sobota, 8 kwietnia 2023

STEFCIA Z WIERZBINY - tom III - cz.13.

 



STEFCIA Z WIERZBINY - tom III - cz.13. - © Elżbieta Żukrowska

Cz. 13.

Cz. 13.

Paweł odczuł jej wzburzenie i rozedrganie. Przygarnął Stefcię, mimo oporu. Całował jej włosy, czoło, brwi. Wreszcie poczuł, że dziewczyna się rozluźnia. Oparła głowę na jego ramieniu.
- Kochanie, o co chodzi? - zapytał szeptem. - Czy powiedziałem coś, co ciebie zraniło?
- Nie, nie zraniłeś mnie – odpowiedziała z ociąganiem. - Mam mętlik w głowie.
- Zapamiętałem twój zapach i wielekroć go wspominałem... Steniu, myślę, że z tych drobnych naszych wspólnych momentów czerpałem siły na następny dzień. Moje nocne rozmyślania o tobie napełniały mnie otuchą, nadzieją, a nawet mobilizowały – bo zrobię coś i będę o krok bliżej ciebie... Tak to sobie wymyśliłem. Bałem się, że cię stracę na rzecz innego, ale nic nie mogłem poradzić na to, że nasze drogi się rozeszły. Czekałem na chwilę, kiedy będę mógł wszystko naprawić. Wyobrażałem sobie ciebie w intymnych sytuacjach... Jak cię przytulam, jak układam na moim ramieniu, jak cię całuję i odgradzam od całego świata... To pomagało przetrwać następny dzień, ciężki, przytłaczający smutkiem, rozedrgany nowym bólem... Myśl o tobie osładzała mi ten czas. I dawała nadzieję. Musiałem robić, co robiłem, ale to o ciebie chciałem się troszczyć, wspierać cię, nieść ukojenie. Wiem, że byłaś samotna, a mnie przy tobie nie było. Nie trzymałem cię za rękę gdy byłaś chora, nie było mnie wtedy, gdy najbardziej mnie potrzebowałaś... I nawet nie byłem pewien, że gdzieś tam na mnie czekasz... A pragnąłem, abyś czekała mimo wszystko, mimo nieobecności i oddalenia... Chciałem być dla ciebie całym światem, tak jak ty stałaś się dla mnie... Wiem, że to brzmi bardzo banalnie, ale... Jesteś moim najdroższym skarbem. Moim szczęściem... Za dużo gadam! - zamilkł nagle.
- Mów tak jeszcze. Lubię, gdy tak mówisz.
- Zanurzałem się w tym myśleniu o tobie, ale chciałem cię mieć blisko, tak jak dziś. Chciałem cię całować i naprawdę przytulać, czuć twój zapach, oddech, poznawać twoje myśli... Dlaczego nic nie mówisz?
- Nie wiem. Zasłuchałam się i jest mi tak dobrze. Trzymaj mnie mocno. Bez ciebie byłam bardzo samotna. Tęskniłam. A nie chcę już tęsknić, nie chcę szukać. Jednak nie wiesz o mnie wszystkiego, a ja ciągle nie mam dość odwagi, by mówić o intymnych sprawach... Pawle, pożądanie dla mnie to zbyt mało... Ale nie umiem ci tego wyjaśnić... W każdym razie nie dziś... Dziś mnie tylko przytulaj, zanim będziesz musiał iść.
- Chciałbym się z tobą kochać. Wiesz o tym, prawda? Marze o twoich włosach rozsypanych na poduszce, o moich dłoniach na twoich piersiach, o aksamicie skóry twoich ud... Chcę cię całą całować, po najmniejszy paluszek twych stóp... Chcę, abyś drżała w moich objęciach, abyś brała mnie w siebie i była szczęśliwa, że to ja... Wiem, że mogę dać ci rozkosz i szczęście. Pragnę tego dla ciebie... Chcę poznać ciebie taką inną i już tylko moją. I zapamiętać tej nowy twój zapach, jaki daje wspólnie przeżywana ekstaza. Nie broń mi tego. Nam nie broń. Nie uciekaj od moich rąk i ust, od mego ciała, od tego, czym wzajemnie możemy siebie obdarować.
Słowa Pawła ją podniecały, a jednak starała się od niego odsunąć. To wszystko zmierzało w złym kierunku! Jak miała mu powiedzieć, że jej małżeństwo nie zostało skonsumowane? No jak? Pewnie by nie uwierzył, gdyby powiedziała, że nadal jest dziewicą. Nie chciała się tak obnażać. To była jej tajemnica. A jednocześnie wielka przeszkoda. Nie było nic chwalebnego w tym, że pozostawała cnotliwa.
- Chyba powinieneś już iść – przypomniała zduszonym głosem. Była bliska płaczu.
- Steniu, skarbie, nie mogę cię zostawić w takim stanie... Jesteś cała rozpalona... Czy ty się mnie boisz?
- Nie możesz zostać. Idź już.
- Wiesz, że nic z tego nie rozumiem?
- Postaram się wyjaśnić po powrocie znad morza. Nie wcześniej. Nie nalegaj.
Dzwonek do drzwi wydał się niesamowicie głośny i natarczywy. Stefcia podniosła się szybko, ale przytrzymał jej rękę i pocałował.
- Wróć do mnie!
Nie miała pojęcia, kto to może być. Dochodziła dwudziesta pierwsza, a więc nie było tak dramatycznie późno.
W drzwiach stanęła Hania Jędruś.
- Wybacz najście – powiedziała.
- Chodź. Zapraszam cię.
- Uciekł mi ostatni autobus. Możesz mnie przenocować? I tak dobrze, że pamiętałam twój adres... O, przepraszam, masz gościa... Mogę do toalety?

Stefcia pokazała jej drogę i zapaliła światło. Hania wprawdzie zobaczyła Pawła, ale tylko skinęła mu głową i znikła w łazience.
- Steniu, to ja będę leciał – Paweł podniósł się i szykował do wyjścia. - My w zasadzie jesteśmy umówieni.
- Zaczekaj kilka minut, poznasz Hanię i potem pójdziesz.
- O key. Dobrze. W porządku.
- To moja kuzynka – dodała Stefcia.
Jeszcze Hania nie wyszła z łazienki, a już po raz drugi zabrzmiał dzwonek.
- O, rozwiązał się worek z gośćmi – zażartowała Stefcia idąc do drzwi. I znów nie spojrzała przez wizjer.
A przed drzwiami był Marek.
- Cześć, Steciu. Przepraszam, że o tak późnej porze, ale szukam Kamila – powiedział przytrzymując ręką drzwi i nie wchodząc dalej. - Zobaczyłem, że światło się pali w twojej łazience, więc wiedziałem, że jesteś w domu... - Urwał nagle, bo zobaczył Pawła. - O, masz gości...
- Cześć. Coś się stało?
- No właśnie nie wiem. Byłem z nim umówiony, a nie przyszedł. Kilka dni temu pobito niedaleko stąd geja. Teraz byłem w jego kawiarni, podobno tam był dwie godziny temu. Wiesz, jaki jest słowny... Boję się o niego. Ktoś mówił, że w pobliżu kawiarni była następna bijatyka. Dzisiaj o zmierzchu. Byłem u niego w mieszkaniu, ale nikt nie otworzył. Ty masz jego klucze?
- Tak, mam.
- Chciałbym sprawdzić, czy nie leży nieprzytomny za drzwiami. Przepraszam, nawet się z tobą porządnie nie przywitałem. Daj się uścisnąć, skarbie... Gniewasz się jeszcze na mnie?
Przytulili się i ucałowali po przyjacielsku.
- Wejdziesz? - zapytała Stefcia już w drodze po klucze. Miała je w sypialni. Przyniosła szybko.
- Nie wejdę, ale jeśli nie będzie go w domu, to zaraz odwiozę klucze. A jeśli będzie potrzebował mojej pomocy... Sama rozumiesz.
- Jeśli nie będzie go w domu, to sprawdź szpitale...
- Dobrze. Ale to już chyba jutro. Cześć. Dobranoc panu – podniósł rękę w wojskowym geście.
- Marku, cokolwiek się wydarzyło, ty mnie informuj. Nie patrz na godzinę i światła w oknach. Po prostu przyjedź i powiedz, bo teraz będę umierała z niepokoju. A za kilka dni wyjeżdżam i przez tydzień mnie nie będzie. Muszę wiedzieć co i jak.
- Dobrze. Poinformuję cię jak najszybciej i odwiozę klucze. Cześć.
Hania już wyszła z łazienki i słyszała końcówkę rozmowy. Stefcia, chociaż zaaferowana, dokonała prezentacji i zaproponowała Hani kolację.
- Nie, nie. Ale herbatę bym wypiła. Co tu się wydarzyło? - zapytała siadając.
- Marek to mój przyjaciel. Mój i Kamila, który też jest moim przyjacielem. Marek szuka Kamila. Kamil jest... - zawahała się i nie powiedziała, że jest gejem. - Boję się o Kamila. To mój fryzjer. Był na moim ślubie w Rzymie. Czesał mnie do ślubu. To jest ktoś więcej, niż przyjaciel. To tak, jakbyśmy byli rodziną.
- Steniu, ja już jednak pojadę – powiedział znów Paweł. - Myślę, że ojciec czeka na mnie. A reszta tak, jak się umówiliśmy, dobrze?
Odprowadziła Pawła do drzwi. Gdy znaleźli się poza zasięgiem oczu Hani, Paweł przytulił Stefcię ciasno i głęboko pocałował w usta. Zrobił to po raz pierwszy od początku znajomości.
- To twój facet? - dociekała później Hania.
- Sama nie wiem. Mamy się ku sobie, ale nie wiem, czy już stanowimy parę. Chyba trzeba czasu.
Marek zjawił się po dwóch godzinach. Hania już była w pościeli w szarym salonie, więc Stefcia zaprowadziła Marka do swojej sypialni.
- Mów!
- Tak, to Kamila pobili. Nie chciał do szpitala. Leży teraz w domu. Ściągnęłam do niego kumpla lekarza. Nie będę ci opisywał wyglądu Kamila, powiem tylko, że dobrze będzie, jak po miesiącu przyjdzie do siebie. Coś potwornego! Złamany nos i chyba ze dwa żebra. Plecy to jeden wielki siniak. Jak kotlet siekany. Twarz też zmasakrowana. Zostanę z nim przez kilka dni, a potem się zobaczy. Czasem go nie odwiedzaj, bo... Szkoda gadać. On jeszcze nie wie, że wygląda okropnie.
- A wszystko dlatego, że jest gejem.
- No właśnie. Lekarz mówił, że we Wrocławiu było kilka podobnych masakrycznych zdarzeń. Podobno też w Warszawie. Może gdzieś jeszcze. I żaden z pobitych nie chce zgłosić tego do prokuratury. Zresztą – szukaj wiatru w polu. Kamil nie ma pojęcia nawet ilu ich było, co najmniej pięciu. I nie wie, jak wyglądali. Po głosach sądzi, że to młodzi, tacy, co nie przekroczyli dwudziestu lat życia. Oprócz pierwszych początkowych ciosów w twarz, został bardzo skopany. Głównie skopany. Teraz zachodzi obawa o jego nerki... Stracił przytomność. Nie wie, ile tam leżał. Nikt mu nie pomógł. Wrócił do domu bez butów i w poszarpanej odzieży. Ale żyje. Stracił też kilka zębów. Dramat. Prawdziwy dramat. A przecież Kamil to taki łagodny człowiek. Nikomu nie robił krzywdy. To był twój facet? - Marek nagle zmienił temat.
- Nie wiem. To mój przyjaciel. Nie wiem, czy będzie moim facetem, ale mamy się ku sobie – odpowiedziała Stefcia zgodnie z prawdą.
- Wybaczyłaś już mi?
- Wybaczyłam, ale pamiętam.
- Przepraszam cię raz jeszcze. Nie wiem, co mnie poniosło. Najpierw dawałaś mi nadzieję, a później odtrąciłaś. I to mnie wzburzyło. Przepraszam raz jeszcze. Jestem o ciebie zazdrosny.
- Daj spokój! Po drodze miałeś całe mnóstwo kobiet. Nie myślałeś wtedy o mnie.
- Rzecz w tym, że myślałem. Od lat dużo o tobie myślę. I nie mogę pojąć jak to jest, że ciągle nie jesteśmy razem.
- Nadal cię lubię. I nadal podoba mi się płomień twoich włosów.
- Nie podpuszczaj mnie, zważywszy, że jesteśmy w twojej sypialni... Pójdę już – położył na biurku klucze Kamila. - Boję się o niego. On jest w takim stanie, że sam nie dojdzie do toalety. Dobrze, że akurat jestem w Krakowie i mam dla niego czas.
- A ja zaraz wyjeżdżam nad morze. Muszę trochę odpocząć. Ten rok jest trudny dla mnie i dla mego ojca. W środy mam szkolenie z windykacji, na którym zawsze muszę być. Dyrektor wspomniał, że chce zrobić ze mnie swojego zastępcę. Musze się starać. Więc nad morze jadę między jednym a drugim szkoleniem.
- Poprę twoją kandydaturę we właściwym miejscu. Coś na ten temat słyszałem, ale nie wiedziałem, że to o ciebie chodzi.
- A ty? Co ty teraz robisz?
- Miałem znów wyjechać do Stanów, ale właśnie złożę rezygnację. Ze względu na Kamila. Nie pytasz, ale i tak ci powiem, że jestem sam, bez kobiety. A jeśli chodzi o ilość kobiet – to wcale nie było ich tak dużo. Po prostu strasznie się zawiodłem. Nie chcę już zagranicznych dam. Będę cię teraz częściej odwiedzał, choć twojemu amantowi może to być nie w smak. Może uda mi się ciebie odzyskać? - Błysnął zębami w uśmiechu i pocałował Stefcię w czoło. - I dlaczego ty ciągle nie masz telefonu?
- Tu nawet nie ma nadziei na telefon.
- Dlaczego nie kupisz sobie mieszkania?
- Myślę na ten temat. Ciągle nie wiem, jak długo będę w Krakowie. Babcia jest słaba, a ojciec ma kłopoty. Powinnam być z nimi.
- Ale chyba teraz z nimi jest twój brat!
- Jest. Jednak to nie to samo. Coś mnie bardzo do Wierzbiny ciągnie. Zawsze tak było.
- Znikam już, skarbie. Kamil. Trzymaj się.
- Powiedz Kamilowi, że życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia. Uściski dla niego. Gdybym była potrzebna, to daj mi znać.
- Dzięki. Jasne.
Odprowadziła Marka do drzwi. Podali sobie dłonie.
- Bądźmy w kontakcie – szepnął. Już przekroczył próg, ale się cofnął. - Stefciu, zostań moją żoną. Proszę.
Była tak zaskoczona, że zapomniała języka w buzi.
- To nie jest żart. Ja cię naprawdę proszę o rękę. Zostań moją żoną – dodał pilnie patrząc w jej oczy.
- Nie wiem... Nie umiem odpowiedzieć.
- Przemyśl to. Odwiedzę cię, gdy już wrócisz znad morza. Jezu! Przecież ja cię kocham od lat. Kocham cię, czy słyszysz?
Objął ją gwałtownie i przytulił.
- Jesteś szalony! - szepnęła w odpowiedzi.
Nie pocałował jej w usta.
Wyszedł.
Położyła się do łóżka zupełnie roztrzęsiona.
Rankiem odwiozła Hanię na dworzec autobusowy. Była niewyspana i zmęczona rozmyślaniami. Jeśli ma zamiar przyjąć oświadczyny Marka, to nie powinna jechać z Pawłem nad morze. A z drugiej strony – czy aby na pewno przyjmie te oświadczyny? Nie wiedziała. To było zbyt nagłe.
Na następnych zajęciach z windykacji przysiadła się do Boznańskiego. Grubasek się rozpromienił. Chciała z nim porozmawiać. Rozmowa początkowo była drętwa – które z nich i gdzie pracuje, jakie ma stanowisko, co robi, jakie studia skończyło, jaki już ma staż. Boznański popijał kawą kanapki przyniesione z domu. Wyznał, że dzieci tak go zaabsorbowały rano, że nie miał czasu na śniadanie, ledwie pół kawy wypił.
- Możemy mówić sobie po imieniu? - zapytał. - Ogromnie nie lubię tego „panowania”!
- Jasne. Stefania – powiedziała podając mu rękę, którą on ucałował.
- Rysiek.
- Nie nosisz obrączki...
- Przytyłem i moje paluszki też przytyły. Teraz obrączka nie wchodzi mi już na palec.
- Ile masz dzieci?
- Parkę. Wożę je do przedszkola. Żona pracuje od siódmej, więc... Ale gdy zostaję z nimi w środę sam, to okazuje się, że zupełnie sobie nie radzę. Jakoś wytrzymam – machnął zabawnie ręką.
- Ile razy w życiu się oświadczałeś?
Popatrzył na nią nieprzytomnie, zaskoczony pytaniem.
- Ani razu.
- To tak można?
- Tak jakoś wyszło. Kiedyś chodziłem z dziewczyną przez sześć lat. Mieliśmy się pobrać. Ale ona oświadczyła, że uczucie się w niej wypaliło i nie musimy brać ślubu, skoro i tak jesteśmy ze sobą tylko z przyzwyczajenia. W zasadzie odczułem ulgę. Mniej więcej po roku poznałem moją obecną żonę. Polubiliśmy się. Widywaliśmy się codziennie. Musieliśmy. Nie mogliśmy bez siebie żyć. I tak jest do dzisiaj. Ale ślub wzięliśmy po dwóch latach znajomości. Nie śpieszyliśmy się. Ja chciałem skończyć studia i mieć pracę. Ona jeszcze studiowała, pobraliśmy się zaraz po jej obronie. Jest wspaniałą dziewczyną, żoną i matką. Jest moją wielką miłością. Każdego dnia daje mi odczuć to, że też mnie kocha.
- To wspaniale, że jesteś szczęśliwy. Że oboje jesteście szczęśliwi.
- Wszystko by było dobrze, gdyby nie ta moja nadwaga. No, nie nadwaga a otyłość. Nie umiem nad tym zapanować.
- A chciałbyś?
- Próbowałem już różnych diet, ale nic z tego nie wychodzi.
- Bo to nie jest sprawa diety, a tego, co masz w głowie.
- No co ty opowiadasz...
- Ile jesteś w stanie poświęcić dla żony?
- Dla niej zrobiłbym wszystko!
- To już od dziś, nie od jutra, zacznij jeść o połowę mniej. Żadnej tam diety, tylko posiłki o połowę mniejsze. I wytrzymaj tak przez miesiąc, a potem znów pogadamy. Nic żonie nie mów. Nikomu się nie przyznawaj. Po prostu jedz o połowę mniej. Jeśli się zdarzy, że któregoś dnia się załamiesz – mimo wszystko nie ustawaj. Nadal zmniejszaj swoje następne posiłki. Będziesz początkowo bardzo głodny i będziesz myślał tylko o jedzeniu. W to miejsce zabieraj dzieci na spacer, odpowiadaj na ich pytania, baw się z nimi, buduj najwyższą na świecie wieżę albo śpiewaj lalkom kołysanki. Dasz radę!. Jeśli wytrzymasz miesiąc – to i dalej dasz radę. Pomyśl – na początek tylko miesiąc. Dla żony. Także dla dzieci, abyś mógł z synem grać w piłkę, a z córką tańczyć. Dasz radę. Miesiąc na pewno wytrzymasz. Jeszcze dziś zważ się i zapisz wagę. Potem przez miesiąc nie wchodź na wagę. Pamiętaj, że całe odchudzanie masz w swojej głowie. Powiedziałeś, że dla żony zrobisz wszystko. Więc zrób. Już dzisiaj. Natychmiast.
Bozański wpatrywał się w Stefcię z lekko uchylonymi ustami.
- Nie wierzę ci – sapnął wreszcie.
- Nie musisz. Po prostu to zrób. Dla siebie i dla swojej rodziny. Przecież jesteś twardym facetem. Możesz zawalczyć o siebie i swoją rodzinę. Zrób to. Jeśli przez miesiąc nie będzie efektów to zwyczajnie zrezygnujesz. Ale miesiąc wytrzymasz. Dasz radę. Otwórz tę klapkę w swoim mózgu. Zrobisz to?
- Zrobię. Dla mojej Justysi i dzieciaków. Zrobię.
- Trzymam cię za słowo! - Stefcia wstała i zanim odeszła, poklepała Ryszarda po ramieniu. - Pamiętaj – jesteśmy umówieni!
W zasadzie chciała go zapytać o te oświadczyny, ale rozmowa tak niespodziewanie skręciła w zupełnie innym kierunku... Teraz jakoś inaczej patrzyła na propozycję Marka. Nie traktowała jej z taką powagą jak w nocy. Wzruszyła ramionami - co ma być, to będzie. Koniec z przejmowaniem się i tymi głupimi rozmyślaniami. KONIEC!
I niepotrzebnie wcinała się w sprawy Ryszarda. Co ją obchodziła ta otyłość? Przecież to nie jest głupi chłopak, powinien sam sobie poradzić. Są fachowcy od otyłości. Wystarczy przejrzeć ogłoszenia, albo popytać wśród znajomych. Co ona ma do tego?
Przed osiemnastą „pani od pierogów” dostarczyła jej kilka kilogramów tych specjałów – cztery rodzaje o różnych smakach. I tak bagaż Stefci jednak zrobił się ciężki.

c.d.n.
fot. z internetu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz