niedziela, 6 lutego 2022

Cz.15. Lato 1975r. Klinika i szwedzka młodzież

 




STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

Cz.15. Lato 1975r. Klinika i szwedzka młodzież

Szwecja powitała Stefanię deszczem i porywistym wiatrem. Taka pogoda utrzymywała się przez kilka pierwszych dni, a później słonecznie wypiękniała i aż ciągnęło na spacer. Jednakże Stefania miała zakaz wszelkiego słońca. Początkowo nawet wiatr nie był dla niej wskazany. Sam profesor Kilian pracował nad jej twarzą zazwyczaj przez godzinę, a nawet dwie dziennie. Robił kilkuminutowe przerwy, by dać odpocząć swoim rękom i Stefani pozwolić na rozluźnienie. Od razu powiedział, że do tego zabiegu nie może znieczulać jej skóry, albowiem musi wychwycić każdą oznakę bólu, co nie znaczy, że ból będzie duży. A po zabiegu masaż całego ciała, nie tylko twarzy. W ten sposób pierwsze dni były niezbyt przyjemne. Później był tydzień przerwy od maszyny i ponownie złuszczanie naskórka na bliznach. Kremów było dużo, często zmienianych na inne „mazidło”. Twarz początkowo aż piekła, mimo obfitego nawilżania. Profesor stwierdził, że ostatnio skóra Stefanii miała za dużo słońca.
- W ubiegłym roku byłam nad morzem – przyznała się Stefcia. Ale chroniłam się przed słońcem!
- Ja jednak czuje tę niedobrą zmianę. Proszę latem między godziną dziewiątą rano a dziewiętnastą nie wychodzić z domu. Oczywiście gdy będzie słonecznie. W razie konieczności proszę chronić twarz dużym rondem kapelusza albo parasolką. W pani wypadku to absolutna konieczność. Inaczej moja praca pójdzie na marne. A dietę pani stosuje?
- Tak, panie profesorze. I to bardzo rygorystycznie.
- Całe szczęście. To porzekadło, że jesteśmy tym, co jemy, choć niby głupio brzmi, jest jednak najprawdziwszą prawdą.
Zmieniły się nieco zwyczaje w klinice. W pół godziny po kolacji w jadalni zaczynały się tańce przy ściszonej, romantycznej muzyce z płyt winylowych. Profesor zalecał to jako uzupełniającą terapię. Rzeczywiście nastrój był zdecydowanie milszy i swobodniejszy niż na dwóch pierwszych turnusach Stefci. Ludzie łatwiej się ze sobą porozumiewali, chętniej zawierali nowe znajomości. Stefania zakumplowała się z Noemi – Żydówką z Francji. Były w zbliżonym wieku. Noemi bardzo swobodnie mówiła po angielsku, Stefania prosiła ją czasem, by mówiła nieco wolniej, bo nie nadąża. W ciągu tego pobytu jej znajomość języka angielskiego bardzo się pogłębiła, ale nadal chodziła wszędzie ze słownikiem w ręku. Razem z Noemi spędzały dużo czasu i wówczas gadały, gadały, gadały... i to wyłącznie po angielsku! Często dołączał do nich Szwed Viggo. Gołym okiem widać było, że jest zainteresowany Stefanią, w związku z czym Noemi chciała zostawiać ich samych. Jednakże Stefcia wcale sobie tego nie życzyła, choć chłopak się jej podobał. Przekonała Noemi by trwała przy niej, a Viggo nie odpuszczał zalotów mimo obecności drugiej dziewczyny. Zaś Noemi, nie krępując się chłopakiem, opowiadała o swoich romansach, a w szczególności o ostatnim amancie, właściwie narzeczonym - bo była zaręczona.
- Muszę z nim zerwać – oświadczyła któregoś popołudnia. - Chyba już go nie kocham. Kiedyś był szczupły, a teraz strasznie przytył. Taki kloc się z niego zrobił.
- Bambaryła – powiedziała po polsku Stefcia.
- Bam-ba-ry-la? - przesylabizowała Noemi. - Co to znaczy?
Stefania wyjaśniła, a Noemi zaśmiewała się do łez.
- Muszę to zapamiętać. Bam-ba-ryla! Wspaniale! Ja mu mówiłam, że się strasznie zapasł i musi coś z tym zrobić, ale on to zlekceważył. Nie chcę mieć męża grubasa. Nie i już!
- Może to chorobowe – podsunęła Stefania.
- Jakie chorobowe? Jakie chorobowe? Zaczął żreć bez opamiętania. Zupełnie jak jakieś tuczne zwierzę! Lepiej się obejrzę za jakimś Szwedem, skoro mam tu być ponad dwa miesiące. Oni kochają sport i niemal wszyscy są szczupli.
- Ale o nas krąży zła opinia, że my to tacy egocentrycy, że nie jesteśmy dość mili dla dziewczyn, a nawet, że jesteśmy straszni skąpcy – wtrącił się Viggo.
- Zapewne są wyjątki. Będę szukała wyjątku – podchwyciła Noemi.
Stefania na wszelki wypadek milczała, bo i ona słyszała od koleżanek takie złe opinie. I o wiele gorsze o Szwedkach, że straszne z nich brudaski. Koleżanka, która przyjeżdżała na wakacje sprzątać w szwedzkich domach mówiła, że tak zapuszczonych mieszkań to w Polsce ona nigdy nie widziała. Mogło być bardzo biednie, ale zazwyczaj czysto.
- Podobno Szwedzi dość łatwo rozstają się ze swoimi paniami. Dwa-trzy lata i rozwód – mówiła dalej Francuzka. - Ty Steffi musisz uważać. Moment, a zostajesz z brzuchem, a nawet z dwójką lub trójką dzieciaków i radź sobie sama! Szwedzi lubią mieć duże rodziny. Ale dbanie o nie ogranicza się do dawania pieniędzy.
- Chyba trochę przesadzasz – zbuntował się Viggo. - Nie jesteśmy gorsi ani lepsi od innych facetów.
- Tak, tak, tak! - pokiwała głową Noemi. - Chcecie mieć fajną żonkę, dużo dzieciaków i luz. A gdy fajna żona przestanie być fajna, to wynocha i szuka się następnej. Wiesz – zwróciła się do Stefanii – najgorsze jest to, że w wielu wypadkach oni tę dziewczynę wraz z dziećmi wywalają z domu. Facet mówi, że na przykład w sobotę będzie tu impreza i najlepiej by było, gdyby ona do tego czasu znikła. Zero taktu, zero godności. Liczy się tylko jego wygoda.
- To musiał być jakiś jednostkowy przypadek – znów zaprzeczył Viggo. - Troszczymy się o swoje dzieci.
- Ale o kobiety to już niekoniecznie! Także Steffi uważaj, lepiej się w Szwedzie nie zakochuj. To nie jest dobry materiał na męża, takiego co to aż po grób. I nie rozumiem, dlaczego o Szkotach mówi się, że są skąpi, skoro o wiele bardziej skąpi są Szwedzi. Wyobrażasz sobie taką sytuację – znów zwróciła się do Polki. - Jesteś zaproszona na imieniny. Kupujesz prezent i kwiaty. Idziesz. Jest uroczysta kolacja. A pod koniec kolacji pani domu zbiera do specjalnego koszyczka pieniądze od gości, powiedzmy po pięćdziesiąt koron, bo tyle ją kosztowała kolacja. I wszyscy płacą, uważają to za normalne! Idziesz z chłopakiem do baru i to on ciebie zaprasza, ale musisz za siebie zapłacić! Dla mnie to jest chore!
- Viggo, to prawda? - nie wytrzymała Stefania, a on ze smutkiem pokiwał głową.
- Nic na to nie poradzę – takie tu mamy obyczaje. - Niechętnie dzielimy się swoimi pieniędzmi. Mamy opiekuńcze państwo, mamy wysokie zarobki i każdego powinno być stać na takie utrzymanie. To nie jest nic specjalnego.
- I nie licz na to, że chłopak przyniesie ci upominek, albo chociaż głupie kwiaty. Skoro je lubisz – to sobie kup. Przecież cię na to stać – kontynuowała ze złością Noemi.
- Już nie wmawiaj mi, że Francuzi są tacy rozrzutni! - Viggo się wyraźnie zbuntował i wstał z leżaka.
- Siadaj – przytrzymała go za rękę Stefcia. - co będziesz robił sam w pokoju? Pogoda się poprawia. Może nawet jutro będzie słońce?
- U nas pogoda jest bardzo zmienna. Słońce, deszcz, porywisty wiatr – to wszystko możesz mieć jednego dnia. Patrz, tam chyba jest głowa łosia...
Ledwie pogoda się poprawiła, a do Viggo przyjechali w odwiedziny czterej koledzy – na dwóch wielkich czarnych motorach, sami w czarnych skórzanych strojach. Stefania widziała przez okno, jak ustawiali na parkingu maszyny, zdejmowali błyszczące kaski i rozpinali kurtki – już znów robił się upał. Siedzieli w cieniu drzewa (lipy?) na ławce na wprost pokoju Żakówny i rozmawiali o czymś z przejęciem. Śmiali się głośno, hałaśliwie, było ich słychać mimo zamkniętego okna. Mniej więcej po godzinie odjechali. Wrócili na drugi dzień w czwórkę, ale już bez tych skórzanych strojów, Viggo przyprowadził ich na północną werandę, gdzie w głębokim cieniu siedziały obie dziewczyny i jeszcze kilkoro kuracjuszy. Viggo przedstawił wszystkim swoich kolegów, Stefania miała problem z zapamiętaniem imion: Martinus, Olof, Liam i Thorsten. Liam od pierwszego spojrzenia świdrował ją wzrokiem. Młodzi rozsiedli się na leżakach w pobliżu i przerzucali się żartami po szwedzku, aż Noemi zwróciła im uwagę, wtedy przeszli na angielski. Rozmowa nieco spoważniała, bo Stefania zaczęła wypytywać ich o Szwecję, głównie o fiordy i o ewentualne stare miejsca kultu, czy w ogóle jakieś znają, czy byli tam, czy znają swoją historię. Liam wiedział najwięcej, ale za to najsłabiej znał język angielski, więc koledzy od czasu do czasu podrzucali mu brakujące słowa. Noemi starała się brylować, kokietowała wszystkich chłopaków! No i oczywiście padło, że muszą zabrać dziewczyny na wycieczkę. Na motorach. Stefania zdecydowanie odmówiła – nie pojedzie ani dziś, ani jutro, ani za tydzień. Profesor zabronił jej słońca. Nie ma mowy o żadnym wyjeździe (tym bardziej z obcymi – dodała w duchu). Liam bezceremonialnie przesadził Viggo na inne miejsce, bo chciał się znaleźć jak najbliżej upatrzonej dziewczyny. Czasem niby to w ferworze rozmowy dotykał jej ręki, ramienia, a raz odważył się na sekundę położyć dłoń na jej udzie. Mówiąc starał się patrzeć na nią. Stefania początkowo była tym skrępowana. Gdy zapytano o Polskę, o ciekawostki z jej kraju - z emfazą opowiadała głównie o Krakowie, ale nie tylko. Zapewniła przy tym, że polskie Tatry są najpiękniejsza – Liam obiecał, że przyjedzie i sprawdzi. Ale najpierw powinna zobaczyć szwedzkie góry.
- A ty będziesz moim przewodnikiem po Tatrach – oznajmił patrząc Stefanii w oczy.
- O, to jest całkiem niemożliwe. Za słabo znam góry. Wprawdzie szlaki są dobrze oznakowane, ale ja nie jestem dostatecznie obeznana z górami, by prowadzić.
- Ale po tym swoim Krakowie to mnie oprowadzisz? I jak się nazywał ten zamek królów?
- Wawel.
- Wawel. Czy to coś znaczy? Czy to się jakoś tłumaczy? Od czego to słowo pochodzi?
Nie wiedziała i spiekła raka.
- Wszystko ci opowiem, jak już przyjedziesz – wybrnęła z sytuacji. „O Boże! Ja prawie nie znam historii Polski! Nigdy to mnie nie interesowało!”.
Gdy później zostały już tylko we dwie, Noemi powiedziała – Liam Rybbing się w tobie zakochał od pierwszego spojrzenia – podkreśliła nazwisko mężczyzny. - Trzeba przyznać, że to bardzo przystojni chłopcy. Mnie Thorsten wpadł w oko. Ale muszę pamiętać o moim nieszczęsnym narzeczonym. I zerwać z nim jak najszybciej. Jest Żydem, nawet obrzezanym, ale w gruncie rzeczy sam nie jest pewny swego pochodzenia. Wychował się we francuskiej rodzinie, jednak przypuszcza, że został adoptowany. Podobno ma w sobie coś z Włocha, Cygana, może nawet Greka. Taki dziwny konglomerat. Ale gra po mistrzowsku. Tylko teraz mnie to ogranicza. On chce, abym wszędzie z nim koncertowała, nawet jak ja już mam opracowaną trasę koncertową, to dla niego mam rezygnować, przekładać, odwoływać... Prawda, teraz nie wiadomo, czy jeszcze zagram, o ile w ogóle zagram. Nie mówiłam ci, ale mam uszkodzone dwa nerwy i nie wierzę, że z tym coś się da zrobić. Profesor Kilian obiecał mi konsultacje w szpitalu w Lung... Na razie i tak trzeba czekać.
Milczały dłuższą chwilę, każda na inny temat.
- Tak, są przystojni, ale mnie żaden Liam nie jest potrzebny – pierwsza odezwała się Stefcia.
- Mówiłaś, że nie masz chłopca.
- Bo nie mam. Ale wcale nie musi to być Szwed. Gustuję w Polakach. Sama mówiłaś, że Szwedzi to nie najlepszy gatunek na męża.
Obie wybuchły śmiechem.


c.d.n.
fot. wlasne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz