poniedziałek, 28 lutego 2022

Cz.30. Lipiec 1975 r. Wierzbina. „Nie tak cię wychowywaliśmy!”

 



STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

Cz.30. Lipiec 1975 r. Wierzbina. „Nie tak cię wychowywaliśmy!”

Babcia jak zwykle zabłysła potrawami na proszonym obiedzie. Było pysznie i wykwintnie. Oczywiście Stefcia jej dużo pomogła, nawet Liam się włączył w przygotowania, nie mówiąc już o Piotrusiu, który zawsze był chętny do pomocy, a teraz dwoił się i troił, wszędzie go było pełno. Dziadkowie z Karolinki – Helena i Mieczysław Wielgusowie – byli bardzo zwyczajną, miłą i pogodną, ciepłą parą. On w garniturze i białej koszuli, ona w granatowej sukni z białym kołnierzykiem i srebrną broszką w kształcie jaskółki, z maleńkim czarnym brylantem z miejscu oczka i lśniącą niebieskawą emalią na tułowiu, prezentowali się dostojnie, odświętnie, a jednocześnie skromnie. Natomiast ciocia Basia obwiesiła się nadmiernie złotem, jakoś to do niej pasowało, a stryj – jak zawsze – był dumny z żony. W ciemnym garniturze, białej koszuli z muchą wyglądał niesłychanie efektownie. Jedynie Edward, mimo odświętnego stroju, sprawiał wrażenie przygnębionego, chwilami się ożywiał, a zaraz znów markotniał. Natomiast babcia tryskała energią, niepokoiła się o kolejne potrawy, a później rumieniła z radości wśród pochwał, gdyż wszystko było pyszne. Stefcia dołożyła swoje trzy grosze, dekorując każdy wnoszony na stół półmisek. Liam cieszył się, że może swobodnie rozmawiać po angielsku ze stryjem Belą. Edward też coś niecoś rozumiał i mówił, jednak za bardzo się nie popisywał, jak to robił Piotruś. Poza tym cały czas krzywo patrzył na Liama. Przy okazji okazało się, że babcia pamięta trochę niemieckiego jeszcze z czasów wojny i to pomogło jej porozumiewać się z Liamem,
A Liam musiał odpowiadać na niezliczoną ilość pytań stryja Beli oraz pozostałych osób, które to pytania Bela cierpliwie tłumaczył. Szczególnie wypytywano o rodzinę, tak rodziców jak i rodzeństwo.
- I co? I całe życie będzie pan mieszkał w hotelu? - zdziwił się stryj Bela.
- Dom kupię lub zbuduję gdy się ożenię – oświadczył Liam. A teraz wszystkich państwa proszę, by mówiono do mnie po imieniu. Mieszkanie w hotelu dla kawalera jest bardzo wygodne. Na przykład nie muszę sam sprzątać ani gotować, co nie znaczy, że nie umiem tego robić.
- Gotować? - zdziwiła się babcia. - W Polsce niewielu panów gotuje.
- Jest kilka potraw, które wychodzą mi całkiem nieźle.
- Widzisz, mój drogi Liamie – powiedział stryj sięgając po kieliszek i gestem zachęcając do picia – dom, gotowanie i takie tam, to nie wszystko. Najważniejsza jest miłość – tu ciepło spojrzał na swoją żonę. - Mężczyzna musi znaleźć i zdobyć odpowiednią kobietę. Odpowiednią dla niego. Wyjątkową. Dobrą. Czułą. Mądrą. To znaczy zdobyć jej miłość. Ale i to za mało. Obok miłości jest szacunek. Kobieta musi cię szanować. Ty ją zresztą też. Następnie musisz zdobyć jej zaufanie. Myślisz, że to już koniec? O nie, mój drogi! To wszystko musisz robić aż do śmierci. Do końca swego życia. - Znów popatrzył na Basię i przelotnie pocałował ją w skroń. - Miłość, szacunek, zaufanie – każdego dnia musisz się starać i to wszystko pogłębiać. Nigdy nie przestawać. To ciebie określa jako mężczyznę. Właściwa, jedyna, dobra i szlachetna kobieta obdarzy cię miłością, a ty nigdy nie przestajesz o nią dbać, o niej myśleć, a także trzymać ją na piedestale swoich uczuć. Musisz każdego dnia postępować tak, by nigdy nie stracić jej szacunku. I zaufania. Te wszystkie uczucia, raz utracone, są już nie do odzyskania, choćby ci mówiono, że jest to możliwe. Ale to już nigdy nie będzie to samo. Nigdy. Zapomnisz się raz, a runie cały budynek...
- Bela wie, co mówi – przytaknął Edward.
- A jakie plany macie na najbliższe dni? - zapytał Bela, zwracając się do Stefci.
Liam siedział milczący, zamyślony. Słowa Beli musiały wywrzeć na nim duże wrażenia.
- Myślę, że pojedziemy do Krakowa i zabawimy tam dwa, może trzy dni. Nie jestem pewna. Koniecznie muszę pokazać Liamowi Wawel. I Sukiennice. I Starówkę.
- To hotel musicie wcześniej zamówić. W Krakowie nie jest łatwo o nocleg – dodał stryj.
- Już o tym pomyślałam. Wszystko jest załatwione – wyjaśniła Stefcia z uśmiechem. Wiedziała, że będą spać w jej wynajmowanym pokoju, ale nie chciała tego mówić przy tylu osobach.
- Chciałbym pojechać z wami – przymilał się Piotruś.
- Skarbie, nie tym razem. Ale jakoś ci to wynagrodzimy. A rower masz już na chodzie?
- Tak, ale teraz bardzo ciężko chodzi. Dziadek mówił, że nic więcej nie da się zrobić. No i muszę uważać, bo rama jest nadal trochę krzywa. To już nie to, co dawniej.
- Jak to po wypadku – sentencjonalnie zauważył ojciec. - A tyle razy mówiłem, byś na nim nie szalał.
- Robiłem, co mogłem, ale... - skrzywił się przepraszająco dziadek z Karolinki.
Stefcia rzuciła okiem na ojca – najwyraźniej był niedoinformowany.
Stryj Bela i dziadek Mieczysław wyszli na werandę na papierosa. Noc była granatowa, lśniąca gwiazdami, gorąca i parna po niedawnych deszczach. Do światła leciało mnóstwo ciem. Dziadek zapalił papierosa, choć stryj częstował go cygarem. Sam Bela oczywiście zapalił cygaro. Liam, chociaż nie palił, dołączył do nich „aby rozprostować nogi” i teraz to on zadawał stryjowi mnóstwo pytań. Stefcia raz i drugi zajrzała tam, ale panowie byli bardzo pochłonięci rozmową. Dziadek Piotrusia tylko się przysłuchiwał, nie znał angielskiego, więc nic nie rozumiał.
Stefcia miała na sobie srebrno-bursztynową biżuterię, nowy pierścionek nie uszedł uwagi babci.
- To zaręczynowy? - zapytała, gdy na chwilę znalazły się same w kuchni.
- Niestety – nie.
- To na co on czeka? Idzie z tobą do łóżka bez ślubu i nawet bez zaręczyn?
- Za mało się znamy.
- A na figle-migle wystarczająco długo? Nie tak ciebie wychowywaliśmy – babcia z niezadowoleniem pokręciła głową.
- Babciu...
- Ty mi tu nie babciuj. Myślałam, że jesteś porządną dziewczyną.
- Bo jestem. Nie udawaj, że nie rozumiesz. Nie latałam na randki, nie szlajałam się z chłopakami, nie miałaś cienia kłopotu ze mną. A teraz mam już swoje lata i czas, bym sama decydowała o sobie.
- Ale mnie się takie decydowanie o sobie wcale, a wcale nie podoba.
- Domyślam się. Jednak do niczego złego, ostatecznego, nie doszło. Więc bądź o mnie spokojna.
- Nie wierzę własnym uszom. I na dodatek jeszcze Piotruś... Nie wstyd ci?
- Babciu! Zaufaj mi trochę.
- Edzio chodzi z bólem głowy...
- Edzio niech zadba o swoją reputację. O moją niech się nie martwi – ze złością odpowiedziała dziewczyna.
- To nie jest w porządku, moja panno – powiedziała babcia wyjątkowo bardzo surowo. - Nie mogę się zgodzić z tobą.
Stefcia zreflektowała się. Objęła babcię i całując ją wyjaśniła:
- Babciu, babciuniu! To jest porządny chłopak. On nie zrobi mi krzywdy. Nie obawiaj się. Ufam mu, bo na to zasługuje. I bardzo-bardzo-bardzo go kocham. Przecież kiedyś też byłaś młoda i wiesz, jak to jest!
- Byłam. I na dodatek pamiętam. I wiem. Dlatego serce mnie boli. I głowa. Przeżywam to wasze nadmierne zbliżenie. Nie powinno tak być. No dobrze, idź do gości, a ja jeszcze ukroję trochę tego pieczonego schabu. Patrz, jak wszystkim smakuję! Podać już ciasto? Może ukroję trochę na jeden talerz, jak myślisz? Czy od razu na ten duży klosz?
- Ja tam zachwycam się pomidorami, nareszcie smakują słońcem!
- Mnie się wydaje, że ojciec ci tego spania nie odpuści. Będziesz musiała z nim porozmawiać.
Prawda, ojciec nie odpuścił. Gdy na drugi dzień rano zeszła na dół – natychmiast zabrał ją do swego pokoju. Stefania i tak żałowała, że powiedziała o wspólnym spaniu. Jak mogła być tak głupia, tak nieodpowiedzialna? Uważała się za bardzo dorosłą, a zaszkodziła Liamowi. I sobie też. Nawet nie chodziło o to, że będzie ojcowska reprymenda, ale o to, że w tym wszystkim najbardziej ucierpi Liam. Nie było sposobu, aby sprawę odkręcić. Nie miała pojęcia, co w takiej sytuacji powiedzieć ojcu, jak się tłumaczyć.
- I co, zadowolona jesteś z siebie? - zapytał ojciec na wstępie.
Stefcia usiadła. Dygotały jej nogi i ręce, była bliska łez.
- Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem. Moja córka przyjeżdża i oświadcza, że będzie spać z chłopem. Nawet nie z narzeczonym, ale z facetem, którego poznała ledwie miesiąc temu. Obcym. Jak mogłaś mi to zrobić? Mnie, babci, a nawet Piotrusiowi? Och, nie chodzi o mnie, najbardziej chodzi mi o babcię i Piotrusia. Babcia bardzo cierpi z tego powodu, a Piotrek jest za smarkaty, by go informować o... Jak mogłaś? Co ja mam teraz zrobić? Jak się zachować? Powinienem tego faceta przegnać na cztery wiatry!
- Tatku...
- Jakie tatku, jakie tatku!? Jesteś skrajnie nieodpowiedzialna, gówniara, a nie dorosła! - stal rozeźlony nad córką. Bała się, że ją spoliczkuje!
- Tak, masz rację.
- I jak ty sobie wyobrażasz? Jak ja mam teraz postąpić?
- Tatku, ty nie wiesz wszystkiego...
- Jesteś w ciąży? - wystraszył się Edward.
- Nie, tatku. My nie współżyjemy. My się tylko przytulamy i całujemy. Nie zaszło między nami nic... Tatku!
- Co wcale nie znaczy, że jesteś w porządku. Bo nie jesteś. I on nie jest. Tak się nie zachowuje porządna dziewczyna, a i on powinien mieć więcej rozumu! Pod ojcowskim dachem...? Jak tak można? Jak śmiałaś?
- Bardzo żałuję, tatusiu. Naprawdę bardzo.
- Co wcale nie zmienia faktu, że śpicie razem. Konsumpcja jest tylko odroczona, ale zaraz może się zdarzyć.
- Nie może. Obiecaliśmy sobie, że dopiero po jego powrocie z Włoch...
- Ty już lepiej nic nie mów, bo mi za chwilę serce... Gdzie te moje tabletki? Przynieś mi wody.
Ojciec był bardziej rozdygotany, niż Stefcia.
- Późno, bo późno, ale on ma się wyprowadzić do swego pokoju – zadecydował ojciec po przyjęciu leków. - I nie próbuj naciskać. To jest nieodwołalne. Z Piotrusiem sam porozmawiam, ale, doprawdy, nie wiem, co jemu powiedzieć. Nie wiem. Postawiłaś mnie w takiej sytuacji, że brakuje mi słów. Nie mogę patrzeć na tego Szweda! Mordę bym mu obił, bo na nic innego nie zasługuje!
- Tatku, ale to przecież ja, a nie Liam.
- A on co? Nie ma swojego rozumu? W rodzinnym domu dziewczyny... Nie do pojęcia! Nie do pojęcia!
- Tatku, zrozum nas!
- Dziecko, a co tu jest do zrozumienia? Moja ukochana córeczka okazuje się nieodpowiedzialną gówniarą, wywraca moje życie na nice, przyprawia zmartwienia babci, daje fatalny przykład bratu i prawdopodobnie jest przy tym dumna z siebie.
- Tatku! To nie tak!
- A jak? Jak?
- Chciałam być prawdomówna, nie kłamać i nie udawać. Nie mówiąc już o tym, że kocham Liama i pragnę z nim być. Nie możesz go źle traktować. On jest teraz częścią mego życia. Ważną. Może nawet najważniejszą.
- A jutro cię rzuci i przyklei się do innej spódniczki. Daj spokój. Mówisz tak, bo nie znasz życia. Nie można aż tak głęboko ufać. Ludzie są zmienni. Zawieje inny wiatr i już go przy tobie nie będzie. Zostanie tylko wstyd. To rodzina ma być dla ciebie najważniejsza, a nie jakiś obcy, zagraniczny facet. Czy nie tego ciebie uczyłem?
Emocje nieco opadły, ale rozmowa trwała jeszcze dobre dziesięć minut. W tej sytuacji Stefcia nie odważyła się wypomnieć ojcu jego „chodzenia na baby”. Z pokorą przyjmowała ojcowską naganę, już się nie broniła. Rozpłakała się.
- Nie spaliśmy razem. Liam za dużo wypił i poszedł spać do swego pokoju – wychlipała, dalej roztrzęsiona. - A pierwszej nocy byliśmy tak zmęczeni, że aby głowa do poduszki i już chrapaliśmy...
- I bardzo dobrze! A teraz idź do babci.
Nie bardzo chciała pokazać się taka Liamowi, jednak nie udało się jej po cichu przemknąć na piętro, bo Liam czekał na nią, siedząc na dole schodów. Schwycił ją w objęcia, przytulił i niemal zmusił do wyjawienia prawdy.
- Nie pacz, maleńka – prosił scałowując łzy z jej twarzy. - Przeproszę twego ojca i babcię. Spróbujemy wszystko naprawić. Proszę, kochanie. Będzie dobrze, bo nic się nie stało. Możemy wszystkim patrzeć w oczy. Przytul się. Będzie dobrze.
Babcia zaparzyła świeżą kawę i gestem zaprosiła ich na śniadanie. Sama też usiadła przy stole, piła herbatę i skubała ciasto drożdżowe ze śliwkami – bo trudno to było nazwać jedzeniem. Trochę pilnowała, by czegoś młodym nie zabrakło. W jej przekonaniu młodzi też bardziej „skubali” śniadanie, niż jedli. Widziała, jak Liam niespokojnie popatruje na Stefcię.
- A powiedz mi, Liam – zaczęła niespiesznie i spojrzała na wnuczkę. – A ty tłumacz. Tłumacz bardzo dokładnie!
- Postaram się – zapewniła zapłakana Stefcia.
- Powiedz mi, Liam, czy ty już byłeś żonaty?
- Nie, nigdy.
- Czy masz narzeczoną w Szwecji, albo i gdzieś w świecie?
- Nie mam.
- Czy masz dziecko?
- Nie mam i nigdy nie miałem.
- Czy twoi rodzice wiedzą o naszej Stefci?
- Wiedzą, że się zakochałem w Polce, i że pojechałem odwieźć ją do domu.
- Czy zgłaszali jakiś sprzeciw?
- Babciu! - nie wytrzymała Stefcia.
- Ty mi tu nie babciuj, tylko dokładnie tłumacz!
- Po co ci te wiadomości? To nie wypada! Liam jest dorosły i sam o sobie decyduje!
- Steffi – przetłumacz – poprosił spokojnie Liam.
- Babcia pyta, czy twoi rodzice mają coś przeciwko twojemu związkowi ze mną, czyli z Polką – ustąpiła Stefcia.
- Nie, nie mają. Chyba nawet nie przyszłoby to im do głowy – odpowiedział ze śmiechem.
- Babciu, o nic więcej nie pytaj, bo i tak nie przetłumaczę. Koniec! - zawołała zdenerwowana Stefcia. Dopiła kawę i nalała sobie następną porcję, zapominając częstować gościa. Ale Liam sam sięgnął po dzbanek z kawą, a następnie po kawałek ciasta.
- Moi rodzice czekają z niecierpliwością na to, bym się ożenił – cierpliwie opowiadał . - I miał dzieci. Dużo dzieci, albowiem moje rodzeństwo w tym względzie mocno zawodzi naszych rodziców. Brat ma córeczkę i synka, jedna z sióstr ma synka, a druga wcale nie ma dzieci. I nawet jest już po rozwodzie. Więc teraz we mnie cała nadzieja – informował, uśmiechając się do babci.
- A ty chcesz mieć dzieci?
Stefcia popatrzyła wrogo na babcię i nie przetłumaczyła. Zamiast tego zapytała, gdzie jest Piotruś.
- Jeszcze śpi. I niech śpi, w końcu ma wakacje. A jeśli pokaże się na oczy Teresce, to ta natychmiast zagoni go do jakiejś pilnej roboty. Wycinają ostatki średniowczesnej kapusty na Mokradełku (tak nazywano te dwa hektary ziemi, leżące poza granicami miasteczka), więc Tereska lata to tam, to do szklarni, mało ogona nie zgubi. Edzio ma jutro jechać na giełdę. Może pojedziecie z nim?

c.d.n.
fot. własna


niedziela, 27 lutego 2022

24.02.2022 r. - DATA DO ZAPAMIĘTANIA

 





24.02.2022 r. - data do zapamiętania - © Elżbieta Żukrowska

To, co stało się lutowym przedświtem,
dla nas, dla ludzi, rozsypanie świata
i czarne widmo. A pod ruskim butem
zielona Ukraina już bólem oblana.

Nad nią wciąż flaga niebiesko żółta,
czas bohaterów gdy lecą rakiety.
nikt nie ustąpił ze swego podwórka,
kobiety w schronach tulą małe dzieci.

Żołnierze walczą, nie boją się ruskich.
A Zachód tylko bezczynnie gardłuje.
Miast amunicji wysyła podwózki,
niezagrożony z mordercą flirtuje.

A bunt jak fala ogarnia świat trzeźwy,
wytyka elitom jej zahamowanie,
i głośno krzyczy - dosyć dalszej rzezi,
nie wstrzymujcie sankcji, mocny sznur dla drania!

On pewnie się śmieje w głębi swych pałaców,
ukryty za murami, bezpieczny i zdrowy.
Cóż jemu postawić brata przeciw bratu,
wysłać nowe watahy w wojenną kurzawę. 

Choszczno, 27,02.2022 r.
fot. z internetu

sobota, 26 lutego 2022

Cz.29. Lipiec 1975 r. Malbork. Za kierownicą. Dąsy Tereski



STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

Cz. 29. Lipiec 1975 r. Malbork. Za kierownicą. Dąsy Tereski

Do końca pobytu w Szwecji prawie nie wychodzili z łóżka, ot, tyle co potrzeby fizjologiczne, jedzenie i picie, wspólna kąpiel w strugach prysznica. Stefcia po kilka razy dziennie poprawiała zburzoną pościel, protestowała, gdy Liam chciał zawołać pokojówkę, by przebrała im łóżko. Wtajemniczanie innych osób w ich intymny świat bardzo ją krępowało. Nawet zapytała Liama, czy często gościł w swoim łóżku inne kobiety. Zaprzeczył – ani razu nie było tu innej dziewczyny. Jako smarkacz niechcący usłyszał rozmowę pokojówek z obsługi - śmiały się z innego hotelarza, który często zapraszał do siebie kobiety. Już wtedy postanowił, że on nigdy nie da powodu do żartów z siebie. TAKICH żartów. To jest jednoznaczne z utraceniem autorytetu, a on nie mógł sobie na to pozwolić. Wśród różnych pogaduszek przekazała Liamowi, prośbę babci dotyczącą domowej chemii. Liam załatwił to przez swego pracownika i walizka stryja Beli stała później ciężka i aż pękata. Stefcia martwiła się trochę o kontrolę celną, ale Liam zapewnił ją, że nie będzie żadnych utrudnień.
- Nie wiem, jak to się dzieje, ale nigdy nie miałem problemów na cle. Teraz też nie będę miał. Sama się przekonasz.
Gdy płynęli – morze było spokojne, niestety, na brzegu powitał ich intensywny deszcz i dość mocny wiatr.
Żaden celnik nie otwierał ich bagaży, jeden tylko popatrzył na walizki i odszedł wołany przez innego. Liam zatroszczył się jeszcze o deklarację celną Stefani, dołożył wszystkie dolary, które dała mu w ramach rozliczenia, a nawet drugie tyle od siebie. Jej bunt wyciszył szybkim pocałunkiem w usta, szepnął, że porozmawiają o tym później. I rzeczywiście później powiedział, że to są pieniądze dla niej na ewentualną podróż do Włoch – ciągle wierzył, że jednak do niego przyleci.
- A jednak to źle, że pieniądze stają między nami – stwierdziła zasmucona dziewczyna.
- To tylko pieniądze i nie ma o czym rozmawiać. Nie wracajmy do tego tematu.
Jechali w strugach deszczu. Drogi były fatalne. Na szczęście Liam nie był maniakiem szybkości, więc czuła się z nim bezpiecznie. W Toruniu zatrzymali się na posiłek. Deszcz już nie padał, ale niebo było nadal zachmurzone. Stefcia nigdy nie była w Toruniu i sama była ciekawa tego miasta. Przeszli się po starym mieście, tak dla rozprostowania nóg, znaleźli jakąś uliczną jadłodajnie z plackami ziemniaczanymi, przy innej budce wypili kawę. Stefcia nie powinna jeść nic smażonego! Jakoś łatwo się rozgrzeszyła... Nieostrożnie wspomniała o Malborku, bo tam akurat kiedyś była z wycieczką szkolną i Liam poprosił, by pojechać i zwiedzić zamek.
- To bardzo z drogi! - zaprotestowała Stefcia.
- Mimo tego pojedźmy, bo i tak stąd bliżej, niż z twego domu. A w drodze powrotnej, na dodatek bez ciebie, to już nie będzie to samo.
Stefcia kupiła samochodową mapę Polski i uświadomiła mu „naocznie” odległości. Mimo tego pojechali.
- Czy wiesz, że to jest największa budowla z cegieł na świecie? - zapytała Stefcia. - Oczywiście trzynastowieczna. Całość zajmuje ponad dwadzieścia hektarów. Nie zdążymy zobaczyć wszystkiego, ledwie rzucimy okiem. No, może sam Zamek Wysoki. Albo tylko Średni. A tam jest bardzo dużo ciekawych rzeczy. Na przykład specjalne miejsce do podsłuchów obradujących komturów, choć oczywiście bez mikrofonów. Bajeczne krużganki, Zamek Średni, a w nim Wielki Refektarz. Jest jeszcze Pałac Wielkich Mistrzów... Ogółem bardzo dużo do obejrzenia, średnio licząc mogłoby zająć cały dzień, a nawet dwa. Niestety, nawet tak potężnego obiektu nie oszczędziły wojny. Twoi rodacy zdobyli go w siedemnastym wieku i mocno... nadwerężyli. Innymi słowy – zdewastowali. Wiem, że jest tam wiele bardzo ciekawych rozwiązań architektonicznych, ale zupełnie się na tym nie znam, więc dalej nie będę mówić. No i jest wystawa bursztynów – istny cud!
- Byłaś i widziałaś?
- Tak. To w czasach szkolnych, ale chyba za wiele nie pamiętam. Może dlatego, że historia nigdy mnie specjalnie nie interesowała. Natomiast bursztyny – owszem, tak. Zrobiono z nich prawdziwe cuda!
- I zamiast ostudzić mój zapał – jeszcze go zwiększyłaś – zaśmiał się chłopak.
Zamek zrobił na Liamie ogromne wrażenie, w końcu na kim nie robił? On widział już wiele starożytnych murów, jednak tych w Malborku nie dało się z niczym porównać. Oglądał, zaglądał, podziwiał.
- Masz rację, taka chwila to zdecydowanie za mało na ten obiekt – powiedział później.
A Stefcia wyjechała z Malborka bogatsza o srebrny komplet biżuterii – wisior z bursztynem, bransoletka (ciężka i trochę niewygodna) oraz pierścionek z dużym bursztynowym oczkiem. Podobny zestaw Liam kupił dla matki, tylko pierścionek miał jeszcze większe oczko. Stefcia nie chciała aż tak dużego z dwóch powodów – za bardzo rzucał się w oczy i sprawiał wrażenie niewygodnego do noszenia na co dzień.
Do Wierzbiny dotarli po północy. Nikt nie spał – wszyscy na nich czekali, bardzo zaniepokojeni, bo może wypadek? Piotrek z ojcem i Liam pownosili bagaże, a babcia już się zakrzątnęła koło kolacji dla tej dwójki głodnej i zmęczonej. Pofukała trochę za takie opóźnienie, że też im się zachciało Malborka! Rodzina jest ważniejsza. Liam podarował jej bukiet pięknych róż (kupiony w Polsce) i dużą bombonierkę (przywiezioną ze Szwecji), czym ją nieco ugłaskał. Piotruś wpatrywał się w nowy zegarek, a Edward po męsku hołubił dużą butelkę koniaku. I już do kolacji panowie wypili po szklaneczce.
- Pokój dla pana Liama przygotowałam, ten szary, tak jak prosiłaś – powiedziała babcia przysiadając się do jedzących ze szklanką herbaty.
- Doskonale. Zanim pójdziemy spać, musimy z grubsza rozpakować bagaże, szczególnie spożywkę. O, mamy bułeczki cynamonowe, w sam raz do babcinej herbaty. I jeszcze jedno – Stefania zebrała się na odwagę, choć nagle zaczęły drżeć jej dłonie. - Liam jednak będzie spał w moim pokoju. Przemyśleliśmy tę decyzję, więc niech to was nie dziwi i nie oburza. Nie będę się czaić i chować we własnym domu. Jesteśmy parą i bardzo się kochamy.
Ojciec się zakrztusił, babcia omal nie zemdlała, Piotruś roześmiał się na cały głos. Jedynie Liam siedział nieruchomo, bo nie wiedział, co takiego poraziło babcię i ojca. Widział, że coś się stało i pytał Stefcię wzrokiem.
- Później – szepnęła do niego po angielsku.
- Jesteś bardzo odważna, moja damo – powiedział jej, kiedy mu wyjaśniła. - Jestem z ciebie ogromnie dumny. Ale może taka deklaracja była jednak przedwczesna? Twoi bliscy przecież mnie zupełnie nie znają...
Następny dzień był słoneczny, bardzo gorący. Liam w towarzystwie Piotrusia oglądał dom i uprawy, poznał się z ciocią Teresą. Wszystko było takie odmienne od tego, co znał, więc go i dziwiło, i zachwycało. Stefcia z babcią „walczyły” ze szwedzkimi zakupami, było tego tak dużo, że wymagało mądrego rozlokowania w domu i piwnicy. Po obiedzie młodzi pojechali na cmentarz – oczywiście razem z Piotrusiem, który nie chciał ich odstąpić nawet na krok. Okazało się, że całkiem sporo rozumie po angielsku, o ile tylko mówi się powoli.
- O, teraz będę się dużo pilniej uczył angielskiego! - oświadczył w samochodzie.
A Liam zapytał, kiedy ruszają do Krakowa.
- Jutro mamy tak zwany proszony obiad. Poznasz stryja Belę i jego żonę Basię. A następnego dnia możemy jechać.
- Steffi, czy ty masz prawo jazdy? - zainteresował się niespodzianie.
- Tak, mam. Jednak tato nigdy nie dał mi prowadzić swego auta, bo było wiekowe i narowiste jak koń. Wreszcie całkiem się zepsuło i poszło na złom.
- A chciałabyś mieć swój samochód?
- Co za pytanie – kto by nie chciał? Na razie nie mam na niego pieniędzy. Może jak skończę studia i zacznę pracować... Wtedy będę mogła wziąć kredyt. Na razie muszą mi wystarczyć pociągi, autobusy, ewentualnie krakowskie tramwaje lub w ostateczności taksówki.
- Dostaniesz ode mnie samochód. Nie będziesz musiała tak długo czekać.
Liam zjechał na pobocze i kazał Stefanii siadać za kierownicą.
- Nie! - wystraszyła się dziewczyna.
- Już. Teraz. Nie ma na co czekać.
- Nie mam przy sobie prawa jazdy!
- Nie szkodzi. Najwyżej zapłacimy mandat. No już, przesiadaj się. Skręć tu w jakąś boczną uliczkę, pojeździmy troszkę, najpierw powoli, a potem nóżka na gaz!
Piotrek z tyłu aż piszczał z zadowolenia.
Kiedy po godzinie zajechali pod dom ze Stefcią za kierownicą, Liam powiedział do niej:
- Dziewczyno, ty masz auto we krwi. Widzisz wszystkie znaki. Przestałaś się denerwować. Prowadzisz jak zawodowiec!
Oczywiście przesadzał, ale i tak Stefci poszło bardzo dobrze, zważywszy jak długą przerwę miała od zrobienia prawa jazdy. Pęczniała z dumy. Jednakże była aż spocona.
- A do Krakowa ja jadę jako pasażer – dodał Liam.
Ledwie weszli do domu, a babcia zakomunikowała, że była Hania, bo odwołuje ślub.
- Co się stało? - zdumiała się Stefcia.
- Zdradza ją. Jeszcze nie ma ślubu, a już zdradza! Podobno nakryła go z inną kobietą. Co za podłość! A mówiłam, że mi się nie podobał. Tak od pierwszego spojrzenia. Ladaco i już.
- Muszę się z nią zobaczyć. Na pewno jest załamana.
- Jest w strasznym stanie. Mówiła, że jej bardzo wstyd przed ludźmi, że musi się stamtąd wyprowadzić i szuka nowej pracy. Kazano jej jutro przyjechać do kuratorium na rozmowy. Oby się jej poszczęściło. To bardzo dobra dziewczyna.
Stefcia z grubsza powiedziała Liamowi o co chodzi. Jemu też było przykro.
- I jeszcze jedno – dodała babcie - jutro na obiedzie będą także dziadkowie Piotrusia, ci z Karolinki. Za to nie będzie Tereski, bo coś jej się w głowie pomieszało. I bardzo dobrze. Dziś przez nią boli mnie głowa i wszystkie zęby!
- Babciu kochana! Co się stało?
- Poszło o kurczaki. Eh, szkoda mówić – machnęła ręką babcia.
- No mów!
- Chciała zwolnić Smulczyńskiego, bo on już stary i z tą chorą nogą nie daje sobie rady. A to właśnie Smulczyński zajmuje się kurczakami. I kurami. Mam już osiem kur, same karmazynki. Smulczyński ma mi na rynku dokupić jeszcze kilka i już się z kimś ugadał w sprawie koguta, też karmazyna. Powiedziałam Tereni, że ona nie ma tu nic do gadania. Jest takim samym pracownikiem, jak Smulczyński. Jeśli będzie trzeba kogoś zwolnić, to zrobi to Edzio, bo to jego firma. Ale ją to ruszyło! I jakoś wypsnęło mi się, że ziemia i dom należą do ciebie, ona o tym nie wiedziała. Dopiero trysnęła jadem. Nie znałam jej od tej strony. No i dobrze, że nie będzie na obiedzie. Przecież ona to żadna moja kuzynka. To siostra twojej mamy. Tyko że ostatnio bardzo się zmieniła. Warczy na wszystkich, nawet na naszego Piotrusia. Każe mu podjazd zamieść, skrzynki nosić, zielsko na kompostownik wywozić, nawet coś wypielić i inne podobne rzeczy. Musiałam ją przystopować, to się będzie teraz na mnie odgrywać.
- A to się narobiło...
- Narobiło się, narobiło. Bo Edzio za mało się angażuje, już mu to mówiłam. A z drugiej strony nigdy nie podkreśla, że to on tu rządzi. Teresa jest tu tylko dlatego, że jeszcze jest Edziowi potrzebna, bo inaczej już bym ją pognała na cztery wiatry. Zrobiła się nieznośna. Twoja mama nigdy taka nie była. Jeszcze trochę, a zacznę podejrzewać Teresę o chorobę psychiczną. Mówiłam ci przez telefon, że źle się u nas dzieje. Aż wstyd przed Liamem i przed Rafalskimi. Będę musiała sama porozmawiać z Teresą na osobności. I na pewno nie będę jej głaskać. Z dawna mam na nią „haka” i jak będzie trzeba, to wytoczę najcięższe działo.


c.d.n.
fot. Alicja Stankiewicz

czwartek, 24 lutego 2022

Cz. 28. Lipiec 1975 r. Noc w Göteborgu

 


STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

    Cz. 28. Lipiec 1975 r. Noc w Göteborgu

    Emocje nie chciały opaść: ojciec spotykający się z innymi kobietami... A był taki idealny! Babci musi bardzo ciężko, przykro, no i wstyd przed ludźmi, bo już na pewno rozniosło się po Wierzbinie, że stary Żak chodzi na dziwki... W zasadzie nie był jeszcze taki stary, ale... Ludzie już wzięli ich na języki. Ona też przez ojca może stracić dobre imię. Coś trzeba zrobić, tylko co? A później aż się wzdrygnęła, uświadamiając sobie, że przed nią noc z Liamem. I czym to się ona różni od ojca? I jeszcze Piotruś występujący w obronie honoru ojca... Pobity... Jego ukochany rower zniszczony... A ona sobie siedzi w Szwecji i nic nie może zrobić! Ale gdyby była w Polsce, to też by nic nie zrobiła, bo co można w takiej sytuacji? Jedynie przytulić i ukoić Piotrusia. Na rozmowę z ojcem się nie odważy! Skoro nie słucha babci ani brata, to jej też nie posłucha. A poza tym nie starczy jej odwagi... No, nie starczy...Bo niby co ma ojcu powiedzieć? Że rodzina jest ważniejsza od tych kobiet? On musi sam to czuć, a skoro nie czuje...? Gdyby chociaż był bardziej dyskretny! Właśnie – chociaż bardziej dyskretny.
    - Coś się stało? - zapytał Liam. Wychwytywał najdelikatniejsze zmiany w jej zachowaniu, w nastroju. - Nadal myślisz o domowych sprawach, a mnie bronisz do nich dostępu...
    - Boję się.
    - O masz! A to czego?
    - Chcę z tobą być, ale bardzo się boję. I nie tylko o dom mi chodzi. Boję się tego, co może się zdarzyć. I trochę ciebie. Swoich decyzji... Naszych decyzji. Dla mnie to taka trudna sytuacja.
    Objął ją ciasno i przytulił. Tak idealnie pasowała do jego ramion! Uwielbiał trzymać ją w takim uścisku. Zapamiętywać zapach jej włosów. Znajdować ustami te najwrażliwsze punkciki na szyi i za uszami. I ustami przebiegać po bliznach – ale o bliznach jej nie mówił. Natomiast chciał obudzić w niej namiętność i najgłębsze pragnienia. Chciał, aby go pożądała. Aby się rozpływała w jego ramionach. Tak bardzo ją kochał! Czy i ona odpowie miłością? Na razie tego wcale nie był pewien, choć przecież już w klinice, gdy pierwszy raz spotkali się wzrokiem, zobaczył w jej oczach miłość. Tak właśnie – od pierwszego spojrzenia. Tylko na niego tak patrzyła, tego akurat był pewien! Nie może jej stracić.
    - Nic się nie zdarzy. Nie zrobię ci krzywdy. Kocham cię i marzę tylko o tym, byś była szczęśliwa. Między kobietą a mężczyzną są takie bariery, których ja na pewno nie przekroczę. Nie zrobię nic, co mogłoby się tobie nie spodobać, co mogłabyś, nawet po pewnym dopiero czasie, uznać za błąd. Jeśli pójdziesz do siebie spać i zamkniesz drzwi, to choć nie ma tam zamka na klucz – ja tych drzwi nie otworzę. Kocham cię i szanuję. Rozumiem twoją potrzebę nietykalności. Jednocześnie chciałbym zmienić twoje nastawienie do mnie. Jestem cały twój. Cały. Bez żadnych granic. I nie musisz się mnie bać. Dla ciebie zrobię wszystko. A ty – powiedz mi to – czy ty sama wiesz, czego chcesz ode mnie?
    - Trzymaj mnie tak mocno. Tego na pewno chcę.
    „Tak mało?” - pomyślał. Gładził ją, tulił, całował delikatnie, kołysał w swoich ramionach, oswajał ze sobą, uczył ją siebie. I zaufania do siebie. I czuł jak się na niego otwiera z całą swoją nieskażoną kobiecością, pełną nieśmiałości, ale też gorących pragnień. Otwiera, ale jednak zaraz wycofuje. Już mu powiedziała, że był pierwszym, z którym się całowała, pierwszym, który wyznał jej miłość. Pierwszym, z którym chciała, pragnęła być tak blisko. I jednocześnie tak bardzo się bała!
    - Nie bój się mnie. Przecież to ja – twój Liam. Uwierz w to – nigdy nie zrobię ci krzywdy. Nigdy! A jednak chciałbym, abyś tę noc spędziła w mojej sypialni, w moim łóżku, u mego boku – mówił, trzymając jej twarz w dłoniach i głęboko patrząc w oczy.
    - Liam...
    - Nie „Liam”. Nie bój się mnie. Nic się dziś nie stanie. Ani dziś, ani jutro, ani w najbliższym tygodniu. Ja wiem, że się za mało znamy. Wiem, że współżycie seksualne to dla ciebie poważny krok. Dla mnie z tobą też. Nie będziemy się tak kochać w sensie fizycznym. Damy sobie czas aż do mego powrotu z Włoch. Co ty na to? Okrzepniemy w swoich uczuciach, upewnimy się. A po moim powrocie będziemy się kochać jak szaleni! Całymi nocami i dniami. A dziś będziemy się tylko pieścić i całować. Zgadzasz się? Pragnę zobaczyć cię nagą, dotykać wszędzie i wszędzie całować. Nauczyć się twego smaku i zapachu. Oddychać tobą. Proszę – powiedz, że się zgadzasz. Później tak długo będziemy rozdzieleni... Chcę cię zapamiętać. I wszystko o tobie wiedzieć. Ile ty masz lat?
    - Dwadzieścia trzy.
    - Jesteś o osiem lat młodsza ode mnie.
    - To ma jakieś znaczenie?
    - Ależ skąd! Chciałem jedynie wiedzieć. Kocham cię, moja księżniczko. Jesteś moim światem. Moją gwiazdą. Moim marzeniem. Najdroższą, najcenniejszą osobą w moim życiu. I jeszcze chcę, aby wszystko, co zdarzy się między nami, było dla ciebie cudowne, najpiękniejsze, do zapamiętania na zawsze. Na całe życie. Więc się mnie nie bój. Jestem cały dla ciebie. Jestem cały twój.
    Rozmawiali, a później zachęcił Stefanię, aby poszła do jego sypialni. Celowo nie zaniósł jej na rękach, bo czekał na jej inicjatywę. Była zawstydzona, wyraźnie bardzo skrępowana. Lecz chciała z nim być. I choć nie mówiła, że kocha, to wreszcie czuł, że dziewczyna należy do niego.
    - Mogę cię rozebrać?
    Robił to wolno, dając czas na przywykniecie do nowej sytuacji, całował każdą odsłoniętą część ciała, wodził po skórze drżącymi palcami, sam ogarnięty niebywałą emocją. Nagie piersi usiłowała zasłonić rękoma, więc ujął jej dłonie i założył na swoją szyję, natychmiast się do niego przytuliła, by zasłonić nagość. Widział, czuł, jak cała płonie i drży. Ułożył nagą w swojej pościeli i dalej pieścił delikatnie, zmysłowo, czule. Otwierała się na niego jak kwiat ogrzany słońcem. Tuliła i próbowała odpowiadać pocałunkami, wolno przesuwała palcami po jego nagim torsie, wywołując spazmatyczne drżenia. Nigdy w życiu nie był tak delikatny! I tak spragniony dziewczyny. Swojej dziewczyny. Najcudowniejszej kobiety. Nie spieszył się. Wodził palcami po pięknych, pełnych, stromych piersiach, całował je i delikatnie ssał różowe, niewielkie sutki. Wygładzał biodra i pośladki – takie idealnie krągłe, miękkie i jędrne jednocześnie, doskonale dopasowane do jego dłoni. Dotknął ud – miała je ciasno splecione, więc pieścił je łagodnie, zachwycając się gładkością skóry, aż wreszcie je troszkę rozchyliła, mimo tego jeszcze nie sięgnął do ukrytego skarbu – różowej muszelki, sedna kobiecości, marzenia mężczyzny. Pochylał się nad nią, rad zanurzyć się w to oszałamiające doznanie, jednak wciąż się hamował, bo to jego Steffi była najważniejsza, jej pierwsze uniesienia, poznanie, jaki może być ukochany mężczyzna, ile może dać ekscytującego szczęścia. Chciał, aby zapamiętała to pierwsze i niepełne jeszcze zbliżenie, jako coś absolutnie wyjątkowego, jedynego, nieziemskiego – co tylko on jej może dać. On i nikt więcej, żaden inny mężczyzna. Gdy wyjedzie do Włoch – ona ma tęsknić do jego ust i rąk, ma zapamiętać te chwile na zawsze! Każdą pieszczotę, każde muśnięcie ust i jego szept o miłości... Ciało Stefci krzyczało z pragnienia – drżało, wyginało się w łuk, uda rozchyliły się zapraszająco. Chciała go mieć na sobie i w sobie, domagała się tego, choć bez słów. Na krótką chwilę zagarnął ją pod siebie, już wiedział, że dotrzymanie słowa przyjdzie mu z wielkim trudem. Pieszcząc ją ustami, poruszył się kilka razy w odwiecznym rytmie męskiej dominacji i znów położył się obok. Czuł, jak bardzo jest zawiedziona! Najdelikatniej sięgnął palcami do źródła rozkoszy. Krzyknęła cicho, zajęczała i już wychodziła naprzeciw jego palcom. Oczy miała lekko zamglone i zamykała je, a kiedy całował ją głęboko w usta. Obejmowała go za szyję, za głowę, przytrzymywała za włosy, a jej ciało wiedziało, że to wszystko to na razie zbyt mało. Domagała się więcej, pełniej, głębiej – choć brakowało oddechu. I słów. Choć nie wiedziała, co ją jeszcze czeka – już przeczuwała, że to nie może być wszystko. Jeszcze jeden, drugi, trzeci ruch dłoni i rozszlochała się w jego ramionach, zupełnie oszołomiona, zalana gwałtowną falą ekstazy, płonąca żarem spełnienia, nagle niedostępna dla Liama, daleka, poza jego miejscem i czasem. Była wręcz nieprzytomna! Patrzył na nią i miał oczy pełne łez – „Moja kochana, moja jedyna, tylko moja! Najcudowniejsza, najwspanialsza! Podarunek od losu! Mój prywatny cud!” Przytulił ją do siebie i delikatnie ukołysał, gdy wreszcie położyła głowę na jego piersi. Był niezwykle wzruszony. Nigdy czegoś takiego z kobietą w ramionach nie doświadczył, nie przeżył. Nigdy też nie starał się tak bardzo emocjonalnie zbliżyć do kobiety. Właśnie w tej chwili zrozumiał, co to jest prawdziwa miłość, oddanie, duchowe połączenie, istota związku. To on, Liam, jest dla niej, dla ukochanej i wybranej kobiety. To on daje siebie, całą swoją miłość, namiętność i czułość, gorliwość, wszystko, co ma najlepszego – a jednocześnie wyrzeka się siebie. Dla niej. Wszystko dla niej. Dla jej szczęścia. Dla tego głębokiego, spazmatycznego jęku, który pragnie usłyszeć jeszcze po wielekroć. Był oszołomiony wypełniającymi go doznaniami. Steffi ze swojej miłosnej podróży wracała do niego bardzo powoli. Oboje byli spoceni, jednak Liam nie chciał psuć nastroju i nie zaproponował prysznica. Wiedział, że po orgazmie niektóre kobiety pragną rozmowy, więc zapytał, czy Steffi chce porozmawiać. Nie chciała. Prosiła, by ją trzymał w swoich objęciach. Mocno. Mocno i długo. Pomyślał wtedy, że ma przy sobie ideał kobiety. Był szczęśliwy!
    Leżeli w półmroku i odpoczywali. Jemu chciało się pić, ale nawet nie drgnął. Po pewnym czasie wydało mu się, że jego ukochana śpi – tak równy i spokojny miała już oddech. Ale poruszyła się i szepnęła, że musi do toalety.
    - Może weźmiemy wspólny prysznic? - zasugerował obejmując ją mocniej i całując we włosy.
    - Nie, nie. Pójdę do siebie.
    - Ale wrócisz? - zaniepokoił się.
    - Wezmę tam prysznic i wrócę – obiecała.
    Stojąc w drzwiach patrzył w ślad za Steffi – jego Steffi – zwinną i lekką, gdy naga biegła na paluszkach aż do drzwi swego pokoju. Nie mógł oderwać oczu od wdzięcznej postaci. Wszystko w niej było takie... takie idealne!
    Zdjął spodnie i poszedł do łazienki. Po szybkim prysznicu (najzimniejszym, jaki mógł wytrzymać) zastanowił się, stojąc przed lustrem, czy czasem się nie ogolić. Zarost był ledwie widoczny, ale już wyraźnie wyczuwał pod palcami jego szorstkość. Sięgnął po maszynkę. Ile miał czasu? Po powrocie do sypialni ponownie założył spodnie. Może niepotrzebnie, jednak nie chciał swego dziewczątka przestraszyć, niech nie myśli, że... Ma czas. Nie musi się śpieszyć. Był pewien, że dziewczyna jest już bez reszty jego i serce śpiewało radosny rytm. Poczuł nagły głód. Czy Steffi też może być głodna? W kuchence otworzył wino i nalał po pół kieliszka. Naprędce zrobił kilka kanapek, pochłonął dwie pierwsze, zanim uszykował więcej. Wyjął butelkę soku pomarańczowego i nalał do wysokich szklanek, jedną opróżnił natychmiast i znów napełnił.
    - Liam?
    Nie zauważył, kiedy nadeszła. Miała na sobie maleńkie białe majteczki, poza tym była naga, na piersiach lśniło kilka kropelek wody, może spadły jej z włosów? Podszedł szybko, by spić je jak ze źródła. Zarzuciła mu ręce na szyje i przylgnęła całym ciałem.
    - Było mi cudownie – szepnęła.
    - Cieszę się.
    - Czy zawsze tak jest?
    - Nie, nie zawsze. Czasem jest jeszcze lepiej. A czasem wręcz fatalnie. To zależy od nas. Od naszego uczucia i zaangażowania.
    - Nie wierzę. Nie może być lepiej.
    Ucałował ją delikatnie. W głębi duszy był z siebie dumny.
    - Zrobiłem małą przekąskę. Zjesz troszkę? - podał jej kieliszek wina. - Za nas. Za naszą miłość – powiedział, wolną ręką gładząc ją po włosach. - Kocham cię jak wariat. Nigdy tak nie kochałem. Jesteś moją jedyną prawdziwą miłością. Tak. Tak właśnie jest. Tylko ty się liczysz – bał się, że zapyta go o przeszłość, a inne kobiety. Nie chciał o nich mówić, a jednocześnie wiedział, że nie będzie kłamał. Nie jej.
    Nie zapytała. Intuicja wiedziała, że nie powinna. - Zjemy w kuchni – zadecydowała, zmieniając temat. Krępowała ją własna nagość, musiała się przemóc. Steffi upiła troszkę wina. - Za nas. Za naszą miłość – powtórzyła za Liamem, siadając przy stole. Nie była specjalnie głodna, ale zjadła dwie kanapeczki, Liam pochłonął resztę. Pili wino i sok. I cieszyli się swoją bliskością. Nie mógł się na nią napatrzyć, nacieszyć.
    - Jesteś taka cudowna! Zostań ze mną na zawsze. Nie wyjeżdżaj. A raczej pojedź ze mną do Włoch. Bardzo nalegam.
    Posmutniała.
    - Nie, nie nalegaj. Takie rozwiązanie jest poza moim zasięgiem. Przecież znasz poczucie obowiązku. Nie mogę zawieść rodziny. Ty też byś nie mógł.
    - Różnie bywa – zgodził się ze Stefcią. - Rozumiem cię, a jednocześnie czuję, jakbym coś tracił. Nie mogę i nie chcę wypuścić cię z moich ramion. Mam pewność, że będziesz ze mną szczęśliwa. I tylko ze mną. Moje siostry... Barbro jest w przededniu rozwodu. Alice jeszcze nie, ale nie jest szczęśliwa w tym małżeństwie. Ma synka, więc pewnie dla niego usiłuje utrzymać to małżeństwo. Szarpią się jak jakieś narowiste konie... A nam będzie dobrze. Nam się ułoży. Mam tę pewność. Nie mogę pozwolić na to, byś mi zaginęła gdzieś w tej swojej Polsce. Dlatego z tobą jadę. Chcę zobaczyć, przekonać się jak tam jest. Czy jesteś tam bezpieczna. Czy jesteś bezpieczna beze mnie. I czy jesteś szczęśliwa... Chcę umieć sobie potem ciebie wyobrazić – ciebie we własnym domu, ogrodzie, miasteczku. Ciebie pod polskim niebem, gdziekolwiek będziesz. I gdziekolwiek ja będę. Jesteś moja. Jesteś moją najukochańszą kobietą. Nie pozwolę ci o mnie zapomnieć. Chcę, abyś zawsze była ze mną. Nigdy wcześniej tego nie czułem. I nigdy wcześniej nie składałem takich deklaracji. Wręcz bałem się trwałego związku.
    - Liam, przecież ty mnie wcale nie znasz!
    - No co ty opowiadasz! Masz pieprzyk na lewym udzie. Czy ktoś jeszcze o tym wie? - próbował żartować.
    - A tu mam jeszcze dwa takie pieprzyki – wskazała na swoje sutki.
    Natychmiast był przy niej. Przykląkł, aby je całować. Później porwał Steffi na ręce, by jak najszybciej ułożyć w pościeli. Nawet światła w kuchence nie zgasił.
    Poddawała się jego dłoniom i ustom, wychodziła naprzeciw. Mruczała coś po polsku, nie rozumiał, ale był pewien, że jest to coś miłego i dobrego. Chwilami wyczuwał jej jakby zatrwożenie, może nieśmiałość, niepewność, na szczęście umiał usunąć to swoimi pieszczotami. Zsunął z niej majteczki. Znów była drżąca i wilgotna, niewiarygodnie spragniona jego ciała. Wpiła paznokcie w skórę na jego plecach.
    - Liam! Liam!
    Na chwilę przykrył ją sobą.
    - Błagam, Liam!
    Całował ją, niespiesznie zsuwając się coraz niżej. Wiła się pod nim, powtarzała jego imię, zaciskała dłonie na jego ramionach. Jęczała i ponaglała, choć nie wiedziała, czego się ma spodziewać. Wreszcie dotarł do najwrażliwszego miejsca ustami, mocno przytrzymując jej biodra, gdy chciała mu uciec. Ledwie nad sobą panował. Ten niepowtarzalny zapach kobiety... Tętno mu oszalało! Prężyła się pod nim, błagał o coś po polsku, usiłowała zacisnąć uda. Nie pozwolił. Pieścił ją językiem, pił z niej, upajał się zapachem, drżeniem, całym jej zachowaniem. Zwalniał, by przedłużyć czas ekscytujących doznań. Wyraźnie poczuł moment, w którym osiągnęła orgazm, słyszał jej krzyk i głośny szloch. Nie przestawał, jedynie był łagodniejszy. Jeszcze przez chwilę tłumił to niesamowite napięcie, zanim wrócił, by ją ciasno objąć i przytulić.
    - Jesteś moja! Jesteś tylko moja!
    Pozwolił Stefci odpocząć w ciszy, a później po szwedzku opowiadał jej, jak ją kocha. Nie rozumiała, ale wyczuwała jego intencje, domyślała się słów. Później znów pieszczotami doprowadzić ją do orgazmu. A ona szlochała i wołała jego imię. Obserwował jej twarz. Chciał wiedzieć, które pieszczoty sprawiają jej najwięcej przyjemności. Patrzył w ciemne, przepastne oczy i przesypywał czarne włosy między palcami. Chłonął jej zapach, upajał się nim.

    - Ty też możesz mnie tak pieścić. Jeśli oczywiście chcesz. A chcesz? Mogę zdjąć spodnie?
    Rozebrał się do naga, a ona z wypiekami na twarzy, po raz pierwszy w życiu oglądała nagie ciało dorosłego mężczyzny.
    - Naucz mnie – poprosiła, więc Liam pokierował jej rękoma.
    Była zdumiona tym, że dotykanie mężczyzny sprawia jej taką przyjemność. Delikatność Stefci rozpalał w nim niesamowite pożądanie, miał szybciej wytrysk, niżby sobie życzył. Cała ta noc była szalona, nieprawdopodobna, zupełnie inna, niż z kobietami z przeszłości. Odrzucał tamte kobiety, nie chciał wspominać ani porównywać. Liczyła się tylko jego Steffi. Pieścili się wzajemnie, po niemal krańcowe wyczerpanie.
    Wstali gdy już minęło południe. Liam nie zapomniał zapytać, jak się jego ukochane dziewczątko czuje, czy wszystko w porządku, może przypadkiem coś ją boli. Zamówili posiłek do pokoju, Stefcia koniecznie chciała jajecznicę na maśle. Z bułeczką. I duuużo mocnej, słodkiej kawy z mlekiem.
    - Po śniadaniu musisz wziąć gorącą kąpiel – przykazał Liam.
    - A to dlaczego? Wolę prysznic.
    - Dla własnego dobra, moja ty mała buntowniczko! Tej nocy pracowały takie twoje mięśnie, które są rzadko używane. Możesz mieć zakwasy. Kąpiel jest lekarstwem. W zasadzie możemy wykąpać się razem.
    - A później posmaruję twarz kremami i będziesz omijał moje blizny. Koniecznie. Wczoraj nie posmarowałam i mam wyrzuty sumienia. A to dla ciebie chcę ładnie wyglądać.
    - Kocham ciebie. Kocham twoje blizny. Każdą najmniejszą kreseczkę. Kocham każdy twój, nawet najmniejszy, paznokietek. Kocham wszystko, co wiąże się z tobą.

    c.d.n.
    fot. Pixabay    


wtorek, 22 lutego 2022

Cz.27. Lipiec 1975 r. Göteborg. Rozmowa z babcią - nowiny


 
STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska 

Cz. 27. Lipiec 1975 r. Göteborg. Rozmowa z babcią – nowiny.

Połączenie z domem dostała bardzo szybko, jednak ojca nie było, tylko babcia. Chyba wpadła w słowotok, bo jak zaczęła opowiadać o tym, co w domu, to nie mogła się zatrzymać. Ale zaledwie kilka spraw wydało się Stefci naprawdę ważnych. Piotruś już drugi raz pobił się z kolegami. Tym razem wrócił w porwanym ubraniu i z siniakiem na oku. Poprzednio miał guza na czole i siniak w kąciku ust. Stefcia nie wiedziała o tym wcześniejszym zajściu, choć zdarzyło się jeszcze w maju. Druga ważna sprawa to wesele Hanki Kalinowskiej. We wrześniu wychodzi za mąż i była wraz z narzeczonym zaprosić na ślub. Babcia odniosła bardzo złe wrażenie co do tego młodego człowieka. „Paw napuszony i zarozumialec. To nie jest mężczyzna dla naszej Hani. Ale serce nie sługa... ”. Trzecia sprawa dotyczyła ojca – za mało zajmuje się domem, badylarstwem i mocno zaniedbuje Piotrusia. Aż Teresa się wścieka na nadmiar pracy dla niej i grozi, że „rzuci wszystko w diabły”. Stryj Bela przestał mieć wpływ na swego brata. To ostatnie zabrzmiało niebezpiecznie...
- To kiedy przyjeżdżasz? - zapytała w końcu babcia.
- Będę w domu w najbliższy wtorek. Prom przypływa rano, ale nie wiem, o której dotrę do domu. Zapewne wieczorem. Może nawet późnym wieczorem, bo zatrzymamy się gdzieś na obiad lub kawę. Mój kierowca będzie musiał złapać chwilę oddechu.
- No widzisz, a Edzio nadal nie kupił samochodu, czyli będzie problem, bo Bela jest teraz w Austrii i nie wiadomo kiedy wraca. Ale Edzio na pewno coś załatwi.
- Babciu, nic nie trzeba załatwiać, bo ja już mam podwózkę. Nie słuchasz, co ja mówię. Mam auto i kierowcę. Przyjadę do domu z Liamem, moim chłopakiem. Liam zatrzyma się u nas na kilka dni, to go wszyscy poznacie.
- Liam? Szwed?
- Tak. Babciu, ja się zakochałam. Nazywa się Liam Rybbing.
Milczenie trwało kilka sekund.
- I bardzo dobrze. Ale jak mi się nie spodoba to przegonię go na cztery wiatry. Ma być chłopak do rzeczy, a nie taki jak narzeczony Hani – ostro zakomunikowała babcia.
- Jest do rzeczy. I bardzo go kocham, więc nawet jak będzie coś nie fajnie, to go nie przeganiaj, a naucz kindersztuby. Ty to potrafisz.
- Bardzo się cieszę, że wreszcie wracasz, bo i profesorstwo lada dzień zjedzie. A który pokój przygotować dla tego chłopaczka?
- Myślę, że szary na piętrze. Babciu, to nie chłopaczek. Liam ma trzydzieści jeden lat. Jest właścicielem trzech hoteli i właśnie buduje czwarty.
- A pierścionek zaręczynowy już ci kupił?
- Babciu!
- Ach, przepraszam. Ale ty mi nie babciuj. Sama nie wiem, co ględzę. Dobrze, że wracasz, bo tu bez ciebie wszystko w rozsypkę idzie. Aha, i list do ciebie przyszedł, polecony, z jakiegoś banku z Krakowa.
- A Piotruś jest teraz w domu? I co to za list? Możesz go otworzyć i przeczytać?
- Piotruś jest w Karolince. Wyjechał zaraz po tym ostatnim pobiciu. Poczekał tyle, aby siniaki nieco zbladły. Chciał iść na piechotę albo autostopem, ale nie pozwoliłam. Na szczęście pojawił się pan Piwko, jechał w tamtą stronę, to zabrał i Piotrusia, i rower. Dziadek Miecio obiecał, że zreperuje rower. A, i kazałam mu poszukać szczeniaka dla Piotrusia. Ale nie jakieś maleństwo, tylko jak urośnie to ma być duży, mądry pies. Czekaj, już otwieram...
- A twoje uczulenie?
- Czekaj, niech przeczytam... Gdzie moje okulary... Nasz doktor powiedział, że za granicą już jest na to lekarstwo i Bela ma poszukać. Poza tym może już wyrosłam z tego uczulenia? Organizm się zmienia. Zobaczymy. W razie czego będzie miał swojego psa w Karolince. On i tak chce się tam do szkoły przenieść.
- Ojciec się nie zgodzi!
- Ojciec nie będzie tu miał nic do powiedzenia, bo to ja z tobą podejmiemy decyzję. Ojciec schodzi na psy. Och, jak mnie serce boli... Codziennie modlę się za niego. Dobra, już czytam. Chwila... Bank pisze, że jakieś nieporozumienie i rezygnują z ciebie jako praktykantki.
- A po nocach płaczesz. Och, to straszny kłopot dla mnie... Gdzie ja teraz się na miesiąc załapię? A muszę mieć papier na uczelnię...
- Bo serce tak bardzo boli... I … Ach, szkoda gadać. Przyjedziesz, to porozmawiamy. Po prostu boję się, że nasza rodzina zejdzie na psy. Tereska aż na mnie warczy, bo Edzio przestał jej pomagać. Dość, nie mówmy już o tym. To mówisz, że się zakochałaś.
- Wreszcie się zakochałam. Nie uważasz, że trochę późno?
- A o praktykę to się nie martw. Ojciec załatwi ci coś na miejscu. Co to? Musi być Kraków? I jeszcze jedno – kupiłam pięćdziesiąt kurczaków, mamy kurnik. A w Karolince już są cztery prosiaki. Bela chciał hodować indyki, ale Basieńka dostała histerii. Wiesz, w sklepach zaczynają się pustki. Ludzie mówią, że nawet mydło będzie na kartki, więc kup jakiś zapas w Szwecji. Kolejki już są nieprawdopodobne, w sklepach coraz mniej towarów. Udało mi się kupić dres dla Piotrusia, chociaż stałam w kolejce chyba ze dwie godziny i tak dobrze, że znajoma mnie powiadomiła, wiesz, pani Danusia z magla.
Rozmawiały wyjątkowo długo, a babcia jeszcze kilka razy wracała do Edzia, tak bardzo bolało ją jego postępowanie, zaniedbanie rodziny i obowiązków. Później Liam wypytywał Stefanię o domowe sprawy, ale ona skupiła się głównie na Piotrusiu, o nim opowiadała najwięcej. Także o pustoszejących sklepach i kolejkach po wszystko. Wstydziła się mówić o ojcu. Ją także rozbolało serce. Liam wyczuwał, że stało się coś bardzo złego, że coś więcej niż Piotruś, bo jego ukochana już nie tryskała radością. Widział, że dziewczyna mocno przeżywa wiadomości z domu, jednak nie naciskał, nie próbował wysondować tak do dna. Popatrywał na nią z troską. Zaproponował pójście do klubu, do którego chodził najczęściej.
- Zjemy kolację i się przejdziemy. To blisko. Rozerwiesz się trochę, poznasz nasze zwyczaje. Poznasz też kilku moich przyjaciół, przypuszczam, że będzie Viggo i Martinus. Może nawet potańczymy, bo dziś powinien występować jakiś zespół.
- Liam, proszę – nie. Nie chcę już wychodzić z domu. Było dużo atrakcji i jestem teraz męczona. I straciłam miejsce na praktykę zawodową. Nie wiem, co dalej będzie... Dla mnie to duży problem.
- To ten staż cię tak przytłoczył? Ja cię mogę zatrudnić. Bez problemu.
- No nie, zagraniczna praktyka? Nie znam języka, to nie przejdzie. Ojciec coś mi znajdzie na miejscu, w Wierzbinie. Martwię się Piotrusiem, bo to druga bójka w krótkim odstępie czasu. Na dodatek zniszczono mu rower. W Polsce bardzo trudno kupić rower. Prawie jak samochód!
- Ile on ma lat? Przecież w tym wieku chłopcy lubią takie bijatyki. Jeden podpuszcza drugiego i z niczego robi się potężna awantura.
- Ty też się biłeś z chłopakami?
- Na szczęście nie. Bardzo wcześnie zacząłem jeździć na łyżwach, zaraz potem zaczął się hokej i dużo ćwiczeń wytrzymałościowych, dla wzmocnienia kondycji. Byłem malutki i bardzo drobny. Bałem się bijatyk, nawet takich poszturchiwań, ale też nie miałem powodu i czasu na prawdziwe potyczki. Wszyscy byliśmy umordowani treningami, a jednocześnie chodziliśmy na nie z radością. Jednak umiem się trochę bić, a w zasadzie bronić, bo za namową kolegów przez jakiś czas trenowałem tak z doskoku boks. Tam dawaliśmy sobie ostro czadu... Byłem już wtedy na studiach. Energia nas rozpierała, a sporty pozwalały ją wyładować. Nie brałem udziału w ani jednej bójce ulicznej. Na ringu to co innego. Aż doszedłem do wniosku, że nie podoba mi się bicie kolegów i zacząłem ćwiczyć japońskie sporty... Tak na wszelki wypadek. Jeszcze teraz tam czasem zachodzę, bo staram się zachować formę, ale to już nie to co dawniej. Latem głównie biegam, a zimą wracam do hokeja. Mój ojciec mówił, że trzeba trenować różne sporty, umieć dużo, rozwijać różne mięśnie, ale najważniejszy jest mózg. To też mięsień. I to on ma być najsprawniejszy. Moje kochanie, moja najsłodsza dziewczynko, martwię się o ciebie, bo jesteś niespokojna i posmutniałaś. Nie umiem być zabawny i nie umiem cię rozśmieszyć. Może spróbuj jeszcze raz opowiedzieć o domowych sprawach. Wiem, że taka rozmowa przynosi ulgę. Będę cię wspierał we wszystkich twoich problemach. Od tego jestem. Możesz się na mnie oprzeć także psychicznie. I nie martw się o praktykę, bo ta sprawa się dobrze zakończy. Jestem tego pewien.
Stefcia przytuliła się do niego, a on gładził ją po włosach i po plecach, całował we włosy i skroń.
- Bardzo cię kocham, moja cudowna dziewczyno, moja Steffi. Jesteś moją najjaśniejszą gwiazdą, całym światem, nawet całym kosmosem. Bardzo chcę zdjąć wszystkie chmury z twego czoła. Kocham cię, kocham cię, kocham ponad wszelkie wyobrażenie!
- Liam, bardzo ci dziękuję za to, że jesteś i się o mnie troszczysz. Nawet gdy o czymś nie mówię, to i tak twoja obecność bardzo mi pomaga. Przytul mnie tak i trzymaj jak najmocniej. Chcę być z tobą. Przy tobie jestem szczęśliwa, mimo domowych niepokoi. Wiem, że wszystko przeminie, ale na razie nie ma mnie w domu, nie wiem o różnych sprawach, a babcia narzeka na serce. Muszę jak najszybciej znaleźć się w domu.

c.d.n.
fot. Pixabay

niedziela, 20 lutego 2022

Cz.26. Lipiec 1975 r. Göteborg. Nowy zgrzyt.

 


STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

Cz.26. Lipiec 1975 r. Göteborg. Nowy zgrzyt.

- Tu w pobliżu jest niewielki sklepik z damską odzieżą. Kiedyś byłem tam z siostrą. Inna sprawa, że zaraz uciekłem do samochodu. Ale tobie nie ucieknę, będę sam wybierał, a ty będziesz mierzyć.
- Co mierzyć?
- Letnie sukienki.
- Liam, obudź się. Zaraz lato się skończy. Po co mi sukienki? Gdzie w nich będę chodzić? No i moda ciągle się zmienia.
- Za rok też będzie maj, wiosna i kwiaty. Nie odmawiaj! Styl klasyczny modny jest zawsze. A jak chcesz, to możemy też kupić coś bardziej jesiennego. Steffi, ja mam kupę pieniędzy i nie mam na co wydawać! Zrób mi frajdę... Kiedyś koledzy mi opowiadali, że w Polsce śpi się na materacu pełnym pieniędzy. Dobrze zapamiętałem?
- Tak, jest u nas takie powiedzenie, że bogaci śpią na pieniądzach.
- Sama widzisz. Nie mam materaca z pieniędzmi, ale mam konto w banku i naprawdę nie jestem biednym człowiekiem. Nie szpanuję. Nie ubieram się w markowe ubrania, nie jeżdżę nadzwyczajnym autem, bo nie zależy mi na tym, by podkreślać swoją zamożność. Liczy się wygoda. A teraz chcę ubrać ciebie jak księżniczkę, bo jesteś dziewczyną na której mi niewyobrażalnie zależy. Ja to robię z miłości. Może nie umiem inaczej okazać swego uczucia. Kocham cię. I chcę cię uczynić najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Moją dziewczyną. Jedyną. Ukochaną. Wybraną. Najcudowniejszą. I prześlicznie ubraną. Więc się już nie buntuj.
Stefania siedziała milcząca i zdesperowana. Pewnie, że było jej miło usłyszeć te wszystkie słowa, ale przecież znali się zaledwie od trzech tygodni! Czy Liam jest szalony? Myślała, że na tamtych zakupach skończy się „finansowe wsparcie” Liama. To przecież nie była mała kwota! A teraz on od nowa zaczyna. I po co? Nie miała już więcej pieniędzy na nowe wydatki, bała się, że i tak przekroczyła budżet, może nawet nadszarpnęła rezerwę przeznaczoną na bilet i powrotną podróż po Polsce. Ta niepewność była irytująca, bo ciągle nie wiedziała na czym stoi. A on zaczyna z nowymi zakupami. Myślała, że to już uzgodnili, wyjaśnili, zamknęli na dziesięć spustów!
- Liam, ja nie potrzebuję nowych ubrań. Mam ich wystarczającą ilość, nawet aż za dużo. A poza tym... poza tym i tak nie pójdę z tobą do łóżka tylko dlatego, że mi coś kupisz – wypaliła.
Poczuła, jak ramię chłopaka sztywnieje. Po chwili zabrał rękę z jej pleców, zerwał jakiś listek z krzewu i miętosił go w palcach. Siedział pochylony, z łokciami na kolanach, zapatrzony w ten listek.
Oboje byli sztywni, jak mrozem ścięci. Stefania poczuła się bardzo nieswojo. „Po co to powiedziałam? Czemu nie ugryzłam się w język?”.
- Myślisz, że taki jestem? Że chcę cię kupić? - zapytał z goryczą, widziała, jak na skroniach nabrzmiały mu żyły.
Bardzo go zraniła... Za bardzo, za mocno... . Ale jak to teraz odkręcić?
- Liam, my się ledwie znamy. Nawet jeszcze nie ma pełnego miesiąca! Ja nie wiem, co mam o tobie myśleć! To wszystko za szybko się dzieje! Czy my musimy od nowa o pieniądzach? Czy nie dość było tego w pokoju? Czy naprawdę nie rozumiesz mego stanowiska? Nie chciałam cię obrazić. Ale spróbuj i mnie zrozumieć. Ty wiesz, z jakiego kraju jestem. I na dodatek nie mam doświadczenia z chłopcami, przecież ci mówiłam. Nie jestem łatwą dziewczyną. Nigdy nie byłam z chłopakiem... w intymnej sytuacji. Nie wiem, co powinnam robić albo mówić. Zawróciłeś mi w głowie nie przez te zakupy, ale dlatego, że jesteś... taki ciepły, łagodny, miły. Nie zepsuj tego. Oboje nie zepsujmy.
Spojrzał jej prosto w oczy. Zobaczyła w nich łagodny acz smutny uśmiech – mimo wszystko uśmiech! - i tak wiele miłości! Jego słowa już nie były szorstkie:
- Dobra. Nie ma co dywagować. Uwierz, że bardzo cię kocham. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Absolutnie wszystko. Nie warto sprzeczać się o parę łaszków, a tym bardziej o pieniądze. To co - idziemy do tego sklepu? Nie będę ci nic na siłę wciskał. Lecz chcę abyś wiedziała, że te całe twoje zakupy to dla mnie jak kieszonkowe na żyletki. Nawet nie zauważę ubytku na koncie.
Cisnął poszarpanym listkiem, ale to nie kamyk, wiatr lekko poderwał zieloność i potoczył po chodniku.
- Zgadzam się Liam. chociaż musisz wiedzieć, że to wcale nie jest dla mnie łatwe.
Zakupy zaczęli od wielkich na pół twarzy słonecznych okularów. Oczywiście dla Stefanii. Następnie Liam wybrał kilka sukienek, które musiała mierzyć, nadto sweterki i bluzki, kurtkę i kilka spódnic. Zimowych kurtek jeszcze nie było w sprzedaży, jednak pytał o nie. Nie siedział grzecznie na kanapie, ale szperał po wieszakach i wyciągał co raz to nowe rzeczy. Dwa razy wpadł do przymierzalni i pocałował ją w usta tak, że musiała się jego przytrzymać. Gdy wychodziła z przymierzalni, by pooglądał na niej ciuszek – wodził za nią rozkochanym, roziskrzonym spojrzeniem. Po jego oczach i uśmiechu poznawała, w czym jest jej najlepiej. Sterta sukienek rosła, do już wybranych dochodziły nowe.
- Liam, proszę cię – dość. Dość! Przecież nie wykupisz całego sklepu!
W końcu z trudem powstrzymywała łzy. Zginęła radość z zakupów. Odniosła wrażenie, że Liam kupił więcej, niż miał zamiar, jakby jej na złość. Że też musiała się wyrwać z tamtymi słowami! Była na siebie bardzo zła.
- Dziękuję ci za te wszystkie wspaniałości – powiedziała usadowiwszy się w samochodzie i pocałowała go w usta. Pogładził ją po włosach i siedział milczący, nie odpalał silnika. Wyczuł jej wielki smutek. Jemu też nie było radośnie, a powinno być. Obrócił się całym sobą w jej stronę.
- Wiesz, kochanie? Mamy tak mało czasu, a jeszcze bezsensownie się kłócimy. I po co? Daj mi się kochać łagodnie, bez kolców. Mężczyźni też mają swoje potrzeby, a może taki rodzaj zachcianek i czasem trzeba im ustąpić. Nawet jeśli to zrobisz tylko dla świętego spokoju. Nie psujmy sobie wzajemnie humoru, pozwólmy sobie na więcej zaufania. Steffi, zrozum, że ja jestem cały dla ciebie, bez żadnych ograniczeń. Niech nasza miłość będzie piękna i zawsze uśmiechnięta. Tego bym dla nas chciał. Niech nasza miłość będzie jak radosne święto.
- Dobrze, Liam. Już nie będę z tobą walczyć – obiecała.
„Przecież nie powiedziałam, że go kocham!”.
Później były cynamonowe bułeczki, kawa i zwiedzanie miasta z okien samochodu. Liam oświadczył, że najważniejszy jest fontanna z Posejdonem. I żałował, że nie wziął ze sobą aparatu fotograficznego.
- Jeszcze tylko jedną rzecz chciałbym ci kupić – powiedział w drodze powrotnej.
- Liam, proszę, dość...
- Chodzi mi o kapelusz. O taki z ogromnym rondem, szerszym od twoich ramion. W tamtym sklepie takich nie było.
- Chyba zwariowałeś! Gdzie ja bym w nim poszła?
- Jeździłabyś ze mną w samochodem. A ja bym pękał z dumy. Gdybyśmy gdzieś razem szli, to wszyscy by się za tobą oglądali. A ja wiedziałbym, że mam obok siebie moją jedyną, ukochaną kobietę. Tak, tak – pękałbym z dumy. Och, jeszcze szpilki. Dlaczego ty nie chodzisz w szpilkach? Możemy kupić ci kilka par szpilek.
- Nie możemy, bo TY nie możesz kupować mi butów. Wszystko inne, ale nie buty. A po drugie ja nie chodzę w szpilkach. Mam kilka par, cóż z tego, skoro od wypadku nie mogę chodzić w szpilkach. Obcas nie może być wyższy niż pięć centymetrów.
- Musisz mi o tym wypadku opowiedzieć. Ale to może przy kolacji. Zjemy w pokoju czy w restauracji?
- W pokoju – zdecydowała natychmiast Stefania.
Tym razem Liam podjechał pod główne wejście, samochodem zajął się parkingowy, a zakupy zabrał boy. W recepcji nie było gości, Liam podszedł do dyżurującej recepcjonistki i o coś zapytał po szwedzku. Pani szybko odpowiedziała, cała w śmiechach. Liam rozmawiał z nią przez chwilę.
- Co chcesz na obiad? - zwrócił się do Stefanii. - Masz do wyboru mięso, ryby lub owoce morza. Albo wszystkiego po trosze.
- Ryby i frytki. Może być? Ale rybę taką niezbyt tłustą. Nie znam się na rybach. U nas w domu prawie się nie jada ryb. Najczęściej ryby jem w Krakowie, słodkowodne, bo takie dowozi nam koleżanka ze stancji. Jednak nie przepadam za rybami. O, najlepiej jakiś filet – w ostatniej chwili przypomniała sobie brakujące słowo po angielsku. „I nic smażonego, nic tłustego... Tak to miało być, ale się nie da!”
Kiedy wreszcie usiadła w salonie Liama poczuła, jak bardzo bolą ją stopy. A przecież wcale tak dużo nie chodziła. Jednak cały czas była w ruchu, podczas gdy w klinice dużo leżała. Zastanawiała się, czy wziąć prysznic. Tymczasem boy przyniósł ich zakupy i Liam rozkładał sukienki na kanapie. Jedna z nich, czerwona w białe drobne kwiatki, była wyjątkowo krótka, w sklepie Liam się uparł, że też ją kupi. Stefci najbardziej podobała się kurteczka, ciemnozielona, o modnym kroju. Liam odkrył, że jest jej bardzo dobrze w tym kolorze. Sama o tym wcześniej nie wiedziała. Patrzyła na rozłożone zakupy i cieszyła się z tych wszystkich ciuszków, choć w głębi duszy był jakiś nieprzyjemny osad. Niemiły posmaczek. „Moje zbuntowane ego jeszcze nie zaakceptowało pomysłów Liama. Oj, chłopaku, chłopaku! Nie będzie nam łatwo się dopasować”.
Przyszła pokojówka. Liam wybrał cztery sukienki i kazał je przygotować do wyjścia. Jak najszybciej. „Hm... to nawet wygodne” - pomyślała Stefcia.
Brakowało jej Ady i dziewcząt ze stancji. I ojca. I babci. Nie miała się kogo poradzić. Ani komu wyspowiadać. Nie miała z kim dzielić swoich radości, ale też zwątpienia i głębokiej rozterki. Nie umiała sobie w głowie wszystkiego poukładać. Chociaż czy na pewno opowiedziała by o wszystkim Adzie? Raczej nie. Nigdy, albo prawie nigdy, nie opowiadała o sobie. Kamil... Tak, miała do niego zaufanie, na nieszczęście był zbyt blisko związany z Markiem. No właśnie – Marek. Już całkiem o nim zapomniała! Gdzie Markowi do Liama! Ale Marek był Polakiem... Noemi... Ona by najlepiej zrozumiała dzisiejsze wątpliwości Stefanii. I wszystko zbagatelizowała! Nie, nie! Sama musi się ze wszystkim uporać. Szamotała się w głębi siebie.
- Chciałabym zadzwonić do domu – przypomniała Liamowi.
- Już teraz?
- Może za chwilę, jak nieco odpocznę.
- Jesteś bardzo zmęczona?
- Aż bardzo – to nie. Ale chwilę bym sobie poleżała. Może najpierw wezmę prysznic? Przytul mnie, zanim pójdę do siebie. Mocno, intensywnie, z całej siły.


c.d.n.
fot. Pixabay

sobota, 19 lutego 2022

MIŁOŚCI ŚLAD

 





Miłości ślad... - © Elżbieta Żukrowska

Miłości ślad jak odcisk dłoni
jak zapamiętany pocałunek
i zapach bzu kiedy się kłoni
ciężarem kiści w wiosny ranek

Mgiełką osnute twoje tchnienie
oczy żebrzące mej uwagi
męskie ramiona silne dłonie
serca niesione siłą marzeń

Złudzenia które mróz oszronił
wyperswadował podróż w nicość
choć nie zaświecił jasny płomyk
to łzy już ciebie nie dotyczą

Choszczno, 17.02.2022 r.
fot. wlasne

piątek, 18 lutego 2022

Cz. 25. Lato 1975 r. Göteborg - u Liama. Rozmowy. Zakupy.


 
STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

      Cz. 25. Lato 1975 r. Göteborg - u Liama. Rozmowy. Zakupy.

      Obudziło ją pukanie. Przez kilka sekund nie wiedziała gdzie jest i co się z nią dzieje. Drugie pukanie. Otrzeźwiała.
      - Proszę!
      - Czekam na ciebie w salonie – usłyszała Liama. Jednak drzwi do niej nie otworzył.
      Zebrała się, przyczesała włosy i obmyła twarz. Umyła zęby.
      Liam czekał, siedząc na kanapie. Na niewielkiej tacy stały dwie filiżanki z kawą i dwie szklanki soku.
      - Siadaj – klepnął ręką miejsce przy sobie, na kanapie.
      - Wszystko dobrze? - zapytała, siadając zgodnie z zaproszeniem.
      - Bardzo dobrze. Pozałatwiałem wszystko i jestem wolny do jutrzejszego poranka. Masz chęć na kawę? A może byś coś zjadła? Dziewczyny podrzuciły mi półmisek wędlin i jakieś dwie sałatki. Jadasz mięso?
      - Tak, nie jestem wegetarianką. A ty?
      - O, dla mnie bez mięsa nie ma jedzenia. W ogóle jem bardzo dużo. Ale też mogę wytrzymać całkiem długo bez.
      Stefania sięgnęła po kawę – była gorąca, więc trochę dmuchała i powolutku piła. - Chcę się z tobą rozliczyć, a ty jednak nie wszystko ująłeś w tym rozrachunku.
      - Jak nie wszystko? Absolutnie wszystko!
      - Nie ma garsonki, bluzek, torebki, szala, alkoholu, kwiatów i czekoladek – wyliczyła detalicznie.
      - Kochanie, przed wyjściem uzgodniliśmy, że będę miał prawo ingerować. Zgadza się?
      - Tak. Zgadza się.
      - Więc to jest moja ingerencja. To nie podlega dyskusji. Nie próbuj na mnie naciskać.
      Stefania przez chwilę milczała – ma ustąpić dla świętego spokoju? Posmutniała. Było jej przykro. To nie są lody, czy kino. Głupio od ledwie znajomego chłopaka brać tak drogie prezenty... Żakowie nie są żebrakami, mają swoją dumę! Nie ustąpi! On też musi ją zrozumieć. Są pewne granice. Nie jest jej mężem. Nawet nie wie, czy może go nazwać swoim chłopakiem! Czy on naprawdę nie rozumie, że takie prezenty są wysoce niestosowne? Kim jest, że tak ją traktuje? Za kogo ją uważa? W gruncie rzeczy... poniża ją. Nie może się zgodzić na takie traktowanie! Jak mu to dobitnie powiedzieć? To on jest niedelikatny! Jeśli ustąpi, to Liam może pomyśleć, że jest pazerna. Nie, nie może ustąpić. Może kiedyś jej wypomnieć, że chętnie brała od niego to czy tamto. Co innego maleńka figurka wikinga. Taki prezent był sympatyczny i mieścił się w granicach zdrowego rozsądku, w granicach tego, na co mogła mu pozwolić. Ale taki wydatek...? Tyle drogich, luksusowych rzeczy? Jakimi słowami ma przekonać Liama o niestosowności jego zachowania? Oczywiście, że dla niej jest to poniżające. Nie, nie, nie! Nawet babcia od razu się zorientuje, że kasy na takie wydatki to ona jednak nie miała. A wtedy dojdzie jeszcze wstyd przed rodziną. Z drugiej strony...
      - Ingerować – tak. Ale nie płacić za mnie – wyraziła swoje oburzenie. - Nie rób ze mnie żebraczki. Nie poniżaj mnie. Nie muszę mieć luksusowych ubrań. Mam takie, na jakie mnie stać. A jak ci się nie podoba – to trudno. Tak drogie prezenty absolutnie nie wchodzą w rachubę! Nie i już!
      Liam patrzył na nią przez chwilę, a potem poderwał się i zaczął krążyć po salonie. Miała wrażenie, że jest bliski wybuchu. Ale opanował się i usiadł w fotelu na wprost Stefci.
      - Posłuchaj, kochanie. Gdyby twój ojciec, brat, stryj... gdyby któryś z nich zrobił ci upominek, nawet najdroższy na świecie, z pewnością byś go przyjęła. Bo to są twoje bliskie osoby. Ludzie, których kochasz, z którymi łączą cię więzy krwi. Zakładam, że i mnie kochasz, choć – na szczęście – więzy krwi nas nie łączą. Miłość jest tutaj najważniejszym łącznikiem. A kochanej osobie się nie odmawia. Zaskoczyło mnie twoje myślenie... Wręcz na chwilę sparaliżowało. Jakie poniżenie? O czym ty w ogóle pomyślałaś? Jak mogły twoje myśli popłynąć w takim okropnym kierunku?
      - Ale Liam...
      - Nie, nie „Liam”! Takim myśleniem mnie... obrażasz! Dlaczego nie wierzysz w szlachetność mego serca? W moje najlepsze intencje? Oddałbym dla ciebie wszystko, podzielił się każdą jedną rzeczą, bez takich... takich... Nie możesz tak mnie osądzać! Co miesiąc daję całkiem sporą sumę na fundacje pomagające ludzi ubogich. Dla mnie to naturalne i zwyczajne. W Szwecji nie ma żebraków. Strasznie zabolało mnie to słowo. Wyszedł nam problem z głupstwa. Bo to dla mnie głupstwo, drobiazg, rzecz nie warta uwagi... A czy ty... Gdybyś ty miała miliony, kilka lub kilkanaście, a może jeszcze więcej, nie chciałabyś sprawić mi przyjemności? Obdarować czymś? Czy nie sprawiłoby ci przyjemności sprawienie upominku? Strona finnansowa nie gra tu żadnej roli, jest najmniej ważna!
      - Zakładam, że to tylko nieporozumienie wynikające z naszej niedostatecznej znajomości języka angielskiego. A także z odrębności kulturowej. Nie możesz mnie przymuszać do brania tak drogich prezentów. Kropka.
      Przykucnął przed nią, wziął jej ręce w dłonie, całował je i zaglądał w oczy.
      - Uwierz w moje dobre intencje. Chciałem ci zrobić przyjemność, a nie przykrość. Chciałem podkreślić, jak bardzo ważna dla mnie jesteś. Kochanie, to jest miłość. MIŁOŚĆ! Nie możesz buntować się i odrzucać... Tu nawet nie ma o czym dyskutować! - wyprostował się gwałtownie, a później usiadł obok i wziął ją w ramiona, przytulił ciasno. - W żadnym wypadku nie chciałem cię zranić. W żadnym. I nie wracajmy już do tego tematu. Uważam sprawę za zakończoną.
      No dobrze, ustąpi. A co by na to powiedziała babcia? Na pewno by nie pochwaliła. Ustąpi. Schowa dumę do kieszeni. Ustąpi. Dla Liama to nie były duże pieniądze, to tylko jej ego na tym cierpiało. Nie, to wszystko jest dla niej za trudne. Nigdy nie była w takiej sytuacji. Że też Liam nie pomyślał, że to dla niej jest... nieprzyjemne. Nie tylko trudne, ale i nieprzyjemne. Ona nie jest łakoma prezentów. Podarunek, podarunkiem, ale nie aż taki, nie w takiej cenie! Masakra jakaś! A teraz ona cała w nerwach przez głupi gest chłopaka. Dobra – ustąpi. A on będzie myślał, że jest taka pazerna na pieniądze... To po co sam stwarza takie sytuacje? Dobra – ustąpi. Wyjdzie na pazerną idiotkę, ale ustąpi. Niech się dzieje!
      - Dobrze – powiedziała z uśmiechem, do którego musiała się przymusić. - Ale będą cię czekały jeszcze jedne zakupy ze mną. I teraz ty musisz ustąpić. I już żadnych prezentów. Ani małych, ani dużych. Koniec.
      - Jeśli chodzi o masło, to tym już się zajmuje mój pracownik. Tylko nie wiedziałem ile i jakiej chcesz kawy. On to wszystko kupuje w cenach hurtowych lub bezpośrednio u producenta. To co z tą kawą? Jaką preferujesz?
      - Nie wiem, jaką. Tania i dobra, pięć kilogramów w małych opakowaniach. To znaczy takich po dwadzieścia pięć dekagramów. Góra pół kilograma. I z długim terminem ważności.
      - Dobra, to już do niego dzwonię.
      Stefania poszła po portmonetkę, a Liam sięgnął po telefon. Później się rozliczyli i Polka mogła odetchnąć z ulgą. „Wreszcie! Jak kamień z serca.” Zjedli. Sałatka z kurczakiem bardzo przypadła Stefanii do gustu.
      - To jedziemy na dalsze zakupy, czy odpoczywamy? - zapytał Liam zbierając na tacę talerze. - A może zwiedzamy? - pytał, jednak minę miał niewyraźną.
      - Najpierw do banku, bo chcę wymienić resztę pieniędzy.
      - Daj spokój, zrobimy tak, jak poprzednio. Ale teraz muszę cię pocałować. Czy mogę?
      Pocałunki „roztopiły” Stefanię. Boże! - jakie to było cudowne! Przytulał ją, gładził plecy i delikatnie całował. Tak czule i łagodnie! Miał miękkie, delikatne usta, ciepłe, pachnące, smakujące... nie wiedziała czym. Nigdy wcześniej nie doświadczyła takiej przyjemności. Sama tuliła się do Liama, zachwycona doznaniami. A on kontrolował wszystko i w pewnym momencie przestał całować, już tylko przytulał i gładził po plecach, po włosach. Coś szeptał po szwedzku. Czekał, aż dziewczyna nieco ochłonie. Trzęsącymi się rękoma dopiła zimną kawę. Oprzytomniała.
      Liam obserwował ją nieznacznie.
      - To co – jaka jest twoja decyzja?
      - Myślę, że najpierw zakupy, niech już to mam do końca za sobą i przestanę o nich myśleć. Muszę zostawić jeszcze pieniądze na bilet...
      - Nie musisz. Bilet jest już kupiony.

      - Kupiony?
      - Kupiony.
      - I nic mi nie powiedziałeś?
      - Właśnie mówię.
      - Na poniedziałek?
      - Tak, na poniedziałek. Ale mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
      - Czy ty musisz mnie tak zaskakiwać? Aż się boję twoich niespodzianek!
      - Nie wiem, jak to powiedzieć... Chciałem coś u ciebie wynegocjować.
      - Wynegocjować? Ciekawe, co?
      - Zabierz mnie ze sobą do Polski – wypalił. - Na kilka dni. W twoim miasteczku jest hotel? Wcale nie musiałbym zwalać się twojej rodzinie na głowę, ale po prostu pobyć jeszcze kilka dni blisko ciebie. Zanim wyjadę do Włoch. Czy ta prośba jest bardzo niestosowna? Czy twoja rodzina będzie oburzona? Nie sprowadzę przykrości na twoją głowę?
      Stefania poczuła, jak jej serce wykonało radosne salto! Ten zgrzyt finansowy z wolna się rozmywał. Jednak przez dłuższą chwilę się nie odzywała, układała w głowie niespodziewaną propozycję, już widziała oburzenie stryja Beli i uśmiechniętą szeroko babcię. A ojciec? Zapewne do wszystkiego podejdzie z dystansem, jak to on. Na szczęście (a może jednak na nieszczęście?) za słabo zna angielski i nie będzie mógł sondować Liama. Ale radowała się na myśl o tym, że będzie mogła pokazać Liama w domu, niech najbliżsi go poznają i zaakceptują jej wybór. Niech zobaczą, jak jest sympatyczny i miły, jak o nią się troszczy, dba, pamięta w każdej chwili o jej potrzebach, jak zwraca pilną uwagę na jej samopoczucie. Tego się nie da opowiedzieć, to trzeba zobaczyć. Chciała także pokazać się z Liamem w miasteczku. Stać ją na wspaniałego mężczyznę! Niektóre znajome pękną z zazdrości. Nareszcie ma chłopaka! W całej Wierzbinie nie ma tak przystojnego! Ale będzie gadania! Jednak najważniejsze, że będzie mogła dalej cieszyć się jego bliskością. Rozmawiać z nim, dotykać, całować, przytulać się. To wszystko razem było takie ekscytujące, nowe, wspaniałe! „Zakochałam się. Chyba się na amen zakochałam. I pewnie popełniam błąd za błędem. Ale nic mnie to nie obchodzi. Zakochałam się!” Jej serce śpiewało miłosną serenadę.
      - Zapraszam cię gorąco. O hotelu w Wierzbinie zapomnij. Nasz dom jest wystarczająco duży, by przyjąć cię jako gościa.
      - Co na to powie twój ojciec? To nie będzie zbyt duży kłopot?
      - „Gość w dom – Bóg w dom” - powiedziała po polsku.
      - Co to znaczy?
      Wreszcie pojechali na zakupy – najpierw po buty. Stefcia w kapeluszu, o co Liam poprosił.
      - Jeszcze ci brakuje wielkich okularów słonecznych. A kapelusz mógłby mieć dużo szersze rondo. Uwielbiam cię w kapeluszu! Kupimy jeszcze jeden, co? Taki wymarzony przeze mnie.
      - I gdzie ja będę w nim chodziła? Byle wiatr zdmuchnie mi taki kapelusz! - Powiedziała i zaraz przypomniało się jej, że profesor zalecał chodzenie w kapeluszu. Więc może to nie taki zły pomysł? - Dobrze, może być nawet kilka kapeluszy.
      - Będziesz jeździła ze mną samochodem.
      - Aha. To będziesz musiał kupić kabriolet.
      - Nie ma problemu. Dla ciebie wszystko! A jak ty masz zamiar te buty kupować? - zmartwił się nagle. - Dla siebie – to rozumiem. Ale dla brata? Jego noga zmienia się co miesiąc. Albo dla ojca? Nie pojmuję.
      - Mam wszystko w głowie, o nic się nie martw. Buty dla taty nie mogą być za duże, a dla Piotrusia nie mogą być za małe. Dobrze by było i dla babci coś z obuwia kupić, by nie czuła się pominięta. Ale dla niej to co najwyżej jakieś ciepłe, wygodne kapcie. Ostatnio często narzeka, że namarzają jej stopy. Nawet miałam kupić z baranim futerkiem w środku. W Krakowie można dostać takie bez problemu. Nasi górale robią. Ale zabrakło mi czasu, bo miałam wyjątkowo dużo spraw do załatwienia. Pomysł za późno wpadł mi do głowy.
      - I tak cię podziwiam! Masz więcej spraw na głowie, niż ja, hotelarz. Ale ja mam ludzi, każdy jest za coś odpowiedzialny.
      - A ten hotel we Włoszech, duży będzie?
      - Tak. Obawiam się, czy nie za duży. Postawienie i wyposażenie budynku nie jest trudne, jedynie zajmuje trochę czasu. Natomiast skompletowanie dobrej załogi to już są Himalaje. Moje doświadczenie mówi, że trzeba kilku lat, aby się wszystko dotarło i idealnie funkcjonowało. Ten hotel budowany jest z myślą o moich rodzicach. Mama jest doskonałą finansistką, a ojciec oczywiście typowym hotelarzem. I nudzą się w Szwecji, więc chcę, aby tam wszystkim zarządzali, aby tam mieszkali. Przynajmniej w okresie zimowym. Dziś wiele rzeczy można załatwić przez telefon, ale zawsze lepiej samemu dopilnować. Ojciec zapalił się do tego projektu.
      - Poleci z tobą do Włoch?
      - Nie, nie na tym etapie. Budynek już jest na ukończeniu, ale nadal to i owo można zmienić. Ojciec uważa, że ja jestem nazbyt nowoczesny, być może niektóre moje pomysły chciałby utrącić. Nie mogę do tego dopuścić, bo stawiam na nowoczesność, goście muszą mieć wszelkie udogodnienia – zaśmiał się, pokazując w uśmiechu idealnie białe zęby, drobne i równe. Miał taki piękny uśmiech! Wjechali na parking i Liam objął Stefanię zaraz po zamknięciu samochodu. - Göteborg jest piękny, ale to portowe miasto i muszę cię pilnować. To jest główna ulica z całą masą różnych sklepów i kawiarni. Jak już kupisz te swoje wymarzone buty pójdziemy na cynamonowe bułeczki, na pewno będą ci smakować jako dodatek do kawy. Są naszym narodowym przysmakiem. Moja restauracja też je piecze, już poleciłem przygotować nam zapas na poniedziałek.
      Weszli do sklepu ze sportowym obuwiem. Stefania najpierw wszystko obejrzała tak „po łebkach”, a następnie już bardziej zdecydowanie skierowała się do męskiego działu. Teraz wiedziała jak sprawdzać ceny i numerację butów. Dla ojca znalazła bardzo szybko. Liam chichotał, gdy widział, jak dziewczyna mierzy te ojcowskie buty na swoją nogę. Nieco trudniej było z Piotrusiem, bo buty wydały się jej zbyt drogie, w końcu w duchu machnęła na to ręką i włożyła do koszyka dwie pary różniące się rozmiarem i kolorem. Kapcie dla babci niemal same wpadły jej w ręce. Też wybrała dwie pary, jedne beżowe („na niedzielę”) i w kolorze ciemnego burgunda („na co dzień”). I te, i te z futerkiem i przepięknymi zdobieniami. Na koniec rozejrzała się za butami dla siebie. Nawet przymierzyła aż kilka par, by zdecydować się na pierwszą. Później sprawdziła, ile ma jeszcze szwedzkich koron i wyszło na to, że sama może za swoje buty zapłacić. Ale tylko za swoje. Liam nie chciał na to pozwolić – umowa była, że on płaci. Po cichu wyjaśniła mu polski przesąd – chłopak nie może dziewczynie kupować butów, bo ona w tych butach szybko od niego odejdzie. Śmiejąc się wyraził zgodę. W zasadzie całe te zakupy zmęczyły Stefanię. Liam posadził ją na ławeczce pod sklepem i przykazał się nie ruszać i broń Boże z nikim nie rozmawiać, a sam poszedł do auta, by zostawić torby i pudełka.
      - Bardzo jesteś zmęczona? - zapytał, gdy wrócił i usiadł obok. Jego ręka natychmiast powędrowała na plecy Stefanii. Oparła głowę na jego ramieniu.
      - Raczej nie. Chwilę posiedziałam i za pięć minut będę gotowa na następne atrakcje. Teraz jest mi bardzo, bardzo dobrze.
      Liam pocałował ją w czoło.
      - Mam jeszcze jedną prośbę. Bardzo dużą. Możesz zgodzić się w ciemno?
      - Na to nie licz!
      - Tak myślałem. To jest z serii ingerowania w twoje zakupy.
      - O matko! Nie! Już więcej nie ingeruj! - powiedziała po polsku Stefania. - No dobrze, mów.
      - Chcę ci kupić jeszcze kilka rzeczy.
      - Tak myślałam. A zaczęło się od maleńkiego wikinga! Czy dlatego, że wiking jest zdumiewająco podobny do ciebie? A poza tym, już uzgodniliśmy, że sama płacę za siebie i nie może być inaczej. W zasadzie nie chcę już nic więcej kupować. Wyczerpałam swój limit.
      - Z tym wikingiem to jest cała historia, ale opowiem ją przy innej okazji, bo teraz jeszcze nam przed nosem sklepy zamkną. To co? Mogę mówić? A ty się oczywiście zgodzisz, bo nie masz wyjścia. W moim przekonaniu ustaliliśmy coś innego: w sprawach finansowych ty milczysz, a ja płacę. Stefii, przecież jestem facetem! Obowiązują teraz inne zasady. Wydawało mi się, że to już ustaliliśmy.
      - W tej chwili pomyślałam, że dość już mam wszelkich zakupów! Ale mów. Prędzej to będę miała za sobą. Chociaż i tak zdecydowanie za często ci ulegam. Czy ty musisz tak mną rządzić?
      - Nie muszę, ale chcę. A w zasadzie to jednak muszę – powiedział i kilka razy pocałował dziewczynę.

c.d.n.
fot. Pixabay

czwartek, 17 lutego 2022

WŚRÓD DESZCZU

 





Wśród deszczu - © Elżbieta Żukrowska

Cichutkie myśli i marzenia
cień który pełznie pośród cierni
ogród jest szary nic nie zmienia
barw bo to brak słońca w dzień kolejny

Wśród kropli które skocznie tańczą
niesione podmuchami wiatru
jest zapomniane ciepło dłoni
nieodsłonione znikło sacrum

Glowa na pierś ciężko skłoniona
gorycz nie niesie uniesienia
smutek się kładzie długim cieniem
wiatr targa nitkę zapomnienia

Choszczno, 17.02. 2022 r.
fot. własne

środa, 16 lutego 2022

Cz.24. Lato 1975 r. Göteborg - u Liama.



STEFCIA Z WIERZBINY - © Elzbieta Żukrowska
Cz.24. Lato 1975 r. Göteborg - u Liama.
Budynek hotelu był stary, jeszcze przedwojenny, ale ładnie odnowiony i otoczony zielenią. Nad budynkiem górował spory neon „HOTEL R&R”. Liam podjechał nie do głównego wejścia, ale z boku budynku, gdzie drzwi były bardzo szerokie, chyba dla dostawców. Momentalnie przy samochodzie zjawił się młody człowiek w służbowym uniformie . Liam coś mu po szwedzku wyjaśniał przez chwilę i dał do ręki kluczyki od samochodu. Następnie poprowadził Stefanię labiryntem korytarzy do windy. Stefania, była zażenowana niezwykłą dla niej sytuacją. Ściskała w dłoni rączki torebki, ciężkiej, bo ze słownikiem w środku, i chyba ze dwa razy poprawiła niezdarnie kapelusz. Co ona tu robi? Sama do mieszkania mężczyzny? Chyba zupełnie zwariowała! Wjechali na szóste piętro. Gdyby ktoś zapytał, jakiego koloru są chodniki na korytarzu – to by nie wiedziała. Trzęsła się jak osika. Liam otworzył jedne z drzwi kluczem i gestem zaprosił Stefanię do środka. Weszła niepewna, w zasięgu wzroku znalazła fotel i zaraz z ulgą na nim usiadła – była w salonie. Liam znikł na chwilę, wrócił ze szklankami wody z lodem i usiadł na sąsiednim fotelu.
- Steffi, kochanie, przecież jesteś ze mną. Przecież to ja, twój Liam. Nie bój się.
„Jaki mój? Jaki mój?”
- Muszę zadzwonić do ojca – przypomniała.
Pukanie do drzwi i Liam wpuścił do środka pracownika wraz z wózkiem bagażowym. Osobiście zadbał o właściwe ustawienie bagaży. Ledwie pracownik wyszedł, a zjawiły się dwie pokojówki z naręczem pościeli, ręczników i ze świeżymi kwiatami. Liam wskazał im jeden z pokoi.
- To mój najlepszy. Mam nadzieję, że się tobie spodoba. Jest z łazienką. Czy masz już ochotę na przekąskę?
Stefania nadal ściskał paski torebki, jakby nie mogła jej odłożyć na bok. Wodę wypiła duszkiem, choć aż cierpły jej zęby.
- Poproszę jeszcze – powiedziała wyciągając rękę ze szklanką, w której nadal były resztki lodu. - A jeść na razie nie chcę.
- Może lepiej sok albo kawę? Może drinka? Odrobina alkoholu podziałałaby rozluźniająco... Myślę, że do ojca zadzwonisz po siedemnastej. Może tak być?
- Nie, nie. Woda wystarczy. I muszę się z tobą rozliczyć. Zaraz. Jak najszybciej. Dobrze, po siedemnastej – całkiem przytomnie odpowiedziała na kolejne pytania.
Przyniósł jej świeżą szklankę wody. Stefania wreszcie rozejrzała się po salonie. Jasne meble, to jest szafa pełna książek, szafka pod telewizor i druga szafka, a raczej komoda z szufladami, jasny gruby dywan, kilka dużych kwiatów w doniczkach na podłodze, dwie identyczne kanapy w jasnopopielatym kolorze, podobnie jak cztery fotele. Duży telewizor, jakiś sprzęt grający, nie znała się na tym. Na ścianach obrazy o tematyce marynistycznej. Dość wysoka ława-stół. I to wszystko. Ściany wysokie na około trzy i pół metra. Piękne koronkowe firany w obu dużych oknach i do tego jasnoszare, ozdobnie upięte zasłony. Minimalizm, żadnych ozdób mówiących o właścicielu. I dużo wolnej przestrzeni. A ktoś opowiadał, że w Szwecji nie wiesza się firan...
Dostała wodę, którą znów wypiła duszkiem.
Z pokoju przeznaczonego dla Stefci wyszły pokojówki, jedna o coś zapytała Liama, on odpowiedział z uśmiechem i panie na dobre opuściły apartament.
- Chodź, zobaczysz swój pokój – zaproponował. - Która walizkę chcesz do środka?
Nie próbował jej obejmować, przytulać, całować. Zachowywał się jak przystało na gospodarza domu. Stefania kilka razy głęboko odetchnęła. Może będzie dobrze.
- Tu masz toaletę, możesz się odświeżyć, a ja pójdę na chwilę do biura. To te drzwi koło windy. Gdybyś czegoś potrzebowała, na przykład wody lub jedzenia, to wszystko znajdziesz w lodówce. Nikt tu nie będzie przychodził, za to ty możesz zajrzeć w każdy kąt mego królestwa.
- Zaczekaj, Liam – powstrzymała mężczyznę – rozliczenie. Muszę się zaraz z tobą rozliczyć. Strasznie mnie to dręczy.
Liam wyjął z kieszeni spodni portfel, a z niego karteluszek z podpiętymi paragonami.
- To tu sobie popatrz, a ja na razie lecę – powiedział. - Myślę, że za jakieś pół godziny będę z powrotem. Poradzisz sobie?
Pochylił się, pocałował ją w czubek nosa i wyszedł.
Stefania dopiero teraz weszła do środka przeznaczonego dla niej pokoju i rozejrzała się. Był przestronny. Dwie szafy, łóżko, stolik z fotelami, pod oknem biureczko z tapicerowanym krzesłem, świeże kwiaty w wazonie na stoliku i kwitnące doniczkowe na oknie. Zasłony w kwiaty, brak firany. Na ścianach dwa obrazy z kwiatowymi kompozycjami. Na biureczku dość duże stojące lusterko chyba w srebrnej ramce i nocna lampka. Taka sama na nocnej szafce przy łóżku. Miękki dywan w pastelowych barwach. A ściany kremowe. Minimalizm, ale taki bardziej przytulny.
Zaczęła od łazienki, bo pęcherz miała już przepełniony. Wzięła prysznic, zachwyciła się miękkością ręczników. Przebrała się w lekką szeroką spódnicę i białą koszulkę bez rękawków. Spódnica była trochę zgnieciona, ale machnęła na to ręką. Wysuszyła włosy własną suszarką. I wreszcie zajrzała w paragony. Rozszyfrowywała je bez problemu pomimo szwedzkiego języka. Pamiętała, ile i co kupowała i w jakich sklepach. Jednak nie było paragonu ze sklepu z garsonką i całą tam kupioną resztą. Nie było też za alkohol, kwiaty i słodkości dla profesora Kiliana i jego żony. Sprawdziła jeszcze dwukrotnie – nie było! „A to łobuziak!” Najważniejsza dla niej wiadomość dotyczyła dolarów – po zwróceniu należności Liamowi – nadal będzie ich miała dość na kupno sportowego obuwia dla brata, ojca i dla siebie. „Ach, jeszcze masło i kawa.” Ale jak zmusić Liama, by przyjął pieniądze za te niedołączone do rozliczenia zakupy? Babcia kiedyś mówiła, że taktowna i nie pozbawiona talentu dyplomatycznego kobieta, jest w stanie wszystko załatwić, każdą sprawę przeprowadzić po swojej myśli. Co jeszcze nie oznacza, że ona jest taką kobietą. Położyła się na łóżku – co za wygoda! Skręciła się w kuleczkę. I ten zapach świeżości wokół niej. Nie czuła się zmęczona, jednak gdy na chwilę zamknęła oczy – natychmiast zapadła w sen.
c.d.n.
fot. Pixabay