STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz.39.
Wrzesień 1975 r. W Polsce
Przedwieczorny telefon z Włoch
nie przyniósł żadnych pocieszających wiadomości, chyba że „stan
bez zmian” uznać za w miarę dobrą. Ręce w gipsie, miednica w
usztywniających bandażach, rdzeń kręgowy nie został przerwany,
bo nogi reagują na bodźce. Założono mu gorset usztywniający. Ale
jest cały czas nieprzytomny. Krwiaka w głowie nie można usunąć
operacyjnie. Trzeba mieć nadzieję, że się wchłonie. Pani Rybbing
mówiła chaotycznie, czasem z rozpędu przechodziła na język
szwedzki. Wreszcie się rozpłakała i oddała słuchawkę mężowi.
Ten wprawdzie zapytał nawet, jak się Stefcia czuje, ale dalej mówił
jeszcze bardziej chaotycznie niż żona. Podkreślał, że stan Liama
jest prawie agonalny, że nie ma wielkich nadziei. Chwilami jego głos
przechodził w szept lub w ogóle zanikał. Z tego, co mówił
wynikało, że Stefcia ma przywieźć ze sobą dokumenty konieczne do
zawarcia związku małżeńskiego we Włoszech, przetłumaczone przez
tłumacza przysięgłego na język angielski, szwedzki i włoski.
Może Liamowi wróci przytomność, a wtedy wzięcie ślubu tak go
uraduje, że szybciej wróci do zdrowia. „Skąd ja w Wierzbinie
znajdę tłumaczy przysięgłych? Ślub? Jaki ślub? Panu Rybbingowi
najwyraźniej pomieszało się w głowie!”.
Jednak
następnego dnia Stefcia wstała na tyle rano, by odwieźć ojca do
pracy, a potem sobie zatrzymała samochód na objazd urzędów i
tłumaczy. Zrobi co będzie mogła.
Wypiła z babcią i
panią Marią kawę. Profesor jeszcze spał, bo pisał prawie do rana
(dziś miał wracać do Krakowa na egzaminy poprawkowe).
Przymusiła się do zjedzenia kromki chleba ze szwedzkim masłem i
plasterkiem swojskiego pomidora. Zadzwoniła do Ady oraz Kamila. Ada
podobno coś wczoraj „czuła”, a Kamil zobowiązał Stefcię, by
zadzwoniła do niego z Włoch i podała tamtejsze namiary, bo on
przecież niedługo jedzie ze Stasiem do Rzymu. Może się spotkają.
Może będzie w czymś pomocny. Te rozmowy, a następnie cały szereg
odwiedzin po różnych urzędach nie pozwoliły Stefci rozpaść się
na kawałki. Musiała być przytomna i konkretna, stryja Beli nie
było, a więc załatwianie wszystkiego spadło na nią. Nauczyła
się tak z marszu znajdować właściwe słowa by przekonać
urzędnika, iż „niemożliwe” jest tylko czymś w rodzaju zapadni
w urzędniczej głowie, czarną dziurą. Pytała wprost ile kosztuje
usunięcie słowa „niemożliwe” i – o dziwo – żaden urzędnik
się o to nie obraził. Kładła na biurko banknot o wysokim
nominale, ale tak, by urzędnik to widział i przykrywała go swoją
dłonią. Urzędnikom świeciły się oczy. Cofała swoją dłoń i
dostawała dokumenty w czasie szybszym niż ekspresowo. „To był
czas de-lux-torpeda” - powiedziała później Adzie i Kamilowi.
Zabrakło jedynie dokumentów przetłumaczonych na język szwedzki –
takiego tłumacza przysięgłego Wierzbina nie miała. Babci i ojcu o
ewentualnym ślubie nie powiedziała, bo bała się, że może coś
źle zrozumiała i tylko ośmieszy się przed najbliższymi. Ponadto
stryj Bela, prócz kilku podpisanych in blanco kartek, zabrał ze
sobą jej paszport, a i ten dokument należało przetłumaczyć, ale
już była z tłumaczami umówiona. Kamil obiecał jej namiary na
tłumacza języka szwedzkiego, co oznaczało, że musiała jechać do
Krakowa. Nie miała czasu na płacz i na tonięcie z żalu. „Żdi
mienia, a ja wiernus” - twoja wiara i czekanie mnie ocali – czyż
nie tak mówił wiersz? Nie, nie podda się rozpaczy i zwątpieniu.
A później była wiadomość, że Liam przeszedł jakąś bardzo
ciężką, rozległą operację, jeśli dobrze zrozumiała, to chyba
usunięto mu śledzionę i jeszcze coś operowano, nie mogła się
połapać w medycznym nazewnictwie. I mimo wszystko stan „prawie
agonalny”... Głos załamanej i rozhisteryzowanej matki Liama...
Nie, ona, Stefcia, nie będzie rwać włosów z głowy, bo będzie
dobrze. Musi być dobrze. Jej najcudowniejszy Liam musi wyzdrowieć.
MUSI! Krwiak się cofnie i przestanie uciskać mózg. A wtedy Liam
odzyska przytomność. „Liam, moje kochanie, mój jedyny, Liam!
Wracaj do mnie jak najszybciej! Wracaj, moja miłości!”.
Zaszlochała krótko, boleśnie.
Kamil podał żądane
namiary telefonicznie, ale wymógł na Steffi obietnicę, że go
odwiedzi. Zapewne i tak będzie musiała poczekać na tłumaczenie,
więc będzie miała godzinę lub dwie wolnego czasu. Zapewnił przy
tym lekko żartobliwie, że będzie kawa i kremówki. Jeśli Stefcia
zechce, to zadba też o jej włosy.
- Kamil! A jakie
znaczenie mają teraz włosy?
- Bardzo duże. Stanowią także
o twoim samopoczuciu. Chcesz lecieć do Włoch jak czarownica? Musisz
wyglądać najlepiej, jak to tylko jest możliwe. Zmartwienie,
zmartwieniem, ale gdy Liam wreszcie otworzy oczy, to ma zobaczyć
prześliczną dziewczynę. Swoje marzenie. Swój długi sen. Nie waż
mi się nie dbać o siebie. To jest rozkaz – jak w wojsku! Pamiętaj
o tym.
Takie słowa były jej bardzo potrzebne. Postawiły ją
do pionu – żadnego mazanie się, żadnych łez. „Mój kochany,
czekam na ciebie jak w tym wierszu. Czekam z całych sił!”. Po
przyjeździe do Krakowa i spotkaniu z tłumaczką wpadła w ramiona
Kamila i – przytulona mocno przez niego – rozpłakała się
histerycznie. Po raz pierwszy tak się rozmazała, nie umiała, nie
dała rady nad sobą zapanować. Gładził ją po plecach i szeptał
dobre słowa.
- Przepraszam, przepraszam – zaszeptała i
ona, przyjmując pudełko z chusteczkami higienicznymi. - Nie
chciałam tak płakać, nie chciałam histeryzować. Jesteś pierwszą
osobą, która mnie objęła i przytuliła, i pewnie dlatego tak
bardzo się rozsypałam. Już dobrze, już panuję nad sobą. Już
jest w porządku – mówiła, nadal pochlipując i ocierając twarz.
Ktoś przyniósł kawę i ciastka. Usiedli oboje.
-
Chcesz o tym opowiedzieć? - zapytał Kamil.
- Nie. To nie
ma sensu. Tak samo, jak sam wypadek też nie ma sensu. Strasznie mi
gorzko. Jest mi niewiarygodnie szkoda Liama i zmiata mnie na ziemię
ta całkowita bezradność. Bo nic nie można zrobić. Czekanie nie
jest moją najmocniejszą stroną. Już bym tam chciała być. Jest
we mnie jakaś wiara, że moja obecność, mój dotyk, mogłyby go
uzdrowić. To oczywiście kompletna bzdura. Ale pragnę tam być jak
najszybciej.
- Rozumiem cię i jest mi bardzo przykro. Ale
zjedz ciastko, nie możesz stracić sił. Wiem, że je lubisz. Nie za
mocna ta kawa? A tak w ogóle, to co zamierzasz teraz zrobić?
Stefcia poprawiła się w fotelu i wzięła do ręki widelczyk.
Chwilę obracała go w palcach, zanim odpowiedziała:
- Lecę
do Włoch razem z ojcem i stryjem. Może nas trochę dużo, ale
zależy mi, aby tato był przy mnie. W ostatnich latach zbyt często
byliśmy rozdzieleni. Natomiast stryj zna kilka języków i nie
pozwoli, by nam się stała krzywda. Bywał za granicą wielokrotnie,
jest otrzaskany ze światem, zobaczy to, czego ani ojciec, ani ja
byśmy nie dostrzegli. W zasadzie powinnam lecieć sama, ale żaden z
nich do tego nie dopuści. Nie mówiąc już o babci. No i ten
ewentualny ślub... Aż mam ciarki na plecach...
- A kto ten
ślub wymyślił?
- Pani Rybbing. Kamil, myślisz, że ona
tak poważnie? A jeśli – to czy powinnam...?
Kamil
przeczesał palcami swoje włosy i zapatrzył się w okno.
-
A co stoi na przeszkodzie? Przecież go kochasz – powiedział
sięgając po filiżankę z kawą.
- Sądzisz, że miłość
jest wystarczającą motywacją? Przecież myśmy nie zdążyli się
poznać!
- Boisz się, czy to jest chłopak także na
niepogodę?
- No właśnie...
- Ale z drugiej strony
zrobisz wszystko, aby on wyzdrowiał?
- Całym sercem!
- Powiem ci bardzo brutalnie – w ostateczności są rozwody. Ale
kto wie, jak zadziała na niego zawarcie małżeństwa? A nuż
wpłynie dodatnio na proces zdrowienia. Tak czy tak – on musi być
przytomny. To jest teraz najważniejsze. Tylko z przytomnym możesz
wziąć ślub. Gdybym był na twoim miejscu nie wahałbym się ani
chwili. Może być nawet ślub cywilny w szpitalu. Są konsulaty,
właściwi urzędnicy, czasem załatwienie sprawy sprowadza się do
wysokości wynagrodzenia, ale zapewne i we Włoszech są jakieś
standardy, cenniki i tak dalej.
- Kamil, ja nie potrafię
trzeźwo myśleć. Miotam się w sobie od miłości do jakiegoś
absurdalnego przerażenia. Nie poznaję samej siebie!
Kamil
pogładził jej rękę leżącą na stoliczku. - Ty nie czujesz
wsparcia rodziny – powiedział smutnie.
- Po tamtym
napadzie na mnie czułam się cholernie samotna. Nikt mnie nie
przytulił, nie przygarnął, nie pocieszał, nie mówił, że będzie
dobrze. Przez wszystko musiałam przejść sama. Stryj kupił mi
kapelusik z woalką, abym mogła schować twarz... Tato nie siedział
przy mnie i nie trzymał mnie za rękę. Później wyłożył słoną
kasę na szwedzką klinikę – to fakt. Ale w pewnym sensie i tak mu
się zwróciło, bo ma teraz dobre, nowe auto. A aż takich pieniędzy
to on na mnie nie wyłożył. - Przerwała i zamyśliła się na
moment. - Powiedz mi, dlaczego wszystko ciągle sprowadza się do
pieniędzy? Chciałabym żyć w kraju, gdzie w ogóle pieniądze nie
istnieją.
- A masz pieniądze na tę podróż?
-
Tak. Liam mnie już wcześniej zabezpieczył. Jakby przewidział, że
będę potrzebować większej sumy. Te korale też są od niego.
Przysłał mi na imieniny...
- Czy to nie są przypadkiem
szmaragdy?
- Tak. To szmaragdy. Mój zielony talizman od
Liama.
Wzięła w dwa palce koraliki i uniosła je do ust.
- Bardzo go kocham. Bardzo kocham mego Liama. Czasem muszę to
sobie mówić głośno....
- Steffi, zjedz to ciastko. Za
chwilę zabiorę się osobiście za twoje włosy. Z tego co widzę,
są w całkiem dobrym stanie – powiedział przesypując czarne
pasmo w palcach. - Bałem się, że lato i słońce zrobią większe
zniszczenie... Nałożę odżywkę, a mam taką specjalną dla
ciebie... I podetnę je o dwa centymetry, Tyle wystarczy. Na co
jeszcze oczekuję moja najmilsza klientka? - zakończył z
sympatycznym uśmiechem.
- Chciałabym, abyś nauczył mnie
splatać je w jakiś węzeł nad karkiem. Nie wiem, jak by to miało
wyglądać, ale... Długie włosy czasem mi przeszkadzają, a ze
względu na Liama z całą pewnością ich nie zetnę. Koński ogon
jest trochę za prostacki... Dobry w Polsce, albo gdzieś na plaży.
We Włoszech chciałabym wykazać się większą finezją. Kiedyś
kobiety zaplatały takie koszyczki z warkoczyków na uszach,
pamiętasz? A ja bym chciała takie coś nad karkiem. Ale to może
być dla mnie za trudne...
- Jak zjesz ciastko, to weźmiemy
się do roboty. I wszystkiego cię nauczę. To wcale nie jest trudne,
nawet gdy sama musisz się tak uczesać. Pokażę ci dwie proste
fryzury, a obie – jestem tego pewien – są w zakresie twoich
możliwości. Dziś zmiękczę twoje włosy, aby były bardziej
podatne na samodzielne układanie. A twój ojciec już wie o tym
ewentualnym ślubie? - zapytał z zaskoczenia.
- No właśnie
nie. I nie wiem, czy mam powiedzieć.
- Myślę, że tak.
Niech się oswoi z tą myślą. Może przy okazji sam coś wymyśli?
Steniulka, nie jesteś sama. Pamiętaj o tym. Mimo wszystko masz
rodzinę. I przyjaciół też. No, głowa do góry i uśmiech
proszę!
c.d.n. - ale jeszcze nie wiem kiedy.
Na razie będzie przerwa w prezentowaniu następnych odcinków.
------------------------------
fot. tapeciarnia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz