środa, 9 lutego 2022

Cz. 18. Lato 1975 r. Liam. Rozmowy. Miłość.

 



STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żkukrowska

Cz. 18. Lato 1975 r. Liam. Rozmowy. Miłość.

Następnego dnia miała zabieg z profesorem. Na twarzy nie było już śladu łez i profesor zrezygnował z pytań, chociaż go korciło...
Natomiast Stefania zastanawiała się – co dalej, jeśli chodzi o Liama. Jak ma się zachować? Co mówić? Czy zgodzić się bodaj na wycieczkę? Nie wiedziała.
Liam oczywiście przyjechał. On samochodem, a przyjaciele motocyklami. Stała w oknie i patrzyła, jak dołącza do nich Viggo. Nie uciekła od okna, nawet gdy zobaczyła, że Liam patrzy w jej stronę. Pomachała mu ręką. Odpowiedział szerokim uśmiechem i gestami zaprosił ją do towarzystwa. Twarz piekła ją po zabiegach mimo warstwy kremów, nie chciało się jej wychodzić. „Ale i tak mi nie odpuszczą!” Pokręciła przecząco głową. Na ich gwałtowną gestykulację w końcu pokazała, że zejdzie na dół. W jadalni nadal grała muzyka i kilka starszych osób tańczyło. Noemi na razie nie było widać, jednak gdy chłopcy pojawili się na tarasie – ona także sfrunęła do nich ustrojona w lekką zwiewną sukienkę. Stefania nie miała takich śliczności w swojej garderobie, ani tu, ani w Polsce. Pomyślała, że musi kupić sobie coś podobnego, o ile to tylko będzie na jej kieszeń. W zasadzie czuła się bogaczką – jeszcze nigdy nie miała przy sobie tyle dolarów. Chyba będzie mogła kupić wszystko, co już wcześniej zaplanowała. Teraz musi w banku wymienić pieniądze na szwedzkie korony. Stała oparta o balustradę i zapatrzona w nieodległy las. Młodzi żartowali i śmiali się trochę za głośno, za hałaśliwie, jakby chcieli zwrócić na siebie uwagę. Liam podszedł i położył rękę na jej ramionach. Odwróciła się ku niemu zaskoczona. Pocałował ją delikatnie w policzek. Jakoś nie przeszkadzała mu warstwa leczniczego kosmetyku.
- Czy nadal jesteś zestresowana? - zapytał cicho.
- Nie. Już wszystko dobrze. A co u ciebie?
- Sam nie wiem. Muszę lecieć do Włoch, a wcale mi się to nie uśmiecha.
- Dlaczego musisz?
- Nie powiedział ci nikt? Jestem hotelarzem. Stawiamy teraz hotel nad Adriatykiem. Muszę tam polecieć, by dopilnować części robót. Leć ze mną.
- Nie polecę nigdzie na słońce. Nie w tym roku. Ale nawet pomijając moje blizny – i tak bym nie poleciała. Czeka na mnie rodzina. Prawie cały rok byłam w Krakowie i wcale nie miałam dla niej czasu.
- Jaka rodzina? Masz męża i dzieci? - nastroszył się zaskoczony jej słowami.
- Nie. Rodzina to ojciec, babcia i brat.
Odetchnął z wyraźną ulgą. - Nic o sobie nie wiemy.
- Sam widzisz.
- Ale do tego trzeba razem być. I rozmawiać. Rozmawiać. Rozmawiać. A ja na dodatek słabo mówię po angielsku. Znam włoski, hiszpański i francuski, kiedyś zahaczyłem nawet o niemiecki, a z angielskim jakoś tak... Chyba trochę zabrakło i chęci, i czasu, teraz jednak muszę się w angielskim też podciągnąć z uwagi na tę budowę. Chodzi tu raczej o słownictwo zawodowe, takie bardziej budowlane. Muszę się nauczyć, nie mam wyjścia. Już nawet znalazłem lektora.
Potem opowiadał o rodzinie – rodzicach, dwóch siostrach i bracie, o dziadkach ze strony ojca, o swoich hotelach (w Szwecji miał dwa, plus niby-hotel gdzieś nad jeziorem, na północy kraju, taka przystań dla wędkarzy). Opowiadał o swoich osiągnięciach, ale i o przygodach, o przyjaciołach i wyprawach z nimi. Zwiedził już prawie całą Europę, jednakże w Polsce nie był. Za to znał kilka słów po polsku – dobra wódka, na zdrowie, daj buzi, podobasz mi się, cholera i kilka mocniejszych przekleństw.
Nagle Olof powiedział coś po szwedzku, Liam zmarszczył się i ostro odpowiedział, a śmiech kolegów ustał, jak nożem ciął. Stefania popatrzyła na niego pytająco. Pokręcił przecząco głową i dopiero po chwili skomentował:
- To było grubiaństwo. Wielki nietakt. Nie będę tłumaczył.
Uśmiechnęła się do niego, na znak, że rozumie. Przez jakiś czas stali obok siebie milcząc. Liam ciągle trzymał rękę na jej ramionach. Chwilami poruszał palcami, a ją przebiegało drżenie.
- Masz w Polsce chłopaka? - zapytał urywanym głosem.
- Nie. - Odpowiedziała spokojnie, a ponieważ on milczał – dodała: - Kto by mnie chciał z taką pociętą twarzą?
- No co ty też opowiadasz! - Lam aż się zdenerwował! - Jesteś bardzo ładna i tylko ostatni ślepiec tego nie zauważy.
- Liam, oprzytomniej. Mam zniszczoną twarz. Może za jakieś dziesięć lat będzie to mało widoczne, ale nie dziś. Profesor Kiljan robi co może, przecież jednak nie jest cudotwórcą!
- A ja myślę, że nie widzisz tego, co powinnaś widzieć. Jeśli się kocha to kreska tu, kreska tam wcale nie mają znaczenia! A ty jesteś śliczna. Po prostu śliczna. Ja to widzę i bardzo cię kocham.
- Kochasz mnie za moją urodę?
Liam drugą ręką uniósł jej twarz odrobinę do góry i przez dłuższą chwilę patrzył w oczy.
- Nie. Spodobałaś mi się i być może twoja uroda miała na to wpływ. Ale tak naprawdę, to nie wiem, dlaczego cię kocham. Od razu, od pierwszego spojrzenia zapadłaś w mojej serce tak, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Kocham cię. Może nie istnieje żaden powód takiej miłości. Zobaczyłem, dojrzałem coś w twoich oczach, a moje serce poczuło, że tylko ty. Miłość weszła w moje życie nie pytając mnie o zgodę.
Stefania stała zahipnotyzowana. Usiłowała się odsunąć od Liama, ale to okazało się niemożliwe. Przygarnął ją do siebie i ucałował jej oczy. A ona poczuła, jak uginają się pod nią nogi. Kolana nagle były miękkie jak z waty. Musiała się oprzeć o Szweda!
- Chciałbym choć przez kilka godzin mieć cię na wyłączność – powiedział Liam i szybko dodał coś po szwedzku. Nie przetłumaczył, a ona nie zapytała.
Podeszła do nich Noemi z zaczęła żartować na temat zakochanych, Stefania nie do końca rozumiała te żarty. Natomiast zwróciła uwagę na ręce dziewczyny – ubrane w długie, kremowe rękawiczki, sięgające niemal do ramion. Cieniutkie.
- Chyba przełom – odpowiedziała na pytający wzrok Stefani. - Zasmarowano mnie jakimiś maściami i już dziś nie wolno mi moczyć rąk. Coś się dzieje. Och, gdyby to mi pomogło!
- Przecież widać, że się wszystko goi, że blizny stają się mniej widoczne.
- O tam! Właściwie tylko pocieszam się tym, że będę mogła występować w rękawiczkach. Każę sobie uszyć takie z odsłoniętymi palcami. Moja matka jutro ma przyjechać, już się cieszę na jej odwiedziny, ona mi w tym pomoże.
Przed snem Stefcia długo oglądała swoją twarz w lustrze. Jej złamany nos zrósł się idealnie i jedynie pod dotykiem czułego opuszka można było wyczuć minimalne zgrubienia. Cięcie na policzku ciągle było różową blizną, w tej chwili grubości nitki, ale jednak. Na czole blizna była też różowa i nawet nieco grubsza niż ta na policzku. Najlepiej wyglądała różowo-biała kreska przy samych włosach, natomiast jej „zakrętas” na szczęce był tragicznie brzydki, najgrubszy, różowo-siny. Nawet w niej samej budził odrazę. Połamany wtedy nadgarstek dawał o sobie znać bólem przed każdą zmianą pogody, więc co z tego, że lekarz zapewniał, iż ma teraz rękę silniejszą niż przed złamaniem? Na żebrach miała też dwa zgrubienia, ale tu przynajmniej skóra nie została przecięta. Jednak wewnątrz coś było źle, bo ból pojawiał się gdy tylko założyła wysokie obcasy. Albo gdy chciała coś ciężkiego dźwignąć. Jednak to był najmniejszy problem. Twarz. Pocięta i w brzydkich bliznach... Zniszczona...
Co ten Liam w niej zobaczył?
A co ona widziała w lustrze...? Naga rozpacz!

c.d.n.
fot. własne



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz