piątek, 4 marca 2022

Cz.32. Lato 1975 r. Kraków

 



STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

Cz. 32. Lato 1975. Kraków

Spotkanie trwało do białego rana – w lecie noc jest taka krótka! Wypito wszystką wódkę, wypalono mnóstwo papierosów, objedzono się pysznościami, jednakże to był środek tygodnia, więc część imprezowiczów szła z rana do pracy. Kuchnia wyglądała jak pobojowisko i zanim miły sen – trzeba było choć z grubsza doprowadzić ją do porządku, przede wszystkim zabezpieczyć pozostałe jedzenie, usunąć resztki i wyrzucić śmieci. Liam włączył się do tych czynności. Nie wypił nawet jednego kieliszka wódki i dzięki temu był bardzo przydatny. Gdy na początku wieczoru Stefcia zapytała, dlaczego odmawia alkoholu, wyjaśnił jej szeptem, że to ze względu na nią.
- Gdybym wypił choć jeden kieliszek, nalegano by, bym wypił następne. A ja mam przed sobą kilka godzin z tobą w objęciach, więc chcę być trzeźwy.
Stał przy zlewie i mył naczynia, układając je w równe stosiki, bo na suszarce zabrakło już miejsca. Dziewczęta przynosiły mu następne brudne talerze i miski, a Grzesiek zaofiarował się, że wychodząc zabierze worek ze śmieciami.
- Często robicie takie imprezy? - zaciekawi się Liam.
- O nie! Musi być specjalna okazja – wyjaśniła Dorota. - Raczej lecimy gdzieś do kawiarni, do klubu albo w plener. Chcieliśmy ciebie poznać, bo Stefcia mówiła, że jesteś taki fantastyczny, że aż nie bardzo w to wierzyliśmy. Ale jesteś. Możesz być naszym kumplem – zakończyła ze śmiechem.
- Dobra, koniec na dzisiaj – zarządziła Magda. - Ja już lecę z nóg, a muszę się trochę przespać, bo mam na siódmą do pracy. Idę się myć i nie ma mnie na dzisiaj. I niech ktoś wyrzuci na śmietnik te puste butelki! A Iga miech żałuje, że jej tu nie było.
Iga Ignatowicz zajmowała pokój do spółki z Magdą, teraz była na wakacjach gdzieś w Bieszczadach.
Stefcia i Liam brali prysznic razem, stojąc w wannie i wzajemnie namydlając się i spłukując pianę, bawiąc się przy tym i pieszcząc. Dorota z Zosią pokrzykiwały pod drzwiami, by się pospieszyli. W końcu wybiegli z łazienki owinięci ręcznikami. Tak spieszyło się im do siebie, że żadne dokładnie się nie wytarło, a wilgotne ręczniki rzucili beztrosko na podłogę. Całowali się zachłannie, pospiesznie i już Liam układał dziewczynę w pościeli. Natychmiast przykrył ją swoim ciałem i gdzieś w głębi duszy żałował złożonej w Geteborgu obietnicy. A jej wydawało się, ze Liam ma dużo więcej niż dwie ręce. Był wszędzie i wszędzie całował, drżał z napięcia i z radością odbierał oddanie dziewczyny, jej gorączkę miłosną, jej pragnienie i żar. W takiej chwili tak łatwo było się zapomnieć! Mimo woli rozszeptał się po szwedzku, a ona tylko domyślała się znaczenia jego słów. Oddawała się w jego ręce bez wstydu, bez zahamowań. Roztapiała się w jego ramionach w miłosnej ekstazie, wołała głośno „Liam”, przeciągając samogłoski, drżała i szlochała, była jego bardziej niż mógł się spodziewać.
- Jesteś spełnieniem moich marzeń – szeptał całując i od nowa uwodząc ją całym sobą.
Odpowiadała na jego pieszczoty z czułością pomieszaną z nagłą gwałtownością. Chciała mu dać podobną chwilę uniesienia, chciała, by i on był szczęśliwy, by jak ona odpłynął do swojego męskiego nieba w nieporównywalnej z niczym chwili gorącego spełnienia.
- Kocham cię – mówili oboje, on po szwedzku, a ona po polsku. I oboje wiedzieli, że mówią prawdę.
- Powiedz to po polsku – poprosił. Powiedziała, a on powtórzył za nią. Jeszcze raz i jeszcze raz. - Chciałbym nauczyć się twego języka.
- A ja twojego. Kiedy wrócę na studia od razu poszukam jakich kursów, albo indywidualnego nauczyciela. Miłosne słowa muszę poznać w pierwszej kolejności.
- Jestem taki szczęśliwy z tobą i przy tobie. Każdego dnia kocham cię coraz bardziej, choć czy to jest w ogóle możliwe?
Odpoczywali rozmawiając o planach zwiedzania Krakowa. Stefcia powiedziała, że musi kupić Piotrusiowi rower, a ten będzie dostępny jedynie w Peweksie. Wyjaśniła Liamowi, co to za sklep. Natychmiast zaoferował się, że to on kupi.
- Nie. To muszę ja sama. Natomiast ty pomożesz mi rower wybrać. O ile będzie wybór. Nie jest powiedziane, że tam są rowery. Nie zwróciłam nigdy uwagi. Przepraszam cię – muszę umyć twarz i nałożyć trochę mikstury na te moje blizny. Nie uśniesz?
Nie usnął. Czekał na nią z wyciągniętymi ramionami, kołysał ją na swoim torsie, sprawiał ustami, że jej sutki znów stały się różowymi pączkami czekającymi na dalsze pieszczoty. Pieścili się długo i już nie tak gwałtownie, dbając, by dać sobie wzajemnie jak najwięcej miłosnych doznań. Usnęli bardzo późno, już po wyjściu Magdy do pracy i spali aż do południa. Liam nie chciał wychodzić z pościeli, bo „Kraków nam nie ucieknie”, jednak Stefcia miała nieco inne zdanie:
- Kraków – nie, ale ten dzień ucieknie i już się nigdy nie powtórzy.
W drodze na Rynek Główny Stefcia (za kierownicą!) zatrzymała się przy księgarni. Liam wybrał całe mnóstwo widokówek, a Stefcia poprosiła o albumy o Krakowie. Były dwa różne, więc kupiła oba – dla Liama. On chciał jeszcze coś o Malborku, ale jak na złość nic nie było. Później Stefci udało się zaparkować w pobliżu ulicy Floriańskiej, a tu Liamowi rzuciła się w oczy „wystawa” obrazów zawieszonych na murze. Był tak zachwycony, że chodził i chodził od obrazu do obrazu, zadzierał głowę do góry, gdyż niektóre obrazy wisiały dosyć wysoko. Stefcia poprowadziła go na ulicę Pijarską, a tu wybór był jeszcze większy.
- Czuję się jak w Paryżu – powiedział do Stefci. Wybrał dwa obrazy. - To ty jesteś na tym obrazie. Ty w czerwonej sukience i w tym białym kapeluszu.
Rzeczywiście – dziewczyna była bardzo podobna do Stefani. Nie było widać jej twarzy, bo wiatr szarpał długimi, czarnymi włosami. Jedną ręką przytrzymywała kapelusz, a w zagięciu drugiej miała duży pęk czerwonych kwiatów. Maków? Jej stopy ginęły w zieloności łąki, która upstrzona różnymi kolorowymi kwiatami ciągnęła się aż po odległą ścianę lasu. Drugi obraz przedstawiał białego jednorożca na tle ciemnozielonego leśnego gąszczu. Przy uważnym patrzeniu można było dostać fantazyjne, bajkowe maleńkie postaci, również zielone, przez co uchodzące uwagi.
- Zakochałem się w koniach – stwierdził Liam. - Ten obraz to początek mojej nowej kolekcji.
- To popatrz jeszcze na te końskie łby...
- Kupię je, gdy przyjadę tu następnym razem. Teraz odniosę obrazy do auta, póki jesteśmy niedaleko parkingu.
Odwiedzili Muzeum Czartoryskich i Jana Matejki. Wędrowali uliczkami starego Krakowa. Liam był kompletnie zauroczony!
- To najpiękniejsze miasto świata – stwierdził z przekonaniem.
Wchodzili do kościołów, czasem zaglądali do sklepików, bo Liam chciał coś kupić dla rodziców i rodzeństwa na pamiątkę. Ołtarz Wita Stwosza zrobił na nim piorunujące wrażenie, nie mógł się napatrzeć. Później byli w Sukiennicach, gdzie Liam dokonał zakupu kilku drobiazgów. Stefcia natomiast kupiła białą owczą skórę dla babci na fotel.
- Mówi się, że ma właściwości lecznicze – wyjaśniła Liamowi. - Może zmniejszy ból pleców?
Mieli za sobą pożyczony od Ady aparat fotograficzny i w czasie tej włóczęgi to tu, to tam, zrobili dużo zdjęć, prosząc nawet obcych ludzi o pstryknięcie im fotki, bo chcieli mieć także wspólne zdjęcia. Stefcia w miarę możliwości prowadziła Liama po zacienionej stronie uliczek, ale nie zawsze to było możliwe. Tak w ogóle wszędzie było dużo ludzi, a tłum ten był wielojęzyczny. Niewidomy Cygan grający na skrzypcach zatrzymał ich na dłużej – stali oboje zachwyceni. Dla Stefci nie był to pierwszy raz, ale i jej trudno było odejść od wspaniałej muzyki. Gdy zużyli drugą rolkę filmu, oboje doszli do wniosku, że czas na odpoczynek. Zatrzymali się w kawiarni „U Zalipianek”, oboje skorzystali z toalety, wreszcie usiedli przy (rzekomo) najzimniejszym stoliku. Podano im mrożony napój kawowy z obfitą czapą jajecznego, pienistego kremu oraz sernik wiedeński i po pucharku owoców z bitą śmietaną. Liam ciekawie rozglądał się po wnętrzu utrzymanym w rustykalnym stylu.
- Ładnie tu – powiedział z przekonaniem. - Ale czy mógłbym zostawić cię na jakiś czas samą przy stoliku? Zrobiliśmy kilka genialnych ujęć i wolałbym, aby teraz fotograf wyjął film z aparatu i założył następny. Na pewno nie zabierze mi to zbyt wiele czasu. Mniej niż godzinę.
- Aż godzinę? - zdumiała się Stefcia.
- Mniej niż godzinę. Będę się bardzo spieszył – zapewnił. - Dużo zależy od fotografa, czy uda mi się z nim dogadać po angielsku. A ty odpoczywaj. Nie bój się, nie zabłądzę i na pewno wrócę. - Zanim wyszedł dość długo konferował z kelnerkami przy barze. Później na moment podszedł do Stefci, pocałował ją w rękę, dłuuugo w usta i jeszcze raz w rękę. - Wrócę zanim zgaśnie słońce – zażartował i już go nie było.


c.d.n.
fot. własne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz