STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska
Cz.56. Grudzień 1975 r.
Bracia. Noc poślubna
Bela stał na balkonie i palił
cygaro. Wprawdzie było zaledwie pięć stopni na plusie, ale jemu
nie było zimno, bo miał na sobie kurtkę. Rozmyślał. Bardzo go
niepokoiły najbliższe dni. Stefcia sama do Szwecji... Bez niego,
bez ojca, bez przyjaciółki... To prawda, że ostatnio bardzo
wydoroślała. Nigdy nie była mazgajem. Ale teraz jechała jakby do
jaskini lwa. Jeśli coś pójdzie nie tak, nawet nie będzie się
miała komu wyżalić. Znał na tyle swoją chrześniaczkę, że
wiedział, iż Liam będzie ostatnią osobą, która dowie się o
ewentualnych przykrościach. Będzie dziewczynie ciężko. Bez
znajomości języka, bez znajomości ludzi i z upiorną teściową w
pobliżu. Oczywiście, że dużo zależy od Liama, ale przecież ten
chłopak zaraz jedzie na długą rehabilitację, a kto wie, czy po
drodze nie będzie nowych pobytów w szpitalu... Zamiast siedzieć w
Szwecji powinna na czas rehabilitacji męża przyjechać do
Wierzbiny. „Mąż” - w zestawieniu ze Stefcią to słowo tak
dziwnie brzmiało. I nie mieli ślubu kościelnego. Żałował, że
go nie wzięli od razu... Ale może ślub będzie w Polsce, z całą
pompą przynależną tej uroczystości. O, przytarliby nosa
Rybbingom! Tego był pewien.
Oparty o barierkę patrzył na
rozświetlone w dole miasto. Rzym żył także w nocy, na ulicach
wciąż był spory ruch. Ale Beli to nie zajmowało. Myślał o
bliskim wyjeździe do Polski i cieszył się na powrót do domu, do
Basi, do dzieci. Pewnie lada moment to on będzie szykował
uroczystości ślubne dla swojej trójki. Córki już miały
chłopaków, Hubert był dalej „wolnym strzelcem”. I dobrze, że
się do ślubu nie śpieszy.
- O czym tak rozmyślasz? -
Bela nawet nie zauważył, kiedy na balkon wszedł Edward.
-
O wszystkim po trochu. Bardzo się cieszę na powrót do domu. A
tobie co spać nie daje?
- Martwię się o Stefcię. Jak ona
sobie poradzi w tej Szwecji? To on powinien zamieszkać w Polsce, a
nie ona w Szwecji.
- Może kiedyś do tego dojdzie, kto
wie?
- Nie dojdzie. Już mi ją świat zabrał, a teraz jakaś
fala unosi ją coraz dalej i dalej od domu. Ona tam jedzie jak w
paszczę lwa i na dodatek się uśmiecha!
- To samo przed
chwilą pomyślałem. Ale to dzielna dziewczyna i chyba sam widzisz,
jak ostatnio bardzo wydoroślała. Nie da się zastraszyć Rybbingom
i nie da robić z siebie popychadła. Akurat tego jestem pewien.
Zaraz po przyjeździe zdobędę dla niej te książki o hotelarstwie
i wyślę jak najszybciej.
- Ale ona nie zna się na
ludziach! I chyba jest zbyt ufna. Rozmawiałem z nią o tym już
kilka razy
- Ona szybko się uczy i wyciąga właściwe
wnioski. Miejmy nadzieję, że tak będzie i tym razem.
-
Wiem, że tam mają zatrudnionych kilka Polek – z westchnieniem
powiedział Edward. - Przestrzegałem ją, aby się nie spoufalała,
bo nie wiadomo, co to za kobiety. Mogą na nią donosić, albo i
gorzej, bo nawet zmyślać. Ma ufać tylko Liamowi.
- A on
to porządny chłopak. No i nieprzytomnie zakochany... Mama już śpi?
- Aż chrapie! Było dużo emocji, choć to tylko ślub
cywilny. Ale z tym przesadzaniem gości to był majstersztyk!
Rybbingowa omal nie dostała apopleksji! To był najlepszy numer na
przyjęciu.
- A z tym koszyczkiem to nie?
- A z tym
koszyczkiem to chyba nie zrozumiałem.
- Stefcia mi kiedyś
powiedziała, że na przykład po przyjęciu imieninowym, czy co tam
oni świętują, pani domu ma zliczony już koszt przyjęcia, dzieli
to na wszystkich obecnych i woła od każdego na przykład po sto
koron. I to u nich jest normalne. Nie ważne, że się przyniosło
kwiaty albo prezent. Po stówce do koszyczka. Albo po pięćdziesiąt
koron, zależy ile wyjdzie. Nie wiem, czy ona i tu miała zamiar
zbierać pieniądze, ale zabierając koszyczek pomieszałem jej plany
i przynajmniej nie było obciachu przed polskimi gośćmi.
-
To taki numer! Zawsze wiedziałem, że z ciebie bystrzacha...
Zacząłeś się już pakować?
- Wiesz, Edziu, a gdybym ja
pojechał do Polski autobusem, co?
- To długa podróż i
całkiem nie tańsza od samolotu. Po co się tak męczyć? Nie
wiadomo też, czy w autokarze mają miejsca, a i ubezpieczenie też
musiałbyś wykupić... Chce ci się?
- Boję się o te moje
teksy i o maszynę do pisania. Myślę, że wszystkie nasze torby
byłyby ze mną bardziej bezpieczne... W zasadzie to już podjąłem
decyzję – jadę autokarem i szukam chętnego do towarzystwa.
- Pogadaj z którymś z młodych. Tylko nie z Piotrkiem. On musi
do szkoły. Już i tak miał długie ferie. A jeszcze ten jego
psiak... Patrz, zapominam jak on się wabi...
- Jak myślisz
– nowożeńcy już śpią?
- Bela!
- Na miejscu
Liama to ja bym nie spał – zachichotał starszy z braci.
-
Ot, dowcipniś. Cni ci się za Basieńką... A co ja mam mówić? Też
bym chciał mieć noc poślubną. Nawet z cudzą żoną...
-
To ożeń się.
- Trzeci raz? A która by mnie chciała?
Pochowałem już dwie żony. Następna kobieta będzie się
zwyczajnie bała.
- A masz kogoś na oku?
- Może i
mam... Mam, nie mam, to bez różnicy. Żenić się i tak nie będę.
Kiedyś rozmawiałem z taką dość bliską znajomą, ale bez
erotycznych podtekstów między nami, taka luźna przyjaźń tylko, i
wiesz, co mi powiedziała? Skoro dom należy do Stefci, to ja nie mam
nawet co liczyć na to, że znajdę trzecią naiwną.
- A
niedawno był czas, że chodziłeś trochę na boki i już myślałem,
że się nie opamiętasz. Bo co innego mieć jedną, stałą kobietę,
a co innego ciągle zmieniać ogródki.
- Nie przypominaj
mi! - Edward zamachał rękoma. - Na samą myśl o tym jeszcze się
rumienię!
- Chodźmy już do środka.
W salonie
spała babcia, więc panowie na paluszkach przemknęli do pokoju
Beli. Mimo późnej pory zebrało się im na pogaduchy. Obaj byli
zachwyceni tym, w jaki sposób Rybbingowie zorganizowali
przeniesienie panny młodej przez próg, a w zasadzie aż przez dwa
progi. Było wiadomo, że Liam z uwagi na swój kręgosłup nic
dźwigać nie może, jednak wstał z wózka inwalidzkiego i tuż
przed drzwiami przytulił do siebie Stefcię, a ona zarzuciła mu
ręce na szyję. Brat i ojciec połączyli swoje ręce pod udami
Stefci tak, że ona na ich rękach usiadła. I teraz trzech panów,
trochę tyłem i trochę bokiem przeniosło Stefcię aż do jej
sypialni. Za nimi postępowali, śmiejąc się i żartując,
pozostali goście, ale do sypialni ojciec Rybbing już nikogo nie
wpuścił. Razem z Olofem pomogli Liamowi zdjąć garnitur i od razu
bardzo porządnie odwiesili go na ramiączku do szafy.
-
Tato, ale przynieście mi moje rzeczy, bo nie będę się miał w co
ubrać z rana – poprosił Liam.
- Nie wiem, czy jest sens,
albowiem wszystko będzie na ciebie za luźne, będzie z ciebie
spadać.
- Zapomniałem o tym...
- Mimo wszystko
zaraz ci przyniosę. Chociaż koszulę będziesz miał świeżą –
oświadczył Olof.
Liam usiadł w fotelu i odpoczywał.
Odpoczywał i patrzył. I podziwiał swoją młodą żonę. We
wszystkim była zachwycająca! Właśnie wyjmowała milion szpilek z
włosów, jakichś klamerek i zapinek, potrząsała główką, a
włosy rozsypywały się po jej ramionach i plecach. Gniewała się
na nie, gdy coś, jakaś jeszcze jedna spinka, zatrzymywało
uwięzione na górze sploty. Była tak piękna, że aż w zachwycie
czasem brakowało mu tchu! Tam, na sali, widział spojrzenia mężczyzn
skierowane na Steffi – podziwiali ją i się zachwycali. Przy niej
inne kobiety zawsze wypadały trochę nijako, blado. A przecież nie
miała wyzywającego makijażu, nawet paznokietki pomalowała na
jasny, różowy kolor. Była skromna. I w skromnej sukience. I
zarazem w swojej prostocie urzekająca! Nie mógł oderwać od niej
oczu.
Matka przestrzegała go, miała jakieś tysięczne
obawy, a przede wszystkim bolało go to, że mówiła, iż Steffi
leci na jego pieniądze. On był pewny, że akurat o to nie można
jego ukochanej posądzać. Wierzył całym sobą w głęboką miłość
Steffi, w to, że jest dla niej całym światem – tak jak ona dla
niego. Ze wszystkich kobiet, jakie znał, ona jedna nie chciała jego
pieniędzy, buntowała się na nie, gniewała za prezenty. Tyle razy
musiał ją przekonywać, że te wszystkie fatałaszki są z miłości
dla niej, że pragnie, aby w nich wyglądała rewelacyjnie, aby
przyćmiła swoim wyglądem inne kobiety. Chciał, aby wszyscy
mężczyźni mu zazdrościli, bo zdobył – tak, zdobył! -
fantastyczną kobietę. Błyskotliwą dziewczynę z charakterem, z
wielkim sercem, która na dodatek ma dobrze poukładane w głowie. A
najważniejsze – dziewczynę, która go bezgranicznie kocha.
Rozmyślał nad zaletami Steffi... To nie jest dziewczyna od
malowania paznokci i strojenia się przed lustrem. Już wiedział, że
potrafi ciężko i niestrudzenie pracować, że uparcie dąży do
upatrzonego celu, że angażuje się w to, co robi całym sercem.
Teraz to jej zaangażowanie w wyciąganie go z choroby było wyraźnie
widoczne i aż wzruszało. Oddałaby życie, aby go ratować. Czuł
to i doceniał. Nikt więcej tak się dla niego nie poświęcał.
Nawet matka. Steffi o tym nie mówiła, ale od Alice wiedział, że
jego ukochana siedziała przy nim nawet i po dziesięć godzin
dziennie, mówił do niego, czytała, gładziła mu ręce i stopy.
Nie dawała się wyrzucić za drzwi. Alice była pełna podziwu dla
tej Polki. To złoty samorodek – powiedziała kilka razy przy
okazji różnych rozmów. Dlaczego matka tego nie widziała? Nawet
Olof mówił – masz diament, teraz go umiejętnie oszlifuj. Kiedy
tam, w tej dalekiej klinice, spojrzał pierwszy raz w oczy Steffi,
nie myślał o tym, jaki charakter ma dziewczyna. Po prostu spojrzał
i pokochał natychmiast, głęboko i bezwarunkowo. Oczywiście mógł
– wtedy jeszcze mógł – wypalić w sobie to uczucie. Wystarczyło
nie przyjeżdżać do kliniki, nie myśleć, nie rozpamiętywać. A
zamiast tego on pragnął poznać smak jej ust, zważyć jej piersi w
swoich dłoniach, poczuć krągłość bioder, zapach, miłość...
Patrzył na Steffi rozczesującą swoje włosy i wrzała w nim
krew...
Czy dziś będzie mógł...? Czy dziś się
spełni...?
Dlaczego właśnie jego, i to w takim momencie!,
spotkała ta straszna przypadłość...
Zgodnie z obietnicą
złożoną Steffi nie powiedział nikomu z rodziny o swej impotencji.
I lekarzom zakazał. Teraz wszelkie informacje miały trafiać
wyłącznie do niego i do Steffi. Koniec z nadopiekuńczością
matki.
W momencie, kiedy po tak długiej przerwie otworzył
oczy, to właśnie oczyma pytał o Steffi. Ją jedną pamiętał i
tylko jej obecności pragnął. Był wieczór i nikogo z bliskich
przy nim nie było. Przyszło chyba ze dwóch lekarzy, pytali go o
coś, ale nie mógł mówić. Nie umiał? Mówili jakieś
pokrzepiające słowa, uśmiechali się, ale Steffi nie było... Czuł
wtedy, że po policzkach spływają mu łzy. Znów kroplówka i za
chwilę odpłynął w sen. Rankiem walczył ze swoją pamięcią.
Matka, ojciec – znał te słowa, ale na razie nie kojarzył twarzy.
Znów lekarze i ich pytania. Jak się nazywa? Czy wie, gdzie jest?
Czy pamięta co się wydarzyło?
Pamięć wracała
bardzo powoli. Rozpoznał matkę i ojca. Z siostrami miał pewien
problem, aż któregoś dnia świadomość pojawiła się jak
rozbłysk światła. I najważniejsze, że była Steffi. Trzymała go
za rękę, a on usypiał uspokojony. Budził się, a ona dalej przy
nim była. Tylko nie w nocy. Początkowo nie rozumiał, dlaczego nie
ma jej w nocy. Zaczął mówić. Po szwedzku. Angielski był dla
niego obcy, daleki. Ale Steffi mówiła do niego po angielsku i
któregoś dnia zrozumiał, co mówi. To był bardzo dobry dzień –
od tego dnia jakby powrót do żywych uległ przyspieszeniu. Nie
chciał, by od niego odchodziła, starał się przytrzymać jej rękę,
ale był taki słaby. Jego własne ręce odmawiały mu posłuszeństwa.
Nie mógł nawet sięgnąć do jej twarzy. Na szczęście pochylała
się nad nim. Całowała. Czuł jej zapach i muśnięcia jej dłoni.
To napawało go głębokim spokojem, wręcz szczęściem.
Rozpaczliwie pragnął jej stałej obecności. Początkowo nie mógł
zrozumieć, dlaczego tak często znika. Wpadał w panikę, gdy budził
się, a jej nie było. Później zrozumiał, że zawsze do niego
wraca i był nieco spokojniejszy.
Wreszcie przypomniał
sobie wypadek i to wszystko, co było przed wypadkiem. Zaczął
więcej mówić, ale wypowiedzi matki mocno go irytowały, chyba nie
do końca wiązał skutki z przyczynami. Przybycie Orvora
spowodowało, że wskoczyły na swoje miejsce następne elementy
układanki, jaka ciągle odbywała się w jego głowie. Orvor mówił
do niego tak, jakby był w pełni zdrowy. Opowiadał o hotelu w
Pineto, o skończonej już budowie, o porządkach, urządzaniu, o
tysiącu drobnych codziennych spraw. I to chyba wtedy pękły okowy
ściskające wciąż jego mózg. Chciał pojechać do Pineto. Był
słaby. Słabe miał ciało, a i wysiłek umysłowy też go męczył.
Zapadał w sen, choć akurat chciał kontynuować rozmowę. Były
dni, kiedy jego stan wyraźnie się pogarszał, a później, jakby
się odbił od dna, znów wypływał na szerokie wody – wszystko
rozumiał, nawet planował dalsze posunięcia, bardzo zajmowały go
sprawy Hotelu Steffi. O inne się nie martwił, bo tam był David, w
razie czego interweniowali rodzice. Dwukrotnie rozmawiał z Davidem
telefonicznie. Chciał, aby Steffi była natychmiast zatrudniona w
jego hotelach. Niech David znajdzie jakieś odpowiednie stanowisko i
da bardzo wysokie uposażenie. A samo zatrudnienie niech będzie
nawet ze wsteczną datą, powiedzmy od pierwszego października. I
niech nic nikomu nie mówi, nie wyjaśnia, a już w żadnym wypadku
jego matce. Konieczne jest konto w banku. David z lekka protestował.
Musi mieć odpowiednie pełnomocnictwa od Steffi i odpisy jej
dokumentów. Tego się nie załatwia na ławce w parku! A tu
zaskoczenie – Steffi miała odpowiednie dokumenty i ich
uwierzytelnione tłumaczenia! Olof natychmiast zawiózł wszystko do
Szwecji. Ale musiały być też podpisy Steffi. Oryginalne.
Najprawdziwsze. Złożone w obecności pracownika banku! Ubłagał
Olofa i ten przywiózł do Rzymu właściwą osobę, a Steffi złożyła
stosowne podpisy. Olof twierdził, że łatwiej mu zawieźć do
Szwecji Steffi, niż przywieźć tego bankowca, jednak Liam bardzo
nalegał, aby przynajmniej spróbował. Nie chciał aby Steffi
opuściła go aż na dwa dni! Prosiła, aby powiedział jej, o co z
tymi podpisami chodzi, więc powiedział, że założył jej konto w
banku i nie będzie teraz od nikogo finansowo zależna. Lada moment
dostanie własną książeczkę czekową i nie będzie się musiała
nikomu opowiadać. O pracy na razie jej nie powiedział –
niespodzianka!
Ale szykował jej i inną niespodziankę.
Robił, co mógł, aby pokonać własną słabość. Masażyści i
ćwiczenia rehabilitacyjne. Uczył się siadać, a także stawać na
własnych nogach. Jaki był szczęśliwy, gdy zrobił pierwsze,
bardzo nieudolne kroki, choć był zabezpieczony poręczami. Wywożono
go na spacery, bo wmówił lekarzom, że atmosfera szpitala go dusi.
Był na dworze każdego dnia, bez względu na pogodę. Ćwiczył ręce
gumowymi piłeczkami. Więcej już nie mógł zrobić. Tym bardziej,
że po ostatniej operacji drętwiały mu stopy i odczuwał bóle
kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. Czyli szykowała się następna
operacja. Nie teraz! Skoro Steffi ma wszystkie potrzebne dokumenty,
to mogą wziąć ślub tu, w Rzymie. Choćby i w szpitalu. Olof go
strasznie zwymyślał! Nie może dziewczynie zrobić takiej
przykrości! Ślub jest zdarzeniem tak wielkiej wagi, że musi mieć
odpowiednią oprawę. A on, Liam, chce byle jak, byle szybciej. Czy
Steffi nadal chce go za męża? Ciągle jeszcze nie dał jej drugiego
pierścionka. Na co czeka? A jeśli ona, mimo swej dobroci,
życzliwości i miłości – nie zechce poślubić kaleki? Czy wziął
to pod uwagę? Słowa Olofa przestraszyły go. Prawda – Steffi
może go nie chcieć. I druga prawda – może na zawsze zostać
kaleką. Musi natychmiast wyjaśnić swoją sytuację. Natychmiast!
Ale lekarze nic mu nie obiecali, prócz nowej operacji. Natomiast
Steffi go nie zawiodła. Jego cudowna, ukochana dziewczyna, słońce
jego życia, jego cały świat! Jego największa na świecie miłość!
Myliły mu się dni. Rozpamiętując teraz nie wiedział
dokładnie, co było pierwsze, a co następne. Za to pamiętał
matkę. Wprawdzie nigdy nie przyniosła mu kawy, ani nawet ulubionego
smakołyku, jednak była często. Gdy zostawali sami dużo mówiła.
Głównie o interesach. Ale też o Steffi. Nalegała, aby się odciął
od tej dziewczyny. Po co mu Polka? Jest łasa na jego pieniądze. Po
co mu taka kula u nogi? Na hotelarstwie wcale się nie zna i na
dodatek nie umie po szwedzku. Będzie miał przez nią same kłopoty.
Gdy matka mówiła zbyt wiele – udawał, że usypia. Czasem
rzeczywiście zapadał w sen. W którymś momencie i matka
dowiedziała się, że Liam będzie kaleką, a wtedy jej nastawienie
do Steffi uległo istotnej zmianie. To od matki wyszło, że jeśli
tak bardzo się kochają, to niech zaraz wezmą ślub. Tu, w
szpitalu. Chyba dotarło do niej, że Liam jako kaleka, będzie miał
trudności w znalezieniu żony, mimo swoich milionów. Bo gdzie
znajdzie drugą taką głupią, aby chciała się przywiązać do
inwalidzkiego wózka męża? Miała różnych przyjaciół i dużą
liczbę znajomych, ale nigdzie wśród nich nie widziała
odpowiedniej partnerki dla syna. Skoro Liam i Steffi tak się
kochają, to może nie będzie źle? Wzięła sprawy ślubu w swoje
ręce. Tyle może dla Liama zrobić – tak mu powiedziała. Olof
zgodził się jej pomagać. I kupić garnitur dla Liama, pamiętając
przy tym, by na pasku zrobić dodatkowe dziurki, bo przecież bardzo
schudł. Przeglądał się w lusterku, które za każdym razem
przynosił Kamil, gdy przychodził go golić. I był bardzo
niezadowolony ze swego wyglądu. Patrzy na mnie z lustra jakiś
drapieżny ptak – myślał za każdym razem.
A Steffi
przychodziła, wygładzała mu swymi paluszkami twarz, szeptała
miłosne zaklęcia. Czuł jej miłość i oddanie. Ona nie zwątpiła
w niego, on nie zwątpił w nią. Byli nierozerwalni.
Teraz
patrzył, jak się uwalnia z sukienki i bielizny.
- Nie myj
dziś włosów – poprosił.
- Dobrze – zgodziła się
łatwo. - Ale muszę się choć trochę umyć.
- Ja też
tylko trochę się umyję, bo nie dam rady stać pod prysznicem, a tu
nie ma taboretu.
- Może chcesz iść pierwszy do łazienki?
Mnie trochę czasu zajmie zmywanie makijażu.
- Przecież
możemy iść razem.
- Nie, nie. Na razie wspólna łazienka
odrobinę mnie krępuje.
- Wstydzisz się przy mnie zrobić
siusiu?
- Może...
Zdjął koszulę, a ona zdjęła
mu skarpetki – jeszcze nie mógł się tak głęboko pochylać.
- Nie mam swojej szczoteczki do zębów...
- W tej
szufladce na lewo jest zapas szczoteczek, do wyboru, do koloru.
- Całe szczęście. Czy w twoim hotelu też tak będzie?
- To niezły pomysł. Muszę powiedzieć to twemu ojcu, bo Orvor też
już wyjeżdża. Na szczęście jego żona cały czas dobrze się
czuje. A czy ty mówiłeś swoim szwedzkim przyjaciołom o naszym
ślubie?
- Nie. Jestem w zasadzie bez telefonu. I tak dobrze,
że pozwolono mi zadzwonić do Davida. Ale prosiłem go, by nawet w
hotelach nic na ten temat nie mówił. Wszyscy już chyba wiedzą, że
miałem wypadek i że to mnie zatrzymuje z dala od Szwecji.
- Ja wysłałam kartkę do Noemi. Wie, że jestem z tobą w Rzymie.
Jednak ani o wypadku, ani o naszym ślubie nie pisałam. Nie chciałam
zapeszyć, a zaprosić jej i tak nie mogłam. Idź do łazienki, bo
znów zaczynamy za dużo gadać. Może jutro uprzedź Orvora, by za
dużo o nas nie opowiadał.
Liam bał się tej nocy i w
zasadzie dlatego tak się ociągał z pójściem do łazienki. Był
spięty i wewnętrznie roztrzęsiony, chociaż starał się tego nie
okazywać. Jeszcze kilka minut i będzie ją miał w ramionach –
swoją żonę, swoją przeogromną miłość, swoje szczęście, swój
cały świat!
Przyszłą do niego pachnąca. Mięciutka,
słodka taka. Przytuliła się, objęła go, ucałowała. Całując
jej twarz szeptał o swojej miłości. Był w niebie! Prawie w niebie
– bo jednocześnie bał się tego, co miało zaraz nastąpić.
- Liam, kochany mój, myślę, że dziś powinniśmy grzecznie
spać. Jesteś bardzo zmęczony. Ja zresztą też. Przytul mnie
mocno. I śpijmy.
W pewnym sensie doznał wówczas ulgi –
nie musi się sprężać, nie musi nic ani sobie, ani jej udowadniać.
Steffi ma rację – mają czas.
- Jesteś najmądrzejszą
kobietą na świecie. Kocham cię.
KONIEC TOMU I
cdn pod koniec sierpnia 2022 r.
fot. Pixabay
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz