Zabawa trwała.
Jakub prawie cały czas tańczył z Urszulą - z wyjątkiem zmian wymuszonych przez wodzireja: para za parą, koszyczek, panie do środeczka, panie wybierają panów - to najpopularniejsze zawołania. Kiedy tylko nie było jej przy nim - wzbierała w nim zazdrość. Wreszcie dostrzegł, że i Urszula biegnie za nim oczami, może nawet też jest zazdrosna! W jakimś sensie odczuł ulgę, uspokoił się, pewniej się poczuł. Niewyobrażalnym było, by Urszula uwodziła innego mężczyznę!
Początkowo oboje byli spięci. Ale wkrótce przekonali się, że w tańcu zgadzają się idealnie. Wirowali razem radośnie, aż miło było na nich patrzeć. Jakub nie popisywał się tak jak inni mężczyźni, nie robił żadnych szalonych figur, chciał, aby tę zabawę Urszula - jego Uleńka - zapamiętała jako coś nadzwyczajnego. Dlatego cała jego uwaga była skierowana na to, by to Urszula dobrze się czuła i była zadowolona. Sala - cóż, nie był to warszawski lokal - była duża, przystrojona papierowymi ozdobami wcale nie najwyższego lotu. Jedynie podłoga była nowa i równa, za to nie miała "poślizgu". Przez pierwszą godzinę było na niej dość luźno, dopiero później w czasie grania prawie nikt nie odpoczywał i wtedy już nie było takiej swobody ruchów. Na pociechę można było przytulić do siebie dziewczynę - z czego Jakub korzystał umiarkowanie, bo nie chciał, by ludzie wzięli ją na języki. Wtedy, na tym wiejskim weselu, nie tuliła się do innych mężczyzn. Przypomniał to sobie teraz i aż mimowolny uśmiech wypłynął mu na twarz. Tańcząc obserwował inne panie, porównywał z Urszulką. Jej sukienka, choć ze ślicznego materiału, uszyta była skromnie i dekolt też miała skromny, ale miała. I tu coś nie pasowało Jakubowi. Chwilę trwało, zanim się zorientował, że to kwestia ozdób. Inne panie miały biżuterię, a jego Uleńka - nie! To prawda - ona nigdy się nie stroiła, ale prawie zawsze wyglądała tak, że mogła od razu do gości. Jedynie nie nosiła biżuterii. Może nie miała?
Tańczył z nią, a myślał o tym, czy Urszula w tym czasie nie wspomina Warszawy. Musiała tam chodzić na jakieś zabawy, może nawet na prawdziwe bale? We wsi mówiło się wtedy, że Urszula ma jakiegoś narzeczonego, lotnika, mężczyznę z fantazją ułańską - to już sformułowanie samej pani Józefiny... Kto wie, co by było, gdyby nie wojna...Mniejsza z tym! W końcu to on, Jakub, tańczy z panną Tęczyńską, a nie tamten lotnik. Nagle zgoła inaczej zastukało mu serce - a jeśli tamten był z Urszulą...tak jak mężczyzna z kobietą...jak małżeństwo? Aż nim szarpnęło. Jego Uleńka z innym mężczyzną? A jeśli? Oczyma duszy zobaczył, jak tamten uwodzi JEGO kobietę, jak ją rozbiera, jak ją bierze... Wyobraźnia nagle się rozbuchała, podsuwała takie szalone obrazy! Nigdy wcześniej tak nie myślał! A teraz aż tchu nie mógł złapać... Z trudem wytrzymał do końca tańca, odprowadził Urszulkę do stolika, przeprosił i wyszedł na zewnątrz.
Pod remizą było sporo mężczyzn, wyminął ich, ktoś coś za nim wołał, ale nie zważał na to i wszedł w bramę na plac przykościelny. Noc była chłodnawa, jak to jesienią, a Jakub czuł, że pali go jakaś gorączka. Płonął cały. Szedł szybkim krokiem wokół kościoła. W załomach muru dostrzegł kilka par - to tu, to tam. Szedł dalej, aż okrążył cały kościół. Wcale nie ochłonął. Czuł, że nie może jeszcze wrócić do towarzystwa, głowa mu płonęła, to chyba się nazywało "krew zalewa oczy". Jak ma sobie z tym poradzić? Zapytać Urszulkę wprost? A jeśli uczciwie powie, że była z tamtym? Co wtedy zrobi? Odwiezie do domu i więcej na nią nie spojrzy? A da się tak? Jezu! Co on ma teraz zrobić? Może też powiedzieć, że takich pytań to mu zadawać nie wolno. I co wtedy?
- Jakub! Jakub! - Dotarło do niego przyciszone wołania. Rozpoznał głos Sokołowskiego.
- Coś się stało? - zapytał Manugiewicz.
Stanęli obok siebie tuż koło murku.
- Właśnie - coś się stało? - to samo pytanie postawił Sokołowski.
- Diabła zobaczyłem - odpowiedział ponuro Jakub.
- Chcesz kielicha? - zapytał Sokołowski pokazując butelkę. Była w niej może ćwiartka wódki.Jakub bez słowa wyciągnął rękę, a gdy pił - Józek mówił dalej.- Moja żona zobaczyła, że coś z tobą nietęgo. Jeszcze jak tańczyłeś. Aż cały na twarzy się zmieniłeś. Co się stało? Można ci jakoś pomoc?
Jakub pociągnął z butelki solidna porcję wódki i oddał resztę koledze.
- Diabła zobaczyłem - powtórzył. Wiedział, że w żadnym wypadku nie może się swoimi wątpliwościami, strachami, może tylko urojeniami, podzielić z Sokołowskim. Tak właśnie powstają plotki!
- Mów jak człowiek!
- O diable? Nie da się.
- Kochasz tę pannę do zwariowania. Pewnie już ze dwadzieścia lat. Może zacznij chodzić po ziemi, co? Powiedziała, że cię nie chce, czy jak?
- Nic nie powiedziała!
- To o co chodzi? Jeszcze nie widziałem, żeby kogoś tak piorun ustrzelił, jak ciebie. Mów co się stało!
- Nic się nie stało.
Sokołowski upił niewielki łyk wódki i podał butelkę Jakubowi.
- Do dna! - nakazał, a Jakub posłusznie wypił. - Pomroka jakaś cię naszła. To dziewczyna z dobrego domu. Widać, że cię kocha, że bardzo jest za tobą. Co ci się nagle w głowie ulęgło?
- A jeśli ona była z innymi?- wypalił nagle Jakub, wbrew wewnętrznym nakazom.
- Nie była.
- A ty skąd to wiesz?
- Nie była. To nie ten typ dziewczyny. Ona jest w ciebie jak w słońce wpatrzona. Żaden inny dla niej nie istnieje!
- A jeśli kiedyś istniał?
- Jakub, bądź facetem! Jakie to ma znaczenie? Ona jest z tobą. Kocha cie. A ty jesteś jak ślepiec. W każdą niedzielę kiedy tylko tu przyjeżdżała do kościoła, widziałem, jak szuka ciebie oczami, a potem ulgę na jej twarzy, jak już ciebie zobaczyła. Nawet wtedy, gdy mieszkała w Warszawie, a do matki wpadała w odwiedziny. Nawet właśnie szczególnie wtedy. Więc nie ględź jak jakiś nawiedzony! I wracajmy, bo wystraszyłeś wszystkie trzy kobietki. Ulżyło ci trochę? Ależ ci weszła do serducha, no, no...! Powiedz jej coś miłego, zrób coś, żeby wiedziała, że wszystko już dobrze, daj jej jakiś znak! No, jak się czujesz?
Wrócili na salę, orkiestra grała, ale ich towarzystwo nie tańczyło. Urszula patrzyła na Jakuba niespokojnie, ale nawet jak już usiadł - o nic nie zapytała szanując jego prawo do tajemnic - nie musiał jej mówić o wszystkim. Chociaż pragnęła, by mówił.
- Chcesz tańczyć, czy odpoczniesz? - zapytał.
- Ty decydujesz - odpowiedziała uśmiechając się łagodnie. Nadal była zaniepokojona, ale nie musi tego wszystkim pokazywać - pomyślała.
Patrzył jej głęboko w oczy - nie umknęła wzroku. Mówił jej oczami jak bardzo kocha i jak szaleńczo jest o nią zazdrosny!
- Hej, Jakub, pozwól zatańczyć ze swoją damą! - poprosił znajomy Manugiewicza.
- Chyba żartujesz! Mowy nie ma! Właśnie zbieraliśmy się do tańca!
- Nie dla psa kiełbasa! - dodał głośno Sokołowski. Całą szóstką ruszyli w tany.
Partnerką Ryśka była kobietka nieco od samego Ryśka starsza (na oko - może z pięć lat?), jak się okazało kuzynka pani Agaty, miała na imię Marysia. Pobrali się niedawno, prawie w połowie ciąży, przez co Marysia należała do osób wytykanych palcami. Ciąża przedmałżeńska to był wielki wstyd dla dziewczyny. Jakub już na początku tańców szepnął Urszuli, że to nawet nie jest dziecko Rysia.
- Dla mnie ten chłopak to prawdziwy bohater! Oby taki był zawsze! Nie tylko kocha Marysie, ale i tego chłopaczka też uwielbia.
Urszula nawet chciała zapytać, co na to prawdziwy ojciec, ale nie czas był na takie rozmowy. Mimo wszystko nie czekała zbyt długo na wyjaśnienia, w pewnym momencie Jakub jej szepnął, który z mężczyzn jest ojcem: wywijał właśnie jak szalony z jakąś blond-pięknością.
- Oby nie było awantury! - powiedział do ucha Jakub.
Awantury na takich zabawach były prawdziwą zmorą dla organizatorów. W razie bardziej poważnych zajść, na przykład finału w szpitalu, mogli nie dostać zgody na następną zabawę. A młodzi chcieli tańczyć! Teraz, jeśli do zwady doszłoby między biologicznym ojcem a Rysiem - Sokołowski i Jakub również musieliby wziąć w tym udział...Jednak żadnej zwady nigdzie nie było, nie było poruszenia.
A Jakub tańcząc wciąż pasował się z sobą. W młodości wcale nie był święty. Choć kochał się w Urszuli miewał kobiety. Szczególnie w czasie wojny. Nie tylko czasie wojny... Gdy się dowiedział, że Urszula zostaje na stałe na tej odległej plebanii... Jak szalony wtedy był! Żadnej dziewczynie nie przepuścił. Aż młody wikary zagroził mu na spowiedzi, że więcej rozgrzeszenia nie da. Bo co to za przyrzeczenie poprawy!? Zatem jak może dziś stawiać jakieś żądania? Od powrotu Urszuli do domu nagle się uspokoił, "nie łaził na baby" - jakby to powiedziano w mleczarni. A może już się wyszalał - jakby to powiedział ojciec Urszuli. Pan Tęczyński parę razy groził mu palcem - dosłownie. Widocznie wiedział o nim więcej niż inni. A Aleksander - czy wie? Wiele razy bywali na tych samych zabawach, wieczornicach, próbach amatorskiego teatrzyku - w tych samych przedstawieniach grali. Przed wojną to wszystko bardzo prężnie działało. Młodzież całe niedziele miała zajęte. A wszystko za sprawą proboszcza z Miasteczka i nauczyciela z Bronek. Wojna to przerwała. Nigdy nie odrodziły się wieczornice i teatrzyk. Bracia Tęczyńscy, Sidoryk, Wróblewski i Jakub - najprzystojniejsi mężczyźni w całej parafii. Jakub nadal miał młodzieńcze ruch i wysoko podniesioną głowę. Nadal wiele kobiet oglądało się za nim. Ale czterdziestka mu stuknęła. Inni mieli żony i dzieci. On był sam... Nie wystarczy dumnie nosić głowę i mieć hardy kark. Tylko przed Urszulką ten kark tak łatwo się zginał...
Urszula wcale nie wyczytała z oczu Jakuba słów o miłości. Natomiast zdała sobie sprawę, że Jakub nie traktuje jej z takim szacunkiem jak w Pokrzywce, jak w domu... Strasznie ją to zabolało. Trudno - powiedziała sobie. Jeden wieczór wytrzymam. Gorzej będzie z przygotowaniem wesela, ale to też tylko tydzień roboty i wcale nie muszą być przy tym razem. Gorzej, że po zabawie czeka ich godzinna samotna jazda w ciemnościach. Już teraz musi położyć kres zbyt natarczywym umizgom. Jakub był znakomitym tancerzem. Ale nie było w nim nic z tego wiernopoddańczego Jakuba, jakiego miała na co dzień. Jeszcze raz sobie powiedziała w myślach - trudno, wytrzymam. I uśmiechnęła się promiennie, choć w kącikach oczu błysnęły łzy. Potrzebowała całej siły woli by się opanować. Po następnej przerwie znów ktoś obcy poprosił ją do tańca i Urszula się zgodziła, bo Jakub chyba celowo zwlekał z protestem. I właśnie wtedy ogłoszono walczyk czekoladowy. Nieznajomy tańczył "tak sobie" - na szczęście nie deptał po palcach. A Urszula tańczyła można powiedzieć też tak "bez serca". Widziała, że Jakub obserwuje ją siedząc przy stoliku. Niby patrzył po wszystkich, a czuła na sobie jego spojrzenie. Co robię nie tak, że wszytko obraca się przeciwko mnie? - myślała tańcząc. Było przyjemnie, miło, a na raz choćby siekierę do rąk... Żeby tylko nie rozpłakać się w głos... Do domu! Jak najszybciej do domu! Do bezpiecznych czterech ścian! A Aleksander znów będzie z nich żartował... To już ostatni raz!- przyrzekała sobie. Nigdy więcej nie okaże cienia uczucia Jakubowi! Uwodzi ją a potem odtrąca. Pewnie nie umie inaczej. Ale już dość! Dość! Walc trwał nieskończenie długo, zbyt długo. Urszula nie chciała czekolady od nieznajomego i poprosiła, by ją odprowadził do stolika.
- Co to - to nie! Mnie nie honor odprowadzić panią bez czekolady - odpowiedział mężczyzna.
Kiedy znów spojrzała w kierunku ich stolika - Jakuba już tam nie było. Rozejrzała się - wśród tańczących także nie było go widać, ale było tak dużo ludzi, że mogła go nie zauważyć. Wreszcie z czekoladą wróciła do stolika. Wkrótce po tym usiadła Agata i Marysia. Panowie się ulotnili.
- Czy oni czasem na boku gdzieś nie popijają? - zaniepokoiła się Marysia.
- Jeśli nawet tak jest - to dziś bądź wyrozumiała - poprosiła Agata.
- Masz rację - przyznała Marysia.
Urszula była niewtajemniczona, ale - jak to zwykle ona - nie chciała pytać.
Wkrótce panowie wrócili i jeśli nawet wypili coś w tajemnicy przed swoimi damami - nie było tego po nich widać. Gdy orkiestra ponownie zagrała Jakub poprosił Urszulę do tańca zanim ktokolwiek podszedł. Znaleźli się na parkiecie jako pierwsi. Orkiestra grała teraz na jego zamówienie - o czym Urszula nie wiedziała. I była to melodia wyjątkowo odpowiadająca Jakubowi. Zaczął się popisywać. Dotrzymywała mu kroku z łatwością, ale cały czas pamiętała, gdzie jest i co jej wolno. Dawno temu, wraz z innymi dziewczętami z pensji, brała lekcje tańca w Warszawie. Dziś tańczyła najpiękniej jak umiała i choć inne pary też już wyszły na parkiet - to właśnie oni byli pod obstrzałem spojrzeń. A on ją tym tańcem uwodził, zapalał gwiazdy nad głową, pod stopy rzucał kwiaty! Chciał, by mu mdlała w ramionach, a jednocześnie aby wszyscy widzieli, jaka jest piękna i - tylko jego! Jakoż nie zemdlała, choć była bardzo świadoma, bardziej niż zwykle, jego męskiej siły, tego, że ją niebezpiecznie uwodzi, ale też tego, że nie ma na sali ani przystojniejszego mężczyzny, ani lepszego tancerza. Kochała go do utraty zmysłów - i tu właśnie była granica! Śmiała mu się w twarz! Jakby mówiła "tu cię mam! ale ja też potrafię uwodzić!". Jednak świadomie nie uwodziła - prócz tego zalotnego uśmiechu. A w duchu sobie myślała - moja ostatnia zabawa... Jakby pogrzeb mojej młodości...
Zmęczeni usiedli przy stoliku. Jakub, zadowolony i lekko zdyszany, od razu sięgnął po picie. Oranżada już im kończyła i Rysiek z Józkiem poderwali się do bufetu. Urszula chciała herbatę. Marysia z Agatą szeptały coś sobie na ucho, gwar była jak zwykle, gdy orkiestra przestawała grać. Grupa młodzieży na ławach śpiewała "Szła dzieweczka do laseczka", ale było to bardziej wydzieranie się niż śpiewanie.
- Jak się bawisz? - zapytał Jakub pochylając się o jej twarzy.
- Bardzo dobrze - odpowiedziała nie do końca szczerze.
- No to się cieszę.
- Ale można by myśleć o powrocie do domu.
- Jesteś pewna?
- Zdecydowanie.
- O, to by się pan Aleksander zdziwił.
- A cóż jemu dziwić się albo nie?
- Tak pomyślałem- dodał pochylając się jeszcze bardziej
A potem przybliżył się tak, by ją sobą zasłonić i z rozmysłem wolno przeciągnął palcami po jej ustach. Urszula natychmiast przymknęła oczy i cofnęła się. Z wysiłkiem poprosiła:
- Nie rób tak więcej.
- Dlaczego?
- Ty wiesz.
To prawda - wiedział. Ale już lubił zapalać w niej te wszystkie ognie i śledzić zmiany na jej twarzy. Lubił, kiedy odpowiadała mu strwożonym spojrzeniem, rozedrganiem takim - uciec? a może zostać? Przyłapał się na tym, że przecież na początku zabawy inaczej myślał, inaczej planował... Czyżby to ta odrobina alkoholu? Niemożliwe! To po co tak igrać? Od lat chciał jej powiedzieć, że kocha i nigdy, przenigdy tego nie zrobił. Przecież ona to widzi, to po co mówić?
Zanim przyniesiono herbatę znów zagrała orkiestra, a przed Urszulą jak z podziemia wyrósł Marek, znajomy Urszuli i jej braci, mieszkaniec sąsiedniej wioski. Podała mu rękę i poszli tańczyć.
- Kuba, co jest grane? - zapytał Sokołowski.
- Co masz na myśli?
- Myślałem, że to twoja dziewczyna!
- Właśnie się na mnie pogniewała i chce mi dać po nosie!- odpowiedział swobodnie Manugiewicz. - Mogę zatańczyć z Agatą?
- Chcesz z nim tańczyć? Z takim łapserdakiem? - zapytał ze śmiechem żonę.
- Lubię tego łapserdaka!
A w trakcie tańca zrobiła mu wykład. Słuchał zaskoczony i zmieszany.
- Jeśli ci na niej zależy - to niech zależy cały czas! A u ciebie tak jest, że przez godzinę ci zależy, a potem jakieś fochy pokazujesz. Potem ci to mija i znów ci zależy. Ale w tym czasie jej może już miłość minąć na zawsze!
- A ja właśnie myślę, że to Urszulka robi fochy! Przecież ze mną przyjechała!
- Jak dziecko jesteś! Przejrzyj na oczy!
- Nie nadaję się do kobiet! Od lat nie mogę się z Urszulą dogadać!
- Z Urszulą? A ja myślałam, że z Uleńką. To jest właśnie ta twoja zmiana. Na miejscu Urszuli wcale bym ciebie nie chciała. Ty tylko pozornie jesteś stabilny. A tak naprawdę to w tobie jest jakiś wicher! Rozpuściły cię kobiety, podrywaczu jeden!
- Nie mów tak! Nawet tak nie myśl!
- Gdyby Urszulka wiedziała o tobie to wszystko, co ja wiem - nie chciałaby ciebie za męża!
- Jak możesz!?
- Nie szukaj róży za płotem, jak ona ci rośnie w ogrodzie!
- A rośnie?
- Jest tam i czeka na ciebie! Zbliż się do nich. Zrobimy odbijanego i macie oboje wrócić uśmiechnięci.
- Na rozkaz!
I znów miał w ramionach Uleńkę. Uleńkę - nie Urszulę. Prawda, że nie wsunęła się ufnie w jego ramiona. Czuł ten dystans i nagle jakby mu się oczy otworzyły. Agata mówiła: "Bądź dla niej dobry. Nie sprawdzaj jej na każdym kroku!". To takie proste!
- Stęskniłem się za tobą - powiedział cicho wprost do jej ucha. Skinęła głową na znak, że słyszy. - Było tak, jakbyś uciekła ode mnie na drugi koniec świata! Nie mogę, nie chcę, nie umiem bez ciebie żyć! - przytulił ją do siebie delikatnie, ale nie pozostała bezwolna, odsunęła się troszkę. - Jesteś moim niespełnionym marzenie - szeptał dalej, a jej zapach odurzał go. Znów się odsunęła. - Nie szarpmy się już tak! Jak to się dzieje, że w jednej chwili jesteś cała moja, a w następnej odległa o całe lata świetlne!
- Nie wiedziałam, że z ciebie taki astronom! - zażartowała bez cienia złośliwości. I pozwoliła się przytulić.
Jeszcze przed północą była spora przerwa - na kolację dla muzyków. Cała szóstka przeszła się do Sokołowskich - "pudrowano noski", bo w remizie nie było toalety. W tym czasie przewietrzono też salę, dym papierosowy aż gryzł w oczy.
Urszula czuła się swobodnie wśród obu pań. Były sympatyczne. Rozmawiano lekko i dowcipnie, ale niezbyt długo, bo orkiestra nie pozwalała na długi wypoczynek. Wracając po przerwie Jakub celowo został trochę z tyłu. Zapytał, jak tam ze zmęczeniem u Urszuli.
- Do tej pory jest nieźle, ale myślę, że jeszcze co najwyżej godzinka i do domu. Po prostu muszę pamiętać o tym, że jutro też jest dzień. I to pracowity dzień.
-Nie myśl teraz o tym. Ciesz się zabawą, no i ... mną...
- Jakubie!
Chciała mu żartobliwie pogrozić palcem, ale on tak niespodziewanie objął ją, przytulił, spadł na usta gorącym pocałunkiem. Nie mogła mu się oprzeć. Poddawała się tym rękom, ustom, temu żarowi ciał, była zupełnie bezwolna! Lgnęła do niego, wtulała się, jakby całą sobą wołając " jeszcze!". Ale już ją odsunął, zajrzał w źrenice, jakby chciał się upewnić, czy aby jest zadowolona. Oczy mu się śmiały, jeszcze śmiesznie ustami skubnął jej brew, a potem powiedział:
- Całą pomadkę ci zjadłem! Chyba na nowo musisz umalować usta!
Uliczne latarnie dawały bardzo mało światła, toteż już przy stoliku Urszula jeszcze raz zerknęła w lusterko, a potem na Jakuba.
- Teraz wiem, czemu mężczyźni tak nie lubią pomadek. Ty chyba też masz to i owo do ukrycia!
Ale on przysunął tylko twarz do niej i rozbawiony czekał, by mu starła resztki szminki. Kiedy tak dotykała teraz jego ust, poczuł drżenie rąk i narastające gwałtownie pożądanie. Nagle i jemu zaczęło się spieszyć do domu. Nie mógł o tym powiedzieć. Nie mógł nawet do powrotu zachęcać. Ale Urszula sama z siebie zaraz po północy powiedziała, że już pora. Państwo Sokołowscy również ruszyli do domu.
Jakub w skrytości ducha cieszył się na jazdę powrotną. Ale gdy przecinali już wozem rynek rozległ się okrzyk "Panie Jakubie, panie Jakubie! "i Manugiewicz natychmiast wstrzymał konia. Panny Maślakówny pytały, czy by je nie podwiózł, bo bracia chcą jeszcze zostać na zabawie, a one same to się trochę boją. I jeszcze są dwie koleżanki, a jedna to nawet nogę ma otartą, bo w nowych butach. Kto to widział w nowych butach na zabawę? One nigdy... Paplały wszystkie cztery aż do samej wioski.
Urszula uśmiechała się w ciemności niespodziewanie ucieszona towarzystwem dziewcząt. Unosiła twarz szukając twarzy Jakuba, jego oczu. W gęstym mroku niewiele było widać, ale była pewna, że się do niej uśmiecha. Ledwie odpowiadali dziewczętom.
A gdy zostali na wozie sami - nadal milczeli. Objął ją ramieniem i przytulił do siebie, i nic więcej nie było trzeba. Myszka truchtała niebyt spiesznie, a Jakub ani myślał jej poganiać. Znów miał jasno wytyczone cele. Marzenia wreszcie się spełniały.
C.d.n.
szybciej niż sądzicie,
bo już dużo nazmyślałam
i
aż się boję, że może za mocno...
W każdym razie romansowanie trwa!
Kliknij link - a znajdziesz się w następnym rozdziale -- http://czas-i-ja.blogspot.com/2011/07/27.html
Kliknij link - a znajdziesz się w następnym rozdziale -- http://czas-i-ja.blogspot.com/2011/07/27.html
Czytam systematycznie. Ale się rozkręciłaś.Podoba mi się to Twoje romansowanie.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOj, to dobrze,że dużo nazmyślałaś, jak sama to określasz. Czego na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Gabraj
OdpowiedzUsuńMiło mi. Jeszcze trochę rewelacji powinno się zdarzyć.Pozdrawiam również!
Anabell
OdpowiedzUsuńKorci mnie licho, oj, korci...
Ale powoli moi zmyśleni zaczynają mnie słuchać, a Jakub zaczyna być facetem z krwi i kości.Jeszcze tylko Urszula za bardzo mdlejąca lilijka...hihihi
Ha,Ha myślałaś pewnie że masz mnie z głowy Kochaneńka nic z tych rzeczy.Przetrwałam trochę problemów blogowych,następnie kilka burz które się zawzięły na moje miasto i zabierali mi prąd.Przetrwałam wszystko i jestem.Masz rację co do Urszuli.Mogłabyś ją troszkę uczłowieczyć:))))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i pędzę czytać następny odcinek.
Juta
OdpowiedzUsuńPojawiam się i znikam!
A pojawiając się dziękuję za komentarze. Za Twój komentarz.
Uczłowieczam. Wyślę ją do klasztoru. A co? Niech ma!
Tkaitka a jak ona mi tego nie daruje?To moze być gorsze niż wsadzenie jej do więzienia:)))))))Zlituj się ,oczywiście mam na myśli siebie.
OdpowiedzUsuńJuta
OdpowiedzUsuńJak "nie daruje"??? Sama będzie się prosić!
W tem momencie biedzę się nad końcówką nr 29.
I już dużo wiem! Nie zmienię!