Cz.
12. (68) Lato w Göteborgu 1976 r.– u Sofii. Stryj Tomasz z
rodziną
Wiktor co kilka dni wpadał do Liama, często
rozmawiali telefonicznie. Przyjeżdżał także Viggo Molin i
Thorsten Eklund, usiłowali wyciągnąć Liama do pubu, ale on
nigdzie nie chciał iść bez Steffi, a ona ostatnio czuła się
nieco osłabiona i jakoś nie miała chęci na obce towarzystwo.
Chciała przed przyjazdem rodziny posegregować ubrania, by niektóre
oddać swym młodym kuzynkom, o ile tylko okażą się na nie dobre.
Inne rzeczy pakowała już na wyjazd do Polski, szczególnie te
zimowe. Na zaproszenie Kristiny spędzili w jej pracowni kilka godzin
i Liam kupił następne dwa obrazy. Innego dnia pojechali do znajomej
Liama, tej od wikinga. Steffi była tam pierwszy raz. Sofia miała
dwupoziomowy własny sklep z pamiątkami – same rękodzieła. Od
strony ulicy było niewielkie pomieszczenie z najpopularniejszymi
gadżetami, a po drewnianych (i niezbyt wygodnych) schodach wchodziło
się na piętro do obszernego salonu z różnościami ręcznej roboty
– szydełkowe serwety i firany, wełniane narzuty, ręcznie robione
swetry, a także delikatne letnie ażurowe bluzeczki i sukienki,
zimowe szale, czapki, rękawiczki, ogromny wybór drewnianych i
metalowych rzeźb, trochę szklanych bibelotów, ręcznie robione
okazjonalne kartki i wiele innych niezwykłych przedmiotów. Był
między innymi olbrzymi wybór fajek, lasek, skórzanych tłoczonych
torebek, ręcznie szytych ze skóry rękawiczek damskich i męskich,
srebrnych ozdób i innych rzeczy, aż po zawrót głowy! Uwagę
zwracały przepiękne witraże, w sam raz do zawieszenia w oknie. Zaś
na środku dumnie stały dwa bujane fotele. Nie było tłumu
kupujących, jednak co chwila wchodził klient i nie wychodził z
pustymi rękami.
- Pooglądajcie sobie troszkę, za pół
godziny zamykam i będę mogła wypić z wami kawę. Cudną masz
żonę, Liam. Cieszę się, że mogę ciebie poznać.
W
drodze do sklepu Liam powiedział, że Sofia dość mocno utyka na
lewą nogę i ma niedowład lewej ręki – to na skutek upadku z
huśtawki w dzieciństwie. Teraz opiekuje się chorą matką, więc
musi mieszkać na parterze, by móc wywozić matkę na spacery
inwalidzkim wózkiem. W związku z tym przebudowała wnętrze domu i
z drugiego piętra sprowadziła się na parter. Na drugim piętrze ma
teraz magazyn i pokój przyjęć dla dostawców towaru. Zatrudnia
pracownicę na pół etatu, zazwyczaj w porze największego ruchu,
albo wtedy, gdy wiezie matkę nawet na cały dzień do lekarza, na
badania i tym podobne.
- Kupimy coś u niej? - zapytała
Steffi.
- Koniecznie!
I Steffi oglądając te
cudowności wybrała koronkową serwetę na okrągły stół w
Wierzbinie, dla siebie jeden z bujanych foteli, dla Piotrusia figurkę
psa i pasek do spodni, a Liama namówiła na skórkowe rękawiczki z
bardzo delikatnej skóry. Podobne kupiła z myślą o ojcu. Dla babci
wypatrzyła lekkuchną, chociaż wełnianą chustę. Byli ostatnimi
klientami tego dnia. Liam od razu odniósł zakupy do auta, jedynie
fotel na razier został, miał po niego przyjechać innym autem.
Wrócił z dwoma bukietami kwiatów – dla Sofii i jej mamy. Starsza
pani aż się rozpromieniła!
- Za rzadko przychodzisz –
powiedziała do Liama po szwedzku. - Ostatnio kwiaty dostałam też
od ciebie. Kiedy to było? Już nie pamiętam... Teraz starej
kobiecie nikt nie daje kwiatów...
Ze słów starszej pani
powiało goryczą.
- Chorowałem, chyba wiesz o tym.
- Tak, wiem. Modliłam się za ciebie.
- Dziękuję,
Elisabeth. A to moja żona, Steffi.
- Mówisz, dziecko, po
szwedzku?
- Staram się – odpowiedziała Steffi.
-
Chodź, niech cię uściskam. Liam to bardzo dobry człowiek, więc
bądź dla niego dobrą żoną. Zasługuje na to!
- Steffi
jest idealną żoną. Lepszej bym nie znalazł. I bardzo się kochamy
– zapewnił szybko Liam.
- Ten sklep jest zasługą Liama.
Mówił ci o tym?
- Nigdy. Ani słowa.
- Dzięki
twemu mężowi mamy dach nad głową i utrzymanie. Dużo mu
zawdzięczamy. Bardzo dużo. Może ci kiedyś opowie. To było prawie
w tym samym czasie – moja choroba i to, że Sofię porzucił mąż.
W zasadzie nie miałyśmy z czego żyć, a Liam nam tu wszystko
urządził. I jesteśmy razem. Córka może się mną opiekować i
jednocześnie pracować. To bardzo wiele dla mnie znaczy. Dla nas, bo
nie tylko dla mnie.
Steffi rada by usłyszeć całą
historię, ale Sofia zaprosiła ich do stołu na kawę lub mrożoną
herbatę – do wyboru, oraz na kupne kruche ciasteczka.
-
Nie spodziewałyśmy się gości – tłumaczyła się nieco
zażenowana. - Wiesz – zwróciła się do Steffi – u nas każdą
wizytę zapowiada się telefonicznie. Jedynie Liam wyłamuje się z
tego zwyczaju, ale, jak słyszałaś, on u nas jest na specjalnych
prawach. To ulubieniec mojej mamy, tak ważny, jak rodzony syn, a
może nawet jeszcze ważniejszy!
Sofia nie kryła zadowolenia
z tego, że kupili u niej tak drogie rzeczy. Powiedziała, że te
najdroższe zazwyczaj długo czekają na amatora. Dwie godziny na
rozmowie minęły jak z bicza strzelił i Steffi zarządziła
powrót.
- Ale nie słyszałaś jeszcze opowieści o wikingu!
- sprzeciwił się Liam. - O tej figurce, którą dostałaś ode mnie
i którą tak pieczołowicie oczyszczasz z kurzu.
- Istotnie
– Steffi usiadła znów na fotelu.
- Och, nie wiele jest
tu do opowiadania. Wielu moich dostawców to ludzie ułomni, kalecy.
Mój rzeźbiarz też do nich należy. Stracił w wypadku obie nogi,
ale nigdy się nie poddał. Nie wiem, kim jest bardziej – poetą
czy rzeźbiarzem. Kiedyś dostarczył mi całą kolekcję takich
ludzików, a wśród nich tego wikinga. Björn tradycyjnie nie maluje
swoich rzeźb, jedynie lakieruje. Ale od niedawna czasem maluje je
jego wnuczka, taka około trzynastoletnia dziewczynka. Björn uznał
tę figurkę za nieudaną, bo ma za długie nogi jak na wikinga, a
jej ręce układają się w jakimś dziwnym geście. Może dlatego
dziewczynka odważnie eksperymentowała. No i wyszedł jej Liam. To
aż niesłychane, że w tak maleńkiej figurce można zawrzeć tyle
podobieństwa do prawdziwego, żyjącego człowieka. I to cała
historia.
Rozmawiali jeszcze chwilę o różnych rzeczach i w
końcu zdecydowali się na powrót, tym bardziej, że starsza pani
wydawała się być zmęczona.
Steffi była skupiona na
bliskim już przyjeździe stryja Tomasza. Mieli zamieszkać w pobliżu
ich apartamentu, na tym samym piętrze. W zasadzie pomieściliby się
w apartamencie, ale Steffi nie chciała ograniczać swobody męża.
Ona sama teraz dużo pracowała, chcąc wygospodarować jak najwięcej
czasu dla rodziny, gdy w końcu przyjadą.
I wreszcie
przyjechali.
Nawet hotelowa załoga była tym poruszona, bo
Liam – jak nigdy! - poprosił o najwyższą jakość w obsłudze
tych wyjątkowych gości. Czystość, zawsze świeże kwiaty,
spełnianie życzeń, dokładne informacje w razie potrzeby.
Nieustająca grzeczność i uprzejmość. W zasadzie cała załoga
była do tego przyzwyczajona, więc nawet nie wiedziano, co można by
jeszcze dodać. Ale szef poprosił i to od razu podniosło rangę
gości.
David, Steffi i Liam dwoma samochodami pojechali do
Sztokholmu. Była ładna pogoda i – szczęśliwie - samolot
przyleciał o czasie. Szybko odnalazły się podróżne bagaże,
później jechali do Göteborg wśród radosnych okrzyków i mimo
zmęczenia – szczęśliwi. Ciocia Marysia wcale nie znała
angielskiego, dziewczęta – tylko pojedyncze słowa, choć starały
się podciągnąć w angielskim odkąd zapadło postanowienie, że
jadą całą rodziną. Stryj Tomasz, ponieważ czytywał
anglojęzyczne pisma medyczne, dużo rozumiał, lecz mówił raczej
kiepsko. Steffi cały czas musiała robić za tłumacza.
Po
rozlokowaniu się w hotelowych pokojach cała rodzina zebrała się w
salonie Steffi i Liama, gdzie już czekał na nich obfity
poczęstunek. Po tak długiej podróży wszyscy byli głodni. Ale na
stole znalazły się też polskie przysmaki przygotowane bądź
kupione przez stryjostwo. Były nawet marynowane prawdziwki i gorące
gołąbki oraz bigos. Dyskutowano o podróży i pierwszych wrażeniach
ze Szwecji, padało mnóstwo pytań, wybuchały salwy śmiechu i
radosne okrzyki. Kasia była wesoła, rozszczebiotana, trochę
frywolna. Dorotka, choć młodsza o dwa lata od siostry, miała w
sobie więcej powagi. Obie były bardzo ładne – jak to Polki –
podsumował Liam. Nawet zainteresował się tym, czy mają już
chłopaków w Polsce.
- Dobrze mi bez chłopaka –
odpowiedziała Kasia.
- Mam jeszcze dużo czasu –
stwierdziła Dorotka.
I obie śmiały się do Liama.
Chciały jak najszybciej pójść na miasto, może nawet do pubu
Wiktora, więc Staffi przywołała Adę, która ucieszyła się z
niespodziewanie wolnego od pracy czasu i w ciągu godziny zabrała
dziewczęta. Steffi na odchodnym wetknęła dziewczętom po zwitku
banknotów.
Marysia, wyraźnie zmęczona, podrzemywała w
fotelu, mówiła, że nie śpi, ale oczy same się jej zamykały i co
chwilę głowa opadała na bok. Mimo perswazji Steffi i Tomasza –
nie chciała się położyć.
Natomiast stryj Tomasz siedział
w bujanym fotelu, lekko się kołysał i uważnie obserwował Steffi
oraz Liama.
Fotele już były dwa, ponieważ Liamowi
spodobało się tak to kołysanie. Dokupił dwa miękkie szare
wełniane pledy oraz barwne do nich poduchy i kołysał się podobnie
jak Tomasz.
- Czy pozwolisz, abym cię zbadał? - zapytał
Tomasz, kierując te słowa do Liama.
Liam obejrzał się
dość nerwowo na Steffi, a ona z uśmiechem zachęcająco pokiwała
głową.
- Tak, oczywiście – zgodził się Liam.
- To chodźmy do twojej sypialni. Rozbierzesz się, a ja cię trochę
po dotykam.
- Bez stetoskopu?
- Mam go w moich
palcach – zażartował stryj. - Tylko najpierw muszę dokładnie
umyć ręce, bo będę cię dotykał bez rękawiczek. A ty, Stefciu,
zmyj z twarzy makijaż, bo i ciebie muszę trochę po dotykać. I to
nie tylko po twarzy. Chcę znaleźć wszystkie te miejsca, które
zostały uszkodzone podczas napaści. Dobrze?
- Czy to
konieczne? - zawahała się Steffi.
- Na pewno ci nie
zaszkodzę. Ale nie musisz się spieszyć, bo badanie Liama i tak
zajmie mi dłuższą chwilę...
Panowie
wyszli, a Steffi zajęła się sprzątaniem ze stołu. Resztki
niektórych potraw schowała do lodówki i telefonicznie poprosiła
obsługę o uprzątnięcie stołu. Później dostarczono jej zestaw
różnych słodkich smakołyków, a ona dodała przywieziony przez
ciocię Marysię sernik i sękacz. Sękacze przywieziono im dwa, ale
jeden pokrojono i uzupełniono nim puste miejsca w kartonie, obok
tego niepokrojonego, nawet do otworu w środku włożono kawałeczki
ciasta. Było przepyszne! Później Steffi zmyła makijaż.
Ciocia nadal spała, czasem nawet chrapała. Podstawiła pod jej
nogi podnóżek i przykryła lekkim szalem, choć było ciepło. Był
piękny, sierpniowy dzień, prawdziwe lato. Tylko noce i poranki
należały już do zdecydowanie chłodniejszych.
Czas się
dłużył. Z sypialni nie dochodziły żadne głosy. Wreszcie, gdy
upłynęło około półtora godziny, drzwi się otworzyły i wyszedł
Tomasz. Sprawiał wrażenie mocno zatroskanego.
- Mogę
prosić o kawę? - zagadnął bratanicę.
- Już robię –
odpowiedziała i na kilka minut zniknęła w kuchni.
Gdy
wróciła do salonu z zastawioną tacą był już tu Liam i też
chętnie wyciągnął rękę po filiżankę. - I co, stryjku? Nic nie
mówisz o zdrowiu mego męża...
- A co tu mówić? Z
kręgosłupem jest całkiem dobrze. Podobnie z ręką. Serce jest
osłabione, na serce radzę uważać. Natomiast głowa... Z nią jest
najgorzej. Jeszcze nie spotkałem się z takim przypadkiem. Mam
wrażenie, jakby otoczona była jakimś pancernym kaskiem. Nie mam do
niej dostępu. Od strony karku jest nieźle, ale tylko tam. Po prostu
totalna blokada...
- Tomku, oszczędzaj się trochę. Mam
wrażenie, że jesteś wyczerpany – cicho po polsku powiedziała
ciocia Marysia. Obudziła się i też sięgnęła po kawę.
Tomasz popatrzył na nią z wymówką.
- Proszę –
zachęciła Steffi podsuwając stryjostwu ciasto.
Stryj od
razu nałożył sobie trzy różne ciastka – najwyraźniej
potrzebował się wzmocnić nie tylko kawą.
- Odpocznę
chwilę i pospaceruję po twoich bliznach – uprzedził bratanicę.
- A wiadomo, kiedy wrócą dziewczynki?
- Tego nie wie nikt –
uśmiechnął się Liam odstawiając niemal pustą filiżankę. - Mam
nadzieję, że nie stawialiście im jakichś specjalnych ograniczeń.
- To rozsądne dziewczyny, nie trzeba się o nie martwić –
zgodził się Tomasz, a Steffi przetłumaczyła cioci rozmowę.
- Dopiero teraz widzę, jakie to kalectwo nie znać obcych języków
– pokiwała głową Maria. - O, jakie to dobre! - dodała smakując
ciasto z hotelowej restauracji. - A i kawę masz pyszną, pewnie z
ekspresu. Ciągle mam zamiar go kupić, ale jakoś tak schodzi...
- Co tam u babci słychać? - zainteresował się Tomasz. - Już
dawno nie miałem z nią kontaktu. Dobrze jej na słoneczku?
- Mówiła, że nic a nic nie bolą ją plecy, ale już bardzo tęskni
za Wierzbiną.
- A Piotruś?
- Teraz dla niego
najważniejsza jest woda. Podobno już nauczył się pływać
delfinem. Znasz ten styl? Wygląda na to, że jest szczęśliwy.
Nawet nie zapytał o swego psa. Ale tato... Boję się, by przez tyle
zajęć nie podupadł znacząco na zdrowiu. On w ogóle nie
odpoczywa! Śpi po pięć godzin na dobę, albo i mniej. Na szczęście
remont dobiega końca. Podobno została już tylko kosmetyka. Stara
się domknąć wszystkie sprawy domowe przed powrotem babci.
- Bela mu nie pomaga?
- Ależ skąd! Dobrze, że nie
przeszkadza. Czasem wpada na kieliszek koniaku i na fajeczkę.
- Dalej gra w karty?
- Przecież wiesz... Podobno niedawno
przegrał jakąś znaczną kwotę... Cały nasz Bela.
- Mamy
jakieś plany na jutro?
- Połazimy trochę po mieście.
Pokażemy wam kilka ciekawych miejsc. A pojutrze jedziemy do
Sztokholmu i będziemy się zachwycać archipelagami. Dołączy do
nas Olof, brat Liama. Być może będzie z całą rodziną. A
wieczorem poznacie Alice i jej męża, oraz Barbro. Bez męża. Mamy
zarezerwowaną restaurację. Będzie nam towarzyszył David
Blomkvist, Thorsten Eklund, a być może także Viggo Molin.
Namawiałam na wyprawę Wiktora Granta, to jest właściciela pubu,
ale jeszcze nie był zdecydowany, coś ważnego ma do załatwienia. W
zasadzie trochę się wymigiwał. Zaprosiłam na wyprawę także
naszą znajomą malarkę, Kristinę Ulvacus. Kiedyś mówiła, że
chciałaby zobaczyć archipelagi, dawno tam nie była, więc
pomyślałam, że to jest doskonała okazja. David wynajął dla nas
jakąś spacerową łajbę, podobno ma być bardzo wygodnie.
Oczywiście będzie z nami Ada, obiecałam jej to. Ona tu bardzo
ciężko pracuje, łapie każdą okazję pracy, więc czasem ciągnie
po dwanaście, a nawet szesnaście godzin. Jest niezastąpiona.
Zawsze chętna i dyspozycyjna. Czasem nawet leci na zmywak, gdy jest
taka potrzeba.
- Bo chyba wszystkie Polski są takie
pracowite, prawda ciociu? - wtrącił się Liam, a Steffi szybko
przetłumaczyła to Marii.
- Coś w tym jest... Ale są i
leniwe, jak wszędzie, jak w każdej nacji.
Później Liam
zaczął wypytywać o podróż, o Polskę, o pierwsze wrażenia ze
Szwecji, lecz rozmowa była bardzo powolna przez konieczność
ustawicznego tłumaczenia, aby i ciocia Marysia nie była
odizolowana. Stryj Tomasz niby znał angielski, jednak mowa potoczna
sprawiała mu spory kłopot. Trzeba było mówić do niego powoli i
bardzo wyraźnie. Żartował, że po takiej rozmowie bardzo bolą
ręce.
Wypił trzy filiżanki kawy, zjadł sporo ciasta i w
końcu zadecydował, że teraz zajmie się twarzą Steffi. I nie
tylko twarzą. Ona niech teraz poszuka jakiegoś małego jasieczka, a
on idzie umyć ręce.
- Tomasz, kochanie – jęknęła
cicho Marysia. - On jest przemęczony tym dotykaniem chorych –
wyjaśniła Steffi. - Za dużo na siebie bierze. Każde takie zajęcie
się chorym to wielki ubytek energii, a on już nie ma jej za dużo.
Wciąż leczy dotykiem. Twojemu Liamowi też pomagał i to z daleka.
Godzinami wpatrywał się w jego zdjęcie i słał te swoje
uzdrawiające impulsy.
- Nie wiedziałam...
- Był
taki dzień, jeden dzień, że nie mógł poświęcić twemu mężowi
ani chwili i od razu u Liama
nastąpiło pogorszenie. Nikt ci o
tym nie mówił?
- Jakoś nie. Opowiedz mi ciociu...
W tym momencie z łazienki wrócił Tomasz i ciocia Marysia położyła
palec na ustach.
- Później – szepnęła.
Tomasz
usiadł w rogu kanapy, jasiek położył na swoich kolanach, a Steffi
kazał się położyć tak, by jej głowa znalazła się na tej
podusi. Następnie bez słowa zaczął wodzić palcami po jej twarzy,
szczególnie po bliznach. Dotyk rozgrzewał i jednocześnie koił. A
nieco później poczuła mrowienie na bliznach. Najmocniejsze na
policzku i na szczęce, gdzie był najbardziej widoczny „zakrętas”.
Niektóre ruchy Tomasz powtarzał niesłychaną ilość razy. Bez
pośpiechu. Czasem delikatnie, a czasem lekko naciskając lub nawet
rozciągając skórę.
- No dobrze, robimy przerwę –
powiedział po upływie więcej niż trzydziestu minut. - Odpocznij
trochę, a ja jeszcze napiję się kawy. I zjem to największe
ciastko z malinką. Boję się, by mi go ktoś nie sprzątnął
sprzed nosa! - zażartował puszczając oko do Steffi i sięgając po
ciastko. - A ten nos to ci świetnie zrobili. O ile dobrze pamiętam
to był złamany. Zgrubienie jest niemal niewyczuwalne.
- Za
to z żebrami chyba się nie popisali. Nie mogę nosić wysokich
obcasów, bo zaraz tam mnie boli.
- Z tego co pamiętam
miałaś także inne obrażenia...
- Tak... Nie bardzo chcę
o tym mówić.
- Kopali cię, tak?
- Tak.
-
A później którą stronę ciała najbardziej odczuwałaś?
- Lewą. I brzuch. Brzuch bardzo długo. Jeszcze po roku. Nawet
czasami jeszcze teraz mnie pobolewa.
- W którym miejscu?
- Najniżej.
- Dobre to ciastko. Ale drugiego takiego
samego chyba nie ma – zmartwił się przekręcając paterę z
ciastkami. - To może zjem jeszcze to z czekoladową kropką. Jak
odpocznę, pójdziemy do sypialni i troszkę mi się obnażysz. Jak
to lekarzowi – zakończył z uśmiechem.
Następny dzień
kobiety spędziły na zakupach. Steffi namawiała na różne „szalone
ciuszki” i za wszystko – oczywiście – płaciła. Ze
szczególnym pietyzmem zajmowała się Marysią. Dziewczęta miały
wzbogacić się o część garderoby Steffi, ale o tym jeszcze nie
wiedziały. Natomiast ciocia nosiła rozmiar czterdzieści dwa i
rzeczy Stefci były na nią za małe. Wróciły do hotelu obładowane
zakupami, dziewczęta przeszczęśliwe i rozszczebiotane, Maria zaś
bardzo skrępowana tym, że kuzynka wydała na nie trzy tak dużo
pieniędzy. Z jednaj strony zadowolona z zakupów, z drugiej –
kręciła na nie nosem. Po posiłku w restauracji wszyscy zebrali się
w salonie gospodarzy. Dziewczęta przymierzały nowe rzeczy,
„walczyły” o uwagę ojca, a ten, jak i żona, w różny sposób
wyrażał swoje niezadowolenie. Liam śmiał się pod nosem
obserwując szczęśliwe dziewczyny. Kiedy zapanował względy
spokój, Steffi przyniosła dwa naręcza swoich łaszków – i znów
się zaczęło...
- A już było tak dobrze! - jęknął
Tomasz. - Jak my się zabierzemy z taką ilością ubrań do Polski?
Nadbagaż jest murowany!
Pod nieobecność pań znów
zajmował się Liamem. Już przypuszczał, że młody ma problemy z
potencją, ale nic na ten temat nie mówił i nie dopytywał się.
Zajmował się głównie głową Liama, nadal nie mógł „przebić
się” przez niewidzialną zaporę. Twarz Stefci „wygładził”
zanim ona nałożyła makijaż. Cieszył się, że odczuwa jego
działanie w postaci mrowienia, bo to znaczyło, że dotyk niósł
pozytywne zmiany. Natomiast brzuch bratanicy pozostawał dla niego
tajemnicą. Nie czuł w nim nic, co by wymagało interwencji. Gorzej
było z lewym udem w pobliżu kolana. Tam zaczynały się jakieś
zmiany i Tomasz całą siłą woli koncentrował się na nich. Po
latach mogło się tam coś złego rozwinąć, ale – na szczęście
– mógł temu zapobiec.
Teraz patrzył na swoje szczęśliwe
dziewczyny (w tym żonę) i choć rozrzutność Stefci go krępowała
– to cieszył się ich radością.
fot. Pixabay
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz