niedziela, 20 lutego 2022

Cz.26. Lipiec 1975 r. Göteborg. Nowy zgrzyt.

 


STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

Cz.26. Lipiec 1975 r. Göteborg. Nowy zgrzyt.

- Tu w pobliżu jest niewielki sklepik z damską odzieżą. Kiedyś byłem tam z siostrą. Inna sprawa, że zaraz uciekłem do samochodu. Ale tobie nie ucieknę, będę sam wybierał, a ty będziesz mierzyć.
- Co mierzyć?
- Letnie sukienki.
- Liam, obudź się. Zaraz lato się skończy. Po co mi sukienki? Gdzie w nich będę chodzić? No i moda ciągle się zmienia.
- Za rok też będzie maj, wiosna i kwiaty. Nie odmawiaj! Styl klasyczny modny jest zawsze. A jak chcesz, to możemy też kupić coś bardziej jesiennego. Steffi, ja mam kupę pieniędzy i nie mam na co wydawać! Zrób mi frajdę... Kiedyś koledzy mi opowiadali, że w Polsce śpi się na materacu pełnym pieniędzy. Dobrze zapamiętałem?
- Tak, jest u nas takie powiedzenie, że bogaci śpią na pieniądzach.
- Sama widzisz. Nie mam materaca z pieniędzmi, ale mam konto w banku i naprawdę nie jestem biednym człowiekiem. Nie szpanuję. Nie ubieram się w markowe ubrania, nie jeżdżę nadzwyczajnym autem, bo nie zależy mi na tym, by podkreślać swoją zamożność. Liczy się wygoda. A teraz chcę ubrać ciebie jak księżniczkę, bo jesteś dziewczyną na której mi niewyobrażalnie zależy. Ja to robię z miłości. Może nie umiem inaczej okazać swego uczucia. Kocham cię. I chcę cię uczynić najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Moją dziewczyną. Jedyną. Ukochaną. Wybraną. Najcudowniejszą. I prześlicznie ubraną. Więc się już nie buntuj.
Stefania siedziała milcząca i zdesperowana. Pewnie, że było jej miło usłyszeć te wszystkie słowa, ale przecież znali się zaledwie od trzech tygodni! Czy Liam jest szalony? Myślała, że na tamtych zakupach skończy się „finansowe wsparcie” Liama. To przecież nie była mała kwota! A teraz on od nowa zaczyna. I po co? Nie miała już więcej pieniędzy na nowe wydatki, bała się, że i tak przekroczyła budżet, może nawet nadszarpnęła rezerwę przeznaczoną na bilet i powrotną podróż po Polsce. Ta niepewność była irytująca, bo ciągle nie wiedziała na czym stoi. A on zaczyna z nowymi zakupami. Myślała, że to już uzgodnili, wyjaśnili, zamknęli na dziesięć spustów!
- Liam, ja nie potrzebuję nowych ubrań. Mam ich wystarczającą ilość, nawet aż za dużo. A poza tym... poza tym i tak nie pójdę z tobą do łóżka tylko dlatego, że mi coś kupisz – wypaliła.
Poczuła, jak ramię chłopaka sztywnieje. Po chwili zabrał rękę z jej pleców, zerwał jakiś listek z krzewu i miętosił go w palcach. Siedział pochylony, z łokciami na kolanach, zapatrzony w ten listek.
Oboje byli sztywni, jak mrozem ścięci. Stefania poczuła się bardzo nieswojo. „Po co to powiedziałam? Czemu nie ugryzłam się w język?”.
- Myślisz, że taki jestem? Że chcę cię kupić? - zapytał z goryczą, widziała, jak na skroniach nabrzmiały mu żyły.
Bardzo go zraniła... Za bardzo, za mocno... . Ale jak to teraz odkręcić?
- Liam, my się ledwie znamy. Nawet jeszcze nie ma pełnego miesiąca! Ja nie wiem, co mam o tobie myśleć! To wszystko za szybko się dzieje! Czy my musimy od nowa o pieniądzach? Czy nie dość było tego w pokoju? Czy naprawdę nie rozumiesz mego stanowiska? Nie chciałam cię obrazić. Ale spróbuj i mnie zrozumieć. Ty wiesz, z jakiego kraju jestem. I na dodatek nie mam doświadczenia z chłopcami, przecież ci mówiłam. Nie jestem łatwą dziewczyną. Nigdy nie byłam z chłopakiem... w intymnej sytuacji. Nie wiem, co powinnam robić albo mówić. Zawróciłeś mi w głowie nie przez te zakupy, ale dlatego, że jesteś... taki ciepły, łagodny, miły. Nie zepsuj tego. Oboje nie zepsujmy.
Spojrzał jej prosto w oczy. Zobaczyła w nich łagodny acz smutny uśmiech – mimo wszystko uśmiech! - i tak wiele miłości! Jego słowa już nie były szorstkie:
- Dobra. Nie ma co dywagować. Uwierz, że bardzo cię kocham. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Absolutnie wszystko. Nie warto sprzeczać się o parę łaszków, a tym bardziej o pieniądze. To co - idziemy do tego sklepu? Nie będę ci nic na siłę wciskał. Lecz chcę abyś wiedziała, że te całe twoje zakupy to dla mnie jak kieszonkowe na żyletki. Nawet nie zauważę ubytku na koncie.
Cisnął poszarpanym listkiem, ale to nie kamyk, wiatr lekko poderwał zieloność i potoczył po chodniku.
- Zgadzam się Liam. chociaż musisz wiedzieć, że to wcale nie jest dla mnie łatwe.
Zakupy zaczęli od wielkich na pół twarzy słonecznych okularów. Oczywiście dla Stefanii. Następnie Liam wybrał kilka sukienek, które musiała mierzyć, nadto sweterki i bluzki, kurtkę i kilka spódnic. Zimowych kurtek jeszcze nie było w sprzedaży, jednak pytał o nie. Nie siedział grzecznie na kanapie, ale szperał po wieszakach i wyciągał co raz to nowe rzeczy. Dwa razy wpadł do przymierzalni i pocałował ją w usta tak, że musiała się jego przytrzymać. Gdy wychodziła z przymierzalni, by pooglądał na niej ciuszek – wodził za nią rozkochanym, roziskrzonym spojrzeniem. Po jego oczach i uśmiechu poznawała, w czym jest jej najlepiej. Sterta sukienek rosła, do już wybranych dochodziły nowe.
- Liam, proszę cię – dość. Dość! Przecież nie wykupisz całego sklepu!
W końcu z trudem powstrzymywała łzy. Zginęła radość z zakupów. Odniosła wrażenie, że Liam kupił więcej, niż miał zamiar, jakby jej na złość. Że też musiała się wyrwać z tamtymi słowami! Była na siebie bardzo zła.
- Dziękuję ci za te wszystkie wspaniałości – powiedziała usadowiwszy się w samochodzie i pocałowała go w usta. Pogładził ją po włosach i siedział milczący, nie odpalał silnika. Wyczuł jej wielki smutek. Jemu też nie było radośnie, a powinno być. Obrócił się całym sobą w jej stronę.
- Wiesz, kochanie? Mamy tak mało czasu, a jeszcze bezsensownie się kłócimy. I po co? Daj mi się kochać łagodnie, bez kolców. Mężczyźni też mają swoje potrzeby, a może taki rodzaj zachcianek i czasem trzeba im ustąpić. Nawet jeśli to zrobisz tylko dla świętego spokoju. Nie psujmy sobie wzajemnie humoru, pozwólmy sobie na więcej zaufania. Steffi, zrozum, że ja jestem cały dla ciebie, bez żadnych ograniczeń. Niech nasza miłość będzie piękna i zawsze uśmiechnięta. Tego bym dla nas chciał. Niech nasza miłość będzie jak radosne święto.
- Dobrze, Liam. Już nie będę z tobą walczyć – obiecała.
„Przecież nie powiedziałam, że go kocham!”.
Później były cynamonowe bułeczki, kawa i zwiedzanie miasta z okien samochodu. Liam oświadczył, że najważniejszy jest fontanna z Posejdonem. I żałował, że nie wziął ze sobą aparatu fotograficznego.
- Jeszcze tylko jedną rzecz chciałbym ci kupić – powiedział w drodze powrotnej.
- Liam, proszę, dość...
- Chodzi mi o kapelusz. O taki z ogromnym rondem, szerszym od twoich ramion. W tamtym sklepie takich nie było.
- Chyba zwariowałeś! Gdzie ja bym w nim poszła?
- Jeździłabyś ze mną w samochodem. A ja bym pękał z dumy. Gdybyśmy gdzieś razem szli, to wszyscy by się za tobą oglądali. A ja wiedziałbym, że mam obok siebie moją jedyną, ukochaną kobietę. Tak, tak – pękałbym z dumy. Och, jeszcze szpilki. Dlaczego ty nie chodzisz w szpilkach? Możemy kupić ci kilka par szpilek.
- Nie możemy, bo TY nie możesz kupować mi butów. Wszystko inne, ale nie buty. A po drugie ja nie chodzę w szpilkach. Mam kilka par, cóż z tego, skoro od wypadku nie mogę chodzić w szpilkach. Obcas nie może być wyższy niż pięć centymetrów.
- Musisz mi o tym wypadku opowiedzieć. Ale to może przy kolacji. Zjemy w pokoju czy w restauracji?
- W pokoju – zdecydowała natychmiast Stefania.
Tym razem Liam podjechał pod główne wejście, samochodem zajął się parkingowy, a zakupy zabrał boy. W recepcji nie było gości, Liam podszedł do dyżurującej recepcjonistki i o coś zapytał po szwedzku. Pani szybko odpowiedziała, cała w śmiechach. Liam rozmawiał z nią przez chwilę.
- Co chcesz na obiad? - zwrócił się do Stefanii. - Masz do wyboru mięso, ryby lub owoce morza. Albo wszystkiego po trosze.
- Ryby i frytki. Może być? Ale rybę taką niezbyt tłustą. Nie znam się na rybach. U nas w domu prawie się nie jada ryb. Najczęściej ryby jem w Krakowie, słodkowodne, bo takie dowozi nam koleżanka ze stancji. Jednak nie przepadam za rybami. O, najlepiej jakiś filet – w ostatniej chwili przypomniała sobie brakujące słowo po angielsku. „I nic smażonego, nic tłustego... Tak to miało być, ale się nie da!”
Kiedy wreszcie usiadła w salonie Liama poczuła, jak bardzo bolą ją stopy. A przecież wcale tak dużo nie chodziła. Jednak cały czas była w ruchu, podczas gdy w klinice dużo leżała. Zastanawiała się, czy wziąć prysznic. Tymczasem boy przyniósł ich zakupy i Liam rozkładał sukienki na kanapie. Jedna z nich, czerwona w białe drobne kwiatki, była wyjątkowo krótka, w sklepie Liam się uparł, że też ją kupi. Stefci najbardziej podobała się kurteczka, ciemnozielona, o modnym kroju. Liam odkrył, że jest jej bardzo dobrze w tym kolorze. Sama o tym wcześniej nie wiedziała. Patrzyła na rozłożone zakupy i cieszyła się z tych wszystkich ciuszków, choć w głębi duszy był jakiś nieprzyjemny osad. Niemiły posmaczek. „Moje zbuntowane ego jeszcze nie zaakceptowało pomysłów Liama. Oj, chłopaku, chłopaku! Nie będzie nam łatwo się dopasować”.
Przyszła pokojówka. Liam wybrał cztery sukienki i kazał je przygotować do wyjścia. Jak najszybciej. „Hm... to nawet wygodne” - pomyślała Stefcia.
Brakowało jej Ady i dziewcząt ze stancji. I ojca. I babci. Nie miała się kogo poradzić. Ani komu wyspowiadać. Nie miała z kim dzielić swoich radości, ale też zwątpienia i głębokiej rozterki. Nie umiała sobie w głowie wszystkiego poukładać. Chociaż czy na pewno opowiedziała by o wszystkim Adzie? Raczej nie. Nigdy, albo prawie nigdy, nie opowiadała o sobie. Kamil... Tak, miała do niego zaufanie, na nieszczęście był zbyt blisko związany z Markiem. No właśnie – Marek. Już całkiem o nim zapomniała! Gdzie Markowi do Liama! Ale Marek był Polakiem... Noemi... Ona by najlepiej zrozumiała dzisiejsze wątpliwości Stefanii. I wszystko zbagatelizowała! Nie, nie! Sama musi się ze wszystkim uporać. Szamotała się w głębi siebie.
- Chciałabym zadzwonić do domu – przypomniała Liamowi.
- Już teraz?
- Może za chwilę, jak nieco odpocznę.
- Jesteś bardzo zmęczona?
- Aż bardzo – to nie. Ale chwilę bym sobie poleżała. Może najpierw wezmę prysznic? Przytul mnie, zanim pójdę do siebie. Mocno, intensywnie, z całej siły.


c.d.n.
fot. Pixabay

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz