Stefcia z Wierzbiny - tom II - © Elżbieta Żukrowska
Cz.
3. (59.) Maj 1976 r. Göteborg i polskie dziewczyny
-
Mów!
- Kiedy się boję...
- A przywieźć mi
czwartą dziewczynę na głowę to się nie bałaś?
- Bałam
się jak cholera! Ale o wszystkim dowiedziałam się dopiero w
samolocie.
- Chryste Panie! A co ja mam teraz zrobić?
- Stefcia, będzie dobrze. Najwyżej weźmiemy ją na swoje
utrzymanie. Ona zna perfekt angielski, przecież jest po filologii
angielskiej. Ona znajdzie sobie pracę. Za tydzień lub dwa odłączy
się od nas. Ja... Ja... No, nie mogłam się wykręcić. Ona jest w
ciąży, nie mogłam zostawić jej samej.
- Co? Jeszcze i w
ciąży? Boże, ratuj mnie! Liam mnie zabije!
- Jak z nim
porozmawiam, to on wszystko zrozumie i nawet pomoże...
- Ty
jesteś chora! Upadłaś na głowę! Załatwiłam wam pracę.
Znalazłam mieszkanie w dobrym miejscu. Wynegocjowałam doskonałą
cenę, a nawet zapłaciłam z góry za trzy miesiące. A wy mi taki
numer? Iga, to się w głowie nie mieści! Za kogo ty mnie masz? I
jeszcze ta ciąża... Co ja mam teraz zrobić? Jak mam o tym
powiedzieć Liamowi? Nawet ta kobieta może was wyrzucić z
mieszkania! Jezu! Tego się po tobie nie spodziewałam! Iga, czy ty w
ogóle sobie zdajesz sprawę w jakiej sytuacji mnie postawiłaś?
Pierwszy raz ściągam moje koleżanki, by im pomóc, a one robią mi
taki numer! To się w głowie nie mieści! Iga, to nie jest Polska!
Tu się takich spraw nie mota. Nie zwala się komuś na głowę
swoich problemów! Jestem tak zdenerwowana, że nie mogę usiąść
za kierownicą. Muszę najpierw ochłonąć. Jak mogłaś mi to
zrobić? Jak mogłaś?
Iga się rozpłakała, chwyciła
Steffi w objęcia, chowając na jej ramieniu twarz.
- Wybacz
mi, ale nie zostawiaj samej. Błagam!
Steffi odpowiedziała
mocnym uściskiem. Wiedziała, że bywają dramatyczne sytuacje.
Teraz właśnie została wkręcona!
- Ładujcie się do auta.
Zawiozę was najpierw na stancję, chociaż były inne plany.
Porozmawiam z właścicielką mieszkania, może się zgodzi za
stosowną opłatą... Ale narozrabiałyście! Ja za chwilę też
wsiądę. Muszę chwilę pomyśleć i ochłonąć.
Sytuacja
wyglądała następująco:
Grażyna zaszła w ciążę i
matka, gdy tylko się dowiedziała, wyrzuciła ją z domu. Miała
właśnie nowego męża i sama była w ciąży. Grażyna uprosiła
ją, by chociaż pozwoliła mieszkać jej w domu do czasu obrony
pracy magisterskiej. Zgodziła się, ale ani dnia dłużej. Grażyna
spakowała co ważniejsze rzeczy i wyniosłą je do koleżanki. Po
obronie spakowała niewielki plecak – te resztki, na których jej
zależało – w tym najszersze swoje ciuszki. Zostawiła na stole w
kuchni klucze i zatrzasnęła za sobą drzwi. Matki nie było w domu.
A dla niej nie było już do domu powrotu. Nie wiedziała, co ze sobą
zrobić. Pojechała tramwajem do Igi z nadzieją, że będzie mogła
przenocować kilka nocy. I dowiedziała się, że Iga jedzie do
Szwecji. Nie, nie poprosiła ją o zabranie ze sobą. Miała
rozejrzeć się za pracą. Może nawet gdzieś na prowincji, byle z
mieszkaniem. Tu, w Polsce. Jednakże słowo „Szwecja” zapaliło
latarenki w jej głowie. Przez trzy miesiące pracy w Szwecji mogłaby
się trochę odkuć. Wiedziała, że Iga jej ze sobą nie zabierze,
chyba że zostanie postawiona przed faktem. Sama zaproponowała, że
pojedzie kupić bilety, ma czas, a one są zajęte likwidowaniem
mieszkania w Krakowie. Miała trochę swoich pieniędzy, jednak za
mało, aby kupić bilet. Musiała dopożyczyć. Udało się. Teraz
kupiła cztery bilety, ale o swoim nikomu nie powiedziała. Gdy
przyszedł czas wyjazdu zaproponowała, że odprowadzi je na
lotnisko. Po pożegnaniu przepuściła kilka osób w kolejce i sam
się ustawiła do odprawy. Dziewczyny już się za nią nie oglądały,
więc kiedy zajęła w samolocie miejsce obok nich były ogromnie
zaskoczone. Przyznała się do ciąży i do tego, że musi jakoś na
siebie zarobić, a do domu już nie może wrócić. Jedzie razem z
nimi, a w Szwecji się zobaczy. Może w ostateczności przenocuje
gdzieś na dworcu i wróci do domu z powrotem. Inna sprawa, że nie
miała pieniędzy na powrotny bilet, ale do tego się nie przyznała.
- Porozmawiamy ze Stefcią, może nie będzie tak źle –
pierwsza obecność Grażyny zaakceptowała Ada.
Iga
siedziała naburmuszona i wściekła – w końcu Grażyna była jej
bliską kuzynką, cioteczną siostrą, ich matki były rodzonymi
siostrami. Ale na razie dusiła ją wściekłość. To Stefcia robi
im przysługę, a one zwożą jej Grażynę, jako swój nadbagaż???
To było grubo nie w porządku wobec przyjaciółki. Tak się nie
robi!
- Nie zdziwię się, jak Stefcia wyrzuci nas na zbity
pysk! - powiedziała z irytacją.
- I będzie miała rację
– przytaknęła Ada.
Elwira wolała się nie odzywać, ale
i jej by było bardzo przykro, gdyby w wyniku podstępu Grażyny
dostały wilczy bilet. Tak bardzo liczyła na szwedzki zarobek!
Reakcja Steffi nikogo nie zaskoczyła – miała prawo być wściekła!
Teraz trzeba jednak jakoś wybrnąć z sytuacji. Tymczasem ich
przyjaciółka chodziła wokół samochodu i czekała, aż jej
przejdą najgorsze dygotki. Wreszcie usiadła za kierownicą.
- Miałam inne plany na dziś, teraz muszę je trochę zmienić.
Najpierw zawiozę was na stancję. Zobaczycie mieszkanie, mam
nadzieję, że się wam spodoba. Ale tam nie ma czwartego łóżka do
spania... Zostawię was, a sama znajdę właścicielkę i pogadam z
nią. Za jakieś dwie godziny przyjedzie ktoś po was i zabierze do
naszego hotelu na powitalną kolację. Nie ubierajcie się czasem
wyskokowo, tak jak teraz jesteście ubrane będzie dobrze.
Porozmawiam z Liamem i zobaczę, co się da załatwić. Nie
przewidywaliśmy zatrudnienia dodatkowej osoby nawet na zmywaku. Mamy
komplet. Ale porozmawiamy ze znajomymi. Twoja ciąża jest tu pewnym
problemem. - To wszystko Steffi wygłosiła niemal jednym tchem, nie
dopuszczając Grażyny do głosu, choć ta kilka razy usiłowała
wpaść jej w słowa. Za każdym razem zarabiała kuksańca od
siedzącej obok niej Igi. Steffi uruchomiła samochód. Później
przez całą drogę nie odezwała się do dziewcząt ani jednym
słowem, za to one pod koniec się rozgadały, komentując ulice,
sklepy i przechodniów.
Wreszcie dojechały.
Steffi
kazała im zabrać z auta swoje bagaże, a sama ruszyła do drzwi.
Miała trzy komplety kluczy, po jednym dla dziewcząt. Otworzyła i
weszła nie oglądając się na podróżniczki. Grażyna miała tylko
plecak i ona pierwsza szła za Steffi.
- Auto jest nie
zamknięte – przypomniała Elwira, gdy już wszystkie znalazły się
w nowym lokum.
- Tu nie ma złodziei – odpowiedziała
Steffi. Patrzyła po twarzach przybyłych, ciekawa ich reakcji.
Dwa pokoje i kuchnia. Łazienka. Przy większym pokoju niewielki
balkonik. A na środku pokoju deska do prasowania i żelazko –
powitalny prezent od Steffi. Była wciąż tak zła, że nie
powiedziała, że to prezent od niej. Poszła od razu do kuchni i
nastawiła wodę.
- Komu kawa, komu herbata? - zapytała
normalnym głosem. - Lodówkę macie wstępnie zaopatrzoną. W
łazience są podstawowe artykuły, na czele z papierem toaletowym.
Pralnia jest w piwnicy, są jakieś kolejki, same musicie to
wyniuchać, co i jak. Pamiętajcie, że w Szwecji kolejka to rzecz
święta, nie grymasić i się nie wciskać bez kolejki, bo są
specjalne listy i trzeba się ich trzymać. Pościel macie
wypożyczoną z hotelu „Pod Różą”, tam będziecie pracowały
już od jutra, tyle, że na drugą zmianę, a więc macie być w
pracy o dziesiątej przed południem. Pracujecie przez dwanaście
godzin, chyba że pani dyżurna zwolni was wcześniej. Nie
przynieście mi wstydu. Mówiłam, że wszystkie znacie angielski.
Elwira, powiedz coś po angielsku.
- Dlaczego jesteś taka
surowa, zupełnie inna, niż mówiła Ada? - zapytała po angielsku
Elwira.
- Bo jeszcze nie doszłam do siebie. Zafundowałyście
mi niezły szok. Ja chcę kawę. Która zrobi? - usiadła, bo wciąż
drżały jej nogi. Jak ma powiedzieć o tym wszystkim Liamowi? Nie
bała się męża, ale było jej straszliwie wstyd. Tak się nie
robi! Nie robi! Nie robi! - Nie ma czwartej pościeli i łóżka. Tę
noc musicie się jakoś przemęczyć, a jutro coś wymyślimy, o ile
właścicielka nie wyrzuci nas na zbitą twarz, bo i tak też może
być. A ty, Grażynko, powiedz mi teraz, jak chcesz szukać pracy dla
siebie? Jak się za to zabierzesz?
- Może przejdę się po
sklepach i popytam, czy nie potrzebują ekspedientki. I po pubach,
może potrzebują kogoś na zmywak. Czasem w takiej rozmowie ktoś
coś poleci. Nawet jakiś zakład przemysłowy, na przykład szycie
żagli. Umiem szyć na maszynie.
- Na takiej przemysłowej?
A może do sortowni śledzi czy innych halibutów? - nie wytrzymała
Iga. - Wytrzymasz w takim specyficznym zapachu? O pracy zgodnie z
kwalifikacjami nawet nie masz co marzyć. Już prędzej jakaś budka
z lodami czy niewielka piekarnia.
- Wezmę to, co mi się
trafi. Na pewno nie będę wybrzydzać – zapewniła Grażyna,
poprawiając włosy związane w koński ogon.
- Ale fajny
balkonik – cieszyła się Elwira zaglądając we wszystkie kąty
mieszkania.
- Czasem tam prania nie wieszajcie – upomniała
Steffi.
- Mam domowy sernik, mama upiekła specjalnie dla
ciebie i dla Liama – powiedziała Ada, stawiając przed Steffi
kawę. - Weźmiesz teraz, czy mam go dostarczyć do hotelu?
-
Może ukrój dziewczętom po kawałku, a resztę zabiorę dla Liama.
On uwielbia polski sernik. Wiecie, że on nadal jest chudy jak patyk?
Wydawało się nam, że mając dużo mnie ruchu może zacząć
gwałtownie tyć, a on nadal ma niedowagę. Byliśmy niedawno w tym
jego północnym hotelu i Ana, to jest tamtejsza zarządzająca i
kucharka w jednej osobie, aż załamała nad Liamem ręce. Takiego
chudego jeszcze go nie widziała.
- Ja mam dla Liama
buteleczkę żubrówki – pochwaliła się Iga.
- Przykro
mi, ale ja nic nie mam. Wcale nie miałam tego głowy. Bardzo
przepraszam – szepnęła zażenowana Elwira.
- A ja mam!
Mój znajomy w ostatniej chwili wcisnął mi paczkę polskich
kabanosów. Czy Liam lubi polską kiełbasę? - zapytała Grażyna.
- Ty lepiej trzymaj ją dla siebie, byś z głodu nie padła
zanim dostaniesz pracę – syknęła ze złością Iga.
Ada
wydzieliła bardzo małe porcje sernika i stawiając je na stole
powiedziała:
- To tak, jakby sam Liam was częstował.
Jedzcie i chwalcie.
- O, Liam na pewno nie jest taki skąpy,
jego kawałki by były trzy razy większe – zapewniła ze śmiechem
Steffi.
Nareszcie jakiś śmiech, właściwie zalążek
śmiechu, a wystarczyło, by rozluźnić atmosferę.
- To
pamiętajcie – mniej więcej za dwie godziny przyjedzie po was
prawdopodobnie Cristel, bądźcie gotowe. - Ja już muszę do Liama.
Tylko to ciasto, Ado...
- Zaniosę je do samochodu.
-
Super.
Gdy już były przy samochodzie, Ada zapytała:
- Nadal się wściekasz?
- Może nie tyle się wściekam, co
mi wstyd za moje rodaczki. Jak ja teraz Liamowi spojrzę w oczy?
Zupełnie nie wiem, jak mu o tym wszystkim powiedzieć. Jest mi za
Grażynę nieprawdopodobnie wstyd. Ale co się stało, to już się
nie odstanie. Ty ją znałaś wcześniej?
- Spotkałam ją u
Magdy może ze trzy razy i wydawała się do rzeczy. Lecz ciąża
bardzo zmienia kobiety. Jest mi jej tak zwyczajnie, po babsku żal.
- Ale tak spadać komuś na głowę...? To jest... Szkoda słów.
Co ja mam teraz zrobić? Nie przyjmę jej do pracy. Nie mogę.
- Wiem i rozumiem. Ona tego po prostu nie przemyślała. Zabrakło
czasu. Chyba nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić. A zaszyć
się w jakiejś pipidówce i uczyć angielskiego... Wiesz, jak
nauczycielom teraz nędznie płacą. Może zadziałała chęć
pokazania matce, że i bez jej pomocy sobie poradzi? A swoją drogą
niezłą zołza musi być z tej matki.
- Ada, zrobię, co
będę mogła. Ale u siebie nie dam jej pracy, nawet gdyby w cudowny
sposób zwolniło się jakieś miejsce. Nie i już. Niech nie myśli,
że trudne życie, że jej ciąża stawia mnie pod ścianą. To nie
jest maleńka dziewczynka, a dorosła osoba.
- Myśmy z nią
dużo w samolocie rozmawiały. W zasadzie to ona by chciała
zagranicznego męża. Najlepiej przy tym przystojnego i bogatego. Bo
ona ma wymagania! I absolutnie nie wierzę w to, że przyjmie
pierwszą z brzegu pracę. Iga jej powiedziała, że dłużej niż
przez tydzień nie będzie jej niańczyć, więc niech się spręża,
choćby miała buty zdeptać. Lecz po jej minie widziałam, że nie
będzie aż taka do roboty wyrywna. Szczególnie na zmywak, albo do
opieki nad starszą osobą, bo i o tym myślałyśmy.
- Co
by nie było – nie mam zamiaru świecić za nią oczami. A wy nie
litujcie się za bardzo, bo ona wygląda mi na bardzo cwaną babę, a
takich nie lubię.
- Cwana i ciąża?
- A skąd
wiesz, że nie myślała, że na dziecko złapie chłopa? A on to
kto?
- W zasadzie to nie wiem. Akurat o tym, nie chciała
mówić. Podkreślała, że stało się i trudno. I tak sama poniesie
konsekwencje.
- Co za głupia dziewucha! Chociaż go
kochała?
- Właśnie chyba nie bardzo. Teraz jakoś wcale po
nim nie rozpacza. W zasadzie to chyba jest wściekła, że musi
urodzić. Tak dało się wyczuć między wierszami.
- Polska
głupia dziewucha z zaścianka... Co za wstyd! Ale daję ci słowo,
że zrobię, co w mojej mocy, uczciwie, by znaleźć jej jakąś
pracę. Tylko się nad nią za bardzo nie rozczulajcie. Mnie się
wydaje, że nie jest tego warta. A ta deska do prasowania i żelazko
to prezent ode mnie. Aha, załóż szpilki. Wieczorem pójdziemy do
pubu. A nuż widelec Grażynka pozna tam swego mężusia? Dziewczynom
nie mów nic o pubie. Okey?
- Dzięki za prezenty. I za pełną
lodówkę też. Zwrócimy ci kasę z pierwszych zarobków. Masz
wielkie serce i cieszę się, że jesteś moją przyjaciółką.
- Drobiazg. A kiedy wasz ślub, to jest twój i Daniela?
- Nie spieszymy się. Odkładamy pieniądze. Może wspomagając się
kredytem za kilka lat kupimy jakieś małe mieszkanie. Prawdę
powiedziawszy przy mojej mamie jest nam bardzo wygodnie. A ona całym
sercem polubiła Daniela. Dosłownie jak syna - na szczęście.
- No, to na razie. Ale obyś nie przeciągnęła struny.
Liam czekał na Steffi przy recepcji, rozmawiał z pracownikami. Na
jej widok cały się rozpromienił i wstał z inwalidzkiego wózka.
Podszedł do niej i objął mocnym uściskiem, pocałował kilka
razy. Nie mieli zwyczaju afiszować się ze swymi uczuciami, teraz
pracownicy, nieco zażenowani, niby to odwracali wzrok, jednak
patrzyli ukradkiem. Steffi postawiła ciasto na ladzie i sama objęła
mocno Liama.
- Stało się coś? – zapytała szeptem.
- Tak. Kocham cię tak, że aż boli. I nie mogłem się ciebie
doczekać. To się stało.
- To chodźmy do domu. Ada dała
dla ciebie ciasto. Liam... Ja też bardzo cię kocham. Bardzo,
bardzo.
- To siadaj mi na kolanach i pojedziemy do nas.
Czasem w domu siadała tak na kolanach Liama, ale nigdy przy
ludziach!
- Szybciej – przynaglił Liam. - I nie zapomnij o
cieście.
W windzie całowali się namiętnie, łapczywie,
gwałtownie!
- Jestem bardzo ciebie głodny!
W
mieszkaniu pospiesznie zrzucali z siebie ubrania, by jak najszybciej
skóra dotknęła do skóry. Liam bardzo dbał o to, by z tych
miłosnych zmagań Steffi wychodziła zawsze głęboko zaspokojona,
szczęśliwa. Choć bardzo się starał – nic więcej nie mógł
zrobić. Jego żona nadal była dziewicą. Ubolewał nad tym, że nic
więcej nie może jej dać. Tyle razy mieli nadzieję, że wreszcie
dziś... I znów fiasko i ogromna rozpacz w Liama oczach...
- Kocham cię – mimo wszystko szeptał do niej najczulej.
-
Kocham cię, mój jedyny – odpowiadała z pełnym przekonaniem. Nie
mówiła mu o tym, ale też cierpiała. Obiecała przecież, że
będzie jego najlepszym lekarstwem... A nie była. Nie była! Tak
bardzo chciała, aby on czuł się spełniony jako mężczyzna! -
Jesteś moim światem, moim szczęściem, moim niebem. Kocham cię
najgłębiej, jak to jest możliwe – do krwi, do kości... Jesteś
przez to w każdym zakamarku mego serca. Kocham cię aż do omdlenia,
do braku tchu.
- Moja najdroższa! Moja ukochana ponad
wszystko! - przytulał ją, a ona gładziła jego ciało i całowała
najsłodziej, najbardziej namiętnie. Ale to nie niosło ukojenia,
nie zaspakajało jego pragnień. Chwytał jej twarz w dłonie i
okrywał pocałunkami. A jednocześnie wiedział, że jego miłość
była najsmutniejsza na świecie – bezradna, pusta jak pęknięty
dzban... I cóż z tego, że zagarnia ją pod siebie, że kładzie
się na niej, że szepcze to wszystko, co zebrało się w głębi
serca... To nic nie znaczy. Już nic nie znaczy. Dla niego. Dla niej.
Nic z sobą nie niesie... Mgła...Mgła...
Któregoś dnia
wróciła nieco wcześniej, niż mu zapowiedziała i zastała Liama
ze śladami łez na twarzy. O nic nie pytała, bo i tak wszystko było
aż nazbyt oczywiste – jej ukochany cierpiał i nigdy przy niej się
nie skarżył. Objęła go wtedy, przytuliła, on zareagował
gwałtownym wtuleniem się w jej ramiona. Dopiero po długiej chwili
szepnął – dobrze, że już jesteś. Nie był w stanie
zaakceptować swojej seksualnej ułomności. Brakowało mu ekstazy,
jaką daje spełniona miłość. Wiedział, jak pięknie może być,
a nie mógł tego osiągnąć. Pragnął Steffi tak bardzo, tak
boleśnie, tak... Nie znajdował słów. Czasem – na zimno –
rozmawiali o impotencji, o wykonanych telefonach, o daremnym
dobijaniu się do fachowców – a jakby ich ze Szwecji wymiotło!
Raz czy dwa miała ochotę tupnąć nogą i zażądać wyjazdu do
Polski. Jakoś wierzyła, że w Polsce są odpowiedni lekarze. Coś
ją powstrzymywało, nie naciskała. Ale on cierpiał! I to zapewne
bardziej, niż mogła sobie wyobrazić.
Powinni powiedzieć
o wszystkim Halvarovi. A może nawet Edwardowi i Beli. Szczególnie
Beli. Dla niego nie było spraw nie do załatwienia.
-
Powiemy im? Nie możesz być z tym problemem dłużej sam! Musi być
jakieś rozwiązanie. Może tylko my nie widzimy tego rozwiązania.
Może nam coś podpowiedzą – sugerowała, gdy Liam odsunął się
od niej zniechęcony i załamany. - Twoje cierpienie... Kocham cię,
Liam. Musimy coś z tym zrobić. A skoro nie dajemy sobie rady sami –
musimy naszych bliskich poprosić o pomoc.
- Może masz
rację. Ale dajmy sobie jeszcze trochę czasu, miesiąc lub dwa.
- Dobrze. Do końca sierpnia. Nie mogę patrzeć jak się męczysz
i cierpisz. Próbowaliśmy już wszystkiego. Mam wrażenie, że im
bardziej się spinasz – tym jest gorzej.
- Chyba masz
rację. Staram się być rozluźniony i swobodny, jednak ulegam
narastającej nadziei i... sama wiesz, co jest dalej.
Wiedziała. Miewał erekcję – ale bardzo mizerną. A gdy się
zapalał – wszystko obumierało. Zagryzał usta z
niewypowiedzianego, psychicznego bólu. Ostatnio często żałował,
że nalegał na ślub, przez co uwięził Steffi przy sobie. Żałosny
egoista – jakim prawem myślał tylko o sobie? Z zazdrością
patrzył na obce dzieci. Chciał mieć dziecko! Chciał mieć dziecko
ze Steffi. Chciał być mężem i ojcem. Takim prawdziwym. Ale o
ojcostwie już nawet głośno nie wspominał. A tymczasem matka dwa
razy pytała, czy Steffi jest w ciąży.
- Nie mówmy już o
tym. Lepiej opowiedz, jak tam twoje przyjaciółki – poprosił
Steffi.
- Jedna wielka katastrofa.
- Przecież
przyjechały. Przyniosłaś ciasto. Właśnie – może zjemy po
kawałku? - był zmęczony, ale też głodny.
- Przyjechało
ich aż w nadmiarze. Jest jeszcze czarta dziewczyna. Doprawdy nie
wiem, co z nią zrobić. Wcisnęła się im na siłę. Połapały się
dopiero w samolocie – zaczęła Steffi i opowiedziała „za
porządkiem” całą historię.
- Co za tupet! - zdumiał
się Liam, nakładając sobie następny kawałek ciasta. - Ale ciasto
jest wyśmienite! Masz zamiar tej dziewczynie pomóc? Jak ona ma na
imię? - bo nie zapamiętałem.
- Grażyna. I do tego ta
ciąża.
- Musimy jej pomóc.
- Jestem przeciwna.
Niech sobie sama radzi. Postawiła wszystkich pod ścianą.
- Ale jest w ciąży. Nie, nie możesz być dla niej aż tak bardzo
surowa.
- Ty wiesz, że mieliśmy tylko dwa miejsca,
zgodziliśmy się jednak na trzy osoby. A teraz dochodzi czwarta. My
musimy dbać o swoich pracowników. A tu dochodzi taka cwana damulka
i natychmiast musimy jej pomagać. W zasadzie to mi bardzo szkoda
Igi. To ona świeci oczyma za tę swoją kuzynkę.
- Coś
jej znajdziemy, Steffi. Musimy coś znaleźć. I tak nam będzie
łatwiej, niż jej.
- Masz bardzo dobre serce, mój ukochany
mężu. Dobrze, skoro tak mówisz, to się zaangażuję w sprawę.
Ale nie chcę, aby pracowała w naszym hotelu. Nie ufam jej.
Przebierzesz się do kolacji?
- Obmyję się i zmienię
koszulę. A ty? Może dziś wreszcie założysz czerwoną sukienkę?
Proszę cię, Steffi...
- Koniecznie? - przekomarzała się
robiąc zabawne minki.
- Tak, tak, tak! Wiesz, że później
idziemy do pubu.
- Dla ciebie wszystko! - ucałowała męża,
przebrała się i poprawiła makijaż. - I jak?
- Wyglądasz
przepięknie! Lubię gdy się dla mnie ubierasz. Teraz nie mogę
oderwać od ciebie oczu. Tyle czasu czekałem, aż będzie
odpowiednia aura, byś mogła nałożyć tę sukienkę. Jest
wspaniale! Fantastycznie! Chodź! Muszę cię znowu ucałować.
Poszli do restauracji przed czasem, bo nie chcieli, aby dziewczęta
były zdezorientowane czekaniem na nich. Lepiej, aby to oni czekali.
Wkrótce przyszły. Liam witał się nie wstając z wózka. Patrzył
na nie z ciekawością. Widać było, że to są Polki – piękne,
kwitnące młodością i urodą. Oczywiście jego Steffi była
najpiękniejsza... I te jej długie, dziś rozpuszczone włosy...
Jedyna... Ukochana... Aż serce zaciska się w przypływie nagłego
bólu. Przecież wziął leki, więc nie powinno...
Początkowo rozmowa się nie kleiła. Dziewczyny były sztywne.
Elwira najwyraźniej najpierw układała sobie zdanie w myśli, zanim
je wypowiedziała głośno. Grażyna milczała. Iga usiłowała
opowiadać o podróży, ale dopiero gdy Steffi zapytała Adę o
obronę pracy magisterskiej – dziewczyny zaczęły prawdziwie
rozmawiać. Wciąż powściągliwie, ale jednak. Liam do trzech
zwracał się przez „pani”, jedynie do Ady mówił po imieniu.
Iga, która kilka razy zwróciła się do niego po imieniu,
powstrzymała się od swobodnego „ty” i też zaczęła do Liama
mówić przez „pan”. Steffi obserwowała to z pewnym
rozbawieniem. Oczekiwał, kiedy wreszcie padną jakieś słowa na
temat sytuacji Grażyny.
Do posiłku kelner nalewał wino,
ale Liam powiedział do niego coś po szwedzku i kieliszek Grażyny
został napełniony sokiem. Steffi udała, że tego nie zauważa.
Podobnie Ada.
- A ty dodzwoniłaś się do tej naszej
gospodyni? - zapytała dla zmiany tematu i odwrócenia uwagi.
- Nie ma jej w domu. Dzwoniłam kilka razy, lecz nikt nie odbierał.
Liam, jeśli się zgodzisz, to Ada przenocuje dziś u nas. Co ty na
to?
- A mogę zaprotestować? Lubię nago chodzić po
mieszkaniu, to dla Ady może być krępujące... A nawet szokujące.
- Mój Daniel też lata nago gdy tylko mamy nie ma w domu.
Mężczyźni chyba to uwielbiają! - odpowiedziała żartem Ada.
- Skoro moja nagość nie przeszkadza, to zapraszamy całym
sercem – nieco poważniej powiedział Liam.
- Trzeba będzie
twoje rzeczy przewieźć do nas – zauważyła Steffi. - Jeśli
Samson jest wolny, to moglibyście to załatwić przed pójściem do
pubu. Przynajmniej, Aduś, zobaczysz jak mieszkamy. Od jutra czeka
was harówka i to bardzo ostra. Berit jest bardzo wymagająca, więc
nie liczcie na taryfę ulgową tylko z tego względu, że się znamy,
że wy też jesteście Polkami.
- Kto to jest Berit? -
zapytała Elwira.
- Żandarm w spódnicy, czyli wasza
nadzorczyni. Pierwszy dzień to będzie bardziej nauka niż praca,
ale nie sądzę, by Berit chciała pokazywać i uczyć czegoś dwa
razy. Jest bardzo wymagająca. Dziewczynki wy moje, wiem, że nie
muszę wam tego mówić, ale to tak dla porządku: pójście do łóżka
z gościem oznacza natychmiastowy wypad z hotelu. Bez prawa powrotu.
I oczywiście nie ma żadnego donoszenia na innych pracowników, bo
my się na to nie nabieramy. Każda pilnuje swojej działki i stara
się ze wszystkich sił. Czasem zdarza się, ale nie za często, że
goście zostawiają pieniądze na stoliku. Taki ekwiwalent za super
miłą obsługę, coś jak napiwek dla kelnera. To są wasze osobiste
pieniądze, z nikim się nimi nie dzielicie, chyba że pracujecie we
dwie. Co innego, gdy ktoś zostawi portfel, jakieś cenne drobiazgi
typu złote spinki do koszuli, zegarek, obrączka, a zdarza się
nawet teczka lub walizka – to z tym już trzeba do Berit albo do
recepcji, zawsze z podaniem numeru pokoju. Raz mieliśmy kilka
kosztownych sukien w szafie, innym razem zabawki dziecięce.
Pamiętajcie – koniecznie numer pokoju. W tym nie wolno się
pomylić. Najlepiej poinformować recepcję telefonicznie i ktoś do
pokoju przyjdzie. A ponadto - jak w każdym przedsiębiorstwie –
szef ma zawsze rację. W tym wypadku Berit. Zatem... radzę nie
drażnić lwa.
- I w tym momencie zaczęłam się bać! -
jęknęła Iga.
- I słusznie – przytaknął Liam. - Z
Berit nie ma żartów. Tak jeszcze dla waszej informacji – dodał
po chwili – my nie zawsze jesteśmy na miejscu. Często wyjeżdżamy
nawet na kilka dni, a bywa, że i tygodni. Mam nadzieję, że do tego
czasu pani, pani Grażyno, znajdzie dla siebie jakiś lokal, a Ada
będzie mogła wrócić na swoje miejsce. Właśnie na dniach mamy
zamiar wyjechać do Norwegii. Myślę, że pani rozumie naszą
sytuację. Pomieszkiwanie Ady u nas nie może przeciągnąć się w
nieskończoność.
Po tej przemowie Grażyna aż spąsowiała.
- Tak. Rozumiem – bąknęła przez zaciśnięte zęby.
- Dziękuję za to, co dla nas robicie – odważyła się
odezwać Iga. - Bardzo to doceniamy. Za zaistniałą sytuację całą
odpowiedzialność ponosi Grażyna i tylko ona powinna odczuć
konsekwencje. Miejmy nadzieje, że dopisze jej szczęście. Nie
chcemy państwu siedzieć na karku.
- W Szwecji są nieco
inne obyczaje niż w Polsce – zauważyła ugodowo Steffi.
cdn.
fot. Łukasz Żukrowski
piątek, 16 września 2022
STEFCIA Z WIERZBINY - tom II
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz