STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz.23. Lato 1975 r. Pożegnanie. We
dwoje. I nerwy, nerwy, nerwy!
Pożegnanie z Noemi było
zroszone łzami – Francuzka się rozpłakała, przytulała Stefanię
i całowała bez końca, Viggo starał się ją uspokoić. Wreszcie
wymieniły adresy i numery telefonów, a Stefania musiała obiecać,
że przyjedzie do Francji kiedy to tylko będzie możliwe.
-
Przyjedziesz do mnie na wakacje, a ja ci pokaże prawdziwą Francję,
nie tą dla turystów. U mnie będziesz mieszkać i będziemy dużo
rozmawiać. I przypomnij mi jeszcze raz to słowo... No wiesz,
które.
- Bambaryła.
- Tak jest!
Chłopcy
znieśli razem bagaże, a było ich całkiem sporo!
-
Pojedziemy najpierw do mnie, bo to po drodze – oświadczył Liam,
kiedy już ujechali za dwadzieścia kilometrów. - Mieszkam w
apartamencie w moim hotelu i obok mam biuro. Muszę jeszcze coś
załatwić. A poza tym przepakujesz się. Kupiłem dla ciebie komplet
neseserów, będzie ci z nimi o wiele wygodniej. Jest jeszcze jedna
sprawa, ale aż się boję mówić...
- To coś strasznego? -
patrzyła na niego z uśmiechem.
- Naprawdę boję się
mówić...
- Liam! Nie denerwuj mnie!
- Do Polski
będziesz mogła popłynąć najwcześniej w poniedziałek. Nie ma
biletów. Wycieczki. Wszystko wysprzedane.
- Nabierasz
mnie.
- Niestety, nie. Moja asystentka już od kilku dni
usiłowała coś znaleźć, obojętnie z którego portu i do którego
w Polsce. Najwcześniej w poniedziałek, a następny rejs w czwartek.
Proszę – zostań do czwartku. Błagam!
Stefania siedziała
ze spuszczoną głową. Zrobiło się jej gorąco. I bardzo przykro.
W domu na pewno na nią czekają, a już w szczególności babcia.
Tymczasem taka niemiła niespodzianka. Nie zadbała wcześniej.
Zupełny brak odpowiedzialności! Babci będzie na pewno bardzo,
niewymownie przykro, bo przecież zaraz przyjedzie profesor Rafalski
z żoną...
- A nie zdarza się, że ktoś w ostatniej chwili
rezygnuje?
- Zapewne się tak zdarza... Chcesz spróbować?
- No nie wiem... Mam mieszane uczucia...
- Może
zadzwonisz ode mnie do rodziny i wyjaśnisz, co się stało. Przecież
zrozumieją. A ja będę miał kilka dni na pokazanie ci Szwecji.
- Nie wiem. Mam mętlik w głowie – powiedziała po polsku, a
później z trudem przełożyła to na angielski.
- Nie
stresuj się. Jestem hotelarzem. Nie będziesz musiała spać pod
mostem – zażartował.
- Ty naprawdę nie wymyśliłeś tej
sytuacji?
- Nie, nie wymyśliłem. To tylko zbieg
okoliczności. Nie ukrywam, że dla mnie bardzo szczęśliwy.
- Muszę się napić. Cała jestem rozdygotana.
- A masło
i kawę kupimy w poniedziałek, w dzień twego wyjazdu. Zaraz się
zatrzymam i podam ci wodę, bo na razie nie mogę dosięgnąć.
Stefania była bliska łez. Nie spodziewała się takich
komplikacji. Nie przypuszczała, że będą jakiekolwiek kłopoty z
biletem.
- Jeszcze się z tobą nie rozliczyłam.
Podsumowałeś już paragony? Musimy się rozliczyć zaraz po
przyjeździe do ciebie. Bo znów zapomnę. Co się ze mną dzieje...
Milczeli chwilę, aż Liam zjechał na parking przy stacji paliw.
- Może kupię ci kawę, albo jakiś sok?
- Nie,
Liam, nie. Woda wystarczy. I tak jestem rozdygotana.
- Chyba
się już nagrzała, nie będzie smaczna – podał Stefci odkręconą
butelkę. Piła przez chwilę drobnymi łykami. - Jesteś ciągle w
stresie, widzę to po twojej twarzy. O czym tak pilnie myślisz?
- Nie lubię być w sytuacji bez wyjścia. I nie lubię zawodzić
ludzi, a już w szczególności swoich bliskich.
- Przecież
to nie twoja wina!
Popatrzyła na Liama smutnymi oczyma. Nie
jej? A czyja? Nie zadbała, nie pomyślała, nie zarezerwowała... A
tu nie było stryja Beli, który o wszystkim myślał z wyprzedzeniem
i umiał załatwić to, co dla innych było niemożliwe.
-
Moja. Mogłam wcześniej zatroszczyć się o bilet. Mniej więcej już
po pierwszym tygodniu wiedziałam, kiedy będzie powrót. I nic nie
zrobiłam. Jestem nieodpowiedzialna. Nie mogę sobie wybaczyć.
Liam przysunął się do Stefani i objął ją ramieniem.
- Będzie dobrze – zapewnił, ale jej wydało się, że jakoś tak
bez przekonania. Pocałował dziewczynę we włosy, a ona natychmiast
odepchnęła go ręką.
- Daj spokój. Cała jestem aż
spanikowana... Pojedziemy do ciebie, a tam okaże się, że nie ma
wolnych pokoi i będę musiała spać w twoim apartamencie...
- A skąd wiedziałaś? Dokładnie tak będzie. Już tak jest. Zawsze
trzymamy kilka pokoi dla VIPÓW, właśnie przyjechali...
-
Pewnie z Emiratów Arabskich. To już wolę pod mostem.
-
Nie. Rosjanie. A w zasadzie Gruzini. Będą pić i głośno się
bawić. Gościliśmy ich już kilka razy, na razie wszystko w
granicach przyzwoitości. Lubią śpiewać. Mieliśmy też Rosjan,
którzy zdemolowali nam trzy pokoje. Coś okropnego. Od tamtej pory
nie mamy dla nich miejsc.
Stefania napiła się jeszcze raz i
oddała Liamowi butelkę.
- Chciałabym przespać ten
koszmar i obudzić się już w poniedziałek. Ale trochę się
uspokoiłam. Zadzwonię do taty i postaram się wszystko wyjaśnić.
Na razie i tak nie wie, gdzie i kiedy ma po mnie wyjechać. Przecież
się z tym sama nie zabiorę. Chyba przesadziłam z zakupami. Mam
nadzieję, że już kupił auto. Jeśli nie – wyjedzie po mnie
stryjek. W Polsce jest trudno kupić dobre auto. Już od kilku
miesięcy szuka. O mój Boże, ja się dalej cała trzęsę! –
zakończyła po polsku.
- Jedziemy, moja droga, a ty się
wcale nie martw, bo wszystko będzie dobrze. Sama się zaraz
przekonasz.
c.d.n.
fot. Pixabay
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz