wtorek, 19 czerwca 2018

ŚRODA - 60 ZŁ ZA 1 KG (15)




Z życia wzięte - 15

Środa - 60 zł za 1 kg - 15
( - czyli jak być mężczyzną pod siedemdziesiątkę)

Środa - wieczorem.
Udało mi się ogarnąć większość spraw:
- Lusia idzie jutro do pracy, po się zamieniła z koleżanką,
- ordynator, opiórkany przez dyrektora ZOZ, zakazał wyprawiania imienin na terenie szpitala,
- pranie się pierze jedno za drugim, bo nie ma wyjścia,
- nad morze ruszamy w piątek rano,
- każdy dostał przydział rzeczy do zabrania lub do załatwienia,
- dziecięce ciuszki zostały dostarczone do Ewy.
Teraz siedzę i myślę o czym zapomniałam. Nie przypominam sobie, bym żyła w takim przyspieszeniu.
Wieczorem Mateusz woła mnie do siebie.
- Jest sprawa - mówi, a ja aż truchleję. - Chodzi o Celinę.
- Coś z nią nie tak?
- To sprawa rodzinna, której się strasznie boję. Nie mam z kim pogadać. Nie mogę z kumplami ani z rodziną.
- Mów wreszcie.
- Znam Celinę sprzed kilku lat. Może ośmiu. A może tylko pięciu. Nie pamiętam. Miała wtedy inne włosy i inne imię, ale to tylko farba i pseudonim. Nie mam wątpliwości, że ją znam. Że byłem z nią blisko, no wiesz... Po co ci to wszystko gadam... Mirka... Nie wiem, co myśleć. To ona naciska na spotkania, a chciałbym i się boję. Mam wrażenie, ze coś się za tym kryje.
- Facetem jesteś! Nie bój się.
Mateusz obie dłonie zanurzył w swoich włosach, był maksymalnie spięty.
- Co się może za tym kryć?
- A dobrze wam było?
- O ile pamiętam, to więcej, niż dobrze. Zupełnie nie wiem, czemu nie pociągnąłem tego dalej. Nie mieliśmy swoich namiarów. Nie mogliśmy się od nowa spiknąć. Czegoś zabrakło.
- A co o niej wiesz?
- Nic nie wiem. Tyle, że mieszka w Świnoujściu, a może tylko gdzieś blisko. I że ma około trzydziestu lat. Może trochę mniej, może trochę więcej.
- Kim jest z wykształcenia? Gdzie pracuje?
- Nie mam pojęcia.
- Podoba ci się?
- Bardzo. Ale wiesz... A jeśli ona chce ślubu?
- Tak z marszu?
Przyznaję - mnie też to zatkało. Mateusz dalej czochra swoje włosy, a ja nie mam pojęcia, czego chce ode mnie.
- Dlaczego ciągle jesteś kawalerem?
Mój sąsiad wgapia się we mnie, jakby widział mnie po raz pierwszy. Wreszcie kładzie ręce na swoich udach, oddycha głęboko i wyznaje:
- Byłem już bliski ślubu. Ona już nawet była w ciąży. Ze mną. Ale się wycofała. Skłamała, że to nie moje dziecko. Wiedziałem, że kłamie, ale byłem za głupi... Urodziła i wyszła za innego. Nawet alimentów ode mnie nie chciała.
- Tu, w naszej mieścinie?
- Tak. Więc lepiej nie będę mówił o kogo tu chodzi.
- A dziecko?
- Syn. Był, ale już go nie ma. Miał wtedy szesnaście lat... U nas umiera się na raka, na coś związanego z układem krążenia i z powodu wypadku. Prawda? A on zmarł na grypę. Rozumiesz? Na zwykłą grypę, nawet nie na ptasią. Ile osób w Polsce umiera na grupę? Znasz jakieś statystyki? Kamil - tak mu dała na imię - miałby teraz dwadzieścia jeden lat. Nie mów o tym nikomu, proszę. Jesteś jedyną osobą, której to opowiedziałem. Nawet z rodziny nikt nie wie.
Słucham Mateusza i zupełnie nie wiem, co mam mu powiedzieć. Po co on mi opowiada taką smutną historię? I jaki to ma związek z Cecylią? Nie, z Celiną.
- Wyspowiadałem się i jest mi lżej. Strasznie długo to w sobie nosiłem... A jeśli Celina zechce ślubu?
- To się z nią ożeń. Co stoi na przeszkodzie?
- Nie wiem. Nie znam jej. Mam nadzieję, że pomożesz mi ją ocenić.
- Chyba zwariowałeś! W życiu nie będę radziła komuś żeniaczki. Albo ją odradzała. To musi być twoja decyzja.
- Nikt mnie nie nauczył dobrego podejścia do tak poważnych spraw. Z autami jest prościej. I z sytuacją na drodze. Są twarde reguły. Wystarczy się do nich stosować. Ale kobieta? Jakie reguły stosuje się do kobiet?
- Reguły? A słyszałeś coś o tym, że trzeba słuchać głosu serca? Nie mylić z pożądaniem!
Kiedy wreszcie wracam do siebie sama myślę, że to może ja mylę uczucia z pożądaniem. Jestem jak wygłodniała lwica... Co jest miłością a co seksem?
Lusia już śpi. I dobrze. Pogadamy kiedyś, przy okazji.

Czwartek rano.
To zakręcony dzień. Mam milion spraw do załatwienia, realizuję je punkt po punkcie, aby ze wszystkim zdążyć. Proszę bardzo - a tu w domofonie głos Lusinego braciszka. Wpuszczam go na górę i jednocześnie lustruję mieszkanie - czy nie leży coś, co może zdradzić Lusię.
- Czy ona jest u ciebie?
- Kogo masz na myśli? - pytam. Wskazuje drzwi do pokoju. Marek wchodzi i się rozsiada.
- O Lusię pytam. Nie ma jej w domu, nie ma jej w pracy, a wyszła z domu z walizką.
- I co?
- Nie wiesz, gdzie jest? Nie odbiera telefonów.
- To nie moja sprawa. Lusia jest dorosła. Sam załatwiaj swoje sprawy.
- Nic ci nie powiedziała?
- A gdyby nawet - sądzisz, że bym to przekazała tobie? Wykorzystujecie ją maksymalnie, więc może się zbuntowała. A może sama z sobą musiała do szpitala. Co ty o niej wiesz? Kiedy pytałeś ją o zdrowie? Kiedy ostatnio pomogłeś bodaj w drobiazgach, że o matce nie wspomnę? I jeszcze nasłałeś jej na głowę cioteczki! Jak tak można!? Taka liczna rodzina, a nikt nie ma serca dla matki. I tylko z pieniędzy ją okradacie. A teraz Lusia ma dodatkowo żywić cioteczki? A za co? Pomyślałeś o tym?
- To nie twoja sprawa!
- Pewnie, że nie moja. I do mnie więcej nie przychodź. U mnie nie szukaj swojej siostry.
- Ale wy się przyjaźnicie!
- Lusia już nie ma czasu na przyjaźnie. Ona ma w oczach tylko obowiązki.
Spuściłam z tonu - niech już sobie idzie, niech idzie! Musiał być na poczcie, zanim Lusia zaczęła zmianę. Teraz pozostało mi mieć nadzieję, że dziś już tam nie pójdzie. Co daj Boże!
- Zadzwoń do niej przy mnie. Może odbierze.
- Nie. Nie będę sypać mojej koleżanki.
- Jest w szpitalu? Naprawdę jest w szpitalu?
- Nie wiem. Nie powiedziała mi. Bała się, że niechcący się wygadam. Nie wiem, gdzie jest. A dzwonienie mam zakazane, chyba, że będzie to sprawa życia lub śmierci. Więc nie zadzwonię.
- Wredna jesteś.
- Obawiam się, że ty kilka razy bardziej i to dla własnej, rodzonej siostry. Spadaj. Nie chcę z tobą gadać. Mam robotę.
Nie muszę być miła dla kogoś, kto twierdzi, że jestem wredna.
Myłam truskawki, robiłam galaretkę, piekłam biszkopt - niekoniecznie w tej kolejności. Ubiłam następne pól litra śmietanki. Zapakowałam pięć kostek masła (jeden kilogram) do plastikowego pojemnika - już bez papierków na maśle. Zamroziłam wkłady do lodówki turystycznej. Spróbowałam się spakować.
Olek z torbami.
- Moja słodka Makowa Panienko! Przyleciałem po buziaki, bo dłużej nie mogłem! - I całował obłędnie, a ja mdlałam w jego ramionach. - Wiesz skarbie mój serdeczny, to niesamowita radość dla mężczyzny, gdy czuje, jak kobieta reaguje na jego pieszczoty. Nie chciałbym się z tobą rozstawać ani na chwilę. Jednak przywiozłem ci robotę, której sam nie uradzę. Ogórki. Pomożesz mi je zakisić na małosolne na nasz wyjazd? Mam dwie specjalne beczułki kamionkowe w aucie, zaraz przyniosę. Na razie przydźwigałem ogórki.
- Dobrze. Masz sól kamienną? Bo ja akurat nie mam.
- Jest koper, chrzan, czosnek i sól kamienna. I robimy z tego niespodziankę dla reszty. Bo od kuzynki dostałem - a dokładniej rzecz biorąc wyłudziłem - dwa słoiki smalcu. Już się oblizuję!
- Chciałam się spakować - jęknęłam słabo.
- Ja też. Ale już lecę po beczułki. Tylko najpierw cię jeszcze ucałuję.
Potem razem robimy ogórki, myjemy, obieramy czosnek (duuużo czosnku), i wszystko inne. Gorące beczułki, okręcone w ręczniki aby się nie poparzyć, znosimy do samochodu, w domu uprzątamy wszelkie ślady kiszenia, nawet solidnie wietrzymy kuchnię. Lusia niedługo wróci z pracy. Więc Olek jeszcze mnie całuje i już rękoma spaceruje pod moją bluzką. Kategorycznie zabraniam.
- Skarbie mój, moja Czerwona Pani - zaczyna, ale go odpycham. Nie pozwala na to. - Posłuchaj - mówi serio, trzymając mnie mocno przy piesi. Siedzimy obok siebie na kanapie i nie mogę się teraz uwolnić. - Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Ale czasami wysyłasz mi mylące sygnały. Raz mnie chcesz, innym razem jesteś gotowa zrzucić ze schodów. Koniec z tym szamotaniem. Męska decyzja. Nie wyobrażam sobie, bym tracił nerwy i czas na takie szarpanie się nad morzem. Chcesz być ze mną?
- Tak. I boję się. I sama nie wiem - mówię zgodnie z prawdą.
Olek tuli mnie przez dłuższy czas i milczy. Całuje w czubek głowy.
- Pozwól mi decydować za nas - prosi. Od razu nastawiam się bojowo, a on chyba czuje napięcie moich mięśni. - Nie zrobię ci krzywdy. Tego akurat możesz być pewna. Wiesz, że będziemy razem w dwuosobowym pokoju.
Wiem. I tego też się boję. Czemu jestem taka pokręcona?
- Chcę, aby ten wyjazd był wielką przyjemnością dla nas dwojga - zapewniam Olka.
- Pocałuj mnie - prosi.
A ja ciągle jeszcze nie umiem całować tak, jak on oczekuje.

Opieram się plecami o zamknięte drzwi - nagle rozumiem. Boję się - bo wokół jest tyle młodych i chętnych kobiet. To nawet nie jest zazdrość. To strach, że Olek pobawi się mną przez dni na przykład piętnaście i... odrzuci. Po krótkim z bajki śnie zostanę przeraźliwie sama. Na dnie. I już się nie podniosę... Nie podniosę... Tak bardzo się boję...

C.d.n.
© Elżbieta Żukrowska 18.06.2018.
fot. z internetu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz