piątek, 13 maja 2022

Cz. 54. 11 grudnia 1975. Ślub i po ślubie

STEFCIA Z WIERZBINY - tom I - © Elżbieta Żukrowska

Cz. 54. 11 grudnia 1975 r. Ślub i po ślubie...

Stefcia wyglądała zjawiskowo. Upięte ślicznie włosy Kamil przyozdobił maciupeńkim zielonkawym kapelusikiem z trzema sztucznymi białymi orchideami. Kosmetyczka wydobyła z twarzy panny młodej wszystko, co było w niej najpiękniejsze. Na skromnej sukience lśniły zielone szmaragdy, pod którymi ukrywał się łańcuszek z medalikiem od babci. Choć buty miały niezbyt wysoki obcas, to widać było kształtne, długie nogi dziewczyny. Wszystkiego było w sam raz, bez ostentacji, za to ze smakiem. Stefcia w przelocie pomyślała, że nie ma bukietu, ale gdy przed salą oddała w czyjeś ręce płaszcz, natychmiast zjawił się Dawid Sierocki i podał jej niewielki bukiecik z białych orchidei. Ktoś otworzył drzwi – na wprost nich w fotelu (a nie na wózku inwalidzkim!) siedział Liam w ciemnym garniturze i białej koszuli z białą muszką. Zawiśli na sobie wzrokiem. Brat i ojciec pomogli Liamowi wstać i młodzi się powitali gorącym uściskiem.
- To ty? To naprawdę ty? - wyszeptał zachwycony Liam.
- Kocham cię – szepnęła mu po szwedzku.
Sala była pełna ludzi. Stefcia powitała wszystkich skinieniem głowy i uśmiechem. Goście wstrzymali oddech, a po chwili przez salę przeszedł szmer i jakby jęk. Za Stefcią szła babcia w granatowej sukni z dużym koronkowym, białym kołnierzem – bardzo dostojna, wzruszona, przejęta chwilą. Włosy miała już skrócone i uczesane przez Kamila w bardzo twarzowy, nisko osadzony koczek. Tuż obok była Ada, również w granatowej sukience, ozdobionej białymi (sztucznymi) perełkami, w wytwornej, ale nowoczesnej fryzurce. Wszystkie trzy Polki wyglądały prześlicznie i aż „rwały oczy”, jak to później ocenił Edward i ojciec Liama.
Pani Stefania, z racji wieku, pierwsza podeszła do młodych i cichutko powiedziała do Stefci, aby ta uklękła. Powinien uklęknąć także Liam, ale to na razie nie było możliwe. Babcia pobłogosławiła młodych po polsku, uczyniła na ich czołach znak krzyża i podsunęła niewielki krzyżyk do pocałowania. Liam w lot chwycił powagę chwili i podziękował za błogosławieństwo, ucałował obie ręce starszej pani.
- Dziękuję, że ją pani dla mnie wychowała – powiedział na zakończenie, co Bela skwapliwie przetłumaczył.
Następnie młodym błogosławił Edward, a po nim Bela. Teraz Stefcia stanęła obok Liama i zaczęła się ceremonia świecka, długotrwała, bo ze szwedzkiego tłumaczona na język polski i angielski, a fragmentarycznie także na włoski. Liam był blady i chyba już ledwie stał... Wreszcie młodym, po wymianie obrączek, pozwolono pocałować się i usiąść. Nastąpiły teraz przemowy wszystkich szwedzkich panów, przy czym Olof i Orvor mówili najkrócej. Na zakończenie, jakby pod przymusem tych szwedzkich wypowiedzi, króciutką przemowę po polsku wygłosił Edward. Życzył młodym szczęśliwego, długiego życia i podziękował gościom za liczne przybycie dla uświetnienia uroczystości. Bela przetłumaczył.
Przez cały czas Dawid robił zdjęcia, a Barbro zgrzytała zębami.
Na znak pani Rybbing wprowadzono do salki wózek z poczęstunkiem – był okazały tort oraz zdecydowanie wyższy od niego polski sękacz – jak się okazało prezent od stryja Tomka (drugi taki czekał w hotelu na wieczorne przyjęcie. To dlatego do Wierzbiny przyjechały Kasia z Dorotką – przywiozły tam niezwykłe, podlaskie ciasto-rarytas.). Były też kieliszki z szampanem i duży termos z kawą. Ale goście najpierw podchodzili do młodych, składali im życzenia i dawali kwiaty.
Liam często popatrywał na Stefcię rozkochanym wzrokiem – jakby ją od nowa po raz pierwszy zobaczył. A w oczach Stefci odnajdował niezachwianą miłość i ciepło. Był szczęśliwy. Oboje byli szczęśliwi. Po blisko trzech godzinach wreszcie było po ceremonii i poczęstunku. W trakcie poczęstunku Pan Rybbing znalazł chwilę, by podejść do Stefci i poprosić, by zwracała się do niego po imieniu.
- Chyba pamiętasz – mam na imię Halvar – powiedział i pocałował ją w czoło.
- Dziękuję, panie Halvar. Jest mi bardzo miło.
- Och, dziecko, opuść tego „pana” i mów zwyczajnie po imieniu. Oczywiście możesz mnie też nazwać ojcem, czy cieplej – tatą. Ale generalnie nie ma takiej potrzeby.
- Jeszcze raz bardzo dziękuję. Będę się starała... Halvar, ale na razie mogę mieć z tym przejściowe kłopoty...
Matka Liama nie zdobyła się na taki gest. Natomiast Edward z Belą odpowiednio „poszeptali” z Liamem, rozszerzając temat także na babcię.
Po tych blisko trzech godzinach uroczystości Liam był ogromnie zmęczony, mimo nalegań Stefci wytrwał do końca, zapewniał ją, że ma bardzo wygodny fotel. Kiedy wreszcie wrócili do jego zwykłej salki – potrzebował pomocy ojca i brata w przebraniu się piżamę. Pielęgniarka wywiozła go wózkiem do toalety, a potem podłączyła kroplówkę.
- Za jakieś piętnaście minut Pan Liam będzie spał – powiedziała do Stefci.
A ona ułożyła się obok Liama, z głową w zagłębieniu jego szyi. Objął ją i przytulił do siebie, lecz już po chwili poczuła, jak słabnie moc jego uścisku – Liam odpłynął. A i ona czuła się bliska uśnięcia... Emocje opadły, rozluźniła się. Teraz może być już tylko lepiej – pomyślała. Poczekała, aż oddech Liama się wyrówna, stanie głębszy i ostrożnie wstała.
- Pan Liam będzie spał co najmniej dwa godziny. Może nawet trzy. Pani też powinna odpocząć – powiedziała jej pielęgniarka.
Pod szpitalem czekał na nią pan Antonio.
- Jak dobrze, że pan jest. Jestem nieludzko zmęczona – uśmiechnęła się blado do kierowcy.
Otworzył przed nią drzwi.
- Zapraszam. Chce pani małą wycieczkę? Przejedziemy się nad Tybrem, odetchnie pani innym powietrzem, pooddycha rzymską zimą. Nawet nie będzie pani musiała wysiadać z samochodu. Chciałbym, aby pani chwilę odpoczęła, bo słyszałem, że wieczorem ciąg dalszy atrakcji.
- Dobrze. Oddaję się w pana ręce.
- Tak na godzinkę, nie dłużej.
W tym czasie pokazał jej kilka mostów i zajmująco o nich opowiadał.
- Dlaczego pan nie jest przewodnikiem turystycznym? Świetny z pana gawędziarz.
- Kiedyś próbowałem, ale wolę być za kółkiem – poklepał znacząco kierownicę.
Stefcia kilka razy otwierała okno, przez cały dzień świeciło słońce i temperatura oscylowała około siedemnastu stopni. Podobna pogoda miała się utrzymać przez kilka najbliższych dni. Po tej wycieczce bez tłumu i gwaru, czuła się dotleniona i spokojniejsza.
- Dziękuję panu. Miło mi, że to pan jest moim kierowcą. Ale już wracajmy, bo moi bliscy mogą się niepokoić.
Jeśli ktoś się szczególnie niepokoił, to Alice i jej matka. Pani Rybbing chciała ze Stefcią pilnie porozmawiać i Alice z tego względu czekała na pannę młodą przy windach. Apartament Rybbingów był bardzo duży, miał inny układ pokoi. Alice wepchnęła Stefcię do pokoju najbliższego drzwi wejściowych, a sama się ulotniła. Za biurkiem pełnym różnych papierów, teczek, skoroszytów i nawet segregatorów królowała pani Rybbing.
- O, wreszcie jesteś – sapnęła z przyganą. - Siadaj, musimy omówić pewne sprawy i podpisać kilka dokumentów.
Ale Stefcia nie usiadła, tylko podeszłą do niej blisko i serdecznie powiedziała:
- Chciałam pani bardzo podziękować za organizację naszego ślubu – pochyliła się i pocałowała matkę w oba policzki. - To musiało być trudne i pochłonęło dużo pani pracy i siły. Bardzo jestem pani wdzięczna i z całego serca za wszystko dziękuję – podała kobiecie rękę i ponownie ją ucałowała.
- Och, drobiazg. - Rybbing machnęła lekceważąco ręką i jeszcze raz wskazała krzesło przed biurkiem. - Załatwmy to szybko, abyś mogła trochę odpocząć przed wieczornym przyjęciem. Jesteście wszyscy zaproszeni na godzinę dziewiątą do naszej hotelowej restauracji.
- Dziękuję bardzo, ale to absolutnie nie wypada, bym ja się gościła, gdy Liam sam w szpitalu. Będę u niego najdłużej jak się da, a potem może zajrzę na pół godziny. Jednak bez Liama taka impreza nie sprawi mi przyjemności.
- Ależ Liam też tam będzie. Mało tego – dostanie dwudniową przepustkę ze szpitala i będziecie mieli dla siebie dwa dni i dwie noce.
- To zmienia postać rzeczy. - Stefcia była radośnie zaskoczona i wreszcie usiadła.
- Nie mówiliśmy ci tego do tej pory, ale od pierwszego października jesteś pracownikiem w Hotelu Steffi jako główny manager. Teraz, od dziś zostajesz zastępcą Liama, czyli zastępcą dyrektora na trzy hotele. Na pewno nie będziesz narzekać na wynagrodzenie. Już na twoim koncie są spore pieniądze. - Stefcia milczała. Nie mogła i nie chciała zdradzać swoich rozmów z Liamem. - Podpiszesz dziś dokumenty i jednocześnie otrzymasz dostęp do konta. Wszystko zgodnie z tym, czego sobie życzył Liam, choć ja nie do końca się z nim zgadzałam. Ale skoro mój syn sobie tego życzył... Proszę, tu są te papiery.
Pani Rybbing położyła przed Stefcią kilka dużych kartek, wypełnionych pismem maszynowym – po szwedzku. Na żadnej z nich nie było odręcznych podpisów jakichkolwiek innych osób. Natomiast były wykropkowane miejsca, w których miała się podpisać. Czyli Liam nic matce nie powiedział. A ona już podpisała podobne dokumenty. Matka chce dublować dokumenty? O co tu chodzi?
- Czego dotyczą te pisma? - zapytała ostrożnie.
- Głównie twojej pracy. O, widzisz – tu jest data – pierwszy październik. A tu dzisiejsza – jedenasty grudzień. Te trzy pisma są do banku, a to do konsulatu. Podpisz szybciutko i zamykamy sprawę.
Stefcia przeglądała pismo po piśmie. Nic nie rozumiała. Szukałą słowa „intercyza”, albo jakiegoś brzmiącego podobnie, ale takiego nie widziała. Na dwóch nagłówki mówiły o banku w Szwecji. Inne nie miały adresu. W głowie Stefci rozległ się głośny sygnał alarmowy: - „A to małpa! Chce mnie w coś wrobić!”. Już oparła długopis o kartkę, a ręka jej drżała. Nie ma mowy – nic nie podpiszę! Liam na pewno nic o tym nie wiedział! Pani Rybbing znów wymyśliła coś złego, coś przeciwko niej.
W drzwiach ukazała się głowa Barbro.
- Mamo, pospieszcie się. My tu czekamy.
Stefcię oblał war. Czuła, jak zapłonęły jej policzki. Musiała odmówić podpisów! Wszedł Rybbing i powiedział do żony coś twardo, stanowczo, po szwedzku, a ona odpowiedziała mu niemal agresywnie.
- No widzisz? Mąż też mnie przynagla – powiedziała do Stefci z fałszywym uśmiechem na ustach. Stefcia policzyła do dwudziestu – bo do dziesięciu to było za mało! „Och, ty żmijo!”.
- Pani wybaczy, ale nic nie podpiszę. Przecież ani słowa z tego nie rozumiem – spokojnie odłożyła długopis. - Zrobię to później w obecności Liama, bo muszę dokładnie wiedzieć, co podpisuję. Dobrze? Wezmę te pisma tymczasem, niech stryjek je przejrzy.
- Nie ma takiej potrzeby! - kobieta niemal wyrwała pisma z rąk Stefci.
Ale ona i tak wcześniej zdążyła policzyć, że było sześć kartek. Była bardzo ciekawa, do czego chciała przymusić ją pani Rybbing przez wymuszenie podpisów. Zatrzęsła się z nerwów. Nie miała wątpliwości co do tego, że matka chciała wpuścić ją w maliny. Praca? Tą sprawę już miała załatwioną z Liamem. To nie do wiary! Konto w banku? Bzdura, a nie konto w banku! Konto ma już założone!
- Czy Liam wie, o każdym z tych pism?
- Ależ oczywiście!
- No cóż... Inaczej się z nim umawiałam. I dlatego nie wierzę, aby on wiedział. Pójdę już – bąknęła wstając z krzesła. Widziała, jak wściekłość wykrzywiła twarz matki Liama.
- Szkoda. A miałybyśmy już czystą sprawę.
Stefcia wyszła kompletnie roztrzęsiona. Ledwie trafiła do wyjścia. Pomyliła piętra. W windzie ogarnęła ją nagła słabość, aż bała się, że zaraz zemdleje. Z trudem powstrzymywała płacz. Dobrze, że ojciec czekał na nią w otwartych drzwiach. Od razu wpadła w jego ramiona i już nie wstrzymywała łez.
- Dziecko, co się stało? Piotrek, szklanka wody dla siostry, migiem. A ty siadaj i spróbuj nam opowiedzieć.
Stefcia zdjęła swój śliczny, elegancki „ślubny” płaszcz i niedbale rzuciła go na fotel. Usiadła koło babci. Dygotały jej ręce i nogi. Piotruś podał wodę. Wypiła od razu wszystko.
- Dziękuję, Piotrunia. Zobacz, czy jest Ada z Dawidem. Jeśli są niech przyjdą i posłuchają.
- Kto? – zapytała babcia, biorąc Stefcię za rękę.
- Pani Rybbing.
- I wszystko jasne! - za złością warknął Bela.
Weszła Ada, Dawid i Piotruś.
- Stryjku załatw jakiś alkohol. Ale nie wino. Raczej koniak.
- Dobra. Ale ty mów wreszcie.
I Stefcia opowiedziała, dodając swoje przemyślenia i odczucia. W zasadzie wszyscy byli wstrząśnięci, nawet Piotrek i Kamil.
- A ja już takie papiery podpisywałam w obecności Liama. To znaczy te odnośnie konta w banku i te dotyczące pracy. To wszystko Liam załatwił dużo wcześniej – zakończyła.
- A to dopiero małpa!
- Chciała cię w coś wrobić.
- Albo z czegoś wykluczyć.
- Jej na pewno chodziło o intercyzę.
Posypały się uwagi różnych osób.
- Broni swoich pieniędzy, jak lwica małych.
- Nie swoich, tylko Liama.
- Ale suka!
- Wiedźma!
- W mordę jeża! Ale wredota! - nawet Piotrek nie wytrzymał.
- Ciekawe, czy Liam o tym wie.
- Na pewno nie wie. Przecież chciała to załatwić za jego plecami.
- No dobrze – ale co dalej?
- Córcia, jesteś bardzo mądrą dziewczynką. Czy ci już to mówiłem? - Edward pocałował córkę w czoło. - Jestem z ciebie bardzo dumny.
- Gdyby do niej dotarło, że ja kicham na te ich miliony! Mam je w nosie! Wcale mi nie zależy na ich pieniądzach. Mogła zagrać ze mną w otwarte karty, a wtedy bym podpisała intercyzę bez mrugnięcia okiem. Ale nie stać ją na uczciwość. Bez Liama nic nie podpiszę. A tej mamuśce już nigdy nie uwierzę, nie zaufam. Spaliła wszystkie mosty... A ja jeszcze jak ta głupia, naiwna, tak pięknie jej podziękowałam za ślub i imprezkę. - Popatrzyła na swoją błyszczącą brylantami obrączkę i ją pocałowała. - Liam, dodaj mi sił. Ja wcale nie chcę walczyć z twoją matką! Ja tylko chcę być z tobą. W ciszy i w spokoju. Razem.
Dostarczono koniak, szklaneczki i coca-colę oraz miskę winogron. Oddzielnie w kubełku był lód. Kamil zajął się nalewaniem. Nawet babcia chciał drinka. Bela zapalił cygaro – jemu też drżały ręce. A to suka! Chciała uderzyć w jego ukochaną chrześnicę! Ale to Żakówna, jego krew! Takie numery z Żakami nie przechodzą!
- I co teraz zrobisz? - zapytała Ada, wstrząśnięta tak jak pozostali.
- Nic nie zrobię. Nic nie mogę zrobić. To matka Liama. Nawet się jednym słowem do niego nie zająknę. Chyba żeby zapytał wprost, to wtedy kłamać nie będę. Bo podobno zawsze się zaczyna od małego kłamstwa. Takiego, żeby tę drugą osobę chronić, osłonić, nie denerwować. Między nami kłamstw nie będzie. Ale jeśli się da, to sprawę przemilczę. To musi być ogromnie przykro mieć taką matkę.
- To na wieczornym przyjęciu wszyscy udajemy, że jest cacy? - zapytał wściekły Edward.
- Spokojnie, synku. Tak chyba będzie najlepiej – potwierdziła babcia. - A już w stosunku do niej to wszyscy macie być uprzedzająco grzeczni. Przecież chciała zrobić Stefcię managerem, a nawet zastępcą Liama nad trzema hotelami – dodała z przekąsem starsza pani. - Niech się kobieta cieszy, a my i tak swoje wiemy.
- Mnie te stanowiska wcale nie cieszą, bo się nic a nic nie znam na tej hotelowej pracy. Wyjdę na jakiegoś pajaca! A przy tym żadna znajomość szwedzkiego. Tymczasem się okazuje, że i włoskiego mam się uczyć „na biegu”!
- Zajedziesz do Szwecji i od razu szukaj nauczyciela szwedzkiego. I niech to on do ciebie przychodzi, żebyś nie traciła czasu na dojazdy. A ojciec Liama niech cię uczy hotelarstwa...
- Ojca nie będzie, bo on wróci do Pineto. Orvor musi do Szwecji, bo jego żona zaraz będzie rodzić – wyjaśniła Stefcia.
- No tak, to komplikuje sprawę. - Bela nerwowo krążył po salonie. - Tak czy tak musisz się uczyć. W Polsce znalazłabyś jakieś kursy hotelarskie... Może w Szwecji znajdziesz coś w języku angielskim? Trzeba szukać.
- Kochana przyjaciółko – wzniósł toast Kamil – za ciebie, za twoją przyszłość, za twoją mądrość, za wasze wspólne szczęście. Nie daj się, nasza kochana dziewczyno, żadnym przeciwnościom. Walcz! A na pewno zwyciężysz! Masz nie od parady główkę i umiesz myśleć z wyprzedzeniem. Ja w ciebie wierzę.
- Dziękuję, mój przyjacielu – Stefcia wstała i ucałowała go w oba policzki. - Dziękuję ci, że jesteś z nami. I za taki piękny toast.
- Przecież w Szwecji jest sporo szkół wyższych. Muszą być i hotelarskie. Zatrudnij jakiegoś doktora czy profesora i niech cię uczy indywidualnie – podsunął pomysł Daniel.
- Ja się w Polsce rozejrzę za podręcznikami dotyczącymi hotelarstwa i jak najszybciej prześlę je do ciebie – zaoferował się stryj.
- I w żadnym wypadku nie zwierzaj się szanownej mamuśce oraz jej córeczkom. Kto wie, co ma za uszami ichnia milutka Alice. Bez problemu bym uwierzył Orvorowi, ale nie żadnej z tych trzech damulek. Ona wszystkie są po jednych pieniądzach– dorzucił Edward.
- Jest mi ogromnie przykro, że taki afront spotkał cię w dniu ślubu – Bela delikatnie poklepał swoją chrześniaczkę po plecach. - Ale Kamil ma rację – WALCZ! Zawsze bierz byka za rogi, a zwyciężysz. I – jak to mówią – karty trzymaj przy orderach. Przyjmują cię do rodziny, a kopią pod tobą dołki. Bądź od nich cwańsza, ale zawsze uczciwa. A ta jędza kiedyś się potknie o własne nogi, czego jej serdecznie życzę! Zaś córunie to też nie wiadomo jakimi szpakami karmione. Nie ufaj żadnej z nich, Edek ma rację.
- A ja wracam do głównego tematu – odezwała się babcia. - Niech nikt z was nie waży się zrobić jakiejkolwiek aluzji, albo nie daj Boże, przykrości tej Rybbingowej. Ani na przyjęciu, ani kiedykolwiek później. Wszyscy macie być dla niej słodsi od miodu, uprzedzająco grzeczni, mili i uśmiechnięci. Niech się kobiecina cieszy, bo nic więcej jej nie zostało. A mu stoimy zwartym murem, o który co najwyżej można się rozbić.
- A czy mówiłam, że na przyjęciu będzie także Liam? - wreszcie radośnie powiedziała Stefcia. - Dostanie przepustkę ze szpitala aż na czterdzieści osiem godzin! Przezorna mamuśka już wynajęła lekarza i pielęgniarkę, aby cały czas byli w hotelu. To się nazywa dalekowzroczność.
- To może nam się uda jeszcze pojechać na Monte Cassino? - niepewnie zapytała babcia. - Chociaż pogoda nie jest za ładna... Ale może...
- Dobry pomysł - jedźcie! - poparł ją Bela. - Ja już tam byłem, to sobie odpuszczę. Ale koniecznie weźcie Piotrusia.
- Ja też tam byłem, więc nie będę zajmować miejsca tym, co nie widzieli – stwierdził Kamil, popatrując na Adę i Daniela.
- My bardzo chętnie, ale pan Edward też nie był, a w samochodzie są tylko cztery miejsca...
- Ada, dziecko drogie – ciepło powiedział Edward – ja będę jeszcze wiele razy, przecież moja córcia ma tu swój hotel. Więc się naoglądam wszystkiego aż do bólu. Jedźcie i mną się nie przejmujcie. Ja będę uprawiał leżenie brzuchem do góry, bo zaraz muszę do pracy. A takie leżenie jest nad wyraz przyjemnym zajęciem. Albo zagramy w brydża „z dziadkiem”, co Kamil?
- Moi panowie, ja mam jeszcze do was gorącą prośbę – Stefcia aż wstała, aby ją wygłosić. - Niech żaden z was się dziś nie upije. Niech nie mówią, że Polacy to alkoholicy. Pijcie na pół gwizdka, a nawet jeszcze mniej. Bardzo was o to proszę. Nie pozwólcie sobie na nadmierny luz. Kiedyś, w Wierzbinie zrobię dla was solidną popijawę, taką, że aż pospadacie ze stołków, ale dziś pijcie tylko symbolicznie.
- Nie ma sprawy, Steniulka. Masz to u nas jak w banku – pierwszy odezwał się Kamil, a pozostali panowie natychmiast go poparli.
- A ja trzymam cię za słowo, nie dlatego, że tak bardzo pragnę się napić, ale dlatego, że jestem ogromnie ciekaw waszej Wierzbiny. To musi być magiczne miejsce – zauważył Daniel.

c.d.n.
fot. - Pixabay  

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz