STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz. 22. Lato 1975 r. Szwecja.
Pierwszy pocałunek. Wiking
Liam tego wieczora parę
razy usiłował zbliżyć się do Stefani, ale intymność już nie
powróciła. Nawet gdy tańczyli. Byli jakby na dwóch brzegach
rozdzieleni rzeką. Jednocześnie Stefcia, po tej w sumie dość
krótkiej rozmowie, czuła, że bardzo się oboje do siebie zbliżyli
i miała ochotę opowiedzieć mu o sobie detalicznie wszystko,
zaufać, zwierzyć się. Zawierzyć.„ Bzdura! Nie będę się
spowiadać przed żadnym chłopakiem.” Ale Liam nie był już dla
niej pierwszym z brzegu chłopakiem, a dorosłym, odpowiedzialnym
mężczyzną. Serce trzepotało w klatce żeber – bardzo chciała
móc powiedzieć o Liamie, że jest jej mężczyzną. Nigdy wcześniej
nie miała takich pragnień. Nawet w stosunku do Marka. Coś się
zmieniło.
- Mam ochotę na piwo – zakomunikował Martinus.
Rzadko się odzywał, za to często uśmiechał.
- Tu piwa
nie ma i nie będzie – przystopował go Viggo.
- Później
pojedziemy do mnie, to się napijesz do woli – zapewnił Thorsten.
Siedzieli na tarasie do późna, żartowali, opowiadali dowcipy i
różne historie z życia, radośnie się przy tym zaśmiewając.
Liam od czasu do czasu dotykał ramienia Stefani, gładził, a nawet
pocałował. Trochę tańczyli, ale tak jakoś bez zapału. Liam –
czuła to! - ciągle ją obserwował. Nawet w tańcu. On jeden
niechętnie podniósł się z leżaka, gdy przyszła pora rozstania.
- Odprowadź mnie do samochodu – poprosił cicho, obejmując ją
ramieniem i na moment przytulając twarz do jej policzka. Wieczór
był ciepły, wiatr ledwie poruszał drobnymi gałązkami. Taki w sam
raz dla zakochanych...
Przy maszynach chłopcy zapalili
papierosy – z wyjątkiem Liama. Ku zdziwieniu Stefani zapaliła
także Noemi. Jeszcze chwilę rozmawiali, umawiali się na jutro,
Noemi przypomniała o przyjeździe matki i o tym, że nie będzie
miała dla chłopaków czasu. Liam pożegnał się ze Stefanią
długim pocałunkiem w usta – aż zabrakło jej tchu!
-
Cudna moja! - szepnął jej do ucha. A później dodał: -
Zapomniałem, a mam coś dla ciebie – wyjął przez otwarte okno
samochodu i podał jej niewielkie pudełeczko z niebieską kokardką.
Stefania nie spieszyła się z powrotem do pokoju, jeszcze
pomachała ręką chłopakom na odjezdne.
- Co dostałaś? -
napadła ją zaraz Noemi.
- Tajemnica! - przytuliła
pudełeczko do piersi w obronnym geście. Nie chciała tak od razu
pokazać Noemi, nie miała pojęcia co to jest, obawiała się nawet
kompromitacji.
Okazało się, że był to drewniany wiking,
ale bez brody, za to z długimi związanymi w kitkę włosami. Na
głowie miał hełm z rogami, a przy pasie krótki miecz. Natomiast
jego twarz była zdumiewająco podobna do Liama. Osiągnięcie
takiego podobieństwa w drewnie jest niemal niemożliwe, ktoś się
musiał nad „laleczką” bardzo namozolić, tym bardziej, że była
taka mała, nie miała więcej niż piętnaście centymetrów.
„Wydaje mi się” - zlekceważyła swoje spostrzeżenie. Noemi
przybiegła do niej z samego rana, jeszcze przed śniadaniem.
- I co dostałaś? Co ci dał? - była ogromnie ciekawa.
-
Wikinga – powiedziała Stefania, podając jej figurkę.
-
Ale to wypisz-wymaluj Liam! - wykrzyknęła Francuzka ledwie
rzuciwszy okiem na ludzika.
- Wydaje ci się.
- Ależ
nie! - upierała się Noemi i zaczęła wymieniać szczegóły –
uniesienie brwi, skrzywienie ust, „diabliki” w oczach.
-
Ale ty jesteś drobiazgowa. Ja nic takiego nie widzę. A co to są te
diabliki w oczach?
- Zazdroszczę ci. Mnie Thorsten nic na
pamiątkę nie dał.
- Ma jeszcze czas. Obiecał przywieźć
zdjęcia, może nawet dziś, najdalej jutro. Co to za diabliki?
- Dziś mnie nie będzie. Urywamy się z mamą na zakupy, a może
nawet będę z nią nocować. Ma zarezerwowany hotel, ale nie
pamiętam, gdzie. Nieważne. Ale Liam znalazł ci prześliczną
pamiątkę, chyba abyś pamiętała, że miał przodków wikingów. A
to podobieństwo jest bardzo szczególne! Diabliki to taki szczególny
błysk, gwiazdy w oczach, nie wiem, jak to wyjaśnić. Chłopak,
który patrzy na ciebie w specjalny sposób i już wiesz, że
najchętniej to by ciebie zjadł.
- Ale wymyśliłaś. Oczy
wikinga są za małe, by w nich jeszcze diabliki siedziały! Ja nic
nie widzę – powiedziała Stefcia lekko naciągając prawdę – bo
i ona te diabliki widziała.
Tego dnia chłopcy nie
przyjechali. Natomiast mamę Noemi Stefania widziała tylko w
przelocie. A następnego dnia już myślała o spakowaniu się. Ale
jak się tu pakować, skoro w planie były jeszcze zakupy? Przed
kolacją profesor przysłał po Stefanię jedną ze swoich asystentek
i długo mówił, a w zasadzie pouczał, jak ma dalej dbać o swoją
twarz. choć niby już wszystko wiedziała. A w razie gdyby stało
się coś złego – ma natychmiast się z nim skontaktować.
Wychodząc przez sekretariat poprosiła siedzącą tam panią o pięć
kopert. W pokoju zaadresowała je do samej siebie, do Wierzbiny.
Zaadresowane zaniosła do Viggo.
- Masz do mnie pisać raz
lub dwa razy do roku. Koniecznie. I nie zgub tych kopert. A na tej
kartce napisz mi swój adres. Telefon domowy też. Chcę być z tobą
w kontakcie, tak na wszelki wypadek. Może jeszcze przyjadę do
Szwecji, to cię odnajdę.
- A Liam?
- No właśnie.
Może czasem przemycisz mi jakąś wiadomość o Liamie. Jednak nie
mów mu o tych kopertach, nie wspominaj nawet. Nie wygadaj się!
Obiecujesz?
- Dobrze. Obiecuję.
Przed wieczorem
przyjechali wszyscy czterej panowie. Byli w dobrych humorach, śmieli
się z byle czego. Jedynie Liam momentami popadał w zadumę, ale
zaraz się z tego otrząsał i żartował na równi z innymi. Wróciła
Noemi i znów brylowała, szczęśliwa, że Thorsten wyraźnie ją
adoruje.
Stefania z jednej strony tęskniła za domem, a z
drugiej i jej szkoda było rozstawać się z Liamem. Zdawała sobie
sprawę z tego, że jest o krok od zakochania. Już teraz wiedziała,
że będzie za chłopakiem tęsknić. Stryj Bela miał rację,
niepotrzebny jej związek z obcokrajowcem. Po co sobie utrudniać
życie? Trochę potęskni i jej przejdzie. Niepodtrzymywany ogień
zgaśnie. Tak sobie myślała. Ale to był chłopak, który ją
pocałował. Pierwszy pocałunek... Tego się chyba tak łatwo nie
zapomina... I wyznał miłość... Nawet jeśli to było mocno
naciągane – to i tak sprawiło jej wielką przyjemność. Nigdy
nie zapomni Liama!
Thorsten przypomniał sobie, że przywiózł
zdjęcia, poszedł po nie do motocykla, po chwili wspólnie oglądali
i znów zaśmiewali się do łez. Zdjęć było dużo, bo od razu po
tyle odbitek, ile osób było na zdjęciu. Ale na jednym Stefania
była sama i dodatkowych odbitek nie było...
- Podpisz mi
to zdjęcie – poprosił Liam.
- Nie! To moje. Jest tylko
jedno.
- Ty masz siebie w lustrze każdego dnia, a na tym
zbliżeniu jesteś taka cudowna. Proszę, Steffi. Bardzo proszę.
I Stefania ustąpiła, bo jakoś nie wypadało inaczej. Miała
jednak ochotę trochę złośliwie zapytać, czy ma dużą kolekcję
takich zdjęć swoich byłych... Jakoś się powstrzymała.
-
Przecież można zrobić dodatkowe odbitki – wypalił Martinus.
- To prawda. Ale tu chodzi o podpis – objaśnił Viggo. -
Dobrze myślę? Ale odbitki zrób. Jakoś je dostarczę do naszej
Steffi.
- Czy mógłbym jutro być twoim kierowcą i
tragarzem na tych zakupach? - dopraszał się Liam. Stefania z pewnym
wahaniem wyraziła zgodę. Umówili się zaraz po obiedzie.
- Ale czy ty choć raz byłeś na zakupach w kobietą? To może być
trudne przeżycie! - zażartowała z uśmiechem.
- Nie,
nigdy nie byłem. Choć może kiedyś z siostrą... Natomiast wiele
razy słyszałem i teraz jestem tego bardzo ciekaw.
- To będą
duuuże zakupy.
- O, zapowiada się ciekawie. A będę mógł
od czasu do czasu ingerować? Na przykład doradzać. I koniecznie
oglądać, gdy wychylisz się z przymierzalni.
- Myślę, że
się dogadamy, a asortyment zapewne cię zaskoczy.
- To
znaczy?
- W pierwszej kolejności kosmetyki. Będzie ich
dużo. Następnie artykuły spożywcze, a tym masło solone, kawa,
jakieś słodycze. I jeszcze parę szmatek dla mnie i dla babci, a
dla ojca i brata dżinsy. I koniecznie cygara dla stryja, takie
bardzo dobrej jakości. A na promie mam kupić alkohol, stryj Bela
zapisał mi jaki.
- Stryj? Kto to jest stryj Bela?
-
Brat mojego ojca. A jednocześnie mój wielki przyjaciel. To dla
niego te cygara.
- Stryj przyjaciel... To ciekawe.
-
Mam kilka zdjęć w pokoju. Takich rodzinnych.
- Pokażesz
mi?
Na drugi dzień Stefania uzgodniła z personelem swój
wyjazd z kliniki na zakupy. Tak na wszelki wypadek, aby jej nikt nie
szukał. W dużej mierze była już spakowana, dzięki czemu
wiedziała, że na artykuły spożywcze będzie musiała dokupić
jakąś torbę.
Liam przyjechał przed czasem, musiał chwilę
na nią poczekać, bo chciała się po obiedzie przebrać w coś
super lekkiego i wygodnego do zdejmowania przy ewentualnych
przymiarkach. Mężczyzna zawiózł ją do eleganckiego sklepu w
centrum i dosłownie po chwili Stefania wiedziała, że to nie jest
jej półka. Tam, gdzie kupowała poprzednio ceny – na takie same
produktu – były niższe o trzydzieści, a nawet o pięćdziesiąt
procent. Liam chciał protestować, ale nie ustąpiła i musiał ją
zawieźć do znanego już jej sklepu. Kazała mu usiąść i
spokojnie poczekać. Nagle oprzytomniała – przecież nie ma koron
szwedzkich! Musi najpierw wymienić pieniądze w banku.
-
Spokojnie. To nawet lepiej. Ja będę płacił, a potem się
rozliczymy. Może nie będziesz musiała sprzedawać wszystkich
dolarów. Bardzo dobrze się stało – zapewnił ją Liam.
Stefania pokręciła głową, ale musiała się zgodzić z tym, że
to dobre rozwiązanie. Oprócz kosmetyków dla siebie, kupiła babci
i cioci Basi perfumy, a dla Kamila podobno jakieś rewelacyjne
szampony, odżywki i kilka opakowań henny w różnych kolorach. Na
wyższym piętrze była damska bielizna. Stefania, choć mocno
skrępowana obecnością mężczyzny, jednak i tu dokonała dość
obfitego zakupu.
- Może tu więcej jest takich tanich
sklepów – powiedziała, gdy z pakunkami szli w stronę parkingu.
- Zostawimy to w samochodzie i przejdziemy się. Może
rzeczywiście coś jeszcze dla siebie wypatrzysz. Ale te dżinsy to
chyba tylko w centrum.
I rzeczywiście „coś” wypatrzyła.
Dosłownie kątem oka dojrzała wiszącą w witrynie sklepowej
garsonkę. Zatrzymała się tylko na moment, dosłownie na mgnienie,
popatrzyła uważniej, ale zaraz ruszyła dalej. Lecz Liam zareagował
bardzo stanowczo i po męsku – chwycił Stefanię za rękę i
niemal wciągnął do sklepu. W efekcie jego rozmowy z dwoma
ekspedientkami pokazano dwie garsonki, jedną ciemnozieloną, a drugą
czarną. Takiej popielatej jak na wystawie w rozmiarze Stefanii nie
ma już w sklepie, spodziewają się ich za jakieś dziesięć dni.
Natomiast te dwie powinny być idealne. Stefcia czarną zdecydowanie
odrzuciła, natomiast druga ją zainteresowała, ale jaka jest cena?
- Nie patrz na cenę, a patrz w lustro. Przymierz – nalegał
Liam.
Garsonka leżała na niej doskonale, ale aż się
prosiła o coś jasnego pod spód. Sprzedawczyniom nie trzeba było
tego dwa razy mówić – jedna z nich przyniosła kremową bluzkę,
wprost idealną do zielonego kompletu.
- Pani cię pyta, czy
może wolisz białą – dopowiedział Liam. - A najlepiej weź obie.
I tak przyda ci się coś na zmianę.
W chwilę potem
pojawiły się buty i torebka oraz jedwabny szal. Buty zostały
odrzucone, reszta kupiona. Stefania nie miała pojęcia, ile za
wszystko zapłacił Liam, bo załatwił to gdy się przebierała w
przymierzalni.
- W zasadzie to nie wiem, co zrobić –
powiedział, gdy znów szli do samochodu. - Ty tak pięknie w tym
wyglądasz, że ja nie chcę, aby oglądali cię inni faceci.
- To może zacznę chodzić nago? Przynajmniej dopóki jest gorąco
– zażartowała, patrząc na niego zalotnie. - Pojedźmy gdzieś
napić się wody lub soku, jestem już bardzo zmęczona i
spragniona. O, tam są jakieś stoliki na chodniku.
- Znam
lepsze miejsca. Chodź. Powiedz mi, czy ty musisz być na kolacji w
klinice? Przecież możemy zjeść na mieście. I będziemy mieli
więcej czasu dla siebie.
Siedzieli w niewielkiej kawiarence,
pili sok pomarańczowy, rozmawiali o rodzinie Stefani, bo Liam ją
bardzo wypytywał. Był ciekawy jej ojca, brata i babci. Nawet stryja
Beli. Opowieść od czasu do czasu powodowała wybuchy śmiechu
obojga. Na stoliku leżał słownik polsko-angielski i
angielsko-polski, z którym Stefania się nie rozstawała. Odczuwała
brak Noemi, która zawsze śpieszyła z podpowiedzią brakującego
słowa. Książka była już mocno sfatygowana i pełna zakładek z
przypadkowych karteluszek. Rozmowa z Liamem obfitowała w
przerywniki, gdyż i jemu czasem brakowało słowa. W gruncie rzeczy,
choć to utrudniało rozmowę, bawili się tymi brakami, był to
jeszcze jeden powód do śmiechu. Choć odpowiadała na wszystkie
jego pytania, to w głowie kręciła się myśl o jutrzejszym
rozstaniu. NIE CHCIAŁA rozstawać się z Liamem. Stał się dla niej
bardzo ważny. Nie wiedziała, czy to już jest miłość, ale bardzo
chciała zostać w Szwecji na jeszcze kilka dni. Z Liamem. I choć
zaraz w myślach wyzywała się od nieodpowiedzialnych, bezmyślnych,
to nadal chciała z nim być. Nie mogła tego powiedzieć, nie mogła
dać mu znać, że i jej zaczęło na nim zależeć.
- A
kiedy wyjdziesz za mąż? - zaskoczył ją pytaniem.
Patrzyła
na niego z uchylonymi ustami.
- Nie wiem. Może w ogóle nie
wyjdę – odpowiedziała z ociąganiem. - Żaden chłopak nie jest
mną zainteresowany, więc nie ma o czy mówić.
- A ty? Ty
nikim nie jesteś zainteresowana?
- Kiedyś byłam –
powiedziała myśląc o Marku. - Jednak on był z kobietą i chyba
nadal jest, więc nie starałam się wciskać między nich. Bardzo go
lubiłam. Może nawet nadal lubię. Ale to nie była miłość. I już
nie będzie.
- Steffi, nie wyobrażam sobie życia bez
ciebie. Już ci to mówiłem – ujął ją za rękę i wpatrywał
się w oczy. Chciał, aby odczuła powagę chwili. - Nie wyobrażałem
sobie, że można się tak zauroczyć, tak głęboko pokochać... -
miał wzrok skrzywdzonego psa, a ona nie wiedziała, co ma mu
odpowiedzieć. - Nie uciekaj ode mnie. Dajmy sobie szansę. Ja wiem,
że ty mnie nie kochasz, ale jeśli dziś się rozstaniemy przez całe
życie możemy żałować tej decyzji. Wiem, że mnie nie znasz.
Jestem uczciwym człowiekiem. I pracowitym. Mogę zapewnić ci życie
o wysokim standardzie. Daj mi szansę, a przekonasz się, że
zasługuję na miłość. Na twoje uczucie. Nie zawiodę cię. Ale
nie zostawiaj mnie. Nie odchodź gdzieś w nieznane, a dla mnie
niewyobrażalne. Mogę czekać na ciebie, aż skończysz studia.
Jestem zamożny. Nie muszę pracować. Mogę cały czas poświęcić
tobie. Możemy zamieszkać w dowolnym miejscu na ziemi. Pozwól mi
być blisko. Nie zostawiaj mnie. Kocham cię, moja śliczna. Pierwszy
raz tak naprawdę kocham. Nie porzucaj mnie dla niepewnego losu. Dam
ci wszystko co mam. Całe moje serce.
Stefania topiła się
jak lód na słońcu. Kręciła przecząco głową, ale już nie była
taka pewna swojej decyzji. A jeśli rzeczywiście będzie żałować
do końca życia? Może Liam ma rację? Zostanie z nim na kilka dni,
na mniej niż tydzień. Jak to będzie przyjęte? A jeśli Liam uzna,
że jest łatwą dziewczyną? Dopiero będzie żałować! Jechać,
zostać, jechać zostać... W jej głowie był coraz większy mętlik.
- Nie wiem, Liam. Daj mi czas do jutra. Wiem, że jest mało
czasu. Już się skłaniam do tego, by jeszcze dzień lub dwa pobyć
z tobą, ale nie wiem, mam wątpliwości. Przecież tak naprawdę nie
wiem, jaki jesteś. Boję się, że zrobię głupstwo, że będę
żałować.
- Nie ufasz mi.
- Za mało cię znam.
Nie wiem, czy mogę, czy nie mogę ufać. Staram się...
-
Ale zaufaj, proszę.
Stefania nie miała biletu powrotnego,
liczyła, że nie będzie problemów z kupieniem. Na drugi dzień –
dzień wyjazdu z kliniki – Liam przyjechał zaraz po śniadaniu i
przywiózł ładny bukiet róż, czekoladki oraz alkohol.
-
Dla profesora i jego żony.
- Wcale o tym nie pomyślałam!
Bardzo ci dziękuję.
c.d.n.
fot. z internetu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz