie chcę się wiązać z żadnym obcokrajowcem.
      - Przecież mogłabyś trochę poflirtować. Nie musi być od razu miłość aż po grób. Ja trochę flirtuję, po prostu to lubię.
      - Nie, to nie dla mnie. Ja nie umiem tak jak ty.
      - Thorsten prosił, abym cię namówiła na wycieczkę aż nad morze. Jest tu mnóstwo pięknych zatoczek, urokliwych krajobrazów i w ogóle. Ja bez ciebie nie pojadę.
      - A nasze blizny? Przecież ma być zero słońca! Profesor by się wściekł!
      - Oczywiście wyjazd tylko za jego zgoda, pod koniec twojego pobytu. Pogadam z profesorem, co? Zostanę sama i co będę robić bez ciebie? A Liam to już z całą pewnością nie będzie przyjeżdżał.

      - Nie, Noemi. Nie chcę.
      - Ależ ty jesteś oporna!
      - Profesor mówił, że będę miała jeszcze jakieś naświetlania specjalną lampą. Nie chcę zepsuć całej kuracji. Muszę się bezwzględnie dostosować.
      - Wszystkie dziewczyny z Polski są takie?
      - Nie mam pojęcia! - Stefania zaśmiała się głośno. - Nie sadzę, aby wskakiwały chłopakom od razu do łóżka. Ale takie łatwiejsze zapewne też są. Mam przyjaciółkę Adę. Właśnie poroniła upragnione dziecko, zaś ślubu nie ma. Za to jest wielka miłość. Ja jeszcze żadnego chłopaka nie kochałam. Ale i mnie nikt nie kochał. Mam czas. Tyle, że po tym wypadku pewnie nie znajdę łatwo narzeczonego. Muszę się z tym pogodzić. Może nawet w ogóle nie wyjdę za mąż, bo żaden nie będzie mnie chciał.
      - Przecież jesteś śliczną dziewczyną!
      - Z twarzą pełną blizn. Gdzie tu śliczność? Daj spokój, Noemi. Lepiej przygotować się na najgorsze. Ja chodzę po ziemi, bez bujania w obłokach.
      - To ja nie rozumiem, dlaczego Liam ci nie pasuje. Przecież to bardzo fajny chłopak.
      - A co ty o nim wiesz? Znasz jego rodzinę? Wiesz chociaż, gdzie pracuje?
      - A co cię obchodzi jego rodzina? Przecież gdyby doszło do ślubu – to z nim, a nie z rodziną! - zdumiała się Noemi. - Chyba prowadzi jakiś hotel, ale nie jestem pewna.
      Na drugi dzień Liam powiedział Stefci na ucho, że się zakochał w niej bez pamięci, że nie wyobraża sobie bez niej życia. „Kocham cię, dziewczyno. Kocham.” - powtarzał do ucha na tyle głośnym szeptem, że i inni słyszeli. A Stefania skamieniała i przez kilka chwil nie mogła wydobyć z siebie głosu. Po raz pierwszy ktoś powiedział, że ją kocha. Popatrzyła w oczy Liama z niedowierzaniem, bo może się przesłyszała, a może Liam żartuje, a może to ona straciła kontakt z rzeczywistością. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, ale zamiast śmiechu pojawiły się łzy i rozpłakała się tak, że nie mogła już powstrzymać emocji. Zawstydziła się tych łez. Wiedziała, że dla innych są niezrozumiałe, dlatego nagle, bez pożegnania, uciekła do swego pokoju.
      - Czy ja jej coś zrobiłem? Czy ja ją skrzywdziłem? O co tutaj chodzi? - dopytywał się zupełnie zdezorientowany chłopak. - Noemi, idź do niej, dowiedz się, wytłumacz mi jakoś...
      - Tu nie ma co tłumaczyć. Jedźcie już. Do jutra jej przejdzie – zapewniła Francuzka, ale Liam upierał się, że musi jeszcze dziś zobaczyć Stefanię.
      - Czy coś się stało? – zapytał profesor pojawiając się niespodziewanie między młodymi. „Tak już miał” - pojawiał się w najmniej oczekiwanych momentach. Nikt mu nie odpowiedział. Nagle z wielkim zainteresowaniem oglądali swoje buty albo odległy krajobraz, już niknący w nastającej szarości. - Proszę na chwileczkę do mnie – zwrócił się do Noemi.
      Jednakże Noemi okazała się lojalna i nie zdradziła szczegółów zajścia. Twierdziła, że nie wie. Ot, po prostu Steffi nagle zakręciła się na pięcie i pobiegła bez wyjaśnienia do siebie. Chyba do siebie. Tego Noemi nie była pewna.
      - Jeśli nie dowiem się prawdy będę musiał tym panom zabronić pojawiać się w klinice. Czy któryś z nich powiedział coś przykrego naszej Stefci? - zagroził profesor.
      - Nie wydaje mi się. Może musiała do toalety?
      - A ci panowie czego chcą?
      - Chyba się zakochali. Jeden we mnie, a drugi w Steffi.
      - No, jeszcze amory tu nam potrzebne, na miłość boską! - zdenerwował się profesor. - Niech pani odeśle ich jakoś do domu i niech nie przyjeżdżają tu tak często.
      - Ale oni muszą! To my zaraz odjeżdżamy do domów, a Steffi nie chce jechać z chłopakami na wycieczkę.
      - Chyba zaprzestanę przyjmować młodych do kliniki.
      - Mogę już odejść?

      Profesor z hurkotem przestawił krzesło i skinął ręką pozwalając Noemi odejść. Jego wzburzenie sięgnęło zenitu! Stefania była pod szczególną opieką. Nikim więcej aż tak by się nie przejął. I co gorsza - nie umiał podjąć decyzji – iść do dziewczyny od razu, czy zostawić sprawę własnemu biegowi. Zostawi. Ale tylko do jutra. A tych Szwedów przepędzi na cztery wiatry! Jeszcze będą mu bałamucić najważniejszą kuracjuszkę!

      c.d.n.
      fot. własne



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz