To już p r a w i e końcówka mojego pisania...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Matylda jeszcze raz napełniła szklankę i
piła maleńkimi łykami usiłując się opanować, wyrównać oddech. A przede
wszystkim nie powiedzieć czegoś, czego będzie żałować do końca swoich dni. Poza
tym – jakim prawem córka tak ją ocenia!?
- Sabinko, ten facet ma na imię Nikodem. I
kocha mnie od ponad dwudziestu lat. Niezmiennie. I tylko mnie. Sądzisz, że
zaraz po ślubie to się odmieni?
- To ty go od tak dawna kochasz?
- Nie słuchasz mnie. To on mnie od tak
dawna kocha. Moje uczucie jest zupełnie świeże. Ale dość już o tym. Opowiadaj
co u ciebie.
- Nic się od wczoraj nie zmieniło, a
prosiłam o telefon specjalnie w twojej sprawie. Nie umiem przejść nad tym po
porządku dziennego. Mamo! Nie wychodź za mąż!
- Córciu, ostateczna decyzja jeszcze nie
zapadła. Muszę się z nim spotkać. I to spotkanie zadecyduje – wóz albo przewóz.
Ale jednocześnie Matylda zdała sobie
sprawę, że strata Nikodema ją przeraża! Nie wyobraża sobie życia bez niego.
Myśląc o Beniu wcale nie odczuwała tego drżenia. Natomiast Nikodem…? Nie, nie
może utracić Nikodema! On jest jej! W pamięci stanęły jej SMS-y od Nikodema –
pisał ”Jestem twój, na zawsze, NA ZAWSZE!”,
albo „Pragnę smakować Twoje usta –
teraz już na zawsze moje, niech nikt nie waży się ich całować tak, jak tylko
mnie wolno!”. To nie są słowa kochającego mężczyzny? Przecież jej serce
leci do niego na piechotę po najgorszych nawet bezdrożach! Być bez Nikodema?
Nie do pojęcia! To niemożliwe!
- Mamo, nie jesteś ubezwłasnowolniona. Ale
myślałam, że w końcu zamieszkasz z którymś z nas. Zawsze w to wierzyłam.
Przecież możesz do mnie przyjechać na stałe w każdej chwili! Jako lekarz
zaopiekuję się tobą na pewno bardzo troskliwie. A Bartosz będzie mi wiernie
sekundował. Jesteśmy rodziną i pora zacieśnić nasze związki.
- Kochanie, a powiedz mi, ile czasu
dziennie dla mnie przeznaczysz? Dziesięć, piętnaście minut, czy może aż dwie
godziny?
- Mamo! Jak możesz? Przecież wiesz, że
pracuję. Ile wygospodaruję, tyle przeznaczę.
- Ty masz go za mało nawet dla własnych
dzieci, dla męża, a co dopiero mówić o matce. Co chcesz, co możesz mi
zaoferować? Pokój zamykany na klucz, spacer po ogrodzie, czasem wyjście do
sklepu, raz lub dwa razy w roku teatr, wycieczkę czy inną imprezę. I to koniec.
W dzień powszedni może mi powiesz dzień dobry i do widzenia – o ile spotkamy
się w przelocie w holu. Nawet posiłków nie będziemy razem jadać. A i w kościele
niczego nie będę rozumiała! I to jest ta twoja wspaniała oferta! Naprawdę wolę
być tu, gdzie jestem. W Polsce. Byłam u ciebie i wcale się tobą nie
nacieszyłam, bo wiatr tobą miotał, ciągle byłaś w biegu. Coś się zmieniło? A
może myślisz, że u któregoś z synów jest mi inaczej? Najbardziej jeszcze
Bartosz się starał. Ale ja wiem, że praca, wiem, że wasze życie jest jej
podporządkowane. Tylko mnie w ten pusty wir nie wciągajcie. Już nie pasuję do
tego. Nie chcę. Bardziej mi odpowiada moje spokojne życie, bo przecież przyjaciół
mam tutaj. Dziewczyny wpadają choćby po to, by zrobić mi paznokcie i pogadać o
głupotach, na luzie, ze śmiechem. Tego u ciebie nie będę miała. Będę chodziła
od okna do okna albo po ogrodzie. Od tej jednostajności dopiero się można
pochorować!
© Elżbieta Żukrowska
Fot. z internetu
© Elżbieta Żukrowska
Fot. z internetu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz