piątek, 21 grudnia 2018

CHŁOP (opowiadanie)




Chłop (opowiadanie)

No, to zaraz mamy święta. Jest dobrze. Naprawdę. Z samego rana pożarłam się z Chłopem, ciśnienie skoczyło na sto osiemdziesiąt, a ja nabrałam obrotów i praca zaczęła mi palić się z rękach. Tylko w uszach mi trochę dzwoniło... Na pierwszy rzut poszła kuchnia - wiecie - góra szafek, środki, blaty. Każda kobieta to zna. Stłukłam jedynie słoiczek z ryżem... Chłop posprzątał podłogę i jest okey. Szybko mi poszło, bo lodówkę i zamrażarkę odmroziłam już trzy tygodnie wcześniej, też po awanturze z Chłopem. Wtedy tak mnie naszło, że nawet okna w dwóch pokojach umyłam. Resztę umył Chłop, a ja poprałam wszystkie firany. On je powiesił, ja poprawiłam. Zawsze tak robimy, bo ręce mi mdleją i nie dam rady tak długo trzymać w górze.

Jak dobrze pójdzie, to jutro wyszoruję łazienkę. Fugi - szczoteczką do zębów. A Chłop podłogę w łazience i drzwi w całym domu. Tylko pokłócić się trzeba, aby na obroty wskoczyć, bo inaczej chodzę rozmemłana do piętnastej.
On lubi kolędy. Ja też. Ale kolędy śpiewa się od kolacji wigilijnej, nie wcześniej! Dlatego ten łomot w supermarketach wygania mnie ze sklepów i Chłop musi zakupy robić sam. Że też kierownictwo marketów nie pomyśli, że... Eh, szkoda gadać.
Zakupy spisuję na kilku kartkach. Na każdy dzień inna. I tak sobie radzimy. Tylko szlak mnie trafia, jak z pieniędzy na święta kupowane jest piwo. "Bo akurat była promocja" - to za swoje kup to piwo! Ale co się będę burzyć, jak bąbel w szampanie? U nas pity jest tylko raz na rok...  To nic nie da. Jednak kiedy i prezent na gwiazdkę też kupuje mi za moje pieniądze, to krew mnie zalewa powyżej kokardy! Zresztą - prezent też jest na miarę jego pomyślunku - deska do prasowania! Tyle lat prasowałam na kuchennym stole i było dobrze. A teraz deska! Ale się wściekłam. I ogłosiłam strajk na prasowanie - to było chyba ze cztery lata temu. Co mogłam - kazałam mu nosić do magla, a jego rzeczy wcale już nie prasowałam. No i nauczył się prasować. I bardzo dobrze!
Nic to. Gotuję w dużym garze bigos, a w mniejszym kapustę postną z grzybami. Pachnie w całym mieszkaniu, choć ciągle mam otwarte okna, mimo temperatury bliskiej zera. Jutro zrobię duuużo krokietów z dwoma różnymi nadzieniami - jedne postne, a drugie z mięsem. Chłopu to dobrze, wcale nie musi się martwić świętami. Robi tylko to, co mu każę, a wszystko ja trzymam na głowie i na plecach. Jeśli coś nie wyjdzie, albo (co gorsza!) o czymś zapomnę - będzie sobie używał na mnie aż do Świąt Wielkanocnych, albo nawet i przez kilka lat. Tak było, gdy spaliłam niemal na węgiel rybny pasztet. Wyrzuciłam go natychmiast i to razem z foremką. Od tamtej pory nigdy już nie robię rybnego pasztetu. Za to nauczyłam się robić pasztet mięsny w słoiczkach - z dodatkiem śmietany. Palce lizać! Lecz ile można siedzieć w kuchni, no ile?
Niestety - telewizor jest zajęty przez mojego Chłopa - nie, nie mecz, jakiś serial argentyński, czy może indonezyjski, straszne dno, nawet jednego odcinka nie dałam rady obejrzeć. A on nie tylko to ogląda, ale się wręcz ślini, bo dziewczyny chodzą roznegliżowane. No, ale jeśli jego mięsień dźwigacz jąder już nie funkcjonuje, to nic mu po tym negliżu... Dla Chłopa to jest dramat... I dlatego godzę się na to piwo - zbyt wiele atrakcji to mu już nie pozostało.
Taaak... Najpierw to mu wyszły włosy,  a miał całkiem ładną czuprynę - ciemne i lekko kręcone. Wytrzymał z nimi do czterdziestki. Mojej. A potem to już było gorzej i gorzej. Tak to jest, jak ma się nadmiar testosteronu... Potem gwałtownie zachwiały się zęby. Koszmarnie! Dwa lata z nim (Chłopem) walczyłam, zanim zrobił porządek i zaczął dbać o ciąg dalszy. Teraz ma dwie pełne "szufladki" i nareszcie jest dobrze. Razem z zębami przepadł też "kaloryfer". Ja wiem, że przede wszystkim przez piwo i siedzenie przed telewizorem, ale on ma inny pogląd na sprawę - to ja źle gotuję. Za tłusto, za nudnie, za dużo. Zastanawiam się, co teraz go jeszcze sieknie - serce, żyłka, wątroba, czy może woreczek żółciowy.
Wyłączam gaz pod garnkami.
Już się uspokoiłam, wyciszyłam, mogę spokojnie poczytać. Zacznę od czytania w kąpieli. Uwielbiam! Kupiłam sobie prezent gwiazdkowy - stężony olejek do kąpieli z obfitą pianą. Och, ależ to lubię! Od razu jest cudownie - wystarczy sam zapach! Kiedyś to Chłop przygotowywał mi kąpiel, ale po pewnej delegacji zaprzestał... Wrócił z ręką w gipsie. Już nigdy nie zrobił mi kąpieli. Żałuję, że nie zrobiłam sobie drinka...

Co to ja chciałam powiedzieć... Nasze święta są nudne. Dopiero przyjazd dzieci je ożywia. Ale w tym roku nie przyjadą. Jest moda na ciepłe kraje. Ciężko pracują i chcą dobrze odpocząć. No tak, przy nas zawsze jest trochę nerwów... Niech odpoczywają... Ale jest smutno... Ktoś mi powiedział, że święta to taki zakupowy szał, że nie ma czasu na wyciszenie i rozmyślania. I tu się bardzo myli. Albowiem jest czas na wszystko - i na pracę, i na zadumę, na zakupy i na wspomnienia o bliskich, którzy odeszli, nawet na zadumę nad sobą. Na wszystko. Oby tylko nie było awantury o bzdury. O ważne i poważne rzeczy się nie kłócimy. To nasze wewnętrzne podenerwowanie czasem każe nam skakać sobie do oczu. Chłopu rośnie ciśnienie, bo nie przyjadą dzieci i jakoś musi odreagować, najlepiej na mnie, bo przecież nie na pilocie od telewizora! Nikogo innego nie ma. Kiedyś próbował na sąsiedzie, ale później miał złamany nos i taka nauczka wystarczyła. A ja go nie biję.
Wycieram się i i zawinięta w ręcznik wędruję do swego pokoju. Łazienki w blokowiskach są zbyt małe, by się tam rozsiadać, kremować, balsamować, malować paznokcie. Nie, dziś nie maluję. Jeszcze będę musiała grzebać się przy cieście i przy mięsie, więc malowanie jest bez sensu.
Chłop puka do drzwi, więc go zapraszam. I nie wierzę własnym oczom - przynosi mi półlitrową szklanicę herbaty z miodem i cytryną, stawia blisko, abym łatwo mogła dosięgnąć i całuje mnie w czoło... Nie powinnam tego robić, ale zarzucam mu ręce na szyję... Magia świąt już zaczęła działać...

© Elżbieta Żukrowska 21.12.2018.
fot. z internetu



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz