STEFCIA Z WIERZBINY - tom III - cz.13. - © Elżbieta Żukrowska
Cz. 13.
Cz. 13.
Paweł
odczuł jej wzburzenie i rozedrganie. Przygarnął Stefcię, mimo
oporu. Całował jej włosy, czoło, brwi. Wreszcie poczuł, że
dziewczyna się rozluźnia. Oparła głowę na jego ramieniu.
- Kochanie, o co chodzi? - zapytał szeptem. - Czy powiedziałem
coś, co ciebie zraniło?
- Nie, nie zraniłeś mnie –
odpowiedziała z ociąganiem. - Mam mętlik w głowie.
-
Zapamiętałem twój zapach i wielekroć go wspominałem... Steniu,
myślę, że z tych drobnych naszych wspólnych momentów czerpałem
siły na następny dzień. Moje nocne rozmyślania o tobie
napełniały mnie otuchą, nadzieją, a nawet mobilizowały – bo
zrobię coś i będę o krok bliżej ciebie... Tak to sobie
wymyśliłem. Bałem się, że cię stracę na rzecz innego, ale nic
nie mogłem poradzić na to, że nasze drogi się rozeszły. Czekałem
na chwilę, kiedy będę mógł wszystko naprawić. Wyobrażałem
sobie ciebie w intymnych sytuacjach... Jak cię przytulam, jak
układam na moim ramieniu, jak cię całuję i odgradzam od całego
świata... To pomagało przetrwać następny dzień, ciężki,
przytłaczający smutkiem, rozedrgany nowym bólem... Myśl o tobie
osładzała mi ten czas. I dawała nadzieję. Musiałem robić, co
robiłem, ale to o ciebie chciałem się troszczyć, wspierać cię,
nieść ukojenie. Wiem, że byłaś samotna, a mnie przy tobie nie
było. Nie trzymałem cię za rękę gdy byłaś chora, nie było
mnie wtedy, gdy najbardziej mnie potrzebowałaś... I nawet nie byłem
pewien, że gdzieś tam na mnie czekasz... A pragnąłem, abyś
czekała mimo wszystko, mimo nieobecności i oddalenia... Chciałem
być dla ciebie całym światem, tak jak ty stałaś się dla mnie...
Wiem, że to brzmi bardzo banalnie, ale... Jesteś moim najdroższym
skarbem. Moim szczęściem... Za dużo gadam! - zamilkł nagle.
- Mów tak jeszcze. Lubię, gdy tak mówisz.
- Zanurzałem
się w tym myśleniu o tobie, ale chciałem cię mieć blisko, tak
jak dziś. Chciałem cię całować i naprawdę przytulać, czuć
twój zapach, oddech, poznawać twoje myśli... Dlaczego nic nie
mówisz?
- Nie wiem. Zasłuchałam się i jest mi tak dobrze.
Trzymaj mnie mocno. Bez ciebie byłam bardzo samotna. Tęskniłam. A
nie chcę już tęsknić, nie chcę szukać. Jednak nie wiesz o mnie
wszystkiego, a ja ciągle nie mam dość odwagi, by mówić o
intymnych sprawach... Pawle, pożądanie dla mnie to zbyt mało...
Ale nie umiem ci tego wyjaśnić... W każdym razie nie dziś... Dziś
mnie tylko przytulaj, zanim będziesz musiał iść.
-
Chciałbym się z tobą kochać. Wiesz o tym, prawda? Marze o twoich
włosach rozsypanych na poduszce, o moich dłoniach na twoich
piersiach, o aksamicie skóry twoich ud... Chcę cię całą całować,
po najmniejszy paluszek twych stóp... Chcę, abyś drżała w moich
objęciach, abyś brała mnie w siebie i była szczęśliwa, że to
ja... Wiem, że mogę dać ci rozkosz i szczęście. Pragnę tego dla
ciebie... Chcę poznać ciebie taką inną i już tylko moją. I
zapamiętać tej nowy twój zapach, jaki daje wspólnie przeżywana
ekstaza. Nie broń mi tego. Nam nie broń. Nie uciekaj od moich rąk
i ust, od mego ciała, od tego, czym wzajemnie możemy siebie
obdarować.
Słowa Pawła ją podniecały, a jednak starała
się od niego odsunąć. To wszystko zmierzało w złym kierunku! Jak
miała mu powiedzieć, że jej małżeństwo nie zostało
skonsumowane? No jak? Pewnie by nie uwierzył, gdyby powiedziała, że
nadal jest dziewicą. Nie chciała się tak obnażać. To była jej
tajemnica. A jednocześnie wielka przeszkoda. Nie było nic
chwalebnego w tym, że pozostawała cnotliwa.
- Chyba
powinieneś już iść – przypomniała zduszonym głosem. Była
bliska płaczu.
- Steniu, skarbie, nie mogę cię zostawić
w takim stanie... Jesteś cała rozpalona... Czy ty się mnie boisz?
- Nie możesz zostać. Idź już.
- Wiesz, że nic
z tego nie rozumiem?
- Postaram się wyjaśnić po powrocie
znad morza. Nie wcześniej. Nie nalegaj.
Dzwonek do drzwi
wydał się niesamowicie głośny i natarczywy. Stefcia podniosła
się szybko, ale przytrzymał jej rękę i pocałował.
-
Wróć do mnie!
Nie miała pojęcia, kto to może być.
Dochodziła dwudziesta pierwsza, a więc nie było tak dramatycznie
późno.
W drzwiach stanęła Hania Jędruś.
-
Wybacz najście – powiedziała.
- Chodź. Zapraszam cię.
- Uciekł mi ostatni autobus.
Możesz mnie przenocować? I tak dobrze, że pamiętałam twój
adres... O, przepraszam, masz gościa... Mogę do toalety?
Stefcia pokazała jej drogę i zapaliła światło. Hania wprawdzie
zobaczyła Pawła, ale tylko skinęła mu głową i znikła w
łazience.
- Steniu, to ja będę leciał – Paweł podniósł
się i szykował do wyjścia. - My w zasadzie jesteśmy umówieni.
- Zaczekaj kilka minut, poznasz Hanię i potem pójdziesz.
- O key. Dobrze. W porządku.
- To moja kuzynka – dodała
Stefcia.
Jeszcze Hania nie wyszła z łazienki, a już po
raz drugi zabrzmiał dzwonek.
- O, rozwiązał się worek z
gośćmi – zażartowała Stefcia idąc do drzwi. I znów nie
spojrzała przez wizjer.
A przed drzwiami był Marek.
- Cześć, Steciu. Przepraszam, że o tak późnej porze, ale szukam
Kamila – powiedział przytrzymując ręką drzwi i nie wchodząc
dalej. - Zobaczyłem, że światło się pali w twojej łazience,
więc wiedziałem, że jesteś w domu... - Urwał nagle, bo zobaczył
Pawła. - O, masz gości...
- Cześć. Coś się stało?
- No właśnie nie wiem. Byłem z nim umówiony, a nie przyszedł.
Kilka dni temu pobito niedaleko stąd geja. Teraz byłem w jego
kawiarni, podobno tam był dwie godziny temu. Wiesz, jaki jest
słowny... Boję się o niego. Ktoś mówił, że w pobliżu kawiarni
była następna bijatyka. Dzisiaj o zmierzchu. Byłem u niego w
mieszkaniu, ale nikt nie otworzył. Ty masz jego klucze?
-
Tak, mam.
- Chciałbym sprawdzić, czy nie leży
nieprzytomny za drzwiami. Przepraszam, nawet się z tobą porządnie
nie przywitałem. Daj się uścisnąć, skarbie... Gniewasz się
jeszcze na mnie?
Przytulili się i ucałowali po
przyjacielsku.
- Wejdziesz? - zapytała Stefcia już w
drodze po klucze. Miała je w sypialni. Przyniosła szybko.
-
Nie wejdę, ale jeśli nie będzie go w domu, to zaraz odwiozę
klucze. A jeśli będzie potrzebował mojej pomocy... Sama rozumiesz.
- Jeśli nie będzie go w domu, to sprawdź szpitale...
- Dobrze. Ale to już chyba jutro. Cześć. Dobranoc panu –
podniósł rękę w wojskowym geście.
- Marku, cokolwiek się
wydarzyło, ty mnie informuj. Nie patrz na godzinę i światła w
oknach. Po prostu przyjedź i powiedz, bo teraz będę umierała z
niepokoju. A za kilka dni wyjeżdżam i przez tydzień mnie nie
będzie. Muszę wiedzieć co i jak.
- Dobrze. Poinformuję
cię jak najszybciej i odwiozę klucze. Cześć.
Hania już
wyszła z łazienki i słyszała końcówkę rozmowy. Stefcia,
chociaż zaaferowana, dokonała prezentacji i zaproponowała Hani
kolację.
- Nie, nie. Ale herbatę bym wypiła. Co tu się
wydarzyło? - zapytała siadając.
- Marek to mój
przyjaciel. Mój i Kamila, który też jest moim przyjacielem. Marek
szuka Kamila. Kamil jest... - zawahała się i nie powiedziała, że
jest gejem. - Boję się o Kamila. To mój fryzjer. Był na moim
ślubie w Rzymie. Czesał mnie do ślubu. To jest ktoś więcej, niż
przyjaciel. To tak, jakbyśmy byli rodziną.
- Steniu, ja
już jednak pojadę – powiedział znów Paweł. - Myślę, że
ojciec czeka na mnie. A reszta tak, jak się umówiliśmy, dobrze?
Odprowadziła Pawła do drzwi. Gdy znaleźli się poza zasięgiem
oczu Hani, Paweł przytulił Stefcię ciasno i głęboko pocałował
w usta. Zrobił to po raz pierwszy od początku znajomości.
- To twój facet? - dociekała później Hania.
- Sama nie
wiem. Mamy się ku sobie, ale nie wiem, czy już stanowimy parę.
Chyba trzeba czasu.
Marek zjawił się po dwóch godzinach.
Hania już była w pościeli w szarym salonie, więc Stefcia
zaprowadziła Marka do swojej sypialni.
- Mów!
-
Tak, to Kamila pobili. Nie chciał do szpitala. Leży teraz w domu.
Ściągnęłam do niego kumpla lekarza. Nie będę ci opisywał
wyglądu Kamila, powiem tylko, że dobrze będzie, jak po miesiącu
przyjdzie do siebie. Coś potwornego! Złamany nos i chyba ze dwa
żebra. Plecy to jeden wielki siniak. Jak kotlet siekany. Twarz też
zmasakrowana. Zostanę z nim przez kilka dni, a potem się zobaczy.
Czasem go nie odwiedzaj, bo... Szkoda gadać. On jeszcze nie wie, że
wygląda okropnie.
- A wszystko dlatego, że jest gejem.
- No właśnie. Lekarz mówił, że we Wrocławiu było kilka
podobnych masakrycznych zdarzeń. Podobno też w Warszawie. Może
gdzieś jeszcze. I żaden z pobitych nie chce zgłosić tego do
prokuratury. Zresztą – szukaj wiatru w polu. Kamil nie ma pojęcia
nawet ilu ich było, co najmniej pięciu. I nie wie, jak wyglądali.
Po głosach sądzi, że to młodzi, tacy, co nie przekroczyli
dwudziestu lat życia. Oprócz pierwszych początkowych ciosów w
twarz, został bardzo skopany. Głównie skopany. Teraz zachodzi
obawa o jego nerki... Stracił przytomność. Nie wie, ile tam leżał.
Nikt mu nie pomógł. Wrócił do domu bez butów i w poszarpanej
odzieży. Ale żyje. Stracił też kilka zębów. Dramat. Prawdziwy
dramat. A przecież Kamil to taki łagodny człowiek. Nikomu nie
robił krzywdy. To był twój facet? - Marek nagle zmienił temat.
- Nie wiem. To mój przyjaciel. Nie wiem, czy będzie moim
facetem, ale mamy się ku sobie – odpowiedziała Stefcia zgodnie z
prawdą.
- Wybaczyłaś już mi?
- Wybaczyłam, ale
pamiętam.
- Przepraszam cię raz jeszcze. Nie wiem, co mnie
poniosło. Najpierw dawałaś mi nadzieję, a później odtrąciłaś.
I to mnie wzburzyło. Przepraszam raz jeszcze. Jestem o ciebie
zazdrosny.
- Daj spokój! Po drodze miałeś całe mnóstwo
kobiet. Nie myślałeś wtedy o mnie.
- Rzecz w tym, że
myślałem. Od lat dużo o tobie myślę. I nie mogę pojąć jak to
jest, że ciągle nie jesteśmy razem.
- Nadal cię lubię.
I nadal podoba mi się płomień twoich włosów.
- Nie
podpuszczaj mnie, zważywszy, że jesteśmy w twojej sypialni...
Pójdę już – położył na biurku klucze Kamila. - Boję się o
niego. On jest w takim stanie, że sam nie dojdzie do toalety.
Dobrze, że akurat jestem w Krakowie i mam dla niego czas.
-
A ja zaraz wyjeżdżam nad morze. Muszę trochę odpocząć. Ten rok
jest trudny dla mnie i dla mego ojca. W środy mam szkolenie z
windykacji, na którym zawsze muszę być. Dyrektor wspomniał, że
chce zrobić ze mnie swojego zastępcę. Musze się starać. Więc
nad morze jadę między jednym a drugim szkoleniem.
- Poprę
twoją kandydaturę we właściwym miejscu. Coś na ten temat
słyszałem, ale nie wiedziałem, że to o ciebie chodzi.
-
A ty? Co ty teraz robisz?
- Miałem znów wyjechać do
Stanów, ale właśnie złożę rezygnację. Ze względu na Kamila.
Nie pytasz, ale i tak ci powiem, że jestem sam, bez kobiety. A jeśli
chodzi o ilość kobiet – to wcale nie było ich tak dużo. Po
prostu strasznie się zawiodłem. Nie chcę już zagranicznych dam.
Będę cię teraz częściej odwiedzał, choć twojemu amantowi może
to być nie w smak. Może uda mi się ciebie odzyskać? - Błysnął
zębami w uśmiechu i pocałował Stefcię w czoło. - I dlaczego ty
ciągle nie masz telefonu?
- Tu nawet nie ma nadziei na
telefon.
- Dlaczego nie kupisz sobie mieszkania?
-
Myślę na ten temat. Ciągle nie wiem, jak długo będę w Krakowie.
Babcia jest słaba, a ojciec ma kłopoty. Powinnam być z nimi.
- Ale chyba teraz z nimi jest twój brat!
- Jest. Jednak to
nie to samo. Coś mnie bardzo do Wierzbiny ciągnie. Zawsze tak
było.
- Znikam już, skarbie. Kamil. Trzymaj się.
- Powiedz Kamilowi, że życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia.
Uściski dla niego. Gdybym była potrzebna, to daj mi znać.
- Dzięki. Jasne.
Odprowadziła Marka do drzwi. Podali sobie
dłonie.
- Bądźmy w kontakcie – szepnął. Już
przekroczył próg, ale się cofnął. - Stefciu, zostań moją żoną.
Proszę.
Była tak zaskoczona, że zapomniała języka w
buzi.
- To nie jest żart. Ja cię naprawdę proszę o rękę.
Zostań moją żoną – dodał pilnie patrząc w jej oczy.
- Nie wiem... Nie umiem odpowiedzieć.
- Przemyśl to.
Odwiedzę cię, gdy już wrócisz znad morza. Jezu! Przecież ja cię
kocham od lat. Kocham cię, czy słyszysz?
Objął ją
gwałtownie i przytulił.
- Jesteś szalony! - szepnęła w
odpowiedzi.
Nie pocałował jej w usta.
Wyszedł.
Położyła się do łóżka zupełnie roztrzęsiona.
Rankiem odwiozła Hanię na dworzec autobusowy. Była niewyspana i
zmęczona rozmyślaniami. Jeśli ma zamiar przyjąć oświadczyny
Marka, to nie powinna jechać z Pawłem nad morze. A z drugiej strony
– czy aby na pewno przyjmie te oświadczyny? Nie wiedziała. To
było zbyt nagłe.
Na następnych zajęciach z windykacji
przysiadła się do Boznańskiego. Grubasek się rozpromienił.
Chciała z nim porozmawiać. Rozmowa początkowo była drętwa –
które z nich i gdzie pracuje, jakie ma stanowisko, co robi, jakie
studia skończyło, jaki już ma staż. Boznański popijał kawą
kanapki przyniesione z domu. Wyznał, że dzieci tak go zaabsorbowały
rano, że nie miał czasu na śniadanie, ledwie pół kawy wypił.
- Możemy mówić sobie po imieniu? - zapytał. - Ogromnie nie
lubię tego „panowania”!
- Jasne. Stefania –
powiedziała podając mu rękę, którą on ucałował.
-
Rysiek.
- Nie nosisz obrączki...
- Przytyłem i
moje paluszki też przytyły. Teraz obrączka nie wchodzi mi już na
palec.
- Ile masz dzieci?
- Parkę. Wożę je do
przedszkola. Żona pracuje od siódmej, więc... Ale gdy zostaję z
nimi w środę sam, to okazuje się, że zupełnie sobie nie radzę.
Jakoś wytrzymam – machnął zabawnie ręką.
- Ile razy w
życiu się oświadczałeś?
Popatrzył na nią
nieprzytomnie, zaskoczony pytaniem.
- Ani razu.
- To
tak można?
- Tak jakoś wyszło. Kiedyś chodziłem z
dziewczyną przez sześć lat. Mieliśmy się pobrać. Ale ona
oświadczyła, że uczucie się w niej wypaliło i nie musimy brać
ślubu, skoro i tak jesteśmy ze sobą tylko z przyzwyczajenia. W
zasadzie odczułem ulgę. Mniej więcej po roku poznałem moją
obecną żonę. Polubiliśmy się. Widywaliśmy się codziennie.
Musieliśmy. Nie mogliśmy bez siebie żyć. I tak jest do dzisiaj.
Ale ślub wzięliśmy po dwóch latach znajomości. Nie śpieszyliśmy
się. Ja chciałem skończyć studia i mieć pracę. Ona jeszcze
studiowała, pobraliśmy się zaraz po jej obronie. Jest wspaniałą
dziewczyną, żoną i matką. Jest moją wielką miłością. Każdego
dnia daje mi odczuć to, że też mnie kocha.
- To
wspaniale, że jesteś szczęśliwy. Że oboje jesteście
szczęśliwi.
- Wszystko by było dobrze, gdyby nie ta moja
nadwaga. No, nie nadwaga a otyłość. Nie umiem nad tym zapanować.
- A chciałbyś?
- Próbowałem już różnych diet,
ale nic z tego nie wychodzi.
- Bo to nie jest sprawa diety,
a tego, co masz w głowie.
- No co ty opowiadasz...
-
Ile jesteś w stanie poświęcić dla żony?
- Dla niej
zrobiłbym wszystko!
- To już od dziś, nie od jutra,
zacznij jeść o połowę mniej. Żadnej tam diety, tylko posiłki o
połowę mniejsze. I wytrzymaj tak przez miesiąc, a potem znów
pogadamy. Nic żonie nie mów. Nikomu się nie przyznawaj. Po prostu
jedz o połowę mniej. Jeśli się zdarzy, że któregoś dnia się
załamiesz – mimo wszystko nie ustawaj. Nadal zmniejszaj swoje
następne posiłki. Będziesz początkowo bardzo głodny i będziesz
myślał tylko o jedzeniu. W to miejsce zabieraj dzieci na spacer,
odpowiadaj na ich pytania, baw się z nimi, buduj najwyższą na
świecie wieżę albo śpiewaj lalkom kołysanki. Dasz radę!. Jeśli
wytrzymasz miesiąc – to i dalej dasz radę. Pomyśl – na
początek tylko miesiąc. Dla żony. Także dla dzieci, abyś mógł
z synem grać w piłkę, a z córką tańczyć. Dasz radę. Miesiąc
na pewno wytrzymasz. Jeszcze dziś zważ się i zapisz wagę. Potem
przez miesiąc nie wchodź na wagę. Pamiętaj, że całe odchudzanie
masz w swojej głowie. Powiedziałeś, że dla żony zrobisz
wszystko. Więc zrób. Już dzisiaj. Natychmiast.
Bozański
wpatrywał się w Stefcię z lekko uchylonymi ustami.
- Nie
wierzę ci – sapnął wreszcie.
- Nie musisz. Po prostu to
zrób. Dla siebie i dla swojej rodziny. Przecież jesteś twardym
facetem. Możesz zawalczyć o siebie i swoją rodzinę. Zrób to.
Jeśli przez miesiąc nie będzie efektów to zwyczajnie
zrezygnujesz. Ale miesiąc wytrzymasz. Dasz radę. Otwórz tę klapkę
w swoim mózgu. Zrobisz to?
- Zrobię. Dla mojej Justysi i
dzieciaków. Zrobię.
- Trzymam cię za słowo! - Stefcia
wstała i zanim odeszła, poklepała Ryszarda po ramieniu. - Pamiętaj
– jesteśmy umówieni!
W zasadzie chciała go zapytać o te
oświadczyny, ale rozmowa tak niespodziewanie skręciła w zupełnie
innym kierunku... Teraz jakoś inaczej patrzyła na propozycję
Marka. Nie traktowała jej z taką powagą jak w nocy. Wzruszyła
ramionami - co ma być, to będzie. Koniec z przejmowaniem się i
tymi głupimi rozmyślaniami. KONIEC!
I niepotrzebnie wcinała
się w sprawy Ryszarda. Co ją obchodziła ta otyłość? Przecież
to nie jest głupi chłopak, powinien sam sobie poradzić. Są
fachowcy od otyłości. Wystarczy przejrzeć ogłoszenia, albo
popytać wśród znajomych. Co ona ma do tego?
Przed
osiemnastą „pani od pierogów” dostarczyła jej kilka kilogramów
tych specjałów – cztery rodzaje o różnych smakach. I tak bagaż
Stefci jednak zrobił się ciężki.
c.d.n.
fot. z internetu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz