niedziela, 13 listopada 2022

STEFCIA Z WIERZBINY


 

Cz. 12. (68) Lato w Göteborgu 1976 r.– u Sofii. Stryj Tomasz z rodziną

Wiktor co kilka dni wpadał do Liama, często rozmawiali telefonicznie. Przyjeżdżał także Viggo Molin i Thorsten Eklund, usiłowali wyciągnąć Liama do pubu, ale on nigdzie nie chciał iść bez Steffi, a ona ostatnio czuła się nieco osłabiona i jakoś nie miała chęci na obce towarzystwo. Chciała przed przyjazdem rodziny posegregować ubrania, by niektóre oddać swym młodym kuzynkom, o ile tylko okażą się na nie dobre. Inne rzeczy pakowała już na wyjazd do Polski, szczególnie te zimowe. Na zaproszenie Kristiny spędzili w jej pracowni kilka godzin i Liam kupił następne dwa obrazy. Innego dnia pojechali do znajomej Liama, tej od wikinga. Steffi była tam pierwszy raz. Sofia miała dwupoziomowy własny sklep z pamiątkami – same rękodzieła. Od strony ulicy było niewielkie pomieszczenie z najpopularniejszymi gadżetami, a po drewnianych (i niezbyt wygodnych) schodach wchodziło się na piętro do obszernego salonu z różnościami ręcznej roboty – szydełkowe serwety i firany, wełniane narzuty, ręcznie robione swetry, a także delikatne letnie ażurowe bluzeczki i sukienki, zimowe szale, czapki, rękawiczki, ogromny wybór drewnianych i metalowych rzeźb, trochę szklanych bibelotów, ręcznie robione okazjonalne kartki i wiele innych niezwykłych przedmiotów. Był między innymi olbrzymi wybór fajek, lasek, skórzanych tłoczonych torebek, ręcznie szytych ze skóry rękawiczek damskich i męskich, srebrnych ozdób i innych rzeczy, aż po zawrót głowy! Uwagę zwracały przepiękne witraże, w sam raz do zawieszenia w oknie. Zaś na środku dumnie stały dwa bujane fotele. Nie było tłumu kupujących, jednak co chwila wchodził klient i nie wychodził z pustymi rękami.
- Pooglądajcie sobie troszkę, za pół godziny zamykam i będę mogła wypić z wami kawę. Cudną masz żonę, Liam. Cieszę się, że mogę ciebie poznać.
W drodze do sklepu Liam powiedział, że Sofia dość mocno utyka na lewą nogę i ma niedowład lewej ręki – to na skutek upadku z huśtawki w dzieciństwie. Teraz opiekuje się chorą matką, więc musi mieszkać na parterze, by móc wywozić matkę na spacery inwalidzkim wózkiem. W związku z tym przebudowała wnętrze domu i z drugiego piętra sprowadziła się na parter. Na drugim piętrze ma teraz magazyn i pokój przyjęć dla dostawców towaru. Zatrudnia pracownicę na pół etatu, zazwyczaj w porze największego ruchu, albo wtedy, gdy wiezie matkę nawet na cały dzień do lekarza, na badania i tym podobne.
- Kupimy coś u niej? - zapytała Steffi.
- Koniecznie!
I Steffi oglądając te cudowności wybrała koronkową serwetę na okrągły stół w Wierzbinie, dla siebie jeden z bujanych foteli, dla Piotrusia figurkę psa i pasek do spodni, a Liama namówiła na skórkowe rękawiczki z bardzo delikatnej skóry. Podobne kupiła z myślą o ojcu. Dla babci wypatrzyła lekkuchną, chociaż wełnianą chustę. Byli ostatnimi klientami tego dnia. Liam od razu odniósł zakupy do auta, jedynie fotel na razier został, miał po niego przyjechać innym autem. Wrócił z dwoma bukietami kwiatów – dla Sofii i jej mamy. Starsza pani aż się rozpromieniła!
- Za rzadko przychodzisz – powiedziała do Liama po szwedzku. - Ostatnio kwiaty dostałam też od ciebie. Kiedy to było? Już nie pamiętam... Teraz starej kobiecie nikt nie daje kwiatów...
Ze słów starszej pani powiało goryczą.
- Chorowałem, chyba wiesz o tym.
- Tak, wiem. Modliłam się za ciebie.
- Dziękuję, Elisabeth. A to moja żona, Steffi.
- Mówisz, dziecko, po szwedzku?
- Staram się – odpowiedziała Steffi.
- Chodź, niech cię uściskam. Liam to bardzo dobry człowiek, więc bądź dla niego dobrą żoną. Zasługuje na to!
- Steffi jest idealną żoną. Lepszej bym nie znalazł. I bardzo się kochamy – zapewnił szybko Liam.
- Ten sklep jest zasługą Liama. Mówił ci o tym?
- Nigdy. Ani słowa.
- Dzięki twemu mężowi mamy dach nad głową i utrzymanie. Dużo mu zawdzięczamy. Bardzo dużo. Może ci kiedyś opowie. To było prawie w tym samym czasie – moja choroba i to, że Sofię porzucił mąż. W zasadzie nie miałyśmy z czego żyć, a Liam nam tu wszystko urządził. I jesteśmy razem. Córka może się mną opiekować i jednocześnie pracować. To bardzo wiele dla mnie znaczy. Dla nas, bo nie tylko dla mnie.
Steffi rada by usłyszeć całą historię, ale Sofia zaprosiła ich do stołu na kawę lub mrożoną herbatę – do wyboru, oraz na kupne kruche ciasteczka.
- Nie spodziewałyśmy się gości – tłumaczyła się nieco zażenowana. - Wiesz – zwróciła się do Steffi – u nas każdą wizytę zapowiada się telefonicznie. Jedynie Liam wyłamuje się z tego zwyczaju, ale, jak słyszałaś, on u nas jest na specjalnych prawach. To ulubieniec mojej mamy, tak ważny, jak rodzony syn, a może nawet jeszcze ważniejszy!
Sofia nie kryła zadowolenia z tego, że kupili u niej tak drogie rzeczy. Powiedziała, że te najdroższe zazwyczaj długo czekają na amatora. Dwie godziny na rozmowie minęły jak z bicza strzelił i Steffi zarządziła powrót.
- Ale nie słyszałaś jeszcze opowieści o wikingu! - sprzeciwił się Liam. - O tej figurce, którą dostałaś ode mnie i którą tak pieczołowicie oczyszczasz z kurzu.
- Istotnie – Steffi usiadła znów na fotelu.
- Och, nie wiele jest tu do opowiadania. Wielu moich dostawców to ludzie ułomni, kalecy. Mój rzeźbiarz też do nich należy. Stracił w wypadku obie nogi, ale nigdy się nie poddał. Nie wiem, kim jest bardziej – poetą czy rzeźbiarzem. Kiedyś dostarczył mi całą kolekcję takich ludzików, a wśród nich tego wikinga. Björn tradycyjnie nie maluje swoich rzeźb, jedynie lakieruje. Ale od niedawna czasem maluje je jego wnuczka, taka około trzynastoletnia dziewczynka. Björn uznał tę figurkę za nieudaną, bo ma za długie nogi jak na wikinga, a jej ręce układają się w jakimś dziwnym geście. Może dlatego dziewczynka odważnie eksperymentowała. No i wyszedł jej Liam. To aż niesłychane, że w tak maleńkiej figurce można zawrzeć tyle podobieństwa do prawdziwego, żyjącego człowieka. I to cała historia.
Rozmawiali jeszcze chwilę o różnych rzeczach i w końcu zdecydowali się na powrót, tym bardziej, że starsza pani wydawała się być zmęczona.
Steffi była skupiona na bliskim już przyjeździe stryja Tomasza. Mieli zamieszkać w pobliżu ich apartamentu, na tym samym piętrze. W zasadzie pomieściliby się w apartamencie, ale Steffi nie chciała ograniczać swobody męża. Ona sama teraz dużo pracowała, chcąc wygospodarować jak najwięcej czasu dla rodziny, gdy w końcu przyjadą.
I wreszcie przyjechali.
Nawet hotelowa załoga była tym poruszona, bo Liam – jak nigdy! - poprosił o najwyższą jakość w obsłudze tych wyjątkowych gości. Czystość, zawsze świeże kwiaty, spełnianie życzeń, dokładne informacje w razie potrzeby. Nieustająca grzeczność i uprzejmość. W zasadzie cała załoga była do tego przyzwyczajona, więc nawet nie wiedziano, co można by jeszcze dodać. Ale szef poprosił i to od razu podniosło rangę gości.
David, Steffi i Liam dwoma samochodami pojechali do Sztokholmu. Była ładna pogoda i – szczęśliwie - samolot przyleciał o czasie. Szybko odnalazły się podróżne bagaże, później jechali do Göteborg wśród radosnych okrzyków i mimo zmęczenia – szczęśliwi. Ciocia Marysia wcale nie znała angielskiego, dziewczęta – tylko pojedyncze słowa, choć starały się podciągnąć w angielskim odkąd zapadło postanowienie, że jadą całą rodziną. Stryj Tomasz, ponieważ czytywał anglojęzyczne pisma medyczne, dużo rozumiał, lecz mówił raczej kiepsko. Steffi cały czas musiała robić za tłumacza.
Po rozlokowaniu się w hotelowych pokojach cała rodzina zebrała się w salonie Steffi i Liama, gdzie już czekał na nich obfity poczęstunek. Po tak długiej podróży wszyscy byli głodni. Ale na stole znalazły się też polskie przysmaki przygotowane bądź kupione przez stryjostwo. Były nawet marynowane prawdziwki i gorące gołąbki oraz bigos. Dyskutowano o podróży i pierwszych wrażeniach ze Szwecji, padało mnóstwo pytań, wybuchały salwy śmiechu i radosne okrzyki. Kasia była wesoła, rozszczebiotana, trochę frywolna. Dorotka, choć młodsza o dwa lata od siostry, miała w sobie więcej powagi. Obie były bardzo ładne – jak to Polki – podsumował Liam. Nawet zainteresował się tym, czy mają już chłopaków w Polsce.
- Dobrze mi bez chłopaka – odpowiedziała Kasia.
- Mam jeszcze dużo czasu – stwierdziła Dorotka.
I obie śmiały się do Liama.
Chciały jak najszybciej pójść na miasto, może nawet do pubu Wiktora, więc Staffi przywołała Adę, która ucieszyła się z niespodziewanie wolnego od pracy czasu i w ciągu godziny zabrała dziewczęta. Steffi na odchodnym wetknęła dziewczętom po zwitku banknotów.
Marysia, wyraźnie zmęczona, podrzemywała w fotelu, mówiła, że nie śpi, ale oczy same się jej zamykały i co chwilę głowa opadała na bok. Mimo perswazji Steffi i Tomasza – nie chciała się położyć.
Natomiast stryj Tomasz siedział w bujanym fotelu, lekko się kołysał i uważnie obserwował Steffi oraz Liama.
Fotele już były dwa, ponieważ Liamowi spodobało się tak to kołysanie. Dokupił dwa miękkie szare wełniane pledy oraz barwne do nich poduchy i kołysał się podobnie jak Tomasz.
- Czy pozwolisz, abym cię zbadał? - zapytał Tomasz, kierując te słowa do Liama.
Liam obejrzał się dość nerwowo na Steffi, a ona z uśmiechem zachęcająco pokiwała głową.
- Tak, oczywiście – zgodził się Liam.
- To chodźmy do twojej sypialni. Rozbierzesz się, a ja cię trochę po dotykam.
- Bez stetoskopu?
- Mam go w moich palcach – zażartował stryj. - Tylko najpierw muszę dokładnie umyć ręce, bo będę cię dotykał bez rękawiczek. A ty, Stefciu, zmyj z twarzy makijaż, bo i ciebie muszę trochę po dotykać. I to nie tylko po twarzy. Chcę znaleźć wszystkie te miejsca, które zostały uszkodzone podczas napaści. Dobrze?
- Czy to konieczne? - zawahała się Steffi.
- Na pewno ci nie zaszkodzę. Ale nie musisz się spieszyć, bo badanie Liama i tak zajmie mi dłuższą chwilę...

Panowie wyszli, a Steffi zajęła się sprzątaniem ze stołu. Resztki niektórych potraw schowała do lodówki i telefonicznie poprosiła obsługę o uprzątnięcie stołu. Później dostarczono jej zestaw różnych słodkich smakołyków, a ona dodała przywieziony przez ciocię Marysię sernik i sękacz. Sękacze przywieziono im dwa, ale jeden pokrojono i uzupełniono nim puste miejsca w kartonie, obok tego niepokrojonego, nawet do otworu w środku włożono kawałeczki ciasta. Było przepyszne! Później Steffi zmyła makijaż.
Ciocia nadal spała, czasem nawet chrapała. Podstawiła pod jej nogi podnóżek i przykryła lekkim szalem, choć było ciepło. Był piękny, sierpniowy dzień, prawdziwe lato. Tylko noce i poranki należały już do zdecydowanie chłodniejszych.
Czas się dłużył. Z sypialni nie dochodziły żadne głosy. Wreszcie, gdy upłynęło około półtora godziny, drzwi się otworzyły i wyszedł Tomasz. Sprawiał wrażenie mocno zatroskanego.
- Mogę prosić o kawę? - zagadnął bratanicę.
- Już robię – odpowiedziała i na kilka minut zniknęła w kuchni.
Gdy wróciła do salonu z zastawioną tacą był już tu Liam i też chętnie wyciągnął rękę po filiżankę. - I co, stryjku? Nic nie mówisz o zdrowiu mego męża...
- A co tu mówić? Z kręgosłupem jest całkiem dobrze. Podobnie z ręką. Serce jest osłabione, na serce radzę uważać. Natomiast głowa... Z nią jest najgorzej. Jeszcze nie spotkałem się z takim przypadkiem. Mam wrażenie, jakby otoczona była jakimś pancernym kaskiem. Nie mam do niej dostępu. Od strony karku jest nieźle, ale tylko tam. Po prostu totalna blokada...
- Tomku, oszczędzaj się trochę. Mam wrażenie, że jesteś wyczerpany – cicho po polsku powiedziała ciocia Marysia. Obudziła się i też sięgnęła po kawę.
Tomasz popatrzył na nią z wymówką.
- Proszę – zachęciła Steffi podsuwając stryjostwu ciasto.
Stryj od razu nałożył sobie trzy różne ciastka – najwyraźniej potrzebował się wzmocnić nie tylko kawą.
- Odpocznę chwilę i pospaceruję po twoich bliznach – uprzedził bratanicę. - A wiadomo, kiedy wrócą dziewczynki?
- Tego nie wie nikt – uśmiechnął się Liam odstawiając niemal pustą filiżankę. - Mam nadzieję, że nie stawialiście im jakichś specjalnych ograniczeń.
- To rozsądne dziewczyny, nie trzeba się o nie martwić – zgodził się Tomasz, a Steffi przetłumaczyła cioci rozmowę.
- Dopiero teraz widzę, jakie to kalectwo nie znać obcych języków – pokiwała głową Maria. - O, jakie to dobre! - dodała smakując ciasto z hotelowej restauracji. - A i kawę masz pyszną, pewnie z ekspresu. Ciągle mam zamiar go kupić, ale jakoś tak schodzi...
- Co tam u babci słychać? - zainteresował się Tomasz. - Już dawno nie miałem z nią kontaktu. Dobrze jej na słoneczku?
- Mówiła, że nic a nic nie bolą ją plecy, ale już bardzo tęskni za Wierzbiną.
- A Piotruś?
- Teraz dla niego najważniejsza jest woda. Podobno już nauczył się pływać delfinem. Znasz ten styl? Wygląda na to, że jest szczęśliwy. Nawet nie zapytał o swego psa. Ale tato... Boję się, by przez tyle zajęć nie podupadł znacząco na zdrowiu. On w ogóle nie odpoczywa! Śpi po pięć godzin na dobę, albo i mniej. Na szczęście remont dobiega końca. Podobno została już tylko kosmetyka. Stara się domknąć wszystkie sprawy domowe przed powrotem babci.
- Bela mu nie pomaga?
- Ależ skąd! Dobrze, że nie przeszkadza. Czasem wpada na kieliszek koniaku i na fajeczkę.
- Dalej gra w karty?
- Przecież wiesz... Podobno niedawno przegrał jakąś znaczną kwotę... Cały nasz Bela.
- Mamy jakieś plany na jutro?
- Połazimy trochę po mieście. Pokażemy wam kilka ciekawych miejsc. A pojutrze jedziemy do Sztokholmu i będziemy się zachwycać archipelagami. Dołączy do nas Olof, brat Liama. Być może będzie z całą rodziną. A wieczorem poznacie Alice i jej męża, oraz Barbro. Bez męża. Mamy zarezerwowaną restaurację. Będzie nam towarzyszył David Blomkvist, Thorsten Eklund, a być może także Viggo Molin. Namawiałam na wyprawę Wiktora Granta, to jest właściciela pubu, ale jeszcze nie był zdecydowany, coś ważnego ma do załatwienia. W zasadzie trochę się wymigiwał. Zaprosiłam na wyprawę także naszą znajomą malarkę, Kristinę Ulvacus. Kiedyś mówiła, że chciałaby zobaczyć archipelagi, dawno tam nie była, więc pomyślałam, że to jest doskonała okazja. David wynajął dla nas jakąś spacerową łajbę, podobno ma być bardzo wygodnie. Oczywiście będzie z nami Ada, obiecałam jej to. Ona tu bardzo ciężko pracuje, łapie każdą okazję pracy, więc czasem ciągnie po dwanaście, a nawet szesnaście godzin. Jest niezastąpiona. Zawsze chętna i dyspozycyjna. Czasem nawet leci na zmywak, gdy jest taka potrzeba.
- Bo chyba wszystkie Polski są takie pracowite, prawda ciociu? - wtrącił się Liam, a Steffi szybko przetłumaczyła to Marii.
- Coś w tym jest... Ale są i leniwe, jak wszędzie, jak w każdej nacji.
Później Liam zaczął wypytywać o podróż, o Polskę, o pierwsze wrażenia ze Szwecji, lecz rozmowa była bardzo powolna przez konieczność ustawicznego tłumaczenia, aby i ciocia Marysia nie była odizolowana. Stryj Tomasz niby znał angielski, jednak mowa potoczna sprawiała mu spory kłopot. Trzeba było mówić do niego powoli i bardzo wyraźnie. Żartował, że po takiej rozmowie bardzo bolą ręce.
Wypił trzy filiżanki kawy, zjadł sporo ciasta i w końcu zadecydował, że teraz zajmie się twarzą Steffi. I nie tylko twarzą. Ona niech teraz poszuka jakiegoś małego jasieczka, a on idzie umyć ręce.
- Tomasz, kochanie – jęknęła cicho Marysia. - On jest przemęczony tym dotykaniem chorych – wyjaśniła Steffi. - Za dużo na siebie bierze. Każde takie zajęcie się chorym to wielki ubytek energii, a on już nie ma jej za dużo. Wciąż leczy dotykiem. Twojemu Liamowi też pomagał i to z daleka. Godzinami wpatrywał się w jego zdjęcie i słał te swoje uzdrawiające impulsy.
- Nie wiedziałam...
- Był taki dzień, jeden dzień, że nie mógł poświęcić twemu mężowi ani chwili i od razu u Liama
nastąpiło pogorszenie. Nikt ci o tym nie mówił?
- Jakoś nie. Opowiedz mi ciociu...
W tym momencie z łazienki wrócił Tomasz i ciocia Marysia położyła palec na ustach.
- Później – szepnęła.
Tomasz usiadł w rogu kanapy, jasiek położył na swoich kolanach, a Steffi kazał się położyć tak, by jej głowa znalazła się na tej podusi. Następnie bez słowa zaczął wodzić palcami po jej twarzy, szczególnie po bliznach. Dotyk rozgrzewał i jednocześnie koił. A nieco później poczuła mrowienie na bliznach. Najmocniejsze na policzku i na szczęce, gdzie był najbardziej widoczny „zakrętas”. Niektóre ruchy Tomasz powtarzał niesłychaną ilość razy. Bez pośpiechu. Czasem delikatnie, a czasem lekko naciskając lub nawet rozciągając skórę.
- No dobrze, robimy przerwę – powiedział po upływie więcej niż trzydziestu minut. - Odpocznij trochę, a ja jeszcze napiję się kawy. I zjem to największe ciastko z malinką. Boję się, by mi go ktoś nie sprzątnął sprzed nosa! - zażartował puszczając oko do Steffi i sięgając po ciastko. - A ten nos to ci świetnie zrobili. O ile dobrze pamiętam to był złamany. Zgrubienie jest niemal niewyczuwalne.
- Za to z żebrami chyba się nie popisali. Nie mogę nosić wysokich obcasów, bo zaraz tam mnie boli.
- Z tego co pamiętam miałaś także inne obrażenia...
- Tak... Nie bardzo chcę o tym mówić.
- Kopali cię, tak?
- Tak.
- A później którą stronę ciała najbardziej odczuwałaś?
- Lewą. I brzuch. Brzuch bardzo długo. Jeszcze po roku. Nawet czasami jeszcze teraz mnie pobolewa.
- W którym miejscu?
- Najniżej.
- Dobre to ciastko. Ale drugiego takiego samego chyba nie ma – zmartwił się przekręcając paterę z ciastkami. - To może zjem jeszcze to z czekoladową kropką. Jak odpocznę, pójdziemy do sypialni i troszkę mi się obnażysz. Jak to lekarzowi – zakończył z uśmiechem.
Następny dzień kobiety spędziły na zakupach. Steffi namawiała na różne „szalone ciuszki” i za wszystko – oczywiście – płaciła. Ze szczególnym pietyzmem zajmowała się Marysią. Dziewczęta miały wzbogacić się o część garderoby Steffi, ale o tym jeszcze nie wiedziały. Natomiast ciocia nosiła rozmiar czterdzieści dwa i rzeczy Stefci były na nią za małe. Wróciły do hotelu obładowane zakupami, dziewczęta przeszczęśliwe i rozszczebiotane, Maria zaś bardzo skrępowana tym, że kuzynka wydała na nie trzy tak dużo pieniędzy. Z jednaj strony zadowolona z zakupów, z drugiej – kręciła na nie nosem. Po posiłku w restauracji wszyscy zebrali się w salonie gospodarzy. Dziewczęta przymierzały nowe rzeczy, „walczyły” o uwagę ojca, a ten, jak i żona, w różny sposób wyrażał swoje niezadowolenie. Liam śmiał się pod nosem obserwując szczęśliwe dziewczyny. Kiedy zapanował względy spokój, Steffi przyniosła dwa naręcza swoich łaszków – i znów się zaczęło...
- A już było tak dobrze! - jęknął Tomasz. - Jak my się zabierzemy z taką ilością ubrań do Polski? Nadbagaż jest murowany!
Pod nieobecność pań znów zajmował się Liamem. Już przypuszczał, że młody ma problemy z potencją, ale nic na ten temat nie mówił i nie dopytywał się. Zajmował się głównie głową Liama, nadal nie mógł „przebić się” przez niewidzialną zaporę. Twarz Stefci „wygładził” zanim ona nałożyła makijaż. Cieszył się, że odczuwa jego działanie w postaci mrowienia, bo to znaczyło, że dotyk niósł pozytywne zmiany. Natomiast brzuch bratanicy pozostawał dla niego tajemnicą. Nie czuł w nim nic, co by wymagało interwencji. Gorzej było z lewym udem w pobliżu kolana. Tam zaczynały się jakieś zmiany i Tomasz całą siłą woli koncentrował się na nich. Po latach mogło się tam coś złego rozwinąć, ale – na szczęście – mógł temu zapobiec.
Teraz patrzył na swoje szczęśliwe dziewczyny (w tym żonę) i choć rozrzutność Stefci go krępowała – to cieszył się ich radością.

fot. Pixabay

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz