STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz.26. Lipiec 1975 r. Göteborg. Nowy
zgrzyt.
- Tu w pobliżu jest niewielki sklepik z damską
odzieżą. Kiedyś byłem tam z siostrą. Inna sprawa, że zaraz
uciekłem do samochodu. Ale tobie nie ucieknę, będę sam wybierał,
a ty będziesz mierzyć.
- Co mierzyć?
- Letnie
sukienki.
- Liam, obudź się. Zaraz lato się skończy. Po
co mi sukienki? Gdzie w nich będę chodzić? No i moda ciągle się
zmienia.
- Za rok też będzie maj, wiosna i kwiaty. Nie
odmawiaj! Styl klasyczny modny jest zawsze. A jak chcesz, to możemy
też kupić coś bardziej jesiennego. Steffi, ja mam kupę pieniędzy
i nie mam na co wydawać! Zrób mi frajdę... Kiedyś koledzy mi
opowiadali, że w Polsce śpi się na materacu pełnym pieniędzy.
Dobrze zapamiętałem?
- Tak, jest u nas takie powiedzenie,
że bogaci śpią na pieniądzach.
- Sama widzisz. Nie mam
materaca z pieniędzmi, ale mam konto w banku i naprawdę nie jestem
biednym człowiekiem. Nie szpanuję. Nie ubieram się w markowe
ubrania, nie jeżdżę nadzwyczajnym autem, bo nie zależy mi na tym,
by podkreślać swoją zamożność. Liczy się wygoda. A teraz chcę
ubrać ciebie jak księżniczkę, bo jesteś dziewczyną na której
mi niewyobrażalnie zależy. Ja to robię z miłości. Może nie
umiem inaczej okazać swego uczucia. Kocham cię. I chcę cię
uczynić najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Moją
dziewczyną. Jedyną. Ukochaną. Wybraną. Najcudowniejszą. I
prześlicznie ubraną. Więc się już nie buntuj.
Stefania
siedziała milcząca i zdesperowana. Pewnie, że było jej miło
usłyszeć te wszystkie słowa, ale przecież znali się zaledwie od
trzech tygodni! Czy Liam jest szalony? Myślała, że na tamtych
zakupach skończy się „finansowe wsparcie” Liama. To przecież
nie była mała kwota! A teraz on od nowa zaczyna. I po co? Nie miała
już więcej pieniędzy na nowe wydatki, bała się, że i tak
przekroczyła budżet, może nawet nadszarpnęła rezerwę
przeznaczoną na bilet i powrotną podróż po Polsce. Ta niepewność
była irytująca, bo ciągle nie wiedziała na czym stoi. A on
zaczyna z nowymi zakupami. Myślała, że to już uzgodnili,
wyjaśnili, zamknęli na dziesięć spustów!
- Liam, ja nie
potrzebuję nowych ubrań. Mam ich wystarczającą ilość, nawet aż
za dużo. A poza tym... poza tym i tak nie pójdę z tobą do łóżka
tylko dlatego, że mi coś kupisz – wypaliła.
Poczuła,
jak ramię chłopaka sztywnieje. Po chwili zabrał rękę z jej
pleców, zerwał jakiś listek z krzewu i miętosił go w palcach.
Siedział pochylony, z łokciami na kolanach, zapatrzony w ten
listek.
Oboje byli sztywni, jak mrozem ścięci. Stefania
poczuła się bardzo nieswojo. „Po co to powiedziałam? Czemu nie
ugryzłam się w język?”.
- Myślisz, że taki jestem? Że
chcę cię kupić? - zapytał z goryczą, widziała, jak na skroniach
nabrzmiały mu żyły.
Bardzo go zraniła... Za bardzo, za
mocno... . Ale jak to teraz odkręcić?
- Liam, my się
ledwie znamy. Nawet jeszcze nie ma pełnego miesiąca! Ja nie wiem,
co mam o tobie myśleć! To wszystko za szybko się dzieje! Czy my
musimy od nowa o pieniądzach? Czy nie dość było tego w pokoju?
Czy naprawdę nie rozumiesz mego stanowiska? Nie chciałam cię
obrazić. Ale spróbuj i mnie zrozumieć. Ty wiesz, z jakiego kraju
jestem. I na dodatek nie mam doświadczenia z chłopcami, przecież
ci mówiłam. Nie jestem łatwą dziewczyną. Nigdy nie byłam z
chłopakiem... w intymnej sytuacji. Nie wiem, co powinnam robić albo
mówić. Zawróciłeś mi w głowie nie przez te zakupy, ale dlatego,
że jesteś... taki ciepły, łagodny, miły. Nie zepsuj tego. Oboje
nie zepsujmy.
Spojrzał jej prosto w oczy. Zobaczyła w nich
łagodny acz smutny uśmiech – mimo wszystko uśmiech! - i tak
wiele miłości! Jego słowa już nie były szorstkie:
-
Dobra. Nie ma co dywagować. Uwierz, że bardzo cię kocham. Jesteś
najważniejszą osobą w moim życiu. Zrobiłbym dla ciebie wszystko.
Absolutnie wszystko. Nie warto sprzeczać się o parę łaszków, a
tym bardziej o pieniądze. To co - idziemy do tego sklepu? Nie będę
ci nic na siłę wciskał. Lecz chcę abyś wiedziała, że te całe
twoje zakupy to dla mnie jak kieszonkowe na żyletki. Nawet nie
zauważę ubytku na koncie.
Cisnął poszarpanym listkiem,
ale to nie kamyk, wiatr lekko poderwał zieloność i potoczył po
chodniku.
- Zgadzam się Liam. chociaż musisz wiedzieć, że
to wcale nie jest dla mnie łatwe.
Zakupy zaczęli od
wielkich na pół twarzy słonecznych okularów. Oczywiście dla
Stefanii. Następnie Liam wybrał kilka sukienek, które musiała
mierzyć, nadto sweterki i bluzki, kurtkę i kilka spódnic. Zimowych
kurtek jeszcze nie było w sprzedaży, jednak pytał o nie. Nie
siedział grzecznie na kanapie, ale szperał po wieszakach i wyciągał
co raz to nowe rzeczy. Dwa razy wpadł do przymierzalni i pocałował
ją w usta tak, że musiała się jego przytrzymać. Gdy wychodziła
z przymierzalni, by pooglądał na niej ciuszek – wodził za nią
rozkochanym, roziskrzonym spojrzeniem. Po jego oczach i uśmiechu
poznawała, w czym jest jej najlepiej. Sterta sukienek rosła, do już
wybranych dochodziły nowe.
- Liam, proszę cię – dość.
Dość! Przecież nie wykupisz całego sklepu!
W końcu z
trudem powstrzymywała łzy. Zginęła radość z zakupów. Odniosła
wrażenie, że Liam kupił więcej, niż miał zamiar, jakby jej na
złość. Że też musiała się wyrwać z tamtymi słowami! Była na
siebie bardzo zła.
- Dziękuję ci za te wszystkie
wspaniałości – powiedziała usadowiwszy się w samochodzie i
pocałowała go w usta. Pogładził ją po włosach i siedział
milczący, nie odpalał silnika. Wyczuł jej wielki smutek. Jemu też
nie było radośnie, a powinno być. Obrócił się całym sobą w
jej stronę.
- Wiesz, kochanie? Mamy tak mało czasu, a
jeszcze bezsensownie się kłócimy. I po co? Daj mi się kochać
łagodnie, bez kolców. Mężczyźni też mają swoje potrzeby, a
może taki rodzaj zachcianek i czasem trzeba im ustąpić. Nawet
jeśli to zrobisz tylko dla świętego spokoju. Nie psujmy sobie
wzajemnie humoru, pozwólmy sobie na więcej zaufania. Steffi,
zrozum, że ja jestem cały dla ciebie, bez żadnych ograniczeń.
Niech nasza miłość będzie piękna i zawsze uśmiechnięta. Tego
bym dla nas chciał. Niech nasza miłość będzie jak radosne
święto.
- Dobrze, Liam. Już nie będę z tobą walczyć –
obiecała.
„Przecież nie powiedziałam, że go kocham!”.
Później były cynamonowe bułeczki, kawa i zwiedzanie miasta z
okien samochodu. Liam oświadczył, że najważniejszy jest fontanna
z Posejdonem. I żałował, że nie wziął ze sobą aparatu
fotograficznego.
- Jeszcze tylko jedną rzecz chciałbym ci
kupić – powiedział w drodze powrotnej.
- Liam, proszę,
dość...
- Chodzi mi o kapelusz. O taki z ogromnym rondem,
szerszym od twoich ramion. W tamtym sklepie takich nie było.
- Chyba zwariowałeś! Gdzie ja bym w nim poszła?
-
Jeździłabyś ze mną w samochodem. A ja bym pękał z dumy.
Gdybyśmy gdzieś razem szli, to wszyscy by się za tobą oglądali.
A ja wiedziałbym, że mam obok siebie moją jedyną, ukochaną
kobietę. Tak, tak – pękałbym z dumy. Och, jeszcze szpilki.
Dlaczego ty nie chodzisz w szpilkach? Możemy kupić ci kilka par
szpilek.
- Nie możemy, bo TY nie możesz kupować mi butów.
Wszystko inne, ale nie buty. A po drugie ja nie chodzę w szpilkach.
Mam kilka par, cóż z tego, skoro od wypadku nie mogę chodzić w
szpilkach. Obcas nie może być wyższy niż pięć centymetrów.
- Musisz mi o tym wypadku opowiedzieć. Ale to może przy
kolacji. Zjemy w pokoju czy w restauracji?
- W pokoju –
zdecydowała natychmiast Stefania.
Tym razem Liam podjechał
pod główne wejście, samochodem zajął się parkingowy, a zakupy
zabrał boy. W recepcji nie było gości, Liam podszedł do
dyżurującej recepcjonistki i o coś zapytał po szwedzku. Pani
szybko odpowiedziała, cała w śmiechach. Liam rozmawiał z nią
przez chwilę.
- Co chcesz na obiad? - zwrócił się do
Stefanii. - Masz do wyboru mięso, ryby lub owoce morza. Albo
wszystkiego po trosze.
- Ryby i frytki. Może być? Ale rybę
taką niezbyt tłustą. Nie znam się na rybach. U nas w domu prawie
się nie jada ryb. Najczęściej ryby jem w Krakowie,
słodkowodne, bo takie dowozi nam koleżanka ze stancji. Jednak nie
przepadam za rybami. O, najlepiej jakiś filet – w ostatniej chwili
przypomniała sobie brakujące słowo po angielsku. „I nic
smażonego, nic tłustego... Tak to miało być, ale się nie da!”
Kiedy wreszcie usiadła w salonie Liama poczuła, jak bardzo bolą
ją stopy. A przecież wcale tak dużo nie chodziła. Jednak cały
czas była w ruchu, podczas gdy w klinice dużo leżała.
Zastanawiała się, czy wziąć prysznic. Tymczasem boy przyniósł
ich zakupy i Liam rozkładał sukienki na kanapie. Jedna z nich,
czerwona w białe drobne kwiatki, była wyjątkowo krótka, w sklepie
Liam się uparł, że też ją kupi. Stefci najbardziej podobała się
kurteczka, ciemnozielona, o modnym kroju. Liam odkrył, że jest jej
bardzo dobrze w tym kolorze. Sama o tym wcześniej nie wiedziała.
Patrzyła na rozłożone zakupy i cieszyła się z tych wszystkich
ciuszków, choć w głębi duszy był jakiś nieprzyjemny osad.
Niemiły posmaczek. „Moje zbuntowane ego jeszcze nie zaakceptowało
pomysłów Liama. Oj, chłopaku, chłopaku! Nie będzie nam łatwo
się dopasować”.
Przyszła pokojówka. Liam wybrał
cztery sukienki i kazał je przygotować do wyjścia. Jak
najszybciej. „Hm... to nawet wygodne” - pomyślała Stefcia.
Brakowało jej Ady i dziewcząt ze stancji. I ojca. I babci. Nie
miała się kogo poradzić. Ani komu wyspowiadać. Nie miała z kim
dzielić swoich radości, ale też zwątpienia i głębokiej
rozterki. Nie umiała sobie w głowie wszystkiego poukładać.
Chociaż czy na pewno opowiedziała by o wszystkim Adzie? Raczej nie.
Nigdy, albo prawie nigdy, nie opowiadała o sobie. Kamil... Tak,
miała do niego zaufanie, na nieszczęście był zbyt blisko związany
z Markiem. No właśnie – Marek. Już całkiem o nim zapomniała!
Gdzie Markowi do Liama! Ale Marek był Polakiem... Noemi... Ona by
najlepiej zrozumiała dzisiejsze wątpliwości Stefanii. I wszystko
zbagatelizowała! Nie, nie! Sama musi się ze wszystkim uporać.
Szamotała się w głębi siebie.
- Chciałabym zadzwonić do
domu – przypomniała Liamowi.
- Już teraz?
- Może
za chwilę, jak nieco odpocznę.
- Jesteś bardzo zmęczona?
- Aż bardzo – to nie. Ale chwilę bym sobie poleżała.
Może najpierw wezmę prysznic? Przytul mnie, zanim pójdę do siebie.
Mocno, intensywnie, z całej siły.
c.d.n.
fot. Pixabay
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz