piątek, 16 września 2022

STEFCIA Z WIERZBINY - tom II


 

Stefcia z Wierzbiny - tom II - © Elżbieta Żukrowska

Cz. 3. (59.) Maj 1976 r. Göteborg i polskie dziewczyny

- Mów!
- Kiedy się boję...
- A przywieźć mi czwartą dziewczynę na głowę to się nie bałaś?
- Bałam się jak cholera! Ale o wszystkim dowiedziałam się dopiero w samolocie.
- Chryste Panie! A co ja mam teraz zrobić?
- Stefcia, będzie dobrze. Najwyżej weźmiemy ją na swoje utrzymanie. Ona zna perfekt angielski, przecież jest po filologii angielskiej. Ona znajdzie sobie pracę. Za tydzień lub dwa odłączy się od nas. Ja... Ja... No, nie mogłam się wykręcić. Ona jest w ciąży, nie mogłam zostawić jej samej.
- Co? Jeszcze i w ciąży? Boże, ratuj mnie! Liam mnie zabije!
- Jak z nim porozmawiam, to on wszystko zrozumie i nawet pomoże...
- Ty jesteś chora! Upadłaś na głowę! Załatwiłam wam pracę. Znalazłam mieszkanie w dobrym miejscu. Wynegocjowałam doskonałą cenę, a nawet zapłaciłam z góry za trzy miesiące. A wy mi taki numer? Iga, to się w głowie nie mieści! Za kogo ty mnie masz? I jeszcze ta ciąża... Co ja mam teraz zrobić? Jak mam o tym powiedzieć Liamowi? Nawet ta kobieta może was wyrzucić z mieszkania! Jezu! Tego się po tobie nie spodziewałam! Iga, czy ty w ogóle sobie zdajesz sprawę w jakiej sytuacji mnie postawiłaś? Pierwszy raz ściągam moje koleżanki, by im pomóc, a one robią mi taki numer! To się w głowie nie mieści! Iga, to nie jest Polska! Tu się takich spraw nie mota. Nie zwala się komuś na głowę swoich problemów! Jestem tak zdenerwowana, że nie mogę usiąść za kierownicą. Muszę najpierw ochłonąć. Jak mogłaś mi to zrobić? Jak mogłaś?
Iga się rozpłakała, chwyciła Steffi w objęcia, chowając na jej ramieniu twarz.
- Wybacz mi, ale nie zostawiaj samej. Błagam!
Steffi odpowiedziała mocnym uściskiem. Wiedziała, że bywają dramatyczne sytuacje. Teraz właśnie została wkręcona!
- Ładujcie się do auta. Zawiozę was najpierw na stancję, chociaż były inne plany. Porozmawiam z właścicielką mieszkania, może się zgodzi za stosowną opłatą... Ale narozrabiałyście! Ja za chwilę też wsiądę. Muszę chwilę pomyśleć i ochłonąć.
Sytuacja wyglądała następująco:
Grażyna zaszła w ciążę i matka, gdy tylko się dowiedziała, wyrzuciła ją z domu. Miała właśnie nowego męża i sama była w ciąży. Grażyna uprosiła ją, by chociaż pozwoliła mieszkać jej w domu do czasu obrony pracy magisterskiej. Zgodziła się, ale ani dnia dłużej. Grażyna spakowała co ważniejsze rzeczy i wyniosłą je do koleżanki. Po obronie spakowała niewielki plecak – te resztki, na których jej zależało – w tym najszersze swoje ciuszki. Zostawiła na stole w kuchni klucze i zatrzasnęła za sobą drzwi. Matki nie było w domu. A dla niej nie było już do domu powrotu. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Pojechała tramwajem do Igi z nadzieją, że będzie mogła przenocować kilka nocy. I dowiedziała się, że Iga jedzie do Szwecji. Nie, nie poprosiła ją o zabranie ze sobą. Miała rozejrzeć się za pracą. Może nawet gdzieś na prowincji, byle z mieszkaniem. Tu, w Polsce. Jednakże słowo „Szwecja” zapaliło latarenki w jej głowie. Przez trzy miesiące pracy w Szwecji mogłaby się trochę odkuć. Wiedziała, że Iga jej ze sobą nie zabierze, chyba że zostanie postawiona przed faktem. Sama zaproponowała, że pojedzie kupić bilety, ma czas, a one są zajęte likwidowaniem mieszkania w Krakowie. Miała trochę swoich pieniędzy, jednak za mało, aby kupić bilet. Musiała dopożyczyć. Udało się. Teraz kupiła cztery bilety, ale o swoim nikomu nie powiedziała. Gdy przyszedł czas wyjazdu zaproponowała, że odprowadzi je na lotnisko. Po pożegnaniu przepuściła kilka osób w kolejce i sam się ustawiła do odprawy. Dziewczyny już się za nią nie oglądały, więc kiedy zajęła w samolocie miejsce obok nich były ogromnie zaskoczone. Przyznała się do ciąży i do tego, że musi jakoś na siebie zarobić, a do domu już nie może wrócić. Jedzie razem z nimi, a w Szwecji się zobaczy. Może w ostateczności przenocuje gdzieś na dworcu i wróci do domu z powrotem. Inna sprawa, że nie miała pieniędzy na powrotny bilet, ale do tego się nie przyznała.
- Porozmawiamy ze Stefcią, może nie będzie tak źle – pierwsza obecność Grażyny zaakceptowała Ada.
Iga siedziała naburmuszona i wściekła – w końcu Grażyna była jej bliską kuzynką, cioteczną siostrą, ich matki były rodzonymi siostrami. Ale na razie dusiła ją wściekłość. To Stefcia robi im przysługę, a one zwożą jej Grażynę, jako swój nadbagaż??? To było grubo nie w porządku wobec przyjaciółki. Tak się nie robi!
- Nie zdziwię się, jak Stefcia wyrzuci nas na zbity pysk! - powiedziała z irytacją.
- I będzie miała rację – przytaknęła Ada.
Elwira wolała się nie odzywać, ale i jej by było bardzo przykro, gdyby w wyniku podstępu Grażyny dostały wilczy bilet. Tak bardzo liczyła na szwedzki zarobek! Reakcja Steffi nikogo nie zaskoczyła – miała prawo być wściekła! Teraz trzeba jednak jakoś wybrnąć z sytuacji. Tymczasem ich przyjaciółka chodziła wokół samochodu i czekała, aż jej przejdą najgorsze dygotki. Wreszcie usiadła za kierownicą.
- Miałam inne plany na dziś, teraz muszę je trochę zmienić. Najpierw zawiozę was na stancję. Zobaczycie mieszkanie, mam nadzieję, że się wam spodoba. Ale tam nie ma czwartego łóżka do spania... Zostawię was, a sama znajdę właścicielkę i pogadam z nią. Za jakieś dwie godziny przyjedzie ktoś po was i zabierze do naszego hotelu na powitalną kolację. Nie ubierajcie się czasem wyskokowo, tak jak teraz jesteście ubrane będzie dobrze. Porozmawiam z Liamem i zobaczę, co się da załatwić. Nie przewidywaliśmy zatrudnienia dodatkowej osoby nawet na zmywaku. Mamy komplet. Ale porozmawiamy ze znajomymi. Twoja ciąża jest tu pewnym problemem. - To wszystko Steffi wygłosiła niemal jednym tchem, nie dopuszczając Grażyny do głosu, choć ta kilka razy usiłowała wpaść jej w słowa. Za każdym razem zarabiała kuksańca od siedzącej obok niej Igi. Steffi uruchomiła samochód. Później przez całą drogę nie odezwała się do dziewcząt ani jednym słowem, za to one pod koniec się rozgadały, komentując ulice, sklepy i przechodniów.
Wreszcie dojechały.
Steffi kazała im zabrać z auta swoje bagaże, a sama ruszyła do drzwi. Miała trzy komplety kluczy, po jednym dla dziewcząt. Otworzyła i weszła nie oglądając się na podróżniczki. Grażyna miała tylko plecak i ona pierwsza szła za Steffi.
- Auto jest nie zamknięte – przypomniała Elwira, gdy już wszystkie znalazły się w nowym lokum.
- Tu nie ma złodziei – odpowiedziała Steffi. Patrzyła po twarzach przybyłych, ciekawa ich reakcji.
Dwa pokoje i kuchnia. Łazienka. Przy większym pokoju niewielki balkonik. A na środku pokoju deska do prasowania i żelazko – powitalny prezent od Steffi. Była wciąż tak zła, że nie powiedziała, że to prezent od niej. Poszła od razu do kuchni i nastawiła wodę.
- Komu kawa, komu herbata? - zapytała normalnym głosem. - Lodówkę macie wstępnie zaopatrzoną. W łazience są podstawowe artykuły, na czele z papierem toaletowym. Pralnia jest w piwnicy, są jakieś kolejki, same musicie to wyniuchać, co i jak. Pamiętajcie, że w Szwecji kolejka to rzecz święta, nie grymasić i się nie wciskać bez kolejki, bo są specjalne listy i trzeba się ich trzymać. Pościel macie wypożyczoną z hotelu „Pod Różą”, tam będziecie pracowały już od jutra, tyle, że na drugą zmianę, a więc macie być w pracy o dziesiątej przed południem. Pracujecie przez dwanaście godzin, chyba że pani dyżurna zwolni was wcześniej. Nie przynieście mi wstydu. Mówiłam, że wszystkie znacie angielski. Elwira, powiedz coś po angielsku.
- Dlaczego jesteś taka surowa, zupełnie inna, niż mówiła Ada? - zapytała po angielsku Elwira.
- Bo jeszcze nie doszłam do siebie. Zafundowałyście mi niezły szok. Ja chcę kawę. Która zrobi? - usiadła, bo wciąż drżały jej nogi. Jak ma powiedzieć o tym wszystkim Liamowi? Nie bała się męża, ale było jej straszliwie wstyd. Tak się nie robi! Nie robi! Nie robi! - Nie ma czwartej pościeli i łóżka. Tę noc musicie się jakoś przemęczyć, a jutro coś wymyślimy, o ile właścicielka nie wyrzuci nas na zbitą twarz, bo i tak też może być. A ty, Grażynko, powiedz mi teraz, jak chcesz szukać pracy dla siebie? Jak się za to zabierzesz?
- Może przejdę się po sklepach i popytam, czy nie potrzebują ekspedientki. I po pubach, może potrzebują kogoś na zmywak. Czasem w takiej rozmowie ktoś coś poleci. Nawet jakiś zakład przemysłowy, na przykład szycie żagli. Umiem szyć na maszynie.
- Na takiej przemysłowej? A może do sortowni śledzi czy innych halibutów? - nie wytrzymała Iga. - Wytrzymasz w takim specyficznym zapachu? O pracy zgodnie z kwalifikacjami nawet nie masz co marzyć. Już prędzej jakaś budka z lodami czy niewielka piekarnia.
- Wezmę to, co mi się trafi. Na pewno nie będę wybrzydzać – zapewniła Grażyna, poprawiając włosy związane w koński ogon.
- Ale fajny balkonik – cieszyła się Elwira zaglądając we wszystkie kąty mieszkania.
- Czasem tam prania nie wieszajcie – upomniała Steffi.
- Mam domowy sernik, mama upiekła specjalnie dla ciebie i dla Liama – powiedziała Ada, stawiając przed Steffi kawę. - Weźmiesz teraz, czy mam go dostarczyć do hotelu?
- Może ukrój dziewczętom po kawałku, a resztę zabiorę dla Liama. On uwielbia polski sernik. Wiecie, że on nadal jest chudy jak patyk? Wydawało się nam, że mając dużo mnie ruchu może zacząć gwałtownie tyć, a on nadal ma niedowagę. Byliśmy niedawno w tym jego północnym hotelu i Ana, to jest tamtejsza zarządzająca i kucharka w jednej osobie, aż załamała nad Liamem ręce. Takiego chudego jeszcze go nie widziała.
- Ja mam dla Liama buteleczkę żubrówki – pochwaliła się Iga.
- Przykro mi, ale ja nic nie mam. Wcale nie miałam tego głowy. Bardzo przepraszam – szepnęła zażenowana Elwira.
- A ja mam! Mój znajomy w ostatniej chwili wcisnął mi paczkę polskich kabanosów. Czy Liam lubi polską kiełbasę? - zapytała Grażyna.
- Ty lepiej trzymaj ją dla siebie, byś z głodu nie padła zanim dostaniesz pracę – syknęła ze złością Iga.
Ada wydzieliła bardzo małe porcje sernika i stawiając je na stole powiedziała:
- To tak, jakby sam Liam was częstował. Jedzcie i chwalcie.
- O, Liam na pewno nie jest taki skąpy, jego kawałki by były trzy razy większe – zapewniła ze śmiechem Steffi.
Nareszcie jakiś śmiech, właściwie zalążek śmiechu, a wystarczyło, by rozluźnić atmosferę.
- To pamiętajcie – mniej więcej za dwie godziny przyjedzie po was prawdopodobnie Cristel, bądźcie gotowe. - Ja już muszę do Liama. Tylko to ciasto, Ado...
- Zaniosę je do samochodu.
- Super.
Gdy już były przy samochodzie, Ada zapytała:
- Nadal się wściekasz?
- Może nie tyle się wściekam, co mi wstyd za moje rodaczki. Jak ja teraz Liamowi spojrzę w oczy? Zupełnie nie wiem, jak mu o tym wszystkim powiedzieć. Jest mi za Grażynę nieprawdopodobnie wstyd. Ale co się stało, to już się nie odstanie. Ty ją znałaś wcześniej?
- Spotkałam ją u Magdy może ze trzy razy i wydawała się do rzeczy. Lecz ciąża bardzo zmienia kobiety. Jest mi jej tak zwyczajnie, po babsku żal.
- Ale tak spadać komuś na głowę...? To jest... Szkoda słów. Co ja mam teraz zrobić? Nie przyjmę jej do pracy. Nie mogę.
- Wiem i rozumiem. Ona tego po prostu nie przemyślała. Zabrakło czasu. Chyba nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić. A zaszyć się w jakiejś pipidówce i uczyć angielskiego... Wiesz, jak nauczycielom teraz nędznie płacą. Może zadziałała chęć pokazania matce, że i bez jej pomocy sobie poradzi? A swoją drogą niezłą zołza musi być z tej matki.
- Ada, zrobię, co będę mogła. Ale u siebie nie dam jej pracy, nawet gdyby w cudowny sposób zwolniło się jakieś miejsce. Nie i już. Niech nie myśli, że trudne życie, że jej ciąża stawia mnie pod ścianą. To nie jest maleńka dziewczynka, a dorosła osoba.
- Myśmy z nią dużo w samolocie rozmawiały. W zasadzie to ona by chciała zagranicznego męża. Najlepiej przy tym przystojnego i bogatego. Bo ona ma wymagania! I absolutnie nie wierzę w to, że przyjmie pierwszą z brzegu pracę. Iga jej powiedziała, że dłużej niż przez tydzień nie będzie jej niańczyć, więc niech się spręża, choćby miała buty zdeptać. Lecz po jej minie widziałam, że nie będzie aż taka do roboty wyrywna. Szczególnie na zmywak, albo do opieki nad starszą osobą, bo i o tym myślałyśmy.
- Co by nie było – nie mam zamiaru świecić za nią oczami. A wy nie litujcie się za bardzo, bo ona wygląda mi na bardzo cwaną babę, a takich nie lubię.
- Cwana i ciąża?
- A skąd wiesz, że nie myślała, że na dziecko złapie chłopa? A on to kto?
- W zasadzie to nie wiem. Akurat o tym, nie chciała mówić. Podkreślała, że stało się i trudno. I tak sama poniesie konsekwencje.
- Co za głupia dziewucha! Chociaż go kochała?
- Właśnie chyba nie bardzo. Teraz jakoś wcale po nim nie rozpacza. W zasadzie to chyba jest wściekła, że musi urodzić. Tak dało się wyczuć między wierszami.
- Polska głupia dziewucha z zaścianka... Co za wstyd! Ale daję ci słowo, że zrobię, co w mojej mocy, uczciwie, by znaleźć jej jakąś pracę. Tylko się nad nią za bardzo nie rozczulajcie. Mnie się wydaje, że nie jest tego warta. A ta deska do prasowania i żelazko to prezent ode mnie. Aha, załóż szpilki. Wieczorem pójdziemy do pubu. A nuż widelec Grażynka pozna tam swego mężusia? Dziewczynom nie mów nic o pubie. Okey?
- Dzięki za prezenty. I za pełną lodówkę też. Zwrócimy ci kasę z pierwszych zarobków. Masz wielkie serce i cieszę się, że jesteś moją przyjaciółką.
- Drobiazg. A kiedy wasz ślub, to jest twój i Daniela?
- Nie spieszymy się. Odkładamy pieniądze. Może wspomagając się kredytem za kilka lat kupimy jakieś małe mieszkanie. Prawdę powiedziawszy przy mojej mamie jest nam bardzo wygodnie. A ona całym sercem polubiła Daniela. Dosłownie jak syna - na szczęście.
- No, to na razie. Ale obyś nie przeciągnęła struny.
Liam czekał na Steffi przy recepcji, rozmawiał z pracownikami. Na jej widok cały się rozpromienił i wstał z inwalidzkiego wózka. Podszedł do niej i objął mocnym uściskiem, pocałował kilka razy. Nie mieli zwyczaju afiszować się ze swymi uczuciami, teraz pracownicy, nieco zażenowani, niby to odwracali wzrok, jednak patrzyli ukradkiem. Steffi postawiła ciasto na ladzie i sama objęła mocno Liama.
- Stało się coś? – zapytała szeptem.
- Tak. Kocham cię tak, że aż boli. I nie mogłem się ciebie doczekać. To się stało.
- To chodźmy do domu. Ada dała dla ciebie ciasto. Liam... Ja też bardzo cię kocham. Bardzo, bardzo.
- To siadaj mi na kolanach i pojedziemy do nas.
Czasem w domu siadała tak na kolanach Liama, ale nigdy przy ludziach!
- Szybciej – przynaglił Liam. - I nie zapomnij o cieście.
W windzie całowali się namiętnie, łapczywie, gwałtownie!
- Jestem bardzo ciebie głodny!
W mieszkaniu pospiesznie zrzucali z siebie ubrania, by jak najszybciej skóra dotknęła do skóry. Liam bardzo dbał o to, by z tych miłosnych zmagań Steffi wychodziła zawsze głęboko zaspokojona, szczęśliwa. Choć bardzo się starał – nic więcej nie mógł zrobić. Jego żona nadal była dziewicą. Ubolewał nad tym, że nic więcej nie może jej dać. Tyle razy mieli nadzieję, że wreszcie dziś... I znów fiasko i ogromna rozpacz w Liama oczach...
- Kocham cię – mimo wszystko szeptał do niej najczulej.
- Kocham cię, mój jedyny – odpowiadała z pełnym przekonaniem. Nie mówiła mu o tym, ale też cierpiała. Obiecała przecież, że będzie jego najlepszym lekarstwem... A nie była. Nie była! Tak bardzo chciała, aby on czuł się spełniony jako mężczyzna! - Jesteś moim światem, moim szczęściem, moim niebem. Kocham cię najgłębiej, jak to jest możliwe – do krwi, do kości... Jesteś przez to w każdym zakamarku mego serca. Kocham cię aż do omdlenia, do braku tchu.
- Moja najdroższa! Moja ukochana ponad wszystko! - przytulał ją, a ona gładziła jego ciało i całowała najsłodziej, najbardziej namiętnie. Ale to nie niosło ukojenia, nie zaspakajało jego pragnień. Chwytał jej twarz w dłonie i okrywał pocałunkami. A jednocześnie wiedział, że jego miłość była najsmutniejsza na świecie – bezradna, pusta jak pęknięty dzban... I cóż z tego, że zagarnia ją pod siebie, że kładzie się na niej, że szepcze to wszystko, co zebrało się w głębi serca... To nic nie znaczy. Już nic nie znaczy. Dla niego. Dla niej. Nic z sobą nie niesie... Mgła...Mgła...
Któregoś dnia wróciła nieco wcześniej, niż mu zapowiedziała i zastała Liama ze śladami łez na twarzy. O nic nie pytała, bo i tak wszystko było aż nazbyt oczywiste – jej ukochany cierpiał i nigdy przy niej się nie skarżył. Objęła go wtedy, przytuliła, on zareagował gwałtownym wtuleniem się w jej ramiona. Dopiero po długiej chwili szepnął – dobrze, że już jesteś. Nie był w stanie zaakceptować swojej seksualnej ułomności. Brakowało mu ekstazy, jaką daje spełniona miłość. Wiedział, jak pięknie może być, a nie mógł tego osiągnąć. Pragnął Steffi tak bardzo, tak boleśnie, tak... Nie znajdował słów. Czasem – na zimno – rozmawiali o impotencji, o wykonanych telefonach, o daremnym dobijaniu się do fachowców – a jakby ich ze Szwecji wymiotło! Raz czy dwa miała ochotę tupnąć nogą i zażądać wyjazdu do Polski. Jakoś wierzyła, że w Polsce są odpowiedni lekarze. Coś ją powstrzymywało, nie naciskała. Ale on cierpiał! I to zapewne bardziej, niż mogła sobie wyobrazić.
Powinni powiedzieć o wszystkim Halvarovi. A może nawet Edwardowi i Beli. Szczególnie Beli. Dla niego nie było spraw nie do załatwienia.
- Powiemy im? Nie możesz być z tym problemem dłużej sam! Musi być jakieś rozwiązanie. Może tylko my nie widzimy tego rozwiązania. Może nam coś podpowiedzą – sugerowała, gdy Liam odsunął się od niej zniechęcony i załamany. - Twoje cierpienie... Kocham cię, Liam. Musimy coś z tym zrobić. A skoro nie dajemy sobie rady sami – musimy naszych bliskich poprosić o pomoc.
- Może masz rację. Ale dajmy sobie jeszcze trochę czasu, miesiąc lub dwa.
- Dobrze. Do końca sierpnia. Nie mogę patrzeć jak się męczysz i cierpisz. Próbowaliśmy już wszystkiego. Mam wrażenie, że im bardziej się spinasz – tym jest gorzej.
- Chyba masz rację. Staram się być rozluźniony i swobodny, jednak ulegam narastającej nadziei i... sama wiesz, co jest dalej.
Wiedziała. Miewał erekcję – ale bardzo mizerną. A gdy się zapalał – wszystko obumierało. Zagryzał usta z niewypowiedzianego, psychicznego bólu. Ostatnio często żałował, że nalegał na ślub, przez co uwięził Steffi przy sobie. Żałosny egoista – jakim prawem myślał tylko o sobie? Z zazdrością patrzył na obce dzieci. Chciał mieć dziecko! Chciał mieć dziecko ze Steffi. Chciał być mężem i ojcem. Takim prawdziwym. Ale o ojcostwie już nawet głośno nie wspominał. A tymczasem matka dwa razy pytała, czy Steffi jest w ciąży.
- Nie mówmy już o tym. Lepiej opowiedz, jak tam twoje przyjaciółki – poprosił Steffi.
- Jedna wielka katastrofa.
- Przecież przyjechały. Przyniosłaś ciasto. Właśnie – może zjemy po kawałku? - był zmęczony, ale też głodny.
- Przyjechało ich aż w nadmiarze. Jest jeszcze czarta dziewczyna. Doprawdy nie wiem, co z nią zrobić. Wcisnęła się im na siłę. Połapały się dopiero w samolocie – zaczęła Steffi i opowiedziała „za porządkiem” całą historię.
- Co za tupet! - zdumiał się Liam, nakładając sobie następny kawałek ciasta. - Ale ciasto jest wyśmienite! Masz zamiar tej dziewczynie pomóc? Jak ona ma na imię? - bo nie zapamiętałem.
- Grażyna. I do tego ta ciąża.
- Musimy jej pomóc.
- Jestem przeciwna. Niech sobie sama radzi. Postawiła wszystkich pod ścianą.
- Ale jest w ciąży. Nie, nie możesz być dla niej aż tak bardzo surowa.
- Ty wiesz, że mieliśmy tylko dwa miejsca, zgodziliśmy się jednak na trzy osoby. A teraz dochodzi czwarta. My musimy dbać o swoich pracowników. A tu dochodzi taka cwana damulka i natychmiast musimy jej pomagać. W zasadzie to mi bardzo szkoda Igi. To ona świeci oczyma za tę swoją kuzynkę.
- Coś jej znajdziemy, Steffi. Musimy coś znaleźć. I tak nam będzie łatwiej, niż jej.
- Masz bardzo dobre serce, mój ukochany mężu. Dobrze, skoro tak mówisz, to się zaangażuję w sprawę. Ale nie chcę, aby pracowała w naszym hotelu. Nie ufam jej. Przebierzesz się do kolacji?
- Obmyję się i zmienię koszulę. A ty? Może dziś wreszcie założysz czerwoną sukienkę? Proszę cię, Steffi...
- Koniecznie? - przekomarzała się robiąc zabawne minki.
- Tak, tak, tak! Wiesz, że później idziemy do pubu.
- Dla ciebie wszystko! - ucałowała męża, przebrała się i poprawiła makijaż. - I jak?
- Wyglądasz przepięknie! Lubię gdy się dla mnie ubierasz. Teraz nie mogę oderwać od ciebie oczu. Tyle czasu czekałem, aż będzie odpowiednia aura, byś mogła nałożyć tę sukienkę. Jest wspaniale! Fantastycznie! Chodź! Muszę cię znowu ucałować.
Poszli do restauracji przed czasem, bo nie chcieli, aby dziewczęta były zdezorientowane czekaniem na nich. Lepiej, aby to oni czekali. Wkrótce przyszły. Liam witał się nie wstając z wózka. Patrzył na nie z ciekawością. Widać było, że to są Polki – piękne, kwitnące młodością i urodą. Oczywiście jego Steffi była najpiękniejsza... I te jej długie, dziś rozpuszczone włosy... Jedyna... Ukochana... Aż serce zaciska się w przypływie nagłego bólu. Przecież wziął leki, więc nie powinno...
Początkowo rozmowa się nie kleiła. Dziewczyny były sztywne. Elwira najwyraźniej najpierw układała sobie zdanie w myśli, zanim je wypowiedziała głośno. Grażyna milczała. Iga usiłowała opowiadać o podróży, ale dopiero gdy Steffi zapytała Adę o obronę pracy magisterskiej – dziewczyny zaczęły prawdziwie rozmawiać. Wciąż powściągliwie, ale jednak. Liam do trzech zwracał się przez „pani”, jedynie do Ady mówił po imieniu. Iga, która kilka razy zwróciła się do niego po imieniu, powstrzymała się od swobodnego „ty” i też zaczęła do Liama mówić przez „pan”. Steffi obserwowała to z pewnym rozbawieniem. Oczekiwał, kiedy wreszcie padną jakieś słowa na temat sytuacji Grażyny.
Do posiłku kelner nalewał wino, ale Liam powiedział do niego coś po szwedzku i kieliszek Grażyny został napełniony sokiem. Steffi udała, że tego nie zauważa. Podobnie Ada.
- A ty dodzwoniłaś się do tej naszej gospodyni? - zapytała dla zmiany tematu i odwrócenia uwagi.
- Nie ma jej w domu. Dzwoniłam kilka razy, lecz nikt nie odbierał. Liam, jeśli się zgodzisz, to Ada przenocuje dziś u nas. Co ty na to?
- A mogę zaprotestować? Lubię nago chodzić po mieszkaniu, to dla Ady może być krępujące... A nawet szokujące.
- Mój Daniel też lata nago gdy tylko mamy nie ma w domu. Mężczyźni chyba to uwielbiają! - odpowiedziała żartem Ada.
- Skoro moja nagość nie przeszkadza, to zapraszamy całym sercem – nieco poważniej powiedział Liam.
- Trzeba będzie twoje rzeczy przewieźć do nas – zauważyła Steffi. - Jeśli Samson jest wolny, to moglibyście to załatwić przed pójściem do pubu. Przynajmniej, Aduś, zobaczysz jak mieszkamy. Od jutra czeka was harówka i to bardzo ostra. Berit jest bardzo wymagająca, więc nie liczcie na taryfę ulgową tylko z tego względu, że się znamy, że wy też jesteście Polkami.
- Kto to jest Berit? - zapytała Elwira.
- Żandarm w spódnicy, czyli wasza nadzorczyni. Pierwszy dzień to będzie bardziej nauka niż praca, ale nie sądzę, by Berit chciała pokazywać i uczyć czegoś dwa razy. Jest bardzo wymagająca. Dziewczynki wy moje, wiem, że nie muszę wam tego mówić, ale to tak dla porządku: pójście do łóżka z gościem oznacza natychmiastowy wypad z hotelu. Bez prawa powrotu. I oczywiście nie ma żadnego donoszenia na innych pracowników, bo my się na to nie nabieramy. Każda pilnuje swojej działki i stara się ze wszystkich sił. Czasem zdarza się, ale nie za często, że goście zostawiają pieniądze na stoliku. Taki ekwiwalent za super miłą obsługę, coś jak napiwek dla kelnera. To są wasze osobiste pieniądze, z nikim się nimi nie dzielicie, chyba że pracujecie we dwie. Co innego, gdy ktoś zostawi portfel, jakieś cenne drobiazgi typu złote spinki do koszuli, zegarek, obrączka, a zdarza się nawet teczka lub walizka – to z tym już trzeba do Berit albo do recepcji, zawsze z podaniem numeru pokoju. Raz mieliśmy kilka kosztownych sukien w szafie, innym razem zabawki dziecięce. Pamiętajcie – koniecznie numer pokoju. W tym nie wolno się pomylić. Najlepiej poinformować recepcję telefonicznie i ktoś do pokoju przyjdzie. A ponadto - jak w każdym przedsiębiorstwie – szef ma zawsze rację. W tym wypadku Berit. Zatem... radzę nie drażnić lwa.
- I w tym momencie zaczęłam się bać! - jęknęła Iga.
- I słusznie – przytaknął Liam. - Z Berit nie ma żartów. Tak jeszcze dla waszej informacji – dodał po chwili – my nie zawsze jesteśmy na miejscu. Często wyjeżdżamy nawet na kilka dni, a bywa, że i tygodni. Mam nadzieję, że do tego czasu pani, pani Grażyno, znajdzie dla siebie jakiś lokal, a Ada będzie mogła wrócić na swoje miejsce. Właśnie na dniach mamy zamiar wyjechać do Norwegii. Myślę, że pani rozumie naszą sytuację. Pomieszkiwanie Ady u nas nie może przeciągnąć się w nieskończoność.
Po tej przemowie Grażyna aż spąsowiała.
- Tak. Rozumiem – bąknęła przez zaciśnięte zęby.
- Dziękuję za to, co dla nas robicie – odważyła się odezwać Iga. - Bardzo to doceniamy. Za zaistniałą sytuację całą odpowiedzialność ponosi Grażyna i tylko ona powinna odczuć konsekwencje. Miejmy nadzieje, że dopisze jej szczęście. Nie chcemy państwu siedzieć na karku.
- W Szwecji są nieco inne obyczaje niż w Polsce – zauważyła ugodowo Steffi.

cdn.
fot. Łukasz Żukrowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz