STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz.13. Wiosna 1975. Ada.
Stefania pracowała i uczyła się jednocześnie.
Temat Marka
nie istniał. Dziewczyny nie wołały jej do telefonu, bo... przestał
telefonować. Ona sama nie miała czasu na rozmyślania i marzenia o
miłości. Żartowała, że usypia zanim głową dotknie poduszki.
Wydawało się, że już pogodziła się z tym, że miłość nie
jest dla niej, że nie znajdzie dla siebie partnera. Wtedy w jej
sercu drżała jękliwie struna smutku. Ale gdy Kamil na kolejnej
wizycie w salonie pytał co u niej – dziarsko odpowiadała, że
wszystko w porządku. Niczym się nie chwaliła i na nic nie żaliła.
Zdawkowe, że jest zapracowana mówiło wszystko i nic. Broń Boże
nie pytała o Marka, nie chciała dawać powodów do jakichkolwiek
domysłów i spekulacji. Wprawdzie Kamil zapytał, czy ma już
szykować garnitur na jej wesel, bo przecież go chyba zaprosi? Ze
śmiechem odpowiedziała, że dopiero po odbiorze dyplomu i
zapewniła, że na pewno nie zapomni zaprosić. Ba! Jeśli tylko
będzie możliwe, to on będzie ją czesał na tę uroczystą chwilę.
Z takiej rozmowy nie wynikało nawet, czy ma już chłopaka.
Jeszcze przed wakacjami zapragnęła odpoczynku. Była przemęczona.
Liczyła na to, że blisko miesiąc w szwedzkiej klinice da jej także
odprężenie, nie mogła doczekać się chwili wyjazdu. Ale zanim
pożegnała się na lato z uczelnią przyszła do niej Ada
Wilczewska. Była zasmucona.
- Aduś, Aduniu, co się stało? -
dziewczyny wpadły sobie w objęcia.
- Kupiłam wino –
wychlipała Ada.
- Czyli sprawa bardzo poważna. Kawy? Herbaty?
- Nie, tylko kieliszki i jakiś wihajster do otwarcia butelki.
A
popijając zaraz zaczęła opowiadać. Nie było jej na uczelni przez
kilka dni, ale to się zdarzało, bez paniki. Jednak sprawa okazała
się poważniejsza. Ada w te wakacje miała brać ślub z Dawidem
Sierockim, tak jakoś na początku września. Tymczasem na Wielkanoc
spotkała swojego kuzyna, bardzo dalekiego, bo to ich pra-pra-pra
byli rodzeństwem. Nikt już nie pamiętał, czy to byli bracia czy
może siostry, nieważne. Matka we wczesnej młodości Ady widziała,
że tych dwoje, córka i Jakub Gliński, mają się ku sobie i
przestrzegała córkę: ze związków spokrewnionych rodzą się
kalekie dzieci. Ale tu pokrewieństwo było dalekie. Jednak Ada
usłuchała matki, powiedziała kuzynowi, że nie mogą się spotykać
i wyjaśniła powód. Oboje zgodzili się, że matka ma rację.
Zresztą byli w różnych szkołach średnich, nie zawsze im było do
siebie po drodze. Rozstali się i nie szukali kontaktu. Aż tu
przypadkowe spotkanie na Wielkanoc. Była prywatka u jakiejś
koleżanki. Były tańce i alkohol. Do niczego złego nie doszło, z
wyjątkiem tego, że znów zaczęli się spotykać. Dawid nie poszedł
jeszcze całkiem w odstawkę. Natomiast randki z Jakubem były w
wielkiej tajemnicy. W końcu doszło do zbliżenia. Oboje zapomnieli
się, żadnego zabezpieczenia i ciąża gotowa. Ada nie wierzyła, że
jest w ciąży, tym bardziej, że miała jeszcze jedną miesiączkę.
Jednocześnie czuła niemal natychmiast, że w jej organizmie
zachodzą zmiany. Poszła na badania – ciąża bez cienia
wątpliwości – powiedział lekarz. Ada poczuła się zdruzgotana.
Jakub wiedział o bliskim ślubie z Dawidem. Dawid nie miał pojęcia
o Jakubie. Nie miał powodu przypuszczać, że Ada jest w ciąży. A
Ada chciała dwóch, trzech tygodni spokoju, aby wszystko przemyśleć
i podjąć odpowiedzialną decyzję. Był jeszcze czas na aborcję.
Inna sprawa, że od razu, natychmiast, zapragnęła tego dziecka.
Żadna aborcja! Urodzi, będzie wychowywać i kochać z całych sił.
Jednak musiała powiedzieć chociaż Jakubowi. Jakub na szczęście
okazał się dojrzałym mężczyzną. Żadnego ślubu z Danielem! Ada
jest teraz jego, Jakuba, kobietą, nosi pod sercem jego dziecko, to
oni mają wziąć ślub. Ada umówiła się z Danielem na rozmowę,
która miała być ostateczna, zamykająca ich związek,
unieważniająca wszystkie ustalenia związane ze ślubem. Rozmowa
była bardzo burzliwa, choć odbywała się w kawiarni, Dawid nie
panował nad sobą. Uderzył Adę w twarz i wybiegł zirytowany. Ada
zapłaciła za konsumpcję i słaniając się na nogach też wyszła.
Źle się czuła. Na mokrym od deszczu chodniku poślizgnęła się i
upadła. Do domu wróciła taksówką. A w nocy poroniła. Ona w
szpitalu, a Jakub oszalał. Powiedział, że Daniela zabije.
Rzeczywiście doszło do mordobicia, posypały się zęby, obu
zgarnęła milicja. Na szczęście po dwóch dobach obu wypuścili,
prócz zębowych ubytków i rozkwaszonych nosów do groźnych obrażeń
nie doszło.
- Moja mama wie, że poroniłam. Nie ma
pojęcia, czyje to dziecko, myśli, że Dawida. Jakub spotyka się
ze mną nadal, ale ciągle po tajniacku. A mnie życie obrzydło. Czy
ja nie powinnam się utopić? Takie mam właśnie myśli. W zasadzie
nie wiem teraz, czego chcę, do czego powinnam dążyć. Mam
rozwalone życie na maksa!
- I przez tyle miesięcy skrywałaś
to wszystko przede mną?
- Musiałam. Chciałam jak najdłużej
utrzymać wszystko w tajemnicy. To znaczy do zakończenia związku z
Danielem.
Przez kilka godzin Stefania wyprowadzała
przyjaciółkę na prostą drogę, likwidowała samobójcze myśli,
udowadniała, że życie wcale nie jest rozwalone. Ada przez długi
czas tłamsiła wszystko w sobie i dlatego narosło dużo frustracji,
obaw, stresu. Może jest nawet w depresji związanej z poronieniem.
- Mamie powiedz prawdę, bo to twoja dobra przyjaciółka. I
zaufaj Jakubowi. Będzie dobrze. Sama się przekonasz. To chwilowe
czarnowidztwo. Jakub cię przytuli, pocałuje i świat od razu
poweseleje. Nie mogę powiedzieć, że nic się nie stało, bo utrata
dziecka to wielki ból, ogromne, miażdżące przeżycie. Mam jednak
nadzieję, że będziesz mogła mieć następne dzieci. Spróbuj się
otrząsnąć ze złych myśli. Dla siebie, dla mamy i dla Jakuba. Oni
ciebie kochają. Musisz im odpłacić szczerością, miłością,
przywiązaniem.
- Już i tak mi ulżyło, bo się tobie
wyspowiadałam. Na uczelni nic nie mówiłam, bo i po co. Pozbieram
się. Jeszcze dzień, dwa i się pozbieram. Dzięki, że jesteś.
Przez kilka najbliższych dni spotykały się często, bodaj na
kilka minut. Ada dochodziła do siebie powoli. Schudła mocno.
Wreszcie powiedziała, że jedzie z Jakubem gdzieś w Polskę, byle
mu tylko te zęby wstawili. Na dziko pojadą, bez planu. A mama już
się pogodziła ze zmianami.
- Będę przysyłać ci kartki
z wojaży – zapewniła na pożegnanie Ada.
Stefania nie
zdążyła pobyć w domu u ojca, a już musiała jechać do Szwecji.
- Prędzej pojedziesz, to i szybciej wrócisz – mówił Edward,
a Bela odwiózł bratanicę na samolot do Warszawy.
-
Stryjku, przypilnuj tatę, niech kupi wreszcie samochód. Przecież
to nie musi być wypasiona bryka, ale mocne, sprawne auto. Przekonaj
go – poprosiła w drodze.
- Ach, on sam nie wie czego
chce. Ostatnio gadał na temat żiguli, a przerabialiśmy też ładę
i dacię. Teraz mówi o zachodnich markach. To by bardzo podniosło
koszty, ale już mój przyjaciel szuka czegoś, może po małym
wypadku, w Niemczech i we Francji. Zobaczymy. To nie jest sprawa na
zawołanie. Raz masz kilka aut do wyboru, a nagle pustka, same byle
co.
- Stryjku, ale pilnuj tatę. Pilnuj ze wszystkim.
Ostatnio bardzo się o niego boję. Za dużo pracuje, za dużo ma na
głowie, a niczego nie chce odpuścić.
- Tego akurat nie
musisz mi mówić. Jestem od niego dużo starszy, a lepiej się
trzymam. Bo odpoczywam. Bo się wysypiam. Nawet jem regularnie. Tamto
gospodarstwo w Karolince potrzebne mu jak psu piąta noga! Wcześniej
nie był taki pazerny na dobra materialne...
- A teraz ma
dziedzica i zmienił się punkt widzenia. Wszystko dla Piotrusia. Ale
i dla Piotra to jest za dużo.
- To jest jak u dawnych
chłopów z ojcowizną – nie wypuścić z ręki. Za każdą cenę.
Nie dać się. Co moje, to moje, a ty nie rusz.
- Chociaż te
dwa hektary pola by puścił w dzierżawę... A to nawet nie chce
słyszeć! Ty wiesz, że mam głos decydujący, bo babcia i dom, i
ziemię przepisała na mnie, gdy tylko skończyłam dwadzieścia
jeden lat. Tyle, że nie chcę nic robić za jego plecami i jakby mu
na złość. Jednakże jakby na to nie patrzeć, to taty mi żal, a
nie ziemi. Ta ciągła praca zabiera mu zdrowie. Przecież ma słabe
serce.
- Nie martw się tym, Stefciu. Przyjdzie czas,
przyjdzie rada. Wszystko się ułoży. Musi się ułożyć. Teraz
Terenia jeszcze nad wszystkim panuje, chociaż jest schorowana i
przemęczona.
Stefania pokręciła z dezaprobatą głową i
już się nie odezwała. „Ułoży? Jakie ułoży? A taty serce
całkiem stanie!”. Dobrze, że była ciocia Tereska. Rozmyślała
popatrując na krajobraz za szybą. „Chyba się zagalopowałam –
stwierdziła w duchu. - Zaczynam traktować samochód jak lek na
wszystkie taty kłopoty, a to tylko maszyna. Coś tam ułatwi, ale
niczego nie załatwi.”
A później stryj rozpętał
rozmowę, która była Stefanii bardzo nie miła - „tylko nie
zakochaj się w obcokrajowcu!”, jakby tam stali w kolejce do niej!
Przecież żaden chłopak się nią nie zainteresował! Klinika to
ciasne środowisko, nie było tam młodzieży w jej wieku, nie było
chłopców do zakochania. Domyślała się, że „brak wzięcia”u
chłopców w Polsce to nie tylko sprawa pokiereszowanej twarzy, bo
przecież przed napaścią też nie miała adoratorów. Nie umiała
odkryć przyczyny. Wokół niej było całe mnóstwo par. Niektórzy
już się pobrali, inni planowali śluby w najbliższym czasie, a ona
wciąż samotna. Prawdopodobnie takiego pana na jedną noc znalazłaby
bez trudu, przecież co i raz ktoś próbował ją „poderwać”.
Ale ona poważnie i odpowiedzialnie patrzyła na związek serc. To
miało być coś trwałego, stałego, mocnego, a nie zabawa w miłość.
Nie chciała lekkoducha, niefrasobliwego chłopaczka, żyjącego w
myśl zasady „jakoś to będzie”. Jednam słowem nikt jej na
partnera życiowego nie pasował, a tymczasem serce pragnęło
miłości. Wielkiej. Wspaniałej. Najczulszej. Odpowiedzialnej i
stabilnej. „Może takiej wcale nie ma?”. I sama sobie odpowiadała
– może i nie ma. A ci znajomi jej koledzy byli tylko do zabawy, do
żartów, na tańce. Szkoda. „Czyżbym za wysoko ustawiła
poprzeczkę?”.
Jednakże taka miłość była! Przykładem
świecił stryj Bela, który uwielbiał swoją żonę i zawsze był o
nią zazdrosny. A stryj Tadzio? Jego małżeństwo to też przykład
wielkiej miłości i bezgranicznego oddania. Wreszcie ojciec –
bardzo kochał Anielę, matkę Stefanii. Jego drugie małżeństwo
także było zawarte podobno z żarliwej miłości (ale tego Stefcia
nie była już taka pewna).
Trochę się bała kontroli
celnej, albowiem miała przy sobie sporo nielegalnych dolarów –
chciała zrobić duże zakupy i planowała powrót promem. Zgodnie z
poleceniem stryja podzieliła dolary na trzy części. Pierwszą
babcia jej wszyła pod otok kapelusza, który miał Stefania miała
mieć na głowie. Druga część została zakamuflowana w podpaskach,
a trzecia wsunięta małą dziurką za poszewkę kosmetyczki.
- Te wszystkie miejsca są doskonale znane celnikom – objaśniał
stryj Bela. - Wszystko zależy od szczęścia. Musisz ukryć
zdenerwowanie. Staraj się patrzeć w jeden nisko położony punkt i
to zanim dojdzie do ewentualnej kontroli. Masz sprawiać wrażenie
osoby chorej lub bardzo zmęczonej. Żadnego rozglądania się po
sali, rzucania wzrokiem to tu, to tam. Jesteś bardzo zmęczona,
chora, wręcz omdlewasz. Nie obchodzi cię to, co celnik robi z twoją
walizką. Niech sobie grzebie do woli. Ty jedziesz do kliniki na
leczenie. To możesz w razie czego powiedzieć, ale już bez
wyjaśniania, co będziesz leczyć. Pamiętaj – jesteś bardzo,
bardzo zmęczona, nawet chora. Wszystko inne jest nieważne. Chcesz
jak najszybciej usiąść w fotelu i odpoczywać. Aha, do tej dużej
walizki wcisnąłem buty po Basi. W ich klamerkach są dolary. W
klinice klamerki odprujesz, wydłubiesz pieniądze, a buty wyrzucisz.
Będziesz musiała kupić jakiś scyzoryk albo nożyczki. Jakoś
sobie poradzisz.
- Stryjku, bardzo dziękuję, ale ty jesteś
trochę szalony! A jak mnie złapią?
- To zabiorą dewizy i
na tym się skończy. Nic się nie bój. Będzie dobrze. W końcu
jesteś Żakówna!
- Stryjku, wiesz, że cię kocham? I to
nie za te pieniądze, ale za to że jesteś, że służysz mi
wsparciem w każdej sytuacji. Zawsze masz dla mnie najlepsze rady i
tak wspaniale podtrzymujesz mnie na duchu... Kocham cię stryjku!
Obyś zawsze mógł być tak blisko mnie! Ale teraz pomóż tacie. On
się jakby trochę zagubił. A ten samochód jest dla niego
niezbędny. Konieczny po prostu!
c.d.n.
fot. własna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz