STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz.16. Lato 1975 r. Chłopaki ze
Szwecji. Wyznanie i łzy.
Wszyscy czterej byli wysocy i
mieli jasne, zupełnie płowe włosy oraz niebieskie lub szare
oczy. Ich twarze i ręce były mocno opalone, można powiedzieć,
że ogorzałe. Żaden z nich nie powiedział, czym się zajmuje,
jedynie o Viggo wiedziały, że często jest na morzu. Twarz i ręce
miał poranione od szkła, jakaś rozbita szyba i to we wnętrzu
domu. Noemi zaś była po wypadku samochodowym. Najbardziej
ucierpiały jej ręce. Stefania o sobie nie opowiadała.
Wieczorem przed snem zastanawiała się jak to jest – w Krakowie
zasłaniała twarz, robiła gruby makijaż i w specjalny sposób
zaczesywała włosy, a nikt nie zwracał na nią uwagi. Tu miała
twarz całkiem odsłoniętą, ani deka maskujących kosmetyków,
włosy ściśnięte pod białą opaska lub związane w koński
ogon, a budziła zainteresowanie. Może i Polsce powinna tak robić?
Wiedziała, że spróbuje. Jednak nie rezygnując z makijażu.
Liam przyjeżdżał codziennie, najczęściej białym volvo,
chciał zabierać Stefanię na przejażdżki, ale ona w swym
postanowieniu była niezłomna. Nie pomogły nawet kwiaty, które
przywiózł jej kilka razy („Szwedzi nie dają kwiatów”?).
Próbował dociekać, dlaczego odrzuca jego zaloty, lecz niczego
się nie dowiedział. Czasem podkreślała, że ma przed sobą
studia, że jest zajęta, bo jednocześnie pracuje. A tak w ogóle
chciałaby wiedzieć, co on w niej widzi, ale takiego pytania
oczywiście nie mogła zadać. Któregoś popołudnia chłopcy
przywieźli aparat fotograficzny i robili zdjęcia. Dużo zdjęć.
Stefania chowała się za Noemi, nie chciała, by jej zdjęcia były
w obcych rękach. Mimo oporu Liam wyciągnął ją na chwilę na
słońce, by mieć na zdjęciu wyraźnie widoczną, roześmianą,
radosną twarz swojej wybranki. Akurat aparat trzymał Olof i
odważył się pstryknąć kilka zbliżeń twarzy Stefani.
Dziewczyna wpadła w szał! Z wielkim trudem Viggo ją ugłaskał.
I tak dobrze, że profesor nie widział jej na słońcu. Było to
tylko kilka chwil i to w popołudniowym słońca, ale zawsze.
W najbliższych dniach Liam trzymał się jeszcze bliżej
Stefanii, o ile to w ogóle było możliwe. Brał ją za rękę,
gładził po ramieniu, usiłował objąć choć na chwilę. Miał
słowa przeznaczone tylko dla niej. Nie odpychała go. Raz czy dwa
miała ochotę nawet wtulić w te szerokie, sine ramiona Szweda i
myślała o tym, jakby to było doświadczyć jego pocałunków,
dać się zauroczyć, „odpłynąć”...
- Dlaczego ty
nie masz chłopaka? - dociekała Noemi.
- Nikt się we mnie
nie zakochał. I ja też w nikim – odpowiedziała, ale w myślach
zobaczyła twarz Marka. Dawno go nie wspominała. I dobrze.
Przecież on miał swoją Lindę. A i ona go ledwie lubiła.
Miłości w tym nie było – podkreśliła z całą mocą w
myślach.
- To dlaczego odtrącasz Viggo, a teraz Liama?
- Nie chcę się wiązać z żadnym obcokrajowcem.
-
Przecież mogłabyś trochę poflirtować. Nie musi być od razu
miłość aż po grób. Ja trochę flirtuję, po prostu to lubię.
- Nie, to nie dla mnie. Ja nie umiem tak jak ty.
-
Thorsten prosił, abym cię namówiła na wycieczkę aż nad morze.
Jest tu mnóstwo pięknych zatoczek, urokliwych krajobrazów i w
ogóle. Ja bez ciebie nie pojadę.
- A nasze blizny?
Przecież ma być zero słońca! Profesor by się wściekł!
- Oczywiście wyjazd tylko za jego zgoda, pod koniec twojego
pobytu. Pogadam z profesorem, co? Zostanę sama i co będę robić
bez ciebie? A Liam to już z całą pewnością nie będzie
przyjeżdżał.
- Nie, Noemi. Nie chcę.
- Ależ ty jesteś oporna!
- Profesor mówił, że będę
miała jeszcze jakieś naświetlania specjalną lampą. Nie chcę
zepsuć całej kuracji. Muszę się bezwzględnie dostosować.
- Wszystkie dziewczyny z Polski są takie?
- Nie mam
pojęcia! - Stefania zaśmiała się głośno. - Nie sadzę, aby
wskakiwały chłopakom od razu do łóżka. Ale takie łatwiejsze
zapewne też są. Mam przyjaciółkę Adę. Właśnie poroniła
upragnione dziecko, zaś ślubu nie ma. Za to jest wielka miłość.
Ja jeszcze żadnego chłopaka nie kochałam. Ale i mnie nikt nie
kochał. Mam czas. Tyle, że po tym wypadku pewnie nie znajdę
łatwo narzeczonego. Muszę się z tym pogodzić. Może nawet w
ogóle nie wyjdę za mąż, bo żaden nie będzie mnie chciał.
- Przecież jesteś śliczną dziewczyną!
- Z twarzą
pełną blizn. Gdzie tu śliczność? Daj spokój, Noemi. Lepiej
przygotować się na najgorsze. Ja chodzę po ziemi, bez bujania w
obłokach.
- To ja nie rozumiem, dlaczego Liam ci nie
pasuje. Przecież to bardzo fajny chłopak.
- A co ty o
nim wiesz? Znasz jego rodzinę? Wiesz chociaż, gdzie pracuje?
- A co cię obchodzi jego rodzina? Przecież gdyby doszło do
ślubu – to z nim, a nie z rodziną! - zdumiała się Noemi. -
Chyba prowadzi jakiś hotel, ale nie jestem pewna.
Na
drugi dzień Liam powiedział Stefci na ucho, że się zakochał w
niej bez pamięci, że nie wyobraża sobie bez niej życia. „Kocham
cię, dziewczyno. Kocham.” - powtarzał do ucha na tyle głośnym
szeptem, że i inni słyszeli. A Stefania skamieniała i przez
kilka chwil nie mogła wydobyć z siebie głosu. Po raz pierwszy
ktoś powiedział, że ją kocha. Popatrzyła w oczy Liama z
niedowierzaniem, bo może się przesłyszała, a może Liam
żartuje, a może to ona straciła kontakt z rzeczywistością.
Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, ale zamiast śmiechu pojawiły
się łzy i rozpłakała się tak, że nie mogła już powstrzymać
emocji. Zawstydziła się tych łez. Wiedziała, że dla innych są
niezrozumiałe, dlatego nagle, bez pożegnania, uciekła do swego
pokoju.
- Czy ja jej coś zrobiłem? Czy ja ją
skrzywdziłem? O co tutaj chodzi? - dopytywał się zupełnie
zdezorientowany chłopak. - Noemi, idź do niej, dowiedz się,
wytłumacz mi jakoś...
- Tu nie ma co tłumaczyć. Jedźcie
już. Do jutra jej przejdzie – zapewniła Francuzka, ale Liam
upierał się, że musi jeszcze dziś zobaczyć Stefanię.
- Czy coś się stało? – zapytał profesor pojawiając się
niespodziewanie między młodymi. „Tak już miał” - pojawiał
się w najmniej oczekiwanych momentach. Nikt mu nie odpowiedział.
Nagle z wielkim zainteresowaniem oglądali swoje buty albo odległy
krajobraz, już niknący w nastającej szarości. - Proszę na
chwileczkę do mnie – zwrócił się do Noemi.
Jednakże
Noemi okazała się lojalna i nie zdradziła szczegółów zajścia.
Twierdziła, że nie wie. Ot, po prostu Steffi nagle zakręciła
się na pięcie i pobiegła bez wyjaśnienia do siebie. Chyba do
siebie. Tego Noemi nie była pewna.
- Jeśli nie dowiem się
prawdy będę musiał tym panom zabronić pojawiać się w klinice.
Czy któryś z nich powiedział coś przykrego naszej Stefci? -
zagroził profesor.
- Nie wydaje mi się. Może musiała do
toalety?
- A ci panowie czego chcą?
- Chyba się
zakochali. Jeden we mnie, a drugi w Steffi.
- No, jeszcze
amory tu nam potrzebne, na miłość boską! - zdenerwował się
profesor. - Niech pani odeśle ich jakoś do domu i niech nie
przyjeżdżają tu tak często.
- Ale oni muszą! To my zaraz
odjeżdżamy do domów, a Steffi nie chce jechać z chłopakami na
wycieczkę.
- Chyba zaprzestanę przyjmować młodych do
kliniki.
- Mogę już odejść?
Profesor z hurkotem
przestawił krzesło i skinął ręką pozwalając Noemi odejść.
Jego wzburzenie sięgnęło zenitu! Stefania była pod szczególną
opieką. Nikim więcej aż tak by się nie przejął. I co gorsza -
nie umiał podjąć decyzji – iść do dziewczyny od razu, czy
zostawić sprawę własnemu biegowi. Zostawi. Ale tylko do jutra. A
tych Szwedów przepędzi na cztery wiatry! Jeszcze będą mu
bałamucić najważniejszą kuracjuszkę!
c.d.n.
fot. własne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz