STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz. 33. Lato 1975 r. Kraków
– dzień z niespodzianką.
Stefania dokończyła swój
posiłek i rzeczywiście odpoczywała. Lecz gdy minęło pół
godziny – zaczęła się z lekka niepokoić. Zdjęła kapelusz,
poprawiła włosy, umalowała od nowa usta. Liama nie było. Za to
przyszła kelnerka i zbierając puste naczynia zapytała, czy jeszcze
coś podać. Owszem, szklankę wody mineralnej. Kelnerka wróciła
niebawem, ale postawiła przed Stefcią nie tylko wodę, lecz także
duży pucharek lodów.
- Nie zamawiałam lodów!
- To
ten pan kazał nam podać lody po półgodzinnej przerwie –
poinformowała kelnerka. Odeszła, a po chwili wróciła i położyła
na stoliku świeżą „Karuzelę'. - To też na polecenie tego pana
– dodała.
Stefcia wzruszyła ramionami – Dziękuję.
Nie miała wyjścia – czekała, przeglądając humorystyczne
pisemko i śmiała się cicho z żarcików. Przestała sprawdzać
godzinę, za to coraz częściej popatrywała na drzwi wejściowe.
Minęła godzina. „Coś się stało? Ale co mogło się stać?” -
jej niepokój zaczął narastać. Wreszcie go zobaczyła i z wrażenia
zamarło jej serce. Zaraz przy drzwiach kelnerka odebrała z jego rąk
aparat fotograficzny, a sam Liam zbliżał się do niej powolnym
krokiem. Niósł duży bukiet czerwonych róż, a to mogło oznaczać
tylko jedno. Stefcia zaczęła dygotać, próbowała wstać, jednak
to nagle okazało się zbyt dużym wysiłkiem. A Liam podszedł
blisko, przykląkł na jedno kolano i podał jej kwiaty.
-
Stefii, proszę, wyjdź za mnie – powiedział po polsku nieco
kalecząc słowa. Zaraz też dodał po angielsku – Kocham cię i
pragnę byś została moją żoną. Czy się zgodzisz? - Trzymał w
ręku otwarte złote pudełeczko, w którym był pierścionek.
Stefcia nie była w stanie wydobyć głosu, więc tylko pokiwała
głową, a Liam kilka razy ucałował jej rękę i na środkowy palec
prawej ręki założył jej złote, misterne cacko z przezroczystym
brylantem wielkości dużego ziarnka grochu. Kelnerka w pośpiechu
odebrała z rąk dziewczyny kwiaty, wiele osób zaczęło bić brawo,
pozostałe kelnerki roznosiły na tacach kieliszki szampana dla
wszystkich gości w kawiarni. Stefcia się rozpłakała. Liam
podniósł się z klęczek, a wtedy ona też wstała i zarzuciła mu
ręce na szyję, przytulając się całym ciałem. Oboje byli bardzo
wzruszeni i niepomni obecności tak wielu osób. Jedna z kelnerek
cały czas robiła zdjęcia. Robił je także malutki mężczyzna z
dwoma aparatami zawieszonym na szyi. A ludzie dalej bili im brawo,
kilka osób podeszło bliżej i złożyło gratulacje, inni przy
swoich stolikach unosili ręce z kieliszkami w geście aprobaty i
powinszowań. A tych dwoje młodych całowało się zachłannie.
Wreszcie trochę oprzytomnieli, usiedli, ale Liam znów się
poderwał, też już z kieliszkiem w dłoni i podziękował wszystkim
po angielsku. Wypił szampana razem ze Stefcią. Rozkołysane
niecodziennymi emocjami serce nareszcie zaczęło zwalniać. Kelnerka
zrobiła jeszcze kilka zdjęć nie tylko im, ale całej sali, i
oddała aparat. Mały człowieczek zbliżył się, wyjął z aparatu
Ady film i założył nowy, po wojskowemu przyłożył dwa palce do
czoła, bąknął „To tak jak się umówiliśmy” i bardzo szybko
zniknął za drzwiami kawiarni. A Stefcia dopiero teraz zauważyła,
że Liam zamiast białego T-shirtu ma na sobie elegancką białą
koszulę i granatowy krawat w białe groszki.
- Liam, nie
wierzę, że to wszystko zorganizowałeś w godzinę czasu!
-
Ja też nie. Ale się udało.
- Jedziemy do domu –
zadecydowała szczęśliwa narzeczona tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Za moment. Muszę nieco ochłonąć – zaśmiał się
Liam i skinął na kelnerkę. Po chwili przyniosła mu wodę
mineralną, która wypił duszkiem i poprosił o jeszcze. - Jestem
bardzo, bardzo szczęśliwy – wyszeptał do Stefci, całując ją w
policzek a potem kilka razy w rękę.
- Liam, może mnie
uszczypnij, bo nie do końca wierzę, że to nie jest sen.
-
Kocham cię i jestem bardzo szczęśliwy – powtórzył świeży
narzeczony. - Zaczekaj chwilę, muszę się rozliczyć z kelnerkami.
- A gdy już szli do samochodu dodał: - Ty wiesz? Podobno kelnerki
popłakały się ze wzruszenia. Nikt w ich kawiarni do tej pory się
nie oświadczał!
Wrócili do mieszkania Stefci szczęśliwi
i roześmiani. Dziewczęta były w domu i od razu po bukiecie róż
prawidłowo rozpoznały, co się stało. Natychmiast obstąpiły
młodych, uściskom i gratulacjom wprost nie było końca, a
pierścionek z brylantem budził powszechny zachwyt. Prawdę
powiedziawszy Stefcia dopiero teraz zauważyła, że kamień ma lekki
zielonkawy odcień.
- A ty co? - Dorota z wyrzutem zwróciła
się do Marka Szkiłądzia, który wpadł do niej na obiad.
-
Chyba musisz jechać do Szwecji – odpalił chłopak, właściwie
odbierając przytyk.
Mniej więcej w dwie godziny później
zaczęła się impreza zaręczynowa. Ale zanim do tego doszło Liam z
Grześkiem Wiśniewskim pojechali do Peweksu po rower dla Piotrusia.
Stefcia była zbyt zmęczona. Dała mężczyznom pieniądze,
przypominając, by jakoś "zaokrąglili" zakupy, bo nie chce
peweksowskich bonów zamiast reszty z dolarów. Zosia pamiętała, by
dać jakiś stary koc do zabezpieczenia roweru, który miał jechać
w bagażniku samochodu Grzesia, a Magda wynalazła starą czerwoną
koszulkę do przyczepienia do roweru, gdyby wystawał poza bagażnik.
Liam nie mógł się nadziwić, że towarzystwo jest takie
zorganizowane i pamięta o koniecznych drobiazgach. Marek z radością
dołączył do wyprawy po rower.
Wkrótce po wyjściu
„rowerowej ekipy” do mieszkania zapukała Ada ze swoim
chłopakiem, który przydźwigał garnek gołąbków.
-
Zwinęłam te gołąbki mamie, dobrze, że je dziś ugotowała! -
powiedziała zaraz po wejściu Ada, złożyła gratulacje Stefci i
pochyliła się nad pierścionkiem. - Ty to jednak masz szczęście!
Nie dość, że przystojniak, że świata za tobą nie widzi, to
jeszcze forsiasty gość!
- Ja też chcę takiego! -
oznajmiła Zosia przygotowując półmisek wędlin i serów. - Ale
kiedy wasz ślub? - zwróciła się do Ady i Dawida Sierockiego.
- Jeszcze nie podjęliśmy decyzji, ale chyba już niedługo –
odpowiedział Dawid, zaglądając w oczy Adzie.
- O, nie
rozpędzaj się tak. Zaręczyn nie było, pierścionka nie ma, a
kwiatów nie przyniosłeś nawet dla mojej mamy.
- Ciekawe,
czy chłopcom uda się kupić rower – martwiła się na zapas
Magda.
- Jaki rower? - chciała wiedzieć Ada.
Na
szczęście rower został kupiony i Stefcia odetchnęła z ulgą.
Następnego dnia w planach były odwiedziny u Kamila i odebranie
zdjęć od fotografa. Później mogli już jechać do Wierzbiny,
dlatego Stefcia, choć zapowiedziała powrót telefonicznie, ani
słowem nie wspomniała o zaręczynach. Podczas tego
zaimprowizowanego przyjęcia chłopcy poinstruowali Liama jak ma
poprosić o rękę ojca i babcię Stefci. Okazało się przy tym, że
już stryj Bela pouczył go, jak ma się oświadczyć dziewczynie, a
męska część krakowskich biesiadników dzień wcześniej dokładnie
to uściśliła. Teraz wszyscy byli ciekawi zdjęć.
Trzeba
przyznać, że odwiedziny Kamila zaskoczyły – bo oto Stefania z
narzeczonym! A to niespodzianka! Zaraz wysłał jedną z dziewcząt
po krakowskie kremówki – wszak zaręczyny to szczególna okazja.
Druga zrobiła doskonałą kawę. Znalazła się też butelka
koniaku, ale ani Stefcia, ani Liam nie chcieli pić, bo dziś oboje
będą za kierownicą.
- Ja jednak wypiję – oświadczył
Kamil. - Za wasze szczęście, za radosne życie, za waszą
pomyślność! Niech się wam wiedzie we wszystkim. Czy datę ślubu
już ustaliliście?
- Myślę, że gdzieś za rok, jak już
skończę studia – Stefcia uprzedziła Liama.
- Aż za rok?
- zdumiał się Liam.
- I pamiętaj, że to ja mam cię
uczesać do ślubu! - przypomniał się Kamil.
-
Obowiązkowo!
- To już od jutra będę szukał odpowiedniej
dla ciebie fryzury.
- Och! Ta torba jest dla ciebie –
przypomniała sobie Żakówna. - Trochę szwedzkich kosmetyków i
bajerów. Masz tam też różne kwity zakupowe, abyś mógł bez
problemu zaksięgować.
- Zwrócę ci kasę...
-
Przestań! Tylko nie opowiadaj nikomu o naszych zaręczynach.
Plissssss....
- Jak sobie życzysz, śliczna narzeczono –
powiedział w lot chwytając, że chodzi jej o Marka Żaka.
- Te ciastka są smaczniejsze od naszych cynamonowych bułeczek. Może
byśmy kupili je dla pani babci?
- Ile? Agnieszka ma tam "chody" i kupi od zaplecza. A może coś jeszcze? - podchwycił Kamil.
Stefcia wymieniła spojrzenia z Liamem. - Tak, jakiś
niewielki torcik owocowy lub kakaowy, ale dobrze zapakowany, po
jedziemy zaraz do Wierzbiny. Wybacz, nawet nie zapytałam, co u
ciebie słychać.
Kamil wyszedł na moment i dopiero po
powrocie odpowiedział:
- A dobrze słychać. Przede
wszystkim jestem zakochany – uśmiechnął się jakby lekko
zażenowany. - Razem ze Staszkiem wybieramy się na dwa – trzy
tygodnie do Włoch jeszcze tej jesieni. Obaj jesteśmy szczęśliwi.
Bardzo szczęśliwi. A ja znów oddycham pełną piersią. A ty
Liam... nie waż się skrzywdzić naszej Steffi, bo będziesz miał
ze mną do czynienia! Pamiętaj. Tak wspaniałej dziewczyny nie ma na
całym świecie!
- Och, Kamil – my też jesteśmy
szczęśliwi. Bardzo szczęśliwi.
Liam popatrzył na
Stefcię roziskrzonymi oczyma, pochylił się i pocałował ją kilka
razy w rękę, a następnie w czoło.
- Widzę, że już
złapałeś naszą polską manierę! I tak trzymaj – zażartował
Kamil.
c.d.n.
fot. Pixabay
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz