środa, 21 listopada 2018

PORA NA ŚWIECE



Pora na świece

Znów miałam mgłę w oczach, a w duszy płomienie;
wiatr się naigrawał, chichotał po skałach.
Nic nie mogłam zrobić, gdy zamiast rąk - cienie,
nic nie mogłam mówić, skamieniała cała.

Świt wylał mgły białe, płynęły tumanem,
lodowate macki ogarnęły serce.
Nic nie chciałam oddać, niepewna nad ranem,
one same brały, ciągle chciały więcej.

Lecz duszy dosięgnąć jakoś nie umiały,
była rozżarzona boleśnie, prawdziwie.
Nie współgrała z ciałem, iskry wciąż w niej trwały.
Wyprysnęła w górę, w niebo, po cięciwie.

Na starość się zmieniam, niezgrabna troszeczkę,
śmierć bawi się moim powolnym oddechem.
Chcę coś w głos powiedzieć, zanim zdmuchnie świeczkę...
Ale słowa we mnie pozostają echem.

Wargi milkną teraz - modlitwy nie będzie.
Poszarzała skóra, palce filetowe...
Godziny są obce, wczesno-poobiednie.
Już nikt nie zaprosi na nową rozmowę...

© Elżbieta Żukrowska 19.11.2018. 
fot. z internetu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz