STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz.11. Październik 1974. Kamil Krawiec
– Kraków
- Kamil! - ucieszył się Marek i poderwał z
krzesła. Panowie wymienili uściski i poklepali wzajemnie po
ramionach. - Siadaj – zaprosił. Jednak gość patrzył ciekawie na
Stefanię i wcale z siadaniem się nie spieszył. - To jest Kamil
Krawiec, mój kolega od czasów podstawówki. A to Stefania Żak,
moja droga przyjaciółka – przedstawił ich sobie Marek.
Przybyły najpierw ucałował rękę Stefanii i dopiero później
usiadł dokładnie na wprost niej.- Mam do ciebie zawodową sprawę –
powiedział do Marka, nie spuszczając oczu z dziewczyny.
-
Możesz śmiało mówić – zachęcił go Marek.
- Sprawa na
teraz jest krótka: potrzebuję cię, powiedzmy, na dwie-trzy godziny
w moim kantorku. Dostałem przesyłkę z dalekiego kraju i trzeba
zadbać o to, by urząd skarbowy niczego się nie czepiał. -
Wreszcie przestał patrzeć na Stefanię.
- W niedzielę? -
zapytał Marek.
- Mnie pasuje. Może koło piętnastej?
- To jesteśmy umówieni. A teraz mów co u ciebie – poprosił
Marek, lecz zamiast dopuścić do głosu kolegę, zwrócił się do
Stefci: - Kamil jest damskim fryzjerem, a nie krawcem, jakby to
sugerowało nazwisko. Ma duży salon na dziewięć stanowisk i
ustaloną renomę. Kobiety stoją w kolejce do niego, choć sam
czesze jedynie nieliczne. Polecam ci jego usługi, zapewniam, że
wyjdziesz zadowolona! Ale... czy mogę was zostawić na chwilę
samych? Kamilu, zaopiekujesz się moją dziewczyną?
Po
plecach Stefanii przebiegł dreszcz - „moją dziewczyną”?
- Jasne, leć. Będzie mi bardzo miło potowarzyszyć Stefii i
odpędzać ewentualnych rywali – zgodził się ochoczo Kamil.
Uśmiechał się przy tym bardzo sympatycznie. A gdy Marek odszedł,
dodał ściszając głos: - Jestem gejem, więc mnie się nie
obawia.
Stefania zaniemówiła. W tamtych czasach nie mówiło
się tak wyraźnie o swoich „preferencjach seksualnych”. Patrzyła
na Kamila zdumiona, z lekko otwartymi ustami.
- To nie ja
wybierałem. Taki już się urodziłem. Nieważne – zakończył
Kamil i lekko machnął dłonią.
- A ja nie jestem
dziewczyną Marka – sprostowała Stefania, aby tylko cokolwiek
powiedzieć.
- To źle. Marek jest wspaniałym facetem. Warto
w niego zainwestować uczucia. On twierdzi, że dziewczyny nie chcą
go z uwagi na jego kolor włosów. A co ty o tym myślisz?
-
Tak szczerze?
- Tak bardzo szczerze.
- To
zachwycający odcień. Mnie jego włosy bardzo się podobają. Ale on
chyba w to nie wierzy. Kiedyś mu radziłam, by zrobił sobie po
kilka pasemek w brązie i w bardzo rozbielonym złocie. Wydaje się,
że puścił to mimo uszu.
- O, to ty! Nie, nie puścił mimo
uszu. Przyszedł z tym do mnie, a ja mu odradziłem. Włosy Marka są
bardzo delikatne, mięciutkie i puszyste. Po co niszczyć coś, co
jest idealne? A jakie są twoje? - niespodziewanie wyciągnął rękę
przez stół, chcąc dotknąć włosów Stefanii, ale ona gwałtownie
odchyliła się mocniej do tyłu. - Co jest? Nie bój się.
- Przepraszam – szepnęła zawstydzona. - To taki odruch.
-
Dlaczego odruch? - nie ustępował Kamil.
Stefania spojrzała
najpierw w stronę toalet – nie, Marka jeszcze nie było widać, i
uniosła nieco włosy znad czoła. A później odsunęła włosy z
lewego policzka, tylko na chwilę. „O matko, co ja robię? Przecież
to jest zupełnie obcy facet! Poznałam go piętnaście minut temu!”.
Jednak już było za późno.
- To widok między nami. Marek
tego nie widział – szepnęła przejęta.
- Słowo.
Tajemnica. Ale daj mi dotknąć swoje włosy. - Wstał i podszedł do
Stefani z tyłu, przesypał włosy kilka razy między palcami, a
potem wrócił na swoje miejsce. - Masz piękne włosy, ale ostatnio
są wyraźnie zaniedbane. Brakuje im lekkości i puszystości. Są
zbyt suche, a suche stają się łamliwe. To uczesanie wcale do
ciebie nie pasuje, ale przynajmniej rozumiem dlaczego. Muszę to
przemyśleć.
Herbata już dostatecznie przestygła i
Stefania ukryła się za szklanką. Miała ochotę wygadać się,
wyżalić, chociaż wiedziała, że to nie był ten mężczyzna i nie
był odpowiedni moment. Czuła, jak oczy zdradziecko napełniają się
łzami. Nie może płakać! Nie tu i nie teraz! Do wyżalania się
miała ojca. Albo stryja Belę. Chociaż ostatnio ojcu się wcale nie
żaliła z uwagi na jego serce. A stryj? Cóż? Nie zawsze był
dostępny. Ostatnio znów zniknął na kilka miesięcy. Był
korespondentem wojennym, pisał reportaże o odległych światach, a
nawet wydał trzy powieści historyczne i czwartą o czasach II wojny
światowej - „Być bogiem wojny” - która przyniosła mu sławę
i pieniądze, przetłumaczono ją na kilkanaście języków. Miał
napisać dalszy ciąg, z nieznanego powodu nigdy tego nie zrobił.
Dobrą prasę miały też jego reportaże, które oprócz druku w
periodykach, zostały wydane w kilku niewielkich zbiorkach i
momentalnie zniknęły z półek księgarń.
Do domu! „Chcę
jak najszybciej zamknąć się w swoim pokoju!”. Zamrugała
powiekami by odpędzić zbliżającą się „powódź”. Nie może
się tak rozklejać. Nie ma powodu! I gdzie jest Marek?
A
Marek właśnie wracał. Uśmiechnął się, gdy tylko ich spojrzenia
się spotkały. Marek usiadł, a Kamil wstał. I zaraz usiadł z
powrotem.
- Rozumiem, że jesteśmy bankowo umówieni na
niedzielę? - upewnił się zwracając do Marka. Jednocześnie z
kieszeni skórzanej marynarki wyjął wizytówkę i długopis. Na
odwrocie coś napisał. - A tobie najbliższa środa będzie
odpowiadać? - teraz patrzył na Stefanię. - Może być godzina
szesnasta? To będę na ciebie czekać. Tu masz wszystko, adres i
telefon. I proszę, abyś mi zaufała. To trzymajcie się moi mili. -
Podał rękę obojgu, całując przy tym Stefanię.
Kiedy
odszedł, Stefania cicho powiedziała, że chce do domu.
-
Zabiorę cię najpierw do mnie – odpowiedział Marek.
-
Absolutnie nie! Jestem zmęczona. Muszę do siebie.
- Jak
sobie życzysz, moja księżniczko. Ale wieczór dopiero się
zaczyna...
- Marku...
- Dobrze, już dobrze. Do
ciebie.
Wydawało się, że od tej pory będą się spotykać,
umawiać, może zostaną parą. Marek sam zaproponował, że
przyjedzie po Stefanię, kiedy ta zakończy swoją środową wizytę
w salonie Kamila. Lecz w drodze po Stefanię zepsuło mu się auto i
w pierwszej kolejności musiał na warsztat. Wprawdzie powiadomił o
tym, jednakże zrobiło się jakoś niesmacznie. I kiedy telefonował
na stancję, Stefania poprosiła dziewczyny, aby mówiły, że jej
nie ma.
Natomiast Kamil rzeczywiście przywrócił blask
włosom dziewczyny. Odwiedzała go teraz dość systematycznie.
Jednak nowej fryzury nie udało się wymyślić. Miała nadzieję, że
za rok lub dwa ta najgorsza blizna będzie mniej widoczna, a
przynajmniej da się łatwiej ukryć pod kosmetykami. Dzięki
Kamilowi miała też wiadomości niejako z pierwsze ręki o Marku.
Podobno znów spotykał się z Lindą. Mówiło się o ślubie na
wiosnę. Od tej nowiny Stefania już nigdy więcej o Marka nie
zapytała. Kamil sam z siebie powiedział jej, że na Boże
Narodzenie para wyjechała w Alpy. „No i bardzo dobrze” - mówiła
w duchu sama do siebie, ale było jej bardzo przykro. Dwa razy była
z Adą na pieczarkach w Witka, oprócz smacznego jedzenia i uśmiechu
właściciela nic się tam nie wydarzyło. W gruncie rzeczy Stefania
nie była nawet pewna, czy Witek ją rozpoznał.
c.d.n.
fot. własne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz