niedziela, 31 marca 2019
MOŻE TO BYŁO TAK, A MOŻE NIE (opowiadanie - cz.6.)
MOŻE TO BYŁO TAK, A MOŻE NIE (opowiadanie - cz.6.)
Leszek przepraszał mnie milion razy, ale jakoś nie mogłam mu zaufać. Po obżarstwie pierogowym i gołąbkowym obdzwoniłam rodzinę - wszystko było w porządku, więc mogłam się bawić, ale straciłam do tego serce. Wisienka na razie nie grał, podobno poszedł się przedrzemać przed wieczornym koncertem - bo znów miał być koncert! Ujawniono nam, że będą to przeboje Maćka Miecznikowskiego. Jakże dawno nie słuchałam piosenek Leszczy!
Leszek zachęcał mnie, abym i ja poleżała chwileczkę, zanim zacznie się pożegnalny wieczór. "Pożegnalny"- jak to brzmi! Ale co tu dużo gadać - bałam się sam na sam z Leszkiem. Że mu ulegnę. A on wziął mnie na ręce jak dziecko i na nic były moje opory. Zaniósł do pokoju, ułożył na łóżku, zabrał buty, otulił kocem i kazał spać. Chciał jeszcze zdjąć mi spodnie, ale to (pod kocem) sama zrobiłam. Obudzi mnie gdy przyjdzie na to czas - tak powiedział. A ja pragnęłam z całych sił, aby mnie przytulił! Cóż? - nie zrobił tego. Rozsiadł się w fotelu i zajął krzyżówkami, jakie ktoś wcześniej zostawił w pokoju. Popatrzyłam na niego głodnym wzrokiem i byłam pewna, że on to doskonale widzi i wyczuwa. Czym prędzej zamknęłam oczy, a następnie odwróciłam się do niego pupą. Niech sobie pije sam tego drinka, który przez okno podał mu Bartek. Zła byłam na siebie o te "erotyczne" opowieści. Po co się przed Leszkiem tak otworzyłam? To prowadziło do zbliżenia, które wcale nam nie było potrzebne. Usnęłam.
Obudziłam się na krótko przed osiemnastą. Leszek, skulony jak niemowlę, spał obok plecami do mnie. Nie chrapał. Zsunęłam się z łóżka i wciągnęłam na siebie leginsy, cicho, cichuteńko. Podeszłam do Leszka i przyklękłam przy łóżku. Miał wypogodzoną, spokojną twarz. Czasem poruszał brwiami. Miałam wielką ochotę go ucałować, ale zamiast tego wycofałam się do łazienki.
Czy ja przypadkiem nie zaczynam zakochiwać się w Leszku? Coraz bardziej mnie do niego ciągnęło. Chciałam go dotykać, rozmawiać z nim, a nawet... całować. I chciałam - bardzo! - aby mnie przytulał. Osiem lat nie byłam z mężczyzną. Czy to nie przesada? Na co ja czekam? Na co liczę? Że znów spotkam mego Piotra? On od dawna nie jest mój! Do tej pory pewnie ma żonę i czwórkę dzieci! A i ja sama już go nie kocham, tylko pieszczę to wspomnienie o nim. Po co? Obudź się dziewczyno - mówiłam sama do siebie. Ogarnęłam się, umyłam zęby i wyszłam z łazienki.
Leszek nadal leżał na łóżku, ale teraz już na plecach i z głową uniesioną na podwójnie złożonych rękach. Nie spał.
- Jak ci się spało? - zapytał.
- Nieźle. Nawet dobrze. Ale... przytul mnie natychmiast, bo jak nie przytulisz, to zaraz umrę.
Jakie to cudowne, gdy mężczyzna ma szeroką klatkę piersiową i długie, silne ręce. Leszek ogarnął mnie, przytulił, jakby otulał sobą.
- Kochanie moje, co ci to? Coś się stało?
Nie mogłam odpowiedzieć, bo byłam bliska łez, jedno słowo, a zamieniłabym się w fontannę. Dopiero po chwili poprosiłam go, by "zorganizował" kawę. Ale on najpierw wycałował moją twarz i dopiero wtedy poszedł do pani Teresy.
Tymczasem ja dalej myślałam o tym, co mam zrobić z moim życiem. Wyjechać do Gdańska, być z dala od Buni i od sióstr? I co ja w tym Gdańsku będę robić? Zostać tu i każdego dnia użerać się z Dorotą? A gdyby tak... O, to była wspaniała myśl - niech Dorota awansuje! Niech ona dostanie propozycję nie do pogardzenia! Czy Leszek może mi w tym pomóc? Jest jeszcze Tytus Tarnawski... Gdyby tak zabrał ją ze sobą aż do Londynu... Marzenie...
Kawa była wyborna, w wielkim kubasie, prosto z kuchni, a nie z termosu. Leszek zagarnął mnie łapczywie, ledwie odstawiłam kubek i osunął się na fotel, pociągając mnie na swoje kolana.
- Muszę się tobą nacieszyć - oświadczył.
- Cały czas możesz to robić.
- Ale od teraz jest inaczej.
A więc i on wiedział, że między nami coś się zmieniło, że nie wypowiadając tego wyraźnie - dałam mu przyzwolenie do siebie. Całował moje włosy i twarz, ciągle unikając ust. Wiedziałam - czekał, że to ja pierwsza go pocałuję. A ja się tylko tuliłam jak odnaleziony po długim czasie szczeniak. Jednakże wkrótce Bartek zabrał Leszka, bo trzeba było trochę podźwigać - przywieziono traktorem cztery wielkie płaszczyzny zbite z desek, teraz należało je spiąć i dopiero wówczas odwrócić na właściwą stronę. Wymagało to sporego wysiłku. Platforma do tańca miała małe, może dziesięciocentymetrowe słupkowate nóżki, przez co ułożenie całości tak, by było jak najstabilniej - wcale nie było łatwe. W każdym bądź razie można było tańczyć w szpileczkach. Oglądałam te zmagania z okna. A tu telefon - Bunia!
- Stało się coś?
- Ależ skąd! Tak chciałam tylko usłyszeć ciebie.
- U mnie też wszystko dobrze.
- A my z Antosiem idziemy do teatru, więc czasem za nami nie wydzwaniaj. Antoś zdobył bilety na "Śniadanie u Oliwii", więc już z racji tytułu muszę to obejrzeć.
- A autor?
- Och, nie pamiętam. Kobieta. Ktoś bardzo młody. A co u ciebie, jak twój partner?
- Już mówiłam - wszystko dobrze.
- Jest troskliwy, uważający, oddany tobie?
- Buniu!
- Nie "Buniu", tylko odpowiadaj, gdy cię pytam.
- Buniu... Ja się chyba zakochuję...
- I bardzo dobrze!
- No, nie wiem. Na razie jestem bardzo pogubiona... On tak pachnie, tak pachnie... że od samego zapachu kręci mi się w głowie i już bym chciała być w jego ramionach.
- A jak całuje?
- Nie mam pojęcia... Jeszcze się nie całowaliśmy.
- To co ty tam robisz? O matko! Ale mnie zdenerwowałaś! Nie całowali się! To pewnie i nie kochali się! Dziewczyno! Opamiętaj się! Ty masz już trzydzieści lat!
- Buniu, już mówiłam, chyba się w nim zakochuję, ale niczego nie będę przyśpieszać. Niczego.
- Nie wierzę własnym uszom! Ja w twoim wieku miałam już dwójkę odchowanych dzieci!
- Trochę się różnimy...
- A ludzie mówią, że świat jest rozwiązły!
- Przecież to ty nas wychowałaś. TAK wychowałaś.
- Czyli do wychowywania dzieci zupełnie się nie nadaje...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
C.d.n.
© Elżbieta Żukrowska 31.03.2019 r.
fot. Desert rose
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz