poniedziałek, 13 listopada 2017
MŁODZIENIASZKU...
Młodzieniaszku...
Kobieta porodziła, gdy ojciec płeć określił,
a później długo wspólnie cię wychowywali.
Stałeś się ich miłością, duży trud ponieśli,
byś wyrósł na mądrego - tak się postarali.
Lecz ty pośpiesznie z gniazda, oby jak najdalej,
by nie musieć się troszczyć, obdarzać miłością.
To wolność ci wabiła jak sznurek korali,
na wszelkie napomnienia wybuchałeś złością.
Odpłynąłeś za górę siódmą lub ostatnią,
nikt o tobie nie słyszał, listów nie pisałeś.
Cóż dziś tobie rodzice - nawet delikatną
myślą tylko ich nigdy już nie zahaczałeś...
Teraz jednak wróciłeś - jak syn marnotrawny,
wrak zniszczony życiem, obdarty ze złudzeń.
A w twojej kieszeni jest pięć kopiejek marnych,
za to chorób zbyt wiele nazbieranych w trudzie.
Kąt dla ciebie jest nadal. Rodziców uczucia.
Nigdy nie będziesz umiał takich odwzajemnić.
Pomyśl, co z tobą dalej? Wszak nie masz dziedzica,
a rodzice odejdą. Zostaniesz - ich zmiennik.
© Elżbieta Żukrowska
fot. Gentleman night
9.11.2017.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz