czwartek, 27 września 2012

PODAJ MI RĘKĘ - całość



(1)

Podasz mi rękę? – zapytał cicho. Ledwie słyszała.
Podała chętnie — kryjąc półuśmiech – już zaufała.
On ucałował, a jednocześnie zaglądał w oczy
– sprawdzał dyskretnie czy tego chciała, czy się nie droczy.

Po czym prowadził ścieżką nie-krętą na brzeg jeziora.
Ona objęła go w pasie ręką — w skrytości ducha o to wołał.
Męskim ramieniem w odpowiedzi ciasno otoczył.
Westchnęła cicho, on nie próbował już patrzeć w oczy.

Pomostem długim przeszli daleko za brzeg jeziora.
Wodę łagodnie marszczyła fala — jak drzewa kora...
Wiatr się kołysał w tatarakach, taki mądrala,
a rusałeczki już rozpoczęły gwiazdki zapalać…

Gdy tak bliskością siebie sycili w pięknej scenerii
księżyc wychynął zza pasma lasu – był filuterny.
Rozkazał zaraz by wiatr łagodnie czesał im włosy,
rozsypał wielki dzban blasku nocy – jak krople rosy.

Dalej polecił nocnym ptaszętom piękne śpiewanie.
Słowik zrozumiał to doskonale – sam zakochany!
Smutny mężczyzna lekko kołysał dziewczę u boku.
Wciąż jeszcze brakło mu odwagi - za mało mroku?

© e.żukrowska  6.września 2012.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~


(2)

Podaj mi rękę - poprosił cicho. Wzrok miał uważny.
Podała chętnie (kryjąc półuśmiech - bo niepoważny).
On delikatnie utulił ręką, ustami znaczył...
A ona (jednak!) spłoniona mocno spuściła oczy.

Serce mu przy tym mocniej zabiło - taki znak nowy
i mimo smutku, który był blisko - już uniósł głowę:
Kocham cię, miła - wyszeptał ledwie, pełen wzruszenia.
Nie zarzuciła mu rąk na szyję... bzdurne marzenia...

Prowadził dalej śmielej splatając palce wśród drżenia...
Nad samą wodą ciasno przygarnął - dla ochronienia?
Ledwie ustami musnął policzek (trochę w pośpiechu),
aż się zachwiała, a jemu nagle zbrakło oddechu....

Chyba coś chciała - lecz śmiałym gestem prosił do łodzi,
ręką przytrzymał, wskazał ławeczkę, sam usiadł w przodzie.
Później bez słowa długo wiosłował, zbyt zadumany,
ona w milczeniu śledziła wodę i lasu ścianę.

To moje wzgórza - wreszcie powiedział, cała Solina...
Odpowiedziała ciepłym uśmiechem - jak to dziewczyna.
Dalej pokazał wyniosłą skałę i uroczysko:
Tutaj czasami bywam na rybach - bo mam dość blisko.

A ona na to skinęła głową - też nierozmowna.
Po obu stronach piękna tak wiele - aż niewymownie!
Gdyby przyroda zamiast dziewczyny decydowała,
pewnie by rzekła - ten a nie inny - dziewczę nie śmiało.

© e.żukrowska 9.września 2012.
~~~~~~~~~~~~~~


(3)

Podasz mi rękę? - znów ciche słowa, czułe spojrzenie.
Tak, oczywiście - odpowiedziała z uśmiechu lśnieniem.
Więc ucałował rękę wielekroć, włożył pod ramię.
Na moment głowę miał tuż przy ustach - słodkie kochanie...

Nie chciał jej mówić zbyt natarczywie o swych uczuciach.
Ciągle niepewny czy nie odejdzie, czy nie porzuci...
Wszak przyjaciele mówili krótko - młoda, za ładna!
Wiedział to samo - milczał zgaszony - to szczera prawda...

Prowadził - jasną i drogą sercu - wprost na zaporę.
Słońce już mocno ku zachodowi - więc w samą porę.
- Tu kiedyś było i moje życie. Tu pierwsze szlify...
Taki romantyzm... Lecz i bałagan, i straszne zgrzyty...

Spojrzała bystro wprost w jego oczy, bardzo głęboko.
- Ty się celowo teraz postarzasz. Lecz powiedz - po co?
Nagle speszona zamilkła trwożnie - nie uraziła?
Ale on tylko pokiwał głowa - prawdę mówiła...

Chciał, by wiedziała - różnica wieku - czy to im wyjdzie?
A nad zaporą już słońca taniec i białe żagle na Solinie...
I ściana lasu, gdzie pierwsze błyski czerwieni, złota.
Powroty jego serca i myśli. Stara tęsknota...

O tej miłości nie opowiadał nigdy nikomu...
Trwała tak krótko - on sam jakoby odejścia bronił.
Wiedział, że pora odsunąć dawne smutki, miraże.
Lata mijały, poprzedzielane tysiącem zdarzeń.

© e.żukrowska 14.września 2012.
~~~~~~~~~~~~~~~~


(4)

Podaj mi rękę, miła moja, dziś znów nad Soliną.
Powiedział z cicha i patrzył pilnie na dziewczynę.
Cały czas w głowie miał, że za ładna i za młoda,
życie mu zeszło na szukaniu z taką urodą!

Była podobna do tamtej pierwsze - pszeniczne włosy,
wysokie kości policzkowe i zgrabny nosek...
A usta... słodkie, choć nie za wiele popróbował...
Ciągle obawy... a może troszkę też czarował...

Kiedy podała ufnie rękę - całował palce,
i obserwował, trochę zgadywał, czy to wystarczy.
Ona jak zwykle się zapłoniła, ale odważnie
ręce na szyję mu zarzuciła - jak właśnie marzył...

Jemu z emocji aż potu strużka na lewej skroni...
Roztrzepotało się serce głupie, zadrżały dłonie.
Smakował usta bardzo powoli, rozpalał zmysły
i czul, że ona jest całkiem jego, okowy prysły.

Jeszcze przygarnął mocno do siebie, czując, że płonie.
W miłosnym tańcu świat zawirował jak szalony.
Był tak wzruszony, że żadne słowa, żadne zaklęcia...
Ona podobnie. Stali w milczeniu chwilą przejęci...

© e.żukrowska 16.września 2012
~~~~~~~~~~~~~~~~


(5)

Podaj mi rękę (z nawyku prosił?) - wiódł nad Solinę.
I kątem oka obserwował swoją dziewczynę.
Miała na sobie prostą sukienkę, całą kremową,
tylko na dole pas polnych kwiatów był ozdobą.

Podała ręce z błyskiem uśmiechu, jasnym wejrzeniem.
Pieścił ustami obie jej ręce aż do ramienia.
A jednak słowa, te najważniejsze, zatrzymał w sobie
- tak jakby w głębi sam siebie pytał - co ja tu robię?

Ciągle tak mocne niedowierzanie w sercu siedziało!
Wierzył-nie-wierzył, bo czy na pewno jego kochała...?
I jak w piosence - przecież te oczy nie mogą kłamać!
A piękna, młoda tak łatwo może serce połamać...

Na ile starczy takiej miłości? Może to tylko fascynacja?
Za dużo pytań, niewiadomych... I ciągle jakaś konsternacja...
Lecz ona miała plany, może konkretów wyraźnych chciała,
zebrawszy całą swą odwagę z determinacją zapytała:

Tydzień był długi...Nie zatęskniłeś w samotności?
Może czas dla nas na odmianę, więcej radości?
A jemu serce gorącą falą... i nagła słabość -
przecież to jakby deklaracja, pragnieniom zadość...

I chociaż jeszcze nie gotowy - zapytał płonąc:
Powiedz najdroższa, czy ty zostaniesz moją żoną?
A ona patrząc mu prosto w oczy odpowiedziała:
Tak, mój kochany. Właśnie na takie słowa czekałam.

Mocno wzruszeni zapatrzyli się w toń jeziora.
Jakiś nieznany ptak gdzieś zakwilił, do nich zawołał.
Woda kusiła szmaragdem odbitych w tafli liści.
A oni stali przytuleni - sen im się ziścił...

© e.żukrowska 20.września 2012.
~~~~~~~~~~~~



(6 - ostatni)

Wiejski kościółek bardzo skromny:
bialuchny ołtarz, świece, organy.
Ksiądz za to szczerze uśmiechnięty
i po ojcowsku zatroskany...

Panna zaś cudna, wręcz przepiękna,
wiotka i jasna, delikatna,
pan młody jakby... po czterdziestce,
w ławkach rodzina - akuratna.

Młodzi tak pięknie przy ołtarzu,
ksiądz im obrączki błogosławił
i drżące dłonie stułą złączył,
a nawet mową piękną darzył.

Jeszcze Mendelssohn sypnął nutą,
młodzi pod rękę środkiem nawy,
ten nastrój, kwiaty, słowa cudne,
przed weselnikami noc zabawy.

Ale pan młody - jak od zarania
kierując się do samochodu
-Podasz mi rękę, ma kochana?
- zapytał bojąc się zawodu!

- Nie musisz pytać - powiedziała.-
Ja już tu nie mam nic do dawania.
Właśnie masz obie ręce moje.
W tym także - do całowania.

© e.żukrowska 27.września 2012.

3 komentarze:

  1. Ela, wzruszyłam się czytając. Piękny cykl wierszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gościu Anonimowy
    - bardzo dziękuję za miły komentarz. Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń