sobota, 3 września 2022

 



STEFCIA Z WIERZBINY – tom II


Cz. 1. (57.) Maj 1976 r. W Szwecji - Göteborg. - © Elżbieta Żukrowska

To był wielki przeskok – z Rzymu do Göteborgu.
Przed wyjazdem trzeba było dopiąć milion spraw związanych z hotelem w Pineto, Steffi szczególnie ciążyły sprawy personalne, ale – na szczęście – Halvar nie zostawił jej samej z tym problemem. Miała za mało czasu dla Liama! On to rozumiał i wspierał swą ukochaną żonę ze wszystkich sił. Na razie miał ich jednak wciąż zbyt mało. Z wolna wszystko się układało, trybiki wskakiwały na właściwe miejsca.
Wreszcie Göteborg. Steffi i Liam okrzepli w byciu razem. Nadal mieszkali w hotelu „R&R”, w tym samym apartamencie, który Steffi już znała i polubiła. Nic w nim nie zmieniała, nie usiłowała dodawać polskich akcentów. To była Liama decyzja, że w salonie wisiały obrazy jego koni oraz dziewczyna w czerwonej sukience.
Tych kilka miesięcy przeleciało im jak z bicza strzelił. Liam był na dwóch turnusach rehabilitacyjnych i przeszedł następną operację kręgosłupa. Mimo to jego zdrowie nadal było w kiepskim stanie. Trochę chodził, oczywiście w gorsecie. Mógł wykonać kilka samodzielnych kroków, więc chociaż tyle dobrego, że obchodził się bez pomocy innych w toalecie. Najczęściej poruszał się jednak na wózku inwalidzkim, z którym wreszcie radził sobie całkiem nieźle. Próbował też chodzić o kulach, ale jego kręgosłup tego nie znosił. Steffi uczyła się ciągle i to bardzo intensywnie. Dzień zaczynała od nauki języka szwedzkiego. To była ich – Liama i jej – tajemnica. Nikomu nie mówili, że Steffi ma takie lekcje. Uczyła się też włoskiego, ale te lekcje miała tylko dwa razy w tygodniu. A poza tym uczyła się hotelarstwa – od Liama, Davida i Halvara, a ponadto z książek. W czasie tych kilku miesięcy była siedem razy w Pineto i trzy razy w Polsce. Cieszyła się, bo ojciec już remontował piwnicę, babcia miała do pomocy młodą kobietę, panią Edytkę, Piotrek był szczęśliwy ze swoim psem imieniem Tajki i aktywnie współdziałał z panem Smulczyńskim. To wszystko były bardzo dobre wiadomości. A stryj Bela nawet podziękował Steffi za uratowanie mu życia. W pierwszej chwili nie zrozumiała jego wyjaśnień. Okazało się, że z Somali nie wrócił żaden z Polaków. Prawdopodobnie wszyscy zginęli. Nie było żadnych śladów, dowodów. Nigdy nie odnaleziono ich sprzętu ani żadnych zapisków, nawet jakiegoś buta czy fragmentu odzieży. Kamień w wodę.
- Gdybym pojechał, przepadłbym tak jak i oni.
- Może gdzieś są przetrzymywani, może są uwięzieni...
- Nie wiadomo, co gorsze...
Stosunki Steffi z Alice układały się poprawnie, ale bez przyjacielskiej zażyłości. Słuchała wynurzeń szwagierki, nie rewanżowała się mówieniem o sobie. Ten brak zwierzeń wszedł Steffi w krew i nawet przyjeżdżając do Wierzbiny też trzymała język za zębami, aż babcia lub ojciec przypominali jej, że jest wśród swoich. Przede wszystkim byli ciekawi, jak układa się między nią a matką Liama.
- Nie wchodzimy sobie w drogę – odpowiadała Stefcia.
Pierwsze zderzenie było już w rzymskim hotelu, kiedy to na drugi dzień po przyjęciu, jeszcze przed dziewiątą rano, matka Liama zadzwoniła i zażądała – tak, tak – ZAŻĄDAŁA – rozmowy z synem. Stefcia zapytała wówczas, czy się coś stało.
- Nie, nie. Chciałam tylko zapytać, jak on się czuje i przypomnieć mu o lekach.
Stefcia skoczyło ciśnienie – zaczyna się – przemknęło jej przez myśl. Musi takie wydzwanianie bez powodu ukrócić w zarodku. Grzecznie, ale ostro i jednoznacznie. Inaczej nachalność tej kobiety zatruje ich krótkie bycie sam na sam, ich miodowe dwie doby. Wszak nie mieli miodowego miesiąca, a tylko dwie doby!
- Pani Rybbing, Liam czuje się doskonale, a oboje jesteśmy na tyle dorośli i odpowiedzialni, że o lekach nam przypominać nie trzeba. Czy coś jeszcze?
- A możesz go dać do telefonu?
- Nie, pani Rybbing, nie mogę. Czy nie uważa pani, pani Rybbing, że to jest niestosowna godzina na takie rozmowy? W naszym przekonaniu każda inna godzina w dniu dzisiejszym też będzie niestosowna. Więc proszę nie dzwonić do nas bez istotnego powodu. Myślę, pani Rybbing, że mnie pani rozumie i ani dziś, ani jutro, ani tym bardzie w nocy, podobnych telefonów nie będzie.
- Ale ja muszę...
- Żegnam panią, pani Rybbing.
Liam słuchał i aż „rechotał”.
- Bardzo dobrze powiedziałaś mamie. Teraz już nie powinna nas męczyć telefonami – powiedział.
- Ty jednak zadzwoń do niej w porze obiadowej. W końcu to twoja matka.
- Nie sądzę, aby to było konieczne. Zobaczę. Nic nie obiecuję.
A później byli tak zajęci sobą, że całkiem o dzwonieniu zapomniał...
Pani Rybbing próbowała jeszcze kilka razy pojawiać się między nimi – w szpitalu w Rzymie, gdzie Liam wrócił na kilka dni na badania, a później już w klinice w Szwecji, gdzie robiono mu drugą operację kręgosłupa. Na szczęście Liam sam dawał matce do zrozumienia, że jej wtrącanie się jest nie na miejscu. Chciała mieć dostęp do wszystkich wiadomości o zdrowiu syna, ale on zakazał lekarzom udzielania takich informacji. O wszystkim miano informować Steffi. I tylko Steffi. W zasadzie prócz tematu impotencji nie było innych tajemnych spraw, lecz Liam obawiał się, że gdzieś przez przypadek coś może wypłynąć, ktoś może się wygadać. Matkę ta „zmowa milczenia” chyba musiała boleć w szczególny sposób, chociaż Liam tłumaczył jej, że z jego zdrowiem nic się nie dzieje, nie ma żadnych rewelacji, nie ma o czym mówić. Któregoś dnia, gdy była wyjątkowo namolna, powiedział, aby zajęła się raczej wnukami, bo David ciągle choruje, a ona nie widziała go już od ponad miesiąca. A jemu niańka nie jest potrzebna, bo ma żonę i pielęgniarki. Bardzo zdecydowanie odcinał pępowinę.
- Możesz też zrobić nadzwyczajną kontrolę naszym księgowym. Omówimy później wszystkie nieprawidłowości w obecności Steffi. To się bardzo przyda mojej żonie – zakończył, całując Steffi w rękę i zaglądając jej w oczy. To też burzyło krew w matce. Obraziła się wówczas na cale dwa tygodnie.
Steffi była ciągle zajęta, głównie nauką. Mieli o czym rozmawiać, nigdy się nie nudzili. Aby zwiększyć jej postępy w nauce szwedzkiego postanowili rozmawiać w tym języku i jego młodej żonie szło bardzo dobrze. Ale nadal trzymali naukę w tajemnicy. Steffi znała już oba szwedzkie hotele i większość pracowników. Szczególnie bacznie obserwowała pracujące w nich Polki. W jej przekonaniu były najlepszymi pokojówkami. Przyjeżdżając do Polski szukała polskiego kucharza do hotelu w Pineto, ciągle bezskutecznie. Jeszcze będąc w Rzymie (Liam miał wtedy badania) pojechała z Halvarem do tego „swojego” hotelu i została tam przedstawiona jako właścicielka. Halvar wszystkie rozmowy prowadził w jej obecności, słuchała z zainteresowaniem, ale się nie wtrącała. Pytania zadawała, gdy już zostawali sami. Halwar miał tam urządzony apartamencik dwupokojowy na szóstym piętrze. Obok miał być apartament dla niej – czteropokojowy i z niewielką kuchenką. W łazience już były zamontowane konieczne poręcze, poszerzono też drzwi dla łatwiejszego manewrowania wózkiem inwalidzkim, ale pomieszczenia nie były do końca urządzone. Allesandro obiecał, że wszystko będzie za jakiś miesiąc. Pytała o muzyków – według Allesandro ciągle ćwiczyli i byli lepsi, niż tego po nich oczekiwano.
Liam doceniał świeżość spojrzenia Steffi i wprowadzał niektóre jej propozycje w życie. Niektóre odrzucał, ale zawsze wyjaśniał z jakiego powodu. Czasem się nie zgadzali, wtedy sprawa zostawała w zawieszeniu. Steffi miała charakter i była błyskotliwa, z czym hamowała się przy obcych. Wolała milczeć i słuchać. I uczyć się. Ciągle się uczyć.
W tym czasie dwukrotnie zjedli wspólną kolację z rodzicami Liama w hotelowej restauracji. Steffi nie manifestowała swej niechęci do teściowej, traktowała ją uprzejmie, nie wyrywała się ze swoim zdaniem. Jednakże rozmowy, o ile nie dotyczyły hoteli, były drętwe, co cierpliwie znosiła. Czasem teściowa wtrącała jakieś zdanie po szwedzku, a Steffi cieszyła się, gdy udało się jej chociaż w części zrozumieć wypowiedź. Niestety, zbyt często było to coś uszczypliwego – że źle wygląda w tym kolorze, że jest zbyt chuda, że już czas, aby nauczyła się jeść owoce morza. Puszczała te uwagi mimo uszu, bo faktycznie wcale się nimi nie przejmowała.
Stefcia przywiozła z Polski swoje cenne precjoza, bo miała być razem z Liamem na jakiejś gali hotelarzy. Poprosił ją, aby szczególnie ładnie wyglądała, może dokupiła sobie nową sukienkę i buty. Wskazane jest, aby to była długa suknia.
- Niech wszyscy faceci widzą, że ja, choć na inwalidzkim wózku, to mam najwspanialszą kobietę na sali. Postarasz się?
- A ile mam czasu?
- Cały miesiąc.
- A ty w co się ubierzesz?
- Coś tam znajdę...
- O, nawet tak nie mów! Zapewne większość panów będzie w smokingach, to ty też musisz.
I rzeczywiście oboje wyglądali olśniewająco! Na drugi dzień w kilku gazetach były nawet ich zdjęcia, jakby specjalnie na nich polowali wszyscy fotografowie.
Steffi z tej gali wyniosła raptem dwie znajomości – była interesująca para norweska i druga miejscowa, z Göteborgu. Liam znał się z nimi od dłuższego czasu. Norwegowie zaprosili ich do siebie na wiosenny, ciepły już weekend. Podobno mieli hotel gdzieś nad fiordami w przepięknym miejscu. Prosili, aby uprzedzić ich telefonicznie o planowanym przyjeździe. Liam kiedyś już tam był. Inne twarze zlewały się Steffi w jedno i nie mogła zapamiętać obco brzmiących imion i nazwisk. Polaków tam nie było.
Wkrótce potem był charytatywny bal hotelarzy, jednak z niego zrezygnowali, bo Liam przecież nie tańczył. Halvar namawiał Steffi, aby poszła z nim i z jego żoną, ale Steffi nawet nie dopuszczała takiej myśli. Albo z Liamem, albo wcale. Nie była aż tak bardzo spragniona tańców. Zresztą Liam nie czuł się najlepiej, a ona nie chciała go zostawiać samego. Znów mu dokuczał kręgosłup, przy tym pojawiły się długie, uporczywe bóle głowy. Kiedy wszystko było dobrze – Steffi wybiegała myślami w przyszłość, gdy był nawrót chorób natychmiast rezygnowała ze swoich pomysłów. A marzyła, by wywieźć babcię i Piotrusia na cały lipiec nad Adriatyk, do Pineto, niechby prawdziwie odpoczęli. Taki odpoczynek należał się też ojcu, ale to może później, nie wszystko naraz. Nie musiała przy nich być i czuwać. Babcia i Piotruś doskonale dali by sobie radę bez niej, bez Stefci. Na razie jednak nic im nie mówiła. Cieszyła się, kiedy ta jej ukochana trójka przyjechała do Szwecji na Wielkanoc i kilka poświątecznych dni. Był kwiecień, pogoda dopisała, więc spacerowali także z Liamem na wózku. On uwielbiał takie spacery. Święta z mnóstwem polskich akcentów – Wielkanoc po polsku. Byli rodzinnie na rezurekcjach, bo przecież babcia nie dopuszczała nawet myśli, by nie być w kościele! Liam był bardzo ciekaw obrządku w kościele katolickim. Na świąteczne śniadanie babcie Stefcia zaprosiła także rodziców Liama, niestety, pani Rybbing podobno była chora – bardzo bolała ją głowa i miała katar, trochę kaszlała, a nie chciała zarazić Liama, więc przybył tylko jej mąż. Może i dobrze, przynajmniej posiłek upłynął w przyjemnej atmosferze. Później Halvar zabrał Edwarda i Piotra samochodem do portu, Liam odpoczywał, a Steffi z babcią mogły się nagadać w kuchni. Po następnym posiłku był pieszy spacer z Liamem na wózku od „Hotell R&R” do „Hotell Under the Rose" i dalej, okrężną drogą przez park, powrót do domu, jak umownie nazywali apartament Liama.
Steffi jeszcze przed świętami nakupiła różności do domu w Wierzbinie, a teraz kolejno – pojedynczo! - zabierała bliskich na zakupy i nie żałowała pieniędzy. Poznawała radość z obdarowywania upominkami. Dobrze, że namówiła ojca na przyjazd samochodem. Chciała ugościć także obu stryjków z rodzinami. Bela poprosił o czas we wrześniu, a Tomasz obiecał, że jak najszybciej wyrobi paszporty dla całej rodziny i przyjedzie w dogodnym dla obu rodzin terminie.
Liama odwiedzali starzy przyjaciele, nie za często, ale jednak. Kilka razy zabrali go do ulubionego pubu. Dochodziły też nowe znajomości, zawierane na turnusach rehabilitacyjnych. A Steffi cieszyła się, że jej mąż nie jest osamotniony. Ożywiał się na tych męskich spotkaniach, wracał wprawdzie zmęczony, ale jednocześnie radosny.
Niestety, ich sprawy łóżkowe stały w miejscu. A raczej leżały... Prowadzili sporo rozmów o impotencji. Liam, wewnętrznie rozżalony, nigdy nie przerzucał swego bólu na Steffi, starał się nie okazywać, jak bardzo psychicznie cierpi. Robił co mógł, by jego żona miała jak najwięcej satysfakcji z tego niepełnego pożycia. A ona nigdy się nie skarżyła. Oboje mieli ciągle nadzieję, że nastąpi poprawa, a może nawet całkowite wyleczenie. Od czasu do czasu Steffi przekonywała Liama, by poszukał lekarza na miejscu, twierdziła, że musi ktoś taki być. Uważała, że Liam niepotrzebnie robi tak wielką tajemnicę ze swej ułomności. Jakoś ciągle nie mogła go przekonać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz