niedziela, 15 maja 2022

Cz.56. Grudzień 1975 r. Bracia. Noc poślubna


 STEFCIA Z WIERZBINY - © Elżbieta Żukrowska

Cz.56. Grudzień 1975 r. Bracia. Noc poślubna

Bela stał na balkonie i palił cygaro. Wprawdzie było zaledwie pięć stopni na plusie, ale jemu nie było zimno, bo miał na sobie kurtkę. Rozmyślał. Bardzo go niepokoiły najbliższe dni. Stefcia sama do Szwecji... Bez niego, bez ojca, bez przyjaciółki... To prawda, że ostatnio bardzo wydoroślała. Nigdy nie była mazgajem. Ale teraz jechała jakby do jaskini lwa. Jeśli coś pójdzie nie tak, nawet nie będzie się miała komu wyżalić. Znał na tyle swoją chrześniaczkę, że wiedział, iż Liam będzie ostatnią osobą, która dowie się o ewentualnych przykrościach. Będzie dziewczynie ciężko. Bez znajomości języka, bez znajomości ludzi i z upiorną teściową w pobliżu. Oczywiście, że dużo zależy od Liama, ale przecież ten chłopak zaraz jedzie na długą rehabilitację, a kto wie, czy po drodze nie będzie nowych pobytów w szpitalu... Zamiast siedzieć w Szwecji powinna na czas rehabilitacji męża przyjechać do Wierzbiny. „Mąż” - w zestawieniu ze Stefcią to słowo tak dziwnie brzmiało. I nie mieli ślubu kościelnego. Żałował, że go nie wzięli od razu... Ale może ślub będzie w Polsce, z całą pompą przynależną tej uroczystości. O, przytarliby nosa Rybbingom! Tego był pewien.
Oparty o barierkę patrzył na rozświetlone w dole miasto. Rzym żył także w nocy, na ulicach wciąż był spory ruch. Ale Beli to nie zajmowało. Myślał o bliskim wyjeździe do Polski i cieszył się na powrót do domu, do Basi, do dzieci. Pewnie lada moment to on będzie szykował uroczystości ślubne dla swojej trójki. Córki już miały chłopaków, Hubert był dalej „wolnym strzelcem”. I dobrze, że się do ślubu nie śpieszy.
- O czym tak rozmyślasz? - Bela nawet nie zauważył, kiedy na balkon wszedł Edward.
- O wszystkim po trochu. Bardzo się cieszę na powrót do domu. A tobie co spać nie daje?
- Martwię się o Stefcię. Jak ona sobie poradzi w tej Szwecji? To on powinien zamieszkać w Polsce, a nie ona w Szwecji.
- Może kiedyś do tego dojdzie, kto wie?
- Nie dojdzie. Już mi ją świat zabrał, a teraz jakaś fala unosi ją coraz dalej i dalej od domu. Ona tam jedzie jak w paszczę lwa i na dodatek się uśmiecha!
- To samo przed chwilą pomyślałem. Ale to dzielna dziewczyna i chyba sam widzisz, jak ostatnio bardzo wydoroślała. Nie da się zastraszyć Rybbingom i nie da robić z siebie popychadła. Akurat tego jestem pewien. Zaraz po przyjeździe zdobędę dla niej te książki o hotelarstwie i wyślę jak najszybciej.
- Ale ona nie zna się na ludziach! I chyba jest zbyt ufna. Rozmawiałem z nią o tym już kilka razy
- Ona szybko się uczy i wyciąga właściwe wnioski. Miejmy nadzieję, że tak będzie i tym razem.
- Wiem, że tam mają zatrudnionych kilka Polek – z westchnieniem powiedział Edward. - Przestrzegałem ją, aby się nie spoufalała, bo nie wiadomo, co to za kobiety. Mogą na nią donosić, albo i gorzej, bo nawet zmyślać. Ma ufać tylko Liamowi.
- A on to porządny chłopak. No i nieprzytomnie zakochany... Mama już śpi?
- Aż chrapie! Było dużo emocji, choć to tylko ślub cywilny. Ale z tym przesadzaniem gości to był majstersztyk! Rybbingowa omal nie dostała apopleksji! To był najlepszy numer na przyjęciu.
- A z tym koszyczkiem to nie?
- A z tym koszyczkiem to chyba nie zrozumiałem.
- Stefcia mi kiedyś powiedziała, że na przykład po przyjęciu imieninowym, czy co tam oni świętują, pani domu ma zliczony już koszt przyjęcia, dzieli to na wszystkich obecnych i woła od każdego na przykład po sto koron. I to u nich jest normalne. Nie ważne, że się przyniosło kwiaty albo prezent. Po stówce do koszyczka. Albo po pięćdziesiąt koron, zależy ile wyjdzie. Nie wiem, czy ona i tu miała zamiar zbierać pieniądze, ale zabierając koszyczek pomieszałem jej plany i przynajmniej nie było obciachu przed polskimi gośćmi.
- To taki numer! Zawsze wiedziałem, że z ciebie bystrzacha... Zacząłeś się już pakować?
- Wiesz, Edziu, a gdybym ja pojechał do Polski autobusem, co?
- To długa podróż i całkiem nie tańsza od samolotu. Po co się tak męczyć? Nie wiadomo też, czy w autokarze mają miejsca, a i ubezpieczenie też musiałbyś wykupić... Chce ci się?
- Boję się o te moje teksy i o maszynę do pisania. Myślę, że wszystkie nasze torby byłyby ze mną bardziej bezpieczne... W zasadzie to już podjąłem decyzję – jadę autokarem i szukam chętnego do towarzystwa.
- Pogadaj z którymś z młodych. Tylko nie z Piotrkiem. On musi do szkoły. Już i tak miał długie ferie. A jeszcze ten jego psiak... Patrz, zapominam jak on się wabi...
- Jak myślisz – nowożeńcy już śpią?
- Bela!
- Na miejscu Liama to ja bym nie spał – zachichotał starszy z braci.
- Ot, dowcipniś. Cni ci się za Basieńką... A co ja mam mówić? Też bym chciał mieć noc poślubną. Nawet z cudzą żoną...
- To ożeń się.
- Trzeci raz? A która by mnie chciała? Pochowałem już dwie żony. Następna kobieta będzie się zwyczajnie bała.
- A masz kogoś na oku?
- Może i mam... Mam, nie mam, to bez różnicy. Żenić się i tak nie będę. Kiedyś rozmawiałem z taką dość bliską znajomą, ale bez erotycznych podtekstów między nami, taka luźna przyjaźń tylko, i wiesz, co mi powiedziała? Skoro dom należy do Stefci, to ja nie mam nawet co liczyć na to, że znajdę trzecią naiwną.
- A niedawno był czas, że chodziłeś trochę na boki i już myślałem, że się nie opamiętasz. Bo co innego mieć jedną, stałą kobietę, a co innego ciągle zmieniać ogródki.
- Nie przypominaj mi! - Edward zamachał rękoma. - Na samą myśl o tym jeszcze się rumienię!
- Chodźmy już do środka.
W salonie spała babcia, więc panowie na paluszkach przemknęli do pokoju Beli. Mimo późnej pory zebrało się im na pogaduchy. Obaj byli zachwyceni tym, w jaki sposób Rybbingowie zorganizowali przeniesienie panny młodej przez próg, a w zasadzie aż przez dwa progi. Było wiadomo, że Liam z uwagi na swój kręgosłup nic dźwigać nie może, jednak wstał z wózka inwalidzkiego i tuż przed drzwiami przytulił do siebie Stefcię, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Brat i ojciec połączyli swoje ręce pod udami Stefci tak, że ona na ich rękach usiadła. I teraz trzech panów, trochę tyłem i trochę bokiem przeniosło Stefcię aż do jej sypialni. Za nimi postępowali, śmiejąc się i żartując, pozostali goście, ale do sypialni ojciec Rybbing już nikogo nie wpuścił. Razem z Olofem pomogli Liamowi zdjąć garnitur i od razu bardzo porządnie odwiesili go na ramiączku do szafy.
- Tato, ale przynieście mi moje rzeczy, bo nie będę się miał w co ubrać z rana – poprosił Liam.
- Nie wiem, czy jest sens, albowiem wszystko będzie na ciebie za luźne, będzie z ciebie spadać.
- Zapomniałem o tym...
- Mimo wszystko zaraz ci przyniosę. Chociaż koszulę będziesz miał świeżą – oświadczył Olof.
Liam usiadł w fotelu i odpoczywał. Odpoczywał i patrzył. I podziwiał swoją młodą żonę. We wszystkim była zachwycająca! Właśnie wyjmowała milion szpilek z włosów, jakichś klamerek i zapinek, potrząsała główką, a włosy rozsypywały się po jej ramionach i plecach. Gniewała się na nie, gdy coś, jakaś jeszcze jedna spinka, zatrzymywało uwięzione na górze sploty. Była tak piękna, że aż w zachwycie czasem brakowało mu tchu! Tam, na sali, widział spojrzenia mężczyzn skierowane na Steffi – podziwiali ją i się zachwycali. Przy niej inne kobiety zawsze wypadały trochę nijako, blado. A przecież nie miała wyzywającego makijażu, nawet paznokietki pomalowała na jasny, różowy kolor. Była skromna. I w skromnej sukience. I zarazem w swojej prostocie urzekająca! Nie mógł oderwać od niej oczu.
Matka przestrzegała go, miała jakieś tysięczne obawy, a przede wszystkim bolało go to, że mówiła, iż Steffi leci na jego pieniądze. On był pewny, że akurat o to nie można jego ukochanej posądzać. Wierzył całym sobą w głęboką miłość Steffi, w to, że jest dla niej całym światem – tak jak ona dla niego. Ze wszystkich kobiet, jakie znał, ona jedna nie chciała jego pieniędzy, buntowała się na nie, gniewała za prezenty. Tyle razy musiał ją przekonywać, że te wszystkie fatałaszki są z miłości dla niej, że pragnie, aby w nich wyglądała rewelacyjnie, aby przyćmiła swoim wyglądem inne kobiety. Chciał, aby wszyscy mężczyźni mu zazdrościli, bo zdobył – tak, zdobył! - fantastyczną kobietę. Błyskotliwą dziewczynę z charakterem, z wielkim sercem, która na dodatek ma dobrze poukładane w głowie. A najważniejsze – dziewczynę, która go bezgranicznie kocha.
Rozmyślał nad zaletami Steffi... To nie jest dziewczyna od malowania paznokci i strojenia się przed lustrem. Już wiedział, że potrafi ciężko i niestrudzenie pracować, że uparcie dąży do upatrzonego celu, że angażuje się w to, co robi całym sercem. Teraz to jej zaangażowanie w wyciąganie go z choroby było wyraźnie widoczne i aż wzruszało. Oddałaby życie, aby go ratować. Czuł to i doceniał. Nikt więcej tak się dla niego nie poświęcał. Nawet matka. Steffi o tym nie mówiła, ale od Alice wiedział, że jego ukochana siedziała przy nim nawet i po dziesięć godzin dziennie, mówił do niego, czytała, gładziła mu ręce i stopy. Nie dawała się wyrzucić za drzwi. Alice była pełna podziwu dla tej Polki. To złoty samorodek – powiedziała kilka razy przy okazji różnych rozmów. Dlaczego matka tego nie widziała? Nawet Olof mówił – masz diament, teraz go umiejętnie oszlifuj. Kiedy tam, w tej dalekiej klinice, spojrzał pierwszy raz w oczy Steffi, nie myślał o tym, jaki charakter ma dziewczyna. Po prostu spojrzał i pokochał natychmiast, głęboko i bezwarunkowo. Oczywiście mógł – wtedy jeszcze mógł – wypalić w sobie to uczucie. Wystarczyło nie przyjeżdżać do kliniki, nie myśleć, nie rozpamiętywać. A zamiast tego on pragnął poznać smak jej ust, zważyć jej piersi w swoich dłoniach, poczuć krągłość bioder, zapach, miłość...
Patrzył na Steffi rozczesującą swoje włosy i wrzała w nim krew...
Czy dziś będzie mógł...? Czy dziś się spełni...?
Dlaczego właśnie jego, i to w takim momencie!, spotkała ta straszna przypadłość...
Zgodnie z obietnicą złożoną Steffi nie powiedział nikomu z rodziny o swej impotencji. I lekarzom zakazał. Teraz wszelkie informacje miały trafiać wyłącznie do niego i do Steffi. Koniec z nadopiekuńczością matki.
W momencie, kiedy po tak długiej przerwie otworzył oczy, to właśnie oczyma pytał o Steffi. Ją jedną pamiętał i tylko jej obecności pragnął. Był wieczór i nikogo z bliskich przy nim nie było. Przyszło chyba ze dwóch lekarzy, pytali go o coś, ale nie mógł mówić. Nie umiał? Mówili jakieś pokrzepiające słowa, uśmiechali się, ale Steffi nie było... Czuł wtedy, że po policzkach spływają mu łzy. Znów kroplówka i za chwilę odpłynął w sen. Rankiem walczył ze swoją pamięcią. Matka, ojciec – znał te słowa, ale na razie nie kojarzył twarzy. Znów lekarze i ich pytania. Jak się nazywa? Czy wie, gdzie jest? Czy pamięta co się wydarzyło?

Pamięć wracała bardzo powoli. Rozpoznał matkę i ojca. Z siostrami miał pewien problem, aż któregoś dnia świadomość pojawiła się jak rozbłysk światła. I najważniejsze, że była Steffi. Trzymała go za rękę, a on usypiał uspokojony. Budził się, a ona dalej przy nim była. Tylko nie w nocy. Początkowo nie rozumiał, dlaczego nie ma jej w nocy. Zaczął mówić. Po szwedzku. Angielski był dla niego obcy, daleki. Ale Steffi mówiła do niego po angielsku i któregoś dnia zrozumiał, co mówi. To był bardzo dobry dzień – od tego dnia jakby powrót do żywych uległ przyspieszeniu. Nie chciał, by od niego odchodziła, starał się przytrzymać jej rękę, ale był taki słaby. Jego własne ręce odmawiały mu posłuszeństwa. Nie mógł nawet sięgnąć do jej twarzy. Na szczęście pochylała się nad nim. Całowała. Czuł jej zapach i muśnięcia jej dłoni. To napawało go głębokim spokojem, wręcz szczęściem. Rozpaczliwie pragnął jej stałej obecności. Początkowo nie mógł zrozumieć, dlaczego tak często znika. Wpadał w panikę, gdy budził się, a jej nie było. Później zrozumiał, że zawsze do niego wraca i był nieco spokojniejszy.
Wreszcie przypomniał sobie wypadek i to wszystko, co było przed wypadkiem. Zaczął więcej mówić, ale wypowiedzi matki mocno go irytowały, chyba nie do końca wiązał skutki z przyczynami. Przybycie Orvora spowodowało, że wskoczyły na swoje miejsce następne elementy układanki, jaka ciągle odbywała się w jego głowie. Orvor mówił do niego tak, jakby był w pełni zdrowy. Opowiadał o hotelu w Pineto, o skończonej już budowie, o porządkach, urządzaniu, o tysiącu drobnych codziennych spraw. I to chyba wtedy pękły okowy ściskające wciąż jego mózg. Chciał pojechać do Pineto. Był słaby. Słabe miał ciało, a i wysiłek umysłowy też go męczył. Zapadał w sen, choć akurat chciał kontynuować rozmowę. Były dni, kiedy jego stan wyraźnie się pogarszał, a później, jakby się odbił od dna, znów wypływał na szerokie wody – wszystko rozumiał, nawet planował dalsze posunięcia, bardzo zajmowały go sprawy Hotelu Steffi. O inne się nie martwił, bo tam był David, w razie czego interweniowali rodzice. Dwukrotnie rozmawiał z Davidem telefonicznie. Chciał, aby Steffi była natychmiast zatrudniona w jego hotelach. Niech David znajdzie jakieś odpowiednie stanowisko i da bardzo wysokie uposażenie. A samo zatrudnienie niech będzie nawet ze wsteczną datą, powiedzmy od pierwszego października. I niech nic nikomu nie mówi, nie wyjaśnia, a już w żadnym wypadku jego matce. Konieczne jest konto w banku. David z lekka protestował. Musi mieć odpowiednie pełnomocnictwa od Steffi i odpisy jej dokumentów. Tego się nie załatwia na ławce w parku! A tu zaskoczenie – Steffi miała odpowiednie dokumenty i ich uwierzytelnione tłumaczenia! Olof natychmiast zawiózł wszystko do Szwecji. Ale musiały być też podpisy Steffi. Oryginalne. Najprawdziwsze. Złożone w obecności pracownika banku! Ubłagał Olofa i ten przywiózł do Rzymu właściwą osobę, a Steffi złożyła stosowne podpisy. Olof twierdził, że łatwiej mu zawieźć do Szwecji Steffi, niż przywieźć tego bankowca, jednak Liam bardzo nalegał, aby przynajmniej spróbował. Nie chciał aby Steffi opuściła go aż na dwa dni! Prosiła, aby powiedział jej, o co z tymi podpisami chodzi, więc powiedział, że założył jej konto w banku i nie będzie teraz od nikogo finansowo zależna. Lada moment dostanie własną książeczkę czekową i nie będzie się musiała nikomu opowiadać. O pracy na razie jej nie powiedział – niespodzianka!
Ale szykował jej i inną niespodziankę. Robił, co mógł, aby pokonać własną słabość. Masażyści i ćwiczenia rehabilitacyjne. Uczył się siadać, a także stawać na własnych nogach. Jaki był szczęśliwy, gdy zrobił pierwsze, bardzo nieudolne kroki, choć był zabezpieczony poręczami. Wywożono go na spacery, bo wmówił lekarzom, że atmosfera szpitala go dusi. Był na dworze każdego dnia, bez względu na pogodę. Ćwiczył ręce gumowymi piłeczkami. Więcej już nie mógł zrobić. Tym bardziej, że po ostatniej operacji drętwiały mu stopy i odczuwał bóle kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. Czyli szykowała się następna operacja. Nie teraz! Skoro Steffi ma wszystkie potrzebne dokumenty, to mogą wziąć ślub tu, w Rzymie. Choćby i w szpitalu. Olof go strasznie zwymyślał! Nie może dziewczynie zrobić takiej przykrości! Ślub jest zdarzeniem tak wielkiej wagi, że musi mieć odpowiednią oprawę. A on, Liam, chce byle jak, byle szybciej. Czy Steffi nadal chce go za męża? Ciągle jeszcze nie dał jej drugiego pierścionka. Na co czeka? A jeśli ona, mimo swej dobroci, życzliwości i miłości – nie zechce poślubić kaleki? Czy wziął to pod uwagę? Słowa Olofa przestraszyły go. Prawda – Steffi może go nie chcieć. I druga prawda – może na zawsze zostać kaleką. Musi natychmiast wyjaśnić swoją sytuację. Natychmiast! Ale lekarze nic mu nie obiecali, prócz nowej operacji. Natomiast Steffi go nie zawiodła. Jego cudowna, ukochana dziewczyna, słońce jego życia, jego cały świat! Jego największa na świecie miłość!
Myliły mu się dni. Rozpamiętując teraz nie wiedział dokładnie, co było pierwsze, a co następne. Za to pamiętał matkę. Wprawdzie nigdy nie przyniosła mu kawy, ani nawet ulubionego smakołyku, jednak była często. Gdy zostawali sami dużo mówiła. Głównie o interesach. Ale też o Steffi. Nalegała, aby się odciął od tej dziewczyny. Po co mu Polka? Jest łasa na jego pieniądze. Po co mu taka kula u nogi? Na hotelarstwie wcale się nie zna i na dodatek nie umie po szwedzku. Będzie miał przez nią same kłopoty. Gdy matka mówiła zbyt wiele – udawał, że usypia. Czasem rzeczywiście zapadał w sen. W którymś momencie i matka dowiedziała się, że Liam będzie kaleką, a wtedy jej nastawienie do Steffi uległo istotnej zmianie. To od matki wyszło, że jeśli tak bardzo się kochają, to niech zaraz wezmą ślub. Tu, w szpitalu. Chyba dotarło do niej, że Liam jako kaleka, będzie miał trudności w znalezieniu żony, mimo swoich milionów. Bo gdzie znajdzie drugą taką głupią, aby chciała się przywiązać do inwalidzkiego wózka męża? Miała różnych przyjaciół i dużą liczbę znajomych, ale nigdzie wśród nich nie widziała odpowiedniej partnerki dla syna. Skoro Liam i Steffi tak się kochają, to może nie będzie źle? Wzięła sprawy ślubu w swoje ręce. Tyle może dla Liama zrobić – tak mu powiedziała. Olof zgodził się jej pomagać. I kupić garnitur dla Liama, pamiętając przy tym, by na pasku zrobić dodatkowe dziurki, bo przecież bardzo schudł. Przeglądał się w lusterku, które za każdym razem przynosił Kamil, gdy przychodził go golić. I był bardzo niezadowolony ze swego wyglądu. Patrzy na mnie z lustra jakiś drapieżny ptak – myślał za każdym razem.
A Steffi przychodziła, wygładzała mu swymi paluszkami twarz, szeptała miłosne zaklęcia. Czuł jej miłość i oddanie. Ona nie zwątpiła w niego, on nie zwątpił w nią. Byli nierozerwalni.
Teraz patrzył, jak się uwalnia z sukienki i bielizny.
- Nie myj dziś włosów – poprosił.
- Dobrze – zgodziła się łatwo. - Ale muszę się choć trochę umyć.
- Ja też tylko trochę się umyję, bo nie dam rady stać pod prysznicem, a tu nie ma taboretu.
- Może chcesz iść pierwszy do łazienki? Mnie trochę czasu zajmie zmywanie makijażu.
- Przecież możemy iść razem.
- Nie, nie. Na razie wspólna łazienka odrobinę mnie krępuje.
- Wstydzisz się przy mnie zrobić siusiu?
- Może...
Zdjął koszulę, a ona zdjęła mu skarpetki – jeszcze nie mógł się tak głęboko pochylać.
- Nie mam swojej szczoteczki do zębów...
- W tej szufladce na lewo jest zapas szczoteczek, do wyboru, do koloru.
- Całe szczęście. Czy w twoim hotelu też tak będzie?
- To niezły pomysł. Muszę powiedzieć to twemu ojcu, bo Orvor też już wyjeżdża. Na szczęście jego żona cały czas dobrze się czuje. A czy ty mówiłeś swoim szwedzkim przyjaciołom o naszym ślubie?
- Nie. Jestem w zasadzie bez telefonu. I tak dobrze, że pozwolono mi zadzwonić do Davida. Ale prosiłem go, by nawet w hotelach nic na ten temat nie mówił. Wszyscy już chyba wiedzą, że miałem wypadek i że to mnie zatrzymuje z dala od Szwecji.
- Ja wysłałam kartkę do Noemi. Wie, że jestem z tobą w Rzymie. Jednak ani o wypadku, ani o naszym ślubie nie pisałam. Nie chciałam zapeszyć, a zaprosić jej i tak nie mogłam. Idź do łazienki, bo znów zaczynamy za dużo gadać. Może jutro uprzedź Orvora, by za dużo o nas nie opowiadał.
Liam bał się tej nocy i w zasadzie dlatego tak się ociągał z pójściem do łazienki. Był spięty i wewnętrznie roztrzęsiony, chociaż starał się tego nie okazywać. Jeszcze kilka minut i będzie ją miał w ramionach – swoją żonę, swoją przeogromną miłość, swoje szczęście, swój cały świat!
Przyszłą do niego pachnąca. Mięciutka, słodka taka. Przytuliła się, objęła go, ucałowała. Całując jej twarz szeptał o swojej miłości. Był w niebie! Prawie w niebie – bo jednocześnie bał się tego, co miało zaraz nastąpić.
- Liam, kochany mój, myślę, że dziś powinniśmy grzecznie spać. Jesteś bardzo zmęczony. Ja zresztą też. Przytul mnie mocno. I śpijmy.
W pewnym sensie doznał wówczas ulgi – nie musi się sprężać, nie musi nic ani sobie, ani jej udowadniać. Steffi ma rację – mają czas.
- Jesteś najmądrzejszą kobietą na świecie. Kocham cię.

KONIEC TOMU I

cdn pod koniec sierpnia 2022 r.
fot. Pixabay

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz