ZBIEŻNOŚĆ
Aż przez kilka dni pod rząd Basia nie przyszła. Zaniepokoiłam się, ale nie za bardzo. Po za tym byłam ogromnie zajęta. Miałam małe dziecko, uczyłam się jak szalona i ... pisałam swoją powieść życia. O wielkiej i (obowiązkowo!) nieszczęśliwej miłości. Dobijałam do końca. Właśnie uśmierciłam skrzypka z filharmonii - zmarł na gruźlicę, a jego cudna żona odchodziła od zmysłów i serce pękało jej z bólu - wszystko na raz. Fabuła straszliwie banalna, ale takie są fakty.
Dziecko właśnie w południe usnęło, a ja spłakana niemożebnie - wszak za każdym razem, do dziś, przeżywam ogromnie mocno każde moje pisanie i tuzin chusteczek muszę mieć w pogotowiu, a tu stuk-puk do drzwi (małe dziecko, nie wolno dzwonić!) - Basia!!! Chwilę się wzajemnie wypytujemy.
Nikt czegoś takiego w żadnej książce nie mógłby wymyślić! Basia właśnie wróciła z pogrzebu mego skrzypka. Z Gdańska. Miasto się zgadza. Dokładnie te same sytuacje, przechodni pokój, brak szans na odrobinę prywatności, znakomity muzyk, gruźlica. Jego żona w rozpaczy - wszystko się zgadza!Jej praca w bibliotece. Wszystko! Z wyjątkiem imion. Basia czyta po parę kartek z mojej pisaniny to tu, to tam i potwierdza, wszystko się zgadza.
To pytanie - jakim cudem mogło się zgodzić - stawiam sobie do dziś. Ale wtedy ciepnęłam wszystkie maczkiem zapisane kajety do śmieci i przez dobre cztery - może nawet pięć lat - nie pisałam. I choć znów powołuję do życia nowych bohaterów - nie uśmiercam ich tak lekko, jak można by sądzić po niektórych moich odpowiedziach na komentarze dotyczące mego "zmyślania w odcinkach".Nie uśmiercam, przerywam pisanie, po odleżeniu roku czy dwóch - wyrzucam na śmietnik.
Pierwszą swoją "powieść" zaczęłam pisać mając 5-7 lat, trudno mi nawet określić kiedy. A czytać i pisać nauczyłam się zdecydowanie za szybko:) Byłam wtedy pod ogromnym wpływem książki pt."Rogaś z doliny Roztoki" Marii Kownackiej. Mój kochany brat (starszy o osiem lat) znalazł te moje pierwsze zapiski i niemiłosiernie wyśmiał. Można powiedzieć, że nie tylko rzucił mnie na deski, ale nawet na moim ciele odtańczył taniec zwycięstwa. To jednak było żywe ciało - nie zwłoki. Choć tak bezlitośnie mnie wtedy potraktował - wcale nie zaniechałam pisania! Pod moim (najpierw) ołówkiem zapłonęło z tysiąc świec w kandelabrach, były bale, powozy, niesłychane związki, przy czym bohater zazwyczaj miał "zagraniczne papiery", był dostatecznie bogaty i nieprzyzwoicie przystojny.
Jeszcze o tej zbieżności.
Coś tam musi być, czego my nie potrafimy odkryć i opisać. Pan W. Cejrowski opowiadał w swoich książkach o porozumiewaniu się bez słów z szamanem w Ameryce Południowej. Nie twierdzę, że tego doświadczyłam! Jednakże gdy jestem z kimś związane emocjonalnie następuje miedzy nami jakaś komunikacja nie do opisania. Moja przyjaciółka dzwoni do mnie w chwili, gdy sięgałam po telefon, by z nią porozmawiać. Albo inaczej - np. Nivejka na swoim blogu pisze o jakimś drobiazgu, o którym w tym samym czasie piszę i ja - "mój" Aleksander dzielił pieniądze na kupki, podobnie bohater Nivejki. Zupełnie niedawno w dwóch innych przypadkach nastąpiła podobna zbieżność, ale to już nie dotyczy Nivejki.
Kurcze, że też tu piszę o takich sprawach...
To macie tu kawałek mnie, tej prawdziwej...
6305
....
OdpowiedzUsuńciarki przeszły mi po plecach...
ale chyba chciałabym doświadczyć tego, czego Ty doświadczasz...
pozdrawiam
Jola_zola
OdpowiedzUsuńPrzestałam wierzyć w zbiegi okoliczności. Tylko tyle. Ktoś tam u góry jest i pilnuje porządku. Pomyśl tylko: przez miesiąc albo i dłużej nie pojawia się nigdzie motyw kubka. Aż tu mój syn zostawia w domu prześliczny kubek. Piękny. Zapatrzona w ten kubek wplatam w wiersz słowo o nim. Za chwilę autor Koslawców pokazuje na fb swój wiersz z motywem kubka i znajduję jeszcze dwa inne odniesienia do kubeczków z kawą w moim otoczeniu. Nie wierzę w takie przypadki. Choć oczywiście nie mam pojęcia, czego by to miało dowodzić.
Uśmiecham się do Ciebie serdecznie. Miłego tygodnia życzę.
Jak miło ...
OdpowiedzUsuńCzytam i uśmiecham się do literek, słów, zdań napisanych droga Elżuniu przez Ciebie. Wspaniały klimat, którego mi brakowało. Cieszę się niezmiernie z naszej znajomości.
Serdecznie pozdrawiam :)
Margaret 7410
OdpowiedzUsuńCo za sympatyczny komentarz!Dziękuję Ci bardzo za kolejne odwiedziny. Jest mi bardzo miło.
Zawsze się cieszę, jeśli coś podoba się moim Gościom, jeśli uda mi się czymś Ich zaskoczyć lub sprawić niespodziankę.
Łączę serdeczności.
Wiadomo mi że opisywane przez Ciebie sytuacje dotyczą osób bardzo wrażliwych. Zdecydowanie przecież do Takich należysz.Nic w tym nie widzę złego, zwłaszcza że Jesteś tego świadoma i starasz się w miarę możliwości troszkę to ukierunkowywać.Nazywane to bywa różnie telepatia,intuicja.Dla mnie to bardzo duża wrażliwość.
OdpowiedzUsuńA zaskakiwać to Ty naprawdę potrafisz:)))))
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie wierząc że "coś tam jest".
Jutuś
OdpowiedzUsuńJest coś ! Bezapelacyjnie jest. Wczoraj odezwały się do mnie dwie osoby, o których intensywnie myślałam. Jedna z nich to Beatka z "To lubię", która na blogach już długo się nie odzywała. Tym bardziej cieszy @ od Niej.
Tymczasem aura płata psikusy takie, że i od komputera mówi "sio!". Właśnie burza się przetoczyła o bardzo grubej warstwie chmur.Przed godziną było ciemno na ulicach.Na wszelki wypadek komputer te z był wyłączony.
Jutuś - buziaczki!
Fantastyczna historia. Ja też czasami przyciągam do siebie osoby o których intensywnie myślę, a nie widziałam ich bardzo długo, ale żeby mieć aż taki dar...zazdroszczę :) ale tak pozytywnie.
OdpowiedzUsuńJesteś wyjątkową kobietą i to kolejny dowód na to :)
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i cieszę się,że brat nie zadeptał w Tobie miłości do pisania, bo byłoby bardzo szkoda.
Darias
OdpowiedzUsuńDopiero teraz zobaczyłam Twój komentarz:))
Bardzo miło napisałaś, dziękuję.
Z radością witam tu każdy komentarz - wiem, że o wiele więcej osób zagląda - niż pisze.
Choćby jakikolwiek znak graficzny taki KTOŚ zostawił...
Darias - mnóstwo serdeczności dla Ciebie!
Witaj Gościu Anonimowy.
OdpowiedzUsuń- Serdecznie zapraszam.
Miło mi, kiedy znajduję jakiś odzew.
Pozdrawiam. :)