Manugiewicz przyjechał rankiem pod dom Tęczyńskich. Czekał na Urszulę, nie zsiadając z wozu. Dopiero gdy zobaczył ją zamykającą drzwi - zeskoczył zgrabnie, by pomóc przy wsiadaniu.
- Dzień dobry Uleńko! - powitał radośnie.
- Witaj, witaj - odpowiedziała z rezerwą, nawet z pewnym lekceważeniem, co dostrzegł natychmiast; ale nie umknęła mu ręki i pozwoliła sobie pomagać.
- Zaczekajcie - zawołał od studni Aleksander i Jakub, choć już zebrał lejce, nie cmoknął na Myszkę.
Mężczyźni się przywitali.
- Jak tam wam idzie? - zapytał Tęczyński przyglądając się Urszuli, jakby chciał ją uspokoić wzrokiem: nie obawiaj się, powiem tylko to, co trzeba.
- To Uleńka wie najlepiej - powiedział Jakub.
- Nadążacie ze wszystkim? Ciocia Helena zadowolona?
- O, ja to mam dziś ogniową próbę, te parówki. - powiedział Jakub z uśmiechem. - Co to za moda ostatnio na te parówki? Słyszę o kolejnym weselu z nimi niemal w roli głównej. Ale będzie dobrze. Nie trzeba nic robić w nie wiadomo jakim pośpiechu. Nie cierpię nadmiernego pośpiechu w robocie.
- Z tego, co wiem, to babcia Helena dla swoich wszystkich wnuków te parówki chciała. Uległa ich prośbie. A o moja siostrę pan dba? Nie zapomina pan czasem, że to jest Tęczyńska, a nie pierwsza z brzegu kucharka?
Jakubowi najpierw jakby krew odpłynęła z serca, a w chwilę potem jego śniada twarz mocno pociemniała.
- Co pan ma na myśli? - zapytał przez zęby.
Aleksander roześmiał się lekko.