poniedziałek, 26 grudnia 2022

STEFCIA Z WIERZBINY - cz. 21 - ostatnia z II tomu


 STEFCIA Z WIERZBINY - cz.21 - ostatnia z II tomu - © Elżbieta Żukrowska

Cz.21. (77.) Wiosna 1977 r. - 1985 r. Wielkie zmiany

Zgasło słońce.
A śmierć Liama zamknęła wszystkim usta. Niespodziewana śmierć.
Nikt nie wiedział, jak doszło do upadku Liama na skraju windy w jego hotelu. Przypadkiem znalazła go pokojówka. Jeszcze żył. Wezwane pogotowie zabrało go do szpitala. Utrzymano go przy życiu przez pięć dni, ale już nie odzyskał przytomności.
Na dole czekał kierowca z samochodem, miał odwieźć Liama na lotnisko. A Liam miał za chwilę zejść z ostatnim, podręcznym bagażem. Już nie zszedł. Wypadek miał miejsce dwudziestego pierwszego kwietnia. Na drugi dzień Steffi miała się bronić. Chciał zdążyć z kwiatami na obronę. Nigdy już tam nie dojechał. David zawiadomił o nieszczęściu Edwarda, a ten nakazał dzień milczenia – niech wreszcie będzie już po obronie, przecież Stefcia i tak nie pomoże lekarzom, w tym czasie może coś zmieni się na lepsze w stanie zdrowia Liama. Nie zmieniło się.
Ojciec pojechał do Krakowa, by czekać z kwiatami na córkę. Wyszła z salki radosna, szczęśliwa. Dał jej kwiaty, pogratulował. Widział, jak córka szuka oczami Liama. Wiedziała, wierzyła w to, że będzie. Spłoszona popatrzyła na ojca.
- Miał wypadek. Jest w szpitalu.
Rzuciła wszystko, by jechać do męża. Jak na złość nie było żadnego lotu z Krakowa do Warszawy, musiała tam dojechać samochodem.
A w Szwecji kazała się zawieźć od razu do szpitala. Liam jeszcze żył, ale wciąż był nieprzytomny i lekarze nie dawali żadnej nadziei. Zmarł nad ranem dwudziestego szóstego kwietnia. Była przy nim. Trzymała go za rękę, obejmowała, w myślach prosiła – Liam, nie zostawiaj mnie! Lekarz powiedział, że jej obecność zatrzymuje Liama na tym świecie. Nie zrozumiała. Nie pozwoliła się wyprosić ze szpitalnego pokoju.
Na pogrzeb zjechała się cała polska rodzina, a nawet ciocia Zuzanna z Wiednia. Najbardziej zaskoczyła wszystkich Tereska Chyża – przyjechała z jedną z córek, z Beatą. Obecny był także Kamil (Steffi poddała się jego dłoniom bez sprzeciwu) i Ada, chociaż ona przyjechała bez męża. Rybbingowie także zjawili się w komplecie, ale bez małych dzieci. Było dużo hotelarzy i pracowników z hoteli Rybbingów.
Na kilka dni przed wyjazdem Liam powiedział, że na jego konto znów wpłynęła znaczna kwota z jego wcześniejszych inwestycji i pytał, jak Steffi chciałaby rozdysponować te pieniądze. Nie miała wtedy głowy do do myślenia o finansach.
- W takim razie trzeba Dorocie kupić mieszkanie w Szwecji, a jeśli Katarzyna będzie chciała, to i jej też. Trzeba też dla Doroty ustanowić jakiś fundusz, bo ona z malarstwa się nie utrzyma. Co o tym sądzisz? Zajmiemy się tym zaraz po twojej obronie. Dobrze myślę?
I Steffi wyraziła zgodę. Ale następne wypadki usunęły te myśli z jej głowy.
Steffi zdawała się być jak w pancernej skorupie, jak bryła lodowa. Nikt nie widział u niej łez. Zacięła się w sobie, zamknęła. Była w niej pustka. Zimna, lodowata przestrzeń, której już niczym nie było można wypełnić... Nie dała rady mówić. Nie robiła sobie makijażu, rzecz u niej całkiem niebywała. Nad całością panował David, mając do pomocy Igę. O wielu sprawach decydował Edward, jako ojciec Steffi, a także Halvar, ojciec Liama.
A do Stefci nikt nie mógł się przebić – ani babcia, ani nawet stryj Tomasz.
Babcia, jeszcze w Wierzbinie, starała się zadbać o wnuczkę. Zabrała ze sobą wszystkie czarne stroje Stefci, ale było tego niewiele – dwie sukienki, dwie spódnice i czarny żakiet, który przez całą noc szyła dla niej krawcowa. Miała wymiary Stefci, a mierzyła wszystko na manekinie. I tak dobrze, że babcia w starych zapasach znalazła czarny materiał. Jednak i ona nie spodziewała się, że Stefcia będzie w aż tak złym stanie. Nie decydowała o ubraniu, o posiłkach, o niczym. Babcia była tym wstrząśnięta. Wiktor i Viggo dramatycznie bezradni. Każdy chciał pomóc, a nie wiedzieli, czy Steffi w ogóle słyszy, co się do niej mówi. Prawie się nie odzywała – „tak”, „nie” - i to było wszystko. Nikt nie wiedział, co się działo w jej głowie.
A działo się. Ze wszystkich myśli powtarzającą się była ta, w której obwiniała siebie za śmierć męża. Nie powinna była pozwolić, by Liam sam leciał do Szwecji. Usiłowała go powstrzymać na różne sposoby, jednak nie słuchał jej, powtarzał, że zaraz wróci, że nic się w tym czasie nie stanie. Chciał jej kupić ładną biżuterię, bo dawno nic od niego nie dostała, a w Krakowie nie było czegoś takiego, jak sobie umyślił. Ale o tym nie powiedział. Babcia, która wraz z Dorotką rozpakowywała jego bagaż, znalazła te precjoza – złoty łańcuszek z wisiorkiem z turkusów, kolczyki i bransoletkę do kompletu. Stefcia na moment przytuliła do siebie te drobiazgi, ale nic z nich nie założyła. Pozwoliła się ubrać w czarną sukienkę, którą na polecenie babci kupiła na miejscu Dorotka wraz z Zuzanną. To, co przywiozła babcia było za grube i za ciężkie na niemal letnie dni. Bo nagle zrobiło się gorąco jak w czerwcu.
- Musisz także kupić Stefci jakiś czarny kapelusz. I buty. Ale jak kupić buty bez nogi? – zastanawiała się babcia, a później kładąc rękę na ramieniu Stefcia zapytała: - Czy ty będziesz nosiła żałobę jak w Polsce przez cały rok? Jeśli tak, to potrzebujesz więcej rzeczy. Jakieś bluzki, kostiumy, zresztą, czy ja wiem? Musisz jakoś wyglądać do ludzi.
Stefcia jakby się przebudziła. Przyniosła pieniądze i poprosiła o kupienie także kilku czarnych bluzek i czarnej klasycznej sukienki. Albo nawet dwóch. I rajstopy – dorzuciła babcia. A buty niech Dorotka kupi na swoją nogę. Będą dobre. Będą czy nie – w zasadzie Stefci to nie obchodziło. I babcia pojechała z Dorotką i Zuzanną na dalsze zakupy. Chciały, aby babcia była z nimi i podejmowała ostateczną decyzję.
A Stefcia została w hotelu, lecz nie zabawiała zebranych w salonie gości. Była wciąż nieobecna duchem. Najchętniej leżała w ubraniu na łóżku. Budziła się z tego letargu, pytała przez telefon Davida o jakieś hotelowe sprawy, ale nie do końca rozumiała jego odpowiedzi, bo po jakimś czasie pytała jeszcze raz o to samo. Pytała Halvara, czy wszystko już jest przygotowane do pogrzebu, czy przyjedzie Olof i jak się czuje pani Rybbing. A później znów odpływała w zamknięty świat swoich myśli.
- Będzie lepiej, gdy wreszcie pochowamy Liama – mówiła z przekonaniem babcia. - Muszą opaść emocje.
W kościele, gdy Halvar jeszcze przed nabożeństwem odszedł gdzieś na chwilę, Kaisa pochyliła się do Steffi i szeptem zapytała, czy jest w ciąży. Stefcia w pierwszej chwili nie zrozumiała, o co jest pytana. Odpowiedziała dopiero po chwili, że nie, nie jest.
- Co masz zamiar zrobić z majątkiem Liama? - padło następne pytanie.
Steffi spojrzała na teściową z wyrazem najwyższego zdumienia. W takiej chwili – takie pytanie?
- Nie wiem – odpowiedziała spokojnie. - To w tej chwili nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Pomyślę później.
I rzeczywiście odsunęła od siebie te myśli, bo cały czas targał nią ogromny żal po stracie Liama. Jakie znaczenie miały pieniądze? Choćby nie wiem jak duże – nie mogły przywrócić życia ukochanemu człowiekowi.
Za trumną szła obok Halvara, z drugiej strony teścia szła jego żona. Bela zrobił kilka zdjęć.
Później w hotelowej restauracji była stypa. Gości zaprosił Olof i Halvar. Polacy siedzieli obok siebie, bo tym razem Bela nie zrobił zamieszania. Viggo siedział obok Kasi, a zaraz za nim przyjaciele Liama – Wiktor, Thosten, Patryk, Martinus i kilku innych oraz grupka hotelarzy. Była Kristina malarka, a nawet Oswald (Osa), oraz czteroosobowa delegacja z Pineto. Steffi siedziała między stryjem Tomaszem a ojcem. Nie jadła – jedynie grzebała w talerzu. Tomasz obserwował to z niepokojem. Poszedł do kuchni. Wkrótce potem przyniesiono dla niej dużą filiżankę bulionu (takiego podprawionego żółtkiem), a stryj dopilnował, by wypiła go do końca, do ostatniego łyczka. Lecz czy to wystarczająca ilość, by wzmocnić bratanicę? W każdym razie podniosła głowę i popatrzyła na zebranych. Nic nie mówiła. Nie wiedziała, co by mogła powiedzieć.
- Stefciu, przebudź się. Otrząśnij z tego koszmaru. Musisz dalej żyć. Tylu ludzi jest zależnych od ciebie! Wyjdź do ludzi. Odzywaj się. Wściekaj się, krzycz i płacz, ale nie zamykaj w sobie – prosił stryj Tomasz.
- Tak, tak...
- Co „tak, tak”?
- Jutro.
- Nie, nie jutro. Jutro to my odjeżdżamy. Aż boję się zostawiać ciebie w takim stanie. Ty w ogóle rozumiesz sytuację?
- Nie. Nie mam siły myśleć. Nie mam siły żyć.
- Może niech babcia z tobą zostanie, co?
- Stryjku, w czerwcu miał być nasz ślub... Nie rozumiem, co się stało. Nic nie rozumiem.
Gdy poczęstunek zbliżał się do końca babcia Stefania wyjęła z torebki różaniec. Bela natychmiast zorientował się o co chodzi i usiłował powstrzymać matkę.
- To są protestanci! Gdzie im do naszych modlitw i polskich obyczajów! Nawet u nas już się ludzie nie modlą na koniec stypy!
- Ale ja jestem Polką i katoliczką. I nie mam zamiaru odstępować od polskiego obyczaju. - Popatrzyła na syna tak groźnie, że ten cofnął się na oparcie krzesła.
Wstała.
- Pomodlimy się teraz za duszę naszego zmarłego, aby prędko ujrzała światłość Pana. Matko Przenajświętsza, za Twoim wspomożeniem i orędownictwem niech dusza Liama dostąpi zbawienia. Wszyscy święci prowadźcie go do nieba. Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci – powiedziała to wszystko mocnym, acz spokojnym głosem. - Znaliśmy Liama i ceniliśmy go jako człowieka. Lecz opuścił nas. Módlmy się za jego duszę słowami różańca świętego. To przedziwna modlitwa w swojej prostocie i głębi. Na kanwie modlitwy do Maryi poznajemy całe życie Jezusa, aż do jego śmierci. Wspominając śmierć Jezusa na krzyżu módlmy się za duszę Liama, aby odnalazła drogę do nieba. - I zaczęła odmawiać różaniec. Polacy wstali, wstał także Viggo i trzy inne osoby spośród szwedzkich gości. Reszta patrzyła zdziwiona, jednakże wszelkie rozmowy ustały, większość pochyliła głowy w zadumie. Babcia na skutek interwenci Beli ograniczyła modlitwę do jednej tajemnicy różańcowej.
W następne dni babcia z Dorotką nadal wybierały dla Stefci stosowne ubrania, a Iga dysponowała posiłki i sprzątanie. David od początku troszczył się o pokoje dla gości i miał dla nich zawsze w dyspozycji samochód. Zgodnie z poleceniem Steffi, wziął na swoje barki sprawy finansowe, między innymi wszystkim Polakom zwrócił koszty podróży i przygotował dla nich upominki z rzeczy, jakie zazwyczaj kupowała Steffi jadąc do Polski. Viggo, Thorsten, Martinus i Wiktor byli na skinienie palcem, a w szczególności ich samochody. Obwozili gości po mieście i okolicy, aby choć trochę pokazać Szwecję. Szczególnie Viggo nie chciał, aby wszyscy siedzieli tak „na kupie”, a przecież większość gości miała zabawić kilka dni.
Na widok Kasi błyszczały mu oczy.
Podobnie błyszczały oczy Hilmera Larssona gdy patrzył na Igę.
Liam odszedł i nic nie było można zrobić. Ale jak żyć bez niego? Jak? Stefcia ciągle nie mogła się wziąć w garść.
- Nie mogę wrócić do Polski dopóki się z nią nie rozmówię – powiedział Edward w cichej, szeptanej rozmowie z bratem Belą. Tomasz już odjechał. - Wobec swoich teściów musi być przytomna. Nawet twarda. Musi wiedzieć, co będzie robić następnego dnia. Musi nawet snuć dalsze plany.
- Chodź na dół – wypijemy po kielichu na rozluźnienie. Może jakiś pomysł przyjdzie nam do głowy – zadecydował Bela.
Osuszyli butelkę, ale prochu nie wymyślili.
- Dajmy jej trochę czasu. Ten najgorszy żal i ból musi się w niej wypalić – oświadczyła babcia, a Zuzanna jej przytakiwała. One dwie zostały w hotelu najdłużej. Bracia zaś dostali polecenie zlikwidowania krakowskiego mieszkania Stefci, a Kamil obiecał w tym pomóc.
Któregoś ranka Stefcia się jednak – na szczęście - ocknęła i zaczęła działać tak, jakby się nic nie stało, jak przed tragedią. Wróciły do niej pytania teściowej i były swoistym bodźcem. Pamiętała też o słowach Liama odnośnie mieszkania dla Dorotki i Kasi. Postanowiła to załatwić w miarę szybko.
Przedtem ludzie jej współczuli, a teraz się dziwili, że jest taka nieczuła, taka odległa. A jej było wszystko jedno co o niej myślą i mówią. Nie krzywdziła pracowników, nie narzucała się przyjaciołom, długie godziny spędzała w biurze, raz w miesiącu latała do Pineto. Kalix należał już do Any i Niklasa, ale oni mieli zamiar sprzedać całość i wynieść się do Francji. W październiku ich syn utonął w Atlantyku, więc nie było sensu tak izolować się od ludzi.
Przez wiele dni Steffi nie wychodziła z hotelu. Godzinami siedziała w biurze, przeglądała dokumenty, naradzała się ze swoim nowym głównym księgowym i z Davidem, ale nawet im nie zdradzała swoich planów, bo wtedy jeszcze nie były sprecyzowane. Na pewno nie miała zamiaru działać pochopnie, najpierw chciała wszystko dokładnie przemyśleć. Na szczęście nie nachodziła jej Kaisa.
Znów podjęła naukę szwedzkiego i włoskiego, choć w głębi duszy pytała samą siebie – po co? Może nawet zarzuciłaby te zajęcia, gdyby Dorotka do tego nie przylgnęła. A nawet namawiała Stefcię na intensywny niemiecki lub francuski.
- Nie zrobisz ze mnie poliglotki! - opędzała się od kuzynki.
Wiktor przekonał Steffi, by przyszła do pubu. Odmawiała mu już kilka razy, teraz się zgodziła, bo chciała zobaczyć dzieciaczki – dwóch chłopców, podobno rosnących jak na drożdżach – ten starszy (o dziesięć minut) miał na imię Anton, a drugi Tomas. Najdziwniejsze było to, że obaj byli podobni do Wiktora! I do siebie – byli nie do rozróżnienia. Podobieństwa do Grażyny jakoś nie można się było dopatrzeć. Steffi doznała mocnego, fizycznego bólu serca na widok dzieci. Tyle czasu była mężatką, a ciągle pozostawała dziewicą. Kto by w to uwierzył?
Do pubu wraz ze Steffi poszła Iga i Dorota, która już na dobre zadomowiła się w Göteborgu. Trzeba przyznać, że Dorota ciężko pracowała. Z rana biegła do restauracji, gdzie dbała o tak zwany szwedzki stół z przekąskami, natomiast wieczorami często można ją było zastać na zmywaku. W ciągu dnia lekcje z Kristiną, a czasem wykłady w Akademii, te, na które był wstęp wolny, oraz nieustająca nauka szwedzkiego i angielskiego. Była bardzo lubiana przez wszystkich pracowników obu hoteli. Jej dzień był szczelnie wypełniony. Iga również dużo pracowała, bo tu nie było jak w Polsce – gdzie osiem godzin i do domu – tu się pracowało aż do skończenia zadania. David i Steffi też tak pracowali. Krótko mówiąc dziewczyny nie miały czasu na rozrywkę.
Teraz, kiedy Steffi na dobre przeniosła się do Göteborgu, Iga myślała o opuszczeniu jej apartamentu, ale została powstrzymana – bo po co pokój ma stać pusty.
Dorota na lipiec pojechała do Polski, skąd przywiozła wiadomość o swojej siostrze – że jest nieprzytomnie zakochana w Viggo. Stefcia w pierwszej chwili nie wiedziała, co z tym fantem zrobić. Viggo nigdy nie sprawiał wrażenia, że jest zainteresowany jakąś dziewczyną, w tym i Kasią. Błysk w oku to za mało. Delikatność nie pozwalała Stefci stawiać prostych pytań chłopakowi, ale zaprosiła Kasię do siebie na czas po praktykach do momentu rozpoczęcia zajęć na studiach. Wiedziała, że młodzi zaczęli się spotykać także poza pubem. Później Kasia wyjechała, a Viggo nadal nic nie wspominał o żadnym zauroczeniu. Rzadko przychodził do pubu – tyle dowiedziała się od Wiktora. To z Wiktorem miała najmocniejszy i najczęstszy kontakt. Był dla niej jak brat.
Ada do Pineto pojechała dopiero w październiku. Wraz z matką, ale bez Daniela. Miał do niej dojechać później, gdy ona się tam urządzi. Ada miała w Pineto zostać na stałe. Steffi chciała, aby była jej zaufanym pracownikiem do wszystkiego. Nałożyła na Adę całkiem sporo obowiązków, co Adzie odpowiadało. Miała wysokie uposażenie, matka nie musiała pracować, chociaż bardzo chciała jakiegokolwiek zajęcia. Trochę przez przypadek została babcią wszystkich dzieci w hotelowym jakby mini-przedszkolu, gdzie doskonale się sprawdzała mimo nieznajomości języka.
- Dzieci potrzebują serca – mówiła do córki. - I to jest cały sekret.
Tymczasem Stefcia, nie spowiadając się nikomu, ani nie prosząc o radę, porządkowała swoje sprawy w Szwecji. Chciała tam popracować jeszcze przez dwa-trzy lata, a później przekazać wszystko Rybbingom i wrócić do Polski. Na razie kupiła w Göteborgu dwa duże mieszkania w nowoczesnym bloku, jedno dla Dorotki, a drugie dla Kasi, na tym samym osiedlu, ale w innych budynkach. Każda z nich urządziła je po swojemu, a Steffi za wszystko zapłaciła. Oddała Dorotce swoje auto, a sama przesiadła się do samochodu Liama. Kasia samochodu nie chciała – motocykl. Tylko to było jej marzeniem. A Viggo woziła ją, gdzie tylko chciała. Kasia w Polsce pilnie uczyła się języka szwedzkiego. Dzieci stryja Beli nie wyrażały ochoty na osiedlenie się w Szwecji. Dała im pieniądze na urządzenie się w Polsce – całej trójce. A swego ojca co jakiś czas wywoziła do Pineto na tygodniowy odpoczynek, czasem nawet z Piotrusiem. Jedynie babcia odmawiała jakichkolwiek wyjazdów – wyjątek stanowiło wesele Kasi. Stefci wydawało się, że pamięta o wszystkich swoich najbliższych. A jednak ciotka Teresa Chyża i jej dzieci pozostawały na uboczu. Stefcia nigdy się z nimi nie zżyła, nie zaprzyjaźniła, jak to bywa w rodzinie, a przecież przez długi czas mieszkały w tym samym domu. Po przemyśleniach w bezsenne noce i im kupiła mieszkania – a był to czas, kiedy w kraju jak grzyby po deszczu wyrastały osiedla budowane z dużej płyty. Nie czuła radości z tego podarunku dla rodziny Chyżych i nie zaznała od nich wdzięczności – jakby myśleli, że powinna im te mieszkania kupić. W zasadzie nie było też zażyłości z dziećmi stryja Beli, z wyjątkiem Huberta. Dziewczynki miały usposobienie matki...
Z teściami widywała się sporadycznie. Była grzeczna, uprzejma, ale chłodna. Matka miała do niej głęboką urazę, której nie umiała zwalczyć, a Steffi nie zabiegała o jej względy.
Stosunkowo często bywała na cmentarzu. Zawsze sama. W myślach rozmawiała z Liamem i to jego pytała, czy dobrze zarządza pieniędzmi. Ciągle nie mogła pogodzić się z jego śmiercią, nawet gdy minął już rok, potem drugi i trzeci.
Kasia i Viggo pobrali się, co było do przywidzenia. Ślub był w Polsce, a po nim huczne wesele (w czym partycypowała Stefcia). Okazało się, że Viggo jest katolikiem.
A przed Wiktorem (szczęśliwym ojcem bliźniaków) otworzyła się szansa na kupno domu. Tego, który przed laty budował. Nie było czasu na kredyty, bo facet wyprowadzał się z dnia na dzień do Walii. Zostawiał dom z całym umeblowaniem i większością wyposażenia. Nawet z dużą ilością zabawek dla dzieci. Ledwie Wiktor wspomniał o tym - Steffi bez dyskusji wyłożyła brakującą kwotę. W gotówce. I zakazała jakichkolwiek rozmów na ten temat.
- Wiem, że Liam chciałby, abym tak postąpiła. Nie możesz się jemu sprzeciwiać. To był twój najlepszy przyjaciel. I ani słowa Grażynie. Koniec.
Dorotka, choć miała już własne mieszkanie, nadal mieszkała i pracowała w hotelu, studiowała, malowała i rozwijała się. Steffi wspierała ją finansowo, bo wiedziała, że dziewczyna nie utrzyma się ze swego malarstwa. Kristina była z Dorotki bardzo dumna. Szczególnie po pierwszym wernisażu swojej podopiecznej.
- To moja najlepsza uczennica. Złoto i perła! - mówiła do Steffi z błyskiem w oczach.
Stefcia była już zdecydowana wrócić na stałe do Polski, ale przez Polskę szła fala niepokoju i to ją zatrzymało w Szwecji. Stefcia bardzo to przeżywała, śledziła wydarzenia w kraju, czasem rozmawiała o tym z ojcem i z Belą. Obaj nalegali, by jeszcze nie wracała.
Wkrótce po pogrzebie Stefcia zaczęła często chorować. Jakieś przeziębienia, dwa razy angina, raz nawet zapalenie oskrzeli. Cała pierwsza zima minęła pod znakiem chorób. Mało jadła, wychudła i zbrzydła. Nigdy nie należała do powalająco pięknych kobiet. Wiktor błagał, by jakoś zadbała o swoje zdrowie. Tu pomocna okazała się Iga i jej bezkompromisowość. Stefcia zaczęła „wracać do siebie”. Iga wymogła na niej dwa miesiące wakacji w Pineto, to znaczy nie dla siebie, ale dla Stefci. Miała tam być, wygrzewać się na słońcu i głęboko oddychać. Pomogło.
Wróciła do Szwecji, gdzie wytrzymała do końca czerwca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku. Spakowała wszystko, co nie było własnością hotelu, do dużej meblowej ciężarówki, podpisała ostatnie „kwity” i zameldowała się w Wierzbinie, a następnie w Karolince, która – gorzej urządzona od Wierzbiny – otrzymała niemal wszystkie meble. Niemal, bo niektóre, na przykład sekretarzyk i fotele bujane, Stefcia zostawiła sobie. Zabrała z hotelu nawet ubrania po Liamie, bo mogły się przydać Piotrusiowi. Teściowej oddała jedynie swój najdroższy naszyjnik, a teściowi oba szwedzkie hotele. Nadal wszystkie konta Liama należały do niej i nadal była właścicielką hotelu w Pineto, ale i jego miała zamiar się pozbyć, podobnie jak pieniędzy – dzieląc je na trójkę rodzeństwa zmarłego. I wkrótce to uczyniła. Sama póki co postanowiła przez rok czasu odpoczywać na łonie rodziny, studiować polskie prawo podatkowe i przywykać do nowych, bardzo zmienionych realiów. Było ciężko. Rozglądała się za pracą w Wierzbinie, ale tak na spokojnie.
Pamiętała o grobie Liama. Nie ustawał jej żal po stracie męża. Wreszcie na cmentarzu w Wierzbinie na rodzinnym grobie, wmurowano tablicę upamiętniającą śmierć Liama. I od tego czasu nie jeździła już do Göteborgu.
Dorotka wyprowadziła się do swego mieszkania, a Iga na razie zamieszkała z Hilmerem, ale David prorokował, że „z tej mąki chleba nie będzie”.
Na krótko przed wyjazdem Steffi zorganizowała w hotelowej restauracji pożegnalne przyjęcie dla przyjaciół i znajomych, a pracownikom wręczyła koperty z pieniędzmi - „abyście mnie dobrze wspominali” - powiedziała na koniec.
Tymczasem w Polsce na dobre „wybuchła” Solidarność, ale wkrótce po niej wprowadzono stan wojenny, nastąpiły masowe internowania, delegalizowano liczne instytucje i ograniczano kolejne swobody obywatelskie. Telefony były oficjalnie na podsłuchu, a często wręcz nie działały... Były liczne demonstracje uliczne, a co za tym idzie – fala aresztowań.
Profesor Rafalski bardzo zaangażowany w działalność na rzecz Solidarności, zmarł w trakcie internowania, może na szczęście jeszcze w swoim mieszkaniu. Stefcia dowiedziała się o tym zbyt późno i nie była na pogrzebie. Panią Marię zabrał do siebie najstarszy syn, a krakowskie mieszkanie profesorostwa stało chwilowo puste.
A czas płynął i w Polsce szły wielkie zmiany, chociaż jednocześnie rozwijał się polski koszmar...

Koniec tomu II.


fot. własne

W pisaniu jest III tom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz