Niepokój
(z opowieści pewnego pana - 17)
Jeszcze cię przytulam i trzymam za rękę,
jeszcze twarz zanurzam w twe pachnące
włosy,
lecz coś drżeniem przenika, jakbym złe
przeczuwał
- że na nasze rozstanie właśnie się
zanosi...
Poznaję po westchnieniach innych niż zwyczajnie
po niepewnych pieszczotach, zmąconym
spojrzeniu.
Może sama nie wiesz? Wahasz się i miotasz?
Bo wyznaczyłaś mi miejsce dalej niż przy
cieniu.
Za tydzień lub rok iść pod twymi oknami,
nie spojrzeć, nie myśleć, nawet nie
wspominać?
Poranione serce od nowa opatrzyć
i mówić tak spokojnie - nie moja
dziewczyna?
Lecz czy starczy woli, by zacisnąć zęby,
nie skamlać, nie jęczeć, nie błagać o
litość?
Odwrócić się na pięcie i być jak te dęby
- silny i twardy. Zapomnieć co miłość...?
Kiedy znikasz z oczu, zapadasz w swe „knieje”,
mam wrażenie, że cały świat mi opustoszał.
Ludne wszystkie ulice – a mi pustką wieje.
I słyszę, jakoby wiatr za oknem szlochał.
Nie pytam, co z tobą, ani też dlaczego,
Sam muszę coś zmienić, nowe postanowić.
Uchylić kapelusze, nim prawdziwe żniwo
goryczy zechcesz teraz zafundować.
© Elżbieta Żukrowska 3.11.2014.
Fot z internetu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz