STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz. 16.
(72.) Koniec sierpnia 1976 r. Oświadczyny
Zastał
Grażynkę „nurkującą” w torbach.
- Coś ty znowu
nawiozła? - zapytał klękając obok niej.
- Zostałam
obdarowana przez Anę i jej przyjaciółki. Przytargały spakowane
już torby i nawet nie było możliwości do nich zajrzeć, więc
dopiero teraz oglądam. Same szmatki. Takie dla mnie i dla dziecka.
Trochę tego dużo. Później przejrzę to dokładnie i pewnie kilka
rzeczy odrzucę.
- Grazy, posłuchaj. Nasze dziecko nie
będzie chodzić w używanych ubrankach!
- A dlaczego nie? -
zapytała nieco zadziornie. - Popatrz, jakie to ładne i wcale nie
zniszczone – uniosła w paluszkach niebieski dziecięcy pajacyk. -
Ten ciuszek akurat jest jak nowy. Nie będę szastać pieniędzy. To
żadna ujma korzystać z takich darowizn. One, te kobiety, podarowały
mi to wszystko z dobroci serca. A tu jest suknia ciążowa. Już ją
polubiłam i na pewno często będę nosić. I zobacz tylko, jak mi w
niej do twarzy! - dodała przykładając sukienkę do swoich ramion.
- Ładna – łaskawie zgodził się Wiktor. Ale Grazy w krótkiej
granatowej spódniczce i białej koszulowej bluzce wydała mu się
najpiękniejsza! To właśnie tak powinna zawsze się ubierać. Była
taka odświętna, taka jasna, taka... taka... taka jego, Wiktora. W
restauracji nie mógł oderwać oczu od dziewczyny. Teraz chciał jej
powiedzieć – Grazy, rzuć to wszystko i idźmy się kochać! A
jednocześnie wiedział, że właśnie dziś kochać się z nią nie
będzie i to z dwóch powodów: wszystko działo się zbyt szybko, za
szybko, a ponadto jutro miała być wizyta u ginekologa, więc z tego
względu też lepiej się wstrzymać. Jak wygląda takie badanie? Nie
miał o tym pojęcia! - Grazy, zostaw te szmatki – powiedział
łagodnie. - Chodźmy do mnie. Zrobię dobrą herbatę. Mam też
jakieś ciastka. A w zamrażarce nawet lody. Chcesz lody?
-
Wolę sok – przekornie przypomniała mu ich letni spacer, ten na
wpół samochodowy. - I muszę zadzwonić do Karola.
Pomógł
jej podnieść się z kolan i – ciągle obejmując – prowadził
do swego mieszkania. Razem robili herbatę i razem wybierali
smakowite ciastka z pudełka. Rozmawiali i śmiali się, a mówili o
wszystkim, przeskakując z tematu na temat, nie kończąc jednego, a
zaczynając już następny, wzajemnie wchodzili sobie w słowa. Oboje
przyznali się, że nie brali pod uwagę odwiedzin u Steffi i Liama,
bardzo dobrze, że im Viggo przypomniał.
- Zatem dzwonię.
Najpierw do Karola, a potem do Steffi – zadecydowała Grażyna. -
Czy jest jeszcze coś, o czym zapomniałam?
W jakiś czas
potem siedział w fotelu i trzymał ją w swoich ramionach. Gładził
jej plecy, liczył paciorki kręgosłupa, zanurzał ręce we włosach,
całował delikatnie, ciepło, czule. Lgnęła do niego spragniona
pieszczot, dotyku ust, nawet jego zapachu, a on odbierał to jako
przejaw głębokiego uczucia, czegoś prawdziwego, niepowtarzalnego.
Cud miłości?
- Będziesz ze mną spała? -
zapytał szeptem.
Pokiwała twierdząco głową, więc
zaniósł ją do sypialni, postawił na łóżku i zaczął powoli
rozbierać. Jeden guziczek – jeden pocałunek... Czuł, jak
dziewczyna topnieje, jak rozpływa się w jego ramionach, wspiera się
na nim, przytrzymuje, prawie omdlewa. Była taka ciepła, gładka,
mięciutka i taka pachnąca! Nie znał tego zapachu, który w
zasadzie był ledwie wyczuwalny, bardzo delikatny, subtelny, wręcz
słaby. Włosy pachniały inaczej – cytryna czy werbena? Nutka
lawendy i czegoś jeszcze? Zapach polskiej dziewczyny... Zapach jego
ukochanej kobiety... Wreszcie miał ją nagą i nie mógł się
napatrzeć jej piersiom, krągłość bioder wydała mu się idealna,
podobnie pośladki... Dotykał, gładził, brał w swoje dłonie,
pieścił, smakował ustami sutki, aż zaczęła cicho popiskiwać i
jeszcze mocniej wtulać się w niego. Ostrożnie ułożył ją w
pościeli, a po chwili nagi położył się obok niej. Wodził rękoma
po pięknie zaokrąglonym brzuchu, całował go, coś mruczał i znów
wracał do jej ust. Po raz pierwszy pocałował ją głęboko,
naprawdę głęboko, namiętnie, wkładając w to maksimum swego
uczucia, czułości, pożądania. I zaborczości. I dominacji. Czuł,
jak dziewczyna przy nim płonie! Znaczył swoje miłosne ślady na
jej skórze, sięgał palcami do sedna kobiecości, a ona natychmiast
się na niego otworzyła! Zsunął się niżej, by przynieść jej
rozkosz ustami i językiem. Już po chwili wybuchła spazmatycznym ni
to szlochem, ni to skowytem. Orgazm był tak potężny, że długo
nie mogła się uspokoić. Tulił ją do swojej piersi, gładził,
całował, wyciszał, koił. Takich wzruszeń nie doświadczył w
swoim życiu z żadną kobietą, nie wiedział nawet, że są aż
takie emocjonalne wyżyny. Zostawił Grażynę na chwilę samą, był
w toalecie, a później przyniósł dwie szklanki wody. Uspokoił się
nieco, oboje ochłonęli.
- Chcesz rozmawiać? - zapytał.
Wiedział, że niektóre kobiety tego potrzebują.
- Nie,
nie. Chcę się do ciebie przytulić. Chcę już zawsze być w twoich
ramionach. Ale martwię się, bo ty... Nic dla ciebie nie zrobiłam.
- Nie martw się. Jestem twardym facetem i mam nadzieję, że
jutrzejsza noc będzie nasza. Taka prawdziwie szalona, o ile na to
pozwolisz. Oczywiście, że bardzo chcę kochać się z tobą. Ale to
nam nie ucieknie. Jutro. Po wizycie u pani doktor. A w łazience pod
lustrem jest pojemniczek na twoje siusiu. Pamiętaj – z samego
rana. Wiesz jak to się robi? Najpierw trzeba się podmyć, a do
pojemniczka ma trafić mocz ze środkowego strumienia. To bardzo
ważne. W łazience są czyste ręczniki. Weźmiesz dowolny. Nie
będzie ci zimno bez koszulki? Może ci dam którąś moją?
- Nie będzie. Tylko mnie przytul. Ty masz tak cudownie owłosione
nogi! Ich dotyk jest szalenie podniecający!
- Nie
przypuszczałem... Będziesz spać?
- Może za chwilę.
- Jesteś zmęczona.
- To nic. Jestem tobą zachwycona.
Nie mogę się tobą nacieszyć.
- Mimo wszystko spróbuj
zasnąć – powiedział cicho, a przez myśl mu przemknęło, że
Grażyna tylko raz powiedziała mu, że go kocha... „Jutro. Jutro
mi powie wiele razy”.
Na drugi dzień prosto z laboratorium
pojechali do kwiaciarni. Kupili dwa bukiety róż – dla babci i dla
Steffi. Po sąsiedzku była księgarnia, ale na razie jeszcze
zamknięta. To jednak podsunęło Wiktorowi myśl o nabyciu kilku
książek dla Liama. Przecież on się w tej Polsce będzie nudził!
A dla babci kupili jeszcze dwa kawałki różnego ciasta. Starowinka,
jak zawsze elegancka, przyjęła ich z szeroko otwartymi ramionami.
Grażyna zauważyła, że Wiktor musiał bywać tu często, bo czuł
się swobodnie, zupełnie jak Viggo. Zrobił kawę, a Grażyna
pokroiła ciasto i przełożyła na ładny talerz. Babcia zasypała
ich mnóstwem słów, Wiktor starał się to przetłumaczyć. Nie
zabawili jednak u babci długo, bo przecież byli umówieni ze Steffi
i z Liamem. Po drodze znaleźli jakąś inną księgarnię, już
otwartą i tam Wiktor nabył kilka książek sensacyjnych i kilka
kryminałów. Książki wypełniły zwykłą papierową torbę i choć
Grażyna upierała się, by opakowanie było bardziej ozdobne, to
Wiktor uznał to za zbyteczne.
Młodzi Rybbingowie już
czekali na nich w restauracji.
Dali najpierw kwiaty Steffi,
a następnie książki Liamowi.
- Tylko nie czytaj ich teraz
– zostaw sobie na Polskę – upominał Wiktor.
Podano
kawę i ciasto, ale Grażyna już nie chciała ani kawy, ani ciasta.
- A co byś zjadła? Na co masz chęć? - dopytywała się
Steffi.
- Zupę. Gęstą i gorącą. Ale o tej porze to chyba
jeszcze tego nie ma. Za wcześnie.
Steffi osobiście poszła
do kuchni, a gdy wróciła, powiedziała, że za dwadzieścia minut
będzie zupa. I była.
- Moja Grazy dziś nie jadła
prawdziwego śniadania, bo musieliśmy być w laboratorium. U babci
skubnęła trochę ciasta i najwyraźniej się zasłodziła! -
wyjaśnił Wiktor. - Jak tam wczorajszy koncert?
- Cudowny!
Absolutna rewelacja! - radośnie przyznała Steffi i wraz z mężem z
podekscytowaniem zaczęli opowiadać o szczegółach.
Zauważyła, że Grażyna nie ma pierścionka na palcu, a zatem
Wiktor znów się powstrzymał. „I na co on czeka?”. Później
rozmawiali o bliskim już wyjeździe do Polski i Steffi przypominała
o koniecznych zakupach spożywczych.
- Zresztą, przed
wyjazdem podrzucimy wam jakiś karton z konieczną spożywką i drugi
z chemią domową. Podobno w tej chwili nie ma już nawet pasty do
zębów i męskich rzeczy do golenia. Zaopatrz się w to, Wiktorze.
Tego ci nie kupię, bo nie wiem, co ty preferujesz. Macie jakieś
prezenty dla mamy i ojczyma?
- A co miałbym kupić? -
zdumiał się Wiktor.
- Dla mamy jakieś ekskluzywne perfumy,
a dla ojczyma koniak. A gdzie tam będziesz mieszkał? U ciebie,
Grażynko, czy w hotelu?
- U mnie. Po co hotel?
- To
pamiętaj o szlafroku.
- Przecież ja wcale nie mam
szlafroka!
- Weź ze sobą, tak na wszelki wypadek,
garnitur, buty do garnituru i jakąś białą koszulę. Polska jest
bardzo tradycyjna i lubi zaskakiwać. A ile dni masz zamiar spędzić
w Polsce?
- Trudno powiedzieć. To będzie zależało od
rozwoju sytuacji. Może ze trzy dni, a może aż z tydzień. Nie wiem
jeszcze. Co o tym myślisz, Grazy? Chciałbym, abyś się od nowa
zaaklimatyzowała i jakoś weszła w nową pracę. Mam nadzieję, że
mogę być ci pomocny. Choćby w tym, że podwiozę autem.
-
Jak najdłużej. Lecz i ja nie potrafię przewidzieć ile.
-
A kto będzie czuwać nad pubem? - dociekał Liam.
-
Poprosiłem o to Viggo. Thorsten jest daleko w świecie, nie wiadomo,
kiedy wróci.
- O idą moje kuzyneczki – ucieszyła się
Steffi. - Poznajcie się... - zaczęła prezentację, gdy dziewczęta
podeszły do stolika.
Kelner zjawił się błyskawicznie.
- Kawa, sok i cynamonowe bułeczki – zadysponowała Kasia.
A kelner dostarczył wszystko już razem z zupą dla Grażyny.
- Niebo w gębie – powiedziała po polsku po kilku łyżkach
zupy. - Tego mi było trzeba. I ona ma jakby polską nutę...
- Jedz na zdrowie – Steffi delikatnie pogładziła rodaczkę po
ramieniu. - Jeśli jeszcze czegoś potrzebujesz to mów śmiało.
- Chciałabym mieć twoją siłę przebicia... czy jak to nazwać.
Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych. Bardzo mi się to podoba!
- A ja myślę, że wkrótce to w sobie wypracujesz. Nigdy nie
mów, że nie umiesz, albo, że nie dasz rady. Ty jesteś z tych
kobiet, które nawet byka biorą za rogi. I go zwyciężają. Musisz
wierzyć w siebie! Nasza Dorotka zostaje w Szwecji i też będzie
musiał brać byka za rogi. Dasz radę, bo kto, jak nie ty! -
uścisnęła leżącą na stole rękę kuzynki.
Było jeszcze
trochę czasu do godziny czternastej, więc wrócili do domu. Wiktor
poszedł do pubu, a Grażyna znów usiłowała rozpatrzeć się w
swoich rzeczach. Z wolna rosłą kupka ciuszków, z których
rezygnowała. Z wielkim żalem. Gdyby miała je wszystkie w Krakowie
– nie wstawałaby od maszyny do szycia. Ależ by sobie wyszykowała
kreacje! „Powinnam zostać krawcową, a nie nauczycielką” -
westchnęła w duchu. Ze wszystkich znanych zajęć szycie
najbardziej jej odpowiadało.
Przyszedł Wiktor.
-
Z tego rezygnuję – wskazała mu ręką niewielką stertę. - Ale
serce mi przy tym pęka.
- Kochanie, niczego nie wyrzucamy.
Wrócimy do tych łaszków. Może wyślę ci je paczką, a może
przyjedziesz do mnie z dzieckiem – powiedział łagodnie i ciepło,
pogładził ją po ramieniu, zrobiło mu się żal dziewczyny. -
Jeszcze nie wiemy jak się nam będzie układało. Teraz
najważniejsza jest opinia lekarki. Czy ty w ogóle byłaś
kiedykolwiek u ginekologa?
- Raz. I było okropnie!
-
Mężczyzna?
-
Tak. Nie, nie chcę tego pamiętać.
- Zjesz coś jeszcze
przed wyjściem? Mam jakąś sałatkę jarzynową, coś tam jeszcze
kupiłem, ale już nie pamiętam co.
- Sałatka na liściu
sałaty.
- Na szczęście mam sałatę. Sok czy herbata?
- Herbata. Z cytryną. Koniecznie z cytryną!
- To chodź do
mnie, dziecinko. Jesteś taka drobniutka! - podał Grażynie rękę,
a gdy wstała objął ją i tak prowadził do siebie.
„Pani
z okienka” wzięła od nich wyniki badań Grażyny i poprosiła, by
na chwilę usiedli. Sama z papierami poszła do lekarskiego gabinetu,
a w chwilę potem poprosiła do środka Grażynę. Wiktor został
sam. Rozejrzał się po poczekalni, ot, zwykła poczekalnia u
lekarza. Dość wygodne fotele, na stoliku kilka medycznych broszur,
na ścianie głośno tykający zegar. Właśnie – zegar. Musi swój
zegarek wyciągnąć z szuflady. Na co dzień go nie nosił, ale w
podróży może być przydatny. I jeszcze ma kupić szlafrok. Chyba
jak najcieńszy, aby nie zajmował dużo miejsca. Perfumy i koniak.
Nie zapomni. A dla siebie piankę do golenia, bo mu się kończy.
Może jeszcze kapcie i kilka par skarpet. I nowe majtki. Zaniedbał
się ostatnio. Ubranie miało być czyste i wygodne. Przy Grazy
jednak wszystko zaczęło wyglądać inaczej. A dla niej też ma coś
kupić? Jeśli tak – to co? Już umyślił sobie, że jadąc do
Karola weźmie skrzynkę piwa. Albo nawet dwie, nie będzie żałował.
Facet zaskoczył go tym, że dał pieniądze zupełnie obcej
dziewczynie. Szwedzi nie są rozrzutni. A tu taki gest! On sam,
Wiktor, wzbraniał się przed Grazy. Nie chciał jej. Czy przeczuwał,
jak bardzo zmieni jego życie? Nie, chyba o tym wcale nie myślał.
Wtedy powiedział, że czasem odwiedzają go kobiety. To było
kłamstwo! Nie spraszał do swego mieszkania obcych kobiet. Kontakt z
nimi w ostatnich dwóch latach był bardzo rzadki, można powiedzieć,
że żaden. Chociaż latem, gdy Grazy wyjechała na północ, spotkał
się z taką jedną. Chciał rozładować narastające w nim
napięcie. Ale nic z tego nie wyszło. Wypił z dziewczyną kawę i
kieliszek wina, a później jak wszedł, tak i wyszedł. Jego ciało
w obecności tamtej kobiety było jak martwe, chociaż damulka bardzo
się starała... W głowie miał tylko Grażynę. Więcej nie
próbował.
Wydało mu się, że badanie trwa bardzo długo.
Nie, dopiero dziesięć minut. Zapewne lekarka najpierw musi o
wszystko wypytać pacjentkę. Powiedział lekarce wcześniej, że za
kilka dni wyjeżdżają do Polski i w związku z tym chciałby mieć
opinię na piśmie. Jest mało prawdopodobne, by jeszcze raz
odwiedzili ten gabinet. Prosił, aby wszystko odnotowała jak
najdokładniej po angielsku. Teraz, ledwie rzucił okiem na wyniki
Grażyny, zauważył, że jest za niska hemoglobina. Anemia? Zrobi,
co będzie mógł, aby szybko odzyskała właściwe parametry. Lecz
tak naprawdę co może zrobić na odległość? I jeszcze te polskie
ubogie sklepy... Naprawdę takie ubogie? Zaczął przeglądać
broszury – oczywiście traktowały o zdrowiu kobiety. Dla niego
nawet to słownictwo było obce! Trymestr. Co to takiego jest
trymestr? Pierwszy trymestr, drugi, trzeci... Aha, podzielili czas
trwania ciąży na trzymiesięczne okresy. Dobra, to rozumiał. Nie,
nie mógł się skupić. A tu mowa o tym, co kobieta zagrożona
anemią ma jeść w czasie ciąży. Czytał i starał się zapamiętać
– czerwone mięso, czerwone i zielone warzywa, cytrusy, ciemne
pieczywo, masło, jaja... Chyba w Polsce są takie produkty!? Prawda
– podobno nie ma cytrusów. Musi zabrać ze sobą skrzynkę różnych
owoców. Ale przecież są jabłka, śliwki, gruszki – wystarczy
codziennie jeść miejscowe owoce. No nic – zobaczymy, co powie
pani doktor.
Wreszcie lekarka sama zaprosiła go do środka.
Rzucił okiem na Grażynę – była blada i sprawiała wrażenie
ciężko przestraszonej. A może tylko zmęczonej. Usiadł obok niej
i natychmiast wziął ją za rękę.
- Mam dla państwa dwie
istotne wiadomości. Zacznijmy od zdrowia Gra... - nie umiała
wymówić polskiego imienia.
- Grazy – podpowiedział jej
Wiktor.
- To już jest anemia, dopiero początek, ale musi być
leczenie środkami farmakologicznymi, przynajmniej na początek. Już
wypisałam receptę. Zalecam specjalną dietę i proszę się do niej
rygorystycznie zastosować. Dużo warzywnych i owocowych soków. Tu
jest broszura, wprawdzie po szwedzku, ale ty pomożesz to
przetłumaczyć na angielski. Są też dobre ilustracje. Poza tym
trzeba dużo wypoczywać, w tym spacerować po świeżym powietrzu, a
nie tylko leżeć na kanapie. Gdybyś zostawała w Szwecji
natychmiast zabrałabym cię na jakiś tydzień do szpitala, nie
mówiąc już o zwolnieniu z pracy. Nie wiem, jak z tym jest w
Polsce, ale musisz o siebie zadbać. Dbając o siebie dbasz także o
dzieci... Tu dochodzimy do drugiej sprawy. To jest ciąża mnoga.
Wyraźnie słyszałam bicie dwóch serduszek. Zatem... w drodze do
was są bliźnięta – zakończyła triumfalnie.
Wiktor
poderwał się z krzesła z roześmianą twarzą. Ale Grażyna
siedziała jak ścięta mrozem. W pierwszej chwili słowa lekarki do
niej nie dotarły, dopiero po kilkunastu sekundach. I Wiktor
zobaczył, że Grażyna po prostu mdleje. Przyskoczył do niej i
chwycił w ramiona, uniósł i przytulił.
- Oddychaj,
kochanie, oddychaj. To wspaniała wiadomość. Oddychaj skarbie.
- Już dobrze – szepnęła ciągle jeszcze blada i nadal
wystraszona.
- Grazy, jestem z tobą.
- Zaraz
dostaniesz zastrzyk i posiedzicie w poczekalni piętnaście minut –
powiedziała lekarka sprawdzając tętno Grażynie. - A może lepiej
kroplówkę. To tylko pół godziny, ale tak będzie lepiej dla twego
bezpieczeństwa. Kroplówka cię wzmocni.
Później Wiktor
siedział obok łóżka Grażyny, trzymał ją za rękę i opowiadał,
jak bardzo jest szczęśliwy, że będą bliźnięta. Byli sami w
pokoju zabiegowym, ale pielęgniarka zaglądała od czasu do czasu.
- Ale ja sobie sama nie poradzę – jęknęła Grażyna.
- Kochanie, nie jesteś sama i nie będziesz. Jestem z tobą. Zawsze
już będę z tobą. Kocham cię. Czy... Czy zechcesz zostać moją
żoną? Proszę.
Wyciągnęła rękę i pogłaskała go po
twarzy.
- To jest dla ciebie za trudne. Nie mogę cię aż
tak bardzo angażować. Muszę to sama jakoś... Muszę pogodzić się
z myślą, jakoś to sobie w głowie ułożyć.
- Czy to
znaczy, że mi odmawiasz? - przestraszył się Wiktor.
-
Nie, nie! To nie tak. Nie odmawiam, ale nie mogę cię przymuszać!
- Do niczego mnie nie przymuszasz!
Zdeterminowany
wyciągnął z kieszeni oba pudełeczka z pierścionkami i już nie
dyskutując z dziewczyną założył jej oba na rękę.
-
Oszalałeś – jęknęła.
- Dwoje dzieci, to i dwa
pierścionki – oświadczył z pewną dumą. Ucałował jej rękę,
usta, czoło. - Kocham cię jak nikogo na świecie i dlatego chcę,
pragnę, abyś została moją żoną. Wiem, powinny być kwiaty. Ale
kwiaty kupię ci dopiero w Polsce. Zostaniesz moją żoną?
-
Tak, mój najukochańszy mężczyzno. Bardzo chcę zostać twoją
żoną – jedną ręką objęła go za szyję. Pochylił się, aby
mogła go przytulić.
- Weźmiemy ślub w Polsce
najszybciej, jak to będzie możliwe – powiedział trochę twardo.
- Jesteś szalony, ale właśnie takiego cię kocham –
zapewniła go, znów przytulając.
c.d.n.
fot. własna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz