niedziela, 11 grudnia 2022

STEWCIA Z WIERZBINY - cz.16.


 STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

Cz. 16. (72.) Koniec sierpnia 1976 r. Oświadczyny

Zastał Grażynkę „nurkującą” w torbach.
- Coś ty znowu nawiozła? - zapytał klękając obok niej.
- Zostałam obdarowana przez Anę i jej przyjaciółki. Przytargały spakowane już torby i nawet nie było możliwości do nich zajrzeć, więc dopiero teraz oglądam. Same szmatki. Takie dla mnie i dla dziecka. Trochę tego dużo. Później przejrzę to dokładnie i pewnie kilka rzeczy odrzucę.
- Grazy, posłuchaj. Nasze dziecko nie będzie chodzić w używanych ubrankach!
- A dlaczego nie? - zapytała nieco zadziornie. - Popatrz, jakie to ładne i wcale nie zniszczone – uniosła w paluszkach niebieski dziecięcy pajacyk. - Ten ciuszek akurat jest jak nowy. Nie będę szastać pieniędzy. To żadna ujma korzystać z takich darowizn. One, te kobiety, podarowały mi to wszystko z dobroci serca. A tu jest suknia ciążowa. Już ją polubiłam i na pewno często będę nosić. I zobacz tylko, jak mi w niej do twarzy! - dodała przykładając sukienkę do swoich ramion.
- Ładna – łaskawie zgodził się Wiktor. Ale Grazy w krótkiej granatowej spódniczce i białej koszulowej bluzce wydała mu się najpiękniejsza! To właśnie tak powinna zawsze się ubierać. Była taka odświętna, taka jasna, taka... taka... taka jego, Wiktora. W restauracji nie mógł oderwać oczu od dziewczyny. Teraz chciał jej powiedzieć – Grazy, rzuć to wszystko i idźmy się kochać! A jednocześnie wiedział, że właśnie dziś kochać się z nią nie będzie i to z dwóch powodów: wszystko działo się zbyt szybko, za szybko, a ponadto jutro miała być wizyta u ginekologa, więc z tego względu też lepiej się wstrzymać. Jak wygląda takie badanie? Nie miał o tym pojęcia! - Grazy, zostaw te szmatki – powiedział łagodnie. - Chodźmy do mnie. Zrobię dobrą herbatę. Mam też jakieś ciastka. A w zamrażarce nawet lody. Chcesz lody?
- Wolę sok – przekornie przypomniała mu ich letni spacer, ten na wpół samochodowy. - I muszę zadzwonić do Karola.
Pomógł jej podnieść się z kolan i – ciągle obejmując – prowadził do swego mieszkania. Razem robili herbatę i razem wybierali smakowite ciastka z pudełka. Rozmawiali i śmiali się, a mówili o wszystkim, przeskakując z tematu na temat, nie kończąc jednego, a zaczynając już następny, wzajemnie wchodzili sobie w słowa. Oboje przyznali się, że nie brali pod uwagę odwiedzin u Steffi i Liama, bardzo dobrze, że im Viggo przypomniał.
- Zatem dzwonię. Najpierw do Karola, a potem do Steffi – zadecydowała Grażyna. - Czy jest jeszcze coś, o czym zapomniałam?
W jakiś czas potem siedział w fotelu i trzymał ją w swoich ramionach. Gładził jej plecy, liczył paciorki kręgosłupa, zanurzał ręce we włosach, całował delikatnie, ciepło, czule. Lgnęła do niego spragniona pieszczot, dotyku ust, nawet jego zapachu, a on odbierał to jako przejaw głębokiego uczucia, czegoś prawdziwego, niepowtarzalnego.
Cud miłości?
- Będziesz ze mną spała? - zapytał szeptem.
Pokiwała twierdząco głową, więc zaniósł ją do sypialni, postawił na łóżku i zaczął powoli rozbierać. Jeden guziczek – jeden pocałunek... Czuł, jak dziewczyna topnieje, jak rozpływa się w jego ramionach, wspiera się na nim, przytrzymuje, prawie omdlewa. Była taka ciepła, gładka, mięciutka i taka pachnąca! Nie znał tego zapachu, który w zasadzie był ledwie wyczuwalny, bardzo delikatny, subtelny, wręcz słaby. Włosy pachniały inaczej – cytryna czy werbena? Nutka lawendy i czegoś jeszcze? Zapach polskiej dziewczyny... Zapach jego ukochanej kobiety... Wreszcie miał ją nagą i nie mógł się napatrzeć jej piersiom, krągłość bioder wydała mu się idealna, podobnie pośladki... Dotykał, gładził, brał w swoje dłonie, pieścił, smakował ustami sutki, aż zaczęła cicho popiskiwać i jeszcze mocniej wtulać się w niego. Ostrożnie ułożył ją w pościeli, a po chwili nagi położył się obok niej. Wodził rękoma po pięknie zaokrąglonym brzuchu, całował go, coś mruczał i znów wracał do jej ust. Po raz pierwszy pocałował ją głęboko, naprawdę głęboko, namiętnie, wkładając w to maksimum swego uczucia, czułości, pożądania. I zaborczości. I dominacji. Czuł, jak dziewczyna przy nim płonie! Znaczył swoje miłosne ślady na jej skórze, sięgał palcami do sedna kobiecości, a ona natychmiast się na niego otworzyła! Zsunął się niżej, by przynieść jej rozkosz ustami i językiem. Już po chwili wybuchła spazmatycznym ni to szlochem, ni to skowytem. Orgazm był tak potężny, że długo nie mogła się uspokoić. Tulił ją do swojej piersi, gładził, całował, wyciszał, koił. Takich wzruszeń nie doświadczył w swoim życiu z żadną kobietą, nie wiedział nawet, że są aż takie emocjonalne wyżyny. Zostawił Grażynę na chwilę samą, był w toalecie, a później przyniósł dwie szklanki wody. Uspokoił się nieco, oboje ochłonęli.
- Chcesz rozmawiać? - zapytał. Wiedział, że niektóre kobiety tego potrzebują.
- Nie, nie. Chcę się do ciebie przytulić. Chcę już zawsze być w twoich ramionach. Ale martwię się, bo ty... Nic dla ciebie nie zrobiłam.
- Nie martw się. Jestem twardym facetem i mam nadzieję, że jutrzejsza noc będzie nasza. Taka prawdziwie szalona, o ile na to pozwolisz. Oczywiście, że bardzo chcę kochać się z tobą. Ale to nam nie ucieknie. Jutro. Po wizycie u pani doktor. A w łazience pod lustrem jest pojemniczek na twoje siusiu. Pamiętaj – z samego rana. Wiesz jak to się robi? Najpierw trzeba się podmyć, a do pojemniczka ma trafić mocz ze środkowego strumienia. To bardzo ważne. W łazience są czyste ręczniki. Weźmiesz dowolny. Nie będzie ci zimno bez koszulki? Może ci dam którąś moją?
- Nie będzie. Tylko mnie przytul. Ty masz tak cudownie owłosione nogi! Ich dotyk jest szalenie podniecający!
- Nie przypuszczałem... Będziesz spać?
- Może za chwilę.
- Jesteś zmęczona.
- To nic. Jestem tobą zachwycona. Nie mogę się tobą nacieszyć.
- Mimo wszystko spróbuj zasnąć – powiedział cicho, a przez myśl mu przemknęło, że Grażyna tylko raz powiedziała mu, że go kocha... „Jutro. Jutro mi powie wiele razy”.
Na drugi dzień prosto z laboratorium pojechali do kwiaciarni. Kupili dwa bukiety róż – dla babci i dla Steffi. Po sąsiedzku była księgarnia, ale na razie jeszcze zamknięta. To jednak podsunęło Wiktorowi myśl o nabyciu kilku książek dla Liama. Przecież on się w tej Polsce będzie nudził! A dla babci kupili jeszcze dwa kawałki różnego ciasta. Starowinka, jak zawsze elegancka, przyjęła ich z szeroko otwartymi ramionami. Grażyna zauważyła, że Wiktor musiał bywać tu często, bo czuł się swobodnie, zupełnie jak Viggo. Zrobił kawę, a Grażyna pokroiła ciasto i przełożyła na ładny talerz. Babcia zasypała ich mnóstwem słów, Wiktor starał się to przetłumaczyć. Nie zabawili jednak u babci długo, bo przecież byli umówieni ze Steffi i z Liamem. Po drodze znaleźli jakąś inną księgarnię, już otwartą i tam Wiktor nabył kilka książek sensacyjnych i kilka kryminałów. Książki wypełniły zwykłą papierową torbę i choć Grażyna upierała się, by opakowanie było bardziej ozdobne, to Wiktor uznał to za zbyteczne.
Młodzi Rybbingowie już czekali na nich w restauracji.
Dali najpierw kwiaty Steffi, a następnie książki Liamowi.
- Tylko nie czytaj ich teraz – zostaw sobie na Polskę – upominał Wiktor.
Podano kawę i ciasto, ale Grażyna już nie chciała ani kawy, ani ciasta.
- A co byś zjadła? Na co masz chęć? - dopytywała się Steffi.
- Zupę. Gęstą i gorącą. Ale o tej porze to chyba jeszcze tego nie ma. Za wcześnie.
Steffi osobiście poszła do kuchni, a gdy wróciła, powiedziała, że za dwadzieścia minut będzie zupa. I była.
- Moja Grazy dziś nie jadła prawdziwego śniadania, bo musieliśmy być w laboratorium. U babci skubnęła trochę ciasta i najwyraźniej się zasłodziła! - wyjaśnił Wiktor. - Jak tam wczorajszy koncert?
- Cudowny! Absolutna rewelacja! - radośnie przyznała Steffi i wraz z mężem z podekscytowaniem zaczęli opowiadać o szczegółach.
Zauważyła, że Grażyna nie ma pierścionka na palcu, a zatem Wiktor znów się powstrzymał. „I na co on czeka?”. Później rozmawiali o bliskim już wyjeździe do Polski i Steffi przypominała o koniecznych zakupach spożywczych.
- Zresztą, przed wyjazdem podrzucimy wam jakiś karton z konieczną spożywką i drugi z chemią domową. Podobno w tej chwili nie ma już nawet pasty do zębów i męskich rzeczy do golenia. Zaopatrz się w to, Wiktorze. Tego ci nie kupię, bo nie wiem, co ty preferujesz. Macie jakieś prezenty dla mamy i ojczyma?
- A co miałbym kupić? - zdumiał się Wiktor.
- Dla mamy jakieś ekskluzywne perfumy, a dla ojczyma koniak. A gdzie tam będziesz mieszkał? U ciebie, Grażynko, czy w hotelu?
- U mnie. Po co hotel?
- To pamiętaj o szlafroku.
- Przecież ja wcale nie mam szlafroka!
- Weź ze sobą, tak na wszelki wypadek, garnitur, buty do garnituru i jakąś białą koszulę. Polska jest bardzo tradycyjna i lubi zaskakiwać. A ile dni masz zamiar spędzić w Polsce?
- Trudno powiedzieć. To będzie zależało od rozwoju sytuacji. Może ze trzy dni, a może aż z tydzień. Nie wiem jeszcze. Co o tym myślisz, Grazy? Chciałbym, abyś się od nowa zaaklimatyzowała i jakoś weszła w nową pracę. Mam nadzieję, że mogę być ci pomocny. Choćby w tym, że podwiozę autem.
- Jak najdłużej. Lecz i ja nie potrafię przewidzieć ile.
- A kto będzie czuwać nad pubem? - dociekał Liam.
- Poprosiłem o to Viggo. Thorsten jest daleko w świecie, nie wiadomo, kiedy wróci.
- O idą moje kuzyneczki – ucieszyła się Steffi. - Poznajcie się... - zaczęła prezentację, gdy dziewczęta podeszły do stolika.
Kelner zjawił się błyskawicznie.
- Kawa, sok i cynamonowe bułeczki – zadysponowała Kasia.
A kelner dostarczył wszystko już razem z zupą dla Grażyny.
- Niebo w gębie – powiedziała po polsku po kilku łyżkach zupy. - Tego mi było trzeba. I ona ma jakby polską nutę...
- Jedz na zdrowie – Steffi delikatnie pogładziła rodaczkę po ramieniu. - Jeśli jeszcze czegoś potrzebujesz to mów śmiało.
- Chciałabym mieć twoją siłę przebicia... czy jak to nazwać. Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych. Bardzo mi się to podoba!
- A ja myślę, że wkrótce to w sobie wypracujesz. Nigdy nie mów, że nie umiesz, albo, że nie dasz rady. Ty jesteś z tych kobiet, które nawet byka biorą za rogi. I go zwyciężają. Musisz wierzyć w siebie! Nasza Dorotka zostaje w Szwecji i też będzie musiał brać byka za rogi. Dasz radę, bo kto, jak nie ty! - uścisnęła leżącą na stole rękę kuzynki.
Było jeszcze trochę czasu do godziny czternastej, więc wrócili do domu. Wiktor poszedł do pubu, a Grażyna znów usiłowała rozpatrzeć się w swoich rzeczach. Z wolna rosłą kupka ciuszków, z których rezygnowała. Z wielkim żalem. Gdyby miała je wszystkie w Krakowie – nie wstawałaby od maszyny do szycia. Ależ by sobie wyszykowała kreacje! „Powinnam zostać krawcową, a nie nauczycielką” - westchnęła w duchu. Ze wszystkich znanych zajęć szycie najbardziej jej odpowiadało.
Przyszedł Wiktor.
- Z tego rezygnuję – wskazała mu ręką niewielką stertę. - Ale serce mi przy tym pęka.
- Kochanie, niczego nie wyrzucamy. Wrócimy do tych łaszków. Może wyślę ci je paczką, a może przyjedziesz do mnie z dzieckiem – powiedział łagodnie i ciepło, pogładził ją po ramieniu, zrobiło mu się żal dziewczyny. - Jeszcze nie wiemy jak się nam będzie układało. Teraz najważniejsza jest opinia lekarki. Czy ty w ogóle byłaś kiedykolwiek u ginekologa?
- Raz. I było okropnie!
- Mężczyzna?

- Tak. Nie, nie chcę tego pamiętać.
- Zjesz coś jeszcze przed wyjściem? Mam jakąś sałatkę jarzynową, coś tam jeszcze kupiłem, ale już nie pamiętam co.
- Sałatka na liściu sałaty.
- Na szczęście mam sałatę. Sok czy herbata?
- Herbata. Z cytryną. Koniecznie z cytryną!
- To chodź do mnie, dziecinko. Jesteś taka drobniutka! - podał Grażynie rękę, a gdy wstała objął ją i tak prowadził do siebie.
„Pani z okienka” wzięła od nich wyniki badań Grażyny i poprosiła, by na chwilę usiedli. Sama z papierami poszła do lekarskiego gabinetu, a w chwilę potem poprosiła do środka Grażynę. Wiktor został sam. Rozejrzał się po poczekalni, ot, zwykła poczekalnia u lekarza. Dość wygodne fotele, na stoliku kilka medycznych broszur, na ścianie głośno tykający zegar. Właśnie – zegar. Musi swój zegarek wyciągnąć z szuflady. Na co dzień go nie nosił, ale w podróży może być przydatny. I jeszcze ma kupić szlafrok. Chyba jak najcieńszy, aby nie zajmował dużo miejsca. Perfumy i koniak. Nie zapomni. A dla siebie piankę do golenia, bo mu się kończy. Może jeszcze kapcie i kilka par skarpet. I nowe majtki. Zaniedbał się ostatnio. Ubranie miało być czyste i wygodne. Przy Grazy jednak wszystko zaczęło wyglądać inaczej. A dla niej też ma coś kupić? Jeśli tak – to co? Już umyślił sobie, że jadąc do Karola weźmie skrzynkę piwa. Albo nawet dwie, nie będzie żałował. Facet zaskoczył go tym, że dał pieniądze zupełnie obcej dziewczynie. Szwedzi nie są rozrzutni. A tu taki gest! On sam, Wiktor, wzbraniał się przed Grazy. Nie chciał jej. Czy przeczuwał, jak bardzo zmieni jego życie? Nie, chyba o tym wcale nie myślał. Wtedy powiedział, że czasem odwiedzają go kobiety. To było kłamstwo! Nie spraszał do swego mieszkania obcych kobiet. Kontakt z nimi w ostatnich dwóch latach był bardzo rzadki, można powiedzieć, że żaden. Chociaż latem, gdy Grazy wyjechała na północ, spotkał się z taką jedną. Chciał rozładować narastające w nim napięcie. Ale nic z tego nie wyszło. Wypił z dziewczyną kawę i kieliszek wina, a później jak wszedł, tak i wyszedł. Jego ciało w obecności tamtej kobiety było jak martwe, chociaż damulka bardzo się starała... W głowie miał tylko Grażynę. Więcej nie próbował.
Wydało mu się, że badanie trwa bardzo długo. Nie, dopiero dziesięć minut. Zapewne lekarka najpierw musi o wszystko wypytać pacjentkę. Powiedział lekarce wcześniej, że za kilka dni wyjeżdżają do Polski i w związku z tym chciałby mieć opinię na piśmie. Jest mało prawdopodobne, by jeszcze raz odwiedzili ten gabinet. Prosił, aby wszystko odnotowała jak najdokładniej po angielsku. Teraz, ledwie rzucił okiem na wyniki Grażyny, zauważył, że jest za niska hemoglobina. Anemia? Zrobi, co będzie mógł, aby szybko odzyskała właściwe parametry. Lecz tak naprawdę co może zrobić na odległość? I jeszcze te polskie ubogie sklepy... Naprawdę takie ubogie? Zaczął przeglądać broszury – oczywiście traktowały o zdrowiu kobiety. Dla niego nawet to słownictwo było obce! Trymestr. Co to takiego jest trymestr? Pierwszy trymestr, drugi, trzeci... Aha, podzielili czas trwania ciąży na trzymiesięczne okresy. Dobra, to rozumiał. Nie, nie mógł się skupić. A tu mowa o tym, co kobieta zagrożona anemią ma jeść w czasie ciąży. Czytał i starał się zapamiętać – czerwone mięso, czerwone i zielone warzywa, cytrusy, ciemne pieczywo, masło, jaja... Chyba w Polsce są takie produkty!? Prawda – podobno nie ma cytrusów. Musi zabrać ze sobą skrzynkę różnych owoców. Ale przecież są jabłka, śliwki, gruszki – wystarczy codziennie jeść miejscowe owoce. No nic – zobaczymy, co powie pani doktor.
Wreszcie lekarka sama zaprosiła go do środka. Rzucił okiem na Grażynę – była blada i sprawiała wrażenie ciężko przestraszonej. A może tylko zmęczonej. Usiadł obok niej i natychmiast wziął ją za rękę.
- Mam dla państwa dwie istotne wiadomości. Zacznijmy od zdrowia Gra... - nie umiała wymówić polskiego imienia.
- Grazy – podpowiedział jej Wiktor.
- To już jest anemia, dopiero początek, ale musi być leczenie środkami farmakologicznymi, przynajmniej na początek. Już wypisałam receptę. Zalecam specjalną dietę i proszę się do niej rygorystycznie zastosować. Dużo warzywnych i owocowych soków. Tu jest broszura, wprawdzie po szwedzku, ale ty pomożesz to przetłumaczyć na angielski. Są też dobre ilustracje. Poza tym trzeba dużo wypoczywać, w tym spacerować po świeżym powietrzu, a nie tylko leżeć na kanapie. Gdybyś zostawała w Szwecji natychmiast zabrałabym cię na jakiś tydzień do szpitala, nie mówiąc już o zwolnieniu z pracy. Nie wiem, jak z tym jest w Polsce, ale musisz o siebie zadbać. Dbając o siebie dbasz także o dzieci... Tu dochodzimy do drugiej sprawy. To jest ciąża mnoga. Wyraźnie słyszałam bicie dwóch serduszek. Zatem... w drodze do was są bliźnięta – zakończyła triumfalnie.
Wiktor poderwał się z krzesła z roześmianą twarzą. Ale Grażyna siedziała jak ścięta mrozem. W pierwszej chwili słowa lekarki do niej nie dotarły, dopiero po kilkunastu sekundach. I Wiktor zobaczył, że Grażyna po prostu mdleje. Przyskoczył do niej i chwycił w ramiona, uniósł i przytulił.
- Oddychaj, kochanie, oddychaj. To wspaniała wiadomość. Oddychaj skarbie.
- Już dobrze – szepnęła ciągle jeszcze blada i nadal wystraszona.
- Grazy, jestem z tobą.
- Zaraz dostaniesz zastrzyk i posiedzicie w poczekalni piętnaście minut – powiedziała lekarka sprawdzając tętno Grażynie. - A może lepiej kroplówkę. To tylko pół godziny, ale tak będzie lepiej dla twego bezpieczeństwa. Kroplówka cię wzmocni.
Później Wiktor siedział obok łóżka Grażyny, trzymał ją za rękę i opowiadał, jak bardzo jest szczęśliwy, że będą bliźnięta. Byli sami w pokoju zabiegowym, ale pielęgniarka zaglądała od czasu do czasu.
- Ale ja sobie sama nie poradzę – jęknęła Grażyna.
- Kochanie, nie jesteś sama i nie będziesz. Jestem z tobą. Zawsze już będę z tobą. Kocham cię. Czy... Czy zechcesz zostać moją żoną? Proszę.
Wyciągnęła rękę i pogłaskała go po twarzy.
- To jest dla ciebie za trudne. Nie mogę cię aż tak bardzo angażować. Muszę to sama jakoś... Muszę pogodzić się z myślą, jakoś to sobie w głowie ułożyć.
- Czy to znaczy, że mi odmawiasz? - przestraszył się Wiktor.
- Nie, nie! To nie tak. Nie odmawiam, ale nie mogę cię przymuszać!
- Do niczego mnie nie przymuszasz!
Zdeterminowany wyciągnął z kieszeni oba pudełeczka z pierścionkami i już nie dyskutując z dziewczyną założył jej oba na rękę.
- Oszalałeś – jęknęła.
- Dwoje dzieci, to i dwa pierścionki – oświadczył z pewną dumą. Ucałował jej rękę, usta, czoło. - Kocham cię jak nikogo na świecie i dlatego chcę, pragnę, abyś została moją żoną. Wiem, powinny być kwiaty. Ale kwiaty kupię ci dopiero w Polsce. Zostaniesz moją żoną?
- Tak, mój najukochańszy mężczyzno. Bardzo chcę zostać twoją żoną – jedną ręką objęła go za szyję. Pochylił się, aby mogła go przytulić.
- Weźmiemy ślub w Polsce najszybciej, jak to będzie możliwe – powiedział trochę twardo.
- Jesteś szalony, ale właśnie takiego cię kocham – zapewniła go, znów przytulając.

c.d.n.
fot. własna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz