piątek, 18 marca 2022

Cz. 39. Wrzesień 1975. W Polsce


 
STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

Cz.39. Wrzesień 1975 r. W Polsce

Przedwieczorny telefon z Włoch nie przyniósł żadnych pocieszających wiadomości, chyba że „stan bez zmian” uznać za w miarę dobrą. Ręce w gipsie, miednica w usztywniających bandażach, rdzeń kręgowy nie został przerwany, bo nogi reagują na bodźce. Założono mu gorset usztywniający. Ale jest cały czas nieprzytomny. Krwiaka w głowie nie można usunąć operacyjnie. Trzeba mieć nadzieję, że się wchłonie. Pani Rybbing mówiła chaotycznie, czasem z rozpędu przechodziła na język szwedzki. Wreszcie się rozpłakała i oddała słuchawkę mężowi. Ten wprawdzie zapytał nawet, jak się Stefcia czuje, ale dalej mówił jeszcze bardziej chaotycznie niż żona. Podkreślał, że stan Liama jest prawie agonalny, że nie ma wielkich nadziei. Chwilami jego głos przechodził w szept lub w ogóle zanikał. Z tego, co mówił wynikało, że Stefcia ma przywieźć ze sobą dokumenty konieczne do zawarcia związku małżeńskiego we Włoszech, przetłumaczone przez tłumacza przysięgłego na język angielski, szwedzki i włoski. Może Liamowi wróci przytomność, a wtedy wzięcie ślubu tak go uraduje, że szybciej wróci do zdrowia. „Skąd ja w Wierzbinie znajdę tłumaczy przysięgłych? Ślub? Jaki ślub? Panu Rybbingowi najwyraźniej pomieszało się w głowie!”.
Jednak następnego dnia Stefcia wstała na tyle rano, by odwieźć ojca do pracy, a potem sobie zatrzymała samochód na objazd urzędów i tłumaczy. Zrobi co będzie mogła.
Wypiła z babcią i panią Marią kawę. Profesor jeszcze spał, bo pisał prawie do rana (dziś miał wracać do Krakowa na egzaminy poprawkowe).
Przymusiła się do zjedzenia kromki chleba ze szwedzkim masłem i plasterkiem swojskiego pomidora. Zadzwoniła do Ady oraz Kamila. Ada podobno coś wczoraj „czuła”, a Kamil zobowiązał Stefcię, by zadzwoniła do niego z Włoch i podała tamtejsze namiary, bo on przecież niedługo jedzie ze Stasiem do Rzymu. Może się spotkają. Może będzie w czymś pomocny. Te rozmowy, a następnie cały szereg odwiedzin po różnych urzędach nie pozwoliły Stefci rozpaść się na kawałki. Musiała być przytomna i konkretna, stryja Beli nie było, a więc załatwianie wszystkiego spadło na nią. Nauczyła się tak z marszu znajdować właściwe słowa by przekonać urzędnika, iż „niemożliwe” jest tylko czymś w rodzaju zapadni w urzędniczej głowie, czarną dziurą. Pytała wprost ile kosztuje usunięcie słowa „niemożliwe” i – o dziwo – żaden urzędnik się o to nie obraził. Kładła na biurko banknot o wysokim nominale, ale tak, by urzędnik to widział i przykrywała go swoją dłonią. Urzędnikom świeciły się oczy. Cofała swoją dłoń i dostawała dokumenty w czasie szybszym niż ekspresowo. „To był czas de-lux-torpeda” - powiedziała później Adzie i Kamilowi. Zabrakło jedynie dokumentów przetłumaczonych na język szwedzki – takiego tłumacza przysięgłego Wierzbina nie miała. Babci i ojcu o ewentualnym ślubie nie powiedziała, bo bała się, że może coś źle zrozumiała i tylko ośmieszy się przed najbliższymi. Ponadto stryj Bela, prócz kilku podpisanych in blanco kartek, zabrał ze sobą jej paszport, a i ten dokument należało przetłumaczyć, ale już była z tłumaczami umówiona. Kamil obiecał jej namiary na tłumacza języka szwedzkiego, co oznaczało, że musiała jechać do Krakowa. Nie miała czasu na płacz i na tonięcie z żalu. „Żdi mienia, a ja wiernus” - twoja wiara i czekanie mnie ocali – czyż nie tak mówił wiersz? Nie, nie podda się rozpaczy i zwątpieniu.
A później była wiadomość, że Liam przeszedł jakąś bardzo ciężką, rozległą operację, jeśli dobrze zrozumiała, to chyba usunięto mu śledzionę i jeszcze coś operowano, nie mogła się połapać w medycznym nazewnictwie. I mimo wszystko stan „prawie agonalny”... Głos załamanej i rozhisteryzowanej matki Liama... Nie, ona, Stefcia, nie będzie rwać włosów z głowy, bo będzie dobrze. Musi być dobrze. Jej najcudowniejszy Liam musi wyzdrowieć. MUSI! Krwiak się cofnie i przestanie uciskać mózg. A wtedy Liam odzyska przytomność. „Liam, moje kochanie, mój jedyny, Liam! Wracaj do mnie jak najszybciej! Wracaj, moja miłości!”. Zaszlochała krótko, boleśnie.
Kamil podał żądane namiary telefonicznie, ale wymógł na Steffi obietnicę, że go odwiedzi. Zapewne i tak będzie musiała poczekać na tłumaczenie, więc będzie miała godzinę lub dwie wolnego czasu. Zapewnił przy tym lekko żartobliwie, że będzie kawa i kremówki. Jeśli Stefcia zechce, to zadba też o jej włosy.
- Kamil! A jakie znaczenie mają teraz włosy?
- Bardzo duże. Stanowią także o twoim samopoczuciu. Chcesz lecieć do Włoch jak czarownica? Musisz wyglądać najlepiej, jak to tylko jest możliwe. Zmartwienie, zmartwieniem, ale gdy Liam wreszcie otworzy oczy, to ma zobaczyć prześliczną dziewczynę. Swoje marzenie. Swój długi sen. Nie waż mi się nie dbać o siebie. To jest rozkaz – jak w wojsku! Pamiętaj o tym.
Takie słowa były jej bardzo potrzebne. Postawiły ją do pionu – żadnego mazanie się, żadnych łez. „Mój kochany, czekam na ciebie jak w tym wierszu. Czekam z całych sił!”. Po przyjeździe do Krakowa i spotkaniu z tłumaczką wpadła w ramiona Kamila i – przytulona mocno przez niego – rozpłakała się histerycznie. Po raz pierwszy tak się rozmazała, nie umiała, nie dała rady nad sobą zapanować. Gładził ją po plecach i szeptał dobre słowa.
- Przepraszam, przepraszam – zaszeptała i ona, przyjmując pudełko z chusteczkami higienicznymi. - Nie chciałam tak płakać, nie chciałam histeryzować. Jesteś pierwszą osobą, która mnie objęła i przytuliła, i pewnie dlatego tak bardzo się rozsypałam. Już dobrze, już panuję nad sobą. Już jest w porządku – mówiła, nadal pochlipując i ocierając twarz.
Ktoś przyniósł kawę i ciastka. Usiedli oboje.
- Chcesz o tym opowiedzieć? - zapytał Kamil.
- Nie. To nie ma sensu. Tak samo, jak sam wypadek też nie ma sensu. Strasznie mi gorzko. Jest mi niewiarygodnie szkoda Liama i zmiata mnie na ziemię ta całkowita bezradność. Bo nic nie można zrobić. Czekanie nie jest moją najmocniejszą stroną. Już bym tam chciała być. Jest we mnie jakaś wiara, że moja obecność, mój dotyk, mogłyby go uzdrowić. To oczywiście kompletna bzdura. Ale pragnę tam być jak najszybciej.
- Rozumiem cię i jest mi bardzo przykro. Ale zjedz ciastko, nie możesz stracić sił. Wiem, że je lubisz. Nie za mocna ta kawa? A tak w ogóle, to co zamierzasz teraz zrobić?
Stefcia poprawiła się w fotelu i wzięła do ręki widelczyk. Chwilę obracała go w palcach, zanim odpowiedziała:
- Lecę do Włoch razem z ojcem i stryjem. Może nas trochę dużo, ale zależy mi, aby tato był przy mnie. W ostatnich latach zbyt często byliśmy rozdzieleni. Natomiast stryj zna kilka języków i nie pozwoli, by nam się stała krzywda. Bywał za granicą wielokrotnie, jest otrzaskany ze światem, zobaczy to, czego ani ojciec, ani ja byśmy nie dostrzegli. W zasadzie powinnam lecieć sama, ale żaden z nich do tego nie dopuści. Nie mówiąc już o babci. No i ten ewentualny ślub... Aż mam ciarki na plecach...
- A kto ten ślub wymyślił?
- Pani Rybbing. Kamil, myślisz, że ona tak poważnie? A jeśli – to czy powinnam...?
Kamil przeczesał palcami swoje włosy i zapatrzył się w okno.
- A co stoi na przeszkodzie? Przecież go kochasz – powiedział sięgając po filiżankę z kawą.
- Sądzisz, że miłość jest wystarczającą motywacją? Przecież myśmy nie zdążyli się poznać!
- Boisz się, czy to jest chłopak także na niepogodę?
- No właśnie...
- Ale z drugiej strony zrobisz wszystko, aby on wyzdrowiał?
- Całym sercem!
- Powiem ci bardzo brutalnie – w ostateczności są rozwody. Ale kto wie, jak zadziała na niego zawarcie małżeństwa? A nuż wpłynie dodatnio na proces zdrowienia. Tak czy tak – on musi być przytomny. To jest teraz najważniejsze. Tylko z przytomnym możesz wziąć ślub. Gdybym był na twoim miejscu nie wahałbym się ani chwili. Może być nawet ślub cywilny w szpitalu. Są konsulaty, właściwi urzędnicy, czasem załatwienie sprawy sprowadza się do wysokości wynagrodzenia, ale zapewne i we Włoszech są jakieś standardy, cenniki i tak dalej.
- Kamil, ja nie potrafię trzeźwo myśleć. Miotam się w sobie od miłości do jakiegoś absurdalnego przerażenia. Nie poznaję samej siebie!
Kamil pogładził jej rękę leżącą na stoliczku. - Ty nie czujesz wsparcia rodziny – powiedział smutnie.
- Po tamtym napadzie na mnie czułam się cholernie samotna. Nikt mnie nie przytulił, nie przygarnął, nie pocieszał, nie mówił, że będzie dobrze. Przez wszystko musiałam przejść sama. Stryj kupił mi kapelusik z woalką, abym mogła schować twarz... Tato nie siedział przy mnie i nie trzymał mnie za rękę. Później wyłożył słoną kasę na szwedzką klinikę – to fakt. Ale w pewnym sensie i tak mu się zwróciło, bo ma teraz dobre, nowe auto. A aż takich pieniędzy to on na mnie nie wyłożył. - Przerwała i zamyśliła się na moment. - Powiedz mi, dlaczego wszystko ciągle sprowadza się do pieniędzy? Chciałabym żyć w kraju, gdzie w ogóle pieniądze nie istnieją.
- A masz pieniądze na tę podróż?
- Tak. Liam mnie już wcześniej zabezpieczył. Jakby przewidział, że będę potrzebować większej sumy. Te korale też są od niego. Przysłał mi na imieniny...
- Czy to nie są przypadkiem szmaragdy?
- Tak. To szmaragdy. Mój zielony talizman od Liama.
Wzięła w dwa palce koraliki i uniosła je do ust.
- Bardzo go kocham. Bardzo kocham mego Liama. Czasem muszę to sobie mówić głośno....
- Steffi, zjedz to ciastko. Za chwilę zabiorę się osobiście za twoje włosy. Z tego co widzę, są w całkiem dobrym stanie – powiedział przesypując czarne pasmo w palcach. - Bałem się, że lato i słońce zrobią większe zniszczenie... Nałożę odżywkę, a mam taką specjalną dla ciebie... I podetnę je o dwa centymetry, Tyle wystarczy. Na co jeszcze oczekuję moja najmilsza klientka? - zakończył z sympatycznym uśmiechem.
- Chciałabym, abyś nauczył mnie splatać je w jakiś węzeł nad karkiem. Nie wiem, jak by to miało wyglądać, ale... Długie włosy czasem mi przeszkadzają, a ze względu na Liama z całą pewnością ich nie zetnę. Koński ogon jest trochę za prostacki... Dobry w Polsce, albo gdzieś na plaży. We Włoszech chciałabym wykazać się większą finezją. Kiedyś kobiety zaplatały takie koszyczki z warkoczyków na uszach, pamiętasz? A ja bym chciała takie coś nad karkiem. Ale to może być dla mnie za trudne...
- Jak zjesz ciastko, to weźmiemy się do roboty. I wszystkiego cię nauczę. To wcale nie jest trudne, nawet gdy sama musisz się tak uczesać. Pokażę ci dwie proste fryzury, a obie – jestem tego pewien – są w zakresie twoich możliwości. Dziś zmiękczę twoje włosy, aby były bardziej podatne na samodzielne układanie. A twój ojciec już wie o tym ewentualnym ślubie? - zapytał z zaskoczenia.
- No właśnie nie. I nie wiem, czy mam powiedzieć.
- Myślę, że tak. Niech się oswoi z tą myślą. Może przy okazji sam coś wymyśli? Steniulka, nie jesteś sama. Pamiętaj o tym. Mimo wszystko masz rodzinę. I przyjaciół też. No, głowa do góry i uśmiech proszę!


c.d.n. - ale jeszcze nie wiem kiedy. 
Na razie będzie przerwa w prezentowaniu następnych odcinków.

------------------------------ 
fot. tapeciarnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz