STEFCIA Z WIERZBINY –
tom II
Cz. 1. (57.)
Maj 1976 r. W Szwecji - Göteborg. - © Elżbieta Żukrowska
To był wielki
przeskok – z Rzymu do Göteborgu.
Przed wyjazdem trzeba
było dopiąć milion spraw związanych z hotelem w Pineto, Steffi
szczególnie ciążyły sprawy personalne, ale – na szczęście –
Halvar nie zostawił jej samej z tym problemem. Miała za mało czasu
dla Liama! On to rozumiał i wspierał swą ukochaną żonę ze
wszystkich sił. Na razie miał ich jednak wciąż zbyt mało. Z
wolna wszystko się układało, trybiki wskakiwały na właściwe
miejsca.
Wreszcie Göteborg. Steffi i Liam okrzepli w byciu
razem. Nadal mieszkali w hotelu „R&R”, w tym samym
apartamencie, który Steffi już znała i polubiła. Nic w nim nie
zmieniała, nie usiłowała dodawać polskich akcentów. To była
Liama decyzja, że w salonie wisiały obrazy jego koni oraz
dziewczyna w czerwonej sukience.
Tych kilka miesięcy
przeleciało im jak z bicza strzelił. Liam był na dwóch turnusach
rehabilitacyjnych i przeszedł następną operację kręgosłupa.
Mimo to jego zdrowie nadal było w kiepskim stanie. Trochę chodził,
oczywiście w gorsecie. Mógł wykonać kilka samodzielnych kroków,
więc chociaż tyle dobrego, że obchodził się bez pomocy innych w
toalecie. Najczęściej poruszał się jednak na wózku inwalidzkim,
z którym wreszcie radził sobie całkiem nieźle. Próbował też
chodzić o kulach, ale jego kręgosłup tego nie znosił. Steffi
uczyła się ciągle i to bardzo intensywnie. Dzień zaczynała od
nauki języka szwedzkiego. To była ich – Liama i jej –
tajemnica. Nikomu nie mówili, że Steffi ma takie lekcje. Uczyła
się też włoskiego, ale te lekcje miała tylko dwa razy w tygodniu.
A poza tym uczyła się hotelarstwa – od Liama, Davida i Halvara, a
ponadto z książek. W czasie tych kilku miesięcy była siedem razy
w Pineto i trzy razy w Polsce. Cieszyła się, bo ojciec już
remontował piwnicę, babcia miała do pomocy młodą kobietę, panią
Edytkę, Piotrek był szczęśliwy ze swoim psem imieniem Tajki i
aktywnie współdziałał z panem Smulczyńskim. To wszystko były
bardzo dobre wiadomości. A stryj Bela nawet podziękował Steffi za
uratowanie mu życia. W pierwszej chwili nie zrozumiała jego
wyjaśnień. Okazało się, że z Somali nie wrócił żaden z
Polaków. Prawdopodobnie wszyscy zginęli. Nie było żadnych śladów,
dowodów. Nigdy nie odnaleziono ich sprzętu ani żadnych zapisków,
nawet jakiegoś buta czy fragmentu odzieży. Kamień w wodę.
- Gdybym pojechał, przepadłbym tak jak i oni.
- Może
gdzieś są przetrzymywani, może są uwięzieni...
- Nie
wiadomo, co gorsze...
Stosunki Steffi z Alice układały się
poprawnie, ale bez przyjacielskiej zażyłości. Słuchała wynurzeń
szwagierki, nie rewanżowała się mówieniem o sobie. Ten brak
zwierzeń wszedł Steffi w krew i nawet przyjeżdżając do Wierzbiny
też trzymała język za zębami, aż babcia lub ojciec przypominali
jej, że jest wśród swoich. Przede wszystkim byli ciekawi, jak
układa się między nią a matką Liama.
- Nie wchodzimy
sobie w drogę – odpowiadała Stefcia.
Pierwsze zderzenie
było już w rzymskim hotelu, kiedy to na drugi dzień po przyjęciu,
jeszcze przed dziewiątą rano, matka Liama zadzwoniła i zażądała
– tak, tak – ZAŻĄDAŁA – rozmowy z synem. Stefcia zapytała
wówczas, czy się coś stało.
- Nie, nie. Chciałam tylko
zapytać, jak on się czuje i przypomnieć mu o lekach.
Stefcia skoczyło ciśnienie – zaczyna się – przemknęło jej
przez myśl. Musi takie wydzwanianie bez powodu ukrócić w zarodku.
Grzecznie, ale ostro i jednoznacznie. Inaczej nachalność tej
kobiety zatruje ich krótkie bycie sam na sam, ich miodowe dwie doby.
Wszak nie mieli miodowego miesiąca, a tylko dwie doby!
-
Pani Rybbing, Liam czuje się doskonale, a oboje jesteśmy na tyle
dorośli i odpowiedzialni, że o lekach nam przypominać nie trzeba.
Czy coś jeszcze?
- A możesz go dać do telefonu?
-
Nie, pani Rybbing, nie mogę. Czy nie uważa pani, pani Rybbing, że
to jest niestosowna godzina na takie rozmowy? W naszym przekonaniu
każda inna godzina w dniu dzisiejszym też będzie niestosowna. Więc
proszę nie dzwonić do nas bez istotnego powodu. Myślę, pani
Rybbing, że mnie pani rozumie i ani dziś, ani jutro, ani tym
bardzie w nocy, podobnych telefonów nie będzie.
- Ale ja
muszę...
- Żegnam panią, pani Rybbing.
Liam
słuchał i aż „rechotał”.
- Bardzo dobrze powiedziałaś
mamie. Teraz już nie powinna nas męczyć telefonami – powiedział.
- Ty jednak zadzwoń do niej w porze obiadowej. W końcu to
twoja matka.
- Nie sądzę, aby to było konieczne. Zobaczę.
Nic nie obiecuję.
A później byli tak zajęci sobą, że
całkiem o dzwonieniu zapomniał...
Pani Rybbing próbowała
jeszcze kilka razy pojawiać się między nimi – w szpitalu w
Rzymie, gdzie Liam wrócił na kilka dni na badania, a później już
w klinice w Szwecji, gdzie robiono mu drugą operację kręgosłupa.
Na szczęście Liam sam dawał matce do zrozumienia, że jej
wtrącanie się jest nie na miejscu. Chciała mieć dostęp do
wszystkich wiadomości o zdrowiu syna, ale on zakazał lekarzom
udzielania takich informacji. O wszystkim miano informować Steffi. I
tylko Steffi. W zasadzie prócz tematu impotencji nie było innych
tajemnych spraw, lecz Liam obawiał się, że gdzieś przez przypadek
coś może wypłynąć, ktoś może się wygadać. Matkę ta „zmowa
milczenia” chyba musiała boleć w szczególny sposób, chociaż
Liam tłumaczył jej, że z jego zdrowiem nic się nie dzieje, nie ma
żadnych rewelacji, nie ma o czym mówić. Któregoś dnia, gdy była
wyjątkowo namolna, powiedział, aby zajęła się raczej wnukami, bo
David ciągle choruje, a ona nie widziała go już od ponad miesiąca.
A jemu niańka nie jest potrzebna, bo ma żonę i pielęgniarki.
Bardzo zdecydowanie odcinał pępowinę.
- Możesz też
zrobić nadzwyczajną kontrolę naszym księgowym. Omówimy później
wszystkie nieprawidłowości w obecności Steffi. To się bardzo
przyda mojej żonie – zakończył, całując Steffi w rękę i
zaglądając jej w oczy. To też burzyło krew w matce. Obraziła
się wówczas na cale dwa tygodnie.
Steffi była ciągle
zajęta, głównie nauką. Mieli o czym rozmawiać, nigdy się nie
nudzili. Aby zwiększyć jej postępy w nauce szwedzkiego postanowili
rozmawiać w tym języku i jego młodej żonie szło bardzo dobrze.
Ale nadal trzymali naukę w tajemnicy. Steffi znała już oba
szwedzkie hotele i większość pracowników. Szczególnie bacznie
obserwowała pracujące w nich Polki. W jej przekonaniu były
najlepszymi pokojówkami. Przyjeżdżając do Polski szukała
polskiego kucharza do hotelu w Pineto, ciągle bezskutecznie. Jeszcze
będąc w Rzymie (Liam miał wtedy badania) pojechała z Halvarem do
tego „swojego” hotelu i została tam przedstawiona jako
właścicielka. Halvar wszystkie rozmowy prowadził w jej obecności,
słuchała z zainteresowaniem, ale się nie wtrącała. Pytania
zadawała, gdy już zostawali sami. Halwar miał tam urządzony
apartamencik dwupokojowy na szóstym piętrze. Obok miał być
apartament dla niej – czteropokojowy i z niewielką kuchenką. W
łazience już były zamontowane konieczne poręcze, poszerzono też
drzwi dla łatwiejszego manewrowania wózkiem inwalidzkim, ale
pomieszczenia nie były do końca urządzone. Allesandro obiecał, że
wszystko będzie za jakiś miesiąc. Pytała o muzyków – według
Allesandro ciągle ćwiczyli i byli lepsi, niż tego po nich
oczekiwano.
Liam doceniał świeżość spojrzenia Steffi i
wprowadzał niektóre jej propozycje w życie. Niektóre odrzucał,
ale zawsze wyjaśniał z jakiego powodu. Czasem się nie zgadzali,
wtedy sprawa zostawała w zawieszeniu. Steffi miała charakter i była
błyskotliwa, z czym hamowała się przy obcych. Wolała milczeć i
słuchać. I uczyć się. Ciągle się uczyć.
W tym czasie
dwukrotnie zjedli wspólną kolację z rodzicami Liama w hotelowej
restauracji. Steffi nie manifestowała swej niechęci do teściowej,
traktowała ją uprzejmie, nie wyrywała się ze swoim zdaniem.
Jednakże rozmowy, o ile nie dotyczyły hoteli, były drętwe, co
cierpliwie znosiła. Czasem teściowa wtrącała jakieś zdanie po
szwedzku, a Steffi cieszyła się, gdy udało się jej chociaż w
części zrozumieć wypowiedź. Niestety, zbyt często było to coś
uszczypliwego – że źle wygląda w tym kolorze, że jest zbyt
chuda, że już czas, aby nauczyła się jeść owoce morza.
Puszczała te uwagi mimo uszu, bo faktycznie wcale się nimi nie
przejmowała.
Stefcia przywiozła z Polski swoje cenne
precjoza, bo miała być razem z Liamem na jakiejś gali hotelarzy.
Poprosił ją, aby szczególnie ładnie wyglądała, może dokupiła
sobie nową sukienkę i buty. Wskazane jest, aby to była długa
suknia.
- Niech wszyscy faceci widzą, że ja, choć na
inwalidzkim wózku, to mam najwspanialszą kobietę na sali.
Postarasz się?
- A ile mam czasu?
- Cały miesiąc.
- A ty w co się ubierzesz?
- Coś tam znajdę...
- O, nawet tak nie mów! Zapewne większość panów będzie w
smokingach, to ty też musisz.
I rzeczywiście oboje
wyglądali olśniewająco! Na drugi dzień w kilku gazetach były
nawet ich zdjęcia, jakby specjalnie na nich polowali wszyscy
fotografowie.
Steffi z tej gali wyniosła raptem dwie
znajomości – była interesująca para norweska i druga miejscowa,
z Göteborgu. Liam znał się z nimi od dłuższego czasu. Norwegowie
zaprosili ich do siebie na wiosenny, ciepły już weekend. Podobno
mieli hotel gdzieś nad fiordami w przepięknym miejscu. Prosili, aby
uprzedzić ich telefonicznie o planowanym przyjeździe. Liam kiedyś
już tam był. Inne twarze zlewały się Steffi w jedno i nie mogła
zapamiętać obco brzmiących imion i nazwisk. Polaków tam nie było.
Wkrótce potem był charytatywny bal hotelarzy, jednak z
niego zrezygnowali, bo Liam przecież nie tańczył. Halvar namawiał
Steffi, aby poszła z nim i z jego żoną, ale Steffi nawet nie
dopuszczała takiej myśli. Albo z Liamem, albo wcale. Nie była aż
tak bardzo spragniona tańców. Zresztą Liam nie czuł się
najlepiej, a ona nie chciała go zostawiać samego. Znów mu dokuczał
kręgosłup, przy tym pojawiły się długie, uporczywe bóle głowy.
Kiedy wszystko było dobrze – Steffi wybiegała myślami w
przyszłość, gdy był nawrót chorób natychmiast rezygnowała ze
swoich pomysłów. A marzyła, by wywieźć babcię i Piotrusia na
cały lipiec nad Adriatyk, do Pineto, niechby prawdziwie odpoczęli.
Taki odpoczynek należał się też ojcu, ale to może później, nie
wszystko naraz. Nie musiała przy nich być i czuwać. Babcia i
Piotruś doskonale dali by sobie radę bez niej, bez Stefci. Na razie
jednak nic im nie mówiła. Cieszyła się, kiedy ta jej ukochana
trójka przyjechała do Szwecji na Wielkanoc i kilka poświątecznych
dni. Był kwiecień, pogoda dopisała, więc spacerowali także z
Liamem na wózku. On uwielbiał takie spacery. Święta z mnóstwem
polskich akcentów – Wielkanoc po polsku. Byli rodzinnie na
rezurekcjach, bo przecież babcia nie dopuszczała nawet myśli, by
nie być w kościele! Liam był bardzo ciekaw obrządku w kościele
katolickim. Na świąteczne śniadanie babcie Stefcia zaprosiła
także rodziców Liama, niestety, pani Rybbing podobno była chora –
bardzo bolała ją głowa i miała katar, trochę kaszlała, a nie
chciała zarazić Liama, więc przybył tylko jej mąż. Może i
dobrze, przynajmniej posiłek upłynął w przyjemnej atmosferze.
Później Halvar zabrał Edwarda i Piotra samochodem do portu, Liam
odpoczywał, a Steffi z babcią mogły się nagadać w kuchni. Po
następnym posiłku był pieszy spacer z Liamem na wózku od „Hotell
R&R” do „Hotell Under the Rose" i dalej, okrężną
drogą przez park, powrót do domu, jak umownie nazywali apartament
Liama.
Steffi jeszcze przed świętami nakupiła różności
do domu w Wierzbinie, a teraz kolejno – pojedynczo! - zabierała
bliskich na zakupy i nie żałowała pieniędzy. Poznawała radość
z obdarowywania upominkami. Dobrze, że namówiła ojca na przyjazd
samochodem. Chciała ugościć także obu stryjków z rodzinami. Bela
poprosił o czas we wrześniu, a Tomasz obiecał, że jak najszybciej
wyrobi paszporty dla całej rodziny i przyjedzie w dogodnym dla obu
rodzin terminie.
Liama odwiedzali starzy przyjaciele, nie za
często, ale jednak. Kilka razy zabrali go do ulubionego pubu.
Dochodziły też nowe znajomości, zawierane na turnusach
rehabilitacyjnych. A Steffi cieszyła się, że jej mąż nie jest
osamotniony. Ożywiał się na tych męskich spotkaniach, wracał
wprawdzie zmęczony, ale jednocześnie radosny.
Niestety,
ich sprawy łóżkowe stały w miejscu. A raczej leżały...
Prowadzili sporo rozmów o impotencji. Liam, wewnętrznie rozżalony,
nigdy nie przerzucał swego bólu na Steffi, starał się nie
okazywać, jak bardzo psychicznie cierpi. Robił co mógł, by jego
żona miała jak najwięcej satysfakcji z tego niepełnego pożycia.
A ona nigdy się nie skarżyła. Oboje mieli ciągle nadzieję, że
nastąpi poprawa, a może nawet całkowite wyleczenie. Od czasu do
czasu Steffi przekonywała Liama, by poszukał lekarza na miejscu,
twierdziła, że musi ktoś taki być. Uważała, że Liam
niepotrzebnie robi tak wielką tajemnicę ze swej ułomności. Jakoś
ciągle nie mogła go przekonać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz