STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz. 32. Lato 1975. Kraków
Spotkanie trwało do białego rana – w lecie noc jest taka
krótka! Wypito wszystką wódkę, wypalono mnóstwo papierosów,
objedzono się pysznościami, jednakże to był środek tygodnia,
więc część imprezowiczów szła z rana do pracy. Kuchnia
wyglądała jak pobojowisko i zanim miły sen – trzeba było choć
z grubsza doprowadzić ją do porządku, przede wszystkim
zabezpieczyć pozostałe jedzenie, usunąć resztki i wyrzucić
śmieci. Liam włączył się do tych czynności. Nie wypił nawet
jednego kieliszka wódki i dzięki temu był bardzo przydatny. Gdy na
początku wieczoru Stefcia zapytała, dlaczego odmawia alkoholu,
wyjaśnił jej szeptem, że to ze względu na nią.
- Gdybym
wypił choć jeden kieliszek, nalegano by, bym wypił następne. A ja
mam przed sobą kilka godzin z tobą w objęciach, więc chcę być
trzeźwy.
Stał przy zlewie i mył naczynia, układając je
w równe stosiki, bo na suszarce zabrakło już miejsca. Dziewczęta
przynosiły mu następne brudne talerze i miski, a Grzesiek
zaofiarował się, że wychodząc zabierze worek ze śmieciami.
- Często robicie takie imprezy? - zaciekawi się Liam.
-
O nie! Musi być specjalna okazja – wyjaśniła Dorota. - Raczej
lecimy gdzieś do kawiarni, do klubu albo w plener. Chcieliśmy
ciebie poznać, bo Stefcia mówiła, że jesteś taki fantastyczny,
że aż nie bardzo w to wierzyliśmy. Ale jesteś. Możesz być
naszym kumplem – zakończyła ze śmiechem.
- Dobra,
koniec na dzisiaj – zarządziła Magda. - Ja już lecę z nóg, a
muszę się trochę przespać, bo mam na siódmą do pracy. Idę się
myć i nie ma mnie na dzisiaj. I niech ktoś wyrzuci na śmietnik te
puste butelki! A Iga miech żałuje, że jej tu nie było.
Iga Ignatowicz zajmowała pokój do spółki z Magdą, teraz była na
wakacjach gdzieś w Bieszczadach.
Stefcia i Liam brali
prysznic razem, stojąc w wannie i wzajemnie namydlając się i
spłukując pianę, bawiąc się przy tym i pieszcząc. Dorota z
Zosią pokrzykiwały pod drzwiami, by się pospieszyli. W końcu
wybiegli z łazienki owinięci ręcznikami. Tak spieszyło się im do
siebie, że żadne dokładnie się nie wytarło, a wilgotne ręczniki
rzucili beztrosko na podłogę. Całowali się zachłannie,
pospiesznie i już Liam układał dziewczynę w pościeli.
Natychmiast przykrył ją swoim ciałem i gdzieś w głębi duszy
żałował złożonej w Geteborgu obietnicy. A jej wydawało się, ze
Liam ma dużo więcej niż dwie ręce. Był wszędzie i wszędzie
całował, drżał z napięcia i z radością odbierał oddanie
dziewczyny, jej gorączkę miłosną, jej pragnienie i żar. W takiej
chwili tak łatwo było się zapomnieć! Mimo woli rozszeptał się
po szwedzku, a ona tylko domyślała się znaczenia jego słów.
Oddawała się w jego ręce bez wstydu, bez zahamowań. Roztapiała
się w jego ramionach w miłosnej ekstazie, wołała głośno „Liam”,
przeciągając samogłoski, drżała i szlochała, była jego
bardziej niż mógł się spodziewać.
- Jesteś spełnieniem
moich marzeń – szeptał całując i od nowa uwodząc ją całym
sobą.
Odpowiadała na jego pieszczoty z czułością
pomieszaną z nagłą gwałtownością. Chciała mu dać podobną
chwilę uniesienia, chciała, by i on był szczęśliwy, by jak ona
odpłynął do swojego męskiego nieba w nieporównywalnej z niczym
chwili gorącego spełnienia.
- Kocham cię – mówili
oboje, on po szwedzku, a ona po polsku. I oboje wiedzieli, że mówią
prawdę.
- Powiedz to po polsku – poprosił. Powiedziała,
a on powtórzył za nią. Jeszcze raz i jeszcze raz. - Chciałbym
nauczyć się twego języka.
- A ja twojego. Kiedy wrócę
na studia od razu poszukam jakich kursów, albo indywidualnego
nauczyciela. Miłosne słowa muszę poznać w pierwszej kolejności.
- Jestem taki szczęśliwy z tobą i przy tobie. Każdego dnia
kocham cię coraz bardziej, choć czy to jest w ogóle możliwe?
Odpoczywali rozmawiając o planach zwiedzania Krakowa. Stefcia
powiedziała, że musi kupić Piotrusiowi rower, a ten będzie
dostępny jedynie w Peweksie. Wyjaśniła Liamowi, co to za sklep.
Natychmiast zaoferował się, że to on kupi.
- Nie. To
muszę ja sama. Natomiast ty pomożesz mi rower wybrać. O ile będzie
wybór. Nie jest powiedziane, że tam są rowery. Nie zwróciłam
nigdy uwagi. Przepraszam cię – muszę umyć twarz i nałożyć
trochę mikstury na te moje blizny. Nie uśniesz?
Nie usnął.
Czekał na nią z wyciągniętymi ramionami, kołysał ją na swoim
torsie, sprawiał ustami, że jej sutki znów stały się różowymi
pączkami czekającymi na dalsze pieszczoty. Pieścili się długo i
już nie tak gwałtownie, dbając, by dać sobie wzajemnie jak
najwięcej miłosnych doznań. Usnęli bardzo późno, już po
wyjściu Magdy do pracy i spali aż do południa. Liam nie chciał
wychodzić z pościeli, bo „Kraków nam nie ucieknie”, jednak
Stefcia miała nieco inne zdanie:
- Kraków – nie, ale ten
dzień ucieknie i już się nigdy nie powtórzy.
W drodze na
Rynek Główny Stefcia (za kierownicą!) zatrzymała się przy
księgarni. Liam wybrał całe mnóstwo widokówek, a Stefcia
poprosiła o albumy o Krakowie. Były dwa różne, więc kupiła oba
– dla Liama. On chciał jeszcze coś o Malborku, ale jak na złość
nic nie było. Później Stefci udało się zaparkować w pobliżu
ulicy Floriańskiej, a tu Liamowi rzuciła się w oczy „wystawa”
obrazów zawieszonych na murze. Był tak zachwycony, że chodził i
chodził od obrazu do obrazu, zadzierał głowę do góry, gdyż
niektóre obrazy wisiały dosyć wysoko. Stefcia poprowadziła go na
ulicę Pijarską, a tu wybór był jeszcze większy.
- Czuję
się jak w Paryżu – powiedział do Stefci. Wybrał dwa obrazy. -
To ty jesteś na tym obrazie. Ty w czerwonej sukience i w tym białym
kapeluszu.
Rzeczywiście – dziewczyna była bardzo podobna
do Stefani. Nie było widać jej twarzy, bo wiatr szarpał długimi,
czarnymi włosami. Jedną ręką przytrzymywała kapelusz, a w
zagięciu drugiej miała duży pęk czerwonych kwiatów. Maków? Jej
stopy ginęły w zieloności łąki, która upstrzona różnymi
kolorowymi kwiatami ciągnęła się aż po odległą ścianę lasu.
Drugi obraz przedstawiał białego jednorożca na tle ciemnozielonego
leśnego gąszczu. Przy uważnym patrzeniu można było dostać
fantazyjne, bajkowe maleńkie postaci, również zielone, przez co
uchodzące uwagi.
- Zakochałem się w koniach – stwierdził
Liam. - Ten obraz to początek mojej nowej kolekcji.
- To
popatrz jeszcze na te końskie łby...
- Kupię je, gdy
przyjadę tu następnym razem. Teraz odniosę obrazy do auta, póki
jesteśmy niedaleko parkingu.
Odwiedzili Muzeum
Czartoryskich i Jana Matejki. Wędrowali uliczkami starego Krakowa.
Liam był kompletnie zauroczony!
- To najpiękniejsze miasto
świata – stwierdził z przekonaniem.
Wchodzili do
kościołów, czasem zaglądali do sklepików, bo Liam chciał coś
kupić dla rodziców i rodzeństwa na pamiątkę. Ołtarz Wita
Stwosza zrobił na nim piorunujące wrażenie, nie mógł się
napatrzeć. Później byli w Sukiennicach, gdzie Liam dokonał zakupu
kilku drobiazgów. Stefcia natomiast kupiła białą owczą skórę
dla babci na fotel.
- Mówi się, że ma właściwości
lecznicze – wyjaśniła Liamowi. - Może zmniejszy ból pleców?
Mieli za sobą pożyczony od Ady aparat fotograficzny i w czasie
tej włóczęgi to tu, to tam, zrobili dużo zdjęć, prosząc nawet
obcych ludzi o pstryknięcie im fotki, bo chcieli mieć także
wspólne zdjęcia. Stefcia w miarę możliwości prowadziła Liama po
zacienionej stronie uliczek, ale nie zawsze to było możliwe. Tak w
ogóle wszędzie było dużo ludzi, a tłum ten był wielojęzyczny.
Niewidomy Cygan grający na skrzypcach zatrzymał ich na dłużej –
stali oboje zachwyceni. Dla Stefci nie był to pierwszy raz, ale i
jej trudno było odejść od wspaniałej muzyki. Gdy zużyli drugą
rolkę filmu, oboje doszli do wniosku, że czas na odpoczynek.
Zatrzymali się w kawiarni „U Zalipianek”, oboje skorzystali z
toalety, wreszcie usiedli przy (rzekomo) najzimniejszym stoliku.
Podano im mrożony napój kawowy z obfitą czapą jajecznego,
pienistego kremu oraz sernik wiedeński i po pucharku owoców z bitą
śmietaną. Liam ciekawie rozglądał się po wnętrzu utrzymanym w
rustykalnym stylu.
- Ładnie tu – powiedział z
przekonaniem. - Ale czy mógłbym zostawić cię na jakiś czas samą
przy stoliku? Zrobiliśmy kilka genialnych ujęć i wolałbym, aby
teraz fotograf wyjął film z aparatu i założył następny. Na
pewno nie zabierze mi to zbyt wiele czasu. Mniej niż godzinę.
- Aż godzinę? - zdumiała się Stefcia.
- Mniej niż
godzinę. Będę się bardzo spieszył – zapewnił. - Dużo zależy
od fotografa, czy uda mi się z nim dogadać po angielsku. A ty
odpoczywaj. Nie bój się, nie zabłądzę i na pewno wrócę. -
Zanim wyszedł dość długo konferował z kelnerkami przy barze.
Później na moment podszedł do Stefci, pocałował ją w rękę,
dłuuugo w usta i jeszcze raz w rękę. - Wrócę zanim zgaśnie
słońce – zażartował i już go nie było.
c.d.n.
fot. własne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz