... jeszcze takie dwa bardziej "zwyczajne" fragmenciki z piszącej się powieści (ciągle bez tytułu).
~~~~~~~~~~~~~~
Zaledwie go włączyła – przyszło połączenie z bratem.
- Aleksandrze! – ucieszyła się szczerze.
- Witaj mon Papillon.
Papillon… Od razu napłynęły wspomnienia! Dzieciństwo, cudowny rodzinny dom, najpiękniejsze chwile z rodzeństwem i rodzicami! Papillon… Jak dostała to imię? Nie pamiętała tego – ale znała z opowieści. Była wówczas trzyletnim bąkiem ustrojonym w nową, bardzo kolorową sukienkę. Całą rodziną konnym wozem wracano z kościoła. Jechał z nimi kuzyn – stryj Aleksander. To imię często powtarzało się w rodzinie ojca. Stryj był podczas wojny na robotach przymusowych w Niemczech, przyjaźnił się tam z równolatkiem Francuzem i dzięki temu poznał kilka francuskich słów. Czasem się nimi popisywał. Bywało, że Matyldę w domu – nie za często - nazywano Motylem, Motylkiem. Stryj to podchwycił i nazwał Papillon, co – o dziwo - natychmiast do Matyldy przylgnęło. W tej sukieneczce faktycznie wyglądała jak kolorowy motyl.
- Cieszę się, że cię słyszę! – zapewniła.
- Dzwonię, i dzwonię, a telefon masz ciągle wyłączony.
- Wysłałam SMS-a…
- E, tam! Co mi jakieś SMS-y! Wiesz, że ja nie pisuję. Opowiadaj mi tu po kolei.
Opowiadała dość swobodnie, tym bardziej, że nadal była w pokoju sama – aż się w duchu dziwiła, że ta druga pacjentka tak gdzieś przepadła. Musiała bratu zrelacjonować przebieg operacji i nie taić tego, jak się teraz czuje. Przyznała, że trochę słabo, ale najgorzej, że jest tak zimno, więc ją pocieszył, że od zachodu idzie ocieplenie, już nazajutrz ma być wyraźnie cieplej. Dopytywał się o więcej. I w końcu przyznała, że się posypała jako kobieta, że to zbrodnia robić takie operacje! Uderzyć, wydrzeć samo sedno kobiecości! Szlochała cicho. To wszystko w imię twojego życia – przypomniał. No tak, no tak… Pocieszał ją jak umiał.
- Przecież twarda z ciebie baba! Nie dasz się! – zapewnił ją na koniec.
Jaka twarda? – chciała powiedzieć, ale „wzięła się w garść” – cóż jej po tym mazaniu się i daremnych płaczach. TO już jest poza nią!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przyszedł Benedykt. Przyniósł kawę w termosie – zgodnie z życzeniem Matyldy. Jednak najpierw prysznic i to troskliwe wyczekiwanie pod drzwiami łazienki. Cały pan Benio…
- Kacper ma jutro przyjechać – powiedziała, gdy znów była w łóżku. – On nie ma klucza, a nie mam pojęcia, o której przyjedzie. Nie zapytałam! Prom przypływa rano, około siódmej. Mniej więcej po trzech godzinach powinien przyjechać…
- Niech się pani nie kłopocze. Spróbuję przypilnować, ale na wszelki wypadek zostawię kartkę na drzwiach. Nie będzie miał wtedy wątpliwości.
- Dziękuję, co ja bym bez pana zrobiła, panie Benedykcie! Patrzyłam z okna gdy pan szedł… Pan chyba dużo schudł… I zastanawiałam się dlaczego.
- Troszkę mnie ubyło, ponad dwadzieścia kilogramów… Tak jakoś się porobiło… Cukrzycę mam, teraz mi ją wybadali… Mówią coś lekarze o wyjściu do domu?
Rozmawiali o nieważnych sprawach przez blisko godzinę. W międzyczasie zadzwoniła Roma dziękując w imieniu dzieci. Wczoraj nie mogła, bo cały dzień była w rozjazdach i po lekarzach, aż wreszcie wieczorem padła i spała już aż do rana.
Benedykt dalej opowiadał historie ze swego życia kierowcy, o działce znajomego, przekazywał ploteczki z bloku. Matylda nie dała mu okazji do litowania się nad nią, do gładzenia po twarzy czy całowania rąk – była czujna! Ale gdy wyszedł, Chęcińska nie powstrzymała się od pytania:
- Ja myślałam, że to pani mąż. To kto to jest dla pani? On taki czuły, dbający…
- Mój sąsiad i… opiekun. Kiedyś przyjaźnił się z moim mężem, a teraz przyjaźni się ze mną.
- A zachowuje się tak, jakby był w pani zakochany!
- O tam, zaraz zakochany! Życzliwy jest tylko. I samotny jest, to może się trochę nudzi.
Chęcińska chciała dalej rozmawiać, ale Matylda przymknęła oczy. Jednak nie spała. Myśli niesforną falą płynęły, skakały z tematu na temat. Nikodem dalej nie przysyłał nawet SMS-a. Czuła, że z Paulą też czeka ją długa rozmowa, bo Paula nigdy nie odpuszcza. Nigdy. Poczeka na sprzyjające warunki i dobierze się do samego wnętrza. Na razie Matylda była niespokojna.
© Elżbieta Żukrowska 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz