STEFCIA Z WIERZBINY - tom I - © Elżbieta Żukrowska
Cz. 52. Grudzień 1975 r. Rzym. Na
chwilę przed ślubem
Każdy dzień i każda rozmowa z
rodziną wnosiły coś nowego. Stefcia poddała się namowom babci i
nie siedziała już tak dużo w szpitalu, a Liam rozumiał, że ten
tydzień to wyjątkowy czas dla jego ukochanej. Ale tęsknił za nią
i dzień dnia nie mógł się doczekać jej przyjścia. Musiała mu
zdawać szczegółowe relacje z tego, gdzie była i co widziała.
Czasem dodawał, że kiedyś, w odległej przyszłości, to czy tamto
muszą zobaczyć razem. Nalegał, by jeszcze raz pojechała do Pineto
i ogarnęła swoim spojrzeniem to, co mu nie odpowiadało. Całkowicie
polegał na zdaniu Stefci, a teraz, kiedy już była skompletowana
załoga hotelu, uważał, że ona jednak koniecznie musi tym ludziom
spojrzeć w twarz. Wszyscy zaczynali pracę od piętnastego grudnia,
bo od dwudziestego na dobre ruszał hotel. Orvor zadbał o to, by
były obłożone dwa piętra i miał zamkniętą listę chętnych na
bal sylwestrowy. A tymczasem nadal był kłopot z muzykami – ci
ugadani mieli wypadek i trzeba było szukać innych. Stefcia
obiecała, że zajmie się tym natychmiast po uroczystościach
ślubnych i to uspokoiło Liama. W pewnym sensie wierzył, że
wszystko, czego dotknie się Steffi natychmiast zmieni się na
lepsze. A ona cieszyła się, że przynajmniej w jednej czwartej
obsługa była polska. Dzięki jej naciskom na Orvora. Jednak nie
kucharze, ale tylko dlatego, że żaden Polak do tej pracy się nie
zgłosił.
Barbro na razie nie dostarczyła dla Stefci
płaszcza.
Babcia uznała, że poświęcą jeden dzień na
zakupy. Kupią nie tylko płaszcz, ale i nowe buty do ślubu, bo te
przywiezione z Polski spadały ze stóp Stefci. Obie panie poprosiły,
by ubrała się jak na uroczystość i poddała ich oglądowi. Nawet
Kamil wtrącił swoje trzy grosze, wszak miał uczesać Stefcię do
ślubu. Już teraz mył jej włosy i nakładał jakieś odżywki, a
włosy Stefci nabierały blasku i puszystości. Dwukrotnie dobrał
się do włosów babci Stefanii i prosił, by pozwoliła je mocno
skrócić, by odeszła od swojego czesania się w koronę z warkoczy,
obiecywał jej, że nauczy jak czesać się inaczej. Babcia już-już
się zgadzała, a na drugi dzień zmieniała zdanie. Kamil co drugi
dzień rano chodził do Liama i osobiście go golił. A ten jakby
odżył, na pewno był częściej ożywiony i nie spał już tak
długo, jak jeszcze to robił na początku grudnia. Cieszył się na
bliski już ślub. I cieszył się z polskich gości. Powiedział do
Kamila, iż obawiał się, że Steffi w dniu ślubu i wkrótce po
ślubie, będzie bardzo samotna w hotelu. A tak była z rodziną i
przyjaciółmi.
Rybbingowie częściej teraz bywali u syna,
a w szczególności ojciec, bo Barbro po dawnemu wpadała co kilka
dni i tylko na chwilę. Olof przychodził kiedy tylko był służbowo
w Rzymie, a wiadomo było, że specjalnie starał się o włoską
trasę. Natomiast Alice była nieprzewidywalna – raz pełno było
jej wszędzie, to znowu znikała na kilka dni, bo wyjeżdżała do
Szwecji, do syna. Stefcia zauważyła, że cała szwedzka rodzina
traktuje ją nico cieplej, ale nie wyobrażała sobie, by do pani
Rybbing po ślubie mówić „mamo”. Do ojca „tato” - bez
problemu. Ale „mamo” do matki Liama? To chyba jej nie przejdzie
przez usta!
- Jeśli ona wcześniej nie powie, to zapytaj
się, niech sama zadecyduje, jak masz się do niej zwracać. Na
Zachodzie wiele osób mówi sobie po imieniu mimo różnicy wieku –
doradziła babcia.
- O nie, nie, nie! Tylko nie po imieniu!
Raz, że ja chwilami zapominam, jak ona ma na imię, a dwa, że nie
chcę nawet cienia poufałości.
- To jak ma na imię? Bo
nie wiem...
- Kaisa. A ojciec ma na imię Halvar.
-
Kaisa i Halvar – powtórzyła babcia. - Może zapamiętam. Kaisa i
Halvar, Kaisa i Halvar... Dziwne te ichnie imiona.
- Zapewne
nasze są dziwne dla nich.
- Zawsze możesz mówić
zwyczajnie – pani Rybbing, aż sama zaproponuje to, co jej będzie
odpowiadać. Nie musisz się wychylać. I chyba właśnie tak będzie
najlepiej.
Po przyjeździe rodziny z Polski, jedna z
pierwszych rozmów Stefci i Liama dotyczyła pieniędzy. Dlaczego
dostarczył jej tak dużą kwotę?
- Kiedyś, jeszcze w
klinice, zapytałem cię, co byś zrobiła w pierwszej kolejności,
gdybyś miała dużo pieniędzy. Odpowiedziałaś bez wahania, że
wyremontowałabyś stary dom. Twój dom. Myślałem nad tym i
postanowiłem cię wspomóc. Nie wiem, czy to jest wystarczająca
suma, ale teraz będziesz miała dostęp do moich kont bez
ograniczeń, więc jak tylko aura pozwoli bierz się za gruntowny
remont. I nie mówmy więcej o pieniądzach. Myślę, że twój tato
będzie umiał wszystko zorganizować. A co potrzebne jest ci teraz?
Co cię ogranicza lub sprawia kłopot?
- Nie wiem. Nie
myślałam o tym.
- A ja myślałem. Powinnaś tu mieć do
dyspozycji auto z kierowcą. Z kimś znającym dobrze Rzym. I
oczywiście mówiącym także po angielsku. Orvor już kogoś takiego
szuka.
- Przecież wystarczy taksówka.
- To nie to
samo. Już dziś, najdalej jutro, powinien zjawić się u mnie z
takim panem. Oby ci przypadł do gustu. Szuka też dla mnie zaufanego
człowieka, takiego do specjalnych poruczeń, ale myślę, że
sprowadzi Davida ze Szwecji. Znam go i ufam. Nie chcę być
uzależniony od rodziców, a ty dopiero teraz będziesz powoli
wchodziła w mój świat interesów i finansów. Już jesteś osobą,
której ufam najbardziej, ale nie znasz się jeszcze na wszystkim. No
i martwię się tym, że przerwałaś studia. Mam nadzieję, że
wszystko się dobrze ułoży i będziesz mogła je dokończyć.
Pocałuj mnie, proszę. Masz takie cudowne usta! Pełne, miękkie i
słodkie... Moje...
Całowała, a on ją obejmował i
przytulał. Ciągle był słaby. Babcia powiedziała, że schudł
pewnie ze dwadzieścia kilogramów. Może i tak było. Na szczęście
już jadł normalnie, a Stefcia każdego ranka przemycała dla niego
kubeczek kawy, taki zamykany, jak dla dziecka. On mówił, że ratuje
mu życie tą kawą, a ona go całowała, bo wiedziała, co lubi
najbardziej.
Innego dnia przyznał się, że ma przed nią
tajemnice i boi się, że ona bardzo obcesowo na to zareaguje, bo
przecież obiecał. Ale to są sprawy związane ze ślubem i on po
prostu musi...
- Kochanie, to nie są życiowe decyzje, ale
malutka niespodzianka dla ciebie, więc mi pozwól. Jeśli nie
możesz, to zaraz ci wszystko opowiem. Jednak bardzo proszę, pozwól
mi na malutkie tajemnice. Maciupeńkie.
Pozwoliła.
Wiedziała, że Liama odwiedzają dwa razy dziennie masażyści, że
uczą go siadania. Ale nie wiedziała, że Liam przy ich pomocy
korzysta z toalety, że próbuje nie tylko siadać, ale także stać
i zrobić samodzielnie kilka kroków. Bardzo się do tego zapalił.
Poza tym miał gumowe piłeczki, które ściskał wiele razy w ciągu
dnia, bo to przywracało moc jego rękom. Słyszała, że matka Liama
była w trakcie załatwiania turnusu rehabilitacyjnego w Szwecji, w
najszybszym możliwym terminie. I zaraz po ślubie Liam miał do
Szwecji polecieć. Razem z nią. Dlatego jak najszybciej trzeba było
ogarnąć wszystkie sprawy w Pineto. Ach – muzycy! Na razie nie
miała pojęcia jak ich znaleźć, a przecież obiecała! Wracając
do apartamentu zatrzymała się w recepcji i poruszyła ten temat z
siedzącym tam mężczyzną. Powiedział, że wykona w tej sprawie
kilka telefonów, ale niczego nie obiecywał, bo większość
zespołów już od kilku miesięcy miała uzgodnione koncerty. Dodał
też, że nawet jeśli uda mu się coś znaleźć, to na pewno nie
będą to muzycy z najwyższej półki. Kamil zaproponował, aby
wieczorem przejść się po różnych kawiarniach i restauracjach, w
których jest orkiestra, może oni coś będą wiedzieli. A Antonio –
kierowca wynajętego dla Stefci auta – obiecał też popytać wśród
swoich znajomych, bo miał w rodzinie saksofonistę, a jego wnuk
wprawiał się na perkusji. Orvor był w rozpaczy, bo jeśli nie
będzie orkiestry... Ku zaskoczeniu wszystkich to Daniel
przyprowadził do apartamentu skrzypka grającego na ulicy. Studenta.
Chłopak miał kolegów, z którymi czasem nie tyle grywał, co
ćwiczył. Obiecał, że ich skrzyknie i nazajutrz przyprowadzi do
hotelu. Zagrają coś małego (i cichego) na próbę Jeśli to się
spodoba pani Steffi, to pojadą razem do Pineto, by poznać salę,
jej akustykę i coś tam jeszcze, coś tam jeszcze. Ale i tak będzie
problem ze sprzętem nagłaśniającym, bo oni nie mają kasy, aby
kupić coś porządnego. No i sama perkusja zajmuje trochę miejsca,
więc zwykłe auto osobowe na pewno będzie za małe. Byłoby miło,
gdyby był fortepian albo chociaż pianino. Orvor stwierdził, że
duży samochód to dla niego żaden problem. Nagłośnienie się
kupi, a jak trzeba to nawet pianino albo fortepian, wszystko, co
chłopaki chcą, łącznie z perkusją. Niech tylko dobrze zagrają!
- To ty jutro przyjedź i ich posłuchasz. Jeśli są nie
dość zgrani, to zawsze możemy im zaproponować kilka dni w hotelu,
niech sobie poćwiczą. A jak trzeba, to jeszcze dokooptować do nich
tego starszego saksofonistę. Mam takiego pana na oku. Jezu! Ja się
wcale nie znam na muzyce! Ten problem jest dla mnie za trudny! Czy w
ogóle da się z nich zrobić zespół?
- Przecież od czasu
do czasu ćwiczą razem... A wokalistę jakiegoś mają?
-
Nie mam pojęcia!
- Dobra, będę jutro koło jedenastej, tak
jak się umówiłaś. Taki byłem pewny tego zespołu, z którym już
byłem ugadany, a tu głupi wypadek i wszystko wzięło w łeb. Oby
tym nic się nie stało, bo nikogo już nie da się znaleźć, nawet
takich ludzi z podwórka. Jest zdecydowanie za późno!
-
Tylko od razu przygotuj się na większe zakupy, typu bębny, pianino
i wzmacniacze, bo tego w Pineto nie dostaniesz. I jakieś
mikrofony... Wszystko, co chłopcy będą chcieli. Jutro im powiesz,
aby przygotowali się na kilkudniowy pobyt w hotelu, jakieś ciuszki,
nie wiem, co jeszcze. A pralnia już działa? I czy jadłeś już coś
spod ręki tego nowego kucharza? Musi być coś więcej, niż kuchnia
typowo włoska, jednak włoska przede wszystkim.
- Na razie
jest dobrze i mam już umowę z cukiernikiem. Pralnia ruszyła, a
inne rzeczy dowiozą nam dziś albo jutro.
- Jakie rzeczy? -
zdenerwowała się Stefcia.
- Jeszcze nie mamy wózków do
przewożenia brudnej pościeli. Całą chemię dali nam wczoraj.
Dopiero wczoraj! Powiem ci, że mam urwanie głowy i już czuję, że
ciągle będziemy za coś przepraszać gości. Wszystko jest na mojej
głowie, nawet kosze na śmieci. Tych zewnętrznych też jeszcze nie
dowieźli, ale mają być w poniedziałek. To tak, jakby Pineto było
nie po drodze. Wszyscy nas omijają – poskarżył się.
-
Nawet mi tego nie mów! Dopinaj, co tylko możesz. W końcu masz
ludzi do tego. A te dwie Polki już dojechały?
- Tak, są
obie. I powiem ci, że z całego personelu właśnie z nich jestem
najbardziej zadowolony. Im nie trzeba wiele mówić, same wiedzą co
robić. A te wcześniejsze są jakieś... ciężkawe.
- Trzy
miesiące wytrzymamy, a potem się zobaczy. Albo się wciągną, albo
nie dostaną przedłużenia umowy. Rozumiem, że pieniądze na te
zakupy muzyczne masz?
- Tak, pieniądze mam. Dostarczono
resztę ścierek i ręczników, a już zgrzytałem zębami.
- Ty już kiedyś byłeś przy rozruchu hotelu?
- Nie,
jeszcze nigdy. Nie wiedziałem, że tyle drobiazgów spadnie na moją
głowę.
- A od czego masz ludzi?
- No mam ludzi,
mam. Już szykują następne dwa piętra, a teren wokół hotelu jest
idealnie wysprzątany. Teraz bardzo się wszyscy pilnują z
porządkami i od razu po sobie sprzątają. Chociaż tyle dobrego z
tej mojej ostatniej awantury.
Stefcia już nie dociekała, co
to za awantura i zakończyła rozmowę, a Ada od razu na nią
napadła:
- Ty masz myśleć o swoim ślubie, a nie o jakichś
tam grajkach! Jedźmy wreszcie kupić ten płaszcz i buty. Przecież
za dwa dni masz ślub!
- Będziemy też patrzyły za inną
sukienką, bo ta jest zdecydowanie zbyt skromna – stanowczo
powiedziała babcia.
- O, moje panie, wy się tu tak nie
rządźcie! Płaszcz i buty tak, a sukienka – nie.
- I
będziesz wyglądała jak Sierotka Marysia – zezłościła się
babcia.
- Nie szkodzi. Mnie zależy na tym, by wyglądać
bardzo skromnie i dlatego uważam, że moja sukienka jest idealna. JA
jestem ozdobą sukienki, a nie odwrotnie. Wystarczy, że Kamil mnie
uczesze.
- No widzisz, Ada? Typowa Żakówna. Takiej nie
przekonasz – załamała ręce babcia.
- A ja mam nadzieję,
że naszej Żakównie wpadnie coś w oko i jednak zmieni zdanie.
Nie zmieniła. Z zakupów wróciły z butami i płaszczem, bez
nowej sukienki. W związku z tym babcia była odrobinę nadąsana.
Stefcia po zakupach natychmiast pobiegła do Liama. Chociaż już
była u niego z rana teraz też bardzo na nią czekał. Całował
zachłannie usta, całą twarz i ręce. Cieszył się, że nosi oba
pierścionki zaręczynowe. Wypytywał o bieżące sprawy i o hotel.
Przypominał o niektórych hotelowych sprawach. Przemycał do
wiadomości Stefci nowe szwedzkie słowa. I choć była zmęczona –
nie śpieszyła się z odejściem. Na wpół położyła się obok
Liama i odpoczywała w jego objęciach, z głową na jego ramieniu,
przytulona, niemal szczęśliwa.
- Chciałabym już nigdy
się z tobą nie rozstawać. A w każdym razie nie na dłużej, niż
kilka godzin.
- A ja już wiem, że tak się nie da, bo
czeka mnie ten turnus rehabilitacyjny, a to potrwa ze trzy tygodnie.
Mnie też będzie ciebie bardzo brak. Jednak to konieczność.
- Tak, wiem... Chyba na ten czas pojadę do Wierzbiny, co ty na
to?
- Może to nie taki głupi pomysł... W moim szwedzkim
apartamencie już skończono remont. Mama mnie nie uprzedziła...
Powstawiano poręcze w łazience i takie tam... Na razie mam jeździć
na wózku inwalidzkim, ale mam nadzieję, że to nie potrwa długo. Z
moim kręgosłupem jest coraz lepiej. Jeszcze trochę i nie będę
nawet nosił tego „pasa bezpieczeństwa”...
- To zaraz
po ślubie jedziemy do Szwecji.
- Musimy pozałatwiać
wszystko w urzędach... Ty w Polsce też będziesz musiała
zarejestrować nasz związek.
- To znaczy ty do Szwecji, a
ja do Polski... Wybacz, kochany, ale ostatnio rozstanie nie wyszło
nam na dobre. Boję się. Nie chcę ciebie zostawiać samego.
- Czy ty masz jakieś przeczucia?
- Chyba bym tego tak nie
nazwała, ale spokojna też nie jestem.
- ...bo ja ostatnio
wierzę w przeczucia, w podszepty intuicji, w to coś nienazwane, a
nakazujące nam iść dla przykładu w lewo, choć wiemy, że
powinniśmy iść prosto. Wierzę w takie rzeczy.
- Zawsze
wierzyłeś?
- Nie. To się zaczęło gdy poznałem ciebie.
Nie ważne, co mówił mój rozsądek – ja musiałem postępować
zgodnie z sercem.
- To teraz przytul mnie mocno, bo już
niedługo będę musiała wracać do hotelu. A jak tak lubię, gdy
mnie przytulasz, gdy mogę oddychać twoim zapachem. Liam, bardzo cię
kocham – zakończyła po szwedzku, a Liam zrobił wielkie oczy –
PO SZWEDZKU!
Stefcia wróciła do hotelu. Młodych nie było,
zabrali ze sobą Piotrusia i poszli podobno na daleką włóczęgę.
Piotrek był z nimi przeszczęśliwy. A Edward, Bela i babcia
zwyczajnie odpoczywali przy dzbanku herbaty i cieście. Już dzwonili
do Wierzbiny. Babcia Helenka i Smulczyński dają sobie radę, tylko
pies jest trochę markotny, taki osowiały, ale na szczęście jest
przy tym grzeczny. Ciocia Basia bardzo ucieszyła się zapowiedzią
bliskiego przyjazdu męża. O pieniądzach nikt nie wspominał, więc
zapewne i one są bezpieczne. A Edward już wtrącał zdania na temat
remontu domu, ale jak na razie nawet Bela nie wiedział o tej bogatej
przesyłce Liama. Natomiast babcia z pewnym zażenowaniem
powiedziała, że musi się do czegoś wnuczce przyznać.
-
Coś zrobiłam bez uzgadniania z tobą i boję się, że możesz być
na mnie bardzo zła...
- O! To „coś złego” jest
zupełnie do ciebie niepodobne, więc mów szybko, aby to wyrzucić z
siebie i poczuć ulgę.
- Były u nas Kasia z Dorotką. Tak
na chwilkę tylko wpadły. Tomek zapowiedział ich przyjazd, więc
już nie wysyłałam tych szlafroków. A jak one przyjechały i tak
się nimi zachwycały, to dołożyłam im jeszcze swój szlafrok i
twój, niech cała rodzina ma takie śliczne. Bardzo się na mnie o
to gniewasz?
- Nie tylko się nie gniewam, ale uważam, że
bardzo dobrze zrobiłaś – Stefcia wstała i ucałowała starszą
panią. - Świetnie, że tak zadecydowałaś.
- No, to
kamień z mego serca, a aż się bałam do tego przyznać i tak
zwlekałam. Piotruś już dwa razy mało się nie wygadał... Edzio
jakoś go powstrzymał, na szczęście, bo chciałam, abyś to
usłyszała ode mnie.
- A co tam u nich słychać?
I
znów popłynęły opowieści, aż do powrotu młodych. Potem razem
poszli na kolacjo-obiad do hotelowej restauracji, bo na tym bardzo
zależało Piotrusiowi. Dawid zrobił mu kilka zdjęć przy stoliku i
przy recepcji, a podobno w ciągu dnia wypstrykał kilka rolek
filmów.
- Te zdjęcia będą kolorowe! - cieszył się
młody.
- Ale wywołajcie te filmy od razu w Rzymie, aby
przez przypadek ktoś nam ich nie naświetlił – zasugerowała
Stefcia.
- Słuchaj no, bliska panno młoda, za moment masz
ślub, a nie wiem, czy pamiętasz, że musisz mieć na sobie coś
nowego, coś starego, coś niebieskiego i coś pożyczonego –
przypomniała Ada.
- Mam starą sukienkę, założę nowe
rajstopy i nowe buty. Nie mam nic niebieskiego, a i pożyczonego
także nic. Coś niebieskiego można jeszcze dokupić. Ale kto z was
ma coś, co mógłby mi pożyczyć?
- A co dokupisz? -
zainteresowała się Ada.
- A chociażby niebieskie majteczki
albo półhalkę. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Z
tym pożyczeniem jakoś nie było pomysłu. Rozmowa zeszła na
jedzenie. Piotrek odważnie próbował krewetek i nawet chwalił, że
smaczne, ale jakoś nie przekonał ani babci, ani siostry.
-
Ty jakoś zapomniałaś, że masz trzymać dietę – przypomniała
babci Stefci.
- Masz rację. Jem makarony, sosy, smażonego
kurczaka i ryby, nawet jajka smażone z bekonem. Ale wrócę do
diety, obiecuję.
- A niebieska i w kratkę ta rzecz do
ślubu może być? Bo ja mam taką chusteczkę do nosa... -
przypomniał sobie Edward.
- I gdzie ja ją schowam? -
zdumiała się Stefcia.
- A za biustonosz. Wiele kobiet tak
nosi chusteczki – Zauważył z uśmiechem Bela.
- Dobrze,
tato. Jak od ciebie to może być, powinna mieć nawet podwójną
moc. A od czego ten niebieski kolor ma mnie chronić?
- Od
złego języka teściowej – między kolejnymi kęsami rzucił
Kamil. - Żartowałem!Chodzi o rzecz pożyczoną, nie niebieską.
Pożyczona rzecz ma zapewnić ci pomoc w razie życiowych zawirowań.
I bardzo dobrze, abyś pożyczyła sobie coś od taty, ale to wcale
nie musi być niebieskie. A według tradycji to twoja sukienka nie
jest dość stara. To powinno być coś, co przechodzi z matki lub
babci na młodą kobietę. Wystarczyłby kawałek sukni twojej mamy
wszyty gdzieś w podszewkę twojej sukienki. Albo perły po mamie. To
by było wspaniale... Nawet torebka, czy coś w tym stylu.
-
Nie mamy tu specjalnego wyboru – zasmuciła się babcia. - Z
przyjemnością oddałabym ci moją torebkę, ale ona nie jest stara,
a i kolorem na pewno nie pasuje do twego stroju. Mamy problem... W
torebce mam stary różaniec...
- Mamo, daj Stefci swój
złoty łańcuszek – wtrącił się Bela.
- Świetny pomysł
– ucieszyła się jego matka.
- A mnie się wydaje, że to
wszystko dotyczy ślubu kościelnego, a wy bierzecie na razie tylko
cywilny – słusznie zauważył Dawid.
- Tato – ale i tak
musisz coś mi pożyczyć. Koniecznie! Twoja opieka jest dla mnie
bardzo ważna – przymilała się Stefcia.
- Pożyczę ci
moje skarpetki. Te najnowsze. Są bez dziur, więc się nie będziesz
wstydzić.
Piotrek tak się śmiał, że aż się
zakrztusił.
c.d.n.
fot. Pixabay
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz