STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz.15. Lato 1975r. Klinika i szwedzka
młodzież
Szwecja powitała Stefanię deszczem i
porywistym wiatrem. Taka pogoda utrzymywała się przez kilka
pierwszych dni, a później słonecznie wypiękniała i aż ciągnęło
na spacer. Jednakże Stefania miała zakaz wszelkiego słońca.
Początkowo nawet wiatr nie był dla niej wskazany. Sam profesor
Kilian pracował nad jej twarzą zazwyczaj przez godzinę, a nawet
dwie dziennie. Robił kilkuminutowe przerwy, by dać odpocząć swoim
rękom i Stefani pozwolić na rozluźnienie. Od razu powiedział, że
do tego zabiegu nie może znieczulać jej skóry, albowiem musi
wychwycić każdą oznakę bólu, co nie znaczy, że ból będzie
duży. A po zabiegu masaż całego ciała, nie tylko twarzy. W ten
sposób pierwsze dni były niezbyt przyjemne. Później był tydzień
przerwy od maszyny i ponownie złuszczanie naskórka na bliznach.
Kremów było dużo, często zmienianych na inne „mazidło”.
Twarz początkowo aż piekła, mimo obfitego nawilżania. Profesor
stwierdził, że ostatnio skóra Stefanii miała za dużo słońca.
- W ubiegłym roku byłam nad morzem – przyznała się Stefcia.
Ale chroniłam się przed słońcem!
- Ja jednak czuje tę
niedobrą zmianę. Proszę latem między godziną dziewiątą rano a
dziewiętnastą nie wychodzić z domu. Oczywiście gdy będzie
słonecznie. W razie konieczności proszę chronić twarz dużym
rondem kapelusza albo parasolką. W pani wypadku to absolutna
konieczność. Inaczej moja praca pójdzie na marne. A dietę pani
stosuje?
- Tak, panie profesorze. I to bardzo
rygorystycznie.
- Całe szczęście. To porzekadło, że
jesteśmy tym, co jemy, choć niby głupio brzmi, jest jednak
najprawdziwszą prawdą.
Zmieniły się nieco zwyczaje w
klinice. W pół godziny po kolacji w jadalni zaczynały się tańce
przy ściszonej, romantycznej muzyce z płyt winylowych. Profesor
zalecał to jako uzupełniającą terapię. Rzeczywiście nastrój
był zdecydowanie milszy i swobodniejszy niż na dwóch pierwszych
turnusach Stefci. Ludzie łatwiej się ze sobą porozumiewali,
chętniej zawierali nowe znajomości. Stefania zakumplowała się z
Noemi – Żydówką z Francji. Były w zbliżonym wieku. Noemi
bardzo swobodnie mówiła po angielsku, Stefania prosiła ją czasem,
by mówiła nieco wolniej, bo nie nadąża. W ciągu tego pobytu jej
znajomość języka angielskiego bardzo się pogłębiła, ale nadal
chodziła wszędzie ze słownikiem w ręku. Razem z Noemi spędzały
dużo czasu i wówczas gadały, gadały, gadały... i to wyłącznie
po angielsku! Często dołączał do nich Szwed Viggo. Gołym okiem
widać było, że jest zainteresowany Stefanią, w związku z czym
Noemi chciała zostawiać ich samych. Jednakże Stefcia wcale sobie
tego nie życzyła, choć chłopak się jej podobał. Przekonała
Noemi by trwała przy niej, a Viggo nie odpuszczał zalotów mimo
obecności drugiej dziewczyny. Zaś Noemi, nie krępując się
chłopakiem, opowiadała o swoich romansach, a w szczególności o
ostatnim amancie, właściwie narzeczonym - bo była zaręczona.
- Muszę z nim zerwać – oświadczyła któregoś popołudnia. -
Chyba już go nie kocham. Kiedyś był szczupły, a teraz strasznie
przytył. Taki kloc się z niego zrobił.
- Bambaryła –
powiedziała po polsku Stefcia.
- Bam-ba-ry-la? -
przesylabizowała Noemi. - Co to znaczy?
Stefania wyjaśniła,
a Noemi zaśmiewała się do łez.
- Muszę to zapamiętać.
Bam-ba-ryla! Wspaniale! Ja mu mówiłam, że się strasznie zapasł i
musi coś z tym zrobić, ale on to zlekceważył. Nie chcę mieć
męża grubasa. Nie i już!
- Może to chorobowe – podsunęła
Stefania.
- Jakie chorobowe? Jakie chorobowe? Zaczął żreć
bez opamiętania. Zupełnie jak jakieś tuczne zwierzę! Lepiej się
obejrzę za jakimś Szwedem, skoro mam tu być ponad dwa miesiące.
Oni kochają sport i niemal wszyscy są szczupli.
- Ale o
nas krąży zła opinia, że my to tacy egocentrycy, że nie jesteśmy
dość mili dla dziewczyn, a nawet, że jesteśmy straszni skąpcy –
wtrącił się Viggo.
- Zapewne są wyjątki. Będę szukała
wyjątku – podchwyciła Noemi.
Stefania na wszelki wypadek
milczała, bo i ona słyszała od koleżanek takie złe opinie. I o
wiele gorsze o Szwedkach, że straszne z nich brudaski. Koleżanka,
która przyjeżdżała na wakacje sprzątać w szwedzkich domach
mówiła, że tak zapuszczonych mieszkań to w Polsce ona nigdy nie
widziała. Mogło być bardzo biednie, ale zazwyczaj czysto.
- Podobno Szwedzi dość łatwo rozstają się ze swoimi paniami.
Dwa-trzy lata i rozwód – mówiła dalej Francuzka. - Ty Steffi
musisz uważać. Moment, a zostajesz z brzuchem, a nawet z dwójką
lub trójką dzieciaków i radź sobie sama! Szwedzi lubią mieć
duże rodziny. Ale dbanie o nie ogranicza się do dawania pieniędzy.
- Chyba trochę przesadzasz – zbuntował się Viggo. - Nie
jesteśmy gorsi ani lepsi od innych facetów.
- Tak, tak,
tak! - pokiwała głową Noemi. - Chcecie mieć fajną żonkę, dużo
dzieciaków i luz. A gdy fajna żona przestanie być fajna, to
wynocha i szuka się następnej. Wiesz – zwróciła się do
Stefanii – najgorsze jest to, że w wielu wypadkach oni tę
dziewczynę wraz z dziećmi wywalają z domu. Facet mówi, że na
przykład w sobotę będzie tu impreza i najlepiej by było, gdyby
ona do tego czasu znikła. Zero taktu, zero godności. Liczy się
tylko jego wygoda.
- To musiał być jakiś jednostkowy
przypadek – znów zaprzeczył Viggo. - Troszczymy się o swoje
dzieci.
- Ale o kobiety to już niekoniecznie! Także Steffi
uważaj, lepiej się w Szwedzie nie zakochuj. To nie jest dobry
materiał na męża, takiego co to aż po grób. I nie rozumiem,
dlaczego o Szkotach mówi się, że są skąpi, skoro o wiele
bardziej skąpi są Szwedzi. Wyobrażasz sobie taką sytuację –
znów zwróciła się do Polki. - Jesteś zaproszona na imieniny.
Kupujesz prezent i kwiaty. Idziesz. Jest uroczysta kolacja. A pod
koniec kolacji pani domu zbiera do specjalnego koszyczka pieniądze
od gości, powiedzmy po pięćdziesiąt koron, bo tyle ją kosztowała
kolacja. I wszyscy płacą, uważają to za normalne! Idziesz z
chłopakiem do baru i to on ciebie zaprasza, ale musisz za siebie
zapłacić! Dla mnie to jest chore!
- Viggo, to prawda? - nie
wytrzymała Stefania, a on ze smutkiem pokiwał głową.
-
Nic na to nie poradzę – takie tu mamy obyczaje. - Niechętnie
dzielimy się swoimi pieniędzmi. Mamy opiekuńcze państwo, mamy
wysokie zarobki i każdego powinno być stać na takie utrzymanie. To
nie jest nic specjalnego.
- I nie licz na to, że chłopak
przyniesie ci upominek, albo chociaż głupie kwiaty. Skoro je lubisz
– to sobie kup. Przecież cię na to stać – kontynuowała ze
złością Noemi.
- Już nie wmawiaj mi, że Francuzi są
tacy rozrzutni! - Viggo się wyraźnie zbuntował i wstał z leżaka.
- Siadaj – przytrzymała go za rękę Stefcia. - co będziesz
robił sam w pokoju? Pogoda się poprawia. Może nawet jutro będzie
słońce?
- U nas pogoda jest bardzo zmienna. Słońce,
deszcz, porywisty wiatr – to wszystko możesz mieć jednego dnia.
Patrz, tam chyba jest głowa łosia...
Ledwie pogoda się
poprawiła, a do Viggo przyjechali w odwiedziny czterej koledzy –
na dwóch wielkich czarnych motorach, sami w czarnych skórzanych
strojach. Stefania widziała przez okno, jak ustawiali na parkingu
maszyny, zdejmowali błyszczące kaski i rozpinali kurtki – już
znów robił się upał. Siedzieli w cieniu drzewa (lipy?) na ławce
na wprost pokoju Żakówny i rozmawiali o czymś z przejęciem.
Śmiali się głośno, hałaśliwie, było ich słychać mimo
zamkniętego okna. Mniej więcej po godzinie odjechali. Wrócili na
drugi dzień w czwórkę, ale już bez tych skórzanych strojów,
Viggo przyprowadził ich na północną werandę, gdzie w głębokim
cieniu siedziały obie dziewczyny i jeszcze kilkoro kuracjuszy. Viggo
przedstawił wszystkim swoich kolegów, Stefania miała problem z
zapamiętaniem imion: Martinus, Olof, Liam i Thorsten. Liam od
pierwszego spojrzenia świdrował ją wzrokiem. Młodzi rozsiedli się
na leżakach w pobliżu i przerzucali się żartami po szwedzku, aż
Noemi zwróciła im uwagę, wtedy przeszli na angielski. Rozmowa
nieco spoważniała, bo Stefania zaczęła wypytywać ich o Szwecję,
głównie o fiordy i o ewentualne stare miejsca kultu, czy w ogóle
jakieś znają, czy byli tam, czy znają swoją historię. Liam
wiedział najwięcej, ale za to najsłabiej znał język angielski,
więc koledzy od czasu do czasu podrzucali mu brakujące słowa.
Noemi starała się brylować, kokietowała wszystkich chłopaków!
No i oczywiście padło, że muszą zabrać dziewczyny na wycieczkę.
Na motorach. Stefania zdecydowanie odmówiła – nie pojedzie ani
dziś, ani jutro, ani za tydzień. Profesor zabronił jej słońca.
Nie ma mowy o żadnym wyjeździe (tym bardziej z obcymi – dodała w
duchu). Liam bezceremonialnie przesadził Viggo na inne miejsce, bo
chciał się znaleźć jak najbliżej upatrzonej dziewczyny. Czasem
niby to w ferworze rozmowy dotykał jej ręki, ramienia, a raz
odważył się na sekundę położyć dłoń na jej udzie. Mówiąc
starał się patrzeć na nią. Stefania początkowo była tym
skrępowana. Gdy zapytano o Polskę, o ciekawostki z jej kraju - z
emfazą opowiadała głównie o Krakowie, ale nie tylko. Zapewniła
przy tym, że polskie Tatry są najpiękniejsza – Liam obiecał, że
przyjedzie i sprawdzi. Ale najpierw powinna zobaczyć szwedzkie
góry.
- A ty będziesz moim przewodnikiem po Tatrach –
oznajmił patrząc Stefanii w oczy.
- O, to jest całkiem
niemożliwe. Za słabo znam góry. Wprawdzie szlaki są dobrze
oznakowane, ale ja nie jestem dostatecznie obeznana z górami, by
prowadzić.
- Ale po tym swoim Krakowie to mnie oprowadzisz?
I jak się nazywał ten zamek królów?
- Wawel.
-
Wawel. Czy to coś znaczy? Czy to się jakoś tłumaczy? Od czego to
słowo pochodzi?
Nie wiedziała i spiekła raka.
-
Wszystko ci opowiem, jak już przyjedziesz – wybrnęła z sytuacji.
„O Boże! Ja prawie nie znam historii Polski! Nigdy to mnie nie
interesowało!”.
Gdy później zostały już tylko we dwie,
Noemi powiedziała – Liam Rybbing się w tobie zakochał od
pierwszego spojrzenia – podkreśliła nazwisko mężczyzny. -
Trzeba przyznać, że to bardzo przystojni chłopcy. Mnie Thorsten
wpadł w oko. Ale muszę pamiętać o moim nieszczęsnym narzeczonym.
I zerwać z nim jak najszybciej. Jest Żydem, nawet obrzezanym, ale w
gruncie rzeczy sam nie jest pewny swego pochodzenia. Wychował się
we francuskiej rodzinie, jednak przypuszcza, że został
adoptowany. Podobno ma w sobie coś z Włocha, Cygana, może nawet
Greka. Taki dziwny konglomerat. Ale gra po mistrzowsku. Tylko teraz
mnie to ogranicza. On chce, abym wszędzie z nim koncertowała, nawet
jak ja już mam opracowaną trasę koncertową, to dla niego mam
rezygnować, przekładać, odwoływać... Prawda, teraz nie wiadomo,
czy jeszcze zagram, o ile w ogóle zagram. Nie mówiłam ci, ale mam
uszkodzone dwa nerwy i nie wierzę, że z tym coś się da zrobić.
Profesor Kilian obiecał mi konsultacje w szpitalu w Lung... Na razie
i tak trzeba czekać.
Milczały dłuższą chwilę, każda na
inny temat.
- Tak, są przystojni, ale mnie żaden Liam nie
jest potrzebny – pierwsza odezwała się Stefcia.
-
Mówiłaś, że nie masz chłopca.
- Bo nie mam. Ale wcale
nie musi to być Szwed. Gustuję w Polakach. Sama mówiłaś, że
Szwedzi to nie najlepszy gatunek na męża.
Obie wybuchły
śmiechem.
c.d.n.
fot. wlasne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz