STEFANIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz. 36. Lato 1975 r. Wierzbina. Rozmowy telefoniczne
Stefcia była umówiona z Liamem – miał do niej dzwonić we
wtorki, czwartki i soboty około godziny osiemnastej. Zostawiała
wtedy swoje notatki i książki, schodziła na dół, jeśli ojca nie
było w domu, to odbierała telefon w jego pokoju. Jeśli był – to
w kuchni, ale wtedy babcia dyskretnie kuchnię opuszczała, aby
ukochana wnuczka mogła swobodnie rozmawiać. Nie znała języka
angielskiego, lecz czasem sama intonacja głosu była bardzo wymowna.
W pierwszej rozmowie opowiadał o tym, jak doleciał, jak
zainstalował się w obcym hotelu oraz o postępie robót w nowym
obiekcie. Już postanowił, że hotel będzie nosił jej imię –
Steffi. Teraz chciał, aby podała mu jakiś polski symbol –
drzewo, ptaka lub inne zwierzę, coś, co by się kojarzyło z
Polską. Powiedziała, że musi się zastanowić, choć pierwszą
myślą był orzeł. Objaśniał ją, że nazwa „Hotel Steffi”
znajdzie się na wszystkich ręcznikach, na pościeli, szlafrokach,
obrusach, bibelotach, nawet na kuchennych ścierkach. Czy to ją
irytuje?
- A obok tego ma być jaskółka, bocian lub żubr
– zdecydowała w jednej z rozmów Stefcia. - Jeśli chodzi o
bociana lub jaskółkę, to nie dawaj czerni, a na przykład
połyskliwy kolor szaro-niebieski. Natomiast jeśli chodzi o żubra,
to nie mam pojęcia w jakim ma być kolorze.
-
Szaro-niebieski i połyskliwy? - upewniał się. - Dobra, porozmawiam
z moim grafikiem. Żubr mi nie leży – jest za ciężki i do tego
goście pomyślą, że to amerykański bizon. Natomiast stojący
bocian może być nawet jako nóżka do lampek nocnych, a lecący -
pięknie będzie wyglądał na takim szlaku idącym przez cały
ręcznik. Niemal każda rzecz będzie ozdobiona twoim imieniem i tym
bocianem... Chociaż jaskółka to też wdzięczny temat...
Zobaczymy, co na to powie mój grafik.
Wśród takich
poważnych dyskusji ni z tego ni z owego nagle mówił, że bardzo ją
kocha i niewyobrażalnie tęskni. Innym razem powiedział, że
znalazł czas i zrobił dla niej zakupy: bielizna i perfumy,
pończochy, szampony i kremy znanych i cenionych marek, coś tam
jeszcze, coś tam jeszcze, mnóstwo drobiazgów. I trochę słodyczy
dla Piotra oraz bluzka dla „pani babci” i męskie kosmetyki dla
Edwarda.
- Już po wysłaniu paczki uświadomiono mnie,
że ty u siebie zapłacisz za wszystko kosmicznie wysokie cło. Na
dodatek paczka zapewne będzie długo na tym cle leżała. Następną
przekażę przez zaufanego Polaka wracającego autem do Polski. Już
wiem, jak to zorganizować i w związku z tym mam w planie następną
wędrówkę po sklepach.
Nie pomogły słowa, że jej nic
nie potrzeba, że ma absolutnie wszystko, bo on już wie, jak to
„wszystko” wygląda. A poza tym niech mu wreszcie pozwoli być
mężczyzną. Mężczyźni są od dawania prezentów, a kobiety mają
je przyjmować. I zawsze pięknie wyglądać. Szczytem marzeń jest,
by były przy tym szczęśliwe.
Pytał Stefcię, jak jest
ubrana w chwili rozmowy. Jakiego koloru jest jej bielizna. Co dziś
robiła. Dlaczego znów ma nieumalowane paznokcie, przecież mu
obiecała! I w żadnym wypadku nie wolno jej obcinać włosów.
- Chciałam podciąć, nie obciąć - cierpliwie tłumaczyła
różnicę.
- Wytrzymaj do powrotu do Krakowa. Kamil
najlepiej zadba o twoje włosy.
Pytał, czy często jeździ
jako kierowca i czy auto się dobrze spisuje. Gdy zaczęła pracę w
„budowlance” - poszerzył się zakres pytań. Kto i czego ją
uczy, czy ludzie są sympatyczni, czy to, co robi jest ciekawe. A w
zasadzie to nad czym pracuje. I jaki jest dyrektor, czy czasem jej
nie podrywa. Ulżyło mu, gdy się dowiedział, że Stefcia nie jest
tam panienką do parzenia kawy i herbaty, że robi jakąś analizę i
nawet sporządziła bezbłędnie sprawozdanie do ZUS-u. Dla Liama
wszystko było ważne – w tym także jaką ma fryzurę, jakie buty
i czy pamięta o swoich lekach, czy zasłania twarz przed słońcem i
który kapelusz najbardziej lubi. Któregoś dnia trafiły na jej
biurko karty drogowe pojazdów ciężarowych. Opowiadała Liamowi o
tym, jaka bardzo zakłamany jest ten dokument, prawdopodobnie
najbardziej fałszywy dokument w Polsce. Uczono ją „odkłamywać”
zawarte tam zapisy. Wszystko to było dla Steffi nowe i jednocześnie
bardzo interesujące. „Steffi” - ostatnio tak zaczęła się
przedstawiać.
Przy okazji innej rozmowy Liam powiedział,
że już zamówił dla niej nowy samochód i pytał, a jakim ma być
kolorze. Na gwałtowny sprzeciw Stefci podkreślił z przejęciem, że
jest przecież narzeczonym, ma teraz dużo większe prawa do
ingerencji w jej życie, a wszelkie sprawy finansowe między nimi są
poza wszelką dyskusją.
- To jaki kolor? - nie
odpuszczał.
- Ciemno zielony. Taki butelkowy.
-
Oj, to będziesz słabo widoczna na drodze. Może jednak biały, tak
jak tamto auto.
- Nie brałam pod uwagę bezpieczeństwa.
Masz rację. Niech będzie biały.
- Oczekuję od ciebie
zaufania, moja najdroższa. Kocham cię i jestem twoim narzeczonym, a
więc prawie mężem. Finanse są wykluczone z naszych rozmów. To
jest ta sfera, o której ja decyduję w całości, nie pytając o
twoją zgodę. Proszę, abyś to zaakceptowała bez dalszych
zbytecznych buntów. Kocham cię i szanuję, ale w tej sprawie proszę
o daleko posuniętą uległość. I nie ustąpię. Steffi, zaufaj mi.
Chociażby z miłości do mnie, gdyż mam nadzieję, że i ty mnie
kochasz. Kochasz?
- Liam...
- W zasadzie chyba
nigdy nie powiedziałaś, że mnie kochasz...
-
Powiedziałam! Nie pamiętasz?
- Jakoś nie... Dlaczego
tego nie pamiętam?
- Bo mówiłam po polsku...
- Aaaa... Tak, teraz przypominam sobie tamten moment... To może
teraz powiesz po angielsku? Chciałbym zyskać tę pewność...
- Nie mogę.
- A to dlaczego?
- Jak
przyjdzie na to czas, to ci powiem. Musisz być cierpliwy. Na razie
uczę się twego języka z płyty. Ktoś mi podrzucił trzy takie
płyty. Staram się dla ciebie. Bądź cierpliwy.
- A to
wspaniała niespodzianka! Uszczęśliwiasz mnie, moja najdroższa!
Tego się nie spodziewałem.
- Liam, jesteś dla mnie
najważniejszym człowiekiem na ziemi. Ale na inne słowa musisz
trochę poczekać. Miałam ci na razie nie mówić o tym, że się
uczę. Straszna papla ze mnie.
- Bardzo dobrze, że
powiedziałaś. Cieszę się. Moje serce zaczęło bić w szybszym
rytmie. Jesteś wspaniała, cudowna, moja najukochańsza mała
kobietko.
Każda rozmowa trwała blisko godzinę, albo
nawet dłużej. Ciężko było im się rozstać.
Zanim
przyszła paczka wysłana przez Liama pocztą – dostarczono Stefci
neseser pełen różnych włoskich dobroci – słodyczy i bakalii,
przypraw kuchennych, pończoch, rajstop i bielizny dla obu pań,
zawierał też cztery kupony pięknych damskich materiałów na
sukienki lub garsonki. A także firany do pokoju Stefci. I dwie
eleganckie piersiówki – wiadomo dla kogo!
W krótkim
czasie dostarczono następny neseser, a w nim zestaw kluczy
samochodowych dla Edwarda, doskonały podnośnik samochodowy i inne
bardzo „męskie” akcesoria. Dla babci była narzuta na łóżko,
utrzymana w srebrnoszarej tonacji, oraz elegancka, modna czarna
torebka. Dla Piotrusia był „podręczny zestaw czekoladowy” i
kilka par skarpetek. A Stefcia aż była zdziwiona, że dla niej nic
nie ma.
- No zobacz, babciu – poskarżyła się po
przejrzeniu zawartości nesesera – on o mnie zupełnie zapomniał!
A ja już tak przywykłam do prezentów od niego...
- Nie
zapomniał, nie zapomniał, tylko ukrył w mojej torebeczce –
powiedziała babcia podając Stefci wąskie a długie puzderko
podpisane „Steffi”. W środku były koraliki z drobnych,
zielonych szmaragdów.
- Jest jakaś karteczka – dodała
babcia. - Przeczytaj, bo znów po angielsku.
- Ależ cudne!
- zachwyciła się dziewczyna i natychmiast zapięła je na swojej
szyi. Od tamtej pory prawie ich nie zdejmowała. Srebro z bursztynem,
które wcześniej dostała od Liama, też lubiła, jednak nie nosiła
codziennie. Zerknęła na karteczkę. – O, to nasze prezenty
imieninowe! Nie sądziłam, że zapamięta.
Gdzieś
słyszała, że elegancka kobieta nie nosi sztucznej biżuterii,
lepiej nic nie mieć na szyi, niż zadowalać się tandetą. To był
ten czas, kiedy robiono naszyjniki z rogów jelenich, pokrojonych w
cieniutkie plasterki albo nawet z plasterków drewna, z nasion jabłek
i dyni, z korków od butelek, z kory drzewnej, z trójkącików
papieru skręconych w odpowiedni sposób. Wszystko to było zazwyczaj
malowane i lakierowane – fantazja bez granic! – następne
nawlekane na mocne nici lub łączone kolorowymi drucikami. Stefcia
takich „cudeniek” nigdy nie miała, ale jej koleżanki nosiły je
nagminnie. Jedna z nich zakładała kilka sznurków jednocześnie,
długich, sięgających pępka. A Iga ze stancji często przypinała
do swoich sweterków i bluzeczek niewielki zestaw kolorowych,
sztucznie barwionych, piórek. Tę broszkę – bo piórka były
przymocowane do ciemnego kawałka kory - zrobił jej młodszy brat,
więc nosiła ją jak swój talizman.
A teraz Stefcia
miała szmaragdy od Liama. Złoty pierścionek zaręczynowy z
brylantem od Liama. Srebro z bursztynami od Liama. Białe perły od
cioci Zuzanny. I złoty łańcuszek z medalikiem po swojej mamie.
Była jeszcze złota obrączka po mamie, ale na razie oficjalnie
ojciec jej Stefci nie przekazał. „Bogaczka ze mnie!”.
Przy okazji innej rozmowy Liam powiedział, że odwiedził go brat
Olof.
- Obgadaliśmy cię dokładnie, a nawet tęgo
popiliśmy przy tej okazji – przyznał się. - Wiesz? Mój brat
twierdzi, że oba te przywiezione z Krakowa obrazy to tylko kicze,
bohomazy. Prawie pokłóciliśmy się na ten temat! Nawet jeśli Olof
ma rację, to i tak oba mi się nadal podobają. „Kobieta w
czerwieni” stoi w mojej sypialni tak, abym miał ją łatwo przed
oczami. Patrzę i wyobrażam sobie, że to jesteś ty. Ustawiłem
cały szereg twoich zdjęć, wszędzie gdzie się tylko dało. To
znaczy w moim niby-apartamencie. Bo chcę mieć cię zawsze w zasięgu
wzroku. Siedzę w fotelu lub leżę na kanapie i wpatruję się w
ciebie. I myślę o tobie. I wspominam. Wszystkie nasze gorące
chwile rozpamiętuję i ciągle się nimi cieszę. Widzę ciebie w
przeróżnych sytuacjach i nie mogę przestać zachwycać się tobą.
Jesteś cudowna, a zdajesz się całkiem o tym nie wiedzieć. Cieszę
się, że mogłem być w Polsce, w twoim domu, poznać twoich
bliskich. To mi dało pełniejszy obraz ciebie i twojego życia. Mogę
sobie ciebie wyobrażać, słyszeć co mówisz, widzieć, jak
reagujesz na różne zdarzenia. Mam pełny obraz ciebie w twoim
środowisku i bardzo mnie to raduje. Kocham cię, moje śliczna,
cudowna dziewczyno. Na całym świecie nie ma takiej jak ty. Olof
złożył nam gratulacje. Cieszy się, że się zaręczyliśmy.
Cieszy się, że się wreszcie zakochałem. I oczywiście pytał,
kiedy nasz ślub. On również uważa, że jesteś prześliczna,
zachwycająca! Hej! Jesteś tam? Wcale się nie odzywasz!
-
Lubię cię słuchać. Lubię kiedy tak mówisz. Cieszą mnie twoje
słowa. Liam, ja też żyję wspomnieniami. Ale także marzeniami o
bliskich wspólnych dniach. Rok szybko minie, pobierzemy się i już
nic nas nie rozłączy.
- Wiesz, moja jedyna? Nie miałem
pojęcia, że można tak bardzo kochać, że miłość jest tak
silna, tak wszechogarniająca. W tej chwili ten rok czekania na
ciebie wydaje mi się ogromnie długim czasem. Pamiętasz jeszcze
moje pocałunki?
- Pamiętam... Pamiętam dużo więcej. Te
wspomnienia wywołują we mnie specjalne dreszcze... Wiesz, co mam na
myśli... Liam, są takie chwile... No, nie jest łatwo. Ale
wytrzymamy. Przecież to nie jest długo. Może wracając z Włoch
znów zajedziesz do mnie? Dziś nawet moja skóra tęskni za twoją
skórą. To nie są moje słowa, gdzieś to kiedyś czytałam lub
słyszałam, a dziś wiem, że to najprawdziwsza prawda.
-
Moja kochana – cicho westchnął Liam.
- Mój
ukochany...
- Tak łatwo zapominam o otaczającym mnie
świecie! Moment wspomnień, a już tonę cały w marzeniach.
Straszny romantyk się ze mnie zrobił. Aż muszę się pilnować!
- A gdzie się stołujesz? Od dawna miałam cię o to zapytać, a
zawsze zapominam.
- Znalazłem w pobliżu taką niewielką
włoską knajpkę. Początkowo przestraszyła mnie kolejka – bo tam
zawsze jest kolejka. Ale później przekonałem się, że serwują
wspaniałe włoskie dania, przyprawione tak, jak lubię. Oczywiście
dużo makaronu z różnymi dodatkami. Rewelacyjne pierożki i
sałatki. I idealnie palona kawa, prawie jak szwedzka. Jest bardzo
tanio i bardzo smacznie. Teraz już wiem, w jakich godzinach jest
najmniej ludzi. Tam jedzą zwykli ludzie, często w roboczych
ubraniach, na przykład wpadają na śniadanie prosto z budowy, czy
coś w tym sensie. Żadne tam białe koszule i garnitury. Ja też nie
chodzę w garniturach, a w letnich spodenkach i podkoszulkach. Nie
uwierzysz, jak już jestem opalony, a wcale się o to nie starałem.
I dorobiłem się kilku piegów na nosie, co bardzo zabawnie wygląda
na facecie. Co innego, gdybym był kobietą.
- Chronisz
głowę? Jakaś czapka...
- Nie, nie lubię czapek. Włosy
mi chyba wyblakły na słońcu, bo są zdecydowanie jaśniejsze.
- Tak dużo przebywasz na dworze?
- Dość sporo.
Ostatnio nadzorowałem kopanie basenu i takie tam inne ziemne prace
koło budynku. Niedługo według prognoz mają ustąpić upały, a
wtedy będziemy sadzić krzewy, takie już podrośnięte, i trochę
drzewek. Reszta nasadzeń będzie w październiku, a może jeszcze
później.
- A ten alkohol... Ty często pijesz?
- Wiedziałem, że o to zapytasz! Nie, Steffi. Nie jestem
alkoholikiem. Piję tylko okazjonalnie. Z bratem nie widziałem się
już od początków maja. Poszliśmy tu na piwo, a skończyło się
na zbyt wielu szklaneczkach mocniejszego napitku. Wiem, że o nas,
Szwedach, mówi się, że lubimy ostro popić. Ale ja naprawdę nie
piję często. Co innego kieliszek wina do obiadu. Uwierz mi –
naprawdę nie przesadzam z piciem.
- Boję się
alkoholików, na szczęście w mojej rodzinie to się nie zdarza.
- A... nosisz koraliki?
- Noszę prawie każdego dnia.
Bardzo mi się podobają. Są prześliczne!
- Udało ci się
kupić ramki do zdjęć?
- Na razie nie. Nie ma ładnych,
wszystko jakaś niby pozłacana tandeta, takie byle co. Ale na pewno
dostanę w Krakowie. Lato tak szybko przeminęło... Pomyśleć tylko
– jeszcze trochę, a będę musiała tam wracać... Ale mam tam
wspomnienia wspólnych chwil z tobą i to jest cudowne! I wciąż
ekscytujące... Te twoje ręce... I usta... I ty, całkiem nagi, tak
skóra przy skórze...
- Kiedy przyjadę, a przyjadę na
pewno, uwiężę twoje ręce wysoko nad głową, byś nie mogła
przeszkodzić mi w tym, co już dla ciebie zaplanowałem... Wyobrażam
sobie, jak w ciebie wchodzę, jak czuję twoje gorące wnętrze, i
jak przyjmujesz mnie chętna, gotowa, spragniona...
-
Liam
- Ty... Nasza miłość... I niewyobrażalna rozkosz!
O tym nie można opowiadać. To wszystko trzeba czuć. Doskonale
rozumiem to twoje sformułowanie – skóra tęskni za skórą.
Tęsknie do twego ciała, zapachu, dotyku, gorącego uścisku i
głębokich pocałunków. Tęsknie do ciebie ponad wszelkie
wyobrażenie!
- Liam!
- Kocham cię moja maleńka.
A ramek już nie kupuj, biorę to na siebie.
Przy okazji
innej rozmowy zasypał Steffi najczulszymi słowami. Wsłuchiwała
się w jego słowa i aż płonęły jej policzki – tak wiele było
w nich czułości i miłości. I tęsknoty. Prawie zawsze zapewniał
ją, że jest śliczna, najpiękniejsza, cudowna!
- Ale
moje blizny... One mnie bardzo oszpecają - oponowała słabo.
- Dzięki nim ciebie poznałem, więc je kocham. Zostałaś nimi
naznaczona specjalnie dla mnie. Dzięki nim przyjechałaś do
Szwecji, dzięki nim znalazłem twoje oczy i pokochałem. One nie
tylko mi nie przeszkadzają, ale czynią ciebie osobą absolutnie
wyjątkową. Kocham je, kocham całą ciebie. Zupełnie nie wiem,
dlaczego uważasz, że one ciebie szpecą. Odwrotnie – czynią cię
bardziej atrakcyjną, ciekawszą, niezwykłą. Dotykałem cię
wszędzie, gdzie to tylko było możliwe. Całowałem twoje blizny i
czerpałem z tego taką samą rozkosz, jak z całowania twoich nóg.
A nogi masz wyjątkowo piękne i chyba sama się z tym zgadzasz. Są
takie długie i gładkie. Ich skóra drży pod moimi palcami.
Napinasz mięśnie ud... Uda masz wspaniałe, silne, sprężyste,
szczupłe, uwodzicielskie, Uwielbiam je całować! Czekać na ich
rozchylenie się, na zaproszenie, często połączone z twoim
głębokim westchnieniem... I uwielbiam całować twoje blizny. Znam
na pamięć ich kształt, wiem, które drżą, gdy zagłębiam się w
twoje usta, a które zanikają, gdy się do mnie uśmiechasz. Są
niezwykłe. Wszystko w tobie jest absolutnie idealne! Moje. Bo całą
jesteś moja. Steffi, ty wiesz, że cię uwielbiam.
c.d.n.
fot. własne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz