wtorek, 28 listopada 2017

SPŁOSZONA...




Spłoszona...

Milknę.
Może minęła wielka chwila,
a może jest jeszcze przed nami.
Powieki teraz opuściłam,
bo świat się chwieje i mnie mami,
a mam zobaczyć niewidoczne.
I mam usłyszeć wyciszone,
aby nie spłoszyć garści uczuć,
co tak swobodnie porzucone,
kiełkują gdzieś na skraju serca -
okruszki drobne, mchem strojone...
Zaczekaj miły, mnie wystarczy,
byś wreszcie patrzył w moją stronę,
byś jeszcze dzisiaj bez pośpiechu objął,
szukając cieni drżących gdzieś pod rzęsami,
na czubkach palców,
albo oddechów zbyt gorących...
I ust... spierzchniętych, a zachłannych...

Milknę.
W nieeleganckim pudełku po butach
chowam najstarsze fotografie.
Odkładam senki niewyśnione,
myśli, co były utrapieniem,
westchnienia nigdy nie zgłębione
i zapomniane jakieś cienie...
I ustrojone ogrody marzeń
- które już dzisiaj nic nie znaczą.
Milknę.
Udaję, że się zajmę pracą.
Udaję... po co?

© Elżbieta Żukrowska
fot. własne

27.11. 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz