sobota, 30 stycznia 2016

Nieznajomy z drugiego rozdziału - fragment


To już p r a w i e końcówka mojego pisania...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Matylda jeszcze raz napełniła szklankę i piła maleńkimi łykami usiłując się opanować, wyrównać oddech. A przede wszystkim nie powiedzieć czegoś, czego będzie żałować do końca swoich dni. Poza tym – jakim prawem córka tak ją ocenia!?
- Sabinko, ten facet ma na imię Nikodem. I kocha mnie od ponad dwudziestu lat. Niezmiennie. I tylko mnie. Sądzisz, że zaraz po ślubie to się odmieni?
- To ty go od tak dawna kochasz?
- Nie słuchasz mnie. To on mnie od tak dawna kocha. Moje uczucie jest zupełnie świeże. Ale dość już o tym. Opowiadaj co u ciebie.
- Nic się od wczoraj nie zmieniło, a prosiłam o telefon specjalnie w twojej sprawie. Nie umiem przejść nad tym po porządku dziennego. Mamo! Nie wychodź za mąż!
- Córciu, ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Muszę się z nim spotkać. I to spotkanie zadecyduje – wóz albo przewóz.


Ale jednocześnie Matylda zdała sobie sprawę, że strata Nikodema ją przeraża! Nie wyobraża sobie życia bez niego. Myśląc o Beniu wcale nie odczuwała tego drżenia. Natomiast Nikodem…? Nie, nie może utracić Nikodema! On jest jej! W pamięci stanęły jej SMS-y od Nikodema – pisał ”Jestem twój, na zawsze, NA ZAWSZE!”, albo „Pragnę smakować Twoje usta – teraz już na zawsze moje, niech nikt nie waży się ich całować tak, jak tylko mnie wolno!”. To nie są słowa kochającego mężczyzny? Przecież jej serce leci do niego na piechotę po najgorszych nawet bezdrożach! Być bez Nikodema? Nie do pojęcia! To niemożliwe!
- Mamo, nie jesteś ubezwłasnowolniona. Ale myślałam, że w końcu zamieszkasz z którymś z nas. Zawsze w to wierzyłam. Przecież możesz do mnie przyjechać na stałe w każdej chwili! Jako lekarz zaopiekuję się tobą na pewno bardzo troskliwie. A Bartosz będzie mi wiernie sekundował. Jesteśmy rodziną i pora zacieśnić nasze związki.
- Kochanie, a powiedz mi, ile czasu dziennie dla mnie przeznaczysz? Dziesięć, piętnaście minut, czy może aż dwie godziny?
- Mamo! Jak możesz? Przecież wiesz, że pracuję. Ile wygospodaruję, tyle przeznaczę.
- Ty masz go za mało nawet dla własnych dzieci, dla męża, a co dopiero mówić o matce. Co chcesz, co możesz mi zaoferować? Pokój zamykany na klucz, spacer po ogrodzie, czasem wyjście do sklepu, raz lub dwa razy w roku teatr, wycieczkę czy inną imprezę. I to koniec. W dzień powszedni może mi powiesz dzień dobry i do widzenia – o ile spotkamy się w przelocie w holu. Nawet posiłków nie będziemy razem jadać. A i w kościele niczego nie będę rozumiała! I to jest ta twoja wspaniała oferta! Naprawdę wolę być tu, gdzie jestem. W Polsce. Byłam u ciebie i wcale się tobą nie nacieszyłam, bo wiatr tobą miotał, ciągle byłaś w biegu. Coś się zmieniło? A może myślisz, że u któregoś z synów jest mi inaczej? Najbardziej jeszcze Bartosz się starał. Ale ja wiem, że praca, wiem, że wasze życie jest jej podporządkowane. Tylko mnie w ten pusty wir nie wciągajcie. Już nie pasuję do tego. Nie chcę. Bardziej mi odpowiada moje spokojne życie, bo przecież przyjaciół mam tutaj. Dziewczyny wpadają choćby po to, by zrobić mi paznokcie i pogadać o głupotach, na luzie, ze śmiechem. Tego u ciebie nie będę miała. Będę chodziła od okna do okna albo po ogrodzie. Od tej jednostajności dopiero się można pochorować!

© Elżbieta Żukrowska
   Fot. z internetu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz