piątek, 18 lutego 2022

Cz. 25. Lato 1975 r. Göteborg - u Liama. Rozmowy. Zakupy.


 
STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

      Cz. 25. Lato 1975 r. Göteborg - u Liama. Rozmowy. Zakupy.

      Obudziło ją pukanie. Przez kilka sekund nie wiedziała gdzie jest i co się z nią dzieje. Drugie pukanie. Otrzeźwiała.
      - Proszę!
      - Czekam na ciebie w salonie – usłyszała Liama. Jednak drzwi do niej nie otworzył.
      Zebrała się, przyczesała włosy i obmyła twarz. Umyła zęby.
      Liam czekał, siedząc na kanapie. Na niewielkiej tacy stały dwie filiżanki z kawą i dwie szklanki soku.
      - Siadaj – klepnął ręką miejsce przy sobie, na kanapie.
      - Wszystko dobrze? - zapytała, siadając zgodnie z zaproszeniem.
      - Bardzo dobrze. Pozałatwiałem wszystko i jestem wolny do jutrzejszego poranka. Masz chęć na kawę? A może byś coś zjadła? Dziewczyny podrzuciły mi półmisek wędlin i jakieś dwie sałatki. Jadasz mięso?
      - Tak, nie jestem wegetarianką. A ty?
      - O, dla mnie bez mięsa nie ma jedzenia. W ogóle jem bardzo dużo. Ale też mogę wytrzymać całkiem długo bez.
      Stefania sięgnęła po kawę – była gorąca, więc trochę dmuchała i powolutku piła. - Chcę się z tobą rozliczyć, a ty jednak nie wszystko ująłeś w tym rozrachunku.
      - Jak nie wszystko? Absolutnie wszystko!
      - Nie ma garsonki, bluzek, torebki, szala, alkoholu, kwiatów i czekoladek – wyliczyła detalicznie.
      - Kochanie, przed wyjściem uzgodniliśmy, że będę miał prawo ingerować. Zgadza się?
      - Tak. Zgadza się.
      - Więc to jest moja ingerencja. To nie podlega dyskusji. Nie próbuj na mnie naciskać.
      Stefania przez chwilę milczała – ma ustąpić dla świętego spokoju? Posmutniała. Było jej przykro. To nie są lody, czy kino. Głupio od ledwie znajomego chłopaka brać tak drogie prezenty... Żakowie nie są żebrakami, mają swoją dumę! Nie ustąpi! On też musi ją zrozumieć. Są pewne granice. Nie jest jej mężem. Nawet nie wie, czy może go nazwać swoim chłopakiem! Czy on naprawdę nie rozumie, że takie prezenty są wysoce niestosowne? Kim jest, że tak ją traktuje? Za kogo ją uważa? W gruncie rzeczy... poniża ją. Nie może się zgodzić na takie traktowanie! Jak mu to dobitnie powiedzieć? To on jest niedelikatny! Jeśli ustąpi, to Liam może pomyśleć, że jest pazerna. Nie, nie może ustąpić. Może kiedyś jej wypomnieć, że chętnie brała od niego to czy tamto. Co innego maleńka figurka wikinga. Taki prezent był sympatyczny i mieścił się w granicach zdrowego rozsądku, w granicach tego, na co mogła mu pozwolić. Ale taki wydatek...? Tyle drogich, luksusowych rzeczy? Jakimi słowami ma przekonać Liama o niestosowności jego zachowania? Oczywiście, że dla niej jest to poniżające. Nie, nie, nie! Nawet babcia od razu się zorientuje, że kasy na takie wydatki to ona jednak nie miała. A wtedy dojdzie jeszcze wstyd przed rodziną. Z drugiej strony...
      - Ingerować – tak. Ale nie płacić za mnie – wyraziła swoje oburzenie. - Nie rób ze mnie żebraczki. Nie poniżaj mnie. Nie muszę mieć luksusowych ubrań. Mam takie, na jakie mnie stać. A jak ci się nie podoba – to trudno. Tak drogie prezenty absolutnie nie wchodzą w rachubę! Nie i już!
      Liam patrzył na nią przez chwilę, a potem poderwał się i zaczął krążyć po salonie. Miała wrażenie, że jest bliski wybuchu. Ale opanował się i usiadł w fotelu na wprost Stefci.
      - Posłuchaj, kochanie. Gdyby twój ojciec, brat, stryj... gdyby któryś z nich zrobił ci upominek, nawet najdroższy na świecie, z pewnością byś go przyjęła. Bo to są twoje bliskie osoby. Ludzie, których kochasz, z którymi łączą cię więzy krwi. Zakładam, że i mnie kochasz, choć – na szczęście – więzy krwi nas nie łączą. Miłość jest tutaj najważniejszym łącznikiem. A kochanej osobie się nie odmawia. Zaskoczyło mnie twoje myślenie... Wręcz na chwilę sparaliżowało. Jakie poniżenie? O czym ty w ogóle pomyślałaś? Jak mogły twoje myśli popłynąć w takim okropnym kierunku?
      - Ale Liam...
      - Nie, nie „Liam”! Takim myśleniem mnie... obrażasz! Dlaczego nie wierzysz w szlachetność mego serca? W moje najlepsze intencje? Oddałbym dla ciebie wszystko, podzielił się każdą jedną rzeczą, bez takich... takich... Nie możesz tak mnie osądzać! Co miesiąc daję całkiem sporą sumę na fundacje pomagające ludzi ubogich. Dla mnie to naturalne i zwyczajne. W Szwecji nie ma żebraków. Strasznie zabolało mnie to słowo. Wyszedł nam problem z głupstwa. Bo to dla mnie głupstwo, drobiazg, rzecz nie warta uwagi... A czy ty... Gdybyś ty miała miliony, kilka lub kilkanaście, a może jeszcze więcej, nie chciałabyś sprawić mi przyjemności? Obdarować czymś? Czy nie sprawiłoby ci przyjemności sprawienie upominku? Strona finnansowa nie gra tu żadnej roli, jest najmniej ważna!
      - Zakładam, że to tylko nieporozumienie wynikające z naszej niedostatecznej znajomości języka angielskiego. A także z odrębności kulturowej. Nie możesz mnie przymuszać do brania tak drogich prezentów. Kropka.
      Przykucnął przed nią, wziął jej ręce w dłonie, całował je i zaglądał w oczy.
      - Uwierz w moje dobre intencje. Chciałem ci zrobić przyjemność, a nie przykrość. Chciałem podkreślić, jak bardzo ważna dla mnie jesteś. Kochanie, to jest miłość. MIŁOŚĆ! Nie możesz buntować się i odrzucać... Tu nawet nie ma o czym dyskutować! - wyprostował się gwałtownie, a później usiadł obok i wziął ją w ramiona, przytulił ciasno. - W żadnym wypadku nie chciałem cię zranić. W żadnym. I nie wracajmy już do tego tematu. Uważam sprawę za zakończoną.
      No dobrze, ustąpi. A co by na to powiedziała babcia? Na pewno by nie pochwaliła. Ustąpi. Schowa dumę do kieszeni. Ustąpi. Dla Liama to nie były duże pieniądze, to tylko jej ego na tym cierpiało. Nie, to wszystko jest dla niej za trudne. Nigdy nie była w takiej sytuacji. Że też Liam nie pomyślał, że to dla niej jest... nieprzyjemne. Nie tylko trudne, ale i nieprzyjemne. Ona nie jest łakoma prezentów. Podarunek, podarunkiem, ale nie aż taki, nie w takiej cenie! Masakra jakaś! A teraz ona cała w nerwach przez głupi gest chłopaka. Dobra – ustąpi. A on będzie myślał, że jest taka pazerna na pieniądze... To po co sam stwarza takie sytuacje? Dobra – ustąpi. Wyjdzie na pazerną idiotkę, ale ustąpi. Niech się dzieje!
      - Dobrze – powiedziała z uśmiechem, do którego musiała się przymusić. - Ale będą cię czekały jeszcze jedne zakupy ze mną. I teraz ty musisz ustąpić. I już żadnych prezentów. Ani małych, ani dużych. Koniec.
      - Jeśli chodzi o masło, to tym już się zajmuje mój pracownik. Tylko nie wiedziałem ile i jakiej chcesz kawy. On to wszystko kupuje w cenach hurtowych lub bezpośrednio u producenta. To co z tą kawą? Jaką preferujesz?
      - Nie wiem, jaką. Tania i dobra, pięć kilogramów w małych opakowaniach. To znaczy takich po dwadzieścia pięć dekagramów. Góra pół kilograma. I z długim terminem ważności.
      - Dobra, to już do niego dzwonię.
      Stefania poszła po portmonetkę, a Liam sięgnął po telefon. Później się rozliczyli i Polka mogła odetchnąć z ulgą. „Wreszcie! Jak kamień z serca.” Zjedli. Sałatka z kurczakiem bardzo przypadła Stefanii do gustu.
      - To jedziemy na dalsze zakupy, czy odpoczywamy? - zapytał Liam zbierając na tacę talerze. - A może zwiedzamy? - pytał, jednak minę miał niewyraźną.
      - Najpierw do banku, bo chcę wymienić resztę pieniędzy.
      - Daj spokój, zrobimy tak, jak poprzednio. Ale teraz muszę cię pocałować. Czy mogę?
      Pocałunki „roztopiły” Stefanię. Boże! - jakie to było cudowne! Przytulał ją, gładził plecy i delikatnie całował. Tak czule i łagodnie! Miał miękkie, delikatne usta, ciepłe, pachnące, smakujące... nie wiedziała czym. Nigdy wcześniej nie doświadczyła takiej przyjemności. Sama tuliła się do Liama, zachwycona doznaniami. A on kontrolował wszystko i w pewnym momencie przestał całować, już tylko przytulał i gładził po plecach, po włosach. Coś szeptał po szwedzku. Czekał, aż dziewczyna nieco ochłonie. Trzęsącymi się rękoma dopiła zimną kawę. Oprzytomniała.
      Liam obserwował ją nieznacznie.
      - To co – jaka jest twoja decyzja?
      - Myślę, że najpierw zakupy, niech już to mam do końca za sobą i przestanę o nich myśleć. Muszę zostawić jeszcze pieniądze na bilet...
      - Nie musisz. Bilet jest już kupiony.

      - Kupiony?
      - Kupiony.
      - I nic mi nie powiedziałeś?
      - Właśnie mówię.
      - Na poniedziałek?
      - Tak, na poniedziałek. Ale mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
      - Czy ty musisz mnie tak zaskakiwać? Aż się boję twoich niespodzianek!
      - Nie wiem, jak to powiedzieć... Chciałem coś u ciebie wynegocjować.
      - Wynegocjować? Ciekawe, co?
      - Zabierz mnie ze sobą do Polski – wypalił. - Na kilka dni. W twoim miasteczku jest hotel? Wcale nie musiałbym zwalać się twojej rodzinie na głowę, ale po prostu pobyć jeszcze kilka dni blisko ciebie. Zanim wyjadę do Włoch. Czy ta prośba jest bardzo niestosowna? Czy twoja rodzina będzie oburzona? Nie sprowadzę przykrości na twoją głowę?
      Stefania poczuła, jak jej serce wykonało radosne salto! Ten zgrzyt finansowy z wolna się rozmywał. Jednak przez dłuższą chwilę się nie odzywała, układała w głowie niespodziewaną propozycję, już widziała oburzenie stryja Beli i uśmiechniętą szeroko babcię. A ojciec? Zapewne do wszystkiego podejdzie z dystansem, jak to on. Na szczęście (a może jednak na nieszczęście?) za słabo zna angielski i nie będzie mógł sondować Liama. Ale radowała się na myśl o tym, że będzie mogła pokazać Liama w domu, niech najbliżsi go poznają i zaakceptują jej wybór. Niech zobaczą, jak jest sympatyczny i miły, jak o nią się troszczy, dba, pamięta w każdej chwili o jej potrzebach, jak zwraca pilną uwagę na jej samopoczucie. Tego się nie da opowiedzieć, to trzeba zobaczyć. Chciała także pokazać się z Liamem w miasteczku. Stać ją na wspaniałego mężczyznę! Niektóre znajome pękną z zazdrości. Nareszcie ma chłopaka! W całej Wierzbinie nie ma tak przystojnego! Ale będzie gadania! Jednak najważniejsze, że będzie mogła dalej cieszyć się jego bliskością. Rozmawiać z nim, dotykać, całować, przytulać się. To wszystko razem było takie ekscytujące, nowe, wspaniałe! „Zakochałam się. Chyba się na amen zakochałam. I pewnie popełniam błąd za błędem. Ale nic mnie to nie obchodzi. Zakochałam się!” Jej serce śpiewało miłosną serenadę.
      - Zapraszam cię gorąco. O hotelu w Wierzbinie zapomnij. Nasz dom jest wystarczająco duży, by przyjąć cię jako gościa.
      - Co na to powie twój ojciec? To nie będzie zbyt duży kłopot?
      - „Gość w dom – Bóg w dom” - powiedziała po polsku.
      - Co to znaczy?
      Wreszcie pojechali na zakupy – najpierw po buty. Stefcia w kapeluszu, o co Liam poprosił.
      - Jeszcze ci brakuje wielkich okularów słonecznych. A kapelusz mógłby mieć dużo szersze rondo. Uwielbiam cię w kapeluszu! Kupimy jeszcze jeden, co? Taki wymarzony przeze mnie.
      - I gdzie ja będę w nim chodziła? Byle wiatr zdmuchnie mi taki kapelusz! - Powiedziała i zaraz przypomniało się jej, że profesor zalecał chodzenie w kapeluszu. Więc może to nie taki zły pomysł? - Dobrze, może być nawet kilka kapeluszy.
      - Będziesz jeździła ze mną samochodem.
      - Aha. To będziesz musiał kupić kabriolet.
      - Nie ma problemu. Dla ciebie wszystko! A jak ty masz zamiar te buty kupować? - zmartwił się nagle. - Dla siebie – to rozumiem. Ale dla brata? Jego noga zmienia się co miesiąc. Albo dla ojca? Nie pojmuję.
      - Mam wszystko w głowie, o nic się nie martw. Buty dla taty nie mogą być za duże, a dla Piotrusia nie mogą być za małe. Dobrze by było i dla babci coś z obuwia kupić, by nie czuła się pominięta. Ale dla niej to co najwyżej jakieś ciepłe, wygodne kapcie. Ostatnio często narzeka, że namarzają jej stopy. Nawet miałam kupić z baranim futerkiem w środku. W Krakowie można dostać takie bez problemu. Nasi górale robią. Ale zabrakło mi czasu, bo miałam wyjątkowo dużo spraw do załatwienia. Pomysł za późno wpadł mi do głowy.
      - I tak cię podziwiam! Masz więcej spraw na głowie, niż ja, hotelarz. Ale ja mam ludzi, każdy jest za coś odpowiedzialny.
      - A ten hotel we Włoszech, duży będzie?
      - Tak. Obawiam się, czy nie za duży. Postawienie i wyposażenie budynku nie jest trudne, jedynie zajmuje trochę czasu. Natomiast skompletowanie dobrej załogi to już są Himalaje. Moje doświadczenie mówi, że trzeba kilku lat, aby się wszystko dotarło i idealnie funkcjonowało. Ten hotel budowany jest z myślą o moich rodzicach. Mama jest doskonałą finansistką, a ojciec oczywiście typowym hotelarzem. I nudzą się w Szwecji, więc chcę, aby tam wszystkim zarządzali, aby tam mieszkali. Przynajmniej w okresie zimowym. Dziś wiele rzeczy można załatwić przez telefon, ale zawsze lepiej samemu dopilnować. Ojciec zapalił się do tego projektu.
      - Poleci z tobą do Włoch?
      - Nie, nie na tym etapie. Budynek już jest na ukończeniu, ale nadal to i owo można zmienić. Ojciec uważa, że ja jestem nazbyt nowoczesny, być może niektóre moje pomysły chciałby utrącić. Nie mogę do tego dopuścić, bo stawiam na nowoczesność, goście muszą mieć wszelkie udogodnienia – zaśmiał się, pokazując w uśmiechu idealnie białe zęby, drobne i równe. Miał taki piękny uśmiech! Wjechali na parking i Liam objął Stefanię zaraz po zamknięciu samochodu. - Göteborg jest piękny, ale to portowe miasto i muszę cię pilnować. To jest główna ulica z całą masą różnych sklepów i kawiarni. Jak już kupisz te swoje wymarzone buty pójdziemy na cynamonowe bułeczki, na pewno będą ci smakować jako dodatek do kawy. Są naszym narodowym przysmakiem. Moja restauracja też je piecze, już poleciłem przygotować nam zapas na poniedziałek.
      Weszli do sklepu ze sportowym obuwiem. Stefania najpierw wszystko obejrzała tak „po łebkach”, a następnie już bardziej zdecydowanie skierowała się do męskiego działu. Teraz wiedziała jak sprawdzać ceny i numerację butów. Dla ojca znalazła bardzo szybko. Liam chichotał, gdy widział, jak dziewczyna mierzy te ojcowskie buty na swoją nogę. Nieco trudniej było z Piotrusiem, bo buty wydały się jej zbyt drogie, w końcu w duchu machnęła na to ręką i włożyła do koszyka dwie pary różniące się rozmiarem i kolorem. Kapcie dla babci niemal same wpadły jej w ręce. Też wybrała dwie pary, jedne beżowe („na niedzielę”) i w kolorze ciemnego burgunda („na co dzień”). I te, i te z futerkiem i przepięknymi zdobieniami. Na koniec rozejrzała się za butami dla siebie. Nawet przymierzyła aż kilka par, by zdecydować się na pierwszą. Później sprawdziła, ile ma jeszcze szwedzkich koron i wyszło na to, że sama może za swoje buty zapłacić. Ale tylko za swoje. Liam nie chciał na to pozwolić – umowa była, że on płaci. Po cichu wyjaśniła mu polski przesąd – chłopak nie może dziewczynie kupować butów, bo ona w tych butach szybko od niego odejdzie. Śmiejąc się wyraził zgodę. W zasadzie całe te zakupy zmęczyły Stefanię. Liam posadził ją na ławeczce pod sklepem i przykazał się nie ruszać i broń Boże z nikim nie rozmawiać, a sam poszedł do auta, by zostawić torby i pudełka.
      - Bardzo jesteś zmęczona? - zapytał, gdy wrócił i usiadł obok. Jego ręka natychmiast powędrowała na plecy Stefanii. Oparła głowę na jego ramieniu.
      - Raczej nie. Chwilę posiedziałam i za pięć minut będę gotowa na następne atrakcje. Teraz jest mi bardzo, bardzo dobrze.
      Liam pocałował ją w czoło.
      - Mam jeszcze jedną prośbę. Bardzo dużą. Możesz zgodzić się w ciemno?
      - Na to nie licz!
      - Tak myślałem. To jest z serii ingerowania w twoje zakupy.
      - O matko! Nie! Już więcej nie ingeruj! - powiedziała po polsku Stefania. - No dobrze, mów.
      - Chcę ci kupić jeszcze kilka rzeczy.
      - Tak myślałam. A zaczęło się od maleńkiego wikinga! Czy dlatego, że wiking jest zdumiewająco podobny do ciebie? A poza tym, już uzgodniliśmy, że sama płacę za siebie i nie może być inaczej. W zasadzie nie chcę już nic więcej kupować. Wyczerpałam swój limit.
      - Z tym wikingiem to jest cała historia, ale opowiem ją przy innej okazji, bo teraz jeszcze nam przed nosem sklepy zamkną. To co? Mogę mówić? A ty się oczywiście zgodzisz, bo nie masz wyjścia. W moim przekonaniu ustaliliśmy coś innego: w sprawach finansowych ty milczysz, a ja płacę. Stefii, przecież jestem facetem! Obowiązują teraz inne zasady. Wydawało mi się, że to już ustaliliśmy.
      - W tej chwili pomyślałam, że dość już mam wszelkich zakupów! Ale mów. Prędzej to będę miała za sobą. Chociaż i tak zdecydowanie za często ci ulegam. Czy ty musisz tak mną rządzić?
      - Nie muszę, ale chcę. A w zasadzie to jednak muszę – powiedział i kilka razy pocałował dziewczynę.

c.d.n.
fot. Pixabay

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz