fot. Andrzej Kosiba
8.
Noc z soboty na niedzielę.
Doprawdy - nie wiem, co podkusiło mnie do włączenia laptopa. Cena pianina? Takie, które podoba mi się z wyglądu kosztuje około pół miliona - bagatelka! Ale są i tańsze. Kukam to tu to tam i dopada mnie Andrzej Poniedzielski. Koniec. Oglądam go i słucham. Chyba grubo ponad półtorej godziny. Kompletnie padnięta idę wreszcie spać. Wspominając rozmowę z Olkiem usypiam momentalnie. Budzi mnie telefon. Jest dwudziesta trzecia trzydzieści, a więc spałam może dziesięć minut. Zaspana odbieram nie patrząc, kto telefonuje i mam zamiar zachować się jak wodospad. Tymczasem słyszę:
- Maczku mój kochany, jesteś? - potwierdzam.
- Moja słodka! Jestem już w hotelu. Sam. Troszku zmęczony i troszku wypity... Jak to w rodzinie. Musiałem pokazać twoje zdjęcia. No, musiałem. I powiedziałem, że jesteś moją kobietą. Bo jesteś. Maczku mój, przecież moje szalone stare serce bije teraz tylko dla ciebie... A twoje? - Milczę, ale Olek nie czeka na odpowiedź, mówi dalej. - Zawsze wiedziałem, że mamy się ku sobie, choć byliśmy chyba oboje szczęśliwi w małżeństwach. Blanka była idealną żoną i nie mogłem, i nie chciałem, zrobić jej żadnego świństwa. Nigdy jej nie zdradziłem, choć czasem jakiejś kobitce skradłem niegroźnego buziaka. Ale na tym się kończyło. Szanowałem moją żonę. Bo ja w ogóle szanuję kobiety. Teraz ciebie w szczególności. A nie mogę się bez ciebie obejść. Wpatrywałem się w twoje zdjęcia i marzyłem o tobie jak smarkacz przed osiemnastką. Mam świadomość tego, że już jestem stary. I nie wiem, czy byś mnie takiego starego chciała. Powiedz coś. Powiedz, czy mam jakieś szanse u ciebie. Tak w oczy to chyba nie mógłbym cię zapytać, a tak przez telefon to jakoś łatwiej. Powiedz to teraz-zaraz, żebym wiedział, wóz czy przewóz. Mam wrażenie, że mnie akceptujesz, ale nie jestem do końca pewny. A trochę mi nie honor się ośmieszyć i na darmo za dziewczyną ganiać. Ty jesteś jak łania. Jak gazela. Cudna taka. Wsiąkam w ciebie i nie umiem tego powstrzymać. Jakbym był w środku lawiny. Jesteś tam? - znowu potwierdzam. - Wpatrywałem się w twoje zdjęcie i marzyłem, że trzymasz swoją głowę na mojej piersi. Czy takie marzenia pasują do mego wieku? Zakochuję się w tobie dzień po dniu, nawet teraz, gdy nie ma cię obok. Bo dla mnie jesteś. Takie tchnienie, marzenie, taki sen, który za kilka dni już może się ziścić. Błagam, powiedz, że się spełni! Męczy mnie, bo nie zapamiętałem twego zapachu. Za mało cię dotykałem, nie pamiętam krągłości twoich bioder pod palcami, ani ciężaru twoich piersi... Ani jak smakuje twoja skóra na szyi i dekolcie... Ani jak twoje włosy łaskoczą moją twarz... Jest tyle miejsc, które chciałbym dotykać, widzieć, smakować, nazwać swoimi... Kiedy pomyślę, że cię obejmuję i przytulam - cały dla ciebie jestem, już, teraz... Chciałabyś? Powiedz, że ty też byś tego chciała... Sorrki, mój Maczku, wybacz... Zagalopowałem się... Taka ciepła, mięciutka i moja... Pachnąca... Jak ty pachniesz? Powiedz mi czym teraz pachniesz? Przy mnie będziesz także pachniała miłością... Już cię uwielbiam... Czujesz? Chcesz...?
Olek milknie, a ja nie jestem w stanie nic powiedzieć. W skroniach tętni mi krew! Nikt i nigdy nie uwodził mnie przez telefon, a Olek sprawiał, że czułam jego dłonie wszędzie tam, gdzie mówił. Milczy tak długo, może zasnął? Ale nie!
- Jesteś tam, moje słodkie kochanie? Nie ukołysałem cię jeszcze? - jego głos jest łagodny, ciepły, kojący. - Jestem cały twój. Zobacz, jak się to porobiło... Miałem rację, że unikałem ciebie wcześniej. Babcia mi mówiła, aby nigdy nie uwodzić mężatki i kobiety w żałobie. A ty długo chodziłaś w żałobie. No i z moją Blanką... Tak się porobiło. Osiem lat choroby. Osiem lat umierania każdego dnia... Kto tego nie przeżył, ten nie zrozumie... Ona cierpiała fizycznie, a ja duchowo. Bo nie mogłem jej pomóc. Co to za facet, jeśli nie umie przynieść pocieszenia, pomocy, ulgi... Kiedy odeszła, to się cieszyłem, że już nie cierpi. Może to okrutne, ale przecież nic więcej nie można było zrobić. A teraz moje serce zbudziło się na wiosnę. Tobie chcę przynosić kwiaty, z tobą pić poranną kawę i słuchać razem wieczornego koncertu... A w nocy czuć cię przy sobie szczęśliwą, zaspokojoną. Wsłuchiwać się w twój równy oddech, czekać, że może uśmiechniesz się przez sen. O kim śnisz? Tylko nie o żadnym obcym, bo się zdenerwuję! Wiesz? Mam nadzieję, że ciągle mam dość siły, by choć od czasu do czasu nosić cię na rękach. I kochać cię. Mentalnie i fizycznie. Zawsze. Do końca swoich dni.
Myślę - powinnam rzucić w ciebie kapciem, Olek. Powinnam przerwać połączenie. A tymczasem jestem zasłuchana i chłonę każde słowo. I już chcę, by się spełniło. Wszystko. Teraz. Natychmiast! Milczę, bo dławi mnie wielka gula i oczy mam pełne łez. Idiotko, idiotko! Krzyczę na siebie w myślach. To tylko słowa napitego faceta! Jutro nawet nie będzie pamiętał, że tak do ciebie mówił! A przecież głodna jestem takich słów. Spijam je z jego warg.
- Jesteś tam jeszcze, mój Maczku?
- Tak...
- Umiesz sobie wyobrazić, jak ciebie przytulam?
- Tak...
Umiem więcej! Wyobrażam sobie, że czuję jego ciężar na swoim ciele... Wyobrażam sobie znacznie więcej... Pragnę tego więcej...
- Pragniesz mnie...?
Nie odpowiadam.
- Całuję twoje piersi...
- Olek, nie!
- Najpierw prawą, a teraz lewą...
- Olek - nie! Bo się rozłączę!
- Uwielbiam cię taką! Gorącą i drapieżną! Moją! Nie rozłączaj się. Jestem niesamowicie pobudzony. Ty też?
- Nie - odpowiadam hardo. - Nie chcę wirtualnego seksu. Nie chcę, abyś tak ze mną rozmawiał.
- Dobrze - jest bardzo uległy. Chyba wie, że posunął się za daleko. Ale to ja jestem winna: powinnam wcześniej przerwać ten podniecający spektakl. - Pocałuj mnie na dobranoc - prosi.
- Buziaki. Trzymaj się.
- Nie tak! - Olek protestuje. - Powiedz, jak dotykasz mnie ustami, powiedz, co wtedy czujesz... Powiedz, jak wkładasz palce w moje włosy, jak mnie obejmujesz, jak tulisz się do mnie. Powiedz mi to - szepcze coraz ciszej.
Milczę.
- Jesteś tam? - upewnia się, a ja nadal milczę. Mimo tego on mówi - Nie gniewaj się na mnie. Jestem niewiarygodnie spragniony kobiety. Ciebie jestem spragniony. Marzę o tym, by zanurzyć się w twoim ciele. By zanurzać się tak każdego dnia... By cię poznawać i z rana, i z wieczora. Taką rozkosznie zaspaną i taką, która za mną tęskni przez cały dzień... Marzę o twoim oddaniu, zaufaniu, szczodrości! Chcę cię obdarzyć tym samym, ale jeszcze bogaciej, abyś nie mogła się beze mnie obejść ani minuty... Wchodzę w ciebie... Czujesz to?
Kompletnie rozdygotana wyłączam telefon. Płaczę. Skowyczę w poduszkę.
Tu - jest następny rozdział powieści. Kliknij sobie. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz